czwartek, 23 czerwca 2016

-Rozdział 52- Save me

Uśmiechnął się gorzko i odetchnął cicho, opierając się barkiem o ścianę ogromnej, ceglanej kamienicy, tuż przy wejściu do Dziurawego Kotła, w samym sercu Londynu.
Odzyskał magię i rzeczywiście mógł przekraczać progi miejsc takich jak to, jednak jego siły nikt nie przywrócił mu legalnie i jak na razie musiał pozostawać ostrożny.
Skrzyżował ręce na torsie i mocniej okrył się materiałem cienkiego, eleganckiego płaszcza, unosząc twarz do góry. Oparł tył głowy o chłodną powierzchnię budynku i zaczął wpatrywać się w nocne, zachmurzone niebo, z którego od dobrej godziny padał ulewny deszcz.
-Jeśli chcesz, możesz wejść. Nikogo nie ma-Teodor szarpnął go za rękaw, rzucając mu ponaglające spojrzenie.
Powoli skinął głową i ruszył za byłym przyjacielem do wnętrza baru, ostrożnie rozglądając się po jego wnętrzu. Wszystkie stoliki były puste, a właściciel lokalu zniknął właśnie gdzieś na zapleczu.
-Która godzina?-zapytał, razem z Teodorem przechodząc na tyły baru, gdzie znajdowało się przejście na ulicę Pokątną.
-Za piętnaście czwarta-odparł Teodor, dokładnie w tym samym momencie, w którym znaleźli się na głównej alei, pełnej kolorowych sklepów z zaczarowanymi przedmiotami. Nigdy wcześniej nie przechodzili tą ulicą w takiej ciszy.

Od zakończenia wojny, to znaczy, od wielu miesięcy, nie był tutaj ani razu. Mimo to znał każdą alejkę na pamięć. Wiedział, gdzie kupił swoją pierwszą miotłę, w którym sklepie razem z mamą wybierał szaty do szkoły i książki przed pierwszym rokiem w Hogwarcie.
-Wszystko w porządku, Malfoy?-zapytał niespodziewanie Teodor, a on dopiero teraz uświadomił sobie, że przystanął, w milczeniu podziwiając piętrzące się ponad nimi budynki. Ulica była zupełnie pusta. Ciemna i cicha. -Daj spokój, Draco, nie przewidziałem czasu na postoje. Mamy do przejścia nie więcej niż kilkaset metrów-wywrócił oczami brunet, podchodząc do niego z wyraźnym niezadowoleniem.
-Nie mamy planu-powiedział blondyn, rzucając mu zmęczone spojrzenie. Nie spał od tak wielu godzin.
-My nie potrzebujemy planu-syknął z irytacją Nott, popychając go do przodu. -Rusz się.
-Minęły ponad 24 godziny odkąd śmierciożercy się dowiedzieli...
-I jak widzisz potrzebowali czasu by wszystko zaplanować. My nie popełniamy ich błędów.
Rzeczywiście, śmierciożercy jak na razie w żaden sposób nie wykorzystali informacji o Potterze, to znaczy prawdziwym zabójcy Rona Weasleya. Draco doskonale wiedział jednak, że cisza w ministerstwie, gazetach i na ulicach, jest jedynie ciszą przed burzą, która okazać się miała wyjątkowo upiorną i ciężką do przetrwania.
-Skąd wiesz, że...
Nagle poczuł jak zirytowany Teodor wyciąga różdżkę i przystawia mu ją do piersi, wykrzywiając twarz w świadczącym o złości grymasie.
-Chcesz uratować rodziców swojej panienki, czy nie? Twoje zaangażowanie znajduje się obecnie poniżej wszelkich średnich, więc rusz dupę i mi pomóż.

