sobota, 26 grudnia 2015

-Rozdział 46- Quarrels

Ziewnął przeciągle, a potem ruszył w stronę drzwi, do których ktoś się dobijał, zbierając jednocześnie z podłogi bieliznę, którą poprzedniego wieczora zostawiła tu Hermiona. Mimowolnie uśmiechnął się na to wspomnienie, a potem przeczesał palcami, roztrzepane, sterczące mu na wszystkie strony włosy i otworzył drzwi.
-Tata-stwierdził beznamiętnie, zagryzając przy tym dolną wargę. Był zbyt niewyspany na takie wizyty.
-Też się cieszę, że cię widzę-parsknął Lucjusz, bez zaproszenia wchodząc do środka. Draco wywrócił oczami. -Teodor był w ministerstwie.
-Tak wiem, dostałem twoją wiadomość-odparł niezbyt przyjemnie chłopak, zamykając drzwi za ojcem i opierając się o ścianę w hallu. -Nie musiałeś się fatygować.
-O co ci chodzi?-zapytał z dezorientacją Lucjusz, zdając sobie sprawę z chłodu jakim obdarzał go jego własny syn.
Draco otworzył usta, by jakoś na to odpowiedzieć, ale zaraz potem ugryzł się w język i zacisnął wargi w wąską linię i pokręcił głową z roztargnieniem, głośno przy tym wzdychając.
-Zaproszenie na ślub?-wypalił w końcu, na co Lucjusz rzucił mu zrezygnowane spojrzenie i potarł dłońmi skronie.
-Wiedziałeś, że chcę poprosić Caitlyn o rękę-zaczął mężczyzna, ale on nie zamierzał dać się przekonać tępej, rodzicielskiej gadce, w której swoją drogą jego ojciec był najgorszy na całym świecie.
-Tak, ale chyba w głębi serca nie wierzyłem, że rzeczywiście to zrobisz-wyjaśnił szczerze, uśmiechając się krzywo. -Przepraszam, ale aktualnie wzbudzasz we mnie złość i frustrację, za każdym pieprzonym razem kiedy cię widzę.
Lucjusz rzucił mu karcące spojrzenie.
-Nie mów tak do mnie.
-Ale to prawda-westchnął ciężko blondyn.
-Jestem z nią szczęśliwy i bardzo ją kocham-zapewnił go Lucjusz, ale to wciąż mu nie wystarczało.
-Już to kiedyś słyszałem. Mnóstwo razy. Nie wierzę w takie rzeczy...
-W miłość?
-W trwałość i nieskończoność tego uczucia-sprostował.
-Czy między tobą i Hermioną...?-zapytał niepewnie jego ojciec.
-Jest świetnie-uciął mu ostro. -Nawet jeśli, to nie twoja sprawa.
-I nigdy nie myślałeś o tym, by spędzić z nią resztę życia?-zapytał z niedowierzaniem Lucjusz.
-Oczywiście, że myślałem-parsknął z oburzeniem, ruszając w stronę kanapy, na której po chwili usiadł. Ojciec dołączył do niego, obdarzając go wyrozumiałym i troskliwym spojrzeniem, ale tylko go to zirytowało. -Takie rzeczy po prostu nie wychodzą. Ludzie coś psują, rozstają się, rozwodzą, kłócą, umierają, albo po prostu się nudzą i odchodzą-wytłumaczył, marszcząc brwi. -Nie sądzę bym był wstanie kiedykolwiek przestać ją kochać, ale pewnego dnia coś nie wyjdzie. Któreś z nas coś odwali i tym razem z jakiegoś powodu nie będziemy o siebie walczyć-zamilkł na moment, mocniej zaciskając szczękę. -Albo ona po prostu ze mną nie wytrzyma-uśmiechnął się z goryczą.
-Wiesz, zakładając coś takiego, raczej rzeczywiście nie czeka cię świetlana przyszłość.
-Nigdy mnie nie czekała-westchnął, pocierając dłońmi zmęczoną twarz. Nie miał pojęcia czemu mówił mu coś takiego. Tak osobistego. Może i Lucjusz był jego ojcem ale to wciąż było niezręczne.
-To nieprawda-zaprzeczył szybko mężczyzna, kładąc mu dłoń na ramieniu. -Nigdy cię nie chwaliłem, ale prawda jest taka, że poszczęściło mi się mieć wyjątkowego syna.
-Przestań-syknął nieco poirytowany tym Draco.
-Miałeś jedne z najlepszych wyników w Hogwarcie-zauważył z zamyśleniem Lucjusz.
-Bo dużo ściągałem i czułem na sobie twoją presję-wywrócił oczami.
-Byłeś kapitanem quidditcha-wspomniał uporczywie jego ojciec.
-Daj spokój, wkupiłem się do drużyny. To tak żałosne, że nie chcę nawet o tym myśleć.
-Zawsze wyróżniałeś się w tłumie, Draco...
-Bo miałem cholernie jasne włosy? Czy dlatego, że jestem nieziemsko przystojny?-zapytał sarkastycznie, coraz bardziej wkurzony.
-Bo jesteś szlachetny i honorowy i po prostu dobry, niezależnie od tego co myślą o tobie inni, lub co ty sam o sobie myślisz.
Zmarszczył brwi i spojrzał z zaskoczeniem na swojego ojca, który przyglądał mu się z najwyższą powagą.
-Zasługujesz w życiu na wszystko co najlepsze. Na to co tylko może dać ci ten świat. Więc jeżeli kochasz tą dziewczynę i chcesz spędzić z nią resztę życia, a jedynym powodem, dla którego tego nie robisz, jest to iż myślisz, że na to nie zasługujesz, to po prostu marnujesz sobie życie. Jesteś bardzo mądry, Draco. Sprytny, odważny i odpowiedzialny. Więc jeżeli chcesz z nią być, to po prostu do cholery powinieneś z nią być do końca.
Zamrugał nie dowierzając własnym uszom. Albo jego ojciec poszedł na kurs dla pokręconych i beznadziejnych rodziców, albo naprawdę mu odbiło. Jakby jednak nie patrzeć, słowa Lucjusza nieco go podbudowały.
-Myślisz, że tym wszystkim przypunktujesz sobie i przestanę narzekać na twój związek z Caitlyn?-zapytał, mrużąc oczy.
-Kocham cię, Draco. Ale Caitlyn stała się dla mnie bardzo ważna i... nie wybieram jej ponad ciebie. Ja po prostu nie zamierzam z niej rezygnować i mam nadzieję, że to zrozumiesz.
-Taa, cokolwiek-westchnął, z zamyśleniem patrząc w swoje bose stopy.
-Draco?-Lucjusz przyjrzał mu się z wyczekiwaniem, jak gdyby oczekując jakiejś konkretnej odpowiedzi.
-Masz ochotę na tosty z masłem orzechowym?-zapytał z rezygnacją.

                                                                                   ***


-Hermiona, podasz mi ten karton?
Westchnęła i postawiła niewielkie, tekturowe pudełko przed twarzą Ethana Ravena.
-Mogę już wracać do domu?-spytała ze zmęczeniem, zerkając ponad jego ramieniem na zegarek. Dochodziła dwudziesta.
-Skończyłaś wypełniać tamte formularze?-Ethan uniósł na nią swoje spojrzenie, nie przestając przy tym bazgrać po swoich dokumentach.
-Przez cały dzień kazał mi pan załatwiać inne rzeczy. Kiedy niby miałam to robić?-zapytała bezradnie i nieco poirytowanie, marszcząc brwi.
Ethan westchnął ciężko, a potem odrzucił długopis na bok i potarł dłońmi skronie, rzucając jej przepraszające spojrzenie.
-Wybacz, ostatnio za dużo pracuję. Staję się wredny.
-Nic nie szkodzi-uśmiechnęła się uprzejmie, niemal od razu przestając się gniewać.
-Ale te formularze są ważne. Potrzebuję ich na jutro.
-Mogę je zabrać do domu?-zaproponowała, rzucając mu proszące spojrzenie. Zdecydowanie bardziej wolałaby to robić w swoim mieszkaniu, owinięta kocem i z ciepłą herbatą w pobliżu ręki.
Ethan przyglądał się jej przez moment, a potem uniósł go góry kąciki swoich ust.
-W porządku-westchnął z rezygnacją. -Po prostu miej je na jutro. Potrzebujesz, żeby cię odprowadzić?
-Nie, raczej się teleportuję-uśmiechnęła się, podchodząc szybko do swojego biurka. Zgarnęła z blatu potrzebne dokumenty i narzuciła płaszcz na ramiona, szukając jeszcze torebki.
-Ten Teodor...
Przymknęła oczy, kiedy Ethan zaczął ten temat. Cały dzień modliła się, by go nie poruszał, ale teraz to się stało. Właściwie, mogła się tego spodziewać.
-To nic takie...-zamarła gdy odwróciła się, a jej pracodawca znajdował się bliżej niż się tego spodziewała. Oparł dłonie o blat po obu stronach jej bioder i pochylił się nad nią, rzucając jej badawcze spojrzenie.
-Nie mogę znieść myśli, że jesteś w niebezpieczeństwie.
-Umiem o siebie zadbać, panie Raven-stwierdziła nie tak pewnie, gdy utkwił swe spojrzenie na jej wargach.
-Jesteś zbyt dobra... zbyt delikatna i krucha-westchnął przygryzając wargę. Jego ręka ulokowała się na jej policzku, a ona wstrzymała oddech, rozważając, czy gdyby dała mu teraz z liścia, wyrzuciłby ją z pracy. Próbowała przekonać się, że nie warto, że lepiej się wstrzymać, ale...
-Panie Raven?-zapytała, zaciskając powieki i odchylając głowę do tyłu, gdy jego usta zbliżyły się do niej.
-Tak?-wyszeptał, szybko mrugając.
-Jeżeli mnie pan pocałuję, będę musiała pana uderzyć.
Odsunął się od niej, nieco zaskoczony.
-Tak?
-Zdecydowanie-pokiwała twierdząco głową.
Uśmiechnął się arogancko, jednak wciąż widać w nim było sympatycznego i po prostu pewnego siebie faceta. Poprawił swój krawat i westchnął, wciąż patrząc na nią z zastanowieniem.
-Przekonajmy się.

                                                                            ***

Nie teleportowała się. Po tym co wydarzyło się w biurze, potrzebowała spaceru, który dostatecznie oczyściłby jej umysł z toksycznych myśli.
Mimo zdecydowanego wysiłku, z jakim pokonywała kolejne przecznice w stronę domu, marznąc i co chwila głośno szczekając zębami, nie czuła się ani trochę lepiej. Wręcz przeciwnie, kolejne wyrzuty sumienia bezlitośnie rozdzierały jej wnętrze.
Ethan Raven ją pocałował. Tak po prostu cholera pocałował.
A ona go uderzyła.
Wciąż nie wiedziała za co nienawidzi się mocniej. Za to, że podniosła rękę na swojego szefa, czy może raczej za to, że zrobiła to tak późno.
Przez dobre trzydzieści sekund stała sparaliżowana po środku ich wspólnego biura, zbyt zaskoczona by wykonać jakikolwiek ruch. Nie odwzajemniła pocałunku rzecz jasna, ani go nie dotknęła (pomijając moment, w którym jej pięść zderzyła się z jego szczęką) i tylko to miała na swoje usprawiedliwienie.
Czuła się paskudnie. Najpaskudniej na świecie. Nigdy wcześniej nie czuła do siebie równej odrazy co teraz, a przecież nie zrobiła nic złego.
Mimo to wciąż odtwarzała sobie wizję Dracona z inną kobietą. Na przykład ze Stellą. Byłaby na niego wściekła, nawet gdyby to ona go pocałowała. Po prostu wiedziała, że by ją to złamało, dlatego źle się z tym czuła. Wciąż nie wiedziała, czy powinna mu mówić.
-Draco?
Spojrzała z zaskoczeniem na chłopaka, który opierał się o ścianę tuż przy drzwiach do jej mieszkania i uniosła w górę brwi, rozchylając przy tym usta w wyrazie skonsternowania.
-Po prostu chciałem cię zobaczyć-wyjaśnił, czując na sobie jej pytające spojrzenie. Poderwał się z ziemi i uśmiechnął się delikatnie, całując ją krótko w usta. -Merlinie jesteś zimna-stwierdził z troską, pocierając dłońmi jej ramiona. -Czemu wracasz tak późno?
-Miałam więcej pracy-odparła nieobecnie, mijając go i otwierając drzwi do mieszkania. -Padam z nóg-stwierdziła, zrzucając z siebie kurtkę. Nieświadomie go od siebie odpychała. Kiedy próbował zaoferować jej pomoc w ściągnięciu płaszcza, po prostu go zignorowała. Zwalił to jednak na jej zmęczenie, dzielnie nie poddając się w staraniu o kobietę swojego życia.
-Zrobię ci herbatę-stwierdził, goszcząc się w jej kuchni. Patrzyła na niego w wdzięcznością, samemu zagrzebując się pod grubym kocem w swoim łóżku, poprawiła poduszki, a potem pochyliła się po wełniany sweter leżący na krześle nieopodal.
-Jak minął ci dzień?-spytała dość nieobecnie, próbując po prostu zająć czymś panujące między nimi milczenie. Przeciągnęła sweter przez głowę, a potem spięła włosy w luźnego, chaotycznego koka na czubku głowy, oprócz kocem przykrywając się również kołdrą. Czuła jak z zimna nie może ruszać palcami u stóp.
-Mój ojciec mnie odwiedził-powiedział z zamyśleniem Draco, wciąż łażąc po jej kuchni. Wziął sobie tabliczkę czekolady, którą odłożyła sobie na jeden z przyjemnych, sobotnich wieczorów, ale nie miała mu tego za złe. Draco zasługiwał na każdą specjalną czekoladę.
-Czego chciał?-zapytała z lekką troską. Wiedziała, że ich konfrontacje nie wprawiały zwykle Dracona w dobry nastrój.
-Był...-zamyślił się na moment. -Taki jak zwykle-westchnął, zaczynając iść do niej z dużym kubkiem gorącej herbaty. Usiadł na brzegu jej łóżka i uśmiechnął się. -Próbował namówić mnie, bym przyszedł na ślub. I powiedział, że jest ze mnie dumny. Jakieś pięćset razy.
Uśmiechnęła się.
-Powinien być z ciebie dumny.
-No ale...-pokręcił głową z nieprzekonaniem. -Wciąż mam mu za złe, że obudził się tak późno. Przez całe dzieciństwo nie miałem ojca. Żadnego wzoru do naśladowania. Jestem już dorosły i radzę sobie. Nie potrzebuję go tak, jak kiedyś.
Przyjrzała mu się ze współczuciem. Domyślała się jak się czuje, ale nie podzielała jego zdania. Przez całe życie miała dobrego i kochającego tatę, a teraz... teraz bardzo jej go brakowało. Nie sądziła, by kiedykolwiek dało wyrosnąć się z potrzeby posiadania rodzica.


                                                                                   ***

-Gdybyś mogła zażyczyć sobie czegokolwiek...
Mocniej wtuliła się w jego tors i złożyła krótki pocałunek na jego piersi, unosząc w górę jeden z kącików ust. Gdyby mogła zażyczyć sobie czegokolwiek, zapewne chciałaby być z nim do końca. Tak jak teraz.
-Chciałabym dostać czekoladę, w której każda kostka smakuje inaczej.
-Wtedy nie musiałabyś stać półgodziny przed półką z czekoladami w sklepie-zauważył z zamyśleniem Draco.
-Tak-pokiwała głową, wciąż przylegając do jego ciepłego ciała. Ona wciąż czuła jak przemarza do kości. Nie powinna iść pieszo do domu w taką pogodę.
-To sensowne marzenie.
-A ty?-zapytała, unosząc głowę.
-Moja własna wytwórnia masła orzechowego-zamruczał, oplatając ją swoim ramieniem. -Byłoby super-stwierdził, na co Hermiona zachichotała, sięgając dłonią do jego włosów. Kochała wplątywać w nie swoje palce.
-Chyba masz gościa-zauważył chwilę potem Draco, który z delikatnym uśmiechem spojrzał za okno. Dziewczyna spojrzała na szarą płomykówkę, która stojąc na wąskim, zaśnieżonym parapecie, stukała dzióbkiem w oszronioną powierzchnię szyby.
Draco wpuścił sowę do środka,a ona z niecierpliwością odwiązała kopertę od jej chudej, obdarzonej w długie pazurki nóżki.
-Od kogo to?-spytał obojętnie Draco, mimo swojego braku zainteresowania zerkając jej przez ramię. Wzruszyła ramionami i wysunęła z koperty złożoną na pół kartkę. Otworzyła ją, a potem zamarła, wgapiając się w ruchomą fotografię.

