poniedziałek, 27 kwietnia 2015

-Rozdział 11- This Moment

To mieszkanie dawno nie wydało mu się równie puste. Ciemna i ponura tapeta, szare zasłony, skrzypiące i poobdrapywane z lakieru klepki - te czynniki wpływały natomiast na stwierdzenie, że stara i zaniedbana kamienica w zapuszczonej dzielnicy Londynu jest nie tylko opustoszała, ale również brzydka, dobijająca, pogłębiająca depresyjne myśli i melancholijne stany. Jednym słowem cudownie.
Odetchnął ciężko i wbił wzrok w sufit, wyłożony drewnianymi panelami, a potem przejechał dłonią po twarzy i przeklął, po raz kolejny katując się wspomnieniami z rozmowy z Hermioną. Po jego ostatnim wyznaniu po prostu odszedł, powiedział to co miał do powiedzenia i zniknął. I nie chodziło o to, że tchórzył, niczym zawstydzony nastolatek, uciekał, bo po tym jak wreszcie wyznał swoje uczucia zrobiło się niezręcznie. On po prostu wiedział, że w jego przypadku nie ma prawa ciągnąć tego dalej. W porządku, wyznał jej, że mu zależy, że nie umie odpuścić, ale to tyle. Nie chciał żadnej reakcji. Nie pragnął od niej żadnych słów, zapewnień, że ona również darzy go jakimś, o zgrozo, uczuciem, ani też nie chciał widzieć jak go wyśmiewa. Nie chciał od niej niczego.

Z posępnych myśli wyrwało go dopiero pukanie do drzwi i mimo iż z jak zawsze dręczącą go niepewnością szedł by otworzyć, w duchu cieszył się, bo niezbyt kulturalne dobijanie, powróciło go do rzeczywistości.
-Jak to jest, że Harry Potter cały czas kręci się w twoim otoczeniu?! Kiedy bym nie spojrzał, ten skurwiel pałęta się w pobliżu!-oznajmił niskim, zachrypniętym głosem Blaise Zabini, kiedy bez zaproszenia wtoczył się do jego mieszkania,  z irytującą pewnością siebie lekceważąc widoczne na twarzy blondyna niezadowolenie.
-Jaki zaszczyt... kto by pomyślał, że mam teraz dwóch szpiegów-prześladowców?-zawołał na pozór uradowany Draco, jednocześnie ze skrępowaniem pocierając swój kark. Z Blaise'm nie widział się od pamiętnej nocy w MalfoyManor, to znaczy, tej, w której pokłócili się i pobili, znacząc stare ale zazwyczaj czyste panele i ściany Dracona, czerwonymi strugami krwi.
-Poważnie, Malfoy. Musisz się go pozbyć-powiedział z powagą Blaise, najwyraźniej, ku uldze blondyna, postanawiając nie wspominać o tym jak ostatnim razem rozstali się w wyjątkowo podłych i wrogich nastrojach. Nie to, żeby podłe i wrogie nastroje nie były ich codziennymi, rutynowymi normami...
-Pracuję nad tym-przyznał niechętnie chłopak, powoli opadając na kanapę w rogu pomieszczenia. -Jestem profesjonalistą, Blaise. Tak długo, jak wydaje mu się, że mnie szpieguje i wszystko o mnie wie, jest w porządku. Gdybym go wyeliminował, wzbudzałbym podejrzenia...-wyjaśnił z lekkim zażenowaniem.
-Nie chcę, żebyś został zdemaskowany-odparł nieco urażony patetycznym tonem Dracona Blaise. Z irytacją przeczesał dłonią czarne, krótkie włosy, a potem westchnął rozdrażniony i wygodniej rozsiadł się na kanapie. -A tak w ogóle to o co chodzi z tą Granger, co?-spytał, zadziornie unosząc w górę brew. Wiedział, że wygrał, kiedy blondyn spiął się i przygryzł nerwowo wargę. Był to tylko moment, chwila okazanej słabości, ale młodemu Zabiniemu wystarczył, by dojść do wniosku iż była gryfonka i wzorowa uczennica Hogwartu, jest ściśle zamieszana w życie jego dawnego przyjaciela.
-Co ma z nią być?-nonszalancki, niczym nie wzruszony głos Dracona rozbrzmiał w niewielkim pokoju, kiedy ten odwrócił głowę w stronę Blaise'a i przyjrzał mu się z niezrozumieniem, grając wręcz idealnie. Robił wszystko by poprzednia oznaka zdenerwowania wydała się Zabiniemu złudzeniem, nic nie znaczącą reakcją. Obaj byli jednak dla siebie zbyt spostrzegawczy, bystrzy, przesadnie inteligentni i sprytni.
-Spotykasz się z nią. Często-wyjaśnił wzruszając ramionami Blaise.
-Wciąż mnie szpiegujesz?-zapytał z lekkim zaskoczeniem i złością Draco. -Wydawało mi się, że już rozmawialiśmy na ten temat...-wspomniał, nasuwając na myśli dawnego kolegi wizję jednego ze szpiegów, leżących martwo w ciemnym i zapuszczonym, londyńskim zaułku.
-Nie szpieguję-zaprzeczył z zadowoleniem Blaise, uśmiechając się perfidnie, tajemniczo, czerpiąc wręcz fizyczną przyjemność z niewiedzy blondwłosego chłopaka.
-Ugh-Draco wywrócił oczami i westchnął ciężko, przez zaciśnięte ze złości zęby, a potem obrzucił swojego nieproszonego gościa niechętnym i zrezygnowanym spojrzeniem. -Niech ci będzie.
-Więc?-Blaise uniósł w górę jedną brew, kiedy Malfoy przez dłuższą chwilę po prostu milczał. Milczał i wpatrywał się w jeden punkt, dziwnie przygaszony, dręczony jakimiś myślami, może nawet poczuciem winy.
-Granger jest... idealnym przekaźnikiem informacji. Dzięki niej, wypełnię misję...-wyznał niskim, ponurym głosem.
-Granger to inteligentna osoba. Jesteś pewny, że wiesz co robisz?-zapytał z powątpiewaniem Blaise, marszcząc brwi w wyrazie zamyślenia.
-Nie zorientuje się. Jestem tego pewien.

