piątek, 19 lutego 2016

-Rozdział 49- Rebellion

Trzęsły się jej kolana. Nie była wstanie ocenić jak bardzo, ponieważ swój spanikowany, rozbiegany wzrok cały czas próbowała skupić na wszystkim, tylko nie nogach, które zdradliwie odmawiały jej w tej krytycznej sytuacji posłuszeństwa.
Niejednokrotnie z kimś walczyła. Podczas bitwy o Hogwart stoczyła więcej pojedynków niż ktokolwiek zdołałby policzyć, a mimo tego, stojąc tutaj, w wyłożonej marmurem sali ogromnego domu Malfoyów, czuła się tak, jakby powołano ją do zupełnie obcego zajęcia.
Przełknęła głośno ślinę i zmarszczyła brwi, próbując zignorować szepty weselnych gości, skulonych pod wytapetowaną ścianą salonu, skupiając się na swoim przeciwniku, który z perfidnym uśmiechem właśnie zjechał ją wzrokiem.
-Jesteś ponad to, Hermiono-szepnęła do siebie, tak cicho, że nikt nie był wstanie tego dosłyszeć, a potem zacisnęła palce na swojej różdżce, próbując uspokoić niekontrolowane drganie rąk i kolan.
Była przerażona.
Gdzieś tam, zaledwie kilka metrów za jej plecami Draco szarpał się i wyklinał trzymających go śmierciożerców, ale ona zdawała sobie sprawę, że tym razem, nie może na niego liczyć. Nawet gdyby zdołał wyswobodzić się z ich silnego uścisku, było ich zbyt wielu, by żywy zdążył do niej dobiec.
Przymknęła oczy, przytłoczona nagłą wizją, upadającego na marmurową posadzkę ciała. Już to kiedyś przerabiała.
Cicho wypuściła z ust powietrze, a potem powoli uchyliła powieki, spoglądając w miejsce, które jeszcze kilka miesięcy temu spowite było jej krwią.
To się miało znów wydarzyć.
Nie wiedziała jeszcze tylko, kto miał za to umrzeć.
Draco? Jej przeciwnik? Czy ona?
-Gotowi?-przywódca śmierciożerców wyrwał ją z myślowego letargu, niespodziewanie motywując jej umysł do pracy na wyższych obrotach. Przecież to wszystko nie musiało się kończyć w ten sposób.
-Na trzy-zaproponował śmierciożerca, z którym miała walczyć, a do jej uszu dobiegła mało kulturalna, przyozdobiona wieloma wulgaryzmami uwaga Dracona na jego temat.

Domyślała się jak bardzo musiał być wściekły. Jak go to frustrowało.
Ale ona nie mogła cofnąć czasu. Nie mogła oddać pieprzonej różdżki, kiedy wymagała tego sytuacja.
Czuła wręcz, że był to jej obowiązek. Skoro nie ona miała sprzeciwić się śmierciożercom, to kto?
-Przerwa! Dajcie jej trochę czasu-zaskoczona obróciła się i spojrzała na Dracona, który chwytając się ostatniej deski ratunku, właśnie podniesionym głosem mówił coś do przywódcy śmierciożerców.
Nie sądziła, by rzeczywiście zamierzał zrobić coś innego poza kupieniem jej nieco czasu, ale była mu wdzięczna, za to, jak bardzo się starał.

-Zamknij się, Malfoy-śmierciożerca zjechał go pogardliwym spojrzeniem, podczas gdy on, znów mimowolnie szarpnął się w uścisku swoich przeciwników.
-Puść ją-powtórzył bezradnie, nie bardzo wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić. Umarłby za nią, gdyby miało to jakoś pomóc, ale wiedział, że sytuacja była nieco bardziej skomplikowana. Śmierć niczego by nie rozwiązała, nawet gdyby dla niej zgodził się umierać od nowa i od nowa.
-Daj nam się wymienić. Będę walczył za nią.
-A ja będę na tyle głupi, żeby się na to zgodzić-przywódca śmierciożerców wywrócił oczami, dając swoim ludziom znak, żeby Hermiona i jej przeciwnik zaczęli wreszcie walczyć.
-Przecież nie za darmo-mruknął Draco, rzucając mu spojrzenie pełne nadziei.
-Co masz na myśli?-zaintrygowany mężczyzna przeniósł na niego uważne spojrzenie.
-Informację-Draco mocno zacisnął szczękę. Doskonale wiedział, że Hermiona go słyszy, a to co zamierzał powiedzieć, nie miało się jej spodobać. -Powiem ci kto zabił Rona Weasleya.