                                                                              ***

Usta tego faceta przylgnęły do jej warg jeszcze raz i jeszcze raz, a on z otępieniem katował się tym widokiem, nieświadomie mocniej zaciskając palce na fragmencie pościeli w jej pokoju. Miał wrażenie, że jest skończony. Że to koniec i że go zniszczyła. Że nie mieli już szans, bo to co zrobiła, było dla niego ciosem nie do zniesienia.
-Co to jest?-zapytał wreszcie, a to jak wypruty z emocji był jego ton, przeraziło go mocniej niż fakt, że po tym co zobaczył, nie jest wstanie sprecyzować swoich uczuć. Czuł pustkę. Cholerną i nieznośną pustkę.
-Ja...-zaczęła po dłuższej chwili milczenia, zastygając w bezruchu, gdy poczuła na swoim karku jego oddech. Zacisnęła powieki i odgoniła łzy, czując jak ze stresu zaczyna boleć ją brzuch. Nie miała pojęcia co zrobić, by jej uwierzył. -Ja chciałam ci powiedzieć już...
-Powiedzieć, że mnie zdradzasz?
Odwróciła się momentalnie, dokładnie wtedy, gdy usłyszała to absurdalne pytanie.
-Nie zdradzam cię-zaprzeczyła szybko. Niestety, w jego przekonaniu, za szybko.
-Nie rozumiem, czemu...-zaciął się i spuścił głowę z zamyśleniem i frustracją przejeżdżając dłonią po delikatnym zaroście na swojej szczęce. Zacisnęła zęby. Nie zasługiwał na to. Był zbyt wspaniały i dobry, by przeżywać coś takiego.
Jej serce rozdzierało się na kawałki za każdym razem, gdy jego zamierało z goryczy i niezrozumienia.
-Poważnie Draco, pocałował mnie z zaskoczenia, zaraz po tym oberwał z liścia-zaczęła się tłumaczyć, nie do końca przekonana, czy tylko się nie pogrąża.
-No nie wiem-westchnął, odwracając swoje spojrzenie. Nie mogła tego znieść.
-Czemu mi nie ufasz?-spytała.
-Dlatego?-wskazał palcem na fotografię, którą zaciskała teraz mocno w swojej dłoni.
-Draco...
-Kurwa, nie Draco-warknął, co nieco ją zabolało, bo od dawna nie zwracał się do niej w taki sposób. Wstał z łóżka i maniakalnym gestem zmierzwił swoje jasne włosy, znów przeklinając. Patrzyła jak ze złością przemierza jej pokój, a potem zaciska dłonie w pięści, najpewniej powstrzymując się przed rozwaleniem czegoś.
-Nie zdradziłam cię-powtórzyła, ale na nic się to zdało. Zirytowała go mocniej.
-Pocałował cię!-podniósł głos, na co przymknęła oczy i cicho westchnęła.
-Nie wiedziałam, że to zrobi.
-Nie sądzę-uciął jej ostro, a ona się skrzywiła, bo rzeczywiście może powinna to z niego odczytać. Mogłaby jednak przysiąc, że kiedy ich usta się złączyły, wszystko w niej zamarło z przerażenia, konsternacji i szoku.
-Kim on jest?-zapytał po chwili milczenia. Jego ton wciąż był surowy. Wściekły i przepełniony furią. Chyba już nie było mu smutno. Teraz deptała po jego dumie. Zirytowało ją to, dlatego wstała z łóżka i stanęła naprzeciwko niego, splatając ręce na piersi.
Już nie czuła się winna. Nie kiedy, darł się na nią, chociaż powiedziała mu, że go nie zdradzała. Po prostu powinien jej uwierzyć.
-Moim szefem.
-Nie no kurwa świetnie-rzucił ironicznie, obrzucając ją wściekłym spojrzeniem. Mogłaby przysiąc, że w tym momencie w jego oczach zabłysła nienawiść, ale ta reakcja była tak nieprawdopodobna, że wolała ją na razie odrzucić.
-Nie chciałam, żeby to robił.
Wywrócił oczami, bo tak, to to akurat miało znaczenie.
-Zabiję go-syknął pod nosem, ale ona doskonale go usłyszała, prychając pod nosem.
-Dałam mu w twarz i to wystarczy. Poradzę z nim sobie.
Spojrzał na nią z żądzą mordu w oczach, uśmiechając się ironicznie.
-Tak, w to to akurat nie wątpię.
-Jesteś bezczelny-stwierdziła ze złością. -Jak możesz sądzić, że ja i on...
-Masz to zdjęcie-zauważył poważnie, na co ona wydała z siebie ciężkie westchnięcie.
-Nie rób z siebie idioty i niech wreszcie do ciebie dotrze, że to on mnie pocałował i nie trwało to dłużej niż kilka sekund, bo mu przyłożyłam!
-Nie robię z siebie idioty-zaprzeczył ostro. Uważał, że naprawdę ma podstawy, by być na nią złym.
-Robisz z siebie chorobliwego, zaborczego psychola, który jest idiotą-stwierdziła odważnie, na co podszedł do niej bliżej, mierząc rozwścieczonym spojrzeniem.
-Nie mam prawo być zły o to, że całowałaś się z innym?-zapytał bezwzględnym, zimnym tonem, przyprawiając ją o ciarki na plecach.
-Oczywiście, że masz-stwierdziła, kiwając głową. -Ale nie zachowuj się jak jakiś agresywny...
Nagle Draco przerwał jej podniesieniem ręki. Chciał dać jej znak, że powinna siedzieć cicho, ale ona odskoczyła do tyłu, myśląc, że chciał ją uderzyć.
-Woah-nie potrafił tego skomentować. Nieco złagodniał, wciąż nie potrafiąc otrząsnąć się z szoku. Nigdy by jej tak nie skrzywdził. Odchrząknął, próbując udawać, że to się nie wydarzyło, ale jej reakcja wypaliła w jego sercu dziurę. -Zastanówmy się kto ci wysłał to zdjęcie-zaproponował, spuszczając głowę.

                                                                              ***

Siedziała na kanapie, przyglądając się swojemu chłopakowi z ponurym wyrazem twarzy. Wiedziała, że długo jej tego nie wybaczy, ale ona również miała do niego żal i potwornie się z tym czuła. Nienawidziła się z nim kłócić. Nienawidziła tego jak teraz zaciskał szczękę i marszczył brwi, w skupieniu nad czymś myśląc. Umarłaby, gdyby pewnego dnia z nią nie wytrzymał i po prostu ją zostawił. Zastanawiała się, czy to w tej chwili rozważał.
-To Teodor-powiedział w końcu, odrzucając dotychczasowo zaciskaną w swych dłoniach fotografię na ziemię. Nie rozumiała czemu ciągle się jej przygląda, ale odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie oderwał wzrok od niej całującej się z Ravenem. Osobiście wzdrygała się za każdym razem, gdy widziała jak jego usta naciskają na jej rozwarte z zaskoczenia wargi.
-Co?-zapytała, wyrywając się z zamyślenia. Draco od jakiegoś czasu przyglądał się jej uważnie, z nieodgadnionymi, błyszczącymi oczami, a ona zagryzała wnętrze policzka za każdym razem, kiedy to robił.
-Nie wrócisz więcej do ministerstwa.
-Co?!-powtórzyła tępo, tyle, że tym razem nieco głośniej. Była delikatnie mówiąc oburzona.
-On cię obserwuje, Hermiona-wzniósł oczy ku niebu i westchnął, jakby przyszło mu rozmawiać z idiotką. -Nie bądź głupia, nie próbuj...
-Nie zabronisz mi...
-Robisz to dlatego, że tak uwielbiasz swoją pracę i chcesz ciągnąć swoją karierę, czy może raczej ze względu na niego?!-syknął ze złością, wskazując palcem na fotografię, teraz leżącą pod stolikiem do kawy nieopodal kanapy, na której siedzieli.
-A ty? Uważasz, że serio coś mi grozi, czy może jesteś zazdrosnym dupkiem?-zapytała, krzyżując ręce na piersi. Zadarła głowę do góry i zmierzyła go nieugiętym spojrzeniem.
-Już ci groził. Wiesz na co go stać-jęknął, zbyt sfrustrowany, by silić się na spokojne wytłumaczenie.
-Gdyby chciał mnie zabić, to już by to zrobił-wzruszyła ramionami. Może rzeczywiście nie warto było się narażać, ale lubiła swoją pracę, a poza tym chciała zrobić mu na złość. Możliwe, że w normalnych warunkach, gdyby się nie pokłócili, przystałaby na jego decyzję.
-Albo po prostu się tobą bawi-podsunął ze złością. -Kurwa, Hermiona, już tam nie wrócisz, to nawet nie podlega dyskusji.
Zaśmiała się ironicznie, wstając z kanapy.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić.
-Przekonamy się?-spytał, również wstając. Zmierzył ją wyzywającym spojrzeniem, a potem uczynił w jej stronę kilka kroków, wciąż nie przestając patrzeć jej w oczy.
-Jesteś zarozumiałym dupkiem, nie będę z czegoś rezygnować tylko dlatego, że ty tak chcesz.
-Lepiej być zarozumiałym dupkiem niż taką...-ugryzł się w język nim zdążył jej ubliżyć, za co była mu wdzięczna, bo w tym momencie była na niego tak zła, że z pewnością rzuciłaby się na niego.
-No dalej, powiedz to-podpuszczała go, zadzierając głowę do góry. Mocno zaciskała szczękę i marszczyła brwi, jak gdyby za moment miała go uderzyć.
Przez moment wyglądał tak jak gdyby naprawdę zamierzał wykrzyczeć jej w twarz, że zachowuje się jak suka, ale dzielnie powstrzymał te słowa, po prostu wplątując palce w jej włosy i przyciągając ją do siebie, mocno napierając na jej usta. Z wściekłością i rozemocjonowaniem całował jej wargi, próbując zrzucić z nich całe napięcie i złość. Nie chciał się z nią kłócić.
Odetchnął z ulgą, kiedy wreszcie oddała pocałunek, splatając dłonie na jego karku. Cieszył się, że mimo wszystko potrafili dojść do porozumienia. O ile coś takiego, można nazwać porozumieniem. Tak właściwie, nic sobie nie wyjaśnili.
-Jestem zazdrosny-przyznał szepcząc, kiedy przycisnął ją do ściany. Jego usta zjechały na jej szyję, a dłonie na uda, co zmusiło ją by oplotła go nogami w pasie.
-Nie masz o co-stwierdziła, dobierając się do wierzchu jego koszulki.
-Jesteś moja-oznajmił dziwnie ochrypłym głosem, zerkając jej prosto w oczy. Jej brązowe, duże tęczówki błyszczały teraz, przyglądając mu się z ekscytacją.
Pewnie skinęła głową.
-Kocham cię, Draco.


-------------------------------
Cześć!

Kolejny rozdział za nami, a ja przepraszam za to co tu się dzieje. Coraz ciężej pisze mi się to opowiadanie i po prostu nie chce się zmuszać. Mam nadzieję, że treść jest więc znośna xD
Życzę wam wszystkim wesołych świąt! 
I zapraszam do komentowania.
Kocham was misiaczki :*





środa, 16 grudnia 2015

-Rozdział 45- Jealous

Wypełniła ostatnie dokumenty i oparła głowę na podpartych o blat biurka dłoniach, ciężko wzdychając. Obserwowała jak Ethan Raven, jej wspaniały i wyrozumiały pracodawca również kończy pracę i wychodzi, żegnając się z nią krótkim do zobaczenia. Potem walnęła czołem w biurko, wyrzucając z siebie zbolały jęk. Jej życie nigdy wcześniej nie było tak dobre i skomplikowane jednocześnie.
W  jej umyśle wciąż przewijała się Stella, która w ostatnich dniach kleiła się do niej coraz bardziej, wciąż trajkocząc o cudownym Draconie Malfoyu i jednej, jedynej nocy, którą mieli. Nie miała odwagi powiedzieć jej, że Draco jest jej chłopakiem. Po prostu wydawało jej się, że jest za późno. Dziewczyna opowiadała jej te wszystkie rzeczy z zaufaniem, a tymczasem ona, jakby nie patrzeć, zatajała przed nią dość istotny szczegół.
-Ciężki dzień w pracy?
Zamarła, mocno zaciskając szczękę. Czuła jak całe jej ciało ogarnia paraliż, ale mimo to uniosła głowę, napotykając na ciemne, błyszczące oczy wysokiego chłopaka.
Wyglądał nieco lepiej niż ostatnio. Jego twarz nie była już tak blada, policzki nie zapadały się, a szare cienie zniknęły. Nawet się ogolił.
-Teodor-przełknęła głośno ślinę, zaciskając palce na brzegu stołu. Wstała od biurka i panicznie zaczęła rozglądać się za swoją różdżką, która jak się okazało, spoczywała już w dłoniach Teodora.
-Jestem wyszkolonym, super-zabójcą-powiedział z lekkim zażenowaniem. -Jak mogłaś zostawić ją pod moim nosem?-zapytał, na co ona mentalnie zdzieliła się dłonią w czoło. Oczywiście, że zostawiła różdżkę na biurku. Jakież było jej zdziwienie, kiedy Teodor w milczeniu wyciągnął ją przed siebie, i rzucił jej wyczekujące spojrzenie, najwyraźniej po prostu jej ją oddając.
Uniosła w górę brwi i rozchyliła usta, ale w żaden sposób tego nie skomentowała. Po prostu ją wzięła i przez moment udawała, że zamierza schować ją do kieszeni, ale w ostatniej chwili skierowała ją w stronę Teodora, wymawiając zaklęcie.
Przeceniła siebie i nie doceniła jego, a może raczej jego refleksu. Nim się obejrzała, była przyciśnięta brzuchem do ściany, czując na swym karku przyspieszony oddech Teodora.
-Draco ci tego nie daruje...-syknęła wściekle, próbując się wyszarpać, ale był na to zbyt silny.
-Pozbyłem się jednej ważnej osoby z jego życia i jak na razie nic nie zrobił-zaśmiał się ironicznie Teodor, na co po jej plecach mimowolnie przeszły ciarki. Wciąż szukała sposobu by się wydostać, ale nie miała pojęcia jak uwolnić się z jego silnego uścisku. -Draco jest słaby, panno Granger-zaszydził. -Słabszy niż wszystkim się wydaje.
-Puść mnie-jęknęła gdy niezbyt delikatnie zaczął rozdzierać wierzch jej sukienki. Zapiekły ją łzy, ale dzielnie nie pozwoliła im wypłynąć, zachowując swoją dumę.
-A co ja będę z tego miał?-zapytał melodyjnie, wpychając swoje łapska pod materiał jej ubrania. -He?
Nim jednak zdążyła wymyślić odpowiednią odpowiedź, Teodor zachwiał się gwałtownie i omal nie wywrócił, nareszcie pozbawiając jej swojego dotyku.
Obydwoje przenieśli swe zaskoczone spojrzenia na Ethana Ravena, który najwyraźniej wrócił tu, bo czegoś zapomniał.
-Do następnego, Granger-uśmiechnął się podle Teodor, a później po prostu zniknął.

-Kto to był? Co się stało?-zaskoczony Ethan, podbiegł do Hermiony, kładąc dłonie na jej roztrzęsionych ramionach. Dziewczyna z zażenowaniem i wciąż nie opuszczającym jej przerażeniem, przyłożyła palce do skroni i wzięła kilka głębszych oddechów, usilnie walcząc o swoje opanowanie.
-Teodor Nott-westchnęła. -Powinniśmy zawiadomić służby i zdać raport-powiedziała rzeczowo, udając, że to w ogóle jej nie dotknęło. Zawdzięczała Ravenowi życie.
Skuliła się przy ścianie i powoli osunęła po niej na podłogę, podciągając kolana pod brodę.
-Hermiona?
-Jest okay, muszę tylko odetchnąć-stwierdziła drżącym głosem, poprawiając podarte kawałki swojej sukienki. Czuła się upokorzona przed swoim pracodawcą i tak, zdecydowanie przysługiwał jej tytuł najgorszego pracownika roku, nawet jeśli przejmowanie się takimi rzeczami w takiej chwili było głupie.
-Potrzebujesz czegoś...? Może...-Raven zamyślił się na moment, w pewnej chwili wyczarowując jej szklankę wody. -Napij się-polecił ze zmartwionym wyrazem twarzy.
-Dzięki-uśmiechnęła się delikatnie, opierając głowę o ścianę za jej plecami. Czuła się wykończona.