                                                                                 ***

Ziewnęła przeciągle i uchyliła powieki, natrafiając na tak znajome spojrzenie stalowoszarych oczu.
-Która godzina?-zapytała, zanim Draco zawisł nad nią, powoli ją całując. Czuła jak jego ręka wślizguje się pod materiał jego koszulki, którą miała na sobie, a potem zaciska palce na jej żebrach, tuż pod jej lewą piersią.
-Przed siódmą...-wymruczał, zjeżdżając z pocałunkami na jej szyję.
Zamknęła oczy i wplotła palce w jego potargane, wilgotne jeszcze zapewne po prysznicu włosy.
 -Od dawna nie śpisz?-zmarszczyła brwi i zagryzła wargę, pomimo ogromu przyjemności, którą jej dawał, jednak się martwiąc. Jego bezsenność stawała się niepokojąca. Odkąd pamiętała, Draco kładł się do łóżka po niej, a kiedy się budziła, on zazwyczaj od wielu godzin był już na nogach.
-Hermiona-splótł ich ręce razem, sunąc nosem po jej szyi, wywołując tym na jej skórze ciarki. -Czy to teraz ważne?
Odetchnęła ciężko, mocniej zaciskając powieki. Czyli było tak jak myślała.
-To nie jest normalne, Draco-powiedziała, odpychając go od siebie i siadając na łóżku. -Ile godzin przesypiasz?
-Siedem, albo osiem-wzruszył niewinnie ramionami i przesunął dłonią po linii szczęki, rzucając jej proszące spojrzenie. Chciał, żeby przestała pytać.
-Ostatniej nocy?-uniosła powątpiewająco brwi. Doskonale wiedziała, że to niemożliwe. Nie wyglądał na kogoś, kto odpocząłby tej nocy więcej niż 10 minut.  Na jego twarzy pojawił się rozgoryczony uśmiech.
-W tygodniu-dał za wygraną, opuszczając ramiona z ciężkim westchnięciem. -Kiedy to wszystko się skończy...
-To się nigdy nie kończy-powiedziała ostro, patrząc na niego z zawodem. -Nie chcę widzieć cię w takim stanie.
 Przysunęła się do niego i mocno ścisnęła jego rękę, opierając czoło na jego ramieniu. -Błagam, pogadaj ze mną-rzuciła desperacko, czując jak masuje kciukiem zewnętrzną część jej dłoni.
-Nie ma o czym, wszystko w porządku-skłamał.
Ciągle kłamał, a ona miała dosyć.
-Fajnie, że mi ufasz-prychnęła i próbowała wstać z łóżka, wyrywając się z jego objęć, ale on przytrzymał ją za nadgarstek, zmuszając by cały czas siedziała tuż obok niego.
-Nie ma na świecie osoby, której ufałbym bardziej niż tobie-powiedział, z powagą patrząc jej prosto w oczy. -Poważnie, to po prostu zwykły stres...
Wiedziała kiedy kłamie, ale tym razem może rzeczywiście się myliła. Może był z nią szczery? Przenikała spojrzeniem jego twarz, próbując odkryć w nim jakiekolwiek oznaki zawahania, jednak on nawet nie mrugnął, po chwili mocno całując ją w czoło.
-Pójdę wziąć prysznic-powiedział cicho, a potem wstał z łóżka i zniknął za drzwiami łazienki.
-Znowu?-zapytała przestrzeń, z dezorientacją wypisaną na twarzy. Kiedy ją budził jego włosy, były mokre...
Westchnęła ciężko, a potem spojrzała za okno, gdzie o parapet głośno rozbijały się kolejne krople deszczu. Nie potrafiła się o niego nie martwić.