                                                                                  ***

-Sam się do tego przyznałeś, pamiętasz jeszcze?-wyraźnie rozdarty śmierciożerca rzucał mu nieprzekonane spojrzenie.
-Często kłamię-zauważył z udawanym zamyśleniem Draco. -I mam opinię zdrajcy.
-W takim razie skąd mam wiedzieć, czy teraz mówisz prawdę?-zapytał wściekle śmierciożerca.
-Ponieważ ta informacja rozpęta piekło. Da ci prawdziwy pretekst, by rozpocząć wojnę.
Słyszał jak wszyscy w sali głośno zaczerpują powietrza, ale nie zamierzał się wahać. Był wstanie to zrobić. Poruszyć niebo i ziemię, byle tylko ona nie musiała walczyć.
-Draco!-Hermiona krzyknęła w jego stronę, a on instynktownie przerzucił na nią swój wzrok, ale doskonale wiedział o co jej chodzi. -Nie wasz się!
Nie było opcji by zmienił zdanie. To było jedyne co mógł w obecnej sytuacji zaoferować śmierciożercom.
-Kto?-przekonany przywódca pochylił się nad nim i zmarszczył groźnie brwi, podczas gdy jego podwładni mocniej zacisnęli dłonie na ramionach Dracona.
-Draco, nie!
Możliwe, że była gotowa go za to nienawidzić.
Ale to nic złego. Nawet nie było mu przykro.
-Harry Potter-wyprostował się i z powagą spojrzał w oczy śmierciożercy, który za to wybuchnął głośnym, szyderczym śmiechem. Nim się obejrzał, dostał pięścią w twarz, ale nie był w stanie nic zrobić. Po prostu niekontrolowanie przechylił głowę na bok i obdarzył zidiociałego przywódcę wrogim spojrzeniem.
-To niemożliwe.
-Tak samo stwierdzą ludzie-przyznał z powagą Draco. -Ale to prawda. Spytajcie Pottera...
Przywódca nagle jakby zastygł, skanując go przenikliwym spojrzeniem, a on uparcie gapił się w jego ciemne oczy, czując jak ciepła krew spływa mu z nosa po twarzy.
-Nie kłamiesz-stwierdził bardzo cicho przywódca, przyglądając mu się z jakby szokiem i przerażeniem jednocześnie.
-To bardzo wygodna prawda, czyż nie?-uśmiechnął się perfidnie Draco. -Upokorzysz Pottera na oczach wszystkich. Zrobisz z niego zdrajcę i mordercę najlepszego przyjaciela, a potem... kto wie?-zmrużył oczy, uważniej mu się przyglądając. -Sam wstąpisz na miejsce ministra.
Na moment w całej sali zapanowało milczenie, a potem, zadowolony przywódca wyprostował się i uniósł ręce do góry, oznajmiając:
-Idziemy stąd.