                                                                        ***

Siedziała w salonie, na kanapie i czytała książkę, korzystając z wolnej soboty, jaką okazało się to przyjemne przedpołudnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zdawało się, że wreszcie ma okazję do nic nie robienia. Nora była pusta. To znaczy... Może... Nie zupełnie pusta.
-Jesteś na bezludnej wyspie. Twoja różdżka przepadła. Co robisz?
a) Rozpaczasz i wołasz o pomoc;
b) Zbierasz pożywienie i materiały niezbędne ci do przetrwania;
c) Opalasz się na plaży i ze spokojem czekasz na pomoc.
-Caitlyn, serio?-zapytała z zażenowaniem i irytacją, odrywając się od czytanej do tej pory książki. Głośno zatrzasnęła egzemplarz jakiejś wyjątkowo interesującej, dobrej powieści, a potem odrzuciła ją na bok i przyjrzała się brunetce z niezrozumieniem, wyczekująco unosząc w górę brwi.
-O co ci chodzi? To całkiem niezły artykuł-powiedziała na swoje usprawiedliwienie Caitlyn, wzruszając ramionami i machając jej okładką Czarownicy przed oczami. -Odpowiedz na pytania i odkryj kim jesteś-zacytowała, z zamyśleniem śledząc tekst gazety od nowa. -A więc? Jaka jest twoja odpowiedź?
-Żadna-Hermiona mruknęła z tak typowym dla siebie sceptycyzmem i podkurczyła nogi pod brodę, cicho wzdychając. Niby jak znalazłaby się na cholernej wyspie? -Dlaczego nie jesteś z Ginny?-zapytała, szukając jakiegoś pretekstu by ją spławić, a potem rozsiadła się wygodniej na kanapie i wniosła oczy ku niebu, kiedy Caitlyn przez dłuższą chwilę nie odpowiadała, a jedynie gapiła się w kolorowe stronice szmatławca, pogrążając się w porywających historiach czarodziejskich celebrytów i gwiazd.
-Bierze prysznic... Zaraz zejdzie-odparła znudzona brunetka, rzucając się na sofę na przeciwko. Rozłożyła swoje niepoprawnie długie, szczupłe nogi, a potem westchnęła z rozmarzeniem i poprawiła swoje ciemne, lśniące włosy, delikatnie się uśmiechając. -Skoro już mówimy o Ginny...-zaczęła z tak typową dla siebie nutą, zwiastującą wyjątkowo irytujące, doprowadzające do szału rozgadanie. -Mówiła ci może kim jest ten tajemniczy chłopak, z którym cały czas się spotyka? Albo może chociaż się domyślasz...?
-Nie, Caitlyn, nie obchodzi mnie to-skłamała całkiem wiarygodnie Hermiona, wbijając wzrok w kolorowe obicie kanapy. Kiedyś z Ginny mówiły sobie o wszystkim. -Gdyby chciała, na pewno by ci powiedziała-dodała niezbyt uprzejmie, ale szczerze mówiąc, w ostatnim czasie przestała się oszukiwać. Nie obchodziły jej uczucia Caitlyn.
-No ale Ginny...
-Co ja?-do pokoju weszła rudowłosa dziewczyna, z ręcznikiem przewieszonym przez szyję, zwykłej i prostej, nieco przydługiej koszulce i szarych dresach. Tego dnia nie miała na sobie makijażu, a zazwyczaj ładnie ułożone, dopiero co wysuszone zaklęciem włosy związała w wysoką kitkę na czubku głowy.
-Zostajesz dziś w domu?-zdziwiła się Caitlyn.
-Och, tak-Ginny uśmiechnęła się niepewnie i zajęła miejsce na kanapie obok Hermiony, podciągając nogi do góry i siadając po turecku. -Weekend spędzam w domu. Jestem zmęczona ciągłym wychodzeniem.
