niedziela, 31 maja 2015

-Rozdział 16- Sometimes It Hurts

Opierał skroń o chłodną, murowaną ścianę. Jego oddech był równomierny, oczy nieznacznie przymrużone. Swoje długie, szczupłe nogi, podciągnął pod brodę, a wspartą na kolanie dłonią wystukiwał rytm jakiejś piosenki. Był spokojny; tak bardzo opanowany, że w miejscu, w którym się znajdował, wyglądał wręcz absurdalnie. Dziwnie i obco.
Cienka koszulka, której rękawy zdecydował się podciągnąć, opinała się jedynie na jego umięśnionej klatce piersiowej, nieco przemoknięta od potu i brudna od krwi oraz zwykłego, ulicznego brudu. Jasne włosy miał potargane, a wargę i łuk brwiowy rozcięte, tak jak zresztą już od kilku dni, od kiedy systematycznie wdawał się w bójki z różnymi osobami, co chwila na nowo otwierając zasklepione już rany. Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony, że kilka razy próbował nawet zasnąć, ale otaczające go zewsząd krzyki i inne hałasy nie pozwoliły mu na to, bezustannie męcząc swoimi irytującymi dźwiękami.
-Ciszej-jęknął zbolałym tonem, jednak dostatecznie poważnym, zdecydowanym i chłodnym, by rzeczywiście uciszyć kilku siedzących po drugiej stronie pomieszczenia mężczyzn, a potem z ciężkim westchnięciem odrzucił głowę do tyłu, opierając ją o ścianę pełną mugolskich napisów, brzydkich bohomazów, płytkich cytatów i podpisów. Zadrżał od ogarniającego go w tych warunkach przeziębienia, a potem powstrzymując dreszcze, uśmiechnął się z ironią i wygodniej rozsiadł na zajmowanej przez siebie ławce. Wcale nie było tak źle jak się spodziewał. Wciąż jednak nie mógł uwierzyć, że znalazł się w areszcie.

                                                     12 godzin wcześniej 

Kiedy się obudził, ładnej blondynki, z którą spędził noc już nie było. Pościel na części łóżka, którą zajmowała wciąż była wygnieciona, a poduszka przesiąknięta zapachem jej mocnych perfum, ale oprócz tego niczego po sobie nie pozostawiła. Cóż, może nie tak do końca niczego, bo kiedy zwlókł się z łóżka i skierował do kuchni, znalazł na blacie jeszcze małą karteczkę.
-A więc miała na imię Rita-uśmiechnął się z zamyśleniem, a potem zgniótł papier z jej numerem telefonu i bez zastanowienia wyrzucił do kosza na śmieci. Nie było tak źle, ale nie miał w zwyczaju spędzać z kimś więcej niż jednej nocy. Nie lubił się przywiązywać, a jeszcze bardziej nienawidził gdy ktoś przywiązywał się do niego.
Ziewnął z niewyspania, a potem przeciągnął się i otworzył lodówkę, próbując znaleźć coś co nadawało by się na śniadanie. Jak zwykle skończył jednak z kromką chleba i masłem orzechowym oraz szklanką soku pomarańczowego. Skonsumował posiłek w samotności, a potem ubrał się i postanowił wyjść pobiegać... w samotności. Czasem gościł w swoim mieszkaniu jakichś ludzi . Nie zaliczając Blaise'a i Hermiony, w jego domu pojawiali się inni, na przykład różne dziewczyny, tak jak ta z poprzedniego wieczoru, a jednak dawno nie czuł się tu podobnie pusty i samotny.
Ubrał się w odpowiednie ubrania; naciągnął przez głowę przewiewną koszulkę z długim rękawem i spodenki, a potem skierował się do wyjścia, niedbale mierzwiąc palcami swoje jasne, nieco potargane już włosy.

                                                                                 ***

Po tym jak Harry wyszedł z kawiarni, nie siedziała w niej długo. Dopiła swoją kawę, a potem opuściła przytulne pomieszczenie wychodząc na ulicę, która zalana porannymi promieniami październikowego słońca, poprawiła jej i tak dobry humor. Wizja mieszkania z najlepszym przyjacielem była po prostu wspaniała. Czuła, że wreszcie od wielu miesięcy nareszcie może być wolna.
Zapięła płaszcz, a potem spięła co chwila nachodzące jej przez wiatr do oczu włosy, związując je w wysokiego kucyka na czubku głowy. Uśmiechnęła się, a potem z naprawdę pogodnym nastrojem, ruszyła wzdłuż londyńskiej ulicy, wciskając nieco zmarznięte ręce do kieszeni swojej kurtki.
Wtedy też go zobaczyła. Biegł po drugiej stronie ulicy, zbyt skupiony na wysiłku fizycznym, by w ogóle rozglądać się i obserwować przechodniów z naprzeciwka. Jego włosy były rozwiane, koszulka,  nieco przepocona, a twarz nieodgadniona, pełna samozaparcia i dyscypliny. Który to już kilometr?
Przystanęła i zmrużyła oczy, obserwując jak biegnie, a mięśnie jego nóg napinają się z każdym kolejnym krokiem. Jego dom znajdował się daleko stąd, a on musiał mieć za sobą naprawdę spory dystans. Mimo to nie wydawał się zmęczony, a przynajmniej nie tak, jak przeciętny człowiek powinien być, zwłaszcza biegnąc w tempie takim jak blondyn.
Nie miała pojęcia kiedy zdążyła zdecydować się wyciągnąć rękę do góry i go zawołać, ale naprawdę chciała zwrócić na siebie jego uwagę. Nie zdążyła jednak krzyknąć, bo ktoś podszedł do niej od tyłu i nachylił się nad nią, omiatając jej nozdrza niezbyt przyjemnym zapachem.
-Część piękna.
Odwróciła się i napotkała wzrokiem na oczy ciemnowłosego chłopaka, który zdecydował się odłączyć od grupy kolegów i podejść do niej, zmniejszając dystans między nimi do minimum. Czuła jak dusi się w własnej przestrzeni.
-Yyy... hej-powiedziała nieśmiało, nie do końca wiedząc do czego zmierza. Wyglądał groźnie, ale chyba nie zrobiłby jej krzywdy na środku ulicy w biały dzień? Jego koledzy stali kilkanaście metrów od nich. Przyglądali się, co chwila gwizdali, krzyczeli i śmiali, a ona przez moment rozważała, czy jej rozmówca nie przegrał jakiegoś zakładu. Kto normalny podszedłby do niej i rzucił tekstem Cześć piękna.?
-Może chciałabyś się przyłączyć do mnie i kolegów?-zaproponował, przebiegle się uśmiechając.
-Och, nie dzięki-zaśmiała się udawanie i mocniej zacisnęła ręce, wciskając je w kieszenie płaszcza. -Jestem umówiona. Śpieszę się.
-Moglibyśmy się czegoś napić-nalegał zbliżając się jeszcze bliżej, a ona wstrzymała oddech kiedy dotknął ręką jej policzka. Serio? Na środku ulicy? Pachniał dymem papierosowym i tanim alkoholem.
Zrobiła krok do tyłu, jednak on prędko złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Nalegam.
Zamrugała szybko rozważając wszelkie możliwości ucieczki, jednak nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Nie mogła użyć różdżki, bo znajdowali się na środku ulicy w niemagicznej części Londynu. Również nie mogła mu się wyrwać;jego uścisk był zbyt mocny, a on większy i silniejszy od niej. Kiedy jednak zbliżył jej twarz do jej twarzy, nie chcąc sobie nawet wyobrażać w jakim celu, Hermiona włączyła swój instynkt przetrwania, którego zmuszona była nabyć podczas wojny, gdzie w ekstremalnie trudnych warunkach spędzała długie tygodnie. Była zbyt przestraszona by tak jak to normalne osoby, zbyć chłopaka drogą dyplomatyczną, bogatą w rozszerzone słownictwo w zakresie przekleństw. Uniosła nogę, a potem, korzystając z tego, że założyła niewielkie obcasy, wbiła ją w stopę chłopaka, krzywiąc się, kiedy do jej uszu dobiegł jego zbolały i wściekły syk. Momentalnie puścił jej rękę, a ona cofnęła się o kilka kroków, nie tracąc czasu, kiedy jego koledzy zaczęli się zbliżać. Ruszyła biegiem w byle jaką stronę, jedyne czego pragnąc to jakoś ich zgubić. Nie wiedziała czemu uwzięli się akurat na nią, ale to było niszczące. Tak bardzo przykre i dobijające, że ledwo mogła uwierzyć, kiedy zorientowała się, że obecnie jedyne co czuje to złość. Czy ludzie naprawdę nie mają co robić?
Pisnęła kiedy któryś z nich musnął palcami kaptur jej płaszcza, a do niej dotarło, że oni rzeczywiście ją gonią. Czy miała jakieś szanse z nimi, chłopcami, znacznie szybszymi i silniejszymi, w dodatku w normalnych butach, a nie obcasach?
Gwałtownie skręciła w jedną z bocznych uliczek, ciesząc się, że może wykorzystać element zaskoczenia, a potem patrzyła na wytworzony między nią a chłopcami dystans w duchu śmiejąc się z nich i ich nieporadności. Jakaż była jej reakcja kiedy zorientowała się, że uliczka, w którą wbiegła okazała się ślepa.
[...]
W porządku. Teraz złość ustąpiła. Pojawiła się panika. Najprawdziwsza panika i przerażenie, bo naprawdę, podczas wojny była zastraszana i krzywdzona wystarczająco, by teraz najzwyczajniej nie chcieć przechodzić tego ponownie.
-Walczysz-mruknął z uznaniem chłopak, który od samego początku wydawał jej się przerażająco bezpośredni. -Lubię takie-wyszeptał wprost do jej ucha, a potem zaczął sunąć nosem wzdłuż jej szyi najpewniej wybierając sobie miejsce, w które może wbić się zębami. Próbowała go odepchnąć, ale był zbyt postawny i silny, by w ogóle ruszyć się od napierających na jego tors rąk. Jego koledzy wciąż trzymali dystans. Po prostu stali i gapili się na poczynania swojego kolegi, podczas gdy ona modliła się, by to co robili nie było pewną rodzaju kolejką.
Zamknęła oczy, kiedy poczuła jak jego ręka sunie po wnętrzu jej uda i przeklinała się za to, że włożyła dziś sukienkę, jednocześnie oszukując własną siebie, że to co robi z nią chłopak, wcale nie prowadzi do jednego.
Gwałtownie otworzyła oczy, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk upadającego ciała, a do niej dotarło, że jeden z chłopców został powalony przez całkiem szybko poruszającą się postać, która zmierzała już w stronę kolejnego kolegi jej niedoszłego oprawcy.
-Co do...?-chłopak przestał jej dotykać i odwrócił się z zaskoczeniem, kiedy cała jego obstawa została powalona przez Dracona, który z wyrazem seryjnego mordercy zaczął zmierzać w jego stronę. W ciągu trzydziestu sekund powalił na ziemię czterech ludzi, a teraz zmierzał do tego na pozór najsilniejszego, znacznie bardziej napakowanego niż on i górującego nad nim o kilka centymetrów.
-Radzę ci, wycofaj się zanim będziesz tego żał...-zaczął chłopak, kiedy od Dracona dzieliły go już tylko dwa kroki, jednak nie skończył, bo kiedy tylko blondyn doskoczył do niego, uderzył go w twarz z taką siłą, że ten zachwiał się i omal nie wywrócił. Co prawda szybko wyprostował się i próbował odegrać, jednak i tym razem Draco okazał się szybszy. Złapał chłopaka za kołnierz koszulki i mocno pchnął na ścianę tuż obok miejsca, w którym opierała się o nią Hermiona, powodując tym na jej plecach ciarki przerażenia.
-Dziesięć sekund, abyś opuścił to miejsce i więcej się nie pokazywał-wysyczał prosto w twarz chłopaka Malfoy z prawdziwą wściekłością ściskając palce na materiale jego koszulki.
-Nie jestem jakimś frajerem-odparł tamten i próbował go uderzyć, co jeszcze bardziej sprowokowało Malfoya to brutalnych czynów. Przyciągnął go do siebie, a potem jeszcze raz mocno uderzył jego głową w ceglaną ścianę, uśmiechając się przy tym z ironią, jakby wciąż zachowywał powagę, mimo narastającej w jego wnętrzu wściekłości.
-Chciałem tylko zaprosić panią na picie-wyjaśnił zbolałym tonem chłopak, kiedy poczuł jak tępy ból rozchodzi się po jego ciele.
-Ach tak-Draco uśmiechnął się dobrodusznie, zabierając od niego ręce. Z nieodgadnionym wyrazem spojrzał na Hermionę, która wciąż nie mogąc się otrząsnąć stała kilka kroków od nich, ciasno opatulając się ramionami. -Miałaś ochotę się napić z panami?-zapytał z lekkim rozbawieniem tą absurdalną sytuacją, jednak kiedy ona bez słowa pokiwała przecząco głową, on ponownie spoważniał, wściekły na tego mężczyznę tak, bardzo, że z całkiem spokojnym sumieniem, zablokował jego kolejny atak i tym razem powalił go na ziemię.
-Idziemy-rzucił do Hermiony, kiedy chłopak zwijając się z bólu, ponownie zbierał się z ziemi. Nie chciał go zabić, nie przy niej, dlatego jeżeli naprawdę chciał się od tego powstrzymać, musiał to przerwać już teraz. Dziewczyna szybko zbliżyła się do niego, a on był na pewien sposób bardzo szczęśliwy, że nie wystraszył jej swoją agresją, ani ona nie zamknęła się w sobie i nie załamała, co wnioskując po jej poprzednich zachowaniach, było całkiem możliwe.
Bez zastanowienia objął ją ramieniem i poprowadził ku wyjścia z zaułka, przechodząc nad jednym z powalonych ludzi tak, jakby przechodził przez kałużę. Widząc jednak wahanie dziewczyny, pochylił się i złapał ją za biodra, a potem uniósł ją nad tym leżącym i skompromitowanym facetem, pomagając przedostać się jej na drugą stronę.
-Dzięki-uśmiechnęła się z roztargnieniem, jednak nie miał wątpliwości, że za tym uśmiechem kryje się znacznie więcej złych emocji niż tych, jakby się mogło wydawać, pozytywnych.
-Nie dziękuj-mruknął cicho, kiedy już znaleźli się na głównej ulicy i zaczęli pośpiesznym krokiem oddalać się od miejsca bójki, a może raczej jednostronnej walki, kiedy to Draco, kilkoma ciosami powalił pięciu postawnych facetów, samemu nie przyjmując ani jednego uderzenia. -Żadna z tych rzeczy nie czyni mnie dżentelmenem-wyjaśnił z bladym uśmiechem, nieco zacieśniając uścisk na jej ramieniu.
-Cóż, przez moment byłeś moim bohaterem-powiedziała cicho, tak cicho i niedosłyszalnie, że pewnie wydało jej się to jedynie krótkim urywkiem jej prywatnych, skrzętnie chowanych myśli, niechcący wypowiedzianych na głos. On jednak usłyszał. Czuł jak na moment coś w nim zamiera, bo czegoś takiego jeszcze nie było. Nagle zapragnął bronić jej już zawsze, kiedy tylko przyjdzie mu do tego okazja i chociaż wcześniej, przed tym wyznaniem, również czuł tę potrzebę, teraz wydała mu się ona znacznie bardziej sensowna i zrozumiała. Był jej bohaterem i choć w głębi duszy wiedział, że nigdy na miano bohatera nie zasłużył, to jednak ta egoistyczna część jego osobowości, ta która pragnęła być dla niej kimś w tym rodzaju, skakała właśnie z radości.