                                                                                     ***

Głośno przeklął, kiedy uderzył palcem u stopy o krawędź szafki, a potem resztkami sił powstrzymał się, by jej nie rozwalić. Po wiadomości od ojca, że Teodor pojawił się w ministerstwie, wpadł w jakiś szał, przerażenie i niepokój jednocześnie. Czym prędzej zebrał najpotrzebniejsze rzeczy i zamierzał teleportować się do Hermiony, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Miał wrażenie, że Teodor pojawił się w miejscu jej pracy nie bez powodu.
Kiedy jednak otwierał drzwi by wyjść z mieszkania i teleportować się dopiero z jednego z zaułków, omal kogoś nie uderzył.
-O, Hermiona, właśnie miałem...-zamilkł widząc zagubiony wyraz jej twarzy.
-Chciałam tylko powiedzieć, że Teodor...-głos się jej załamał, kiedy dostrzegła jak zawiesza swoje spojrzenie na wystającym spod jej płaszcza podartym kawałku sukienki. Przyszła go tu tylko ostrzec, jednak czując na sobie jego wzrok, oraz to jak w znajomym, ciepłym geście rozkłada ramiona, po prostu nie mogła się do niego nie przytulić. Mimo wszystkich kłótni, pomimo jej uprzedzeń i dumy, wciąż był jej. Był dla niej.
Zagryzła mocno wnętrze policzka, próbując stłumić szloch, ale łzy mimowolnie zabłysły w jej oczach, kiedy oparła głowę o jego ramię. Przez wszystkie emocje, które do tej pory tłumiła w sobie ze względu na obecność Ethana, teraz czuła, że za moment się popłacze, niezależnie od tego jak opanowana starała się być.
Spuściła głowę i odsunęła się od Dracona, po tej krótkiej chwili słabości czując się po prostu głupio. Wciąż nie mogła mu wybaczyć, że przespał się ze Stellą. Mimo iż kiedy to zrobił nie byli razem, a może raczej szczerze się nienawidzili. Tak, doskonale rozumiała, że zachowuje się jak chorobliwie zazdrosna psychopatka, dlatego nawet nie próbowała zaczynać tego tematu.
-Zrobił ci coś?-zapytał Draco, chyba nie dostrzegając jak nieobecna i zdystansowana się stała. Położył dłonie na jej policzkach i uważnie spojrzał jej w oczy, marszcząc przy tym brwi.
Pokręciła przecząco głową.
-Masz podarte ubranie-zauważył, uparcie nalegając by coś powiedziała.
-Wszystko w porządku, to tylko sukienka-westchnęła ze zmęczeniem. Draco nie dał jednak tak łatwo się uspokoić. Na moment zniknął za ścianą dużego pokoju, a zaraz potem pojawił się z powrotem, wciskając jej do rąk ubrania, które zostawiła tu, gdy tymczasowo z nim mieszkała.
-Powinienem tam być.
Zacisnęła powieki, kiedy wypowiedział te słowa, a potem weszła w głąb mieszkania i odwróciła się do niego plecami. Nie było sensu się ukrywać, bo widział ją zbyt wiele razu, dlatego po prostu opuściła płaszcz wzdłuż ramion, wciągnęła no nogi leginsy, a później ściągnęła z siebie sukienkę i zamieniła ją na zwykły, biały t-shirt i dużą bluzę Dracona.
-Nie mogłeś tego przewidzieć-zauważyła rzeczowo, bo w końcu ostatnią rzeczą jakiej chciała, było to, by zaczął się obwiniać.
-Nieprawda.
Odwróciła się, rzucając mu zaskoczone spojrzenie.
-Ostrzegał mnie, że cię dopadnie. Po prostu myślałem, że skoro nie zrobił tego zaraz po zabiciu Blaise'a, to sobie odpuścił-wyjaśnił z skrępowaniem pocierając dłonią kark.
-Mogłeś mi powiedzieć-stwierdziła z lekkim żalem. Gdyby wiedziała, że Teodor w każdej chwili może się pojawić, byłaby bardziej ostrożna.
-Nie sądzisz, że mamy wystarczająco wiele problemów? Chciałem dla ciebie po prostu normalnego życia. Przynajmniej na tyle ile się dało...
-Ale my nie mamy normalnego życia, Draco-łzy zebrały się w kącikach jej oczu, ale heroicznie je powstrzymała, ocierając je nim zdążyły na dobre wypłynąć.
-Wiem-pokiwał twierdząco głową. Chyba było mu naprawdę głupio, bo unikał jej wzroku i miał tą ponurą, nieszczęśliwą minę. Nienawidziła go takiego oglądać. -Przepraszam...-szepnął nieobecnie, wlepiając puste spojrzenie w ścianę za jej plecami.
-To nie twoja wina-westchnęła ciężko, a potem opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Po chwili poczuła jak siada tuż obok niej i niepewnie kładzie dłoń między jej łopatkami powoli przesuwając palce wzdłuż jej pleców.
-Gdybym tylko mógł-jego głos był cichy, kiedy wypowiadał te zdanie. -Dawno zabrałbym cię daleko stąd i dałbym ci życie o jakim marzysz, ale rzeczy... są rzeczy, które mnie tu trzymają. Czuję, że tak długo jak nie rozwiążę tych spraw, nie mogę zacząć innego życia.
-Wcale nie chcę innego życia-stwierdziła po chwili milczenia, opierając głowę o jego ramię. -Tak długo jak jesteś ze mną.

                                                                                ***

-Wybierz którąś-westchnął z rezygnacją Draco, opierając się o półkę naprzeciwko wielkiego działu ze słodyczami. Nerwowo zerknął za okno sklepu, gdzie zdążyło się już ściemnić. Jego dziewczyna wybierała czekoladę od jakiejś półgodziny.
-Tak wiem, po prostu...
-W takim razie weź obie-westchnął.
-Widzisz, mój dylemat nie polega na wybraniu dwóch czekolad chodzi o to, że... Ciasteczkowa, mleczna, deserowa, truskawkowa, nugatowa, z gruszkami czy strzelającym cukrem?-zapytała z krzywą miną, na co mimowolnie się uśmiechnął.
-Yyy... nie mam pojęcia-przyznał, na co spojrzała na niego ze zwycięskim wyrazem twarzy.
-Sam widzisz, to nie takie proste.
-W takim razie może...
-Hermiona?
Obydwoje obejrzeli się, napotykając na duże, ciemnozielone tęczówki ładnej, jasnowłosej dziewczyny.
-Stella.
Draco spojrzał jak jego dziewczyna blednie i zmarszczył brwi, rzucając jej nierozumiejące spojrzenie.
-Znacie się?-zapytał, obdarzając blondynkę uprzejmym uśmiechem. Hermiona zawsze wkurzała się na niego, kiedy był niemiły dla jej znajomych, dlatego tym razem postanowił się dla niej postarać. -Hej, jestem Draco-przedstawił się. Sam nie wiedział, czy zrobił dobrze, kiedy jego dziewczyna obdarzyła go zaniepokojonym spojrzeniem.
-Poczekaj Draco, okay?-zapytała nieco roztrzęsionym głosem, na co rzucił jej uważne spojrzenie.
-Okay-odparł niepewnie, wzruszając ramionami. Hermiona pociągnęła Stellę za ramię, ciągnąc gdzieś na drugi koniec sklepu.

-O Matko, Hermiona jesteś cudowna.
Dziewczyna zamrugała z zaskoczeniem, kiedy blondynka rzuciła się jej na szyję i czule uściskała.
-C-Co?
-Nie wiedziałam, że masz aż takie kontakty, ale zagadałaś dla mnie do Dracona Malfoya. Kiedy zamierzałaś nas poznać?
-Ja nie...-dziewczyna spojrzała na nią z konsternacją. Czy ona naprawdę myślała, że zamierzała ich zeswatać? Na tę myśl mimowolnie zacisnęła zęby i wsunęła pięści do kieszeni płaszcza. Jeżeli ta mała, jędzowata blondi myślała, że odbije jej chłopaka...
-On jest...-zamierzała jej powiedzieć, że Draco jest jej, kiedy młody Malfoy stanął u jej boku, rzucając jej niepewne spojrzenie.
-Zaraz zamykają sklep, wziąłem z ciasteczkami, okay?-zapytał, na co z rezygnacją skinęła głową. Poniekąd wyciągnął ją z opresji. Poniekąd.
-Nie zdążyłam się przedstawić, jestem Stella.
Z niezadowoleniem obserwowała jak blondynka podaje mu rękę i uśmiecha się uroczo. Była naprawdę sympatyczna i teraz nie mogła tego znieść.
-Wydaje mi się, że już się kiedyś gdzieś widzieliśmy...
Prychnęła pod nosem i spuściła głowę, z wściekłością tak zaciskając pięści, że paznokcie zaczęły się jej wbijać w dłonie. Przespał się z nią i nawet tego nie pamiętał. Nie miała pojęcia czy cieszyć się z tego, czy wręcz przeciwnie.
-Tak, chodziłam do Hogwartu-uśmiechnęła się Stella.
-Rzeczywiście. Byłaś z Ravenclawu, tak?
-Z Huffelpuffu-wtrąciła się im niezbyt grzecznie Hermiona. -Chodź Draco, zaraz zamykają sklep.
-Tak, dopiero ci to powiedziałem-zaśmiał się, nieświadom tego, jak bardzo zła była na niego w tym momencie.
-Na razie Stella-mruknęła do niej od niechcenia dziewczyna.
-Pa Draco-zaszczebiotała tamta, na co tylko wywróciła oczami.

                                                                                   ***

-Przyjaźnicie się?-zapytał Draco, obejmując ją ramieniem. Zdecydowali się wracać do jego mieszkania na piechotę.
-Tak, cóż... lubię ją-wzruszyła ramionami Hermiona. Nie rozumiała czemu tak się o nią dopytuje. Była taka zazdrosna...
-Wydaje się miła-stwierdził, a potem pocałował ją w skroń, zacieśniając uścisk na jej ramieniu.
Miała ochotę go zwyzywać. Sama nie miała pojęcia czy za to, że przespał się ze Stellą, czy może raczej za jego stosunek do kobiet. Owszem, zmienił się, ale jak mógł nie pamiętać jej imienia, po tym co ich łączyło.
-Hermiona?-zapytał nagle, wyrywając ją z zamyślenia.
-No co?-spytała wściekle, bo złość mimowolnie znalazła się w jej tonie. Obrzuciła go piorunującym spojrzeniem.
-Woah-zmarszczył brwi z irytacją. -Oświeć mnie. W którym momencie powiedziałem coś nie tak?-zapytał, bo postawa Hermiony dawała mu znać, że naprawdę jest na niego wkurzona. Teraz i on był zirytowany.
-Jak mogłeś jej nie pamiętać?-wybuchła, wyrzucając ręce do góry, co tylko mocniej skonsternowało chłopaka.
-Co?
-Stella! Jak możesz jej nie poznawać?
-Powinienem?-zapytał głupio, na co wszystko w niej zawrzało. Naprawdę nie rozumiał czemu tak bardzo się na niego złości.
-Kocha się w tobie od zawsze, odkąd się ze sobą przespaliście.
I tu go zatkało. Tak, zdecydowanie nie miał zielonego pojęcia jak odpowiedzieć na coś takiego. Był kiedyś okropny i przespał się z mnóstwem kobiet. Gdyby tylko miała pojęcie ile ich było, sama zapewne nie potrafiłaby wymienić każdego imienia.
-Hermiona...
-To po prostu frustrujące-westchnęła ciężko, pocierając dłońmi skronie. Jej oddech zamieniał się w parę, kiedy tak stała, smutno na niego patrząc.
-Chodzi ci o to, że miałem wcześniej dziewczyny?-zapytał, unosząc ramiona. Patrzył się na nią z szczerym żalem, jakby już żałował, że ją skrzywdził.
-O to, że nigdy w niczym nie jestem dla ciebie pierwsza-odszepnęła, uśmiechając się blado. Po chwili odwróciła się do niego plecami i powolnym krokiem ruszyła w stronę mieszkania.
Zabolało, zwłaszcza, że nie miała racji. Nim zdołała odejść za daleko, złapał ją za łokieć i odwrócił w swoją stronę, delikatnie się uśmiechając.
-Jesteś pierwszą, którą pokochałem-powiedział poważnie. -Pierwszą, dla której stoję półgodziny w sklepie, żeby wybrała sobie czekoladę, pierwszą, z którą lepię bałwana i pierwszą, dla której zrobiłbym wszystko.
-Ale,,,
-Przepraszam, że byłem takim idiotą. Gdybym wiedział, zrezygnowałbym ze wszystkich tych dziewczyn i czekał na ciebie.
Mimowolnie się uśmiechnęła. Nienawidziła, że za każdym razem kiedy próbuje być na niego zła, on rzuca jakimś cholernie idealnym tekstem. Widziała jak obdarowuje ją wyczekującym spojrzeniem, jakby licząc, że jakoś mu na to odpowie, ale już dawno wygrał i chyba zdawał sobie z tego sprawę. Zwłaszcza wtedy, gdy zarzuciła mu ręce na szyję i najzwyczajniej w świecie wpiła się w jego usta.

                                                               

czwartek, 10 grudnia 2015

-Rozdział 44- Stories From The Past

-Muszę już iść-stwierdziła, próbując zrzucić jego głowę ze swych kolan.
-Och, nie, serio?-zapytał z zawodem, rzucając jej błagalne spojrzenie. -Nie możesz zostać na noc?-spytał, wciąż trzymając głowę na jej kolanach.
-Nie. Spadaj.
-Prooszę.
-Zapomnij. Nie po to kupiłam sobie mieszkanie, żeby teraz znów mieszkać z tobą-odparła, wstając z kanapy. Nie oglądając się na niego, ruszyła w stronę wyjścia z pokoju, po drodze nakładając na nogi zimowe buty.
-Może powinnaś je sprzedać-wzruszył ramionami, ruszając za nią. Dziewczyna posłała mu pełne politowania spojrzenie.
-Nie zamieszkam z tobą, Draco-oświadczyła z powagą, delikatnie unosząc w górę kąciki ust.
-Czemu?-zapytał, ze zrezygnowanym westchnięciem opuszczając ramiona.
-Bo dopiero się pogodziliśmy i musimy trochę zwolnić-wyjaśniła. -Nie chcę ryzykować, że znów się rozstaniemy, rozumiesz?
Pokręcił przecząco głową, ale w końcu, mimo sobie odparł:
-Tak.
-Świetnie-przeczesała palcami jego włosy i uśmiechnęła się do niego nieco szerzej, pragnąc by to odwzajemnił. -Jeju, Draco, musisz być taki nieszczęśliwy?-zapytała z wyrzutem, unosząc w górę brwi.
-Po prostu nie umiem spać bez ciebie-przyznał, spuszczając głowę i uśmiechając się przy tym słabo. -Cały czas się zastanawiam co robisz i jak się czujesz i...
-Jesteś nienormalny-wywróciła oczami, odbierając to jako podstęp. Próbował przekonać ją taką ckliwą gadką...
-Jestem zakochany-poprawił ją, zaciskając palce na jej biodrach. -No proszę. Jedna noc-zrobił proszący wyraz twarzy i przyciągnął ją do siebie.
-Ugh, niech ci będzie-westchnęła, uśmiechając się pod nosem, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję.