-A ja myślałam, że wyciągnę cię dziś na zakupy-jęknęła z zawodem Caitlyn na co Hermiona wywróciła oczami. Nie to żeby była jakąś dziwną przeciwniczką łażenia po sklepach, ale bez przesady. Caitlyn dopiero co była na zakupach i dziewczyna nie miała wątpliwości, że tamtymi ciuchami byłaby wstanie zapełnić szafy połowy Londynu.
-Może innym razem-Ginny westchnęła ciężko, a potem uśmiechnęła się przyjaźnie, oparła łokcie na kolanach i podparła brodę na rękach, z zamyśleniem nawijając kosmyk rudych włosów na palec. Zdawała się być zamyślona, tak jak ostatnio, cały czas nieobecna, pogrążona w zupełnie innym świecie.
-W porządku. Wpadnę w przyszłym tygodniu-stwierdziła Caitlyn, wzruszając ramionami. -W takim razie już pójdę, pa Hermiono-tu zwróciła się do drugiej dziewczyny i pomachała jej przyjacielsko, a potem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, ściskając w dłoni egzemplarz Czarownicy. -A tak właściwie...-zamyśliła się na moment i rzuciła gazetkę w stronę Hermiony, delikatnie się uśmiechając. -Weź sobie, ja już przeczytałam. Przyda ci się, mają fenomenalny artykuł o modzie, Herm.

                                                                                    ***

-Kim on jest, Ginny?-zapytała w końcu Hermiona, kiedy od dłuższego czasu po prostu siedziały na kanapie i w milczeniu radziły sobie z ogarniającą je, niezręczną i nietypową sytuacją. Były w końcu najlepszymi przyjaciółkami, a czuły się w swoim towarzystwie wyjątkowo sztywno i niekomfortowo.
-Kto?-zdezorientowana dziewczyna wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Hermionę z niezrozumieniem, wymuszając na swojej twarzy ciepły uśmiech. Próbowała naprawić zrujnowaną relację, ale chyba nie bardzo jej się to udało, bo usta Hermiony nawet nie drgnęły.
-Chłopak, z którym ciągle się spotykasz-mruknęła z zaciekawieniem Hermiona, chcąc wiedzieć nieco więcej o życiu Ginny. Czuła się do tego wręcz zobowiązana; jej obowiązkiem było interesowanie się przyjaciółką, opiekowanie się nią i bezustanne wspieranie. Ostatnim czasy bardzo to wszystko zaniedbała.
-Och, on-Ginny westchnęła cicho i odwróciła wzrok, delikatnie się rumieniąc. -On... nie znasz go... To znaczy-urwała i przełknęła głośno ślinę. -Chodziliśmy do Hogwartu. Nie sądzę, żebyś go pamiętała-uśmiechnęła się nieśmiało i poprawiła swojego kucyka.
-To jakiś Gryfon?-kąciki ust Hermiony uniosły się nieznacznie do góry, a ona sama cieszyła się szczęściem rudowłosej przyjaciółki. Między nią a Ginny nie było ostatnio kolorowo, ale to nie znaczyło, że nie chciała dla niej jak najlepiej. -Powiesz mi jak ma na imię?
-Ja... to...-Ginny wyraźnie gubiła się we własnych słowach. Zdawała się być zdenerwowana. Z zakłopotaniem zacisnęła palce na grubym materiale swoich dresów i przygryzła delikatnie dolną wargę, ciężko wzdychając. -Wiesz co?-podskoczyła nagle i zerwała się z kanapy. -Ja zapomniałam... nastawiłam wodę na herbatę. Poczekaj tu, zaraz przyniosę nam coś dobrego-powiedziała, a potem wybiegła z pokoju, rzucając Hermionie przepraszające, zestresowane spojrzenie. Po chwili do uszu dziewczyny dobiegły już odgłosy szybkich kroków stawianych na schodach i trzask drzwi zamykanej sypialni.