                                                                   ***

Zaprowadził ją do siebie, gdzie sadzając na krześle przy wysepce kuchennej, podał jej szklankę wody i sam usiadł naprzeciw niej, uważnie się jej przyglądając.
-Więc... wszystko z tobą w porządku?-zapytał niepewnie, unosząc w górę jedną brew.
-Tak, czemu nie...?-westchnęła z rezygnacją i znudzeniem, podpierając ręce pod brodę. Spuściła wzrok, nie znosząc jego spojrzenia i utkwiła go w swojej szklance, kilka razy mrugając powiekami.
-Zrobili ci coś?-zapytał, bo nieznośnie paląca jego wnętrze niepewność powoli go wykańczała. -Czy on cię dotknął?
-Nie-pokręciła głową i spojrzała mu w oczy, aby był pewny, że nie kłamie. -Jak mnie znalazłeś?
-Biegłem tamtędy-wzruszył ramionami, jednak zaraz potem na powrót przybrał to dziwnie poważne, zaskakująco opiekuńcze i zmartwione spojrzenie. -Powiedziałabyś, gdyby coś ci zrobił?
-Powiedziałam już, że wszystko w porządku-stwierdziła zirytowana, jakoś nie chcąc poruszać teraz tego tematu. Co miała mu powiedzieć? Że sam jego dotyk na jej udzie po prostu ją sparaliżował? Czuła się tak bezbronna i słaba i to ją przerażało. Wiedziała, że każdy przypadkowy przechodzień z łatwością byłby wstanie ją skrzywdzić.
-Nie wyglądasz, jakby wszystko było w porządku-stwierdził po dłuższej chwili milczenia, przyglądając się jej z powagą i jakby wiedząc, że tym wyznaniem może ją sprowokować i wkurzyć, zamarł, ze zmarszczonymi brwiami oczekując jej reakcji.
-Och, zamknij się. Próbuję jak tylko mogę-odgryzła się z irytacją, poprawiając mimochodem ramiączko swojej kolorowej sukienki. Wyglądała cudownie w sukienkach.
-Udawać, że się trzymasz?-zapytał z nieprzekonaniem, unosząc w górę jedną brew. -Po co?
-Ponieważ...-urwała, próbując dobrać odpowiednie słowa. -Ponieważ to to, o czym chcą słuchać ludzie-wzruszyła ramionami i z rezygnacją rozpuściła swoje włosy, cicho wzdychając. -Chcą wiedzieć, że jestem silna i jakoś się trzymam, a poza tym... muszę być tą, która sobie radzi, bo...
-Bo...?-ponaglił ją, kiedy przez dłuższy czas się nie odzywała.
-Bo tak zawsze było-stwierdziła z obojętnością.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem podparł rękę pod brodę i zmrużył oczy, przyglądając się jej badawczym wzrokiem. A więc udawała. Tak jak wszyscy nakładała na siebie maskę i grała kogoś kim nie jest, naśladując emocje, które są jej całkiem obce.
-Zakładając, że jestem inny-zaczął powoli, głęboko nad tym rozmyślając. -Nie jestem jak inni ludzie i chciałbym usłyszeć prawdę... czy miałbym jakieś szanse?
Spojrzał jej w oczy i odetchnął głęboko, delikatnie się uśmiechając.
-Napadła cię zgraja facetów, byłaś sama i bezradna. To w porządku być...-wzruszył ramionami-przestraszonym? Zagubionym? Nie wiem Granger, wyrzuć to z siebie-poprosił z frustracją, widząc jak odwraca od niego wzrok.
-Jestem...-westchnęła cicho i objęła ramionami, pochylając delikatnie nad blatem. -Jestem przerażona-przyznała, nerwowo przygryzając dolną wargę. -Sparaliżowało mnie wtedy i gdyby nie ty, pewnie bym...-urwała, biorąc głęboki oddech. -Proszę nie mówmy o tym. Jestem po prostu szczęśliwa, że mnie znalazłeś-uśmiechnęła się blado, a potem wzięła do rąk opróżnioną szklankę wody i chcąc uniknąć jego przenikliwego wzroku, odniosła ją do zlewu.
-Wiem jak to jest być przypartym do muru-powiedział nagle, po dłuższej chwili milczenia, począwszy wystukiwać na powierzchni stołu rytm jakiejś wolnej piosenki. -I wiem jak to jest wściekać się na siebie za okazanie słabości.
-Ja nie...-próbowała zaprzeczyć, ale całkiem szczerze, musiała przyznać mu rację. Jej bezradność doprowadzała ją do szału. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, co stałoby się gdyby Malfoy nie pojawił się tam wtedy w odpowiednim momencie. Dreszcz przeszedł przez jej ciało, kiedy dotarło do niej jak wielką krzywdą i upokorzeniem stałoby się dla niej wspomnienie z ciemnego, londyńskiego zaułka. -W porządku. Jestem zła-westchnęła z rezygnacją, a potem splotła ręce na piersi i wzniosła oczy ku niebu, wciąż nie potrafiąc znieść jego uważnego spojrzenia.
-Czasem złość jest całkiem... dobra-wzruszył ramionami i przejechał dłonią po włosach, lekko się uśmiechając.