                                                                              ***

-Ciepło ci?-zapytał chyba po raz setny, przygarniając do siebie w opiekuńczym geście.
-Taak-ziewnęła przeciągle i uśmiechnęła się szeroko, kiedy pocałował ją w czubek głowy. Przez moment wierciła się jeszcze w jego ramionach, ale wreszcie, znajdując odpowiednią pozycję z głową na jego piersi, zamknęła oczy i przygotowała się do snu.
-Nie mogę zasnąć-stwierdził, na co mocniej się do niego przytuliła.
-Nie dziwię się, minęło tylko kilka sekund-zauważyła z lekkim rozbawieniem.
-Nie, poważnie-odparł z powagą, na co mimo zmęczenia wsparła się na łokciu i uważnie mu się przyjrzała. -Nie śpię od tygodni. Odkąd znalazłem się w Twierdzy, a teraz jest jeszcze gorzej... Mam koszmary i nie umiem...
-Spróbuj się odprężyć, okay?-dotknęła ręką jego policzka, powoli sunąc po nim opuszkami palców. Linia jego szczęki była delikatnie obita, ale postanowiła to przemilczeć, skupiając się na wyrazie jego oczu. -Jesteśmy bezpieczni, tak?-zapytała, na co niepewnie pokiwał głową. -Więc zamknij oczy...
Posłusznie wykonał jej polecenie, wzdychając cicho, kiedy złożyła krótki pocałunek na jego szyi, a potem przeniosła się na jego usta. -I pomyśl o czymś przyjemnym.
To nie było trudne. Z nią tak blisko łatwo było mu się wyluzować.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Kocham cię-mruknął, kiedy ściągnęła z niego kołdrę.
-Ja ciebie też-stwierdziła z zadowoleniem, jednak zaraz potem pisnęła z oburzeniem, gdy zerwał z niej przykrycie. -Malfoy, idioto...
-Nie możemy się podzielić?-zapytał z rezygnacją.
-Przecież tak robiliśmy-zauważyła sceptycznie, szturchając go w ramię.
-Zabrałaś całą dla siebie-odparł, ziewając.
-Nie kłam-syknęła z wściekłością, a potem pochyliła się nad nim, żeby odebrać mu kołdrę, którą ulokował jak najdalej od niej.
Wtedy też, kiedy tak przepychali i szturchali się, leżąc w łóżku, ich uwagę zwróciło ciche pukanie do szyby. Jak na komendę spojrzeli w tamtą stronę, napotykając na duże, żółte oczy dumnie prężącego pierś puchacza.
-Czy to...?-zapytała niepewnie Hermiona, sięgając dłonią do okna, które już po chwili uchyliła, wpuszczając do środka zmarzniętego ptaka.
-Sowa mojego ojca-potwierdził Draco, momentalnie poważniejąc. Z ciężkim westchnięciem odwiązał niedużą, pozłacaną kopertę od nóżki zwierzęcia i otworzył ją, mrużąc oczy w bladym świetle dobiegającym ze stojącej obok łóżka lampki.
Hermiona usiadła za jego plecami i położyła mu dłoń na ramieniu, próbując dodać mu nieco wsparcia.
-Stało się coś?-spytała drżącym głosem, ponieważ ostatnio miała aż nadto tragedii, a teraz wreszcie się odprężyła.
-Nie-pokręcił przecząco głową Draco. -To tylko zaproszenie na ślub-odrzucił kopertę na bok i ciężko opadł na poduszki, wbijając wzrok w ciemny sufit.
-Przyjdziesz?-zapytała dziewczyna, powoli kładąc się obok niego. Przygarnął ją do siebie pewnym gestem, a potem westchnął, wplatając palce w jej kasztanowe włosy.
-Nie wiem, raczej nie-odparł. -Kiedy wcześniej to sobie wyobrażałem, myślałem, że będę wstanie, ale teraz...-zaciął się, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy. -Chyba tego nie zniosę-przyznał szczerze, uśmiechając się smutno.
-To dla niego pewnie bardzo ważne...-stwierdziła, zamyślając się. Nie była po stronie Lucjusza, ale po części trochę go rozumiała. Nawet jeżeli brał ślub z dziewczyną w jej wieku.
-Nie broń go-prychnął nieco poirytowany, na co mimowolnie wywróciła oczami. Tak szybko się denerwował...
-Nie bronię-odparła szybko, opierając policzek o jego tors. -Po prostu te śluby i wesela... to są wyjątkowe dni. Najlepsze w życiu-westchnęła. -Chce się wtedy by byli z tobą najbliżsi.
Wiedziała jak to jest liczyć na wsparcie rodziny i go nie dostawać, dlatego teraz tak łatwo było jej się postawić w sytuacji Lucjusza. Ich historie znacznie się od siebie różniły, ale jednak zarówno jej jak i jego życie rodzinne leżało w gruzach. Jej rodzice nie wiedzieli o jej istnieniu.
-No nie wiem-Draco spiął się, co wyczuła z łatwością, przez to, że leżała tak blisko, a potem dodał: -Co w tym wyjątkowego? On jej przecież nie kocha.
-Myślę, że coś w tym jest, skoro są ze sobą tak długo-zaprzeczyła. Żadne z nich nie wytrzymałoby ze sobą, gdyby nie kryło się za tym jakieś uczucie. Chyba.
-Tak, Caitlyn liczy na rodzinny spadek-przyznał beznamiętnie Draco, na co cicho westchnęła.
-Caitlyn już ma pieniądze, Draco-przypomniała mu. -Całą górę pieniędzy u swojej francuskiej rodziny. No wiesz... nie zastanawiałeś się kiedyś czy ona go może no... może ona go kocha?-spytała niepewnie, bo sama nie była co do tego do końca przekonana. Ta myśl nie dawała jej jednak od pewnego czasu spokoju.
-Czy to ważne?-zapytał niezbyt przyjemnie, chyba wyjątkowo drażliwy na tym punkcie. -Jestem jego synem i nie umiem go kochać, czy więc jakaś durna, o połowę młodsza dziewczyna byłaby wstanie to zrobić?-spytał z pogardą, na co mimowolnie się skrzywiła. -Nie przyjdę na tę ich imprezę, bo to po prostu bez sensu. Nie wierzę, w te wszystkie małżeństwa i śluby.
Zamarła nieco dotknięta tymi słowami. Uniosła głowę i przyjrzała mu się dokładniej.
-W żadne?
Pokręcił przecząco głową.
-To po prostu głupie. Nigdy się nie ożenię.

                                                                         ***

Tej nocy znów nie spał. Owszem, obecność Hermiony wpłynęła na niego kojąco, dlatego wraz ze świtem słońca zdrzemnął się na niecałe dwie godziny, ale to nie wystarczyło. Obudził się niewypoczęty.
Wszystko go bolało i wiedział, że jeżeli jego życie dalej będzie tak wyglądać, wkrótce całkiem się stoczy. Przynajmniej nie sięgnął po alkohol. Dla niej.
Zwlókł się z łóżka, po czym, składając krótki pocałunek na skroni wciąż śpiącej dziewczyny, ruszył do łazienki. Po długim, rozgrzewającym prysznicu, wrócił do pokoju, w którym łóżko było już puste, a Hermiona stała przy wysepce kuchennej, zalewając wrzątkiem dwa, duże kubki herbaty.
-Cześć-mruknął, przytulając ją od tyłu. Jego dłonie mimowolnie powędrowały pod jej, a raczej jego koszulkę, bo to w nią była ubrana, a usta zjechały na jej szyję.
-Przestraszyłeś mnie-drgnęła, z zamyśleniem mieszając herbatę. Rzucił jej zaskoczone spojrzenie. Nie zareagowała na jego dotyk w żaden sposób. Zdawała się go wręcz ignorować, zawzięcie, gapiąc się w przygotowywane właśnie śniadanie.
-Wszystko w porządku?-zapytał niepewnie, puszczając ją i stając tuż obok bokiem, opierając się biodrem o blat.
-Tak. Czemu?-zapytała zawzięcie, unikając jego spojrzenia. Spuściła głowę, a pasma kasztanowych kosmyków przykryły jej twarz, kiedy kroiła warzywa do jajecznicy.
-No nie wiem...-westchnął, marszcząc brwi. -Wydajesz się być...-zaczął, jednak ona spojrzała na niego już całkiem normalnie, lekko się uśmiechając.
-Wszystko w porządku-stwierdziła, składając krótki pocałunek na jego policzku. Zaraz później odwróciła się i wzięła do dłoni patelnię z gotową już jajecznicą. -Będę musiała się zbierać. Zjem szybko śniadanie i wracam...
-Ugh, musisz?-zapytał z niezadowoleniem, na co ona tylko uśmiechnęła się na pozór smutno, wciskając mu do rąk duży talerz z jajecznicą z warzywami i tostami oraz kubek ciepłej, białej herbaty.
-Mam rozmowę o pracę-wyznała, na co spojrzał na nią z zaskoczeniem.
-Co to takiego?-zapytał z zainteresowaniem. Hermiona od zawsze była wyjątkowo zdolną i ambitną czarownicą, dlatego nie wątpił, że kierunek który obrała będzie tak samo ciekawy, jak jej głodny wiedzy umysł.
-Taka tam...-westchnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. -Posada w ministerstwie. Na niskim stanowisku, ale po prostu chciałam dojść do czegoś sama. Harry byłby wstanie załatwić mi dobrą posadę, ale to nie byłoby sprawiedliwe. Chcę być doceniona, no wiesz może kiedyś doczekam się awansu-uśmiechnęła się niepewnie.
-Na pewno-pokiwał głową, unosząc kąciki ust do góry.
-Ty też czegoś poszukaj. Nie zgodzę się, byś pracował przy nielegalnych walkach-stwierdziła, klepiąc go dłonią po policzku. Odprowadził ją wzrokiem, gdy siadała przy stole i zabierała się do swojego śniadania. Czemu ciągle miał wrażenie, że coś jest nie tak?

                                                                          ***

-Hermiono? Potrzebujesz czegoś?
Zagryzła wnętrze policzka i z zażenowaniem pokiwała przecząco głową. Pan Raven był szefem w departamencie, w którym dostała posadę i do tej pory wykazywał się wyjątkową cierpliwością, ale czuła, że wkrótce taryfa ulgowa, z jaką ją traktował się skończy. Owszem, może jej CV było idealne, ale w praktyce okazała się bezużyteczna. Tonęła w stosach papierów, wciąż myśląc o Draconie i słowach, które powiedział ostatniej nocy.
Nigdy niczego od niego nie chciała. Nie przeszkadzała jej również relacja, którą mieli. Było idealnie, ale ile czasu im pozostało? Rok? Dwa, nim Draco wreszcie się nią znudzi. Mówił, że ją kocha, ale jak w takim razie widział ich przyszłość, skoro nigdy nie zamierzał się żenić?
Nigdy nie wyobrażała sobie bycia z kimkolwiek innymi niż on, ale wizja ich jako czterdziestoletniej pary i wciąż nazywanie się chłopakiem i dziewczyną, po prostu się jej nie podobała.
-Te z datami po czternastym grudnia odkładaj na kupkę po prawej stronie-poradził jej pracodawca, na co westchnęła ciężko i potarła dłońmi skronie.
-Przepraszam panie Raven. Jestem dziś po prostu...
-Rozkojarzona?-domyślił się, cicho śmiejąc. -Wyjdź dzisiaj wcześniej, trochę odpoczynku dobrze ci zrobi.
-Ale to mój pierwszy dzień-powiedziała, rzucając mu niezdecydowane spojrzenie. Była najgorszą pracownicą roku...
-Po prostu dokończ to w domu, okay?-zapytał, patrząc na nią z błyskiem w ciemnoniebieskich tęczówkach. Chyba go bawiła... Z rezygnacją spuściła głowę i zakreśliła długopisem kilka linijek tekstu do poprawki. Cholerny Draco. Przez niego nie potrafiła się skupić.

                                                                                       ***

-Hermiono? Mamy teraz przerwę na lunch-powiadomił ją Raven, który zaraz potem porwał granatową marynarkę z biurka i zarzucił ją sobie na plecy, ruszając do wyjścia.
-Zostanę tu. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia-odparła z zamyśleniem, stukając różdżką w plik dokumentów nieopodal.
-Nie ma mowy. Wszyscy zasługujemy na odpoczynek.
Chciała odpowiedzieć, że odpoczywała dziś praktycznie cały dzień, ale postanowiła się do tego nie przyznawać, bo to było wystarczającą plamą na jej nieskazitelnym honorze. Westchnęła cicho, a potem wstała z krzesła i porwała z wieszaka płaszcz, ruszając za panem Ravenem.
-Jeśli chcesz, możesz iść ze mną i Stellą Jest z Urzędu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli.
-Nie, nie chcę wam przeszkadzać-odparła, wciskając dłonie w głębokie kieszenie swojej kurtki.
-Daj spokój. Stella jest wspaniała, pokochasz ją-uśmiechnął się przyjaźnie, a ona wiedziała już, że nie będzie mogła mu odmówić.

                                                                                 ***

Stella okazała się ładną i przesympatyczną, zielonooką dziewczyną o jasnych, kręconych włosach. Była gadatliwa i zabawna i przypominała Hermionie nieco Ginny, przez co wciąż zachowywała przy niej ostrożność. Nie potrzebowała nowych przyjaciół.
-Masz chłopaka?
Zakrztusiła się właśnie pitą kawą i obrzuciła dziewczynę zaskoczonym spojrzeniem.
-Tak-pokiwała głową, nie myśląc jednak zbyt wiele o Draconie. Po prostu go miała. Nie chciała dopuszczać do siebie tych wszystkich nieprzyjemnych myśli, które dręczyły ją od rana.
-Szkoda. Raven nie będzie zadowolony-westchnęła, podpierając brodę na dłoni.
-Wy nie...?-Hermiona zmarszczyła brwi, obserwując jak Stella rzuca spojrzenie w stronę stojącego przy kasie mężczyzny.
-Och, nie-zaśmiała się blondynka. -To mój przyjaciel. Ty wpadłaś mu w oko.
-Nieprawda, to mój szef-zaprzeczyła szybko Hermiona.
-Wszystkie tak mówią-westchnęła z zamyśleniem Stella. -A potem wpadają w jego sidła i...
-To nie będę ja-ucięła jej lekko poirytowana Hermiona. Po chwili jednak odpuściła, rzucając Stelli łagodne spojrzenie. -Co z tobą?
-Och, ja odpadam-dziewczyna uśmiechnęła się, opierając plecami o oparcie kawiarnianego krzesła. -Przez pół życia podkochuję się w chłopaku, który chyba nawet nie wie o moim istnieniu...
-Kto to?
-Poznaliśmy się w Hogwarcie...-odparła dziewczyna. -Nie pamiętasz mnie, byłam z Huffelpuff, zresztą nikt mnie nie pamięta, zwłaszcza on.
-Kto to?-powtórzyła uparcie Hermiona, przyglądając się jej z zadziornym uśmiechem.
Dziewczyna otworzyła usta by wyznać jej prawdę, ale zaraz potem zacisnęła je w wąską linię, ciężko wzdychając.
-To głupie. Ja jestem głupia. Nie widziałam go już jakieś dwa lata.
-No proszę, może go znam i mogę ci pomóc-nalegała dziewczyna.
-Był Ślizgonem, nie mogłaś mieć z nim bliższych relacji.
-Stella do cholery powiedz mi!
-No okay, okay-westchnęła dziewczyna, z poddaniem opuszczając ręce. -Draco Malfoy. Od kilku lat się w nim podkochuję...