                                                                      ***

Śmierciożercy opuścili salon w jego rodzinnym domu, zostawiając wszystko w zupełnej rozsypce. Większość rzeczy była po prostu zniszczona, zastraszeni ludzie wciąż kulili się pod ścianami salonu, a on stał po środku pomieszczenia, tępo wgapiając się w przestrzeń, w której jeszcze niedawno znajdowali się śmierciożercy.
Mocny policzek wyrwał go z zamyślenia, ale wciąż nic nie mówił. Po prostu się skrzywił, bo kolejny cios, przypomniał mu o zapewne opuchniętym i cały czas krwawiącym nosie.
-Jak mogłeś?!
Wspominał, że wyglądała ślicznie? Że gdyby nie martwił się o to, że właśnie rozpętał piekło, bardziej martwiłby się o to, że w tak zjawiskowej sukience przyciąga niepożądane spojrzenia. Wszyscy faceci ślinili się na jej widok, nawet teraz, zaraz po tak wstrząsających wydarzeniach.
-Uratowałem ci życie-zauważył na pozór zimno i obojętnie, niedbale poprawiając swoje jasne, roztrzepane włosy.
Miała łzy w oczach. Nie pamiętał kiedy ostatnio się uśmiechała. Kiedy słyszał jej śmiech? Ostatnio tylko płakała. Martwiła się i wrzeszczała. A on, niewątpliwie bardzo się do tego przyczyniał.
-Nie prosiłam o to.
-Jesteś gotowa za niego umrzeć-powiedział cicho, tak, że tylko ona była wstanie go usłyszeć. Mimo to, jego ostre, starannie dobrane słowa, sprawiały, że kuliła się pod jego spojrzeniem. Dokładnie tak, jakby na nią wrzeszczał. -To naprawdę świetnie, ale skoro sama masz ochotę pójść na misje samobójczą po to, by ratować tego idiotę, nie dziw się, że ja jestem gotów umrzeć dla ciebie-wycedził, mocno zaciskając szczękę. Obserwowała jak jego kości policzkowe uwydatniają się, kiedy ze złością zbliża się do niej coraz bardziej. -To naprawdę żałosne, ale mógłbym za ciebie umierać w kółko i w kółko, każdego pieprzonego dnia. Ale wiesz co? To by nic nie dało. Zamiast umrzeć, musiałem im wydać Pottera i cokolwiek powiesz-zmarszczył brwi, ze złością wyrzucając z siebie te słowa. -Podjąłbym dokładnie taką samą decyzję, jeżeli to miałoby ci pomóc.
Przez moment po prostu mierzyła go swoim spojrzeniem. Patrzyła w stalowoszare tęczówki, które stanowiły drzwi do wnętrza, którego nigdy za nic nie była wstanie pojąć i próbowała zrozumieć, dlaczego to wszystko przydarza się akurat jej. Dlaczego obdarzenie go uczuciem, było jak zaciągnięcie długu. Miała wrażenie, że za miłość do niego płaci niemal codziennie.
-Nie wybaczę ci tego-powiedziała, ale on tylko się uśmiechnął. Gorzko i jakby nieszczęśliwie.
-Wiem-skinął głową, mocno zagryzając dolną wargę. Chyba wprawiła go w zakłopotanie. Albo, co bardziej prawdopodobne, złamała mu serce.
-Po prostu cię kocham-wspomniał jakby od niechcenia, dokładnie tak jakby wiedział, że przegrał i wcisnął dłonie do kieszeni garniturowych spodni, cicho wzdychając. -Nie możesz mnie za to karać.
-Wiem-tym razem to ona powoli pokiwała głową, przekrzywiając ją przy tym nieco na prawą stronę. Dokładnie tak, jakby chciała mu się lepiej przyjrzeć, jakby w jej mniemaniu po tym wszystkim co sobie powiedzieli, wciąż miała prawo do tego, by w tak otwarty sposób go podziwiać. -Harry może przez ciebie zginąć. Nie zniosę tego, rozumiesz? Jeżeli coś mu się stanie...
Spuścił głowę, prychając pod nosem. Możliwe, że wprawiło ją to w oburzenie, ale tak właściwie...
-A co ze mną? Ty też mogłaś zginąć i cholera, ani trochę się tym nie przejmujesz-zauważył, instynktownie sięgając dłonią do jej zaczerwienionego policzka. Wzdrygnęła się na jego dotyk, ale nie odtrąciła jego ręki, za co podświadomie był jej wdzięczny. -Gdyby coś ci się stało... mnie by nie było, rozumiesz? Jestem nikim, po tym jak zostawisz mnie samego na dwa tygodnie. W świecie, w którym byś nie istniała, ja byłbym tak samo martwy.
-Ale...
Nie było kurwa żadnego ale.
Sama ta myśl, sprawiała, że po jego plecach przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Panicznie bał się ją stracić. Nawet teraz, kiedy teoretycznie nie była jego.
I wbrew tym wszystkim słowom, które sobie powiedzieli, wbrew temu co się między nimi wydarzyło.
Po prostu zamknął jej usta pocałunkiem, czując jak pod jego dotykiem jej wargi jakby zamierają, a potem oddają jego gest i to było cudowne uczucie. Mieć ją przy sobie. Mieć ją tak blisko.
Przytuliła się do niego. Między ich ciałami nie było żadnej przestrzeni, kiedy położył dłonie na jej policzkach, dokładnie w tym samym momencie, w którym ona swoje ręce ulokowała w jego włosach. I nie zważając na to, że wokół wszystko się wali, a tej scenie przygląda się wiele osób, po prostu ze sobą byli.

