poniedziałek, 27 kwietnia 2015

-Rozdział 11- This Moment

To mieszkanie dawno nie wydało mu się równie puste. Ciemna i ponura tapeta, szare zasłony, skrzypiące i poobdrapywane z lakieru klepki - te czynniki wpływały natomiast na stwierdzenie, że stara i zaniedbana kamienica w zapuszczonej dzielnicy Londynu jest nie tylko opustoszała, ale również brzydka, dobijająca, pogłębiająca depresyjne myśli i melancholijne stany. Jednym słowem cudownie.
Odetchnął ciężko i wbił wzrok w sufit, wyłożony drewnianymi panelami, a potem przejechał dłonią po twarzy i przeklął, po raz kolejny katując się wspomnieniami z rozmowy z Hermioną. Po jego ostatnim wyznaniu po prostu odszedł, powiedział to co miał do powiedzenia i zniknął. I nie chodziło o to, że tchórzył, niczym zawstydzony nastolatek, uciekał, bo po tym jak wreszcie wyznał swoje uczucia zrobiło się niezręcznie. On po prostu wiedział, że w jego przypadku nie ma prawa ciągnąć tego dalej. W porządku, wyznał jej, że mu zależy, że nie umie odpuścić, ale to tyle. Nie chciał żadnej reakcji. Nie pragnął od niej żadnych słów, zapewnień, że ona również darzy go jakimś, o zgrozo, uczuciem, ani też nie chciał widzieć jak go wyśmiewa. Nie chciał od niej niczego.

Z posępnych myśli wyrwało go dopiero pukanie do drzwi i mimo iż z jak zawsze dręczącą go niepewnością szedł by otworzyć, w duchu cieszył się, bo niezbyt kulturalne dobijanie, powróciło go do rzeczywistości.
-Jak to jest, że Harry Potter cały czas kręci się w twoim otoczeniu?! Kiedy bym nie spojrzał, ten skurwiel pałęta się w pobliżu!-oznajmił niskim, zachrypniętym głosem Blaise Zabini, kiedy bez zaproszenia wtoczył się do jego mieszkania,  z irytującą pewnością siebie lekceważąc widoczne na twarzy blondyna niezadowolenie.
-Jaki zaszczyt... kto by pomyślał, że mam teraz dwóch szpiegów-prześladowców?-zawołał na pozór uradowany Draco, jednocześnie ze skrępowaniem pocierając swój kark. Z Blaise'm nie widział się od pamiętnej nocy w MalfoyManor, to znaczy, tej, w której pokłócili się i pobili, znacząc stare ale zazwyczaj czyste panele i ściany Dracona, czerwonymi strugami krwi.
-Poważnie, Malfoy. Musisz się go pozbyć-powiedział z powagą Blaise, najwyraźniej, ku uldze blondyna, postanawiając nie wspominać o tym jak ostatnim razem rozstali się w wyjątkowo podłych i wrogich nastrojach. Nie to, żeby podłe i wrogie nastroje nie były ich codziennymi, rutynowymi normami...
-Pracuję nad tym-przyznał niechętnie chłopak, powoli opadając na kanapę w rogu pomieszczenia. -Jestem profesjonalistą, Blaise. Tak długo, jak wydaje mu się, że mnie szpieguje i wszystko o mnie wie, jest w porządku. Gdybym go wyeliminował, wzbudzałbym podejrzenia...-wyjaśnił z lekkim zażenowaniem.
-Nie chcę, żebyś został zdemaskowany-odparł nieco urażony patetycznym tonem Dracona Blaise. Z irytacją przeczesał dłonią czarne, krótkie włosy, a potem westchnął rozdrażniony i wygodniej rozsiadł się na kanapie. -A tak w ogóle to o co chodzi z tą Granger, co?-spytał, zadziornie unosząc w górę brew. Wiedział, że wygrał, kiedy blondyn spiął się i przygryzł nerwowo wargę. Był to tylko moment, chwila okazanej słabości, ale młodemu Zabiniemu wystarczył, by dojść do wniosku iż była gryfonka i wzorowa uczennica Hogwartu, jest ściśle zamieszana w życie jego dawnego przyjaciela.
-Co ma z nią być?-nonszalancki, niczym nie wzruszony głos Dracona rozbrzmiał w niewielkim pokoju, kiedy ten odwrócił głowę w stronę Blaise'a i przyjrzał mu się z niezrozumieniem, grając wręcz idealnie. Robił wszystko by poprzednia oznaka zdenerwowania wydała się Zabiniemu złudzeniem, nic nie znaczącą reakcją. Obaj byli jednak dla siebie zbyt spostrzegawczy, bystrzy, przesadnie inteligentni i sprytni.
-Spotykasz się z nią. Często-wyjaśnił wzruszając ramionami Blaise.
-Wciąż mnie szpiegujesz?-zapytał z lekkim zaskoczeniem i złością Draco. -Wydawało mi się, że już rozmawialiśmy na ten temat...-wspomniał, nasuwając na myśli dawnego kolegi wizję jednego ze szpiegów, leżących martwo w ciemnym i zapuszczonym, londyńskim zaułku.
-Nie szpieguję-zaprzeczył z zadowoleniem Blaise, uśmiechając się perfidnie, tajemniczo, czerpiąc wręcz fizyczną przyjemność z niewiedzy blondwłosego chłopaka.
-Ugh-Draco wywrócił oczami i westchnął ciężko, przez zaciśnięte ze złości zęby, a potem obrzucił swojego nieproszonego gościa niechętnym i zrezygnowanym spojrzeniem. -Niech ci będzie.
-Więc?-Blaise uniósł w górę jedną brew, kiedy Malfoy przez dłuższą chwilę po prostu milczał. Milczał i wpatrywał się w jeden punkt, dziwnie przygaszony, dręczony jakimiś myślami, może nawet poczuciem winy.
-Granger jest... idealnym przekaźnikiem informacji. Dzięki niej, wypełnię misję...-wyznał niskim, ponurym głosem.
-Granger to inteligentna osoba. Jesteś pewny, że wiesz co robisz?-zapytał z powątpiewaniem Blaise, marszcząc brwi w wyrazie zamyślenia.
-Nie zorientuje się. Jestem tego pewien.

                                                                        ***

Siedziała w salonie, na kanapie i czytała książkę, korzystając z wolnej soboty, jaką okazało się to przyjemne przedpołudnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zdawało się, że wreszcie ma okazję do nic nie robienia. Nora była pusta. To znaczy... Może... Nie zupełnie pusta.
-Jesteś na bezludnej wyspie. Twoja różdżka przepadła. Co robisz?
a) Rozpaczasz i wołasz o pomoc;
b) Zbierasz pożywienie i materiały niezbędne ci do przetrwania;
c) Opalasz się na plaży i ze spokojem czekasz na pomoc.
-Caitlyn, serio?-zapytała z zażenowaniem i irytacją, odrywając się od czytanej do tej pory książki. Głośno zatrzasnęła egzemplarz jakiejś wyjątkowo interesującej, dobrej powieści, a potem odrzuciła ją na bok i przyjrzała się brunetce z niezrozumieniem, wyczekująco unosząc w górę brwi.
-O co ci chodzi? To całkiem niezły artykuł-powiedziała na swoje usprawiedliwienie Caitlyn, wzruszając ramionami i machając jej okładką Czarownicy przed oczami. -Odpowiedz na pytania i odkryj kim jesteś-zacytowała, z zamyśleniem śledząc tekst gazety od nowa. -A więc? Jaka jest twoja odpowiedź?
-Żadna-Hermiona mruknęła z tak typowym dla siebie sceptycyzmem i podkurczyła nogi pod brodę, cicho wzdychając. Niby jak znalazłaby się na cholernej wyspie? -Dlaczego nie jesteś z Ginny?-zapytała, szukając jakiegoś pretekstu by ją spławić, a potem rozsiadła się wygodniej na kanapie i wniosła oczy ku niebu, kiedy Caitlyn przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, a jedynie gapiła się w kolorowe stronice szmatławca, pogrążając się w porywających historiach czarodziejskich celebrytów i gwiazd.
-Bierze prysznic... Zaraz zejdzie-odparła znudzona brunetka, rzucając się na sofę na przeciwko. Rozłożyła swoje niepoprawnie długie, szczupłe nogi, a potem westchnęła z rozmarzeniem i poprawiła swoje ciemne, lśniące włosy, delikatnie się uśmiechając. -Skoro już mówimy o Ginny...-zaczęła z tak typową dla siebie nutą, zwiastującą wyjątkowo irytujące, doprowadzające do szału rozgadanie. -Mówiła ci może kim jest ten tajemniczy chłopak, z którym cały czas się spotyka? Albo może chociaż się domyślasz...?
-Nie, Caitlyn, nie obchodzi mnie to-skłamała całkiem wiarygodnie Hermiona, wbijając wzrok w kolorowe obicie kanapy. Kiedyś z Ginny mówiły sobie o wszystkim. -Gdyby chciała, na pewno by ci powiedziała-dodała niezbyt uprzejmie, ale szczerze mówiąc, w ostatnim czasie przestała się oszukiwać. Nie obchodziły jej uczucia Caitlyn.
-No ale Ginny...
-Co ja?-do pokoju weszła rudowłosa dziewczyna, z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, zwykłej i prostej, nieco przydługiej koszulce i szarych dresach. Tego dnia nie miała na sobie makijażu, a zazwyczaj ładnie ułożone, dopiero co wysuszone zaklęciem włosy związała w wysoką kitkę na czubku głowy.
-Zostajesz dziś w domu?-zdziwiła się Caitlyn.
-Och, tak-Ginny uśmiechnęła się niepewnie i zajęła miejsce na kanapie obok Hermiony, podciągając nogi do góry i siadając po turecku. -Weekend spędzam w domu. Jestem zmęczona ciągłym wychodzeniem.
-A ja myślałam, że wyciągnę cię dziś na zakupy-jęknęła z zawodem Caitlyn na co Hermiona wywróciła oczami. Nie to żeby była jakąś dziwną przeciwniczką łażenia po sklepach, ale bez przesady. Caitlyn dopiero co była na zakupach i dziewczyna nie miała wątpliwości, że tamtymi ciuchami byłaby wstanie zapełnić szafy połowy Londynu.
-Może innym razem-Ginny westchnęła ciężko, a potem uśmiechnęła się przyjaźnie, oparła łokcie na kolanach i podparła brodę na rękach, z zamyśleniem nawijając kosmyk rudych włosów na palec. Zdawała się być zamyślona, tak jak ostatnio, cały czas nieobecna, pogrążona w zupełnie innym świecie.
-W porządku. Wpadnę w przyszłym tygodniu-stwierdziła Caitlyn, wzruszając ramionami. -W takim razie już pójdę, pa Hermiono-tu zwróciła się do drugiej dziewczyny i pomachała jej przyjacielsko, a potem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, ściskając w dłoni egzemplarz Czarownicy. -A tak właściwie...-zamyśliła się na moment i rzuciła gazetkę w stronę Hermiony, delikatnie się uśmiechając. -Weź sobie, ja już przeczytałam. Przyda ci się, mają fenomenalny artykuł o modzie, Herm.

                                                                                    ***

-Kim on jest, Ginny?-zapytała w końcu Hermiona, kiedy od dłuższego czasu po prostu siedziały na kanapie i w milczeniu radziły sobie z ogarniającą je, niezręczną i nietypową sytuacją. Były w końcu najlepszymi przyjaciółkami, a czuły się w swoim towarzystwie wyjątkowo sztywno i niekomfortowo.
-Kto?-zdezorientowana dziewczyna wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Hermionę z niezrozumieniem, wymuszając na swojej twarzy ciepły uśmiech. Próbowała naprawić zrujnowaną relację, ale chyba nie bardzo jej się to udało, bo usta Hermiony nawet nie drgnęły.
-Chłopak, z którym ciągle się spotykasz-mruknęła z zaciekawieniem Hermiona, chcąc wiedzieć nieco więcej o życiu Ginny. Czuła się do tego wręcz zobowiązana; jej obowiązkiem było interesowanie się przyjaciółką, opiekowanie się nią i bezustanne wspieranie. Ostatnim czasy bardzo to wszystko zaniedbała.
-Och, on-Ginny westchnęła cicho i odwróciła wzrok, delikatnie się rumieniąc. -On... nie znasz go... To znaczy-urwała i przełknęła głośno ślinę. -Chodziliśmy do Hogwartu. Nie sądzę, żebyś go pamiętała-uśmiechnęła się nieśmiało i poprawiła swojego kucyka.
-To jakiś Gryfon?-kąciki ust Hermiony uniosły się nieznacznie do góry, a ona sama cieszyła się szczęściem rudowłosej przyjaciółki. Między nią a Ginny nie było ostatnio kolorowo, ale to nie znaczyło, że nie chciała dla niej jak najlepiej. -Powiesz mi jak ma na imię?
-Ja... to...-Ginny wyraźnie gubiła się we własnych słowach. Zdawała się być zdenerwowana. Z zakłopotaniem zacisnęła palce na grubym materiale swoich dresów i przygryzła delikatnie dolną wargę, ciężko wzdychając. -Wiesz co?-podskoczyła nagle i zerwała się z kanapy. -Ja zapomniałam... nastawiłam wodę na herbatę. Poczekaj tu, zaraz przyniosę nam coś dobrego-powiedziała, a potem wybiegła z pokoju, rzucając Hermionie przepraszające, zestresowane spojrzenie. Po chwili do uszu dziewczyny dobiegły już odgłosy szybkich kroków stawianych na schodach i trzask drzwi zamykanej sypialni.

                                                                             ***
Siedziała więc w samotności, przytłoczona i nieco załamana faktem, iż po tym jak uznana została za wielką bohaterkę i silną, niezależną kobietę, nie potrafi utrzymać przyjacielskich relacji z kimś tak kochanym i oddanym jak Ginny. Wiedziała, że nie należy w tym wszystkim winić rudowłosej. Że gdyby obie strony były bez grzechu, do niczego by nie doszło.
Było jej smutno, smutno i przykro, a w dodatku dobijało ją żałosne poczucie samotności i braku akceptacji. Ostatnio traciła wszystkich po kolei. Harry i ona pogodzili się, ale chłopak i tak oddał się porywającemu wirowi pracy i przesiadywał w ministerstwie. Chyba i on nie najlepiej czuł się w jej towarzystwie.
Nie o to jednak chodziło. Gdzieś w głębi jej serca, w najskrytszej i najdalej ukrytej cząstce duszy wiedziała, że całe to złe samopoczucie, to rozdarcie i zagubienie, wszystko to przez Dracona. Tak, Malfoy był dla niej kimś ważnym. Nawet nie zauważyła kiedy otwarcie przyznawała się do tego w własnych myślach. Był przy niej wtedy, kiedy nie było nikogo innego. Znosił ją wtedy kiedy znajdowała się w najgorszym stanie. Coraz częściej zapominał, że jej nienawidzi. A potem nawet powiedział, że mu zależy, że nie umie odpuścić, że tu jest. Że jest dla niej.
Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust kiedy ukryła twarz w dłoniach i mocno zacisnęła powieki, czując przeszywający ból w sercu. Malfoy zniknął. Odszedł. Po prostu... odpuścił?