                                                                        ***

Obserwował jak siedzi na kanapie w jego salonie i beztrosko uśmiecha się do bliżej nieokreślonego punktu, nawijając przy tym kosmyk kasztanowych włosów na palec. Nie miał pojęcia o czym myślała, ale co chwila przyłapywał się na tym jak bardzo chciałby dzielić z nią te momenty. Móc uśmiechać się razem z nią. Śmiać się z tych samych żartów, rozmawiać o zupełnie bezsensownych rzeczach. Chciałby wracać do swojego mieszkania i zamiast witać w nim samotność i nudę, móc gościć tam ją, Hermionę. Marzył o tym, by siedzieć obok niej i po prostu milczeć, a ona nie uznawałaby tego za coś niekomfortowego; i chociaż wszystkie te myśli wydały mu się przerażająco nieodpowiednie, to jednak podobały mu się.
-Mogę ci pomóc jeżeli chcesz-zaproponował nagle, siadając obok niej na beżowej kanapie. Wyciągnął nogi przed siebie i założył ręce pod głowę, delikatnie się uśmiechając. -Mogę pokazać ci kilka chwytów, żebyś wiedziała jak się bronić.
-Chcesz mnie nauczyć walczyć?-zapytała ze zdziwieniem, unosząc w górę brwi. Jej uśmiech zniknął z twarzy, ustępując miejsca niememu niedowierzaniu, podczas gdy on pożałował tej śmiałej decyzji.
-Skoro nie chcesz...-westchnął i odwrócił spojrzenie, wciąż jednak uważając, że powinna umieć się obronić. Szczególnie po tym jak dzisiejszego dnia zaatakowali ją ci goście.
-Nie! Nie, nie to miałam na myśli-zaprzeczyła szybko, odwracając się w jego stronę. -Byłoby super-stwierdziła, lekko się uśmiechając. -To całkiem dobry pomysł.
-Okey-przeczesał palcami swoje jasne włosy, podczas gdy jego stalowoszare oczy zabłyszczały, nieświadomie posyłając w jej stronę serię przyjemnych dreszczy. Wstał z kanapy, a potem wyciągnął dłoń w jej stronę i szczerze hamował rozbawienie, kiedy niepewność pojawiła się na jej twarzy.
-Jej, to takie dziwne-stwierdziła, gdy stanęła naprzeciw niego, skanowana przez jego przenikliwe spojrzenie. -Co mam robić?-spytała, niezręcznie pocierając swoje ramiona.
-Zaatakuj-polecił z lekkością, jakby ich walka była pogawędką o pogodzie, a nie pierwszym, poważnym kursem samoobrony.
-Myślałam, że to ty będziesz atakował...
-Kobiety mają pierwszeństwo-stwierdził, patrząc gdzieś w bok i uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem. Cóż, prawdziwy, radosny uśmiech na twarzy kogoś tak poważnego i zimnego jak Malfoy był cudownym widokiem, ale jednak mimo wszystko niedobrze było patrzeć jak śmieszy go jej postawa. Splotła ręce na piersi i rzuciła mu zirytowane spojrzenie, nie do końca wiedząc co ma zrobić. Powinna zadać cios? Tak na poważnie? Co jeżeli zrobi mu krzywdę? Jej oczy zaczęły śledzić znikającego już siniaka na linii jego szczęki i zasklepione rozcięcie na łuku brwiowym. Malfoy ciągle się z kimś bił, z pewnością miał doświadczenie, była pewna, zwłaszcza po dzisiejszej demonstracji w miejskim zaułku, ale uderzenie bez powodu wydało jej się po prostu złe.
-Nie mogę tego zrobić-odetchnęła ciężko, po dłuższej chwili milczenia, w której jedynie skanowali się wzrokiem. -To...
-Och, dalej Granger...-jęknął, wciąż czekając na jej cios.
Uniosła więc rękę i uderzyła go w ramię.
-To tyle?-zapytał z niedowierzaniem, unosząc w górę jedną brew. Cóż, przed nimi dużo pracy, szczególnie, że jej cios odczuł raczej jako... właściwie to prawie w ogóle tego nie odczuł.
-Okey, to głupie-stwierdziła z rezygnacją, widząc jego kpiący uśmiech, a potem odwróciła się i zamierzała odejść.
-Dobrze, więc zaczniemy w ten sposób-oświadczył przyciszonym głosem, niespodziewanie łapiąc ją w talii od tyłu i przyciskając do swojego ciała. Poczuła jak jej plecy gwałtownie uderzają w jego klatkę piersiową, a on zaciska palce na jej ciele, zatrzymując je w ciasnym uścisku. To dziwne, ale jakoś jej to nie przeszkadzało...-Ktoś podchodzi do ciebie i atakuje od tyłu. Co robisz?
Próbowała odrzucić go od siebie, starając się uderzyć łokciem w brzuch, ale ten sprawnie zablokował jej ruch, pochylając się nad jej uchem. Nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że się uśmiecha.
-Błąd-wyszeptał z zadowoleniem wprost do jej ucha, wciąż trzymając ręce na jej ciele. Może powinna sobie wyobrazić, że jest atakowana przez jakiegoś chorego zwyrodnialca, ale naprawdę nie była wstanie, kiedy myślała jedynie o Malfoyu i jego wspaniałym dotyku. W dodatku nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Czuła się unieruchomiona.
-Nie wiem co robić-przyznała, z rezygnacją opierając odchyloną głowę o jego ramię. Jej, ta bliskość była niesamowita.
-W takim razie jesteś martwa-skwitował bezlitośnie, cicho się śmiejąc. Wciąż jednak nie odsuwał jej od siebie. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej.
-Byłbyś najlepszym instruktorem samoobrony na całym świecie-odgryzła się z ironią, nieco wkurzona na to jak bardzo się z niej nabija. Tak ciężko było dać kilka przydatnych wskazówek?
-Pochyl się-powiedział nagle, wyraźnie zbijając ją z tropu. Odwróciła głowę i przeniosła na niego swoje zdezorientowane spojrzenie, unosząc w górę brwi.
-Że co?
-Po prostu to zrób-rozkazał, uśmiechając się pod nosem.
-Mam sukienkę-zauważyła ze skrępowaniem, obciągając materiał ubrania w dół.
-Nie przeszkadza mi to-wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho, wyraźnie ją tym irytując. Widząc jednak jak próbuje się wyrwać i z oburzeniem mu wygarnąć, spoważniał. -Przepraszam. Proszę, pochyl się, obiecuję zachowywać się jak profesjonalista-zadeklarował ze znudzeniem, wznosząc oczy ku niebu.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale pozwoliła mu się poprowadzić, kiedy rozkazał jej wykonać energiczny skłon w dół, a potem złapać go za kostkę, i naprzeć biodrami na jego biodra. To było dziwne. Dziwne i tak ekscytujące, że nawet nie zakodowała kiedy tak dokładnie zdążyła wywrócić go do tyłu i przygnieść swoim ciałem, lądując razem z nim na podłodze.
Z rozbawieniem odwróciła się i spojrzała na Malfoya, który najwyraźniej w żaden sposób nie uszkodzony, przyglądał się jej z zadowoleniem w oczach, bo udało jej się wykonać ćwiczenie.
Przez moment chyba walczył z uśmiechem, ale w końcu nie wytrzymał i uniósł kąciki ust, nieświadomie przyprawiając ją tym o kolejną falę dreszczy. Tyle razy próbowała sobie wmówić, że to co do niego czuje to jedynie krótkotrwałe i słabe złudzenie, podczas gdy z każdą chwilą coraz silniej uświadamiała sobie jak bezsilna jest w obliczu tego uczucia. Działał na nią w tak typowy sposób i chociaż tak naprawdę prawie nic o sobie nie wiedzieli, jej wystarczało to by reagować na niego serią dreszczy, wstrzymywanych oddechów i przyspieszonego bicia serca.
Spoważniała. Nie miała pojęcia kiedy przestała się śmiać, podobnie jak on skupiając się jedynie na jednym. Ile to dni minęło od kiedy pocałowali się po raz ostatni? I chociaż za każdym razem kiedy wspominała to jak potraktował ją w progu drzwi i powiedział jej, że nie jest tym czego szuka, albo kiedy odtrącił ją po raz ostatni, nie przeszkadzało jej to by wciąż go pragnąć. Draco spuścił swój wzrok, patrząc na jej usta, jednocześnie niespodziewanie i gwałtownie zrzucając ją z siebie. I kiedy już myślała, że to znowu się dzieje, znowu z niej rezygnuje, w najbardziej bolesny sposób odtrąca i wyraża swoje niezainteresowanie... poczuła jego usta.
Teraz to on nad nią górował. Podtrzymując się na łokciach, tak aby nie przygnieść jej swoim ciężarem, pochylał się i całował ją na podłodze w swoim salonie. I z całą odpowiedzialnością mogła powiedzieć, że było to najbardziej odurzające uczucie jakie kiedykolwiek przeżyła. Chyba powinna się sprzeciwić. Pocałunki zawsze wszystko komplikowały, szczególnie w ich przypadku, kiedy za każdym razem nie mieli pojęcia jak zachować się w swoim towarzystwie, ale teraz było inaczej. Lubiła go. Była pewna, że i on lubi ją.
Oddała pocałunek, wplotła rękę w jego jasne włosy, drugą zatrzymując na jego karku. Przyciągnęła go bliżej siebie, a potem jęknęła cicho, czując jak jego pocałunki schodzą niżej, na jej szyję.
Nigdy czegoś takiego nie robiła. Nie leżała na ziemi i nie całowała się z żadnym facetem, w dodatku w taki sposób. To było... jednocześnie spokojne i namiętne, tak jakby wpadli w jakiś trans, podążając w nim w swoim własnym, idealnym tempie.
Jego usta schodziły coraz niżej, kreśląc własne ścieżki po jej nagich, nie zakrytych przez sukienkę obojczykach, kiedy zdała sobie sprawę, że chce go tutaj, na swoich wargach. Z frustracją przyciągnęła jego głowę do siebie i wpiła się w jego usta, mimo przymkniętych powiek wiedząc, że się uśmiecha. Podobało mu się to i ten jeden, krótki uśmiech, wystarczył jej, by mogła poczuć się pewnie. Oplotła jego pas swoimi nogami, krzyżując je na jego plecach, z zadowoleniem stwierdzając, że teraz ma go tak blisko siebie jak tylko jest to możliwe.
Jego usta wciąż napierały na jej wargi, podczas gdy ręce mogła już odczuć na swoich nogach, leniwie wślizgujące się pod materiał jej luźnej i przewiewnej sukienki.
-Poczekaj-przerwała pocałunek, niekontrolowanie łapiąc go za nadgarstek. Nie mogła ukryć, że lekko spanikowała, ale on chyba tego nie dostrzegł, zbyt mocno pochłonięty faktem, że właśnie ją pocałował, a ona wciąż tu jest. Uniósł w górę jedną brew i niechętnie podparł się na wyciągniętej ręce, znacznie się od niej odchylając.
-Łóżko?-zaproponował, rzucając krótkie spojrzenie w stronę ustawionego nieopodal mebla. Tam będzie im znacznie wygodniej. Hermiona głośno przełknęła ślinę, a potem pokiwała głową i dała mu się poprowadzić w stronę starannie zasłanego łóżka, stając tuż naprzeciw Malfoya.
-Wszystko w porządku?-zapytał, składając delikatny pocałunek na jej odkrytym ramieniu. Czuła ciarki przechodzące w tym miejscu i mogła śmiało powiedzieć, że jest lepiej niż w porządku gdyby tylko...
-Tak-stwierdziła lekko zestresowana, starając się skupić jego wzrok na swojej twarzy. Chyba chciał ją jeszcze o coś zapytać, ale mu nie pozwoliła. Zacisnęła ręce na jego karku i pocałowała go, wspinając się na palce. Chciała móc o wszystkim zapomnieć. Skupić się tylko na nim, ale za każdym razem kiedy jego ręce zbliżały się do rozpięcia jej kolorowej sukienki, fala niepewności oblewała jej ciało.
-Może... możemy zasłonić okno?-zapytała, po raz kolejny się od niego odwracając. -Słońce, ono...
Westchnął, a potem oderwał się od niej i podszedł do ogromnego okna, zajmującego całą długość ściany w jego mieszkaniu i opuścił żaluzję. Słońce już zachodziło, teraz, kiedy to zrobił, stało się jeszcze ciemniej. W całym mieszkaniu zapanował półmrok.
-Jeżeli nie chcesz tego robić...-zaczął lekko zrezygnowany, kiedy zbliżył się do niej na wyciągnięcie ramion.
-Chcę. Naprawdę-zapewniła go i pocałowała, a on nie zamierzając pytać o nic więcej pochylił się nad nią i pchnął na łóżko, nie przerywając przy tym tego subtelnego gestu. On również tego chciał. Granger bardzo mu się podobała, pragnął jej już od wielu dni, a teraz wreszcie miał okazję by prawdziwie ją poznać, ale coś mówiło mu, że nie wszystko jest w porządku. Była natarczywa, całowała go z pasją i ogromną namiętnością, ale jednocześnie przemawiała przez nią niepewność. Tak, jakby całując go, chciała o czymś zapomnieć.
Sunął dłonią po jej gładkiej nodze, podwijając materiał jej sukienki, znów wyczuwając w niej to paniczne napięcie. Było już za późno, kiedy złapała go za rękę i powstrzymała od dalszego ruchu. On już wiedział.
Opuszki jego palców powoli błądziły po chropowatej fakturze jej uda, podczas gdy ona z rezygnacją i łzami w oczach odrzuciła głowę do tyłu i opadła na jego miękką poduszkę, wbijając wzrok w sufit.
-Dlaczego?-zapytał z nierozumieniem, z troską i strapieniem marszcząc przy tym brwi. Jego palce wyczuwały dziesiątki wąskich blizn sunących po jej udach. Jego serce na moment przestało bić, a on sam, przerażony był tym, że to tak mocno go dotknęło.
-To było dawno... ja...-próbowała się wybronić, jednak on już podwinął materiał jej sukienki, spoglądając na liczne cięcia. Wśród nich były te świeże, wykonane niedawno, w ferworze zupełnie niepojmowanego dla niego bólu i osamotnienia.
Odetchnął ciężko, czując jak odbiera mu mowę. Cała dotychczasowa ekscytacja, pragnienie, wszystko to nagle odeszło, ustępując paskudnemu uczuciu, jakim był po prostu smutek. Nie chciał, żeby ktoś ją krzywdził, ale to, że ona sama może to sobie robić, nigdy nie przyszło mu nawet do głowy.
Podniosła się z łóżka i usiadła naprzeciw niego, delikatnie i niepewnie łapiąc go za ręce. Nie chciała, żeby patrzył na jej blizny. Nigdy nie chciała, żeby się o nich dowiedział. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że była dostatecznie naiwna by myśleć, że może się z nią przespać i ich nie zobaczyć.
Teraz zmuszona była patrzeć jak wyraz jego twarzy zmienia się na ten rozczarowany i choć z całych sił starała się być silna, to teraz ledwo powstrzymywała się od płaczu, bo nigdy nie chciała go rozczarować.
-Chciałam tylko sprawdzić, czy rzeczywiście pomaga-wyszeptała cicho, z żalem, odwracając wzrok i wbijając go w jasną pościel na jego łóżku. Nie potrafiła znieść sposobu, w jaki na nią patrzył.
-I co?-to krótkie, wyprute z emocji pytanie było dla niej jak cios w twarz. Ale tego mogła się spodziewać, prawda? Malfoy nie był kimś, kto przyjąłby to w inny sposób, niż ten chłodny i obojętny.
-Nie robię tego-powiedziała, bo rzeczywiście od kilku dni już tego nie robiła.
Obserwowała jak z przepełnionym kpiną prychnięciem odwraca wzrok i odchyla się do tyłu, podpierając na wyprostowanych ramionach.
Milczał. Cisza spowiła jego mieszkanie, podczas gdy on z mocno ściśniętym sercem próbował pojąć, co takiego dzieje się w jej głowie, że uważa krzywdzenie się za jakiekolwiek wyjście. Nie wierzył w ukojenie ani ulgę, które może przynieść człowiekowi samookaleczenie. Zawsze uważał to za szczyt głupoty, śmieszyły go wręcz te żałosne akty autoagresji. Sam przeżył ogromne cierpienie, prawdziwy psychiczny ból, stracił w życiu wielu bliskich, był dręczony, zastraszany i torturowany. I tak, miewał myśli samobójcze, kilka razy nawet próbował zakończyć swoje życie, ale to... To wydawało mu się całkiem pozbawione sensu.
-Możesz coś powiedzieć?-wyrwała go z myślowego letargu. Jej głos był słaby, drżał, a ona z pewnością była bliska płaczu, do czego nie miał już wątpliwości, kiedy przeniósł na nią poważne spojrzenie, pełne mimowolnego chłodu i obojętności. Zawsze przyjmował tę postawę, kiedy ktoś go skrzywdził, a teraz naprawdę czuł się skrzywdzony, mimo iż role powinny być raczej odwrócone. Czy to nie jej nogi pokryte były licznymi ranami?
-Nie wiem co powinienem powiedzieć-wyznał całkiem szczerze, chyba nieco zbyt ostro, jak na fakt, że dziewczyna czuła się już wyjątkowo podle i sponiewieranie. Po raz kolejny coś im nie wyszło.
-Cokolwiek-westchnęła smutno, a potem, unikając jego spojrzenia, ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania.
-Poczekaj-wstał z łóżka i szybko do niej podszedł, a potem, zamykając przestrzeń między nimi, złożył na jej ustach desperacki pocałunek, pełen ludzkiego żalu i sfrustrowania. -Do zobaczenia, Granger-powiedział cicho, a potem patrzył jak odchodzi i zamyka za sobą drzwi.