                                                                             ***
Siedziała więc w samotności, przytłoczona i nieco załamana faktem, iż po tym jak uznana została za wielką bohaterkę i silną, niezależną kobietę, nie potrafi utrzymać przyjacielskich relacji z kimś tak kochanym i oddanym jak Ginny. Wiedziała, że nie należy w tym wszystkim winić rudowłosej. Że gdyby obie strony były bez grzechu, do niczego by nie doszło.
Było jej smutno, smutno i przykro, a w dodatku dobijało ją żałosne poczucie samotności i braku akceptacji. Ostatnio traciła wszystkich po kolei. Harry i ona pogodzili się, ale chłopak i tak oddał się porywającemu wirowi pracy i przesiadywał w ministerstwie. Chyba i on nie najlepiej czuł się w jej towarzystwie.
Nie o to jednak chodziło. Gdzieś w głębi jej serca, w najskrytszej i najdalej ukrytej cząstce duszy wiedziała, że całe to złe samopoczucie, to rozdarcie i zagubienie, wszystko to przez Dracona. Tak, Malfoy był dla niej kimś ważnym. Nawet nie zauważyła kiedy otwarcie przyznawała się do tego w własnych myślach. Był przy niej wtedy, kiedy nie było nikogo innego. Znosił ją wtedy kiedy znajdowała się w najgorszym stanie. Coraz częściej zapominał, że jej nienawidzi. A potem nawet powiedział, że mu zależy, że nie umie odpuścić, że tu jest. Że jest dla niej.
Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust kiedy ukryła twarz w dłoniach i mocno zacisnęła powieki, czując przeszywający ból w sercu. Malfoy zniknął. Odszedł. Po prostu... odpuścił?