                                                                             ***

Zapadł wieczór. Po całym dniu uporczywego szukania pracy, wreszcie wrócił do domu, a może raczej zapadłej, rujnującej się nory, w której przyszło mu mieszkać. Był zmęczony, szczerze wyczerpany, zniechęcony daremnymi próbami znalezienia możliwości jakiegokolwiek zarobku. Kończyły mu się oszczędności. Wiedział, że jeżeli wkrótce nie znajdzie pracy, nie tylko nie starczy mu na opłacanie czynszu, ale również nie pozwoli sobie na kupno jedzenia, ubrań, podstawowych środków do życia. To nie był on. Dawny Draco nigdy nie stoczył by się tak bardzo.
Odetchnął ciężko, a potem ruszył w stronę lodówki i z zażenowaniem stwierdził, że jest pusta. Cóż, nie był w ostatnim czasie na zakupach.
Przez dłuższą chwilę po prostu stał i gapił się w wnętrze mugolskiego urządzenia, kiedy dotarło do niego, że w środku nie paliło się światło. Również lampa w jego pokoju zgasła. Ciemność spowiła jego niewielkie mieszkanie, a jednym źródłem jasności, były gwiazdy i księżyc za oknem.
-No nie...-jęknął załamany, kiedy dotarło do niego, że w starej kamienicy po raz kolejny wyłączono prąd. Jak on nienawidził mugoli. Wystarczyło by jedno, jedno dziecinnie proste zaklęcie by zaradzić temu problemowi.
W pewnym momencie drgnął, uświadamiając sobie, że oprócz ciemności która zapanowała w jego mieszkaniu, w przestrzeni unosi się również cichy stukot, coś jakby...
[...]
Otworzył drzwi i z zaskoczeniem stwierdził, że u jego progu stoi ona. Zmarznięta pocierała nieśmiało swoje ramiona, okryte jedynie cienkim, czarnym płaszczykiem. Jej falowane, sięgające nieco za łopatki kasztanowe włosy rozwiane były przez porywisty wiatr na dworze, a policzki i nos delikatnie zaczerwienione od zimna.
-Granger-mruknął z zaskoczeniem, bo była gryfonka była ostatnią osobą, którą spodziewał się witać w mieszkaniu tego wieczoru. -Wszystko w porządku?-zapytał kiedy w milczeniu po prostu się w niego wpatrywała. To było niepokojące. Granger nigdy przecież się nie zamykała.
-Możemy pogadać?-zapytała w końcu i niepewnie zrobiła krok w jego stronę, spuszczając nieśmiały wzrok na swoje skórzane buty.
-O co chodzi?-zapytał kiedy uchylił szerzej drzwi i wpuścił ją do środka, a ona spokojnie przeszła obok niego i w pewnym momencie zatrzymała się do niego plecami, ciężko wzdychając.
-Dlaczego to powiedziałeś?-to pytanie uniosło się w powietrzu, a nuta goryczy i niezrozumienia dotarła do Dracona, wraz z momentem, kiedy Hermiona powoli odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy, patrząc na niego i wyczekując odpowiedzi. Nie musiała mówić o co chodzi. Chodziło o to, że miał nie odpuszczać. Miał trwać i jak idiota gapić się na jej idealne, poprawne życie, godząc się na palące, obezwładniające go uczucia. Zależało mu. Tak cholernie mu zależało i zmuszony był znosić to uczucie, wiedząc, że dziewczyna i tak nigdy nie będzie jego. Nawet teraz, kiedy zwyczajnie stała w jego salonie i przyglądała mu się, nie potrafił opanować szalejących w jego głowie myśli. Nigdy nie czuł się w podobny sposób.
-Ja...
-Powiedziałeś, że nie odpuścisz-przypomniała mu, niecierpliwiąc się z powodu jego zwlekającej odpowiedzi. -Dlaczego?-uniosła w górę brew, a jej głos zadrżał delikatnie od tej całej frustracji i niezrozumienia.
-To już nie ma znaczenia-westchnął ciężko, szczerze żałując, że te słowa opuściły wtedy jego usta. Nie chciał tej komplikacji, nie chciał niczego co jeszcze mocniej utrudniłoby mu życie. Z roztargnieniem pokręcił głową i ruszył w stronę kuchennej szafki. Wyciągnął z niej świece, które zakupił kilka tygodni temu, kiedy to zorientował się, że w starej kamienicy nie ma co liczyć, na stałą dostawę pieprzonego prądu, o którego istnieniu żaden szanujący się czarodziej nie powinien nawet wiedzieć. To było trudne. Trudne i niekomfortowe, szczególnie, że do zapalenia zapałki potrzebował kilku prób. W końcu udało mu się. Blade światło rzucane przez kilka świeczek rozjaśniło panujące w mieszkaniu ciemności, a jemu zabrakło pretekstu do niepatrzenia na stojącą za nim dziewczynę.
-Co chcesz usłyszeć?-zapytał w końcu, podchodząc do niej blisko, nieco bliżej niż zamierzał, ale po prostu nie potrafił się powstrzymać. Pochylił się nad nią i spojrzał jej w oczy, a potem odetchnął głęboko, jakby smutno i żałośnie, zmierzając się z przytłaczającymi go myślami. -Że każdy pieprzony dzień po wojnie był dla mnie jak piekło, że żyłem w świecie, w którym ktoś kazał mi żyć i kurewsko nie potrafiłem się w nim odnaleźć, a potem poszedłem do baru i zobaczyłem ciebie?-spytał unosząc w górę jedną brew, podczas gdy ona zamarła wstrzymując oddech. -Oto prawda, Granger. Nie umiem tego nawet wytłumaczyć; nigdy nie znalazłem się w równie absurdalnej sytuacji. Po prostu...-urwał na moment, najpewniej próbując znaleźć odpowiednie słowa, a potem przeczesał dłońmi swoje włosy, ostatecznie rujnując ich poprzednie, całkiem ładne ułożenie. -Przestałem mieć koszmary-zaśmiał się z goryczą, a potem dodał:
-Normalnie śpię, normalnie jem, zwyczajnie funkcjonuję. Znalazłem cię i... mam w sobie to przerażające uczucie, że jesteś... jesteś jednym powodem dla którego żyję-zaśmiał się, najpewniej rozbawiony tym jak nieporadnie i głupio brzmiało jego wyznanie, ale nie powiedział jej w końcu niczego co byłoby kłamstwem.
Hermionie nie było jednak do śmiechu. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, czuła jak jej serce przyśpiesza, a po plecach przebiegają przyjemne dreszcze. Usłyszenie czegoś takiego... Usłyszenie czego takiego z ust Malfoya było po prostu kosmiczne.
-Codziennie zastanawiam się czy cię zobaczę-wyznał cicho, a potem uniósł dłoń i dotknął jej policzka, niepewnie muskając go opuszkami swoich palców. -A jeśli, to czy będziemy się kłócić-uśmiechnął się delikatnie, a jej serce na moment stanęło, zapomniała jak się oddycha, zapomniała o wszystkim. -Czy w ogóle się do mnie odezwiesz...-jego kciuk nieoczekiwanie natrafił na jej dolną wargę. Przejechał po niej, a potem delikatnie odsunął go i umiejscowił z powrotem na jej twarzy, kreśląc wzory na lekko zarysowanej linii szczęki. -Czy pewnego dnia uśmiechniesz się do mnie tak, jak to robisz, kiedy coś naprawdę cię rozbawi, albo...-tu urwał, swój baczny wzrok zatrzymując na jej ustach. Czy pewnego dnia mnie pocałujesz? - to zdanie wypowiedział już w myślach, szczerze zainteresowany czy rzeczywiście byłaby wstanie to zrobić. Zapomnieć o tym kim są, co ich dzieli, jak trudne i skomplikowane stanie się to, co łączy ich już teraz.
Ona tymczasem po prostu stała i gapiła się na niego, odurzona samym jego dotykiem. Nie mogła na to jednak nic poradzić, potrafiła wiele rzeczy, ale powstrzymanie tej reakcji było po prostu niewykonalne. Z głośnym świstem wypuściła powietrze, a potem chyba zamierzała na to jakoś odpowiedzieć, na tyle dyplomatycznie, na ile tylko pozwoli jej roztrzęsione ciało, zaciśnięte gardło, zwiotczałe nogi i miękkie kolana. Chciała go, pragnęła tak mocno jak jeszcze nikogo wcześniej i za nic nie potrafiła tego wyjaśnić. Kiedy zmierzała do jego mieszkania, nie tego się spodziewała.
-Nie odpuszczę, bo jestem beznadziejnie bezradny w tym jak na mnie działasz. Nie odpuszczę, bo po prostu nie umiem.
A potem jego wargi naparły na jej usta, a cały jej dotychczasowy świat przestał istnieć, mieć znaczenie, on po prostu zniknął. Nagle liczył się tylko on, tylko Draco. Jego dłonie gwałtownie oplatujące ją w talii, jego przyjemny, świeży zapach, nieco potargane włosy, w które, nie mogąc się powstrzymać w końcu wplotła swoje palce. Mimowolnie przylgnęła do niego mocniej, czując na swojej piersi jego silny, twardy tors, a potem oddała jego pocałunek i zapomniała się w odurzającym uczuciu jakie dawała jej jego bliskość. Nie protestowała kiedy desperackim ruchem przycisnął ją do ściany oddzielającej niewielką kuchnię od salonu i tam pogłębił pocałunek, lokując swoje dłonie na jej biodrach. To było oszałamiające. W ciągu zaledwie chwili z subtelnego i niewinnego gestu zmieniło się w namiętne, desperackie, pełne uczucia i pasji i choć nigdy wcześniej nie całowała się  z nikim w równie emocjonalny i silny sposób, śmiało oddawała jego gesty, czując budujące się w niej napięcie.
Cała ta ekscytacja, to szaleńcze, jednoznaczne podniecenie, zaczęło być jednak przyćmiewane, wkrótce po tym kiedy usta Malfoya zjechały w dół, na linię jej szczęki, szyję, ramię i obojczyk, a do niej zaczęło docierać, iż to co właśnie robią, nie jest jedynie zwykłymi pocałunkami, a prowadzi do czegoś głębszego, bardziej namiętnego i... Na samą tą myśl całe jej ciało oblało gorąco, ale nie mogła. Ręce Dracona właśnie wślizgiwały się w pod jej koszulkę, a ona wiedziała, że jeżeli nie przerwie tego w tym momencie, później nie da już rady, oddając się pochłaniającej jej ciało przyjemności.
Niepewnie położyła dłonie na jego torsie i odsunęła go, z skrępowaniem spuszczając wzrok na swoje buty. To nie było odpowiednie, szczególnie, że ona sama tego nie chciała. Jego dotyk, usta, na jej wargach, wszystko to sprawiało, że jej wnętrze szalało, ale przecież nie mogła... nie z nim.
-Ja nie...-głos uwiązł jej w gardle kiedy uniosła wzrok by spojrzeć w jego przepełnione konsternacją spojrzenie. -Ja nie mogę-szepnęła z żalem, czując jak łzy szklą się w jej oczach, a potem przemknęła obok niego i korzystając z chwili zaskoczenia i momentu, w którym jego ciało sparaliżowane było przez ogólną dezorientację i niezrozumienie, wybiegła z mieszkania.

                                                                                ***

Moment, w którym powiedział jej te wszystkie rzeczy, był najlepszym momentem od zakończenia wojny. Był momentem, w którym ktoś wreszcie powiedział otwarcie jak specjalnie ważna dla niego była i nie potrafiła ukryć, że w chwili tej, jej serce zaczęło bić na nowo, w zupełnie nowym, nie znanym jej dotąd rytmie. Była jednak sobą, Hermioną Granger, kimś nieco zbyt myślącym realnie, kimś kto dopuścił do siebie rozum w momencie tak nieodpowiednim jak bycie w pobliżu Malfoya. Przecież nie powinna. Mogła zostać tam, w jego mieszkaniu, pozwolić mu by jego palce wędrowały pod jej koszulką, poznawały jej nagie ciało, a jego usta...
Mocno zaciągnęła się powietrzem, a głośne, drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy rzuciła się na łóżko i wlepiła wzrok w sufit, nie ściągając z siebie butów, ani nawet kurtki. To nie był ten moment. Moment, na myślenie o rzeczach tak powierzchownych jak ubranie, albo pościel, która w końcu mogła się pobrudzić. Teraz jej umysł zajęty był odtwarzaniem chwili w mieszkaniu Malfoya, na nowo i nowo, od początku, analizując każdą sekundę, każde słowo. Chciała być pewna, że to było prawdziwe, pragnęła zapamiętać to dokładnie tak, jak pragnęło tego jej serce, ale gdzieś tam w głębi jej cholernego umysłu, wiedziała, że nie warto się tym ekscytować. To był Malfoy. On nie był wstanie się zaangażować, on z nikim się nie wiązał. On od razu chciał zaciągnąć ją do łóżka.
Przejechała dłonią po twarzy i powstrzymała cisnące się jej do oczu łzy, kiedy do jej mózgu z każdą chwilą coraz intensywniej docierała brutalna prawda. Jej też zależało. Sam fakt, że tak bardzo się tym przejęła był niepokojący. To jak na niego reagowała, to że już dawno przestała rozpatrywać jego osobę w kategorii wroga. Te wszystkie dreszcze spowodowane jego dotykiem, mięknące kolana, rozszalałe stado nadpobudliwych motylków w jej brzuchu. To nie było normalne. Od momentu pocałunku, nie myślała o niczym. Tylko o nim. Zamykała oczy i widziała jego twarz. Nie miała wątpliwości, że kiedy wieczorem pójdzie spać i wreszcie zaśnie, to on będzie głównym bohaterem jej snów. Wiedziała, że... że...
Mocno zacisnęła powieki i przycisnęła dłoń do serca, doskonale wiedząc, że on nigdy nie byłby wstanie odwzajemnić jej uczucia chociaż w połowie. Nie sądziła, by był do tego zdolny. Nie chciała w to wierzyć, bo to byłoby zbyt trudne.

---------------------------------

Cześć kochani! 
Jestem strasznie podekscytowana tym rozdziałem i jestem ciekawa jak wy go odbierzecie :) Mam ogromną nadzieję, że się wam spodobał, o czym oczywiście możecie, a do czego zachęcam, poinformować mnie w komentarzach. Serio, pisanie bez komentarzy jest beznadziejne. Ogarnia mnie wtedy uczucie, że to co robię nie ma sensu, że się nie podoba, że i tak nikt tego nie czyta. A więc do dzieła, kochani! :* 











piątek, 24 kwietnia 2015

-Rozdział 10- Don't Let Me Go

Do domu wróciła dopiero wieczorem, mając za sobą świetnie spędzone w towarzystwie Malfoya godziny. Była zaskoczona tym z jaką łatwością prowadzili między sobą rozmowy, zaczęli się dogadywać, znosić, a nawet darzyć jakimś dziwnym typem, silnie tłumionej, nikłej sympatii.
Teraz jednak dobre samopoczucie z niej uleciało; myślała tylko o rodzicach. O rodzicach i Harry'm, którego porządnie zraniła. 
Z ciężkim sercem weszła do Nory i udała się prosto do pokoju, czując niezwłoczną potrzebę zmieniania brudnych, wczorajszych ubrań. Zamknęła się w łazience i zrzuciła z siebie czarną sukienkę oraz bieliznę, rozpuściła włosy i weszła pod prysznic, zasuwając za sobą zasłonę.
Woda skutecznie oczyściła jej ciało, ale nie wnętrze, które zdawało się powoli umierać od tych wszystkich toksycznych spraw, wspomnień i problemów.
[...]
-Harry?
Z zaskoczeniem mocniej przycisnęła ręcznik do piersi i spojrzała na przyjaciela z paniką, uświadamiając sobie, że ciężki czas na rozmowę przyszedł szybciej niż przypuszczała.
Harry siedział na jej łóżku, z łokciami podpartymi na szeroko rozsuniętych od siebie kolanach i głową spuszczoną na tyle, by ciemne kosmyki opadły mu na czoło i zasłoniły bliznę w kształcie błyskawicy, którą całkiem szczerze, uwielbiała.
-Przepraszam, Hermiona-powiedział cicho, ale całkiem pewnie, unosząc głowę i spoglądając jej w oczy. -Nie powinienem robić żadnej z tych rzeczy i jest mi cholernie przykro...
-Harry...-próbowała mu urwać, ale on nie przerwał, wstał z łóżka i zbliżył się do niej, obdarzając wzrokiem pełnym skruchy, wewnętrznego bólu i panicznego strachu, że istnieje możliwość, iż swoimi niedawnymi słowami po prostu ją stracił.
-Czuję się okropnie, że powiedziałem ci takie rzeczy; wcale nie uważam, że taka jesteś. I przepraszam, że uderzyłem, Malfoya. Przyznaję, powinienem to załatwić w inny sposób.
Z wyczekiwaniem przyglądał się jej nieodgadnionej twarzy, kiedy ta milczała powoli analizując jego słowa i na moment wstrzymał powietrze, nerwowo przygryzając wnętrze swojego policzka.
-Nie, Harry-westchnęła w końcu i spuściła głowę, starannie dobierając słowa. -To moja wina-przyznała, przemyślawszy wcześniej, że winę za to całe niefortunne zdarzenie powinna wziąć na siebie. -Powinnam ci powiedzieć o kolacji z Malfoyem-powiedziała, jeszcze mocniej przyciskając ręcznik którym była owinięta, do piersi. -A wzmianka o Ronie była ciosem poniżej pasa.
Właśnie za to nieuczciwe zagranie powinna przyznać Harry'emu rację.
-Ale nie rób tego nigdy więcej, Harry-poprosiła po dłuższej, duszącej chwili milczenia, a jej głos załamał się na końcu, tak bardzo zaniepokojona była dziwnym zachowaniem przyjaciela. -Byłeś... nie poznawałam cię. Wpadłeś tam tak wściekły i nieobecny, że...-zaczęła tłumaczyć trzęsącym się głosem, kiedy on po prostu szybko do niej podszedł i mocno przytulił, nie zważając, na to iż stoi przed nim niemal naga.
-To się nie powtórzy, obiecuję-przyrzekł, delikatnie gładząc ją po plecach. -Tak bardzo cię przepraszam, Miona, nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz-obiecała, mocno się do niego przytulając.