                                                                         ***

Oparł plecy o drewnianą powierzchnię drzwi i osunął się powoli na podłogę, zaciskając palce tuż przy cebulkach swoich włosów. Czuł się wykończony. Wyczerpany jego tajną współpracą z Teodorem, kłamstwami i bezustanną ucieczką. Ukrywał przed Hermioną ich niezbyt obiecującą umowę. Doskonale wiedział, że nigdy by tego nie poparła, chyba, że przyznałby się, że robi to dla jej rodziców. Wtedy zapewne tym bardziej nie chciałaby, by pracował z Teodorem. Nawet pomimo tak wielkiej korzyści. On natomiast pragnął przywrócić jej chociaż cień normalności. Chciał, by chociaż jedno z nich miało rodzinę.
-Draco...?-ciche wołanie dobiegło go zza drzwi. -Wszedłeś już pod prysznic? Potrzebuję szczotki...
Westchnął ciężko, a potem szybko przeciągnął przez głowę koszulkę i podniósł się z podłogi, otwierając drzwi. Wydawała się skrępowana. Po tych wszystkich razach, wciąż czuła się niekomfortowo, kiedy stał przed nią bez koszulki. Uśmiechnął się z rozbawieniem, a potem, korzystając z jej rozproszenia i tego jak specyficznie na nią działał, złapał ją za nadgarstek i ujął jej rękę, wciskając do niej szczotkę.
-Dzięki-zarumieniła się i spuściła wzrok, a on, nie potrafiąc się jej oprzeć, zatrzymał ją i przyciągnął w swoją stronę.
-Kocham cię-powiedział, mocno napierając na nią czołem, a potem pocałował ją, wciągnął ją do środka łazienki i oparł o ścianę, dociskając jej ciało do chłodnej powierzchni kafelków. Bardzo jej potrzebował. Najbardziej na świecie.
Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek, a potem, korzystając z chwili kiedy jego dłonie zjechały na jej pośladki i uniosły ją do góry, oplotła go nogami w pasie.
Oderwał się od niej, jednak zrobił to tylko po to, by ściągnąć z niej koszulkę, która już po chwili wylądowała na podłodze obok tej jego.
-Mówiłeś, że chcesz zwolnić-powiedziała między pocałunkami, przeczesując palcami jego włosy.
-Co ty na to, żeby zwolnić od jutra?-zapytał, z jej wargą pomiędzy zębami.
Uśmiechnęła się, powoli kiwając głową.

                                                                             ***

Nerwowo stukała paznokciami o blat ciemnego, hebanowego stolika. Była zdenerwowana. Cholernie zestresowana, a przecież to nie było do niej podobne.
Po raz kolejny poczuła jak przewracają się w niej wszystkie wnętrzności, kiedy rzuciła zniecierpliwione spojrzenie w stronę zegarka powieszonego w kącie sali.
-Przepraszam za spóźnienie.
Zamrugała gwałtownie, przenosząc swoje spojrzenie na Caitlyn, która zsunęła z ramion cienki, ciemnogranatowy płaszcz i teraz zajmowała miejsce naprzeciw niej, niedbale opierając łokcie o stół. -Co to za ważna sprawa?-zapytała, przesuwając dłonią po twarzy. Wyglądała na wyczerpaną.
-Spóźniłaś się pół godziny-zauważyła Hermiona, nie zdążywszy powstrzymać oschłego głosu. To znaczy, nie zamierzała tolerować tak drastycznych spóźnień, tylko dlatego, że biedna Caitlyn załamała się po swoim nieudanym weselu.
Z niewzruszeniem obserwowała jak brunetka wywraca oczami.
-Przepraszam, że aurorzy nie wypuszczają mnie z domu. Masz pojęcie jak ciężko było mi się wymknąć?-zapytała z wyrzutem. -Ciągle mnie przesłuchują, sprawdzają dom i przeszukują nasze rzeczy. To co się stało podczas wesela było straszne. Lucjusz ma mnóstwo roboty, a ja...
-Tak, w porządku-Hermiona westchnęła cicho, ostatecznie karcąc się za swój niemiły ton i oskarżycielskie myśli. -Potrzebuję twojej pomocy.
Caitlyn zamilkła, ze zdezorientowaniem mrużąc oczy.
-Pomocy? Ode mnie?-zapytała, nerwowo się uśmiechając.
-Tak, masz Lucjusza, który ma dostęp do wielu informacji z ministerstwa. I dużo pieniędzy-mruknęła od niechcenia.
Caitlyn przekrzywiła głowę na jedną stronę, uważniej się jej przyglądając.
-Czego chcesz?-spytała podejrzliwie, przybierając ostry, wyjątkowo poważny ton.
-Muszę zniknąć. Razem z Draconem. Potrzebuję bezpiecznego lokum, fałszywej tożsamości...
-Jesteś poważna?-zapytała ją szczerze zaskoczona i zbulwersowana zarazem dziewczyna. -Niby jak chcesz tego dokonać? I czemu sądzisz, że ci pomogę? Dobrze wiem, że mnie nienawidzisz.
-Nie nienawidzę cię-westchnęła zrezygnowana Hermiona. -Zrobię co zechcesz, po prostu mi pomóż.
-Nawet gdybym mogła załatwić dom i dokumenty, nie uwierzę w to, że po tym co rozpętał Draco, on tak po prostu chce uciec.
-Nie chce. W tym problem, dlatego zwracam się do ciebie. Zorganizowałabym wszystko, ale Draco pochłonie większość mojego czasu. Muszę to zrobić bez jego wiedzy.
-Jesteś szalona-stwierdziła Caitlyn, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak ryzykowany i kruchy jest to plan.
-Być może-wzruszyła ramionami Hermiona. -Ale chcę go uratować. Jeśli zostanie w Londynie umrze. Śmierciożercy powinni wkrótce poprowadzić otwartą wojnę.