                                                                                ***

Był wstrząśnięty. Faktem, że ktoś tak dobry, tak niewinny i łagodny, mógł cierpieć i nienawidzić się na tyle, by zadawać sobie ból. To było śmieszne. Tak nieludzko niesprawiedliwe, że nawet on, który w ciągu swojego życia zaznał wystarczająco niegodziwości, nie mógł zrozumieć co tak dokładnie nią kierowało. I tak, pozwolił jej wtedy odejść. Wyjść z mieszkania i zatrzasnąć za sobą drzwi, ponieważ, naprawdę nie wiedział co innego powinien zrobić. Był zły. Może wręcz wściekły i mimo iż wiedział, że jego postawa nie pomoże jej w dalszym zwierzaniu, nie próbował nawet tego ukryć. Czuł się rozczarowany tym jak nieodpowiednie i niesprawiedliwe było dla Hermiony Granger życie.
Od miejsca docelowego teraz dzieliło go zaledwie kilka przecznic. Miasto spowite było przez ciemność, dawno pogrążone we śnie. On jednak nie potrafił zamknąć oczu. Nie mógł spokojnie zasnąć, świadomy tego jak wielu ludzi krzywdziło dziewczynę i nigdy za to nie odpowiedziało.
-Ej ty!
Uśmiechnął się, słysząc za plecami znajomy głos. Szaleńczy błysk zalśnił w jego oczach, kiedy powoli odwrócił się w stronę, skąd dochodził, a potem splótł ręce na piersi i spojrzał w oczy jednego z chłopaków, którzy zaatakowali dziś Hermionę. Nie widział powodów, dla których nie zasłużyliby na cierpienie.
[...]
Kolejny cios, kolejny i jeszcze kolejny. To w jaki sposób krew leciała z jego porozcinanych, piekących kostek. Wyraz twarzy chłopaka, który powoli tracąc świadomość, luzował swój uścisk, powoli tracąc wolę walki. To jak reszta jego kolegów leżała i wiła się na ziemi, próbując pomóc temu ostatniemu najgorzej pobitemu. I chociaż wiedział, że to co teraz robi nie jest wymiarem sprawiedliwości, a brutalną i okrutną zemstą, którą gardził niemalże od zawsze, czuł się z tym niewiarygodnie dobrze. Miał ochotę przejąć to od Hermiony. Cały ten mrok i ból, to cierpienie i nienawiść do samego siebie. Naprawdę rozumiał. Wiedział jak to jest gardzić samym sobą, ale on już dawno z tego wyszedł. Teraz był po prostu świadomy. Racjonalizm nie pozwolił mu na idealizowanie ani niepotrzebne obniżanie wartości swoich cech. Wiedział, że zasłużył na to co miał, w przeciwieństwie do przekonania swojego ojca. Naprawdę miał świadomość zbrodni, które popełnił. Wiedział, że to co mu się przydarzyło to sprawiedliwość. Ale Hermiona... Hermiona nigdy na to nie zasłużyła.
-Odwróć się i podnieś obie ręce do góry, abyśmy je widzieli.
Zamrugał szybko i zaprzestał okładania pięścią twarzy chłopaka, powoli się wycofując. Ciemna ulica teraz jaśniała od kolorowych świateł koguta policyjnego radiowozu.
Uniósł ręce do góry, a potem powoli odwrócił się w stronę funkcjonariuszy, w głębi serca czując, że spieprzył na całej linii. Potem myślał o tym jeszcze długo, kiedy podziwiał spowity przez ciemność Londyn zza samochodowej szyby, skuty kajdankami, ściśnięty między dwoma, dobrze zbudowanymi policjantami.


-------------------------------------------------------

Cześć kochani!
Rozdział dodany po krótkiej przerwie. Mam nadzieję, że jego długość, rekompensuje czas oczekiwania :) Od razu przepraszam za błędy, bo jestem pewna, że jest ich w notce mnóstwo. Dodaję rozdział na szybko i ponieważ nie mam czasu, na dokładne sprawdzanie, mam nadzieję, popoprawiać wszystko w wolnej chwili. 
Teraz zapraszam do komentowania :) Koniecznie wyrażajcie swoje opinie, bo dzieje się całkiem dużo i chciałabym wiedzieć co o tym wszystkim sądzicie. Miłej niedzieli :*






