                                                                                 ***

-Herm!-wrzasnęła następnego ranka z podekscytowaniem Caitlyn, kiedy wpadła do ogrodu Weasleyów, zaraz przed tym jak teleportowała się za ich ogrodzeniem i radośnie jej pomachała.
-Caitlyn-Hermiona westchnęła ciężko, wywróciła oczami i zamknęła książkę, którą czytała siedząc na werandzie dużego domu państwa Weasleyów, powoli wstając z jednego ze schodków.
-Jest Ginny?-spytała brunetka, otrzepując swoją nową i zapewne drogą bluzkę z niewidzialnego kurzu.
-Nie-Hermiona zmarszczyła brwi i pochyliła się aby odłożyć książkę na schodek, a potem na powrót wyprostowała się i splotła ręce na piersi, przyglądając się Caitlyn ze złością. -Tak właściwie jej dzisiaj nie widziałam. Harry wspominał, że się z kimś umówiła...
-Och, pewnie z tym tajemniczym chłopakiem-Caitlyn uśmiechnęła się z ekscytacją i radością, a potem próbowała wyminąć Hermionę i wprosić się do domu, kiedy ta niezbyt delikatnie złapała ją za łokieć i na powrót zwróciła w swoją stronę.
-Miałaś nie mówić nikomu o tym gdzie byłyśmy.
-Miałam nie mówić Ginny-poprawiła ją z delikatnym uśmiechem Caitlyn. -Harry był taki zmartwiony, musiałam mu powiedzieć-wyjaśniła. -Swoją drogą ostatnio zrobił się strasznie przystojny... Myślisz, że to dlatego, że...
-Trzymaj się z dala od Harry'ego-przerwała jej niezbyt uprzejmie Hermiona, rzucając jej pełne potępienia spojrzenie.
-Tak właściwie to myślałam, że może moglibyśmy się gdzieś wybrać popołudniu. No wiesz jakaś meksykańska knajpa, albo tajskie jedzenie...
-Nie, dzięki-Hermiona wywróciła oczami i głośno wciągnęła przez nos powietrze, starając się zachować spokój.
-Ale miałam nadzieję, że lepiej się poznamy...-mruknęła z zawodem Caitlyn, najwyraźniej pragnąc się dobrać do każdego, nie zważając na to, że oficjalnie spotyka się już z jednym mężczyzną.
-Ugh, zapomnij o jakimkolwiek lepszym poznawaniu z Harry'm-odparła poirytowana i wyprowadzona z równowagi Hermiona, wyobrażając sobie jak ta dziewczyna kładzie swoje łapy na jej najlepszym przyjacielu. To nie tak, że była zazdrosna. Z niecierpliwością czekała, aż Harry znajdzie sobie jakąś dziewczynę, która po prostu da mu to na co zasłużył po tylu latach, bez żadnych bliskich osób. Zasługiwał na kogoś, kto by go szczerze pokochał, kto byłby dla niego dobry i miły. Caitlyn nie spełniała żadnego z powyższych warunków.
-W porządku-Caitlyn westchnęła, najwyraźniej mówiąc to tylko dla świętego spokoju. Hermiona i ona nie były blisko, ale gryfonka znała ją wystarczająco, by nie mieć wątpliwości, iż jedynie kwestią czasu jest to, aż ta ździra zacznie wciskać się w już i tak skomplikowane życie Harry'ego. -Wszystko z tobą w porządku? Po kolacji nie czułaś się za dobrze...-zmieniła temat.
-Wszystko okey-mruknęła z rezygnacją Hermiona, zastanawiając się czy mogłaby po prostu uciec. Nie miała ochoty o tym rozmawiać.
-Och, nie martw się-Caitlyn uśmiechnęła się przyjaźnie. Suka, myślała, że tym wywalczy sobie błogosławieństwo Hermiony na jej dobieranie się do Harry'ego. Nie było, kurwa, mowy.
-Dziękuję, Caitlyn, ale nie sądzę, żebyś miała jakiekolwiek pojęcie o tej sprawie-odparła siląc się na opanowanie Hermiona, przygryzając język po kilka razy, tak, aby zamiast przecinków, w jej wypowiedzi nie pokazały się siarczyste przekleństwa.
 -Ostatnio szybko uciekłaś, ale jeżeli chcesz zaaranżuję kolejne spotkanie z Lucjuszem. Ty i Draco skoro jesteście razem...- Caitlyn westchnęła i mimowolnie wzniosła oczy ku niebu. -...powinniśmy wspólnie zjeść kolację. Ostatnia nie wypadła najlepiej.
Czy to dlatego, chciała dotrzeć do Harry'ego? Po Draco był już teoretycznie zajęty? Hermiona zmarszczyła delikatnie brwi, obiecując sobie w duchu, że przyjrzy się tej sprawie.
-Nie wiem, ja nie...-zacięła się nie mając tak właściwie pojęcia co powinna powiedzieć. Żadna odpowiedź nie była poprawna, żadna nie była zgodna z jej sumieniem. Po ostatniej wizycie w Malfoy Manor czuła się paskudnie, ale Caitlyn miała rację, powinna ponownie spotkać się z Lucjuszem. Jej rodzice nie byli bezpieczni dopóki nie znaleźli się w Anglii, a ona nie miała wątpliwości, że jedynie pan Malfoy jest wstanie sprowadzić ich z powrotem.
-Może po prostu umówcie się na kawę?-zaproponowała brunetka, nalegając na spotkanie. -No wiesz tak na luzie i kameralnie, ale jednocześnie formalnie, elegancko...
-Mam wolne popołudnie...-mruknęła podświadomie, nawet nie wiedząc kiedy słowa te zdołały wyrwać się z jej ust. Było jednak za późno. Caitlyn podskoczyła radośnie i klasnęła w dłonie, szeroko się do niej uśmiechając. -Cudownie. Powiem mu, żeby przyszedł. Masz coś przeciwko, jeżeli to będzie mugolska kawiarnia? Lucjusz ostatnio nie pojawia się chętnie w miejscach dla czarodziejów... Czuje się niekomfortowo na Pokątnej...
Oczywiście, że nie. Był pieprzonym śmierciożercą-pomyślała Hermiona, z zażenowaniem wywracając oczami.
-Nie ma problemu-westchnęła i zaczesała włosy na jedno ramię, czując, że czeka ją kolejny, stresujący czas oczekiwania. -Albo wiesz co? Nie zwlekajmy-zarządziła, zdobywając się na tak typową dla niej przed latami odwagę. Potrzebowała tego. Musiała na powrót stać się twarda, odważna, hardo patrząca w oczy wszystkim przeciwnościom. -Powiedz mu, że widzimy się w Londynie za piętnaście minut. Niech wybierze kawiarnię.

                                                                              ***

Teleportowała się w jednym z rzadko uczęszczanych zaułków, tuż przy kawiarni, którą jak mówiła Caitlyn, wybrał Lucjusz. Lokal znajdował się niedaleko, na rogu ulicy. Nigdy tam nie była, ale często przechodziła nieopodal, jako dziecko, wgapiając się w ludzi, którzy za wielką, sklepową szybą siedzieli przy stolikach i popijali kawę, jedli lody, albo ciasta i rozmawiali, zazwyczaj z wielkimi, szerokimi uśmiechami na twarzach. Nigdy tam nie zachodziła, bo nie należał do najtańszych, a jej rodzice, lubili zjeść w innych, bardziej przytulnych i kameralnych miejscach.
Odetchnęła ciężko i zaczęła iść w stronę kawiarni, której szyld widoczny był nawet z zaułka, kiedy ktoś boleśnie wbił palce w jej ramię i przycisnął do murowanej ściany jednej z kamienic, omiatając ją swoim rozgrzanym, świeżym oddechem.
-Czy ty już do reszty zwariowałaś?-warknął przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy w ostatnim momencie zablokował jej rękę, próbującą zadać obronny cios przed atakującym nieznajomym. Mocno zacisnął palce wokół jej nadgarstka i przycisnął do ściany, a potem przysunął się bliżej, że ich ciała zaczęły się stykać, a ona nie miała możliwości jakiegokolwiek ruchu, nie wspominając już o ucieczce.
-Malfoy?-z zaskoczeniem uniosła brwi i próbowała się wyrwać, kiedy rozpoznała w napastniku jasnowłosego chłopaka.
-Kryje się za tym jakiś poważny powód czy po prostu jesteś głupia?!-zapytał z wściekłością, ale zaraz potem poluzował swój uścisk widząc grymas na jej twarzy, kiedy w ferworze złości nieco zbyt mocno zacisnął rękę na jej ramieniu.
-Skąd w ogóle o tym wiesz?-odparła podniesionym głosem, czując narastającą w niej irytację. To co robił nie było miłe.
-Mój ojciec wysłał mi sowę. Chciał, żebym wiedział. Nie widzisz, że nami wszystkimi manipuluje?!
-Chcę wiedzieć, czy naprawdę sprowadzi tu moich rodziców-powiedziała z powagą, podczas gdy on wywrócił oczami i przylgnął do niej ciałem, pochylając się lekko, by móc spojrzeć jej w oczy.
-Powiedziałem, że wszystkiego się dowiem-odparł z poirytowaniem, ale już nieco łagodniej, delikatnie marszcząc brwi. -Nie ufaj mu-poprosił.
-Och, a tobie niby powinnam-zauważyła z ironią, lekko się uśmiechając. -Odpuść, Malfoy...
Resztkami sił powstrzymała się od piśnięcia z zaskoczenia, kiedy ten nieoczekiwanie mocniej przycisnął ją do ściany i zbliżył usta do jej ust, zatrzymując się jednak zanim zdążyły się złączyć.
Wstrzymała oddech, podczas gdy niespodziewane ciarki przeszły po jej plecach. Nie były to jednak dreszcze wywołane zimnem, ani strachem, ani obrzydzeniem.
-Nie proś, żebym odpuścił, skoro wcale tego nie chcesz-wyszeptał w jej usta, doskonale zdając sobie sprawę z jej reakcji. I miał rację, nie chciała, żeby odszedł, albo odpuścił. Nie chciała, żeby teraz się oddalił, zabrał swoje ręce z jej ciała. Wręcz przeciwnie chciała mieć go bliżej, chciała go pocałować, jednocześnie wypędzając z swojej głowy, że przecież to Malfoy, że nie wypada, albo, że to po prostu nieodpowiednie.
Delikatnie uniosła głowę do góry, próbując sięgnąć jego ust, jednak nie pozwolił jej na to. Odsunął się od niej, ale zaraz potem złapał za rękę i zaczął prowadzić w swoją stronę.

                                                                                      ***

-Dokąd idziemy?-zapytała skonsternowana, kiedy Malfoy nie puszczał jej ręki, szybko krocząc opustoszałym tego popołudnia chodnikiem.
-Jak najdalej od mojego popieprzonego ojca-odparł krótko, nieco mocniej ściskając jej dłoń. Ona nie mogła jednak pozwolić, by w dalszym ciągu robił i rządził nią tak, jak tylko mu się podobało. Musiała poskładać swoją rodzinę do kupy, odwrócić złe czary, naprawić relacje z przyjaciółmi i raz na zawsze ogarnąć to co łączyło ją i Malfoya. Widziała jak wiele emocji w nim wzbudza, dlaczego więc po prostu się nie odczepił? Gwałtownie przystanęła i zwróciła na siebie jego zaskoczone spojrzenie, kiedy odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem pełnym dezorientacji i powszechnego zirytowania.
-Co robisz?-zapytał mimowolnie wznosząc oczy ku niebu. Wiedział, że zanosi się na poważniejszą aferę.
-Nie mogę go wystawić, co jeżeli to moja jedyna okazja, żeby przywrócił tu moich rodziców?-spytała ze zdenerwowaniem, uparcie tkwiąc w jednym miejscu. Wiedziała, że to się robiło nudne. Gadała tylko o rodzicach, o tym, że nie odpuści, że musi ich uratować, ale naprawdę nie zamierzała zmienić priorytetów, dopóki ta sprawa nie zostanie załatwiona. Splotła ręce na piersi i groźnie zmarszczyła brwi, rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Niech wie, że się nie podda.
-Och, znowu to samo-jęknął i całkiem wywrócił oczyma, jednocześnie cicho wzdychając. -Powiedziałem, że się tym zajmę.
-Co jeśli nie?-odparła z dociekliwością. -Co jeżeli to moja jedyna szansa?-zmarszczyła brwi ze zmartwieniem i ukazała przed nim rąbek swojego emocjonalnego wnętrza, to znaczy, tego rozdartego i zagubionego, niezdecydowanego nad właściwym wyborem.
-Wtedy mój ojciec, o ile rzeczywiście jest tak dobrym człowiekiem za jakiego się podaje, charytatywnie wesprze twoich rodziców i obejdzie się bez żadnej rozmowy-odparł jakby było to najprostsze na świecie Malfoy. Uśmiechnął się nawet ciut ironicznie, jakby rzeczywiście ta sytuacja była dla niego jedynie nic nie znaczącą, mało poważną sprawą, a następnie złapał ją rękę i próbował pociągnąć dalej. Nie było jednak mowy, by ruszyła się z miejsca. Z całych wszystkich sił stawiła opór i wbiła się stopami w brukowy chodnik, z zaciętą miną obserwując jak mięśnie na plecach pod koszulką Malfoya gwałtownie się napinają. Zaskoczony chłopak spojrzał na nią z konsternacją i uniósł w górę jedną brew.
-Jak możesz nie widzieć, że to jedna z najważniejszych spraw w moim życiu?!-zapytała z irytacją, obrzucając go przepełnionym wyrzutem i pretensjami spojrzeniem. -Ja praktycznie nie śpię, Malfoy! Fakt, że moi rodzice są tak daleko, w dodatku w takim stanie i to przeze mnie...-na moment urwała i głośno przełknęła ślinę. -Nie potrafię już normalnie funkcjonować. Czuję się jak wrak, a ty...-tu spojrzała na niego z goryczą i uniosła rękę, wykonując ruch wokół jego postawnej i przystojnej sylwetki. -Jak możesz to wszystko olewać?!-spytała z niedowierzaniem, wciąż zszokowana jego wiecznie niewzruszoną postawą.
-Nie olewam-zaprzeczył szybko, jednak ona tylko uśmiechnęła się ironicznie i powątpiewająco, ciężko wzdychając.
-Wcale-wniosła oczy ku niebu i heroicznie powstrzymała łzy, które z całej tej frustracji i złości zaczęły gromadzić się jej pod powiekami. Po chwili jednak odetchnęła głęboko. Musiała być silna, obiecała sobie. Zacisnęła ręce w pieści, a potem wyrwała dłoń z uścisku chłopaka, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Dokąd idziesz?!-krzyknął za nią wyraźnie zaskoczony.
Nie odpowiedziała. Jedynie przyspieszyła kroku, a zaraz potem puściła się biegiem, w stronę ledwo już widocznego, kolorowego szyldu kawiarni, w którym umówiona była z Lucjuszem Malfoyem.