                                                                               ***

Wyszedł z przeklęcie nieszczęśliwego dworu i stanął w nieco zarośniętym już ogrodzie, z zamyśleniem przyglądając się zaniedbanym roślinom.
Wiatr rozwiewał jego włosy, kiedy w milczeniu przeszedł przez trawnik i ze strapieniem usiadł na marmurowej ławeczce, w pobliżu ogrodzenia. Wciąż nic nie mówił. Nawet nie wiedział w jaki sposób powinien myśleć.
Mocno zaciskał palce na materiale swoich spodni, czekając na wybuch. Pierwsze wieści o powstaniu śmierciożerców.
-Kto by pomyślał, że wszystko się tak spieprzy, co?
Wszystkie jego mięśnie napięły się mocniej, kiedy z zaskoczeniem uniósł głowę.
-Nie powinno cię tu być-zauważył, pewnie podnosząc się z ławki.
-Jak to nie? To co się tu wydarzyło, to historyczna chwila. Powstanie-szyderczy śmiech rozniósł się po do tej pory milczącym ogrodzie. Po ciele Dracona przeszły dreszcze.
-Teodor...-rzucił ostrzegawczo, kiedy brunet uśmiechnął się i zbliżył nieznacznie w jego stronę, niedbale przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
-Przyszedłem przeprosić. Możliwe, że ostatnim razem nieco przesadziłem-przyznał skromnie, nonszalancko zajmując ławkę, na której jeszcze przed chwilą siedział Draco. -Wybaczysz mi?-spytał, klepiąc dłonią miejsce obok siebie.
-Zabiłeś Blaise'a. Okłamałeś mnie...
Teodor nieśmiało uniósł kącik ust do góry.
-Popełniłem błąd.
Blondyn uśmiechnął się z goryczą.
-Idź stąd, zanim cię zabiję.
-Och, z pewnością byłbyś do tego zdolny-zaśmiał się kpiąco Teodor.
-Czego chcesz?
-Czego chcę?-powtórzył z wyższością brunet. -Na Merlina, Draco, przez tą twoją durną miłość do szlamy, postawiłeś pod znakiem zapytania losy całego świata-zmrużył groźnie oczy. -To powstanie trzeba stłumić, rozumiesz? Nie możemy do tego dopuścić. Zamierzam pomóc ci to powstrzymać.

----------------------------------------

HALO HALO! Witam, witam!
Przepraszam, że się nie odzywałam, że nic nie napisałam przez tyle czasu :c Tak jak większość blogowych autorów,  po prostu przeżywam kryzys. Szczerze powiedziawszy, żałuję, że zaczęłam to opowiadanie. Zupełnie nie mam na nie pomysłu, co z resztą zauważyliście sami. Draco i Hermiona się kłócą, potem do siebie wracają, a ja zawaliłam na całej linii. Przepraszam. 
Nie wiem, czy to wszystko ma sens, niewątpliwie pomożecie mi, jeśli skomentujecie. Czy po takiej przerwie, ktoś to w ogóle jeszcze czyta? Czy to was w ogóle jeszcze obchodzi? 
Nie ma opcji, że zostawię to opowiadanie niedokończone. Coś tam zawsze się wymyśli. Po prostu chcę waszych opinii. 
Pozdrawiam i kocham :* Dziękuję, za wszystkie komentarze!