                                                                             ***

Zapadł wieczór. Po całym dniu uporczywego szukania pracy, wreszcie wrócił do domu, a może raczej zapadłej, rujnującej się nory, w której przyszło mu mieszkać. Był zmęczony, szczerze wyczerpany, zniechęcony daremnymi próbami znalezienia możliwości jakiegokolwiek zarobku. Kończyły mu się oszczędności. Wiedział, że jeżeli wkrótce nie znajdzie pracy, nie tylko nie starczy mu na opłacanie czynszu, ale również nie pozwoli sobie na kupno jedzenia, ubrań, podstawowych środków do życia. To nie był on. Dawny Draco nigdy nie stoczył by się tak bardzo.
Odetchnął ciężko, a potem ruszył w stronę lodówki i z zażenowaniem stwierdził, że jest pusta. Cóż, nie był w ostatnim czasie na zakupach.
Przez dłuższą chwilę po prostu stał i gapił się w wnętrze mugolskiego urządzenia, kiedy dotarło do niego, że w środku nie paliło się światło. Również lampa w jego pokoju zgasła. Ciemność spowiła jego niewielkie mieszkanie, a jednym źródłem jasności, były gwiazdy i księżyc za oknem.
-No nie...-jęknął załamany, kiedy dotarło do niego, że w starej kamienicy po raz kolejny wyłączono prąd. Jak on nienawidził mugoli. Wystarczyło by jedno, jedno dziecinnie proste zaklęcie by zaradzić temu problemowi.
W pewnym momencie drgnął, uświadamiając sobie, że oprócz ciemności która zapanowała w jego mieszkaniu, w przestrzeni unosi się również cichy stukot, coś jakby...
[...]
Otworzył drzwi i z zaskoczeniem stwierdził, że u jego progu stoi ona. Zmarznięta pocierała nieśmiało swoje ramiona, okryte jedynie cienkim, czarnym płaszczykiem. Jej falowane, sięgające nieco za łopatki kasztanowe włosy rozwiane były przez porywisty wiatr na dworze, a policzki i nos delikatnie zaczerwienione od zimna.
-Granger-mruknął z zaskoczeniem, bo była gryfonka była ostatnią osobą, którą spodziewał się witać w mieszkaniu tego wieczoru. -Wszystko w porządku?-zapytał kiedy w milczeniu po prostu się w niego wpatrywała. To było niepokojące. Granger nigdy przecież się nie zamykała.
-Możemy pogadać?-zapytała w końcu i niepewnie zrobiła krok w jego stronę, spuszczając nieśmiały wzrok na swoje skórzane buty.
-O co chodzi?-zapytał kiedy uchylił szerzej drzwi i wpuścił ją do środka, a ona spokojnie przeszła obok niego i w pewnym momencie zatrzymała się do niego plecami, ciężko wzdychając.
-Dlaczego to powiedziałeś?-to pytanie uniosło się w powietrzu, a nuta goryczy i niezrozumienia dotarła do Dracona, wraz z momentem, kiedy Hermiona powoli odwróciła się w jego stronę i spojrzała mu w oczy, patrząc na niego i wyczekując odpowiedzi. Nie musiała mówić o co chodzi. Chodziło o to, że miał nie odpuszczać. Miał trwać i jak idiota gapić się na jej idealne, poprawne życie, godząc się na palące, obezwładniające go uczucia. Zależało mu. Tak cholernie mu zależało i zmuszony był znosić to uczucie, wiedząc, że dziewczyna i tak nigdy nie będzie jego. Nawet teraz, kiedy zwyczajnie stała w jego salonie i przyglądała mu się, nie potrafił opanować szalejących w jego głowie myśli. Nigdy nie czuł się w podobny sposób.
-Ja...
-Powiedziałeś, że nie odpuścisz-przypomniała mu, niecierpliwiąc się z powodu jego zwlekającej odpowiedzi. -Dlaczego?-uniosła w górę brew, a jej głos zadrżał delikatnie od tej całej frustracji i niezrozumienia.
-To już nie ma znaczenia-westchnął ciężko, szczerze żałując, że te słowa opuściły wtedy jego usta. Nie chciał tej komplikacji, nie chciał niczego co jeszcze mocniej utrudniłoby mu życie. Z roztargnieniem pokręcił głową i ruszył w stronę kuchennej szafki. Wyciągnął z niej świece, które zakupił kilka tygodni temu, kiedy to zorientował się, że w starej kamienicy nie ma co liczyć, na stałą dostawę pieprzonego prądu, o którego istnieniu żaden szanujący się czarodziej nie powinien nawet wiedzieć. To było trudne. Trudne i niekomfortowe, szczególnie, że do zapalenia zapałki potrzebował kilku prób. W końcu udało mu się. Blade światło rzucane przez kilka świeczek rozjaśniło panujące w mieszkaniu ciemności, a jemu zabrakło pretekstu do niepatrzenia na stojącą za nim dziewczynę.
-Co chcesz usłyszeć?-zapytał w końcu, podchodząc do niej blisko, nieco bliżej niż zamierzał, ale po prostu nie potrafił się powstrzymać. Pochylił się nad nią i spojrzał jej w oczy, a potem odetchnął głęboko, jakby smutno i żałośnie, zmierzając się z przytłaczającymi go myślami. -Że każdy pieprzony dzień po wojnie był dla mnie jak piekło, że żyłem w świecie, w którym ktoś kazał mi żyć i kurewsko nie potrafiłem się w nim odnaleźć, a potem poszedłem do baru i zobaczyłem ciebie?-spytał unosząc w górę jedną brew, podczas gdy ona zamarła wstrzymując oddech. -Oto prawda, Granger. Nie umiem tego nawet wytłumaczyć; nigdy nie znalazłem się w równie absurdalnej sytuacji. Po prostu...-urwał na moment, najpewniej próbując znaleźć odpowiednie słowa, a potem przeczesał dłońmi swoje włosy, ostatecznie rujnując ich poprzednie, całkiem ładne ułożenie. -Przestałem mieć koszmary-zaśmiał się z goryczą, a potem dodał:
-Normalnie śpię, normalnie jem, zwyczajnie funkcjonuję. Znalazłem cię i... mam w sobie to przerażające uczucie, że jesteś... jesteś jednym powodem dla którego żyję-zaśmiał się, najpewniej rozbawiony tym jak nieporadnie i głupio brzmiało jego wyznanie, ale nie powiedział jej w końcu niczego co byłoby kłamstwem.
Hermionie nie było jednak do śmiechu. Patrzyła na niego z niedowierzaniem, czuła jak jej serce przyśpiesza, a po plecach przebiegają przyjemne dreszcze. Usłyszenie czegoś takiego... Usłyszenie czego takiego z ust Malfoya było po prostu kosmiczne.
-Codziennie zastanawiam się czy cię zobaczę-wyznał cicho, a potem uniósł dłoń i dotknął jej policzka, niepewnie muskając go opuszkami swoich palców. -A jeśli, to czy będziemy się kłócić-uśmiechnął się delikatnie, a jej serce na moment stanęło, zapomniała jak się oddycha, zapomniała o wszystkim. -Czy w ogóle się do mnie odezwiesz...-jego kciuk nieoczekiwanie natrafił na jej dolną wargę. Przejechał po niej, a potem delikatnie odsunął go i umiejscowił z powrotem na jej twarzy, kreśląc wzory na lekko zarysowanej linii szczęki. -Czy pewnego dnia uśmiechniesz się do mnie tak, jak to robisz, kiedy coś naprawdę cię rozbawi, albo...-tu urwał, swój baczny wzrok zatrzymując na jej ustach. Czy pewnego dnia mnie pocałujesz? - to zdanie wypowiedział już w myślach, szczerze zainteresowany czy rzeczywiście byłaby wstanie to zrobić. Zapomnieć o tym kim są, co ich dzieli, jak trudne i skomplikowane stanie się to, co łączy ich już teraz.
Ona tymczasem po prostu stała i gapiła się na niego, odurzona samym jego dotykiem. Nie mogła na to jednak nic poradzić, potrafiła wiele rzeczy, ale powstrzymanie tej reakcji było po prostu niewykonalne. Z głośnym świstem wypuściła powietrze, a potem chyba zamierzała na to jakoś odpowiedzieć, na tyle dyplomatycznie, na ile tylko pozwoli jej roztrzęsione ciało, zaciśnięte gardło, zwiotczałe nogi i miękkie kolana. Chciała go, pragnęła tak mocno jak jeszcze nikogo wcześniej i za nic nie potrafiła tego wyjaśnić. Kiedy zmierzała do jego mieszkania, nie tego się spodziewała.
-Nie odpuszczę, bo jestem beznadziejnie bezradny w tym jak na mnie działasz. Nie odpuszczę, bo po prostu nie umiem.
A potem jego wargi naparły na jej usta, a cały jej dotychczasowy świat przestał istnieć, mieć znaczenie, on po prostu zniknął. Nagle liczył się tylko on, tylko Draco. Jego dłonie gwałtownie oplatujące ją w talii, jego przyjemny, świeży zapach, nieco potargane włosy, w które, nie mogąc się powstrzymać w końcu wplotła swoje palce. Mimowolnie przylgnęła do niego mocniej, czując na swojej piersi jego silny, twardy tors, a potem oddała jego pocałunek i zapomniała się w odurzającym uczuciu jakie dawała jej jego bliskość. Nie protestowała kiedy desperackim ruchem przycisnął ją do ściany oddzielającej niewielką kuchnię od salonu i tam pogłębił pocałunek, lokując swoje dłonie na jej biodrach. To było oszałamiające. W ciągu zaledwie chwili z subtelnego i niewinnego gestu zmieniło się w namiętne, desperackie, pełne uczucia i pasji i choć nigdy wcześniej nie całowała się  z nikim w równie emocjonalny i silny sposób, śmiało oddawała jego gesty, czując budujące się w niej napięcie.
Cała ta ekscytacja, to szaleńcze, jednoznaczne podniecenie, zaczęło być jednak przyćmiewane, wkrótce po tym kiedy usta Malfoya zjechały w dół, na linię jej szczęki, szyję, ramię i obojczyk, a do niej zaczęło docierać, iż to co właśnie robią, nie jest jedynie zwykłymi pocałunkami, a prowadzi do czegoś głębszego, bardziej namiętnego i... Na samą tą myśl całe jej ciało oblało gorąco, ale nie mogła. Ręce Dracona właśnie wślizgiwały się w pod jej koszulkę, a ona wiedziała, że jeżeli nie przerwie tego w tym momencie, później nie da już rady, oddając się pochłaniającej jej ciało przyjemności.
Niepewnie położyła dłonie na jego torsie i odsunęła go, z skrępowaniem spuszczając wzrok na swoje buty. To nie było odpowiednie, szczególnie, że ona sama tego nie chciała. Jego dotyk, usta, na jej wargach, wszystko to sprawiało, że jej wnętrze szalało, ale przecież nie mogła... nie z nim.
-Ja nie...-głos uwiązł jej w gardle kiedy uniosła wzrok by spojrzeć w jego przepełnione konsternacją spojrzenie. -Ja nie mogę-szepnęła z żalem, czując jak łzy szklą się w jej oczach, a potem przemknęła obok niego i korzystając z chwili zaskoczenia i momentu, w którym jego ciało sparaliżowane było przez ogólną dezorientację i niezrozumienie, wybiegła z mieszkania.