                                                                            ***

Z ciężkim sercem pchnęła drzwi kawiarni i odetchnęła głęboko, odnajdując wzrokiem siedzącego w kącie pomieszczenia ojca Dracona. Nie panikuj przypomniała sobie, mimochodem wycierając wilgotne ręce w wierzch swoich czarnych, dopasowanych spodni. Nie mogła pozwolić by stres i podenerwowanie zjadły ją żywcem, skoro grała o tak wysoką stawkę. Zaczęła kierować się w stronę ustawionego w rogu stolika kiedy ktoś złapał ją za ramię i omiótł jej kark swoim oddechem, oznajmiając jej o swojej obecności długim, pełnym zrezygnowania i przegrania westchnieniem.
-Malfoy?-wyczekująco uniosła w górę jedną brew kiedy Draco, bez zbędnych komentarzy zajął miejsce u jej boku i nieoczekiwanie objął ją ramieniem.
-Obiecuję się nie wtrącać-mruknął niechętnie, a potem poprowadził ją w stronę stolika i w milczeniu zajął miejsce naprzeciwko ojca, uprzednio odsuwając krzesło dziewczynie.
-Hermiono, Draco-Lucjusz skinął krótko głową i uśmiechnął się delikatnie, odstawiając na bok szklankę wody, która do tej pory spoczywała w jego mocno zaciśniętej dłoni. -Myślałem, że się nie zjawisz-mruknął po chwili do Hermiony, rzucając spojrzenie na elegancki, srebrny zegarek na łańcuszku, który na moment wyjął z kieszeni.
-Przepraszam-dziewczyna wywróciła oczami i rzuciła piorunujące spojrzenie na Dracona, który z niewzruszeniem siedział obok niej i z uwagą wpatrywał się w swojego ojca. -Coś mnie zatrzymało.
-Och, to nic takiego. Tak tylko powiedziałem-Lucjusz uśmiechnął się uprzejmie, na co jego syn wniósł oczy ku niebu i prychnął pogardliwie pod nosem. W dzieciństwie niejednokrotnie obrywał kiedy spóźniał się na obiad.
-A więc... zamierza pan sprowadzić moich rodziców?-odezwała się niepewnie Hermiona, starając się ignorować rozpraszającą postawę Dracona.
-W rzeczy samej-przytaknął Lucjusz. -To mój obowiązek...
-Akurat-Draco chyba nie wytrzymał. Hermiona spojrzała na niego ze złością, jakby sam ten wzrok miał zmusić go do milczenia, jednak Malfoy nie dlatego słynął ze swej arogancji i ogólnej niewzruszonej postawy by teraz tak po prostu dać się uciszyć jakiejś kobiecie.
-Granger, idź do łazienki-mruknął powoli, nie odrywając wzroku od chłodnych, błękitnoszarych tęczówek swojego ojca.
-Co? Ale ja...-zająknęła się, patrząc na niego z niezrozumieniem.
-Po prostu tam idź. Przed posiłkiem należy umyć ręce, czyż nie?-spytał z perfidnym uśmiechem, na co ona przyjrzała mu się z oburzeniem. Sugerowanie jej, że nie posiada czegoś takiego jak kultura osobista mocno ugodziła w jej ego.
Mimo to, z niewiadomych przyczyn postanowiła się nie kłócić. Z naburmuszoną miną wstała od stołu i zwróciła się w stronę pobliskich, prowadzących do toalety drzwi, uprzednio rzucając Malfoyowi jeszcze jedno, pogardliwe spojrzenie.
[...]
-A teraz słuchaj-Draco z morderczym wyrazem twarzy pochylił się nad stołem i obrzucił własnego ojca spojrzeniem tak mocno przepełnionym wstrętem i pogardą, że Lucjusz, mimo iż należał do osób twardych i nieugiętych, mimowolnie się wzdrygnął. -Skończyły się czasy, kiedy możesz beztrosko szlajać się po ulicach i myśleć, że każdy będzie klękał i padał na twarz na twój widok. Nikogo już więcej nie zranisz, czy to jasne? Odczep się od niej i zostaw ją w spokoju, obydwoje doskonale wiemy, że nie jesteś oddany ministerstwu i nie sprowadzisz tu jej rodziców, o ile w ogóle nie przyczyniłeś się już do ich śmierci.
-Draco ja...-próbował zacząć Lucjusz, jednak on nie dał dojść mu do słowa, niezbyt delikatnie waląc pięścią w stół. Zwrócił tym samym na siebie uwagę kilku klientów kawiarni, ale nie przejął się, wiedząc, iż mugole słyną z tego, że na wszystko patrzą, ale nigdy nie reagują.
-Jeżeli ją skrzywdzisz...-wysyczał, ostrzegawczo wyciągając palec w jego stronę. -Zrujnuję cię, czy to jasne? Wysadzę w powietrze pieprzony dwór, narażę cię na upokorzenie, a i zabiję, jeśli tylko najdzie taka potrzeba. Nie waż się jej wykorzystać ani oszukiwać.
-Wcale tego nie chcę-odparł w końcu Lucjusz nieco zbijając go z tropu. Nie był jednak naiwny. Nie chciał mu ufać.
-Jeżeli rzeczywiście tak jest, sprowadzisz Grangerów do Anglii i zawiadomisz ją kiedy będzie po wszystkim. Nie kontaktuj się z nią więcej...
-Chciałem tylko pomóc, Draco-nieco poirytowany Lucjusz zmarszczył brwi i przyjrzał się synowi z niecierpliwością, jakby zły, że ten bezustannie wchodzi mu w zdanie. -Zmieniłem się, synu. Przysięgam, jestem innym człowiekiem.
Chłopak zacisnął zęby i z powątpiewaniem spojrzał na ojca. Chciałby, aby to była prawda.
-Udowodnij. Opuść to miejsce i pomóż jej rodzicom, bez tych zbędnych spotkań. Po prostu ich tu sprowadź.

                                                                             ***

Z ciężkim oddechem opierała się o krawędź umywalki, podenerwowanym wzrokiem skanując swoje odbicie w lustrze. Cieszyła się, że Draco tu z nią był. Naprawdę czuła się bezpieczniejsza w jego towarzystwie, ale jego silnie emocjonalne podejście i zaangażowanie w tę sprawę, sprawiało, że nękało ją przeczucie, iż to wszystko może się nie udać. Nie chciała żeby Malfoy rzucił jakąś obraźliwą uwagą w stronę ojca, a potem wszystko posypało się i zrujnowało, kończąc na głośnym trzaśnięciu drzwiami, któregoś z nich, które po prostu nie wytrzymało i opuściło kawiarnię.
Z przeczuciem, że nieco zbyt długo siedzi w łazience, wyszła z pomieszczenia i bez zaskoczenia stwierdziła, że Lucjusza już nie ma. Mogła się tego spodziewać, po tym jak Draco ją spławił.
-Kto by pomyślał, że naprawdę nie będziesz się wtrącać-rzuciła z kpiną, zajmując miejsce naprzeciwko chłopaka.
-Coś mu wypadło, musiał uciekać-stwierdził wymijająco chłopak, najwyraźniej ani trochę nie skrępowany tym jak niekulturalnie i po prostu źle się zachował.
-Poważnie, Malfoy, mam dość-oznajmiła ze złością, wydając z siebie ciężkie, przepełnione sfrustrowaniem i rezygnacją westchnięcie. -Dlaczego wciąż to utrudniasz?
Przez moment po prostu nie odpowiadał. Patrzył jej w oczy i zastanawiał się nad tym, czy warta jest tego, by ukazać jej fragment swojego życia, historii, czy pokazać jej swoje uczucia. Nienawidził mówić o sobie, nigdy nikomu nie zwierzał się ze swoich problemów, nie opowiadał o emocjach, nie było na świecie osoby, która naprawdę coś by o nim wiedziała.
-Przepraszam-powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie, mocno przygryzając przy tym dolną wargę. Obserwował jak zaskoczona dziewczyna, zrzuca z siebie maskę złości i na moment łagodnieje, unosząc brew w geście zainteresowania. Ale on nie chciał być czyjąś intrygą, nie chciał wzbudzać sensacji, ani ciekawości. Chciał... sam nie wiedział czego tak dokładnie oczekiwał. Chyba po prostu chorobliwie nie potrafił nikomu zaufać. Wstał od stołu i rzucił jej ostatnie spojrzenie, czując narastające w nim zagubienie. Nie miał siły by udawać.
-Przepraszam, muszę już iść-powiedział, a potem szybkim krokiem skierował się do wyjścia.

                                                                           ***

Chłodne, jesienne powietrze omiotło jego twarz, kiedy wyszedł na szarą i ponurą ulicę Londynu. Czuł się beznadziejnie po tym jak zobaczył złość i rozczarowanie w jej oczach. Wiedział jak bardzo zależało jej na rozmowie z Lucjuszem, ale po prostu nie potrafił. Nie mógł patrzeć jak osoba tak dobra i niewinna przebywa w jednym pomieszczeniu z takim potworem jak on.
Przejechał dłonią po twarzy i odetchnął głośno, nabierając w płuca rześkiego powietrza. Po raz kolejny spotkał się z sytuacją, w której jedynym wyjściem, w jego przekonaniu, był alkohol. Potrzebował go by uciec z rzeczywistości.
-Malfoy.
Wyczuł jej obecność. W końcu nie ciężko było przewidzieć, że wyjdzie tu za nim. Była zbyt ciekawa by zostać w kawiarni. Powoli odwrócił się w jej stronę i zacisnął szczękę, dostrzegając w jej oczach, coś zupełnie nie spotykanego. Zrozumienie. Spokój. Wyrozumiałość. Świetnie, przynajmniej nie miała do niego pretensji o to, jak popieprzonym kretynem był.
-Ja...-próbował powiedzieć coś sensownego, kiedy Hermiona nieoczekiwanie uśmiechnęła się do niego delikatnie, ostatecznie odbierając mu mowę. Nie chciał kłamać, więc milczał.
-Czemu po prostu mi nie powiesz?-spytała cicho, unosząc lekko głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Jej łagodne, czekoladowe tęczówki wpatrywały się w niego, podczas gdy on powoli uświadamiał sobie, jak dobrze i spokojnie czuł się w jej obecności. -To znaczy Malfoy, jestem Hermiona Granger-powiedziała, jakby kiedykolwiek mógł zapomnieć jak się nazywa i uśmiechnęła się niepewnie,  z bólem i goryczą, nerwowo zaczesując włosy do tyłu. -Nie jestem osobą, która uwierzy, że za twoim zachowaniem nie kryje się nic głębszego. Dlaczego tak bardzo nie chcesz żebym odzyskała rodziców?-zapytała z nierozumieniem, a jej głos zadrżał delikatnie, jakby zmagała się w tym czasie z  ogarniającą ją frustracją, bólem i zagubieniem.
-Tu nie chodzi o twoich rodziców-zapewnił szybko, nerwowym gestem przeczesując swoje jasne, nieułożone włosy. Naprawdę nie rozumiał dlaczego tak w ogóle pomyślała.
-W takim razie o co?-spytała z dezorientacją.
Wzniósł oczy ku niebu i kilkakrotnie pokręcił głową. W dalszym ciągu nic nie mówił, a przynajmniej nic konkretnego. Wiedziała, że był zdenerwowany;  mocno zaciskał szczękę, odwracał wzrok, był spięty, a do tego co chwila przeczesywał palcami włosy, ale nie był to dla niej wystarczający powód by odpuścić.
-Mój ojciec to potwór, Granger.
W końcu się odezwał. Po dłużącej się chwili milczenia wreszcie otworzył usta, ale słowa, które się z nich wydobyły nie były dla Hermiony satysfakcjonujące. Zamierzał potraktować ją wzruszającą i wzbudzającą litość bajeczką o tym jak to był dręczony i nękany w dzieciństwie?
-Daj spokój, Malfoy-żachnęła się i wbiła piorunujące spojrzenie w poważny wyraz twarzy chłopaka, mając nadzieję, że da mu to do zrozumienia, iż ten aspekt jego ciężkiego życia nie robi na niej wrażenia. Wiedziała, że jego rodzina nie należała do tych wspaniałych, ciepłych i radosnych, żyjących w miłości i świetle domowego ogniska, ale to naprawdę nie był powód by rujnować jej własną.
-Tak właśnie myślałem, że zrozumiesz-chłopak uśmiechnął się z goryczą i chyba zamierzał odejść, wraz z bólem rozczarowania i niezrozumienia, ale nie zamierzała mu na to pozwolić. Złapała go za ramię i poczekała aż na powrót odwróci się w jej stronę tylko po to, by obdarzyć go spojrzeniem pełnym żalu i niezdecydowania.
-Przepraszam Malfoy, po prostu sprawiasz wrażenie silnego człowieka. Jak bardzo przerażające jest dla ciebie powiedzenie mi prawdy, że tak przed tym uciekasz?
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś taki jak ona ma go za silnego człowieka. Zawsze uważał, że nie dorasta jej do pięt pod względem odwagi. Jego przeszłość plamiły same haniebne czyny, podczas gdy ona znana była w świecie czarodziejów jako bohaterka, przyjaciółka Pottera, wielka członkini wybawicielskiej trójki, mądra czarownica, niezwykle bystra i dzielna kobieta.
-Prawda jest taka, że...-urwał na moment i zebrał wszystkie swoje siły, ostatecznie skupiając na niej swoją uwagę. To zaskakujące jak rozdarty był w tym momencie, zwłaszcza, że przed niespełna dwoma miesiącami wciąż słynął ze swojego chłodnego opanowania, profesjonalizmu i formalnej postawy. -Zobaczyłem cię Granger i...-zamyślił się na moment, a potem obdarzył ją spojrzeniem pełnym szczerości, niewinnego wyznania. -I nie potrafię odpuścić.

--------------------------------------------------------

Rozdział dedykowany wszystkim tym, którzy zmagają się dziś z dniem beznadziejnym. Oby ten rozdział nie zrujnował go bardziej.