                                                                        ***

Wciąż czuła w sobie okropną zazdrość i gorąco, ale nie mogła nic na to poradzić. Nawet świadomość, że Draco jest jej i nie wie o istnieniu Stelli przyprawiała ją o naprawdę paskudne myśli. Może byłaby spokojniejsza gdyby wczoraj nie powiedział tego wszystkiego o małżeństwach.
Westchnęła ciężko i opadła na łóżko w swoim mieszkaniu, zasłaniając twarz dłońmi. Była tak bardzo zła na Stellę i to ją jeszcze bardziej denerwowało. Ta blondynka była tylko miłą, zwykłą dziewczyną, która przyznała się jej do obsesyjnego śledzenia jej chłopaka przez wszystkie lata spędzone w Hogwarcie.
Przykryła twarz poduszką i wrzasnęła głośno, czując się jak rozkapryszona nastolatka. W dodatku była zła na Dracona, a on nie miał o tym pojęcia. No po prostu świetnie.
Wtedy też ktoś zapukał do jej drzwi, a ona podniosła się z łóżka, związując jednocześnie swoje roztrzepane, kasztanowe włosy w koka na czubku głowy. Była wykończona dzisiejszym dniem w pracy, a do tego...
Wszystkie myśli momentalnie odpłynęły z jej głowy, gdy otworzywszy drzwi, ktoś mocno ją pocałował. Jej wargi napotkały na tak znajome usta i po prostu nie mogła się nie uśmiechnąć, bo chociaż była na niego bezpodstawnie i uparcie zła, kochała gdy całował ją z zaskoczenia.
-Co tu robisz?-zapytała, rzucając zaskoczone spojrzenie w stronę szczerzącego się do niej blondyna.
-Wpadłem do twojego starego mieszkania, uciąłem sobie pogawędkę z Harrym...
-Co? Draco?-rzuciła mu spanikowane spojrzenie. Nie chciała by Harry wiedział, że łamie dane mu słowo.
-Jest okay, po prostu powiedziałem mu, że muszę oddać ci twoje rzeczy. Swoją drogie to chamskie, że jemu dałaś swój adres a mi nie.
-Nie chciałam, żebyś mnie nachodził-wyznała, widząc jego ponurą minę.
-Och, no pewnie bo ja jestem jakimś psychopatycznym ex, prawda?-zakpił, wchodząc do jej mieszkania. Wywróciła oczami i z rezygnacją oparła się o ścianę. Obserwowała jak jej chłopak zajmuje miejsce na kanapie i rozgląda się po wnętrzu, podziwiając panujący tu wystrój.
-Ładnie tu-stwierdził na co kąciki jej ust uniosły się lekko do góry. Po chwili jednak wróciły do niej wszystkie te złe myśli, słowa Stelli i Dracona, kiedy leżeli razem wczorajszego wieczora. On nie chciał z nią być. Przynajmniej nie na długo i nie na poważnie.
-Jak było w pracy?-zapytał, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Chyba zdał sobie sprawę z tego jak spięta i nieobecna była, bo gdy zajęła miejsce obok niego, nie wykonał żadnego ruchu w jej stronę. Po prostu siedział tak jak wcześniej, marszcząc brwi z troską i niezrozumieniem.
-Ciężko-westchnęła. -Nie wiem czy się nadaję...
-Oczywiście, że się nadajesz-uśmiechnął się pociesznie. -Jesteś najlepszą, najzdolniejszą i najmądrzejszą osobą jaką znam, dlatego skoro stwierdziłaś, że chcesz tę pracę, to tak właśnie będzie. Potrzebujesz kilku dni, żeby się przystosować.
Oparła głowę o jego ramię.
-Dzięki-uśmiechnęła się. Jak mogła się na niego gniewać? Był dla niej najlepszy na świecie.
-Powiesz mi teraz co się z tobą dzieje?-zapytał, obejmując ją ramieniem. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się słabo.
-To strasznie głupie-odparła.
-Proszę. To ciągle mnie męczy, mam wrażenie, że jesteś na mnie zła, a ja nie mam pojęcia co takiego się stało-nalegał.
-Nie jestem zła-skłamała, na co Draco z irytacją wywrócił oczami. Typowa kobieta.
-Po prostu to powiedz-rzucił jej wyzywające spojrzenie.
-Nie ma potrzeby, nic mi nie jest, wszystko w porządku-zapewniała go, ale on naprawdę był znającym się na ludzkich emocjach i reakcjach człowiekiem, dlatego splótł ręce na piersi i powątpiewająco uniósł brew.
-Hermiona...
-Powiedziałeś to coś o małżeństwach-wyrzuciła z siebie, po czym z zażenowaniem zakryła twarz dłońmi. -Przepraszam, po prostu myślę o tym cały dzień.
-O.
Przyjrzał się jej z zaskoczeniem, ponuro marszcząc brwi. Czy to znaczyło, że...?
-Nie chcę się zachowywać jak jakaś nienormalna, natrętna dziewczyna... może po prostu źle odczytywałam twoje sygnały, ale...
-Jesteśmy młodzi i mamy jeszcze mnóstwo czasu na takie rzeczy-stwierdził nieobecnym, zamyślonym tonem, chyba naprawdę wstrząśnięty jej słowami. Nie spodziewał się, że może chodzić o coś takiego. Był gotowy na praktycznie wszystko, ale nie przygotował się na pogadankę o małżeństwie.
-Tak, ale...-westchnęła, czując jak coś ściska ją od środka. -Po prostu zabolało mnie, że nie wiążesz ze mną przyszłości...
-Ty... co?-spojrzał na nią z niedowierzaniem, momentalnie ujmując jej twarz w dłonie. -Jak możesz myśleć, że nie wiążesz ze mną przyszłości?
-Bo powiedziałeś...-zacisnęła usta w cienką linię, a zaraz potem odwróciła wzrok i ciężko westchnęła. -Zresztą nieważne, to żenujące. Nie chcę, żebyś się tłumaczył. Chciałeś wiedzieć o co chodzi to po prostu powiedziałam.
Wstała z kanapy i zniknęła za drzwiami kuchni, pozostawiając go samego w niedużym, acz całkiem eleganckim i zarazem przytulnym pokoju dziennym.
-Sama pomyśl, nie byłbym dobrym mężem. Nie na dłuższą metę. Wiesz ile małżeństw się rozwodzi?-zapytał, podnosząc głos, by mogła usłyszeć go z sąsiedniego pomieszczenia.
Zmarszczył brwi, kiedy do jego uszu dobiegł dźwięk rozbijającego się naczynia. Czym prędzej wstał i ruszył do kuchni, gdzie napotkał swoją dziewczynę, klęczącą nad odłamkami talerza.
-Co się stało?-zapytał, pochylając się, by jej pomóc. Hermiona obrzuciła go piorunującym spojrzeniem.
-Nic-westchnęła ciężko. -Po prostu jesteś dupkiem.
Auć.
Zmarszczył brwi i na moment przestał zbierać ostre kawałki talerza, rzucając jej zaskoczone spojrzenie.
-Serio? Naprawdę to sobie wyobrażasz? Mnie jako ustatkowanego faceta, z dużym domem, sumą na koncie i gromadką dzieci, za którą jestem odpowiedzialny? Mógłbym kupić psa, ale raczej nie nadaję się do zabawy w dom.
Jego pogardliwy ton wprawił ją w osłupienie, dlatego jedynie uchyliła usta i przyjrzała mu się z niedowierzaniem. Chciała mu powiedzieć, że skoro i tak nie zamierza spędzać z nią reszty życia, powinni to już zakończyć. Oczywiście zrobiłaby to na próbę, ale zbyt mocno się bała, że przystałby na tę propozycję. Sądząc po jego minie, zerwałby z nią.
-Wow, Draco-westchnęła, wstając i rzucając mu spojrzenie pełne zawodu. -Powinieneś już iść-stwierdziła po chwili milczenia.
-Hermiona, proszę...-jęknął zbolałym tonem, zawieszając na niej zrezygnowany wzrok. -Daj spokój, nie chcę się kłócić.
Przełknęła głośno ślinę. Mogła dać mu się teraz przeprosić. Wybaczyć mu tak jak zawsze. Dać mu znać, że jest zbyt słaba by oddawać mu za te wszystkie ciosy skierowane prosto w serce. Albo...
-Jestem zmęczona, miałam trudny dzień w pracy-stwierdziła, przyjmując maskę obojętności. -Po prostu już idź.

Wstał, cały czas skanując ją uważnym spojrzeniem. Czemu nagle zaczęła się tym tak przejmować? Po co jej były takie deklaracje? Oczywiście, że chciał być z nią na zawsze. Nie wyobrażał sobie życia z kimkolwiek innym. Ale ślub? Po prostu nie wydawało mu się by był wstanie sprostać temu zadaniu.
-Odezwiesz się jutro?-zapytał stając bardzo blisko i nie potrafił ukryć czającej się w jego tonie nadziei. Nienawidził się z nią rozstawać.
Powoli skinęła głową. W skupieniu obserwował jak zagryza wargę. Nie była z tego zadowolona i zgodziła się mimowolnie. Chyba więc jednak jakoś na nią działał.
Uśmiechnął się arogancko, w myślach przeklinając się za to i momentalnie poważniejąc. Musiał się o nią bardziej postarać. Musiał jej udowodnić, że na nią zasługuję.
-Kocham cię-powiedział najszczerzej jak tylko potrafił, łapiąc ją za ręce. -Naprawdę, cokolwiek sobie myślisz-dodał, masując kciukiem zewnętrzną stronę jej dłoni.
Przymknęła oczy i spuściła głowę, opierają czoło o jego tors.
-Po prostu już idź-szepnęła z bólem, na co przybrał zbolałą minę. Pocałował ją w czubek głowy, a potem odsunął się, zaciskając mocno szczękę.
-Malfoy?-zapytała cicho, kiedy już się do niej odwrócił. Z ciężkim westchnięciem obejrzał się przez ramię, rzucając jej pytające spojrzenie.
-Tak?
-Też cię kocham-uśmiechnęła się delikatnie, opierając plecami o blat.

                                                                                ***

-Wszystko w porządku?-Stella pochyliła się nad nią, wciskając do rąk kubek, pachnącego, orzechowego macchiato. -Nie wyglądasz dobrze...
-Dzięki-prychnęła pod nosem Hermiona, poprawiając szalik, który po raz kolejny zasłonił jej twarz. Wiatr dzisiejszego poranka był okropny. Mroźne powietrze ogarniało ją, powodując na plecach dreszcze. Powoli zaczynała szczękać zębami. -Po prostu się nie wyspałam-wzruszyła ramionami.
-Ty i twój chłopak nie próżnujecie-zaszczebiotała żartobliwie Stella, biorąc ją pod ramię.
-Pokłóciliśmy się-westchnęła z rezygnacją dziewczyna. -Ciągle o tym myślę, mam wrażenie, że źle zrobiłam. To moja wina...
-Nie, wina zawsze jest facetów... Wiesz, rozmawiałam z Draconem Malfoyem tylko raz... Kojarzysz?
-Tym, który podobał ci się przez całe życie?-podsunęła jej, jeszcze bardziej wypruta dziewczyna.
-Tak, tak, dokładnie-przytaknęła Stella. -Pocałował mnie na jednej z imprez u Ślizgonów.
Hermiona gwałtownie przystanęła.
-On co?-zapytała, niemal krzycząc. Stella zaśmiała się cicho.
-No wiesz, zaliczyliśmy jednorazową przygodę i tyle. Ja byłam w nim zakochana, a on nie pamiętał jak mam na imię.

---------------------------
Uuuu... :D
Draco sobie grabi...
A zazdrosna Hermiona jest taka... :3
Dajcie znać co o tym myślicie! A ja życzę wam milutkiego wieczorku!
Papa kochani! :***








sobota, 5 grudnia 2015

-Rozdział 43- Penguins And Polar Bears

-Znalazłam też katalog z bielizną. Byłoby świetnie gdybyś pomogła mi coś dobrać...
Zamrugała gwałtownie i oderwała wzrok od oczu Dracona, który od kilku sekund wpatrywał się w nią intensywnie, próbując unormować swój oddech. To co dopiero zrobili było...
-Hermiona?
Uchyliła nieco usta i poczuła się jak totalna idiotka, dlatego tylko poprawiła włosy i poderwała do góry szklankę wody, którą pozostawiła na stoliku nim zaczęła obściskiwać się z Draconem. Cholerne gorąco opanowało jej ciało, kiedy poczuła na swoich plecach wzrok chłopaka.
-Tak?-zapytała, udając, że do niczego właśnie nie doszło i upiła łyk wody, rzucając Caitlyn całkiem inteligentne spojrzenie. 
-Słuchałaś mnie?-zapytała skonsternowana brunetka, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Dracona. Sama Hermiona zbyt mocno bała się na niego spojrzeć. Nie zniosłaby w tym momencie jego spojrzenia. Może spaliłaby się ze wstydu? Albo stąd uciekła? Albo, co najprawdopodobniejsze, znów by się na niego rzuciła. Sama nie umiała przewidzieć swojej reakcji.
-Bielizna?-zapytała dość głupio,  rzucając jej sztuczny uśmiech.
-Czarna czy czerwona?-zapytała Caitlyn, mocno akcentując każde słowo. Hermiona zmarszczyła brwi.
-Może biała?-podsunęła niepewnie, zupełnie nie rozumiejąc co tutaj robi. Powinna być w tym momencie w wielu innych miejscach, dlaczego więc dobierała bieliznę razem z Caitlyn? To było absurdalne.
-Obie doskonale wiemy, że nie pasuje-uśmiechnęła się niegrzecznie brunetka, a potem spojrzała pytająco na Dracona. -Jak ty uważasz?
-Naprawdę uważasz, że będę ci doradzał?-prychnął niemiło Draco, co z resztą było do przewidzenia. Kiedy ostatnio się widzieli, Caitlyn wyrzuciła go z domu. Hermiona uśmiechnęła się z rezygnacją i wywróciła oczami, a potem wyrwała katalog z ruchomymi fotografiami z rąk Caitlyn i zjechała jedną z modelek sceptycznym wzrokiem. Wyglądała jak delikatnie mówiąc nierządnica z jednego z elitarnych domów rozpusty, ale postanowiła to przemilczeć, zastępując słowa mocnym zagryzieniem dolnej wargi. Draco za jej plecami wciąż ją rozpraszał.
-To nie dla mnie-stwierdziła w końcu, ciężko wzdychając. Odrzuciła katalog na bok i spojrzała na Caitlyn z rezygnacją. -Nie znam się na tym, powinnaś zapytać Ginny.
-Mówiłam ci już, że Ginny...
-Wiem-odparła smutno dziewczyna, zakładając kosmyk swoich kasztanowych włosów za ucho. -To kolejny z powodów, dla których nie powinno mnie tu teraz być. Robi się późno, powinnam wracać do domu...
-No ale...
-Przykro mi, Caitlyn-uśmiechnęła się najuprzejmiej jak potrafiła, a później ruszyła w stronę wyjścia z salonu.
[...]
-Hermiona?
Westchnęła ciężko, a potem przymknęła na moment powieki i głośno przełknęła ślinę.
Mogłaby liczyć do dziesięciu, wyginać sobie palce albo przeczesywać nimi włosy, ale to raczej by nie pomogło. Działał na nią ekstremalnie rozpraszająco. Chciałaby wyglądać na niewzruszoną i opanowaną. Na dzielną i niezależną.
-Tak?-powoli obróciła się na pięcie, napotykając na jego przenikliwe spojrzenie. To wkurzające, ale za każdym razem kiedy czuła na sobie wzrok jego stalowoszarych tęczówek coś boleśnie ściskało ją w brzuchu i nie pamiętała jak się oddycha. Mimo to wyprostowała się i niby nonszalancko poprawiła włosy, posyłając mu delikatny uśmiech.
-Naprawdę nic mi nie powiesz?-zapytał zrezygnowany, opuszczając ręce wzdłuż ciała.
-Potrzebuję...-westchnęła cicho, widząc w jakim stanie się znajdował. Cały czas próbował zgrywać w miarę opanowanego, ale mur, który wokół siebie budował, był naprawdę słaby, a ona znała prawdziwego Dracona. Znajdował się w rozsypce i czuł się beznadziejnie i ona doskonale to wiedziała. Ale litość nie mogła zaważyć nad jej decyzją. -...potrzebuję czasu, Draco.
Spuścił głowę i zacisnął szczękę.
-Mogę cię odprowadzić?-zapytał, unosząc na nią swoje spojrzenie.
-Teleportuję się-wzruszyła ramionami. -Jest zimno, ty też powinieneś.
-Jednak się przejdę-stwierdził, unosząc w górę kącik ust.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się uważniej.
-Dobrze się czujesz?-zapytała, zbliżając się w jego stronę. Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, jak podkrążone były jego oczy. Był nieco bledszy niż zwykle. No i siniaki na jego twarzy. Zwykle nie zwracała na to uwagi, bo niemal cały czas z kimś się bił, ale w końcu po powrocie z Twierdzy na nowo stał się czarodziejem. Mógł to naprawić.
-Czemu się nie uleczyłeś?-zapytała, dotykając opuszkami palców cienkiego rozcięcia na jego łuku brwiowym. Uniosła głowę, by lepiej mu się przyjrzeć, a potem dotknęła drugą ręką jego brody, patrząc na niego z troską.
-Nie przejmuj się tym, dobrze?-poprosił, delikatnie ściągając jej ręce ze swojej twarzy. -Po prostu wróć do domu, jest późno-poradził jej, zakładając kosmyk włosów za jej ucho. -I uważaj na siebie.
-Draco...
-Daj znać jak dotrzesz, okay?-przerwał jej, a potem złożył krótki pocałunek na jej czole i wyszedł.

                                                                                 ***

Znowu pił. Nie tak dużo jak kiedyś, ale z pewnością wkładając w to więcej emocji. Nie spał. Odkąd wrócił z Twierdzy, odpłynął na dwie, może trzy godziny. Był zmęczony, wykończony, po prostu wyczerpany.
Kiedy dotarł do domu położył się i przejechał dłońmi po niewyspanej twarzy, cicho wzdychając. Jeszcze mógł ją odzyskać. Chciał w to wierzyć.
Drgnął kiedy usłyszał ciche stukanie w szybę po jego prawej stronie. Podparł się na łokciach i sięgnął do okna, odsuwając je do góry. Szara płomykówka wskoczyła do środka, a on mimowolnie uniósł do góry kąciki ust. Dawno nie widział żadnej sowy.
Odwiązał mały zwitek pergaminu z jej nóżki, a potem zapalił lampkę obok łóżka i z zamyśleniem odczytał słowa napisane równym, starannym pismem.

                               Jestem w domu. Dziękuję. Śpij dobrze.

Opadł na poduszki mocno ściskając w palcach nieduży kawałek kartki. Nie spał dobrze od tygodni.
Z ciężkim westchnięciem zwlókł się z łóżka i stwierdziwszy, że tej nocy już nie zaśnie, ruszył do kuchni po butelkę whisky, która stała teraz razem z wieloma innymi na blacie.
Wcale nie chciał taki być. Wcale mu się to nie podobało, ale to uczucie... miał wrażenie, że to obecnie jedyna droga ucieczki.
-Twoje zdrowie Granger-westchnął, po czym z ironicznym uśmiechem otworzył butelkę.