piątek, 22 maja 2015

-Rozdział 15- Real Friends

-Więc... dlaczego chciałeś wyjść z klubu?-zapytała nieśmiało Hermiona, kiedy jakiś czas później znaleźli się na opustoszałej, londyńskiej ulicy. Siedzieli na krawężniku, nogi trzymając wyciągnięte na twardym asfalcie.
Malfoy wzruszył ramionami, a potem uniósł głowę i wbił swój uważny wzrok w gwiazdy, które w tę wyjątkową, bezchmurną noc wyjątkowo jasno błyszczały na ciemnym firmamencie. Jego dłoń powędrowała do karku, tak jak zawsze, kiedy to co zamierzał powiedzieć nie było łatwe, a potem odetchnął głęboko i uśmiechnął się delikatnie pod nosem, ostatecznie spoglądając na siedzącą u jego boku dziewczynę.
-Nie lubię takich imprez-przyznał, jednak ona nie miała wątpliwości, że kryje się za tym coś jeszcze.
-Uwielbiasz imprezy-poprawiła go nieco zaskoczona, bo w jej wspomnieniach z Hogwartu zawsze przewijał się Draco, śpiący w ostatniej ławce, wykończony kacem po ostatniej zabawie.
-Uwielbiałem-przyznał, a potem wsadził zmarznięte dłonie do kieszeni swojej bluzy, kiedy dotarło do niego, że Hermiona jest tylko w lekkiej i przewiewnej sukience bez ramiączek. Westchnął, ściągnął z siebie bluzę, jednocześnie niszcząc swoje do tej pory w miarę ułożone włosy, a potem podał ją zaskoczonej dziewczynie, delikatnie się uśmiechając.
-Dzięki.
Obserwował jak Hermiona z wdzięcznością wciąga bluzę przez głowę, a potem oplata się ramionami i dyskretnie, zapewne myśląc, że tego nie zauważy, zaciąga się zapachem jego ubrania. Cóż... schlebiało mu to.
-A ty?-Malfoy uniósł w górę jedną brew, postanawiając ostatecznie nie komentować faktu, że dziewczyna upodobała sobie jego zapach. -Często zostawiasz znajomych na początku imprezy?
-Ostatnio nie mam nastroju...
-Wciąż nie odwiedziłaś rodziców-prędzej stwierdził niż spytał, a potem rzucił jej nieodgadnione spojrzenie, jakby próbując ocenić jej reakcję.
-Jeżeli chcesz powiedzieć, że jestem okropną osobą, to...
-Nie jesteś okropną osobą, Granger-urwał jej szybko, jednak łagodnie, niemal ze znudzeniem, przeciągając się i przeczesując dłonią włosy. -Można ci wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że jesteś okropna...
Hermiona westchnęła cicho, a między nimi na nowo zapanowało milczenie, podczas którego razem siedzieli na chodniku i wpatrywali się w jasność latarni po drugiej stronie ulicy.
-Jeżeli chodzi o to, co ja i Blaise...
-Naprawdę nie chcę tego wiedzieć-przerwał jej, nieco zniesmaczony faktem, że ci dwoje mają ze sobą coś wspólnego. Czy Zabini naprawdę jej się podobał? Wzniósł oczy ku niebu i zaklął bezgłośnie, kiedy dotarło do niego, że zdecydowanie ma coś przeciwko temu.
-Zaczął się do mnie przystawiać, a ja chciałam tylko sprawdzić jak daleko się posunie. Pomyślałam, że Ginny powinna wiedzieć. Co jeżeli traktuje tak każdą dziewczynę?-wyjaśniła nieco skrępowana faktem, że czuje jakąś dziwną potrzebę by mu się tłumaczyć. -On mi się nie podoba ani nic...
-To naprawdę nie jest moja sprawa-mruknął nieco poirytowany, bo tak właściwie, to czuł, że jak najbardziej jest w nią zaangażowany.
-Och...
Po raz kolejny nastała ta cisza, tym razem wyjątkowo niekomfortowa, w której jedyne co im pozostało to możliwość gapienia się na jakiegoś brudnego, bezdomnego kota, dobierającego się do śmietnika w ciemnym zaułku niedaleko.
-On jej nie kocha-zaczął nagle cicho i niespodziewanie, nieco ją tym zadziwiając. Nie spodziewała się, że w ogóle odezwie się do niej jeszcze tego wieczoru, nie wspominając już o fakcie, że rozpocznie głęboką rozmowę, nie opierającą się wyłącznie na kłótni. -Nigdy jej nie pokocha.
-On i Ginny wydają się szczęśliwi-mruknęła bez przekonania Hermiona. Nie była zdecydowana w tej kwestii, zwłaszcza po tym jak Blaise bez skrupułów obmacywał ją w klubie, ale w końcu do niczego między nimi nie doszło. Może to jego sposób tańca? Tymczasem jej przyjaciółka zdawała się być w nim szczerze zakochana. Może niepotrzebnie wyolbrzymiała to co się stało? Może Blaise wcale nie miał co do niej żadnych intencji?
-On nie jest szczęśliwy, Granger on...-urwał, jakby przypominając sobie, że nie powinien się przed nią zbyt bardzo otwierać. Westchnął ciężko, a potem przesunął dłoń po twarzy i spojrzał na nią z rezygnacją i bólem, jakby chciał jej coś powiedzieć, ale niewidzialna siła kazała mu trzymać język za zębami. -Blaise nie jest dobrym człowiekiem, na pewno nie takim, na jakiego zasługuje twoja przyjaciółka...-zatrzymał się, jednak po chwili dodał. -Ani ty.
-Ja nie...
-On wydaje się być bardzo dobry. Tak, Blaise jest sympatyczny i inteligentny, ma ten swój pieprzony wygląd i pieniądze, ale w rzeczywistości nie można trafić gorzej...
-Malfoy, on mi się naprawdę nie podoba-powiedziała, nie mogąc tego dłużej słuchać. Próbowała to ukryć, ale irytujący głosik w głowie wciąż powtarzał jej, że nigdy nie widziała przystojniejszego chłopaka niż Malfoy. Nienawidziła tego jak świetnie wyglądał nawet w prostych jeansach i zadrapaniach na twarzy.
Chłopak zamilkł, a potem spuścił głowę i mocno zacisnął szczęki. Coś wciąż go dręczyło, a ona długo biła się z myślami, czy powinna o to zapytać.
-Wszystko z tobą w porządku?-spytała cicho, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Na krótką chwilę mocno zacisnęła powieki, modląc się by nie strzepnął jej ręki, a potem uśmiechnęła się w duchu, kiedy rzeczywiście tego nie zrobił.
-Nie rozmawiaj z nim-poprosił, kiedy w końcu postanowił wyznać to co od dłuższego czasu ciążyło mu na sercu. -Po prostu się do niego zbliżaj-drugie zdanie zabrzmiało już niemal jak błaganie, a jej nie pozostało nic jak tylko ze zmartwieniem i niezrozumieniem zmarszczyć brwi, delikatnie przesuwając się w jego stronę.
-Dlaczego?
-Ponieważ on...-zaciął się, a potem ponownie zaklął w myślach, czując wzrastające w nim sfrustrowanie. Dlaczego nie? Bo Blaise Zabini jest śmierciożercą? Cholera, on sam nim był i robił równie okropne rzeczy. -Możesz mi po prostu zaufać? Możesz więcej się z nim nie spotykać?-zapytał łagodnie, siląc się na spokój, chociaż najchętniej po prostu przerzuciłby ją sobie przez ramię, a potem zamknął na klucz w jakimś bezpiecznym miejscu, najlepiej dobrze chronionej wieży ze smokiem i fosą pełną gorącej lawy. Czy to było legalne? Zamrugał gwałtownie, czekając na jej odpowiedź, podczas gdy ona usilnie, próbowała go rozgryźć. Dlaczego brzmiał jakby naprawdę mu zależało?
-Bo był śmierciożercą?-domyśliła się, z zaciekawieniem unosząc w górę brew. Nie rozumiała tego. Naprawdę nie chciała zgrywać ignorantki, ale dziwnie zaniepokojony ton Malfoya i jego powaga była dla niej naprawdę konsternująca.
Bo JEST śmierciożercą... -chciał ją poprawić Malfoy, kiedy dotarło do niego, że tym wyznaniem podpisałby na sobie wyrok śmierci. Milczał więc, mocno zaciskając zęby. Bycie tym dobrym naprawdę mu nie wychodziło.
-Ty też nim byłeś, czy nie?
No i się zaczęło. Chłopak odwrócił wzrok, nie do końca przygotowany na zawiedzione i pogardliwe spojrzenia oraz zaczepne i prowokujące teksty, kiedy okazało się, że Hermiona nic nie mówi. Jedynie czeka na jego odpowiedź i z wyrozumiałością przygląda mu się w milczeniu.
-Tak-potwierdził, nie widząc konkretnego powodu, dla którego miałby kłamać. Podczas wojny kilkakrotnie widziała go w akcji.
-Czym on się od ciebie różni?-zapytała, a on nie mógł się nadziwić, kiedy w jej głosie słyszał jedynie ciekawość. Czy ona naprawdę nie oceniała go przez okropny pryzmat śmierciożercy, którym był? Jej, ona naprawdę była naiwna. Naiwna, albo niepoprawnie dobra.
-Nie różni-odparł bez zastanowienia z tak typowym dla siebie chłodem, nawet nie dostrzegając kiedy jego wnętrze stało się tak niepokojąco zimne. Kto by pomyślał, że wystarczy jedna wzmianka o jego paskudnej przeszłości, a on już staje się człowiekiem sprzed miesięcy - paskudnym, próżnym i bezlitosnym.
Dopiero po chwili dotarło do niego co powiedział. Podniósł wzrok i z zaskoczeniem stwierdził, że ona wciąż tu siedzi. Czy nie powinna na niego krzyczeć? Albo być przerażona?
Jej oczy, czekoladowe, spokojne oczy, wpatrywały się w niego z niezrozumieniem, jakby domagając głębszej odpowiedzi, a on poczuł jak głos uwiązł mu w gardle. Nie miał pojęcia co jej powiedzieć, żeby jej teraz nie stracić. Nienawidził siebie. Nienawidził siebie tak mocno za to co robił, że nie rozumiał dlaczego ktokolwiek inny miałby darzyć go jakimś innym uczuciem.
-Chciałaś kiedyś kogoś znienawidzić za to co ci zrobił, ale nie potrafiłaś tego zrobić, bo zbyt mocno go kochałaś?-jego szept rozniósł się po pustej ulicy, kiedy nieśpiesznie pochylił się nad nią i spojrzał w oczy, omiatając jej rozgrzane wargi swoimi rześkim i chłodnym oddechem.
Obserwował jak przygryza wewnętrzną stronę policzka, a potem powoli kiwa głową.
Myślała o Ronie. O tym jak mocno ją zawiódł kiedy odszedł. Jak bardzo wściekła była kiedy usłyszała, że po prostu się poddał. Ale nie umiała go znienawidzić za wielkie pęknięcie w swoim sercu, bo gdyby nie on, ono by nawet nie istniało.
-Miałem tak z moim ojcem-powiedział, a potem odwrócił wzrok i uśmiechnął się pod nosem, jakby rozgoryczony powracającym do jego umysłu wspomnieniem. -Kazali mi przystąpić do śmierciożerców, kiedy trafił do więzienia-wyjaśnił spokojnie, wbijając wzrok w gwiazdy, jasno lśniące nad ich głowami. -Miałem piętnaście lat i już wtedy nienawidziłem tak mocno, że nie umiem tego nawet wyjaśnić. A może raczej chciałem go nienawidzić. Naprawdę bardzo próbowałem obwinić go za wszystko co działo się wtedy w domu. Pragnąłem obarczyć go całą winą, ale... nie umiałem, Granger. Byłem wtedy taki słaby...
Zmarszczyła brwi, jednak nie skomentowała tego. Czy on nazwał się słabym, bo nie umiał kogoś wystarczająco znienawidzić?
-Ale w końcu zostałem nim. Przyjąłem znak i miano śmierciożercy i...-uśmiechnął się smutno, z goryczą i bólem, nerwowo przeczesując swoje jasne włosy. Wstrzymała oddech, kiedy podniósł na nią swoje puste spojrzenie i dodał tym przerażającym, wyprutym z wszystkich, pozytywnych emocji głosem. -Byłem taki dumny.
Wow. Z szokiem uniosła brwi i niezręcznie przygryzła dolną wargę, jednak on całe szczęście tego nie zobaczył. Dawno odwrócił wzrok, ponownie spodziewając się osądzającego spojrzenia.
-Byłem dumny i zadowolony. Wreszcie spełniłem oczekiwania rodziny i stałem się kimś i choć w głębi duszy naprawdę wiedziałem, że to nieodpowiednie to... cieszyłem się, Granger. Pieprzone szczęście było wszędzie. Matka wyprawiła nawet przyjęcie, żeby to uczcić.
Poczuła jak łzy nieoczekiwanie zapiekły ją pod powiekami. To co mówił było przerażająco smutne. Który piętnastolatek zmuszony jest przechodzić przez coś tak chorego?
-Jestem zły-przyznał, a ona próbowała zaprzeczyć, ale nie mogła. Czuła, że zaraz się popłacze. -I tak, byłem śmierciożercą i robiłem paskudne rzeczy i jestem największym egoistą jaki stąpał po świecie, bo mimo wszystko mam czelność, żeby w ogóle z tobą rozmawiać, ale błagam cię nie spotykaj się z  Blaise'm.
-Nie jesteś zły-powiedziała cicho, bo to jedyna rzecz, która zdołała przecisnąć się jej przez gardło. Hermiona położyła dłoń na jego policzku, a potem pogładziła jego mocno zarysowaną kość policzkową kciukiem i łagodnym gestem odgarnęła kosmyk jasnych włosów z jego czoła. To było dziwne. Móc dotykać go w tak czuły i subtelny sposób. Nieoczekiwanie ogarnęło ją uczucie znacznie silniejsze niż to, kiedy rzucali się na siebie i całowali, napierając na swoje usta z pasją i dziką namiętnością. To było jak... przekazanie mu znacznie więcej niż informacji, że jest nim zainteresowana w ten fizyczny, opierający się jedynie na pożądaniu sposób. I chociaż wiedziała, że normalnie nigdy nie mogłaby wykonać tego gestu bez obawy, że w pewnym momencie po prostu znudzi się i odtrąci jej rękę, teraz nie przejmowała się tym, w zamyśleniu kreśląc kciukiem wzory na jego policzku.
-Jesteś w ostatnim czasie jedyną osobą w moim życiu-przyznała, bo choć to smutne, było jednak prawdziwe. Oprócz Malfoya nie było nikogo z kim mogłaby normalnie porozmawiać. Nikogo kto naprawdę by się nią interesował. Nikogo kto by się o nią zatroszczył i opiekował.
Poczuła jak chłopak opiera o nią swoje czoło i ciężko wzdycha, zatrzymując swoje usta zaledwie kilka milimetrów przed jej wargami. Niekontrolowane ciarki przeszły po jej ciele, a przyjemne ciepło rozeszło się po jej wnętrzu, kiedy dotarło do niej, że teraz oddychają wspólnym powietrzem. Był tak blisko. Tak dziwnie i przyjemnie blisko, że nawet nie karciła się za to, że jakieś uskrzydlone zwierzątka balują w jej brzuchu. Fakt, że to Malfoy już chyba dawno przestał być istotny.
-Nie mów tak-poprosił wciąż stykając się z nią czołem.
-Ale...
Uśmiechnął się delikatnie, a ona poczuła jak drgający strumień powietrza odbija się od jej lekko rozchylonych warg. Z niezrozumieniem zmarszczyła brwi, podczas gdy on sięgnął palcami do jej lekko rozwianych włosów i odgarnął je jej z twarzy, zakładając za ucho.
-Jesteś zbyt dobra by jedyną osobą w twoim życiu był ktoś taki jak ja.
Jak smutne i niepokojące byłe te słowa, były zarówno piękne i proste. Zaskakująco skromne na kogoś sprawiającego wrażenie tak pewnego siebie jak Malfoy. Właściwie nie mogła uwierzyć, że to w ogóle przecisnęło mu się przez gardło. Jakim cudem ktoś kto gardził nią przez całe życie, teraz mówi takie rzeczy?
-Jesteś zbyt dobry, żeby odtrącać od siebie wszystkich i pozostać samotnym-odparła i przymknęła delikatnie powieki, próbując sięgnąć jego ust. Naprawdę chciała go pocałować, dużo bardziej niż wcześniej. Teraz wydawało jej się to palącą potrzebą, rzeczą bez której nie jest normalnie funkcjonować. Traciła zmysły, bo dzielące ich milimetry zdawały się być niepokonanymi kilometrami. Chciała go pocałować by poczuł się potrzebny. Pragnęła go, bo miała nadzieję, że to go przekona. Nienawidziła sposobu w jaki o sobie myślał.
-Nie chcę brzmieć jak nachalna desperatka, ale...-westchnęła cicho i ze skrępowaniem przejechała dłonią po włosach, kiedy ten, ku jej zdezorientowaniu przekręcił głowę na bok i uniemożliwił jej spotkania ich ust. -Dlaczego...?
O Merlinie, to było okrutnie niezręczne. Niezręczne, żenujące i niekomfortowe.
-Nie mogę cię pocałować...-stwierdził z bladym uśmiechem, a potem ponownie założył niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Na moment, zamilkł, śledząc wzrokiem każdy milimetr jej twarzy, jakby próbując go zapamiętać, a potem odetchnął cicho, jakby smutno i z nostalgią. -...bo strasznie się boję, że znów mi uciekniesz.
Z otępieniem patrzyła jak jego zazwyczaj obojętne, stalowoszare oczy błyszczą, a potem jego głowa unosi się i składa delikatny pocałunek na jej czole.
-Wracaj do domu, Granger.