środa, 15 kwietnia 2015

-Rozdział 9- Love, Draco

Kiedy rozchyliła powieki, wciąż znajdowała się w niewielkim mieszkaniu Malfoya, pod grubą kołdrą, na jego łóżku. Krople deszczu głośno rozbijały się o szyby starej kamienicy, a ogromne, ciemne chmury wznosiły się ponad jej dachem, będąc symbolem typowej, szarej i deszczowej, angielskiej pogody.
Westchnęła ciężko i usiadła na łóżku, przejeżdżając dłonią po niewsypanych i zapuchniętych od wczorajszego płaczu oczach. Musiała wyglądać okropnie. Poplątane, kasztanowe włosy kłębiły się i nachodziły jej na twarz, podczas gdy starała się rozejrzeć po mieszkaniu.
Malfoy wciąż spał, rozłożony na beżowo-zielonej, znacznie za małej dla jego wysokiej i postawnej sylwetki, kanapie. Jego nogi spadały po jednej stronie sofy, kiedy oparł swoje kolana o wezgłowie mebla i wtulił twarz w jedną z poduszek, przyciskając do niej swój lekko obity po wczorajszej bójce policzek. Jasne włosy, które zazwyczaj prezentował elegancko ułożone, teraz roztrzepały się na wszystkie strony, a koszulka, którą narzucił na siebie poprzedniej nocy, podwinęła się ukazując całkiem atrakcyjny fragment jego umięśnionego brzucha.
Zwlokła się z łóżka i podniosła swoją czarną sukienkę z ziemi, powoli i po cichu, tak aby nie obudzić chłopaka, zaczynając kierować swe kroki w stronę łazienki, gdzie mogłaby się spokojnie przebrać i odświeżyć.
[...]
Woda w kranie była zimna, kiedy gwałtownym i zdecydowanym ruchem zdobyła się na opłukanie swojej twarzy. Musiała zmyć resztki wczorajszego makijażu, który, nie zmyty do końca przez łzy, zebrał się jej pod oczami, formując w nieładne, czarne smugi. Zebrała włosy w wysoki kucyk na głowie i ściągnęła z siebie dużą, wciąż pachnącą Malfoyem koszulkę, pozostając przed lustrem w samej bieliźnie. Jej wzrok mimowolnie utkwił w niewielkiej, wąskiej bliźnie biegnącej przez jej biodro. Pamiątka po całkiem aktywnych wakacjach. Razem z rodzicami wspinali się po skałkach i organizowali liczne, górskie wycieczki. Nie pamiętała już nawet w jakich okolicznościach zraniła się i przyczyniła do powstania tej prawie nie widocznej już blizny. Nie chciała jednak, żeby znikała. Wiedziała, że nigdy więcej nie nadarzy się okazja do kolejnych wakacji z rodzicami. Wiedziała, że kolejne blizny już nie powstaną.
Odetchnęła ciężko i wsunęła na siebie czarną sukienkę, a potem wyszła z łazienki i ze ściśniętym gardłem minęła Malfoya mając nadzieję, wymknąć się z mieszkania, zanim ten się obudzi. Zamierzała zniknąć raz na zawsze z jego życia. Przestać się przed nim upokarzać i sprawiać mu problemy, przestać przypadkowo spotykać go na ulicach.
Przeszła na drugi koniec pokoju, wzięła do ręki parę szpilek, które Malfoy wczoraj ściągnął z jej stóp i na palcach ruszyła w stronę drzwi delikatnie łapiąc za okrągłą klamkę.
-Zmarzniesz.
To ciche stwierdzenie wprawiło ją w osłupienie, kiedy powoli z niewyraźną miną odwróciła się i spojrzała na Dracona, który wciąż spoczywał na kanapie. Jego oczy były zamknięte, ale zmienił pozycję, zakładając ręce za głowę. Jego kark musiał być obolały po nocy spędzonej na małej kanapie.
-Dzięki za wszystko, Malfoy-rzuciła szybko, a potem odwróciła się i zamierzała wyjść, kiedy ponownie się odezwał, tym razem delikatnie uśmiechając pod nosem.
-Na dworze pada-zauważył nieco zaskoczony jej uporem, szczególnie po tym jak wczorajszego dnia wtulała się w jego pierś, pozwalała by nosił ją na rękach i przespała się w jego łóżku.
Do jego uszu dobiegło ciche westchnięcie, kiedy ta z poddaniem opuściła rękę, a para butów wysunęła się z jej mocno zaciśniętych palców z lekkim stukotem opadając na podłogę.
-Dlaczego to wszystko robisz?-zapytała sfrustrowana, a on z zaciekawieniem otworzył oczy i podparł się łokciami na kanapie, przyjmując wygodniejszą pozycję.
-Co takiego?-spytał, zadzierając w górę jedną brew. Jego usta rozciągnęły się w szerokim ziewnięciu, kiedy nie powstrzymał się od tej oznaki niewyspania, a potem przesunął dłonią po nieuporządkowanych na głowie włosach i mruknął przeciągle, sunąc wzrokiem po jej długich nogach odkrytych przez sięgającą zaledwie do połowy ud sukienkę. Skanowanie jej spojrzeniem wczorajszego dnia wydawało mu się nieodpowiednie w obliczu towarzyszących im emocji, ale teraz, wraz z nowym wschodem słońca, nadrabiał te braki, obserwując dziewczynę z szczerą przyjemnością.
-Czemu mi pomagasz?-zapytała szybko, najpewniej pragnąc odwieść go o tej czynności. Jego przenikliwy wzrok musiał ją krępować. -Czemu proponujesz mi pomoc? Dlaczego pozwoliłeś mi abym tu przenocowała? Jesteś dla mnie miły i przypadkowo wpadasz na mnie na ulicy, przez przypadek, czy kryje się za tym coś więcej?
Delikatnie skrzywił się i usiadł na kanapie, mimochodem poprawiając delikatnie podwiniętą koszulkę.
-To boli, Granger-stwierdził zbolałym tonem, prostując plecy. Hermiona skrzywiła się kiedy wraz z tą czynnością do jej uszu dobiegł dźwięk wskakujących na swoje miejsce kostek. Spanie na kanapie musiało być dla niego rzeczywiście bardzo niewygodne. -Świadomość, że wszystko co robię, jest przez ciebie kwestionowane-sprostował, bo po pokazie tego, w jak kiepskim stanie znajdował się po źle przespanej nocy, słowa to boli Hermiona zinterpretować mogła zupełnie inaczej, swoje myśli zawieszając obok jego obolałego, wykrzywionego kręgosłupa.
 -Nie kwestionuję-zaprzeczyła, w głębi duszy wiedząc, że właśnie to robi. Nie chciała go oceniać, ani być względem niego podejrzliwa, zwłaszcza po tych wszystkich dobrych rzeczach, które dla niej zrobił, ale nie potrafiła również zapanować nad gryfońskim instynktem, zabraniającym jej obdarzenia Malfoya bezgranicznym zaufaniem. -Przepraszam-rzuciła cicho, zaraz potem widząc tryumfalny uśmiech formujący się na jego przystojnej twarz. Malfoy zeskoczył z kanapy, a potem, delikatnie się krzywiąc, ruszył w stronę kuchni, rzucając jej spojrzenie przez ramię, jakby pragnąc się upewnić czy wciąż tam stoi.
-Jesteś głodna?-zapytał, na co ona mimowolnie pokiwała głową i weszła wgłąb mieszkania, ostatecznie rezygnując z cichej ucieczki. Nie było sensu, znikać,skoro i tak ją zobaczył. Na dworze padał deszcz, było zimno, a ona wciąż odczuwała skutki złego samopoczucia, głęboko odgrywającego się na jej wycieńczonej psychice.
Oparła się o szeroki blat kuchenny i wzięła do rąk podany przez chłopaka kubek, w którym parowała już pachnąca herbata. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, patrząc jak Malfoy wrzuca do tostera tosty, a potem przegrzebuje szafkę, szukając czegoś na kanapki.
-Lubisz masło orzechowe?-zapytał, niepewnie wyciągając duży, opróżniony niemal do połowy słoik. Czy to możliwe, że ktoś taki jak Malfoy lubił coś tak słodkiego, prostego i zwyczajnego jak masło orzechowe?
-To musi być trudne-stwierdziła, kiedy zaczął smarować świeże, chrupiące tosty.
-Co?-spytał z niezrozumieniem, nie odrywając spojrzenia od przyrządzanego właśnie śniadania. Jego dłonie sprawnie przeniosły tosty na dwa, małe talerze, podczas gdy Hermiona nie odrywała spojrzenia od jego ruchów, wciąż opierając się o krawędź blatu.
-Nigdy nie miałeś styczności z mugolami, a teraz tak po prostu żyjesz wśród nich i robisz to co oni-zauważyła z zamyśleniem, przez moment zastanawiając się czy go tym nie urazi. Miała wrażenie, że poruszając ten temat, wstępuje na dość delikatne powierzchnie.
-Musisz mieć niezły ubaw, co?-zapytał, z nieodgadnionym wyrazem twarzy wręczając jej do rąk talerz z tostami. Sam wskoczył na wysokie krzesło przy blacie i oparł się o niego łokciami, delikatnie marszcząc brwi.
-Wcale, że nie-zaprzeczyła, zajmując miejsce naprzeciwko niego. Nie czekając na chłopaka, ugryzła kawałek swojego tosta, i przełknęła go, dopiero teraz uświadamiając sobie jak bardzo była głodna. -Nigdy ci tego nie życzyłam...
Uśmiechnął się z powątpiewaniem i cicho zaśmiał pod nosem. Nie? W takim razie czego mu życzyła? Pogryzienia przez wilkołaki? Utopienia się w wielkim, hogwardzkim jeziorze? A może chciała aby pewnego dnia zgubił się w Zakazanym Lesie i nigdy z niego nie wrócił, pożarty przez dzikie bestie albo monstrualne potwory?
-Teraz zamierzasz udawać, że nigdy mi źle nie życzyłaś?-zapytał z lekkim rozbawieniem, powoli rozpoczynając swój posiłek. Jego oczy nie opuszczały czekoladowych tęczówek Hermiony, kiedy wtopił swoje zęby w chrupiący kawałek tosta i przełknął go, delektując się smacznym masłem orzechowym. Kochał masło orzechowe.
-Tego nie powiedziałam.
Patrzył jak dziewczyna uśmiecha się niewinnie i spuszcza wzrok, wlepiając go w swoje smukłe palce.
-Nigdy nie życzyłam nikomu, aby ktoś odebrał mu cząstkę siebie. Nie chciałam aby ktoś odebrał ci magię, Malfoy, ponieważ wiedziałam, że jest dla ciebie bardzo ważna.
Zamilkł i ciężko westchnął z niezrozumieniem uświadamiając sobie, że Hermiona Granger, dziewczyna, która do jakiegoś czasu, sam nie miał pojęcia kiedy to przestało być aktualne, szczerze nim gardziła, teraz widzi w nim to co najlepsze. Naprawdę liczyła, że przejął się kiedy uzyskał wyrok? Cóż, on sam tego nie wiedział. Upił się na tyle mocno, by niczego nie pamiętać.
-Radzę sobie-stwierdził cicho, nie potrafiąc pojąć jakim cudem widzi w nim to co dobre. Wczorajszego wieczora wyznała mu, że żałuje iż postrzegała go jako śmierciożercę. Do cholery, on był śmierciożercą! Teraz była dla niego miła, martwiła się o jego samopoczucie i uprzejmie oświadczyła, że nigdy nie chciała dla niego losu, który mu się przydarzył. Czy to w ogóle było możliwe? Istniał racjonalny powód, dla którego miała tak się zachowywać? Głośno przełknął fragment swojego tosta, kiedy po dłuższym czasie przemyśleń dotarło do niego, że on również zmienił wobec niej swoje postępowanie. Nie wyzywał jej, nie wyżywał się w jej obecności, nie używał brzydkich słów i starał się być w miarę kulturalny...
Z roztargnieniem pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc uwierzyć w absurdalność rozgrywającej się sytuacji. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Chyba wydoroślał, nieco zmądrzał, a nękanie dziewczyny całkiem przestało go bawić.
Po chwili jednak nieco spoważniał. Rozbawiony uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy w mieszkaniu rozległ się donośny odgłos. Ktoś walił do drzwi, wyżywał się na nich, najpewniej zupełnie nie przejmując tym, że lada chwile stare drewno ustąpi, a te wypadną z zawiasów, skazując Dracona na kolejne wydatki.
-Kto to?-spytała zaskoczona dziewczyna, kiedy ten nieco podenerwowany wstał od stołu i dokańczając ostatni kawałek tosta z masłem orzechowym, rzucił jej niepewne spojrzenie, powoli kierując się w stronę drzwi. Błagał Merlina, aby to nie był Blaise. Musiałby się nieźle tłumaczyć i to nie tylko przed Hermioną. Wciąż zastanawiał się w jakim stanie znajduje się jego były kolega, po tym, jak wczorajszego wieczora jego pięść spotkała się kilka razy z jego twarzą. Oczywistym było to, że Blaise nie mógł być w równie złym stanie co on. Był w końcu czarodziejem i potrafił o siebie zadbać, lecząc wszystkie urazy. Mimo wszystko Draco miał nadzieję, że ucierpiał nieco bardziej, a skutki ich drobnej bójki wciąż jakoś mu doskwierają.
-Poczekaj tu-rzucił do niej, tak, jakby miała zniknąć, zaraz po tym jak tylko odwróci się do niej plecami i ruszył w stronę drzwi, dość niepewnie, w napięciu przekręcając klamkę.