                                                                             ***

Przestąpiła z  nogi na nogę i znów zapukała do jego mieszkania, po chwili wciskając ręce w kieszenie płaszcza i chowając usta w grubym, wełnianym szaliku.
Coś skręcało ją od środka, ale po nieprzespanej, pełnej przemyśleń nocy, postanowiła jednak go odwiedzić. Po prostu musiała to zrobić. Chciała go zobaczyć.
Otworzył dopiero po jakimś czasie i... wyglądał na wykończonego. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała cienie pod jego stalowoszarymi oczami i chorobliwie bladą cerę. Miała wrażenie, że odkąd widzieli się po raz ostatni schudł. Czy to w ogóle było możliwe?
-Hermiona?
Zamrugała, czując, że robi z siebie idiotkę, stojąc przed jego drzwiami i nic nie mówiąc. Było dość wcześnie, dlatego potrzebowała porządnej wymówki by wyjaśnić swoją wizytę. Prawda była taka, że po prostu bardzo za nim tęskniła.
-Kupiłam ci śniadanie-powiedziała wreszcie, unosząc w górę papierową torbę z jedzeniem, które kupiła po drodze do jego mieszkania. -I mam dla ciebie prezent-uśmiechnęła się szeroko. -Z tego wszystkiego zapomniałam ci go dać.
Wpuścił ją do środka, podążając za jej beztroską sylwetką, w podskokach kierującą się do wnętrza mieszkania.
Spuścił głowę. Nic dla niej nie miał. Był takim idiotą...
-Chcesz...?-przełknął głośno ślinę. -Chcesz się czegoś napić?-zapytał, próbując zachowywać się naturalnie. Kiedy jednak zamknął drzwi i udał się za nią do dużego pokoju, zorientował się już, że dziewczyna czuje się w jego kuchni jak u siebie.
-Robię kakao-oświadczyła radośnie. -Chcesz trochę?
Zmarszczył brwi. Czemu nie pytała go o alkohol, który stał na blacie? Dlaczego do cholery jej to nie przeszkadzało?
-Tak-pokiwał głową, delikatnie unosząc lewą stronę ust do góry.
-Zanim pokażę ci co dla ciebie mam...
-Nie powinnaś mi nic dawać-uśmiechnął się słabo, pocierając dłonią swój kark. Czuł się tak bardzo głupio... -Ja nic dla ciebie nie mam...
Na moment oderwała swoje oczy od kubków, do których nasypywała kakao i zawiesiła swój wzrok na jego ponurej sylwetce. Wydawał się tak bardzo przybity tym faktem, że coś boleśnie ścisnęło się jej w sercu. Po śmierci Blaise'a zrobił się smutny, a jej nie było przy nim, by go pocieszać. Odetchnęła cicho, ale zaraz potem wyrwała się z tego melancholijnego stanu, wzruszając ramionami.
-Nie po to straciłam cały dzień by obmyślić pomysł na prezent dla ciebie, żebyś go nie przyjął, Malfoy-stwierdziła nonszalancko, szeroko uśmiechając się w jego stronę. Jej oczy błyszczały kiedy się na niego patrzyła, a on zupełnie nie rozumiał, czemu to robi. Czym sobie zasłużył, by ktokolwiek patrzył na niego w ten sposób?
Hermiona podała mu duży kubek z ciepłym, pachnącym kakao, a potem podsunęła mu pod nos jeszcze talerz ciasteczek korzennych w kształcie choinek i kilka pierniczków.
Zmierzył ją uważnym wzrokiem, próbując coś z niej odczytać. Po co tu przyszła? Ostatnim razem kiedy ją widział, mówiła mu, że potrzebuje czasu, a teraz dezorientowała go, bo wcale nie wyglądała jakby chciała tej przestrzeni.
-Po co tu jesteś?-zapytał nagle, na co ona nareszcie zrzuciła z siebie maskę tej konsternującej, uwielbiającej święta Hermiony.
-Czemu się nie uleczyłeś?-zapytała, na co ona wywrócił oczami i ciężko westchnął.
-Och, Hermiona, serio?-uniósł w górę brwi, nie wierząc, że to właśnie dlatego tu przyszła. Nieświadomie potarł siniaka na swojej skroni i pokręcił głową z roztargnieniem.
-Chciałam cię zobaczyć.
-Z litości?-zapytał nieco poirytowany, zrywając się od stołu. Nie chciał by tu była. Nie dlatego, że było jej go szkoda.
-Co? Nie, oczywiście, że nie-zaprzeczyła, również wstając. -Po prostu nie rozumiem co się z tobą dzieje. Masz różdżkę, tak? Znów jesteś czarodziejem, a twój ojciec zatuszował sprawę w ministerstwie. Czemu do cholery z tego nie korzystasz?-zapytała z frustracją. -Ja się po prostu martwię...
-Nie potrzebuję tego...-odwrócił się do niej plecami, wyraźnie na nią wkurzony.
Uchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale zaraz znów jej zamknęła, nie do końca wiedząc jak sformułować zdanie. Nie potrzebował tego? Uśmiechnęła się z goryczą, czując narastającą w niej złość.
-Nie potrzebujesz-powtórzyła, przeczesując palcami włosy. -Czego tak dokładnie? Osoby, która spędziłaby z tobą święta, troszczyłaby się o ciebie, czy może po prostu cię kochała?-wyrzuciła ręce do góry, zagryzając mocno dolną wargę. -Cholera Malfoy, wydało się!-krzyknęła, bo to, że ciągle stał do niej plecami coraz bardziej ją wkurzał. -Nie jesteś niezniszczalny! Blaise nie żyje, a ciebie to zabolało i jeżeli uważasz, że w byciu człowiekiem jest coś złego, to na Merlina, tak strasznie się mylisz...-westchnęła. -Potrzebujesz tego-stwierdziła twardo, splatając ręce na piersi. -Potrzebujesz być teraz smutny i potrzebujesz kogoś kto cię pocieszy. Przyniosłam ci pieprzone ciasteczka!-krzyknęła z frustracją. Jeżeli to mu nie pomogło, co było wstanie poprawić mu humor?
I kiedy już zamierzała się poddać, wreszcie na nią spojrzał. Wyglądał tak, jakby rzeczywiście dotknęły go jej słowa.
-Ja po prostu...-zamilkł, wpatrując się w jej brązowe tęczówki. -Ja...-obydwoje zasługiwali na wyjaśnienia i naprawdę chciał, żeby wreszcie się dogadali, ale mądre słowa były aktualnie czymś co przychodziło mu do głowy jako ostatnie. -Och, pieprzyć to-westchnął z rezygnacją, a potem podszedł do niej i pocałował, nie czekając zbyt długo by to odwzajemniła.

                                                                                     ***

Mocniej wtuliła twarz w zagłębienie między jego ramieniem a szyją, a potem złożyła tam delikatny pocałunek, korzystając z okazji, gdy chłopak przykrywał ich grubszym kocem.
-Kocham cię-powiedział, przeczesując palcami jej ciemne, falowane włosy. Uśmiechnęła się, znów go całując. Przesunęła palcami po jego klatce piersiowej, a potem na nim usiadła, opierając o niego swoje czoło.
-Mogę już rozpakować?-zapytał, rzucając krótkie spojrzenie w stronę ładnie zapakowanego pudełka na szafce nocnej. Szybko pokiwała głową.
-Za bardzo stresuję się, że ci się nie spodoba-przyznała, subtelnie zagryzając wargę. -To znaczy... byłam taka podekscytowana kiedy to kupiłam ale teraz...
-No proszę-wygiął usta w podkówkę, na co mimowolnie się zaśmiała i sięgnęła po pudełko, podając mu je.
-Wesołych świąt, Draco-pocałowała go krótko, a potem z błyszczącymi oczami obserwowała jak chłopak rozrywa kolorowy papier i unosi wieko pudełka do góry.
-Woah.
-Może być?-zapytała, unosząc kąciki ust nieśmiało do góry.
-Kupiłaś mi świąteczny sweter-zaśmiał się, rozciągając przed sobą wełniany materiał. -W pingwiny i niedźwiedzie polarne-stwierdził z zaskoczeniem obserwując wydziergane zimowe zwierzaki skaczące wokół dużej, zielonej choinki.
-Po prostu zobaczyłam go i stwierdziłam, że muszę cię w nim zobaczyć-wyznała, uśmiechając się nieśmiało w jego stronę.
Zacisnął usta w cienką linię, powstrzymując się od śmiechu. Była tak bardzo urocza.
-Razem z Harrym i Ronem dostawaliśmy co roku podobne od pani Weasley. Stwierdziłam, że też powinieneś mieć swój świąteczny sweter hańby...
Uniósł w górę jeden kącik ust.
-Myślę, że jest całkiem fajny-przyznał szczerze, zerkając z uznaniem na te wszystkie pingwiny i niedźwiedzie i Merlin wie co jeszcze.
-Serio?
-Najlepszy-przyznał, przeciągając go sobie przez głowę. -I jak?-zapytał, na co Hermiona głośno się zaśmiała.
-Och Draco jesteś taki przystojny-powiedziała ironicznie, mocno napierając wargami na jego usta, które mimowolnie rozszerzył w uśmiechu.
-Tak?-zapytał z zadowoleniem marszcząc brwi.
-Yhym, szaleję za tobą-przyznała między pocałunkami, na co szczerze rozbawiony połaskotał ją po żebrach.
-Ugh, przestań-skarciła go, niezbyt subtelnie czochrając mu włosy. -Draco...-powtórzyła niezbyt pewnie, kiedy nagle zawisł nad nią, przejeżdżając nosem po jej szyi.
-Hmmm?-mruknął z zamyśleniem, ale nim na dobre poczuła budujące się w niej napięcie, znów zaczął ją łaskotać.
-Przestań-prosiła między kolejnymi wybuchami śmiechu, próbując go z siebie zepchnąć. -Weź, to wkurzające!
-Nie-odparł jakby odpowiadał na jakieś głupie pytanie albo prośbę, i nie przestawał.
Od śmiechu bolał ją już brzuch, kiedy zdecydował się ją uwolnić. Wtedy też nie żałowała sobie i mocno zdzieliła go w ramię, ale on zgrywał twardziela i udawał, że go nie boli. Tak sobie przynajmniej wmawiała, ponieważ jej duma nie zniosłaby gdyby zgodnie z prawdą dotarło do niej, że Draco nawet tego nie poczuł.
-Co?-zapytała z niezrozumieniem, kiedy blondyn przyglądał się jej w milczeniu od dłuższej chwili.
-Nic-pokiwał głową, uśmiechając się tajemniczo.
-Draco-zmarszczyła brwi, szturchając go łokciem w żebra. Skrzywił się, ale nic nie powiedział. Jedynie usiadł na łóżku, dając jej więcej przestrzeni.
-Muszę na chwilę wyjść-powiedział w końcu, co nieco ją zaskoczyło.
-Och, okay-westchnęła, wzruszając ramionami.
-To może trochę potrwać...
-Chcesz, żebym sobie poszła?-zapytała z lekkim zawodem, chociaż starała się go nie okazywać.
-Nie-pokiwał przecząco głową. -Poczekaj na mnie-poprosił, krótko ją całując. -To po prostu bardzo ważne. Muszę to załatwić.
-W porządku-uśmiechnęła się delikatnie.

                                                                      ***

Westchnęła ciężko, a potem przerzuciła kolejną stronę jakiegoś czasopisma, nawijając sobie kosmyk włosów na palec. Gdyby wiedziała, że Draconowi tyle to zajmie, wróciłaby do siebie.
Ze znudzeniem przeczesała wzrokiem jego mieszkanie i uśmiechnęła się smutno.
Wciąż się o niego martwiła. Chociaż wydawał się tego dnia znacznie szczęśliwszy, wciąż nie mogła zrozumieć, czemu nie używa magii... Był ponoć świetnym czarodziejem, dlatego nie pojmowała czemu tak się przed tym wzbrania. Jego twarz była posiniaczona. Nie przeszkadzało jej to, ale normalny człowiek raczej by się tym zajął.
Oparła brodę o wezgłowie fotela i zaczęła wystukiwać palcami rytm jednej ze świątecznych piosenek.
-Hermiona?
-Nareszcie-wywróciła oczami, zrywając się z miejsca i podchodząc do Dracona, którego twarz była zasłonięta przez ogromne, papierowe torby. -Byłeś na zakupach?-zapytała nieco zaskoczona.
-No-wepchnął jej do rąk jeden z mniejszych pakunków i ruszył do kuchni lekko chwiejnym krokiem.
W jej głowie znów pojawiły się przygnębiające myśli. Czemu nie użyje różdżki? Czemu nie ułatwi sobie życia?
-Mogłeś powiedzieć, nie musiałabym tu siedzieć tyle czasu sama-westchnęła z lekkim żalem. Usiadła na blacie w kuchni i ze znudzeniem obserwowała jak Draco zaczyna wyciągać z toreb produkty spożywcze.
-O nie-pokiwał głową, przelotnie całując ją w skroń. Schował do szafki słoik masła orzechowego, a potem uśmiechnął się do niej szeroko. -To miała być niespodzianka.
-Kupiłeś marchewkę. Jak to może być niespodzianka?-zapytała, marszcząc brwi.
-No wiesz, zwykle jej nie jem-wyjaśnił spokojnie, na co wywróciła oczami. Nie mogła mu wybaczyć, że zostawił ją na tak długi czas, z powodu jakiś durnych zakupów. Niby czemu nie mogła iść z nim do sklepu?!
-No nie gniewaj się-uśmiechnął się delikatnie, stając między jej nogami i odgarniając jej włosy z twarzy. -Możliwe, że no... chciałem ci kupić prezent-wyjaśnił. -I kupić rzeczy na świąteczne jedzenie, żebyśmy mogli spędzić święta razem.
-Wigilia już była, Draco-stwierdziła, mimowolnie się uśmiechając.
-Postanowiłem urządzić taką późniejszą wigilię, wiesz, jak after party czy coś...-wyjaśnił, wciskając jej do ręki kolorową torebkę. -A teraz otwórz. Kupiłem ci coś super.
Spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, a potem otworzyła torebkę i zaśmiała się widząc w nim gruby, czerwony sweter w renifery.
-No nie, przy tym mój prezent jest beznadziejny-stwierdziła sarkastycznie, rzucając okiem na pingwiny dumnie zdobiące pierś Dracona.
-Żartujesz? Twój prezent jest wspaniały. Nie ściągnę tego swetra do wiosny-oznajmił, na co mimowolnie się skrzywiła.
-Nie chcę, żebyś chodził w tych samych ciuchach tyle czasu-powiedziała, wyobrażając to sobie.
Draco uśmiechnął się szeroko, kiedy przeciągnęła przez głowę swój sweter, cicho śmiejąc się pod nosem.
-Jesteś piękna-stwierdził, a potem czule pocałował ją w usta.



























