                                                                            ***

-Gdzie byłaś?
Odwiesiła kurtkę na wieszak i weszła wgłąb mieszkania, gdzie zastała swojego chłopaka nerwowo przechadzającego się po mieszkaniu.
-Umówiłam się z Caitlyn. Była załamana tym, że wesele nie wyszło i chciała się spotkać-skłamała, dość wiarygodnie udając zmartwioną nieszczęściem koleżanki.
-Nie lubisz jej-zauważył podejrzliwie Draco.
Zagryzła wnętrze policzka.
-To nie tak, że jej nie lubię-wywróciła oczami i westchnęła z irytacją. -Po prostu się z nią spotkałam, okej?-zapytała nieco zbyt ostro, już po chwili karcąc się za ten wybuch.
-Okej...-powiedział, unosząc w górę prawą brew. Wyglądał na nieco zaskoczonego jej tonem.
-Po prostu nie rozumiem czemu mnie przesłuchujesz-odparła, odpowiadając na jego przemilczany atak.
-Wcale nie-uśmiechnął się nerwowo, rzucając jej zszokowane spojrzenie. -O co ci chodzi?
Zacisnęła zęby.
-Ja po prostu...-odetchnęła ciężko. -Chcę spędzić trochę czasu sama-wyjaśniła, choć to nie było prawdą. Była po prostu zestresowana. Przerażona tym, na co się zdecydowała oraz dobita faktem, że musi go okłamywać.
-No to...-Draco przyjrzał się jej z zamyśleniem, a potem odwrócił się do niej plecami i przesunął dłonią po swoich włosach, zmierzając w stronę wyjścia z mieszkania. -Możesz być sama.

                                                                                 ***

Gapiła się w powierzchnię drzwi, które przed chwilą zatrzasnęły się za blondynem i odetchnęła z ulgą, mocno obejmując się ramionami.
Nie miała pojęcia co robić.
Jaką opcję wybrać.
Mogła w sposób pokojowy namówić Dracona na wyjazd z miasta. Cóż, po tym jak wkurzony wyszedł z mieszkania ten pomysł raczej odpadał.
Mogła też poczekać aż wróci i podać mu eliksir nasenny. Rzuciła nerwowe spojrzenie w stronę okna, kiedy po mieszkaniu rozniósł się cichutki stukot.
Podeszła do szyby i wpuściła do środka niewielką sówkę należącą do Caitlyn, a potem odwiązała od jej nóżki niewielki kawałek papieru.

Wszystko gotowe. Bądź na miejscu dziś o północy. 

Spojrzała na zegarek. Draco miał trzy godziny, żeby wrócić do mieszkania. Wkurzony czy nie, musiał wrócić na noc. Miała nadzieję, że nie obraził się na tyle, by się już dziś nie pojawić.