                                                                             ***
Hermiona zszokowana patrzyła jak Malfoy otwiera drzwi, a zaraz potem wywraca się do tyłu ugodzony potężnym ciosem jej, o zgrozo, najlepszego przyjaciela. Harry rzucił się na niego z zaskakującą agresją i tak, jakby robił to już mnóstwo razy, usiadł na nim okrakiem, godząc go kolejnym uderzeniem pięści w twarz. Widok ten z początku odebrał jej mowę, zaskakując do tego stopnia, że kilka razy przetarła nawet oczy, pragnąc upewnić się czy oby na pewno napastnikiem nie jest jakiś inny, przypadkowy koleś. Znała jednak Harry'ego wystarczająco. Wystarczająco by go rozpoznać, ponieważ zachowanie chłopaka było jej całkiem obce.
-Gdzie ona jest?-warknął Harry z zaskakującą agresją łapiąc fragment ciemnej koszulki Malfoya. Blondyn jednak nie odpowiedział. Szok jaki wzbudził w nim ten niepozorny, zazwyczaj spokojny i panujący nad emocjami Gryfon sprawił, że nawet nie próbował go z siebie zrzucić, mimo widocznego bólu, które sprawiało mu przygniatające ciało Harry'ego. Świeżo sklepiona rana na łuku brwiowym otworzyła się, a z jego nosa leciała cienka strużka krwi.
Hermiona tymczasem z niedowierzaniem gapiła się jak jej przyjaciel wyciąga różdżkę, a potem ponawia pytanie, wbijając ją w szyję wciąż nie reagującego w żaden sposób Malfoya. Z czasem jednak coraz bardziej nasilało się w niej przekonanie, że to nie szok jest powodem tego paraliżu. Myśl, że ktoś taki jak on, tak po prostu dał się zaskoczyć było mało prawdopodobne.
-Harry! Zwariowałeś?!-krzyknęła w końcu, kiedy miarka się przebrała, a koniec różdżki Harry'ego przebił wierzchnią warstwę skóry.
Skonsternowany chłopak, wyrwał się z szału wściekłości i niepohamowania, rzucając zaskoczone spojrzenie w stronę swojej najlepszej przyjaciółki.
-Hermiona?
-Co ty tu robisz?-zapytała, ostatecznie się otrząsnąwszy. Podbiegła do niego i odciągnęła od leżącego na ziemi chłopaka, rzucając mu pełne zaskoczenia ale i złości spojrzenie.
-Nie wróciłaś do domu. Cynthia powiedziała mi, że byłyście u Malfoya! Co ty sobie myślałaś?-gadał ze złością i zmartwieniem Harry, podczas gdy Malfoy zręcznie podniósł się z ziemi i otarł krew z nosa, ciężko przy tym wzdychając.
-Ona ma na imię Caitlyn, Harry-odparła nieco zażenowana dziewczyna, z irytacją splatając ręce na piersi. -A ja nie jestem dzieckiem. Jak mogłeś tak po prostu tu przyjść i go pobić? W jakim świecie ty żyjesz?-zapytała ze złością, obrzucając przyjaciela piorunującym spojrzeniem.
-Właśnie Potter. W jakim świecie ty żyjesz?-zawtórował Hermionie Draco, najpewniej świetnie się przy tym bawiąc. Mimochodem potarł zaczerwieniony i posiniaczony policzek, a potem oddalił się nieco i usiadł na blacie kuchennym, zawieszając na nich pełny zaciekawienia i niecierpliwości wzrok. Hermiona nie miała wątpliwości, że gdyby tylko miał taką możliwość, wyciągnął by popcorn i zaczął wszystko głośno komentować, traktując ich kłótnię jako źródło świetnej zabawy. To tylko podsyciło jej niezadowolenie, w dodatku kiedy Harry, podchwycił słowa blondyna i dał się sprowokować.
-Ostrzegałem cię!-rzucił nieco podniesionym głosem, wciąż jednak pilnując na tyle, by nie pobić go po raz kolejny. Jego kłykcie pobielały kiedy mocno zaciskał pięści, a z ust wydarł się przeciągły warkot symbolizujący opanowującą i pożerającą go od środka wściekłość.
Draco w ironicznym geście głośno wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby i zeskoczył z blatu, z perfidnym uśmiechem, unosząc w górę jedną brew.
-Teraz zamierzasz mnie zabić?-spytał, wiedząc, że to dostatecznie sprowokuje Pottera. -Tak całkiem szczerze, dałbyś radę to zrobić?
Harry gwałtownie wyrwał się do przodu, jednak równie nieoczekiwanie Hermiona zastąpiła mu drogę i położyła mu ręce na piersi, z niezrozumieniem wpatrując się w jego oczy.
-Opanuj się!-krzyknęła nieco poirytowana. Spoglądając to na swojego najlepszego przyjaciela, to na Dracona, który z splecionymi na piersi rękami opierał się o blat i bawił w najlepsze, czerpiąc przyjemność z braku kontroli u Harry'ego. -O czym on mówi?-spytała nieco przyciszonym głosem, lekko marszcząc przy tym brwi. -Powiedziałeś, że go zabijesz?-dociekała, kiedy ten milczał, nie spuszczając wściekłego spojrzenia z stojącego za jej plecami blondyna. -Odezwij się, Harry!-wrzasnęła ze złością, kiedy ten przez dłuższy czas nie odpowiadał na jej pytania, oddychając ciężko, myśląc zapewne o martwym Malfoyu.
-Jakim cudem w ogóle się tu znalazłaś, Hermiona?!-odparł tym samym tonem co ona, najwyraźniej wytrącony z równowagi, zbyt zły i poirytowany by przyznać, że rzeczywiście groził wcześniej Malfoyowi. Sam fakt, że gadali ze sobą w ostatnim czasie wydał się dziewczynie bardzo dziwny, ale postanowiła nie poruszać tego tematu. Zamiast tego ze złością przeczesała włosy omal ich przy tym nie wydzierając i spojrzała na niego z wściekłością, wyrzucając ręce do góry.
-Czy to ma znaczenie?!-odparła wymijająco, nie rozumiejąc z jakiej racji w ogóle ją przesłuchuje. -Zabiłbyś go, gdyby mnie tu nie było!
-Bronisz go?-Harry uniósł w górę brwi i po raz kolejny próbował ją wyminąć aby dojść do Malfoya, jednak ta nieco bardziej stanowczo naparła dłońmi na jego pierś i rzuciła mu pełne zdegustowania spojrzenie.
-Nic mi nie jest, Harry! Musisz przestać mnie kontrolować!
Mówiła podniesionym głosem, próbując do niego dotrzeć, jednak w jego zasnutych przez frustrację i złość oczach nie odnalazła niczego co mówiłoby jej, że najlepszy przyjaciel wciąż tam jest.
-Ach, w takim razie kto będzie to robił?!-zapytał Harry, unosząc ręce do góry. -Nie radzisz sobie, Hermiona!
-Jak możesz tak mówić?-jej głos podniósł się o oktawę, kiedy z urażoną miną cofnęła się i spojrzała na przyjaciela z niedowierzaniem. -Niby co to miało znaczyć?-spytała, kiedy ten oddychał ciężko i ze złością wykręcał sobie palce, najwyraźniej powstrzymując od użycia fizycznej siły. Miał ochotę, przestawić ją na bok i po prostu dorwać Malfoya, wykręcając mu łeb.
-O to jaka jesteś-wyjaśnił dobitnie, ewidentnie dobijając jej i tak zniszczone po poprzednim wieczorze ego. -Nawina, zakłamana i słaba. Wracaj do domu.
Wmurowało ją w podłogę. Nie z powodu słów. Słyszała już gorsze. Zszokowało ją raczej to, z czyich ust wydobyły się te słowa i za nic nie potrafiła pojąć, iż wydarzyło się to naprawdę. Harry nigdy wcześniej nie powiedział to niej czegoś równie raniącego i nieodpowiedniego. To nie było na miejscu, zwłaszcza, że nie zrobiła nic złego.
Łzy zaszkliły się w jej oczach, kiedy wyraz Harry'ego nie łagodniał, a wręcz przeciwnie, tryskał złością i jak jej się wydawało pogardą.
Gdzieś tam, za jej plecami, zdawało się, że Malfoy poruszył się niespokojnie i resztkami sił zmusił do pozostania na miejscu, jednak nie miała wątpliwości, że mimo wszystko stoi nieco bliżej, gotów do interwencji. To dziwne, czuć się bezpieczniej przy nim, niż zaskakująco wściekłym i agresywnym, najlepszym przyjacielem.
-Czas na ciebie, Potter-rzucił cicho chłopak, jakby wiedząc, że podniesionym tonem może wywołać całą lawinę nieszczęść i niepotrzebnych uniesień, ale jak się okazało pozorny spokój, również nie zdał egzaminu. Wzburzony Harry odepchnął Hermionę i doskoczył do blondyna, złapał go za krtań i jednym, silnym ruchem przygwoździł do blatu, mocno się nad nim pochylając.
-Ty skur...-zaczął, jednak do akcji po raz kolejny wkroczyła dziewczyna, łapiąc go za ramię, odwracając w swoją stronę i mocno policzkując. Łzy wylewały się z jej oczu, kiedy przyglądała się przyjacielowi z bólem i szczerym rozczarowaniem.
-Stracisz wszystkich, Harry-wycedziła przez zaciśnięte ze złości zęby, przytłaczając go swoją nieludzką, rzadko spotykaną wściekłością. -Będziesz oglądał jak wszyscy twoi przyjaciele wolą powiesić się i umrzeć niż przebywać w twoim toksycznym otoczeniu-wysyczała, mimo iż wcale nie myślała tak o Harry'm. Bardzo mocno go kochała. -Wynoś się stąd.
Nieoczekiwana iskra rozpaliła się w ciemnozielonych oczach Harry'ego, kiedy dotarł do niego sens wypowiedzianych przez Hermionę słów. Cierpiał i żałował tego, co dopiero zrobił, ale nie potrafił zapanować nad poczuciem obowiązku zapewnienia jej bezpieczeństwa. Malfoy nie był odpowiedni, dlatego wolał odwieść ją od jego towarzystwa, nawet jeżeli miałby przypłacić ceną utraty jej przyjaźni. Sens usłyszanego zdania zmienił jednak sposób postrzegania tej sprawy, szczególnie kiedy dotarło do niego, w jaki sposób dziewczyna przedstawia śmierć Rona. Ból pojawił się na jego twarzy, ale nie powiedział nic więcej. Z zawodem rzucił ostatnie spojrzenie przyjaciółce, a potem opuścił niewielkie mieszkanie w starej i zaniedbanej kamienicy.

                                                                        ***

-Harry był tu wcześniej, prawda?-spytała cicho dziewczyna, kiedy delikatnie, nie zważając na cichy syk Dracona, przykładała worek z lodem do jego rozciętej skroni i łuku brwiowego. Smutek emanował z jej twarzy za każdym razem, odtwarzania raniących słów przyjaciela w swojej głowie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że zachował się w taki sposób.
-Tak, wpadł tu niedawno, po tym jak ściągnąłem cię tu z baru-przyznał, nie zamierzając niczego ukrywać. Z uwagą wpatrywał się w jej skupioną twarz, kiedy zmartwionym wzrokiem skanowała jego rozcięcia i siniaki. W duchu modlił się, aby jego nos nie okazał się złamany. Teraz bolał go i krwawił, ale nie miał wątpliwości, że jeżeli jest to poważne, to mugolskie sposoby leczenia zapewnią mu jeszcze gorsze cierpienia.
-Czego chciał?-zapytała z niezrozumieniem, nie potrafiąc pojąć, co popchnęło Harry'ego do wpadnięcia tu w ferworze niemal zwierzęcej wściekłości.
-On bardzo się o ciebie martwi-wyjaśnił ponuro blondyn, nieświadomie zaciskając dłonie na materiale kanapy, na której siedział. Hermiona aktualnie klęczała między jego kolanami i w skupieniu opatrywała jego rany, drugiej ręki nie spuszczając z jego obitego policzka. Jej palce nieświadomie gładziły wierzch jego bladej skóry, podczas gdy on z każdą chwilą łączył fakty. Wydawało mu się, że uczucia, które Harry żywił do dziewczyny nie opierają się do końca tylko na przyjaźni. Dziwne, bo Hermiona zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy.
-Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał-mruknęła w zamyśleniu, błądząc opuszkami palców bo jego rozciętej skroni.
-No popatrz, a w moim towarzystwie gadał jedynie o krwi, śmierci i flakach, które ze mnie wypruje, kiedy już wreszcie mnie dorwie-zakpił, jednak nie rozbawił jej tym zdaniem. Chyba jedynie bardziej  zmartwił, strapił i zawstydził.
-Mówię poważnie, Malfoy-żachnęła się, nieco mocniej przyciskając worek z lodem do jego kości policzkowej. Skrzywił się, jednak ona nie zwróciła na to nawet uwagi, zbyt mocno pochłonięta rozmyślaniami o swoim przyjacielu. -Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił. Dlaczego się nie broniłeś?-spytała.
-Gdybym mu oddał, to niezaprzeczalnie najprawdopodobniej już bym nie przestał-wyjaśnił z krzywym uśmiechem, doskonale wiedząc, że jest to prawda. Nie chciał mordować Pottera na oczach Hermiony.
-Cóż...-dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, mimo wszystko nieco zaniepokojona tym szczerym wyznaniem. -Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy-mruknęła cicho, biorąc do ręki wacik. -Te poprzednie rany....-zaczęła niepewnie, oczyszczając rozcięcie na twarzy chłopaka. -To też był on?-spytała, w duchu błagając, by Draco zaprzeczył.
-Nie.
Odetchnęła z ulgą i głośno zaciągnęła się powietrzem, ostatecznie siadając na podłodze i ukrywając twarz w dłoniach. Draco z konsternacją patrzył jak załamana podkurcza nogi pod brodę i stara się uspokoić oddech, wyraźnie zmartwiona i zaniepokojona ostatnimi wydarzeniami. Ponieważ nie chciał pozwolić jej znaleźć się w stanie podobnym do wczorajszej nocy, niepewnie zsunął się z kanapy i usiadł naprzeciwko niej, kładąc dłoń na jej ściągniętym w napięciu ramieniu.
-Czasami naprawdę taka się czuję. Nawina, słaba i zakłamana-przyznała, unosząc na niego zmartwione spojrzenie. Odetchnął z ulgą, kiedy utwierdził się w przekonaniu, że tym razem nie płakała. Uśmiechnął się pod nosem i powoli pokręcił głową, kwestionując dopiero co wypowiedziane przez nią słowa.
-To nieprawda, wiesz o tym-pocieszył ją i odetchnął ciężko, niechętnie dokańczając zdanie: -I Potter też tak nie myśli.
-A ty?-zaciekawione spojrzenie zatrzymało się na jego stalowoszarych oczach, podczas gdy głośno przełknął ślinę i z zrezygnowanym westchnieniem, opuścił ramiona. Uważał ją za najmądrzejszą czarownicę na świecie.
-Cóż...-zamyślił się i ze skrępowaniem potarł dłonią kark, wiedząc, że aktualnie rujnuje sobie reputację w najbardziej żenujący sposób jaki tylko może to zrobić, ktoś już i tak dostatecznie zrujnowany. -Nie jesteś taka zła...
Dziewczyna zmarszczyła brwi i bez zastanowienia mocno szturchnęła go w ramię, pogardliwie prychając pod nosem.
-To najgorszy komplement, jaki mogłeś kiedykolwiek powiedzieć-stwierdziła ponuro, nadąsana splątując ręce na piersi.
-Awww... Granger-przygryzł dolną wargę i zaśmiał się cicho, nieświadomie przeczesując palcami swoje roztrzepane włosy. -To słodkie kiedy tak rozpaczliwie pragniesz bym cię komplementował-stwierdził z perfidnym uśmieszkiem. -To mnie utwierdza w przekonaniu, że naprawdę zależy ci na mnie i moim zdaniu.
Wywróciła oczami i z frustracją policzyła w myślach do dziesięciu, ostatecznie, mimowolnie odpowiadając mu na to uśmiechem.
-To raczej tobie zależy na mnie-odparła, delikatnie wzruszając ramionami. -Zważywszy na to, że jesteś osobą, która nienawidzi mnie najbardziej, w ostatnim czasie statystycznie spędzasz ze mną najwięcej czasu, w dodatku robiąc to z własnej woli...
-Nie byłbym tego taki pewien...-próbował wciąć się jej w zdanie i zaprzeczyć, kiedy uświadomił sobie, że rzeczywiście Granger jest jedyną osobą, która przebywa w jego mieszkaniu. Pomijając Blaise'a. I Pottera. I sporadycznie odwiedzających go panienek zapoznanych w klubie albo imprezie.
Zadziorny uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy poczucie zwycięstwa na moment przewinęło się w jej umyśle, a troski i problemy na moment odeszły, dając jej moment beztroski i zwyczajnego, ludzkiego spokoju.
-Chociaż wiesz...-Malfoy zamyślił się na chwilę, ostentacyjnie umieszczając swoją brodę między kciukiem, a palcem wskazującym. -Właściwie to masz rację.
Hermiona uniosła w górę brew i przyjrzała mu się z zaskoczeniem, niepewnie rozciągając usta w tryumfalnym uśmiechu.
-Tak?-zapytała, wciąż nie do końca przekonana co do tego, że chłopak rzeczywiście przyznaje jej rację.
-Tak-przyznał, z powagą kiwając głową, nie zaprzestając swojej miny myśliciela. -Kocham cię, Granger-wyznał nagle, na co ona zaśmiała się głośno, nie mogąc powstrzymać od tej szczerej oznaki rozbawienia. Sarkazm wydzierał się z Malfoya, podczas gdy on, za wszelką cenę starał się zachować powagę, na moment nawet przygryzając dolną wargę. -Nie widzę poza tobą świata-wyznał, podnosząc się z pozycji siedzącej. Uklęknął i ujął jej ręce, spoglądając prosto w oczy. -Czy to mi daje jakieś szczególne prawa?-spytał nieoczekiwanie, diametralnie zmieniając swój ton głosu. Przyglądał jej się z zaciekawieniem, a nigdy wcześniej nie widziane przez Hermionę rozbawienie błyszczało w jego oczach, sprawiając, że wyglądał nieco mniej poważnie i onieśmielająco niż zwykle. Chłopięca beztroska przedarła się przez niego kiedy sugestywnie zadarł w górę jedną brew i uśmiechnął się zadziornie, nieświadomie ukazując dziewczynie nie znaną dotąd cząstkę siebie.
-To zależy...-mruknęła rozbawiona jego nagłym i nieoczekiwanym wyznaniem dziewczyna, szybko podłapując zasady jego gry.
-Zależy od czego?-dopytywał z ciekawością, przyjmując postawę niecierpliwego, zadziornego chłopca.
-Jakie masz wobec mnie intencje, Malfoy-wyjaśniła jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie Hermiona. Z uwagą patrzyła, jak chłopak przyciąga jej złączone dłonie do ust i delikatnie całuje jej kostki, nie spuszczając wzroku z jej czekoladowych, nieco zaskoczonych tym gestem oczu. Mimowolny, przyjemny dreszcz przeszedł po jej ciele, kiedy uśmiechnął się w sposób, w jaki jeszcze nigdy wcześniej się do niej nie uśmiechał i sięgnął dłonią do jej policzka, przyjmując na twarz najbardziej czuły i uroczy wyraz. To było dziwne. Zupełnie do niego nie pasowało, ale nie mogła zaprzeczyć, że mimo iż to wszystko było zabawą, nic nie znaczącymi żartami i ironią, było to odurzające uczucie. Jego dotyk był inny. Działał na nią tak, jak nikt inny.
Nachylił się nad nią i otulił jej usta swoim rozgrzanym oddechem, nieoczekiwanie opierając swoje czoło o jej czoło.  Jego uśmiech jednak się zmienił. Nie był już niewinny, czuły ani uroczy. Był prawdziwy.
-Mogę przelecieć cię na tym łóżku, ewentualnie wziąć wspólny prysznic.
Degustacja momentalnie wymalowała się na jej twarzy, podczas gdy on zaśmiał się z rozbawieniem i szybko odsunął od jej twarzy, opierając się plecami o kanapę.
-Zabiłeś moment, Malfoy-stwierdziła z obrzydzeniem, mimowolnie obciągając niżej swoją czarną sukienkę. -I do tego jesteś zboczony-dodała, czując na sobie jego palący wzrok, sunący powoli wzdłuż jej długich nóg i dekoltu.
-Przynajmniej jestem sobą-powiedział, jakby to było wstanie zrekompensować jego wady, a potem objął ją ramieniem i mocno przygarnął do siebie, dusząc w nieco zbyt mocnym uścisku.
-Co ty robisz?-spytała niezadowolona, próbując wysunąć się z jego silnego objęcia.
-Daję ci przestrogę-wyjaśnił spokojnie chłopak, uśmiechając się pod nosem. -Wiem, jak łatwo ulec mojemu urokowi. Nigdy się we mnie nie zakochuj, Granger, to by było okropne...
Hermiona wywróciła oczami i westchnęła ciężko. Ani myślała się w nim zakochiwać. Miała świadomość, że byłaby to najgorsza rzecz jaka mogłaby się jej kiedykolwiek przytrafić.
-Już za późno, Malfoy-odparła po nieco dłuższej chwili milczenia, sprawiając, że nieco poluźnił swój uścisk. Odsunął ją od siebie i spojrzał na nią z zaintrygowaniem, kiedy ta rozciągnęła swe usta w szerokim uśmiechu. -Nic nie zmieni mojego uczucia do ciebie, rozumiesz?-przybrała najbardziej desperacki głos na jaki tylko stać było jej umiejętności aktorskie i przytknęła dłoń do serca, uroczo trzepocąc rzęsami. -Nie odtrącaj mnie-poprosiła, a potem zarzuciła ręce na jego szyje i przysunęła się bliżej, już po chwili naśladując przesłodzony, zmanierowany głos.
-Dracuuuusiu!
Oczy Dracona rozszerzyły się, a on sam odskoczył na przynajmniej pół metra, rzucając jej spojrzenie pełne urazy i szczerego zdegustowania.
-Nigdy.więcej.nie.naśladuj.Pansy.Parkinson-zagroził, z zamyśleniem odnosząc się do traumatycznych przeżyć ze szkoły, kiedy to ślizgońska idiotka chodziła za nim niczym najwierniejszy sługa, bez przerwy wymyślając mu słodziutkie, rujnujące reputację przezwiska. -Nigdy-zaznaczył, kiedy po jego ciele przeszedł mimowolny dreszcz.
Uśmiechnął się jednak, gdy do jego uszu dobiegł śmiech Hermiony, westchnął cicho, widząc jej czekoladowe oczy, błyszczące z rozbawienia i poczucia humoru.
-Ale misiu!-zapiszczała, ledwo hamując się od zwijania na podłodze ze śmiechu. Wspomnienie Pansy Parkinson szczerze ją bawiło.
-Zamknij się, Granger.
-Kochanie!
-Nienawidzę cię, Granger-warknął z szerokim uśmiechem, kiedy wpadła w jego ramiona i obdarzała najsłodziaśniejszymi epitetami na całym, wielkim świecie.
-Ja ciebie też-odparła, kiedy szeroki uśmiech rozjaśnił jej zazwyczaj ponurą i wymęczoną twarz. W obecności Malfoya, cały jej wewnętrzny ból niezauważanie zniknął.