sobota, 28 listopada 2015

-Rozdział 42- So Cold

Siedzieli po dwóch przeciwległych stronach stołu, po prostu gapiąc się na siebie w milczeniu. Jakby cisza między nimi była wstanie rozwiązać masę niedomówień i konfliktów. Jakby cisza była wstanie załatwić wszystko.
-Nie pozwolę ci odejść-powiedział w końcu Draco, który nie wytrzymując dłuższego napięcia, ze zmęczeniem przetarł dłońmi skronie i westchnął cicho, spoglądając Hermionie w oczy. -Po prostu nie.
-Obiecałam Harry'emu, Draco, a ponieważ jestem gryfonką, dane przeze mnie słowo ma ogromną wartość...
Prychnął pod nosem i wywrócił oczami.
-Tak, oczywiście-zaśmiał się z ironią, gwałtownie uderzając pięściami w stół i pochylając się nad nią. -Możesz mi zaufać? Po prostu tego nie robić? Nie iść do niego?-zapytał, podczas gdy w jego żyłach buzowała krew. Myśl, że ona mogłaby mieszkać teraz z Harry'm... Że mogłaby go rzucić i definitywnie zerwać z nim kontakt.
-Stracę go-powiedziała z łzami w oczach. To wszystko wydawało się dziecinnie proste. Kochała Dracona, dlatego powinna z nim zostać. Powinna złamać obietnicę daną Harry'emu i po prostu tu mieszkać, ale...
Pomimo krzywd, które jej wyrządził, Harry był jej najlepszym przyjacielem. Zawsze. Wiele osób mogło go osądzać, ale tak naprawdę nikt go nie znał. Nie tak dobrze, jak ona. On był zagubiony. I panicznie bał się zostać sam. Wiedziała, że jej związek z Draco go dobijał i chociaż to absolutnie go nie usprawiedliwiało, było powodem, dla którego nie potrafiła sobie go odpuścić. A może nie było w tym żadnej większej głębi? Może po prostu znała go zbyt długo, kochała i przyjaźniła się z nim zbyt mocno, by sobie odpuścić. Bo z przyjaciół się nie rezygnuje. Nie istotne jak bardzo by nas skrzywdzili.
Westchnęła cicho.
Draco jej tego nauczył. To on pokazał jej, że mimo iż wybaczenie jest trudniejsze od życia w ciągłej nienawiści, to jednak życie po wybaczeniu jest znacznie prostsze niż ciągła i bezustanna złość.  Wyrozumiałość, którą darzyła Harry'ego po prostu nie raniła jej serca. To była mniej bolesna opcja.
-Nie będę tym, który karze ci wybierać-westchnął wreszcie Draco. Chyba go tym raniła. Wiedziała, że gdyby to on stał przed podobnym wyborem, nigdy by się nie zawahał. Ufała mu, ufała jego miłości. Miała wrażenie, że właśnie dlatego na niego nie zasługuje. Jako bohater tego świata mogła pójść na mnóstwo balów, mogła wygłosić wzniosłe przemówienia i odwiedzić mugolskie sieroty w szpitalu ale to wciąż nie czyniło z niej osoby godnej miłości Dracona.
-Po prostu chcę znaleźć rozwiązanie-wyjaśniła mu cicho, na co zmarszczył brwi i wstał od stołu, czując ogarniający go gniew. Nie chciał się na niej znów wyżywać, dlatego po prostu przeszedł się wzdłuż ściany i gestem maniaka przeczesał palcami włosy.
-Kochasz mnie, tak?-zapytał niepewnie. Słyszała w jego głosie nutę strachu.
Skinęła głową.
-To ty mi pokazałeś jak należy traktować przyjaciół. Pokazałeś mi to, kiedy wybaczyłeś Blaiseowi-powiedziała cicho, zbyt rozdarta między odpowiednim wyborem. Spuściła głowę, gdy na nią spojrzał.
-Ponieważ mnie o to poprosił-odrzekł cicho, wstrząśnięty tym, że ona tego nie widzi. -Hermiona do cholery, czy ten twój cały Harry w ogóle widzi jak bardzo jest szurnięty?-zapytał z wyrzutem.
-Ja nie...
-Zawsze wybrałbym ciebie-powiedział, cały czas patrząc na nią z tym samym zaskoczeniem. Z zawodem. -Jeżeli myślisz, że któryś z tych kumpli chociaż przez chwilę był ważniejszy niż ty...-zawahał się, ciężko wzdychając.
Zacisnęła palce na materiale swoich jeansów. Może w tym tkwił jej problem? Może ona nie umiała kochać? Nie ocaliła swoich przyjaciół przed zagubieniem, nie dbała o swoich rodziców, nie umiała kochać Dracona. Nie tak, jakby tego pragnął.
Mogła teraz wszystko rozwiązać. Olać Harry'ego i zostać z Draco, ale czy to by mu wystarczyło? Po słowach, które właśnie padły?
Miała wrażenie, że go wykorzystuje. Że robi coś nie tak. Ona chciała tylko wywiązać się z umowy, którą zawarła z Harry'm ale...
-Czuję się źle, że w  ogóle cię namawiam...
Poczuła łzy napływające jej do oczu, wraz z wypowiedzianym przez Dracona zdaniem. Merlinie powinna coś powiedzieć. Coś zrobić. Nigdy wcześniej niczego tak bardzo nie zawaliła, ale...
Po prostu bała się, że jeżeli zrezygnuje z Harry'ego, nikt inny już jej nie zostanie. Tak, może Draco był ważniejszy niż niejedna inna osoba, ale... co jeśli przyjdzie dzień, w którym coś by w niej pękło? Kiedy dłużej by już nie wytrzymała...? Draco był tylko jej chłopakiem i to nie tak, że chciała od niego więcej, ale związki bywają z reguły całkiem kruche.
-Nieprawda-westchnęła. -Byłoby dziwnie, gdybyś nawet o mnie nie walczył.
Zapadła cisza. Tak okropna i pełna napięcia, że miała wrażenie, że każdy w promieniu mili słyszy wzburzone bicie jej serca.
-Powiesz mi kto zabił Rona?
Miała wrażenie, że to nie w porządku. Wykorzystywać to przeciw niemu, bo przecież obiecała mu zaufanie, ale ostatnio prześladowało ją to coraz częściej, a i było sprawą, która podświadomie ważyła o jej decyzji. Nie w porządku było, ukrywać przed nią coś takiego. Miała prawo wiedzieć.
Jego spojrzenie wyrażało szczere niedowierzanie, a i irytację, że w ogóle porusza teraz ten temat, ale milczał. Nic nie mówił, jedynie się jej przyglądając.
-To Harry, tak?-zapytała, patrząc na niego z powagą. Sposób w jaki za każdym razem krzywił się, gdy wiedział, że ona do niego idzie...
-Powiedział ci to?-zapytał zimnym, mrożącym krew w żyłach tonem. na co po plecach przeszły jej ciarki.
-Jestem najmądrzejszą czarownicą, jaką kiedykolwiek spotkałeś, tak?-zapytała, na co on niestety nie mógł odpowiedzieć w żaden kąśliwy sposób, bo rzeczywiście, była dość bystra by rozgryźć taką zagadkę. Zagadkę, która była jednym wielkim znakiem zapytania dla całego sztabu śmierciożerczych dowódców.
Prychnął pod nosem, z niedowierzaniem kręcąc głową. Po chwili jednak uśmiechnął się z goryczą. Potarł dłonią kark i zagryzł mocno wnętrze policzka, przyglądając się jej z bólem.
-Skoro wiesz coś takiego, a i tak wolisz iść do niego, nie mam szans, prawda? Nie mam pojęcia jak cię zatrzymać-westchnął i odwrócił się do niej plecami, chyba po to by ukryć przed nią wyraz swojej twarzy.
-Nie wolę jego od ciebie...-zaczęła, ale ponieważ takie wyznania wydały jej się teraz po prostu głupie, zapytała: -Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu go kryłeś przez tyle czasu? Dlaczego ryzykowałeś po to życiem?
Odwrócił się do niej, rzucając jej wkurzone spojrzenie. Wiedziała, że tak naprawdę był zraniony.
-Żeby wkurzyć śmierciożerców, ratować własną skórę, żeby nie dopuścić do kolejnej wojny...-westchnął, mierzwiąc palcami swoje włosy. -Dla ciebie.
Milczała, uważnie przyglądając się jego twarzy. A więc krył swojego największego wroga dlatego, że był po prostu dobry.
-Czemu to zrobił?-zapytała, na co on uniósł w górę jedną brew.
-Nie pytałaś go?
-On nie wie, że ja wiem-wzruszyła ramionami, czym szczerze go zaskoczyła.
-Wow, Hermiona...
-Dlaczego?-powtórzyła pytanie.
-Przez przypadek. Pokłócili się i Ron spadł ze schodów. Upozorował jego samobójstwo, bo wiedział, że wszyscy oskarżyliby go o morderstwo-wyjaśnił. -Miał powód, mógł chcieć zagarnąć władzę dla siebie-wyznał, podchodząc do niej bliżej. -Mógł chcieć zagarnąć sobie ciebie...
-Ron i ja nigdy...
-Wierzę mu, ponieważ doskonale wiem, jak to jest patrzeć w oczy osobie, którą się kocha i powiedzieć jej, że się jest mordercą, dlatego kiedy się dowiedziałem, zgodziłem się milczeć. Z tej wiedzy nie wynika nic dobrego.
-Pozwoliłeś mi się z nim zadawać, podczas gdy jest zabójcą...
-Ale tobie to nie przeszkadza!-wyrzucił ręce do góry. -Nawet teraz, chcesz do niego wrócić.
-Bo mu obiecałam!-podniosła głos. -Bo to nie w porządku prosić kogoś o przysługę i nie dokonywać za to zapłaty, którą się obiecało.
-Ale ty nie jesteś do cholery zapłatą! Twoje życie nie może być kartą przetargową-krzyknął tak, jak ona krzyknęła na niego i było jej z tym naprawdę cudownie. Wreszcie mogli wyrzucić z siebie to co im ciążyło, bez zbędnego duszenia w sobie emocji.
-Wiem to! Wiem, ale sama to zaproponowałam!
-Wow-uśmiechnął się wściekle, naprawdę na nią wkurzony. -No naprawdę, nie powiem, dziękuję.
-To było jedyne wyjście, tylko na to by się zgodził.
-Więc może byłoby lepiej, gdybyś nic nie robiła?-zapytał ze złością.
-Miałam pozwolić ci umrzeć?!-uniosła w górę brwi z niedowierzaniem. Była zła, że nie umiał wczuć się w jej sytuację.
-Miałaś pozwolić mi działać, do cholery Hermiona poradziłbym sobie!
-Ale...
-Blaise by żył-zacisnął mocno szczękę. -Teodor by nie uciekł-dodał, spuszczając głowę, ale zaraz potem znów ją uniósł, po to, by spojrzeć jej w oczy. -Twój plan tego nie założył, co?
Uchyliła delikatnie usta, czując, że jego słowa były dla niej ostrzejsze niż mocny policzek.
-Zrobiłam to, bo cię kocham-powiedziała cicho, niemal już niedosłyszalnie.
-Może nie chcę byś mnie kochała-wzruszył ramionami, patrząc na nią z tak chłodną obojętnością, że o Merlinie, czuła jak łamie się jej serce. -Już nie.

                                                                            ***

Nie zamierzał dać jej odejść, ale jednak to zrobił. Uśmiechnęła się pod nosem, z goryczą obracając w dłoni guzik swojego płaszcza. Była na siebie wściekła. Wściekła na wszystko co do tej pory mieli razem z Draco. Sama już nie wiedziała, czy to co powiedział było spowodowane złością i smutkiem po stracie przyjaciela, czy naprawdę tak myślał. Czy obwiniał ją o to co się stało?
Też chciała być na niego wściekła i chyba trochę była, ale gorszy był żal. Świadomość, że naprawdę nie byli już razem. Pociągnęła nosem. To naprawdę były jej najgorsze święta.
Nie miała do kogo się zwrócić. Została z ogromnym problemem całkiem sama.
Harry'ego nie miała ochoty oglądać, a Ginny... nawet nie myślała o tym, by przekazywać jej wiadomość o śmierci Blaise'a. Była na to za słaba. Po prostu wypadła już z gry o ratowanie wszystkich wokół. Przynajmniej na kilka dni. Potarła zapłakaną twarz dłońmi i mocniej opatuliła się kurtką, próbując się otrząsnąć. Nie mogła tu dłużej siedzieć. Było zbyt zimno.
Zebrała się z ławki w parku i dyskretnie wyjęła różdżkę z kieszeni płaszcza, by wysuszyć swoje ubranie. Przemokło po tym, gdy niespodziewanie zaczął prószyć śnieg.
Pociągając nosem, ruszyła w stronę chodnika i wsunęła ręce w rękawiczki. Wciąż nie wiedziała gdzie mogłaby się podziać. Nie chciała jeszcze wracać do mieszkania, gdzie czekał na nią Harry. Podświadomość podpowiadała jej, że powinna znaleźć dobrą pracę i wreszcie znaleźć coś swojego. Miała jeszcze trochę oszczędności, dostatecznie tyle, by przez pierwsze miesiące pokryły czynsz.
Stanęła na środku chodnika. Był drugi dzień świąt. Ludzie spacerowali chodnikami Londynu i z radością oglądali świąteczne ozdoby, które w mieście były niemal wszędzie. Sama robiła tak prawie każdego roku ze swoimi rodzicami.
Wtedy przyszło jej do głowy, że powinna ich odwiedzić. Że robiła to stanowczo zbyt rzadko. Że nie powinni być dzisiaj sami.
Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kąt jednej z ulic, by przenieść się do świętego Munga.

                                                                               ***

Pielęgniarka zaprowadziła ją do sali, a potem pożegnała krótkim uśmiechem i zostawiła ją samą z rodzicami. To może trochę głupie, ale naprawdę liczyła, że tą wizytą doda sobie odwagi. Że będzie silniejsza. Jej rodzice byli dziećmi. Zachowywali się dość nierozumnie i niedojrzale jak na parę dobrze wykształconych stomatologów, ale jej to nie przeszkadzało.
Usiadła na brzegu łóżka swojej mamy, rzucając jej wyczekujące spojrzenie. Pani Granger siedziała aktualnie po turecku, bawiąc się jakimś sznureczkiem, stale przeplatając go sobie przez palce i wiążąc na ich końcach.
-Cześć-powiedziała słabo Hermiona, szeroko uśmiechając się w jej stronę i włożyła w to tak wiele ciepła, tęsknoty i miłości ile tylko zostało w jej zszarganym sercu.
-Hej.
Zamarła, kiedy mama zawiesiła na niej swoje spojrzenie, a jej przypomniały się te wszystkie czasy gdy siadały razem na kanapie z kubkami herbaty i zaczynały swoje rozmowy. To chyba przez nią była taką gadułą.
-Chcesz trochę?-matka wyciągnęła w jej stronę kawałek sznurka i posłała jej pytające spojrzenie.
Rzuciła niepewne spojrzenie w stronę ojca, który teraz przyglądał się im z zaciekawieniem z drugiego końca sali.
Nic nie mówiąc ujęła od niej kawałek ciemnoczerwonej nici i uśmiechnęła się, patrząc prosto w ciepłe, czekoladowe oczy swojej mamy.
-Dziękuję.
-Zostaniesz ze mną?
Do końca - pomyślała sobie, unosząc w górę kąciki ust.

                                                                                ***

Musiała być silna. Wmawiała to sobie wraz z każdym krokiem, który oddalał ją od szpitala. Rodzice jej pomogli. Owszem ich stan nieco ją dobijał, ale przynajmniej ich miała. I to trzymało ją przy zmysłach.
Może i nie była gotowa, by wyrzucić Dracona do zakończonego rozdziału swojego życia, ale przynajmniej rozumiała, że to nie powód by się załamywać. Chyba nawet tego potrzebowała.
O ile istnieje na ziemi osoba, która potrzebuje zostać rzucona w święta.
Westchnęła ciężko i wcisnęła ręce do kieszeni, stając przed mieszkaniem Harry'ego. Musiała się stąd wynieść i wziąć swoje życie we własne ręce. Czas dorosnąć, ponieważ nie został jej już nikt na kim mogłaby polegać.
[...]
-Co ty robisz?-zapytał nieco zaskoczony Harry, kiedy kolejna torba leżała wypełniona ubraniami przy wejściu.
-Wyprowadzam się-wzruszyła ramionami.
-Ale obiecałaś.
-Obiecałam, że zostawię Dracona-przypomniała mu, mocniej zaciskając zęby. -Masz czego chciałeś.
-Ale...
-Na Merlina, Harry! Nie widzisz czym się staliśmy?!-zapytała, wyrzucając ręce do góry. -Nie dołączę do zgrai materialistów i hipokrytów-dodała, spuszczając głowę.
-Och, a więc to tym teraz jestem?-zapytał z zaskoczeniem.
-Nie jesteś sobą-odparła stanowczo. -Nigdy nie stawiałbyś ceny za uratowanie komuś życia-dodała smutno. Zastanawiał się, czy poruszyć sprawę Rona, ale na razie postanowiła to przemilczeć. Po prostu ściągnęła kurtkę z wieszaka i wsunęła rękę w rękaw, ponuro się przy tym uśmiechając. -Czuję się osaczana. Muszę wreszcie znaleźć się na własnym terenie. Muszę sama o sobie decydować-wyjaśniła.