                                                                              ***

Teleportowała się do domu. a potem z otępieniem ruszyła przez drzwi frontowe do kuchni, gdzie ponieważ było późno i wszyscy już spali, mogła w samotności usiąść przy kuchennym blacie i smętnie spuścić głowę, starając się przeanalizować to, co miało miejsce na opustoszałej, londyńskiej ulicy. Odtrącił ją. Patrzył jej w oczy i zrezygnował z tego co chciała mu zaoferować. Co jeszcze? Zamierzał zaproponować, aby zostali przyjaciółmi? Dlaczego dla nikogo nie była wystarczająca?
Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy palcami przeczesała długie, falowane włosy.
-O nie...-jęknęła kiedy poczuła w środku to okropne uczucie odrzucenia. Dokładnie takie samo, jak wtedy po śmierci Rona, kiedy została sama - niekochana i niewystarczająca by zatrzymać go przy życiu. Głośno pociągnęła nosem, a potem powstrzymała płacz, obiecując sobie być dzielną. Odkąd poznała Malfoya pozwalała sobie na depresyjne myśli zdecydowanie zbyt często.
-Hermiona?-Ginny pojawiła się w kuchni, nieco chwiejąc się z powodu wypitego w klubie alkoholu, a potem przeszła przez lekko zabałaganione pomieszczenie i zajęła miejsce naprzeciwko przyjaciółki, siadając przy blacie. -Martwiłam się kiedy wyszłaś z klubu...-powiedziała całkiem szczerze, ze zmęczeniem podpierając łokcie o chłodną powierzchnię kuchennej wysepki. -Wszystko okey?
-Tak, byłam zmęczona, Malfoy ze mną poszedł-wyjaśniła cicho, ostatecznie zbierając się w sobie. Ginny nie mogła widzieć jej rozdarcia.
-Jest całkiem fajny-przyznała jej przyjaciółka, delikatnie się uśmiechając. Przetarła podkrążone oczy, a potem rozpuściła włosy, które opadły ładnymi, lśniącymi rudymi pasmami na jej ramiona. Ginny była śliczna, nawet po imprezie, podobnie jak Caitlyn. Tylko ona, Hermiona, codziennie wyglądała jak jakaś ruina. -A co myślisz o Blaisie?
-Mogłaś mi powiedzieć, że umawiasz się z Zabini'm-mruknęła Hermiona, nieco urażona faktem, że jej przyjaciółka tak długo ukrywała tożsamość swojego chłopaka.
-Nie sądziłam, że wciąż go pamiętasz. Rozmawiałaś z nim w ogóle kiedykolwiek?-odparła na swą obronę rudowłosa, splatając ręce na piersi.
-Byliśmy razem na roku, Ginny-Hermiona rzuciła jej pełne politowania spojrzenie, a potem dodała. -I myślę, że jest uroczy.
-Uroczy?-powtórzyła z zaskoczeniem Ginny, bo Blaise'a można było określić na wiele innych, bardziej adekwatnych sposobów.
-Tak, jest fajny-Hermiona ze zmęczeniem potarła skronie, a potem wstała z krzesła, wyciągnęła z szafki nieopodal szklankę i napełniła ją wodą z kranu, odwracając się do Ginny plecami.
-Och, no dawaj, Miona-jęknęła nieprzekonana dziewczyna, wznosząc oczy ku niebu. -Powiedz co naprawdę o nim myślisz-poprosiła.
Hermiona nerwowo upiła łyk chłodnej wody, odwróciła się, a potem na moment przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Czy powinna powiedzieć Ginny o tym co zaszło między nią a Blaise'm w klubie?
-Okey... myślę, że jest dla ciebie nieodpowiedni-wypaliła na jednym wdechu, zanim zdążyła ugryźć się w język.
-Wow-Ginny uniosła w górę brwi, najpewniej nie takiej odpowiedzi oczekując. Splotła ręce na piersi i nerwowo przygryzła dolną wargę, patrząc z przejęciem i niezrozumieniem na najlepszą przyjaciółkę. -Co z nim nie tak?
-Jest po prostu nieodpowiedni...
-Żałuję, że spytałam cię o zdanie-jęknęła zbolałym tonem Ginny, chyba nieco wkurzona na tą niekonstruktywną krytykę Hermiony.
-To jest to co robisz, czyż nie?-zirytowana dziewczyna posłała przyjaciółce piorunujące spojrzenie i głośno odstawiła szklankę na blat, nie przejmując się faktem, że państwo Wesaley już śpią i nie warto byłoby ich budzić. -Pytasz się mnie, udajesz, że liczysz się z moim zdaniem, ale w rzeczywistości wcale cię nie obchodzę, Ginny. Wystarczy, że powiem coś, co nie jest po twojej myśli, a ty już mnie odtrącasz.
-Odtrącam cię?-zszokowana Ginny uniosła w górę brwi i zbliżyła się do Hermiony, patrząc na nią ze złością. -To ty izolujesz się od wszystkich, ciągle masz pretensje, że nie poświęcam ci wystarczająco czasu, podczas gdy to ty...
Hermiona odetchnęła ciężko, czując nagły spadek złości i agresji. Nie miała siły. Była stuknięta. Rzuciła Ginny krótkie spojrzenie, a potem zakończyła to, wychodząc z kuchni.

                                                                           ***

Po tym jak się umyła, przebrała w koszulkę na cienkich ramiączkach i szorty, rzuciła się na łóżko i wbiła nieobecne spojrzenie w sufit. To było paskudne. Poczucie, że jej depresja powraca...
Jej klatka piersiowa uniosła się, kiedy mocno zaciągnęła się powietrzem, starając się nie płakać. Miała nadzieję, że ma to już za sobą. Doskonale pamiętała jak beznadziejnie wyglądała po nieprzespanych, przepłakanych nocach, kiedy wtulała twarz w poduszkę i cicho cierpiała, ukrywając swój powojenny ból.
Powoli odliczała do dziesięciu, tak jak to robiła po śmierci Rona niemal w każdej trudnej sytuacji, ale tym razem to się nie sprawdzało. Była przerażona tym, że złe samopoczucie może znowu powrócić. Nie chciała do tego powracać. Tak bardzo bała się kolejnych dni samotnie spędzonych w pokoju, braku chęci do życia oraz przekonania o swojej beznadziei, że niemal rwała sobie włosy z głowy, kiedy nerwowym gestem zaczęła przeczesywać je palcami. I tak,miała świadomość, że to tylko chłopak. Chłopak, który w jej przekonaniu w mało delikatny sposób po prostu dał jej kosza. Po raz kolejny.
Jej ciche, acz dosadne przekleństwo rozniosło się po pokoju, jednak szybko zostało stłumione przez poduszkę, którą docisnęła do twarzy i ciężko westchnęła, uśmiechając się z goryczą. Była tylko nastolatką ze złamanym sercem. Nastolatką ze złamanym sercem. Jej, to brzmiało beznadziejnie nawet w jej myślach. Bała się wyobrażać jakby to było gdyby, wypowiedziała to na głos.

                                                                           ***

Po tym jak rozstał się z Granger wystarczyło mu piętnaście minut. Piętnaście minut by wejść do baru i nie sięgając po alkohol, wyjść z lokalu w towarzystwie całkiem ładnej blondynki. Była zgrabna, miała długie nogi i porządne ubrania, a jej makijaż nie był tak wyzywający jak przeciętnej, barowej ździry. Mógł więc z spokojnym sumieniem obmacywać ją kiedy siedziała na blacie w jego kuchni i stać między jej szeroko rozsuniętymi nogami i całować jej szyję, co prawda nie tak idealną jak szyję Hermiony, ale jednak całkiem niezłą... Merlinie, czy on właśnie zaczął porównywać ich szyje? Jej palce były wplątane w jego włosy i delikatnie pociągały nimi, podczas gdy on próbował sobie wmówić, że to naprawdę wystarczająco zaspokaja jego rządzę. To znaczy, oczywiście, ich zamierzeniem było robienie czegoś więcej niż jedynie obściskiwanie się w kuchni, ale gdzieś głęboko, wierzył, że chodzi w tym wszystkim o coś więcej. Na przykład o uczucia, które towarzyszyły mu kiedy bywał z Hermioną.
Gwałtownym ruchem ściągnął sukienkę z blondynki, a potem na powrót przywarł do niej ustami, starając się wyłączyć umysł. Dlaczego przepieprzenie przypadkowej dziewczyny nagle stało się dla niego takie trudne?
Ze złością zacisnął palce na jej biodrach, a potem podniósł ją i zaczął kierować się w stronę łóżka, kiedy ona oplotła niepoprawnie długie nogi wokół jego pasa. Stwierdziwszy, że wygląda gorąco w samej, koronkowej bieliźnie,  uśmiechnął się z zadowoleniem, bo wreszcie zaczął zapominać o Hermionie, którą z jakiegoś dziwnego i wkurzającego powodu, wolałby mieć na miejscu ślicznej blondynki.

                                                               
                                                                                   ***

Kiedy tylko się obudziła, szybko opuściła Norę, z całego serca pragnąc uniknąć konfrontacji ze swoją przyjaciółką. Nie miała pojęcia czy rozmowa, którą odbyły nocą nadawała się już na oficjalne miano kłótni, ale wiedziała, że między nimi od dawna nie było tak źle jak teraz. Od miesięcy między nimi wytworzył się dystans, ale dopiero teraz Hermiona nie wytrzymała i powiedziała to na głos.