poniedziałek, 13 kwietnia 2015

-Rozdział 8- My Other Side

Nie pamiętała kiedy Malfoy zdołał wyprowadzić ją na zewnątrz domu. Prawdę mówiąc, nawet jej to nie obchodziło. Nic nie miało znaczenia.
Chłodny, jesienny wiatr rozwiewał jej włosy i przenikał ciało do szpiku kości, powodując przy tym delikatne dreszcze przebiegające przez jej drobne ciało, ale zimno tego wieczoru nie było wstanie odciągnąć jej myśli od tego, co dopiero powiedział jej Lucjusz Malfoy. Świeże powietrze nie sprawiło, że zaczęła myśleć trzeźwo, ani, że na powrót zaczęła oddychać pełną piersią. Ucisk w sercu, który poczuła wraz z okropną wiadomością, wciąż odczuwała z wręcz przerażającym bólem, który sprawiał, że czuła się pusta, a mimo wszystko w dalszym ciągu odczuwająca wszystkie bodźce, niemal ze zdwojoną siłą. Przytłaczał ją ogrom poczucia winy, żalu, bólu i tęsknoty za rodzicami. Gdyby tylko mogła, cofnęła by czas.
-Granger-Malfoy po raz kolejny potrząsnął jej ramieniem. Przyglądał jej się z niepokojem, współczuciem, mimo to wciąż pozostając chłodnym i opanowanym. Zazdrościła mu. Też chciałaby być tak wyprutą z emocji jak on. Przynajmniej nie cierpiał; tak jej się wtedy wydawało.
Pokręciła głową i z desperacją pociągnęła za swoje włosy, czując napływające do oczu łzy. Wszystko tylko nie to. Tak bardzo nie chciała płakać.
Jej oddech stał się płytki, krótki i gwałtownie urywany. Nie mogła oddychać, dusiła się. Przytknęła dłonie do brzucha i zgięła się w pół, opierając o stalowe ogrodzenie ogrodu dworu Malfoyów. Nie pamiętała kiedy zdążyli wyjść poza teren posiadłości, ale była za to wdzięczna Draconowi. Nie zniosłaby kolejnych sekund w tym przeklętym miejscu.
Szloch powoli wydostawał się z jej gardła, a ona nie wiedziała jak temu zaradzić, czując, że odpływa, oddając się atakowi paniki, któremu tak uporczywie próbowała zaradzić od samego rana, kiedy to dowiedziała się o zbliżającej kolacji. To wszystko napawało ją takim przerażeniem i poczuciem zagubienia, że nawet Malfoy, największy wróg jakiego kiedykolwiek posiadała przestał mieć znaczenie. Widział ją teraz w całej okazałości - zdruzgotaną i załamaną, nie potrafiącą poradzić sobie z tym, że samodzielnie zniszczyła życie swoim rodzicom. Zostali dosłownie pozbawieni zmysłów, przez jej samolubną decyzję.
-Granger-Malfoy powtórzył nieco głośniej, jednak również nieco łagodniej i spokojniej niż ostatnim razem, kiedy osunęła się po metalowym ogrodzeniu i szlochała, podciągając nogi po brodę. Jej ramiona się trzęsły, łzy obficie spływały po policzkach, a ona przygniatana była przez rozczarowanie, odebraną nadzieję i potworny ból, który pojawił się w jej piersi wraz z momentem, w którym dowiedziała się, że jej rodzice utracili siebie, a teraz nie zapowiadało się by ból ten zniknął.
-Nie mogę, Malfoy-powiedziała udręczonym, łamiącym się głosem, chowając twarz w dłoniach. Czuła się potwornie. Nie chciała by widział ją w takim stanie, ale równocześnie desperacko go potrzebowała. Potrzebowała kogokolwiek, kto byłby wstanie sprowadzić ją z powrotem. Tymczasem panika, przerażenie i ból stale się nasilały, szloch wzmagał się, a jej brakowało powietrza, mimo tego iż panował chłodny, rześki wieczór.
-Odprowadzę cię do domu-zaoferował się chłopak, zaraz potem jak przykucnął i westchnął ciężko, przyglądając się jej tragedii. Naprawdę była mu wdzięczna, że mimo wszystko wciąż pozostawał obojętny. Nie zniosła by gdyby tak jak ona, nagle upadł.
-Nie-pokręciła szybko głową, a szybki, urywany oddech i płacz wciąż nie ustawał. Była przerażona, zdrowo stuknięta i zagubiona, ale nie potrafiła sobie z tym poradzić. Przeklęty atak się zaczął, a ona została sama, na chłodnej i ciemnej ulicy. Cóż, może nie do końca sama...
-Musisz wrócić do domu-stwierdził cicho chłopak, sięgając dłonią do kosmyków włosów, które pod wpływem wiatru nasunęły się jej na twarz i przykleiły do mokrej od łez skóry. Delikatnie odgarnął je i założył za uszy, spoglądając prosto w jej załzawione, przepełnione paniką i poczuciem winy oczy. Nie zabrał jednak rąk z powrotem. Ujął jej twarz w dłonie i wciąż patrzył w jej czekoladowe tęczówki. Z jego zmarszczonych brwi i spojrzenia, mogła wywnioskować, że naprawdę się niepokoi, ale znała go wystarczająco dobrze by wiedzieć, że to tylko złudzenie. Wszystko wydawało się być teraz nierealne.
-Nie, nie, nie, nie-pokręciła szybko głową i wciąż płakała, nie wyobrażając sobie powrotu do Nory. Nie potrafiłaby spojrzeć komukolwiek w twarz. Nie zniosłaby tego, że okłamała Harry'ego i Ginny nie mówiąc im o kolacji w Malfoy Manor. Nie umiałaby im wyznać tego, o czym się dowiedziała. Nie potrafiłaby powiedzieć, że jej rodzice są teraz tacy jak rodzice Neaville'a Longbottoma, tylko i wyłącznie dzięki niej. -Nie mogę tam wrócić-powiedziała z przerażeniem, mimo wszystko nie spuszczając wzroku z jego uspokajających, stalowoszarych tęczówek.
-Shh...
Poczuła jak jego kciuki gładzą wilgotną skórę na jej policzkach i mimowolnie zadrżała, wciąż nie mogąc wyrwać się spod miażdżącej siły nawracającej depresji. Sam fakt, że znów czuła się przegrana przytłaczał ją jeszcze mocniej. Nie umiała sobie poradzić, nie widziała wyjścia i przez moment naprawdę myślała o tym, że może wszystkim byłoby łatwiej, gdyby po prostu tak jak Ron popełniła...
Niewiele myśląc wpadła w ramiona Malfoya i zaskakując go, oplotła ręce wokół jego szyi, wtulając twarz w zagłębienie między jego szczęką a ramieniem. Płakała, wciąż płakała i wciąż nie żywiła do niego żadnego, pozytywnego uczucia, ale potrzebowała go, aby niezwłocznie odciągnął jej myśli. Potrzebowała aby ją uratował.
Przez chwilę zastygł w bezruchu, spiął się czując jej nieoczekiwany ruch, jednak w końcu odetchnął głęboko i objął ją w talii, mocniej przyciągając do siebie, za co była mu naprawdę bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Nie zniosłaby gdyby odtrącił ją w takiej chwili.
-Oddychaj, Ganger-polecił, szepcząc w jej włosy. Jego głos był spokojny i łagodny, dokładnie taki jakiego potrzebowała. Otulił ją przyjemny zapach chłopaka, a jego ramiona, silne i pewne, dodawały jej poczucia bezpieczeństwa, mimo iż absolutnie nie był to chłopak, przy którym miała prawo czuć się w taki sposób.
-Nie mogę tam wrócić-odparła wciąż zbyt przerażona i spanikowana by myśleć o czymkolwiek innym niż o tym jak ciężko będzie jej spojrzeć w oczy przyjaciołom. Wyjaśnić im jak okropną rzecz zrobiła. Wolała zostać tutaj, w ramionach Malfoya, chociaż jeszcze przez chwilę, do momentu, aż uda jej się uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca. Do momentu, aż ból w jej piersi zmaleje i pozwoli jej normalnie funkcjonować.
-Moje mieszkanie jest niedaleko stąd-wyszeptał wciąż nie odrywając twarzy od jej kasztanowych, delikatnie falowanych włosów. -Możesz tam zostać jeszcze jedną noc...
Pokiwała głową, próbując zaprzeczyć, ale ostatecznie dotarło do niej, że nie ma innego miejsca, w które mogłaby pójść.
-Przepraszam-odetchnęła ciężko, kiedy łzy po raz kolejny spłynęły po jej policzkach, mocząc elegancką marynarkę Dracona. Chyba sama nie wiedziała do końca dlaczego to powiedziała.
-Jest okey...-stwierdził, wciąż się od niej nie odrywając. To dziwne, ale mimo tego wszystkiego co właśnie jej okazał, w dalszym ciągu pozostawał przy niej z typową dla siebie obojętnością. Jakby jej płacz w ogóle go nie ruszał, jakby nie dostrzegał tego jak bezbronna i krucha stała w jego ramionach. Wtulała się w jego pierś i trzymała się na nogach tylko i wyłącznie jego silnemu uściskowi. Nie widział jak ważny był dla niej w tej chwili.
[...]
Odetchnął ciężko, podświadomie przesuwając swoimi smukłymi palcami po jej drobnych plecach. Czuł się co najmniej dziwnie. Nikt wcześniej nie wypłakiwał się w jego ramionach. Zazwyczaj to on zadawał ludziom ból i cierpienie, a poza tym nigdy nie miał w swoim życiu nikogo kto czułby się przy nim na tyle bezpiecznie by tak po prostu przytulić go i zaznać w tym geście jakiekolwiek ukojenie. Granger tymczasem uspokajała się w jego ramionach, jej oddech umiarkował się, a szloch przestał być słyszalny; teraz po prostu cicho płakała wtulając się w skrawek jego ciemnej koszuli.
-Oddychaj, Granger-szepnął jej do ucha, kiedy do jego uszu dobiegło niekontrolowane pociąganie nosem. Delikatnie potarł swymi dłońmi jej ramiona, próbując przy tym ją odsunąć, jednak drobne ciało dziewczyny jedynie mocniej przyczepiło się do jego ciała; splecione na jego karku ręce zacisnęły się, a on poczuł jak jej czoło silniej napiera na jego klatkę piersiową.
Poddając się obezwładniającemu go uczuciu, ponownie sięgnął dłońmi do jej talii i przysunął ją do siebie, pozwalając by dotychczasowe wrażenie skrępowania i dyskomfortu po prostu się oddaliło. Oparł brodę na jej głowie i nabrał chłodnego, wieczornego powietrza w płuca, rzucając smutne spojrzenie na potężne ściany wznoszącego się za plecami Hermiony Malfoy Manor. Nienawidził tego miejsca.
-Chodźmy już-ponaglił ją, jednak po raz kolejny nie spotkał się z żadną reakcją. Dotarło do niego, że mimo iż dziewczyna na zewnątrz zdaje się być spokojna, w jej wnętrzu musi panować najprawdziwszy chaos.
Ponieważ było już późno, zdecydował się przenocować ją w swoim mieszkaniu i zastanowić się nad jej stanem następnego dnia, kiedy obydwoje ochłoną po niezbyt przyjemnych doświadczeniach w jego rodzinnym domu.
Próbował się poruszyć, ale Hermiona najwyraźniej nie zamierzała odrywać się od jego ramion, wciąż mocząc łzami jego ubranie. Wywrócił oczami, po czym, nie zastanawiając się zbytnio pochylił się i korzystając z tego, że dziewczyna już od dłuższej chwili oplata rękami jego szyję, jedynie podparł jej kolana jedną ręką i z łatwością uniósł jej ciało bez słowa zaczynając kierować się opustoszałą już, ciemną ulicą Londynu.