                                                                                ***

Moment, w którym powiedział jej te wszystkie rzeczy, był najlepszym momentem od zakończenia wojny. Był momentem, w którym ktoś wreszcie powiedział otwarcie jak specjalnie ważna dla niego była i nie potrafiła ukryć, że w chwili tej, jej serce zaczęło bić na nowo, w zupełnie nowym, nie znanym jej dotąd rytmie. Była jednak sobą, Hermioną Granger, kimś nieco zbyt myślącym realnie, kimś kto dopuścił do siebie rozum w momencie tak nieodpowiednim jak bycie w pobliżu Malfoya. Przecież nie powinna. Mogła zostać tam, w jego mieszkaniu, pozwolić mu by jego palce wędrowały pod jej koszulką, poznawały jej nagie ciało, a jego usta...
Mocno zaciągnęła się powietrzem, a głośne, drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy rzuciła się na łóżko i wlepiła wzrok w sufit, nie ściągając z siebie butów, ani nawet kurtki. To nie był ten moment. Moment, na myślenie o rzeczach tak powierzchownych jak ubranie, albo pościel, która w końcu mogła się pobrudzić. Teraz jej umysł zajęty był odtwarzaniem chwili w mieszkaniu Malfoya, na nowo i nowo, od początku, analizując każdą sekundę, każde słowo. Chciała być pewna, że to było prawdziwe, pragnęła zapamiętać to dokładnie tak, jak pragnęło tego jej serce, ale gdzieś tam w głębi jej cholernego umysłu, wiedziała, że nie warto się tym ekscytować. To był Malfoy. On nie był wstanie się zaangażować, on z nikim się nie wiązał. On od razu chciał zaciągnąć ją do łóżka.
Przejechała dłonią po twarzy i powstrzymała cisnące się jej do oczu łzy, kiedy do jej mózgu z każdą chwilą coraz intensywniej docierała brutalna prawda. Jej też zależało. Sam fakt, że tak bardzo się tym przejęła był niepokojący. To jak na niego reagowała, to że już dawno przestała rozpatrywać jego osobę w kategorii wroga. Te wszystkie dreszcze spowodowane jego dotykiem, mięknące kolana, rozszalałe stado nadpobudliwych motylków w jej brzuchu. To nie było normalne. Od momentu pocałunku, nie myślała o niczym. Tylko o nim. Zamykała oczy i widziała jego twarz. Nie miała wątpliwości, że kiedy wieczorem pójdzie spać i wreszcie zaśnie, to on będzie głównym bohaterem jej snów. Wiedziała, że... że...
Mocno zacisnęła powieki i przycisnęła dłoń do serca, doskonale wiedząc, że on nigdy nie byłby wstanie odwzajemnić jej uczucia chociaż w połowie. Nie sądziła, by był do tego zdolny. Nie chciała w to wierzyć, bo to byłoby zbyt trudne.