                                                                                  ***

Wolne mieszkanie w przystępnej cenie znalazła dopiero przy granicy Londynu w miejscu podobnym do tego, w jakim mieszkał Draco.
-Przynajmniej czynsz nie wynosi więcej niż parę galeonów-stwierdziła, z ciężkim westchnięciem wypuszczając torby z rąk. Nie próżnowała. Wyciągnęła różdżkę i szybkimi zaklęciami podniosła nieco standardy, obiecując sobie, że wkrótce zarobi na coś lepszego. Musiała się po prostu postarać.
Pozbyła się kurzu ze starych mebli i pyłu z ciemnych, drewnianych paneli oraz rozjaśniła nieco kolor ścian. Naprawdę nie było tak źle.
Uśmiechnęła się do siebie i usiadła na dużym łóżku przysuniętym do ściany z ogromnym oknem, zasłoniętym przez okiennice wewnętrzne. Jej stare-nowe mieszkanie miało naprawdę znakomity klimat i była pewna, że wkrótce poczuje się w nim dobrze. To po prostu nieco dziwne, spędzać święta w ten sposób...
[...]
Poranek spędziła... dziwnie pusto. Przerażał ją fakt, że czuje coraz mniej, ale szczerze powiedziawszy, tak było lepiej. Gdyby dopuściła do siebie cały ból. Gdyby jak typowa dziewczyna ukryła się pod kołdrą i wypłakiwała oczy po tym jak skończyła się jej relacja z Draconem, Harrym, jak wyglądało życie jej rodziców... nie wyszła by z łóżka przez najbliższe miesiące. Musiała stać się niezależna i silna. Powtarzała to sobie na każdym kroku.
Podskoczyła kiedy przed jej oczami pojawił się piękny, srebrzysty patronus w postaci pudla.
-Caitlyn-stwierdziła, nim jeszcze usłyszała głos dziewczyny. Szczerze mówiąc była zdziwiona, że Caitlyn umie czarować na takim poziomie. To nie było proste. Pamiętała z jakim trudem przychodziło to jej samej, gdy jeszcze chodziła do szkoły.
-Witaj, Hermiono. Czy byłabyś tak miła i spotkała się ze mną w Malfoy Manor?
Mimowolnie się skrzywiła. Głos Caitlyn był dziwnie zniekształcony, a w dodatku ubrany w te wszystkie bezsensowne i fałszywe zwroty grzecznościowe.
-Bardzo potrzebuję twojej pomocy przy organizacji wesela. Jeżeli mogłabyś poświęcić mi świąteczny wieczór... byłabym zaszczycona...
Westchnęła ciężko i z niezadowoleniem potarła twarz dłonią. Caitlyn miała tupet. Ale wyjście tego wieczora było jej potrzebne.



                                                                                       ***

Cały dzień spędziła na bezsensownym przechadzaniu się po nowym mieszkaniu. Pragnęła mu dać jak najwięcej duszy. Chciała, aby każdy kto zobaczyłby to wnętrze, wiedział, że należy ono do niej.
Malowała więc ściany, za pomocą różdżki transmutowała meble i przenosiła przedmioty, aby wyglądało ono na jak najgustowniej urządzone.
I chociaż na końcu nie czuła szczęścia, którego się spodziewała, a i nie miała pojęcia kogo mogłaby zaprosić aby mógł podziwiać efekty jej pracy, była zadowolona. Przez cały dzień, cały calutki dzień ani razu nie myślała o Draco, ani o Harry'm, ani o rodzicach. Cały dzień jej głowę zaprzątało tylko jej mieszkanie, jej własny kąt.
Odkąd została przyjęta do Hogwartu, ani razu nie mogła nacieszyć się wolną przestrzenią i chwilą prywatności przez dłużej niż kilka, wakacyjnych tygodni.
Teraz miała czasu dla siebie aż nadto.
Z ciężkim westchnięciem opadła na kasztanową sofę w kącie dużego pokoju i ze smutnym uśmiechem poczęła wgapiać się w ścianę naprzeciwko. Wyprowadzka tu była świetnym pomysłem. Po wszystkim co się stało, nie mogła przecież dłużej mieszkać z Harry'm.
Spojrzała na zegarek. Pozostało półgodziny do ósmej, co oznaczało, że powinna zacząć przygotowania do spotkania z Caitlyn. Spotkanie z dziewczyną nie bardzo się jej uśmiechało, ale ponieważ i tak nie miała co robić... wzruszyła ramionami i podeszła do podłużnego lustra w hallu, poprawiając włosy. Nie wyglądała dobrze. Nigdy nie wyglądała tak, jakby chciała i przypominała sobie o tym za każdym razem gdy widziała się z Caitlyn, ale nie zamierzała tym razem się nad sobą użalać.
Musiała wziąć się w garść i wyglądać perfekcyjnie. Tak, aby wszyscy patrzyli na nią i myśleli, że jest piękna. Piękna i szczęśliwa, że jest jedną z tych idealnych dziewczyn z idealnym życiem.
Z determinacją wymalowaną na twarzy poszła pod prysznic, a potem ubrała się w wyszykowane wcześniej ubrania i spędziła kilkanaście minut przed lustrem, doprowadzając swój makijaż do perfekcji. To może głupie, dość infantylne by sądzić za żałosne, ale naprawdę zamierzała utrzeć dziś Caitlyn nosa. Chciała wyjść na pewną i zadowoloną. Chciała udawać, że jej życie to nie jedna, wielka porażka.
[...]
Pod żelazną bramę MalfoyManor teleportowała się jeszcze parę minut przed czasem, z czego była niezmiernie zadowolona, bo oznaczało to, że wciąż jest punktualna i panuje nad swoim życiem. Takie tam, jej zasady z przeszłości.
Poprawiła włosy, które tego dnia postanowiła pozostawić rozpuszczone i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
Plecy proste, broda do góry, uśmiech na ustach - powtarzała sobie, otwierając bramę. Musiała być dzielna i musiała być silna. Musiała udawać, że plany Caitlyn i  małżeństwa z ojcem jej byłego chłopaka nie napawają ją jakąś dziwną odrazą.
Dziewczyna powitała ją wyjątkowo przyjaźnie. Przyjęła od niej płaszcz i zaproponowała coś do picia, wprowadzając ją do dużego salonu Malfoyów. To dziwne, ale nie miała ani jednego dobrego wspomnienia związanego z tym miejscem.
-Kawa? Herbata?
-Szklanka wody będzie całkiem w porządku-stwierdziła nieobecnym tonem, rozglądając się po marmurowych posadzkach zimnego wnętrza. Na samą myśl o Caitlyn samej w tym zimnym, przeogromnym domu napawało ją współczucie.
-Gdzie pan Malfoy?-zapytała dziwnie formalnym tonem, pytając Caitlyn, która stojąc za barkiem, nalewała sobie właśnie wina.
-Och, Lucjusz spędza ostatnio mnóstwo czasu w ministerstwie-odparła, śmiejąc się. -Chyba mają problemy ze śmierciożercami-stwierdziła, na co ona zjechała ją sceptycznym spojrzeniem. Jak mogła mówić o tym z taką beztroską?
-Czy Londyn jest w niebezpieczeństwie?-zapytała, kiedy Caitlyn podała jej do ręki szklankę wody. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a później ciężko opadła na fotel.
-Och, kogo to obchodzi?-zaśmiała się Caitlyn, lekceważąco machając ręką. -Lucjusz przyrzekł mi, że jeżeli zagrozi mi niebezpieczeństwo, wyśle mnie za granicę.
Hermiona zamrugała szybko, z całych sił próbując zakryć swoje zażenowanie i zwykłą, ludzką wściekłość. Gdyby Caitlyn tu była. Jeszcze rok temu, całe miasto ogarniała wojna. Gdyby była tu, na Pokątnej, albo w Hogwarcie, Hogsmade czy innej czarodziejskiej części Anglii zrozumiałaby, że powinno ją to obchodzić. Że nikt nie powinien być na to obojętny. Że kiedy ludzie padają jak muchy, kraj ma się jednoczyć, a nie uciekać, zostawiając wszystkich tych którzy uciec nie mogą, za plecami.
-Więc...-jej głos zadrżał, kiedy otrząsnąwszy się z szoku, postanowiła puścić do puste i próżne stwierdzenie mimo uszu.
-Ach tak!-Caitlyn rozpromieniła się, zarzucając swoimi ciemnymi, lśniącymi włosami. -Chciałam spytać cię o poradę. Wciąż nie mogę się zdecydować na sukienkę-przyznała, jakby był to najbardziej osobisty i problematyczny kłopot w całym jej życiu.
-Czemu nie poprosisz Ginny?-zapytała skonsternowana Hermiona, która nigdy nie uważała Caitlyn za przyjaciółkę, a już na pewno nie taką, która mogłaby polegać na niej w kwestii doboru sukni ślubnej.
-Ach, Ginny-Caitlyn uśmiechnęła się smutno. -Chyba nie jest w nastroju-przyznała. -Biedaczka wyznała mi, że straciła kolejnego chłopaka. Zdaje się, że nasza Ginny nie ma szczęścia w miłości.
Hermiona pobladła. A więc jej rudowłosa przyjaciółka wiedziała. Ale kto mógł jej powiedzieć?
-Po...? P-Pokażesz mi sukienki?-zapytała, próbując brzmieć normalnie. Przesunęła palcami po swoich włosach i odetchnęła cicho, starając się pozbierać myśli do kupy. Ginny wiedziała, że Blaise nie żyje, a jej przy niej nie było. Wybierała idiotyczne sukienki razem z tępą Caitlyn.
-Tak, tak, miałam taką książkę ze zdjęciami-przyznała dziewczyna, z zamyśleniem kręcąc głową. -Chyba zostawiłam ją na górze. Poczekasz chwilę?

Czekała. Policzyła już chyba wszystkie marmurowe płytki w salonie i zdążyła odtworzyć scenę tortur z nią i Bellatrix w roli głównej chyba z tysiąc razy, ale Caitlyn wciąż nie było. Słyszała stąd jak od dobrych kilku minut gada sama do siebie, myśląc, że jej słucha, ale nie zamierzała się katować i w rzeczywistości to robić. Po prostu siedziała w fotelu i wystukiwała palcami nerwowym rytm na swoim kolanie, ze znudzeniem kiwając głową na boki.
Wtedy też usłyszała jak ktoś przechodzi przez drzwi wejściowe i mimowolnie się spięła, modląc by tą osobą nie był Lucjusz. Rozmowa z ojcem Dracona wydała jej się nagle okropnie niezręczna i głupia tylko dlatego, że ona i jego syn zerwali.
Po prostu nie chciała gapić się w te typowe dla Malfoyów oczy i jasne włosy i myśleć jak ważny rozdział swojego życia zmuszona była zostawić za sobą.
Zerwała się z miejsca i zaczęła cofać tyłem w kierunku wyjścia z salonu, kiedy stanął w drzwiach.
I chociaż nie widziała go tylko jeden dzień, to wydawało jej się jakby od tego czasu minęło znacznie więcej. Jakby wszystko od tamtej chwili zdążyło się zmienić. Że zostały im już tylko wspomnienia, które i tak starała się jak najszybciej wymazać z pamięci.
[...]
Przystanął, przyglądając się jej z zaskoczeniem. Nagle oddychanie zaczęło go boleć, a jej widok przyprawiał go o zwyczajny, ludzki dyskomfort. I to było dziwne, bo zazwyczaj siedzenie z nią w jednym pomieszczeniu sprawiało, że rozumiał po co się żyje.
Głośno zaczerpnął powietrza i obserwował jak Hermiona ze skrępowaniem wciska ręce w tylne kieszenie swoich jeansów. Wyglądała dziś wspaniale. Naprawdę wspaniale. Korzystał z chwili i zjechał jej ciało wzrokiem, nieświadomie zagryzając przy tym wargę. Ostatnio powiedział za dużo. Więc teraz nie mógł popełnić tego błędu. Nie mógł powiedzieć, że wygląda dziś pięknie. Ani, że ją kocha. Nie mógł do niej podejść i ją dotknąć, bo zwyczajnie na to nie zasłużył.
Spuścił głowę i potarł kark dłonią, pozwalając by do jego uszu dobiegło jej ciche westchnięcie. Nie myślał jak ciężko będzie im stanąć twarzą w twarz po tym wszystkim co sobie powiedzieli.
-Co...? Co ty tu robisz?-zapytał, unosząc na nią swoje skonsternowane spojrzenie. Całe szczęście nie był jedynym skrępowanym w tym salonie.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię i przygryzła wnętrze policzka. Widział, że jest zestresowana.
-Caitlyn... mnie zaprosiła-wyjaśniła cicho, na co odetchnął z ulgą. Nie zniósłby, gdyby to jego ojciec maczał w tym palce.
Zbliżył się do niej o kilka kroków i wsunął ręce do kieszeni swoich jeansów, nawet na moment nie spuszczając z niej wzroku. Czy było jej tak ciężko jak jemu? Czy też nie mogła przestać o tym myśleć? Czy ją też tak bardzo to bolało?
Mógłby wyciągnąć rękę. Stał na tyle blisko, że wystarczyło by unieść dłoń i by ją dotknął, ale nie robił tego. Po prostu tak stał, nie zdając sobie sprawy, że ona już wstrzymała oddech. Że czekała w bezruchu i przejęciu, aż wykona jakiś ruch. Jakikolwiek.
-Nie powinienem...-zaczął, ale ona ucięła mu, unosząc w górę rękę.
-Nie. Nie rób tego-jej głos był ostry. Chyba nigdy wcześniej nie zwracała się do niego takim tonem. Bywała wściekła i zraniona, ale to... to był jakiś nowy, nieznany mu dotąd poziom. Obojętność. I pustka.
Westchnął z rezygnacją i z zakłopotaniem, a potem przesunął dłońmi po swoich włosach, rzucając jej błagalne spojrzenie.
-Po prostu...-westchnął cicho i zacisnął szczękę, jakby bijąc się z własnymi myślami. -Masz gdzie się podziać, tak?-zapytał z frustracją. Myśl, że wywalił ją z domu w czasie świąt była nie do zniesienia. Po prostu zaczynał siebie nienawidzić.
-Nie mieszkam z Harrym jeśli o to ci chodzi-odparła wściekła, jakby nie słysząc w jego pytaniu zwyczajnej troski. No cóż, nie zawsze bywał zazdrosny, zaborczy i wścibski...
Na moment przymknął oczy i wziął głęboki wdech. Był tak bardzo zmęczony. Tak bardzo wykończony wszystkim.
-Gdzie mieszkasz?-zapytał, wzdychając.
-Zapomnij, Draco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? Nie będziemy się teraz wymieniać adresami-wywróciła oczami i chyba planowała odejść, ale niekontrolowanie ją przytrzymał. Jego palce owinęły się wokół jej nadgarstka i mimowolnie przyciągnęły w swoją stronę.
-Nie możesz... nie możesz tak robić-stwierdziła drżącym głosem, starając się odsunąć.
-Powinienem wtedy...
Nim się obejrzał, uniosła rękę i go spoliczkowała. I chociaż próbował sobie wmówić, że na to nie zasłużył, wiedział, że to nieprawda.
-Powinieneś spróbować-stwierdziła gorzko, rzucając mu spojrzenie pełne smutku i zawodu. -Chociaż spróbować mnie zrozumieć.
Przemknął głośno ślinę i czuł jak desperacja ogarnia każdą pojedynczą komórkę jego ciała. Jak powoli docierało do niego, że stracił ją na zawsze. Że ją zranił, że sam z niej zrezygnował.
-Powinienem ci wtedy powiedzieć całą prawdę. Od razu-poprawił ją spokojnie, ale ona wiedziała, że robi wszystko by jego głos nie drżał. Na co dzień bywał aroganckim dupkiem, ale teraz nawet nie próbował. Po prostu wszystko jej pokazał. Każdy fragment jego porozdzieranego wnętrza. -Powinienem powiedzieć, że cię kocham i desperacko cię pragnę. I powinienem o ciebie walczyć, cały czas, niezależnie od tego co powiedziałaś. Całe życie gardzę ludźmi, którzy poddają się zbyt wcześnie, a sam nie jestem lepszy. Mogłem iść do Pottera już wiele dni temu i normalnie z nim pogadać.
Odetchnęła ciężko, heroicznie walcząc z napływającymi do jej oczu łzami.
-Uważasz, że twój przyjaciel nie żyje przeze mnie-przypomniała mu, na co zacisnął szczękę i przejechał po niej dłonią, rzucając jej sfrustrowane spojrzenie.
-Wcale nie-pokręcił głową.
-Uważasz, że cię nie kocham-dodała wciąż nieprzekonana.
-Nieprawda.
-Sam to zakończyłeś, Draco-podniosła głos. -Doskonale wiesz jakie to było dla mnie ciężkie. Jak bardzo bałam się tego związku, ale ty mnie zapewniałeś, że to się tak nie skończy, a tymczasem...-urwała, głośno nabierając powietrza. -Zostawiłeś mnie samą w święta i powiedziałeś mnóstwo...
Urwała, kiedy położył dłoń na jej policzku i po prostu spojrzał się jej w oczy. Inaczej. Błagalnie. Ale jednocześnie jakby chciał powiedzieć daj spokój, życie jest za krótkie na takie idiotyczne kłótnie, a ona nie miała pojęcia, która interpretacja tego głębokiego spojrzenia była mylna. I nie wiedziała co robić, ani jak od tego uciec, ani jak to odwlec. Więc po prostu pozwoliła mu, gdy wpił się w jej usta i wplotła palce w jego włosy. I przyciągnęła go tak blisko jak tylko mogła. I nie rozumiała już ani trochę co robią, ani jak działają, ani dlaczego już nie jest jej zimno.