                                                                                  ***

Pozostawała obojętna i nieczuła na wszystko co działo się wokół. Bez zbędnych słów opierała swoją skroń o jego tors, podczas gdy on jednym mocnym kopniakiem otworzył stare drzwi prowadzące do niedużego mieszkania, w którym mieszkał. Draco nawet nie chciał myśleć co w tym momencie dzieje się w jej głowie. Musiała czuć się potwornie.
Nie wypuszczając jej ze swoich ramion, przeszedł przez jedyny pokój w mieszkaniu i podszedł do łóżka, delikatnie sadzając ją na jego krawędzi. Jego stalowoszare, poważne oczy uważnie śledziły jej niewzruszoną twarz, podczas gdy Hermiona wlepiła wzrok w swoje dłonie, unikając jego nieprzyjemnego spojrzenia. Chociaż, tak właściwie, nie miał pewności czy robiła to ze względu na niego. Z każdą chwilą przekonanie, że Granger ma już wszystko i wszystkich gdzieś, wzrastało.
Ukucnął naprzeciw niej i w nieprzerwanym milczeniu zsunął z jej stóp szpilki, ujmując w swoje duże, smukłe dłonie jej kostki. Powoli sunął dłonią po jej gładkiej skórze, nie pozwalając sobie jednak na zbyt wiele. Już po chwili zaprzestał dotyku i uniósł na nią swoje baczne spojrzenie, cicho wzdychając.
-Chcesz się czegoś napić?
Przecząco pokiwała głową, a potem pochyliła się i ukryła twarz w dłoniach, kosmyki swoich falowanych, kasztanowych włosów ukrywając między kurczowo zaciśniętymi palcami. Z jej rozedrganych ust wyrwał się przeciągły jęk, kiedy po raz kolejny bezskutecznie próbowała zahamować cisnący się jej do ust szloch. Widział między jej dłońmi, jak mocno przygryza dolną wargę i próbuję się opanować, jednak z własnego doświadczenia wiedział, że nie jest to łatwe zadanie. Nie tak łatwo poradzić sobie w obliczu druzgoczącej tragedii, szczególnie jeżeli jest się samemu. Cóż, teoretycznie Granger nie była sama, ale nie był naiwny, aby sądzić, iż jego towarzystwo w czymkolwiek by jej pomogło. Nie był dla niej nikim bliskim. Na jej miejscu nie powierzałby sobie żadnych ważnych rzeczy. Nie był osobą, której można byłoby się zwierzać, a już na pewno nie był dobrym człowiekiem, który by tego w żaden sposób nie wykorzystał.
Powoli pokręcił głową, wstał i przeszedł na drugi koniec sypialni, wyciągając z szafki pierwszą lepszą, czarną koszulkę.
-Przebierz się-rzucił t-shirt na łóżko, tuż obok kolan dziewczyny, a potem skierował się w stronę aneksu kuchennego, wziął szklankę, nalał do niej wody, a następnie szybko ją wypił, ciężko oddychając. Tak bardzo napiłby się teraz czegoś mocniejszego...
Rzucił krótkie spojrzenie w stronę Hermiony i z zaskoczeniem odnotował jak dziewczyna staje plecami do niego, siłując się z suwakiem swojej sukienki. Rzeczywiście musiało być z nią źle. Normalna Granger w życiu nie zaczęłaby się przed nim rozbierać z taką obojętnością. Nie to, żeby narzekał; liczył po prostu, że skieruje swe kroki do łazienki i tam zmieni ubrania, a nawet jeżeli nie, to nie obejdzie się przy tym bez ostrych komentarzy, zabraniających mu jakichkolwiek spojrzeń.
Dziewczyna tymczasem w milczeniu sięgała dłońmi za swoje plecy, gdzie lekko wcięta, czarna sukienka miała suwak. Jej długie brązowe włosy opadały kaskadami na jej ramiona, podczas gdy jej palce trzęsły się delikatnie próbując dosięgnąć zapięcia.

Wstrzymała oddech, niespodziewanie słysząc za sobą jego kroki. Otarła dłońmi nieustannie spływające z policzków łzy, a zaraz potem odetchnęła głęboko, zaciągając się przyjemnym zapachem męskich perfum. Stał tuż za nią. Czuła to, dzieliły ich zaledwie milimetry. Spięła się w oczekiwaniu, nie do końca wiedząc czego może się spodziewać, kiedy poczuła jego palce na swoim odsłoniętym przez materiał czarnej sukienki ramieniu. Gęsia skórka pokryła miejsce, w którym sunął jego dotyk, zbliżający się w stronę jej karku. Odgarnął jej włosy na jedno ramię i zbliżył swoją twarz do jej ucha, omiatając ją chłodnym oddechem.
-Pomogę.
Jego ton zdawał się być normalny. Nie tego spodziewała się po tym, w jak delikatny sposób zapoznał ją ze swym dotykiem, szczególnie, że właśnie ją rozbierał. Jego palce sięgnęły do suwaka jej sukienki i powoli rozsunęły materiał, odkrywając jasną skórę jej pleców.
Niepewnie zacisnęła usta w wąską linię, a potem, bijąc się z myślami, powoli odwróciła się przez ramię, napotykając jego nieodgadnione, stalowoszare spojrzenie. Przyglądał jej się, ale nie w sposób w jaki zapewne patrzyłby każdy inny facet, dobierający się do zamka jej krótkiej, czarnej sukienki. Cóż, oczywistym było to, że nigdy, przenigdy nie pociągałaby Malfoya, ale widząc jego niewzruszone spojrzenie, poczęła zastanawiać się co tak dokładnie jest z nią nie tak.
Frustracja i zagubienie spowodowane doświadczeniami dzisiejszego dnia, pchnęło ją do położenia dłoni na jego okrytym jedynie ciemną koszulą torsie i przyciągnięcia go nieco bliżej siebie. Ku jej zaskoczeniu, chłopak zrobił krok w jej stronę. Jego oddech omiótł jej usta kiedy znalazł się zaledwie kilka milimetrów od jej twarzy. Był znacznie wyższy dlatego musiał się pochylić, aby spojrzeć jej w oczy. Uważnie przyglądał się jej czekoladowym tęczówkom, podczas gdy jej spojrzenie skupiło się na jego łuku brwiowym. Zaczerwienione rozcięcie było chyba jeszcze bardziej widoczne, niż wtedy kiedy, było świeże.
Pewnym ruchem sięgnęła do miejsca tuż nad jego prawym okiem i delikatnie musnęła je opuszkami, badając fakturę zranienia. Cieszyła się, że nie odtrącił jej ręki tak, jak to zrobił z Caitlyn, kiedy spotkali się w Malfoy Manor. Niekontrolowany dreszcz przebiegł przez jej ciało, a on zmarszczył brwi, najpewniej źle odczytując jej reakcje. Odsunął się i przeczesał spojrzeniem otaczające ich wnętrze, ostatecznie odbierając jej możliwość dotyku.
-Wezmę prysznic-powiedział cicho, wciąż nie patrząc jej w oczy. -Idź spać-poradził, a potem odwrócił się i zniknął za drzwiami łazienki, nieświadomie zabijając moment, który wytworzył się między nimi zaledwie kilka chwil temu.

                                                                         ***

Czarna sukienka opadła wokół jej kostek, podczas gdy ona naciągnęła na siebie nieco przydużą koszulkę Malfoya. Jego przyjemny zapach otulił jej nozdrza, kiedy niepewnym ruchem przytknęła materiał bluzki do nosa i ciężko opadła na łóżko, pozwalając by jej długie, kasztanowe włosy rozsypały się na około po poduszce, tworząc ogólny nieład. Wciąż czuła rozdzierającą pustkę, ale świadomość, że był z nią Malfoy była dziwnie i nieoczekiwanie kojąca. Może nie był idealnym kompanem do opłakiwania utraconej świadomości rodziców, ale jego obecność dodawała jej otuchy i poczucia bezpieczeństwa, szczególnie po tym jak zaniósł ją do swojego mieszkania na rękach, zmuszając się do delikatności i subtelnych gestów. Wiedziała, że takie zachowanie nie przychodzi mu łatwo, zwłaszcza, jeżeli chodziło o jej osobę. Odetchnęła głęboko i oparła głowę o poduszkę, powoli uświadamiając sobie, że po raz kolejny nocuje w mieszkaniu Dracona Malfoya. Ich relacja schodziła na jakąś pokręconą i niebezpieczną drogę, a jej możliwość wymówek skończyła się wraz z tym, jak zamiast na kanapie, leżała w jego łóżku. Poczucie beznadziei ogarnęło ją, kiedy dotarło do niej jak ciężko musi mu być ją znosić. Kiedyś się nią brzydził, a teraz tak po prostu nosi ją na rękach i kładzie spać w swoim własnym łóżku. Merlinie, była beznadziejna.
Pociągnęła nosem i otarła ostatnie łzy z policzków, definitywnie uspokajając swój oddech. Zmęczenie zaczęła brać nad nią górę, kiedy jej powieki zaczęły się przymykać, a jej poczucie świadomości delikatnie się zacierało. Nie chciała jednak zasypiać.  Jeszcze nie, dopóki Malfoy nie wyszedł z prysznica i nie wypowiedział słów od dawna wiszących w powietrzu. Jesteś beznadziejna, Granger. Tak, chyba właśnie tego oczekiwała. Potrzebowała by ktoś nareszcie potwierdził jej przypuszczenia.
Jak na zawołanie, klamka w drzwiach łazienki przekręciła się, a w pokoju pojawił się Malfoy.  Szare dresy opinały się na jego biodrach, a nagi tors połyskiwał w kroplach wody, po niedawno branym prysznicu. To prawda, zmarniał odkąd szczycił się swoim idealnie napakowanym ciałem w szkole, ale mięśnie jego brzucha, wciąż pozostawały widoczne, napinając się, kiedy uniósł ręce do góry i za pomocą ręcznika, wytarł swoje wilgotne włosy.
Rzucił spojrzenie w jej stronę, a ona momentalnie zacisnęła swoje powieki, za nic nie chcąc by przyłapał ją na tak żenującej rzeczy jak wgapianie się w niego kiedy półnagi stoi w drzwiach swojej łazienki. Próbowała uspokoić bicie serca i wmówić sobie, że widok ten w żaden sposób nie robi na niej wrażenia, podczas gdy spod lekko uchylonej powieki, jej oko śledziło jego drogę do szafki. Z zawodem obserwowała jak chłopak wyciąga z niej koszulkę i przeciąga ją sobie przez głowę, podwijając rękawy ciemnoszarego materiału.
-Malfoy?-jej przyciszony głos przedarł się przez panujące wokół ciemności, zwracając jego uwagę. Zaskoczony, uniósł w górę jedną brew, a potem podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi, rzucając jej zagadkowe spojrzenie.
-Myślałem, że śpisz-mruknął cicho, przeczesując dłonią wilgotne włosy. Jego ręka potarła rozciętą przez Blasie'a wargę, podczas gdy jego zaintrygowane spojrzenie zatrzymało się na jej pełnych niepewności oczach.
-Myślisz, że twój ojciec naprawdę sprowadzi moich rodziców do Anglii?-spytała, wypowiadając nurtujące pytanie na głos. Wiedziała, że aby zasnąć potrzebowała odpowiedzi na chociaż część pytań. Przez szok wywołany wyznaniem Lucjusza, nie miała okazji zadać ich w dworze.
-Nie wiem-odparł szczerze Malfoy, delikatnie wzruszając ramionami. Z jego ust wydarło się smutne westchnięcie kiedy jego dłoń powędrowała po kołdrze w stronę jej dłoni ale ostatecznie zatrzymała się w bezpiecznej odległości od jej palców i zacisnęła na miękkim materiale pościeli. -Nie znam mojego ojca tak, jak chciałbym znać-przyznał, widząc rozczarowanie w jej i tak już wystarczająco zdruzgotanych oczach. Przygryzła wargę i westchnęła z zawodem. -Ale spróbuję się czegoś dowiedzieć. Pogadam z kim trzeba...-dodał szybko, mając na myśli Blaise'a. Nie miał wątpliwości, że Zabini jest ściśle związany z tą sprawą i przeczucie to przyprawiało go o niemałe poczucie winy. Świadomość, że sam jest jednym z tych, którzy przyczynili się do skrzywdzenia osób takich, jak rodzice Hermiony, sprawiała, że czuł się winny niemal tak, jakby to on torturował państwa Granger i pozbawił ich zmysłów. Samo to, że przemilczał fakt, iż na powrót stał się śmierciożercą wydał mu się w tym momencie obrzydliwy. Nie chciał by ktokolwiek tak przez niego cierpiał. Z niezrozumiałych powodów nie chciał, żeby ona cierpiała.
Jak na zawołanie jej wzrok powędrował do przedramienia, na którym, dzięki podświadomie podwiniętemu rękawowi. doskonale widoczny był mroczny znak, wypalony niegdyś przez różdżkę samego Lorda Voldemorta.
Zacisnął zęby i naciągnął koszulkę, odwracając wzrok. Nie chciał być dłużej postrzegany w ten sposób, a mimo to, w ostatnim czasie ciągle przystawał i wspierał działania śmierciożerców. Dość haniebne i odrażające zagranie.
-Przepraszam, Malfoy-cichy szept Hermiony sprowadził go z powrotem. Z konsternacją wlepił spojrzenie w jej czekoladowe tęczówki i zmarszczył brwi, przyglądając się jej z konsternacją.
-Za co?-spytał z niezrozumieniem, kiedy uśmiechnęła się z bólem i niepewnie wyciągnęła dłoń spod kołdry, przykrywając nią tą znacznie większą jego. Z szokiem wpatrywał się w ich złączone ręce, aby zaraz potem usłyszeć jej ciche i smutne wyjaśnienie.
-Za postrzeganie cię jako jednego z nich.

----------------------------------------

Cześć! :D 
Nie ukrywam, jestem straaaasznie ciekawa co sądzicie o tym rozdziale, ponieważ osobiście całkiem go polubiłam :) Początek nie jest może jakimś arcydziełem, ale potem akcja nieco się rozkręca... Co ja mówię, tak właściwie, to nic się w tym rozdziale nie dzieje, ale jest tyle dramione, że jakoś tak mi się miło to wszystko pisało.  Kolejną notkę postaram się dodać szybciutko, bo wiem, że ta nie jest zbyt długa. 
Koniecznie dajcie znać co o tym sądzicie! :D Pozdrawiam i życzę miłego wieczorku :*
Kocham was! :**************