---------------------------------

Cześć kochani! 
Jestem strasznie podekscytowana tym rozdziałem i jestem ciekawa jak wy go odbierzecie :) Mam ogromną nadzieję, że się wam spodobał, o czym oczywiście możecie, a do czego zachęcam, poinformować mnie w komentarzach. Serio, pisanie bez komentarzy jest beznadziejne. Ogarnia mnie wtedy uczucie, że to co robię nie ma sensu, że się nie podoba, że i tak nikt tego nie czyta. A więc do dzieła, kochani! :* 











15 komentarzy:

  1. Aaaaa! W końcu pocałunek! Rozpływam się :)
    Mam tylko nadzieję, że to, co powiedział Zabiniemu nie jest prawdą. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo świetne to twoje opowiadanie :)
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohhh! Biedny Draco... Coraz ciekawiej tu się dzieje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. jedyne co jestem w stanie powiedzieć o matko!
    proszę o więcej !!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zazwyczaj nie komentuję, bo nie lubię pisać na telefonie, więc... Z góry przepraszam za błędy.
    Rozdział super. :-) Meeega jest to, że tak często dodajesz posty, bo zaglądam tu codziennie i aż serducho się raduje, że coś nowego znów się pojawiło. :-)
    Bardzo podoba mi się twój styl pisania i to jak wszystko pięknie ze sobą gra. Straaaasznie miło i lekko się to czyta. :-)
    Mam nadzieję, że rozdziały będą się pojawiały tak często jak do tej pory (albo nawet częściej).
    Nie zawsze będę komentować, choć wiedz, że cały czas tu jestem i ciągle chce więcej i więcej. :-)
    Pozdrawiam i przesyłam dobre wibracje, żebyś miała mnóstwo natchnienia i pomysłów. :-)
    Julita. ;-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacie, tak szybko nowy rozdział ! Super była ta scena z pocałunkiem , mam jednak wrazenie, ze wszystko zbyt szybko sie rozwija. Tak szybko zapalali do siebie takim uczuciem? No nie wiem, mam mieszane odczucia. Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny, cudowny, cudowny, cudowny, cudowny <3 aww... Po prostu idealny *-*
    To wyznania Draco <33 czekam z niecierpliwością na kolejny hsbsvgsja
    Weny! :*
    Zuzia

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow
    To chyba jedyne słowo, które mi przyszło na myśl po przeczytaniu tego rozdziału. Jest świetny i dalej nie wiem, jak ty to robisz, że tak szybko dodajesz nowe notki i piszesz je tak dobrze.
    Podoba mi się fragment z wyznaniem Draco, ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się tego tak wcześnie. Myślałam, że cały pocałunek i przyznanie się do swoich uczuć nastąpi znacznie później.
    Pozdrawiam :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany. Kobieto zejde Ci tu zaraz na zawal!
    Świetny rozdział! Cieszę się że w końcu nasze "maluchy" orientują sie co do swoich ucZuć :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Rany. Kobieto zejde Ci tu zaraz na zawal!
    Świetny rozdział! Cieszę się że w końcu nasze "maluchy" orientują sie co do swoich ucZuć :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham! Kocham! Kocham! <3
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział świetny, czytałam i aż mi się ''uszy trzęsły''. Pomimo, iż cieszę się z ich pierwszego pocałunku to wydaje mi się to zbyt prędkie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem, jak to jest możliwe, ale sprawy skomplikowały się jeszcze bardziej. Wyznanie Malfoy było bardzo poruszające. Naprawdę w pełni wczułam się w tę chwilę, aż miałam ciarki. Boję się tylko, co dalej. Jakoś muszę to naprostować, ale nie mam pojęcia jak, dlatego lecę czytać kolejny rozdział.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. boze boze
    brakuje mi slow
    musze jak najszybciej przeczytać kolejny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaaaaaaaaaaa cuuuuudnaaaa scena <3
    Malfoy nie byłby Malfoyem gdybie nie włożył jej rąk pod koszulkę XD

    OdpowiedzUsuń