                                                                                ***

A więc ryzykował i poświęcał dla niej wszystko. Za jej plecami pracował z Teodorem, ale nawet nie czuł się teraz za to winny, bo w końcu to też robił dla niej. Dla jej rodziców. Wszystkie kłamstwa, niedomówienia i jego niemiłe odzywki wydawały mu się teraz niczym.
Bo do cholery nie po to robił te wszystkie rzeczy i przebrnął przez masę bezsensownych kłótni, żeby teraz znosić jej humory. Cóż, właściwie nie wiedział, czy teraz się pokłócili. Wiedział tylko tyle, że był na nią bardzo wkurzony.
-Hermiona?-rozejrzał się po mieszkaniu, zastając ją siedzącą przy blacie w kuchni, smętnie popijającą whisky. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział jak piła.
-Hmmm?-mruknęła, z niewzruszeniem opróżniając szklankę. Nawet na niego nie spojrzała, co nieco go zabolało. Nie znosił, kiedy był jej obojętny. Cóż, kiedy zachowywała się tak, jakby był jej obojętny.
-Możemy pogadać?-zapytał niepewnie, może nieco zbyt aroganckim tonem. Po prostu go irytowała.
-O czym?-uniosła na niego nieco zamglone spojrzenie, uśmiechając się.
Ze zdezorientowaniem zmarszczył brwi.
-Nie jesteś zła?
-O co?-spytała, wzruszając ramionami. -O to, że wtrącasz się w moje sprawy, czy może raczej...
-Co ty robisz?-przerwał jej, z szokiem patrząc jak wyciąga zza pleców różdżkę. Cóż, potrafił walczyć. Doskonale wiedział jak ją obezwładnić w ciągu kilku sekund, ale ze względu na jej bezpieczeństwo próbował hamować wszystkie instynkty.
Podeszła do niego, nie opuszczając różdżki. Z szokiem patrzył na jej rękę. Nawet nie zadrżała. Z łatwością mierzyła w jego pierś.
-Draco...-odetchnęła ciężko i chyba tylko jej drżący ton zdradzał, że nie oszalała i wcale tak po prostu nie chce mu czegoś zrobić. Miał wrażenie, że od tak wielu nieprzespanych godzin jego wyczerpany umysł wymyśla te nieprawdopodobne scenariusze. To sen. Na pewno, to tylko sen.
-Opuść to, albo sam ci ją odbiorę-powiedział poważnie, mierząc ją zdezorientowanym spojrzeniem. -Żartujesz sobie?
-Drętwota.
Wow. Naprawdę to zrobiła. Dlatego, że zapytał gdzie wyszła? A może stał się zaborczym, prześladującym ją chłopakiem i po prostu się nie zorientował? Dlaczego do cholery ona oszalała?
Poczuł jak tępy ból obejmuje jego ciało. Oczywiście, że jego kochana dziewczyna nie zamortyzowała jego upadku. Rzucił jej pełne wyrzutu i wściekłości spojrzenie. To znaczy, co ona do kurwy wyprawiała?
-Merlinie, przepraszam-wpadła w panikę, klękając obok niego i kładąc różdżkę na podłodze. Świetnie, a więc miała jeszcze wyrzuty sumienia. Może gdyby cofnęła zaklęcie to by jej wybaczył i nic jej nie zrobił. Głośno wciągnęła powietrze przez zaciśnięte ze stresu zęby. -Pewnie mnie znienawidzisz za to, co zrobię, ale...
Znienawidzi? Poczuł jak okropne uczucie opanowuje jego wnętrze. To go przerażało. To co mówiła. Jak się zachowywała.
-...jestem gotowa, żebyś mnie znienawidził. Po prostu nie możemy tu zostać.
Czy to możliwe, że podczas kiedy on kłamał za jej plecami, ona robiło to samo?
Eliksir słodkiego snu.
Czuł jego smak, kiedy Hermiona przytknęła mu niewielką fiolkę do ust. Nie odrywał od niej spanikowanego spojrzenia.
Po raz pierwszy w życiu szczerze bał się tego, co mogła zrobić.