Siedziała więc w jednej z miejskich kawiarni, wolno popijając gorącą, wciąż parującą kawę, nie odrywając przy tym wzroku od niedużej rubryki na końcu czytanej właśnie gazety. Potrzebowała mieszkania. Minęło wystarczająco czasu, aby zdążyła stanąć po wojnie na nogi. Musiała na powrót stać się niezależna i choć w Norze mieszkało się jej całkiem miło i przyjemnie, to ze względu na Ginny, powinna jak najszybciej opuścić dom Weasleyów. Nie było sensu pozostawać tam niechcianą.
W zamyśleniu machała niedosięgającymi do podłogi nogami i przygryzając delikatnie wargę, śledziła wzrokiem najnowsze oferty nieruchomości na sprzedaż. W kawiarni leciała przyjemna, tak typowa dla takich miejsc muzyka, a ona wreszcie poczuła się spokojnie. Nikt jej tu nie znał, miała chwilę tylko na siebie, a jednak wśród tak wielu ludzi.
-Hermiona?
Zaskoczona uniosła spojrzenie i napotkała na wesołe, zielone tęczówki swojego najlepszego przyjaciela.
-Harry-uśmiechnęła się radośnie, czując jak w momencie kiedy go zobaczyła odleciał z niej przynajmniej kawałek dogniatającego go do ziemi ciężaru. Odsunęła gazetę na bok i założyła niesforny kosmyk włosów za ucho, starając się zachowywać naturalnie i pogodnie, tak jakby właśnie nie przeżywała nawrotu druzgoczącej depresji. -Co tu robisz?-zapytała po chwili, kiedy jej przyjaciel dosiadł się naprzeciwko, stawiając na stoliku kubek kawy na wynos.
-Szedłem do pracy, pomyślałem, że wstąpię na kawę. Dawka kofeiny dobrze mi zrobi-uśmiechnął się, a ona uświadomiła sobie, że rzeczywiście, ministerstwo znajduje się zaledwie kilka przecznic stąd i to całkiem normalnie, że wpadła tu na Harry'ego.
-Dawno cię nie widziałam-zauważyła w końcu, a on pokiwał głową, najwyraźniej zgadzając się z jej zdaniem. Bardzo za nią tęsknił.
-Tak, ostatnio prawie w ogóle nie zaglądam do Nory-zaśmiał się, a potem upił łyk kawy i z lekkością przeczesał swoje roztrzepane, kruczoczarne włosy. -Ale co tutaj robisz? Czekasz na kogoś? Jest jeszcze dość wcześnie-zauważył z zamyśleniem, rzucając spojrzenie w stronę zapiętego na jego dłoni, eleganckiego zegarka.
-Och, nie, musiałam... chciałam się napić-tu skinęła głową w stronę opróżnionego do połowy kubka, a potem uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. -Pomijając fakt, że w Norze nie czuje się już na tyle dobrze, by zejść do kuchni i tam zaparzyć sobie kawę...-dodała cicho i ponuro, kiedy na jej twarzy wymalował się fałszywy, przepełniony goryczą uśmiech. Próbowała udawać, że to nic, że wcale nie jest jej smutno, ale Harry nie był idiotą. Był jej przyjacielem.
-Co? Co się stało?-zmarszczył brwi i wyciągnął rękę na stół, żeby móc ująć tą Hermiony. Mocno ścisnął jej dłoń, nie odrywając od niej zatroskanego spojrzenia.
-Pokłóciłam się z Ginny-wyznała, wzruszając ramionami. -Ona... Cóż, ona spotyka się z Blaise'm Zabinim.
-Co?!-zszokowany ton wyrwał się z jego gardła, kiedy dowiedział się o tożsamości nowego chłopaka swojej rudowłosej przyjaciółki. Kilka razy otworzył usta, żeby ułożyć coś sensownego, ale nie bardzo mu to wychodziło. -Ale... Że co?!-jego niedowierzający głos podniósł się o oktawę, kiedy z najprawdziwszą konsternacją trawił tą niezbyt wygodną informację.
-Tak, wiem-mruknęła zrezygnowana Hermiona, podzielając jego zdanie co do Blaise'a. To znaczy, on nie musiał nic mówić, żeby wiedziała, iż nie jest zadowolony. -Myślisz, że jest niebezpieczny?-spytała ze zmartwieniem.
-Nie mam pojęcia-Harry wzruszył ramionami, a potem ze strapieniem potarł skronie i westchnął ciężko, opierając się plecami o oparcie krzesła. -Na pewno nie bardziej niż Malfoy-dodał, patrząc na nią ostrzegawczo. Cóż, nie spotykała się już z Malfoyem, a przynajmniej nie zamierzała. Nigdy więcej.
-Co to znaczy?
-Że był śmierciożercą, ale ministerstwo nie znalazło wystarczających dowodów by go skazać. To znaczy Hermiona, sama wiesz jak było. Mnóstwo osób przyjęło znaki, mało z nich rzeczywiście miało szansę by się do czegoś przysłużyć-na moment ukrył twarz w dłoniach i jęknął zbolałym tonem, zmuszając się do uśmiechu. Kiedy po raz kolejny na nią spojrzał, wszelki ślad po niepokoju i irytacji zniknął. -Nie rozmawiajmy o tym. Zajmę się Zabinim w pracy.
Skinęła głową i była mu za to naprawdę wdzięczna.
-Szukam mieszkania-zmieniła temat, postanawiając ostatecznie podzielić się tą informacją z najlepszym przyjacielem.
-Serio?-zaskoczony uniósł brwi. -To przez Ginny?
-Tak. Nie. Nie wiem-odparła sfrustrowana, nie do końca wiedząc jaki jest główny powód dla którego tak nagle zapragnęła się wyprowadzić. -Nie mogę do końca życia mieszkać z Weasleyami-wyjaśniła, a on ze zrozumieniem pokiwał głową.
-Masz coś na oku?-zapytał z zaciekawieniem, po raz kolejny leniwie upijając łyk swojej kawy. Chyba był naprawdę ważną osobą w ministerstwie, skoro nie przejmował się faktem, że już dawno jest spóźniony do pracy.
-Taa...-westchnęła i pokazała mu stronę gazety, na której widniały ruchome zdjęcia ładnych apartamentów. -Jeżeli masz na myśli mieszkania moich marzeń, które kosztują jakieś... całe moje życie-dodała z ironią i wywróciła oczami, kiedy jej przyjaciel wyjął gazetę z jej rąk.
-Rzeczywiście, nie są najtańsze-przyznał, bo choć obydwoje zostali ogłoszeni bohaterami świata czarodziejów, nie byli najbogatsi. Po przetrwaniu wojny w ekstremalnych warunkach, teraz problemem okazywało się głupie kupienie mieszkania.
-Ale możesz zatrzymać się u mnie, jeśli chcesz-zaproponował, na co ona gwałtownie zamrugała oczami.
-C-Co?-z niezrozumieniem zmrużyła oczy.
-Och, no tak, zapomniałem ci powiedzieć-zaśmiał się, po czym poprawił okrągłe okulary na swoim nosie i objął dłońmi swój kubek z kawą. -Tydzień temu wynająłem mieszkanie niedaleko.
-Co? Jak mogłeś mi nie powiedzieć?-zapytała z wyrzutem, jednak jednocześnie szczęśliwa i podekscytowana, że jej przyjaciel wreszcie stanął na nogi.
-Przepraszam, zamierzałem ci powiedzieć. Naprawdę-zapewnił ją i uśmiechnął się. -Na swoją obroną dodam, że chciałem tam zorganizować imprezę-niespodziankę.
Hermiona wywróciła oczami, po czym prychnęła pod nosem, delikatnie się uśmiechając.
-To jak? Kiedy się wprowadzasz?-Harry uniósł jedną brew i spojrzał na nią z wyczekiwaniem, podczas gdy ona spojrzała na niego ze zmieszaniem.
-Poważnie?
-Dlaczego nie?-wzruszył ramionami.
-Tak jakby chciałam stanąć na nogi-przypomniała mu. -Nie mogę tym razem być ciężarem dla ciebie. Potrzebuję czegoś własnego.
-Możesz dokładać się do czynszu, jeżeli poprawi ci to humor-stwierdził obojętnie.
-Ale...
-Och, daj spokój Hermiona-nachylił się nad nią i spojrzał w oczy z lekką irytacją. -Doskonale wiemy, że tak samo niszczy cię towarzystwo ignorującej Ginny jak i samotność.
Z zaskoczeniem uniosła brwi, a potem posłała mu piorunujące spojrzenie, nieco urażona jego bezpośredniością.
-Wow. Dzięki, Harry-mruknęła, nie rozumiejąc jak Harry mógł widzieć, że nie czuje się swobodnie w towarzystwie Ginny. Naprawdę znał ją lepiej niż kiedykolwiek przypuszczała.
-Po prostu się zgódź-poprosił, rzucając jej niecierpliwe spojrzenie.
-Nie wiem to...-wzruszyła ramionami, z wyraźnym zmieszaniem, wbijając wzrok w swój kubek z kawą. Nie czuła się dobrze z myślą, że po raz kolejny miałaby być dla kogoś problemem. -To znoszenie mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu-mruknęła cicho. -Jesteś pewny?
-Tak. Jestem pewny-zapewnił ją z delikatnym uśmiechem. -Będzie super.
-Będę dopłacać się do czynszu-zapowiedziała, aby uchronić swoje sumienie. -I mogę robić zakupy.
-No to ustalone-Harry wstał od stołu, mocno ściskając w dłoni kubek z kawą. -Jej, nie mogę uwierzyć, że jesteś moją współlokatorką-uśmiechnął się, a potem nachylił się nad nią i szybko pocałował w czubek głowy. -Widzimy się wieczorem. Wpadnę do Nory na kolację.
I wyszedł z kawiarni, podczas gdy ona z szerokim uśmiechem oparła się o oparcie drewnianego krzesła. Ona i Harry w jednym mieszkaniu. Jej przyjaciel był najwspanialszym przyjacielem na świecie.

-------------------------------------------
Czeeeść! ^^
Dzisiaj rozdział niezbyt długi, w dodatku dodany po dłuższej przerwie, za co zresztą przepraszam, ale mam nadzieję, że nie jest najgorszy i jakoś się z nim uporałyście :) 
Gorąco zapraszam do komentowania, bo to dodaje mnóstwo motywacji i oczywiście ma wpływ na szybkość pisania i systematyczność dodawania notek, więc zachęcam mocno do wyrażenia opinii chociażby w jednym zdaniu :) Jestem otwarta na wszelką krytykę, naprawdę. 
Życzę miłego wieczoru i nadchodzącego weekendu :**** 









poniedziałek, 11 maja 2015

-Rozdział 14- It's Good To Have You

Ten tydzień minął jej zaskakująco szybko. Skupiając się na najważniejszych pracach, jakimś cudem dotarła do końca września bez zbędnych załamań nerwowych, ataków paniki albo kłótni z przyjaciółmi. Funkcjonowała tak, jak każdy człowiek, wykonywała niezbędne czynności, uśmiechała się, rozmawiała i wyglądała na zadbaną, ale to co było na zewnątrz nieporównywalne było z tym co działo się w środku. Tak, tłumiła gnębiące ją wyrzuty sumienia, starała się słuchać Ginny, nie obwiniać się o los swoich rodziców, uciekać myślami gdzie indziej, kiedy tylko zbliżyła się do tematu tabu, ale to nie było takie proste. Gdzieś tam, wiedziała, że nie postępuje właściwie.
-Jesteś gotowa?-Ginny szybko wkroczyła do pokoju, stukając o drewniany parkiet obcasami swoich wysokich, czarnych szpilek. Obciągnęła w dół beżową, zwiewną sukienkę, a potem posłała przyjaciółce pośpieszny uśmiech, stając przed lustrem w jej pokoju i związując rude włosy w ładnego, luźnego koka.
-Tak, już prawie-Hermiona westchnęła cicho, a potem zasunęła suwak swojej sukienki i przesunęła swoje falowane włosy na jedno ramię, ukazując fragment swojego nagiego ramienia. -Na dworze jest zimno?-spytała, z zamyśleniem stwierdzając, że nie ma czego włożyć aby było jej ciepło i jednocześnie pasowało do sukienki, którą ma już na sobie.
-Nie, nie tak bardzo-odparła nieprzytomnie Ginny, a potem wyciągnęła szminkę z jednej z szuflad w komodzie, i przejechała nią po swoich pełnych wargach, z uwagą wpatrując się w swoje odbicie.
-Caitlyn też idzie?-Hermiona z rezygnacją usiadła na łóżku i ze znudzeniem zaczęła stukać czubkiem płaskiego buta o podłogę.
-Tak, powinna wpaść...-oznajmiła z lekką ekscytacją dziewczyna, jeszcze raz poprawiając swoje włosy.
-Przyjdzie z Lucjuszem?-Hermiona uniosła w górę jedną brew, nerwowo przygryzła dolną wargę i zacisnęła palce na materiale pościeli, w duchu błagając by ojciec Dracona pozostał w domu. Nie wyobrażała sobie Lucjusza Malfoya skaczącego w rytm muzyki w jakimś młodzieżowym, nocnym klubie. O Merlinie, to by było okropnie niezręczne.
-Nie wygłupiaj się-Ginny zaśmiała się beztrosko, a potem zarzuciła małą torebkę na ramię i rzuciła jej wyczekujące spojrzenie. -Idziemy?
-Nie wiem czy to dobry pomysł-stwierdziła w końcu Hermiona, a potem bez zbędnego entuzjazmu podniosła się z łóżka i spojrzała na przyjaciółkę z nieprzekonaniem. -To znaczy Ginny, będziesz tam ty, Caitlyn i twój tajemniczy chłopak, a ja... wydaje mi się, że ja tam nie pasuję-przyznała smutno, a potem odetchnęła ciężko i odwróciła wzrok, widząc to domagające się głębszych wyjaśnień spojrzenie Ginny. Nie chciała jej tłumaczyć, że ostatnio nie czuje się dobrze w niczyim towarzystwie, jej samoocena gwałtownie zjechała w dół, a do tego czuła potworne wyrzuty sumienia, z powodu imprezowania, podczas gdy jej rodzice leżą bez zmysłów w szpitalu.
-Och, przestań wygadywać takie głupoty-Ginny uśmiechnęła się i mocno ją przytuliła, gładząc delikatnie po plecach. -Nie możesz wystawić mnie w ostatniej chwili-zaśmiała się, a potem szybko odsunęła i ruszyła w stronę drzwi, rzucając jej ponaglające spojrzenie. -Chodź, niedługo będziemy spóźnione.

                                                                            ***

Klub był mugolski, ale ponieważ ulokowany był całkiem niedaleko ulicy Pokątnej, czarodzieje bawili się w nim bardzo chętnie, nie ujawniając przy tym swojej tożsamości zwykłym ludziom. Można tu było spotkać niezliczoną ilość niecodziennych i skomplikowanych osobowości, zaznać prawdziwej zabawy, albo skosztować wykwintnych, oryginalnych drinków. Kiedy razem z Ginny stanęła przed tym właśnie klubem, nie była zdziwiona. To takie typowe dla jej przyjaciółki. Przychodzić w miejsce pełne szumu, głośnych dźwięków muzyki, ludzi ubranych w sposób szokujący, ale i ciekawy, godny pozazdroszczenia, uwagi, sensacji.
-Ginny! Hermiona!-Caitlyn przepchnęła się przez tłum oczekujących na wejście do klubu ludzi, obdarzając je niesamowicie szerokim uśmiechem. Bez słowa rzuciła się im w ramiona, a potem mocno przyciągnęła do swojego ciała, zmuszona nieco przygiąć przy tym kolana, bo szpilki czyniły z jej już i tak wysokiej osoby, jakiegoś półolbrzyma. Hermiona jęknęła cicho, kiedy jej głowa została przyciśnięta do piersi brunetki, a potem odsunęła się i z niezadowoleniem skarciła za to, że dobrała do sukienki płaskie buty. Teraz zapewne nie sprzedadzą jej w klubie nawet drinka, bo wezmą ją za jakiegoś dzieciaka. Westchnęła ciężko, a potem przeklęła swoje 160 centymetrów wzrostu i splotła ręce na piersi wznosząc oczy ku niebu.
-Więc... Kiedy poznamy twojego ukochanego, Ginny?-spytała z ekscytacją Caitlyn, zarzucając swoimi długimi, ciemnymi włosami. Były takie zadbane, nawet wiatr, nie był wstanie zniszczyć ich nienagannego ułożenia.
-Powinien już być, spóźnia się-mruknęła nieco zestresowana dziewczyna, kiedy dotarło do niej, że chłopaka jeszcze nie ma. Potarła dłońmi swoje ramiona, a potem zmarszczyła brwi i spojrzała niepewnie na swoje przyjaciółki. -Myślicie, że mnie wystawi?-spytała, domagając się ich pocieszenia.
-Ciebie?-Caitlyn zaśmiała się sztucznie, mocno przytulając rudowłosą. -Kto by cię chciał wystawić kochanie? Jesteś śliczna!-zapewniła ją, na co Hermiona mimowolnie wywróciła oczami.
-To niewykluczone. Umawiasz się z Ślizgonem-przypomniała jej chłodno Hermiona, nie mogąc się po prostu powstrzymać. Miała za sobą ciężki tydzień, a towarzystwo Caitlyn działało na nią toksycznie.
-Ty jakoś spotykasz się z Draconem-odparła Ciatlyn, ubiegając Ginny, która spojrzała na przyjaciółkę z zaskoczeniem i oburzeniem.
-No właśnie-Hermiona wzruszyła ramionami, jakby fakt ten był nie dość, że prawdziwy, to jeszcze godny nonszalanckiego potraktowania. -Zastanawiałaś się kiedyś, Ginny, co może za sobą pociągnąć to twoje spotykanie się ze Ślizgonem?-spytała złośliwie, nie poznając samej siebie. Była jednak wściekła. za to jak inni ją traktują. Na każdym kroku spotykała się z jednym, wielkim niezrozumieniem.
-O co ci chodzi?-zaskoczona Ginny podniosła ton i rzuciła jej piorunujące spojrzenie, jednak zanim zdążyła dodać coś jeszcze, ktoś podszedł do niej od tyłu, objął w talii, a potem pocałował w policzek i uśmiechnął się do pozostałych, witając się z rudowłosą krótkim Hej!.
-O.Mój.Boże-Hermiona wytrzeszczyła oczy i zastygła w zaskoczeniu, podczas gdy Caitlyn rzuciła się na chłopaka i zaczęła piszczeć oraz wrzeszczeć, zapewniając go, że poznanie go to czysta przyjemność. -Wow-dodała jeszcze kiedy Ginny z równym zachwytem odwróciła się do niego i rzuciła na szyję, łącząc ich usta w obrzydliwie długim i namiętnym pocałunku.
Nagle ktoś podszedł do niej i niepewnie pochylił nad jej uchem. Nie musiała patrzeć kim jest ta osoba. Rozpoznała ten zapach, to dziwne uczucie ekscytacji, które nagle oblało całe jej wnętrze kiedy tylko się zbliżył.
-Udawaj, że to nic niezwykłego.
Draco był tu. Był tu i z jakiegoś niezrozumiałego powodu cieszyła się, bo miała wrażenie, że to jedyna osoba, która naprawdę jest wstanie zrozumieć to, co w tym momencie czuła.
-Blaise Zabini-wysyczała z szokiem i niezrozumieniem, odwracając się w jego stronę i patrząc mu w oczy z tym typowym błyskiem, oznajmiającym mu, że nie godzi się na to, co rozgrywa się przed jej oczami. -To jest kur... To jest Blaise Zabini!-rzuciła ze złością, jakby oskarżając go o to, że jego znajomy ze szkoły umawia się z jej najlepszą przyjaciółką.
-Tak, ja też byłem zaskoczony kiedy się o tym dowiedziałem-przyznał, wywracając oczami. -Musiałem przyjść-dodał po chwili, widząc jej nierozumiejące spojrzenie. -Chciałem być pewny, że wszystko u ciebie okey.
-Tak, cóż...-odetchnęła ciężko i rzuciła krótkie spojrzenie, gdzie Ginny i Blaise ślinili się ku wyraźnej uciesze i rozczuleniu Caitlyn. -Radzę sobie-powiedziała z rezygnacją, a potem zatrzymała spojrzenie na jego ubraniu. Wyglądał naprawdę dobrze w zwykłych czarnych spodniach i białej koszulce. Prosto, ale niezwykle przystojnie i pociągająco... Momentalnie zdzieliła się mentalnie w twarz za to stwierdzenie, a potem ze skrępowaniem oplotła się ramionami, dostrzegając na sobie jego skanujący wzrok. Nagle w zwykłej, granatowej sukience bez ramiączek poczuła się przy nim nago.
-Idziemy?-spytała na co on skinął głową i ruszył za nią, w stronę wejścia do klubu.

                                                                          ***

Muzyka była nieprawdopodobnie głośna. Czuła jak wraz z mocnymi basami podskakują jej wszystkie wnętrzności. Zewsząd otaczały ją rozszalałe i spocone, ocierające się o siebie ciała, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu. Jednym słowem było duszno, tłoczno, a do tego znajdowała się w tym miejscu w najwspanialszym towarzystwie na całym wielkim świecie.
-Napijesz się?-Malfoy zapytał głośno, próbując przekrzyczeć muzykę, a ona szybko pokiwała głową, uprzednio obiecując sobie, że nie może się upić. Owszem, nie była wstanie wytrzymać tutaj na zupełnie trzeźwo, ale nie było mowy, że po raz kolejny wymusi na Malfoyu jego opiekę, albo co gorsza, porzyga mu się na buty.
Chłopak zniknął gdzieś w tłumie, podczas gdy ona patrzyła jak reszta jej znajomych przechodzi przez szerokie, klubowe wejście. Ginny uwieszona była na szerokim ramieniu Blaise'a, a Caitlyn skakała wokół nich nawijając o czymś z szerokim, pełnym podekscytowania uśmiechem.
-Pojawił się Draco, a ty już nas zostawiasz?-zaświergotała zadziornie Caitlyn. Ugh, ile by dała, żeby Malfoy wrócił już z jej drinkiem. Mogłaby go wtedy wylać na tę jej obrzydliwą, czerwoną sukienkę...
-Tak jakoś wyszło-westchnęła ciężko i odwróciła wzrok, próbując odnaleźć go w tłumie. To dziwne, ale naprawdę zdecydowanie lepiej czuła się w jego towarzystwie.
-Muszę do łazienki-wtrąciła nagle Ginny, zwracając na siebie ich uwagę. Odsunęła się od ramienia Blaise'a i spojrzała wyczekująco na resztę dziewczyn, wymownie unosząc w górę brwi. -Pójdzie ktoś ze mną?
-Pewnie, muszę poprawić makijaż-Caitlyn jak na komendę zaczęła poprawiać włosy i grzebać w swojej małej torebeczce, szukając zapewne kosmetyczki.
-Nie, dzięki-odparła w tym samym czasie Hermiona, wnosząc oczy ku niebu. Miała świadomość, że wychodzi na sukę, że swoim niemiłym zachowaniem sprawia Ginny przykrość, bo przyjaciółce prawdziwie zależało na tym spotkaniu, ale naprawdę nie potrafiła inaczej. Niezręcznie przestąpiła z nogi na nogę, a potem rzuciła Ginny wymuszony uśmiech, próbując zatuszować, że nic nie jest dobrze. -Idźcie beze mnie.
[...]
-Ginny opowiadała mi wiele o tobie-powiedział Blaise, kiedy nie przemyślawszy uprzednio swojej sytuacji, została z nim sama. Mogła iść do tej łazienki razem z Caitlyn...
-Yyy tak?-zaskoczona uniosła w górę jedną brew i przeczesała palcami włosy, krzywiąc się kiedy jakaś skacząca dziewczyna, popchnęła ją niechcący do przodu. Nie było to nic groźnego, z pewnością, nie wywróciłaby się, ani nie straciła równowagi, ale Blaise nie powstrzymał się od sięgnięcia dłonią  do jej ramienia. Pomógł jej się ustabilizować, a potem uśmiechnął się i zaczął poruszać w rytm głośnej, klubowej muzyki, mimochodem mierzwiąc dłonią swoje ciemne włosy.
-Ty i ona jesteście ze sobą blisko?-spytał, kiedy nie wiedząc co robić zbliżyła się do niego i zaczęła zwyczajnie tańczyć.
-Tak-potwierdziła, nie wiedząc czemu miałaby mu się zwierzać i opowiadać jak to w ostatnim czasie ona i Ginny oddaliły się od siebie. -A ty? Jak długo jesteście razem?
-Od kliku tygodni-przyznał, delikatnie się uśmiechając. -Ginny to...-zamyślił się, kiedy na jego twarzy pojawił się błogi wyraz. -Ona jest wspaniała-powiedział, co nieco uspokoiło Hermionę. Wyglądało na to, że ci dwoje rzeczywiście darzyli się specjalnym uczuciem.
-Tak, to niezwykle wspaniała osoba-potwierdziła i uśmiechnęła się, w duchu przeklinając niekomfortową sytuację, jaka wytworzyła się między nią a Blaise'm. Wydawał się być miły, naprawdę sympatyczny, ale gdzieś tam, w głębi duszy, nie potrafiła tak po prostu wyluzować się w jego towarzystwie.
-Może kiedyś wyskoczymy gdzieś w trójkę?-zaproponował na co ona momentalnie się rozpromieniła. Czy on jej proponował spotkanie bez Caitlyn?
-Brzmi fajnie-przyznała i uniosła ręce do góry, bo muzyka zrobiła się żywsza i wymagała nieco więcej niż zwykłego poruszania biodrami.
-Wow, super tańczysz-skomplementował, oblizując wargi Blaise, na co ona uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła wzrok. Serio? To było beznadziejne. Gdyby tylko ludzie wiedzieli co myśli... Ostatnio coraz częściej łapała się na udawaniu pozytywnych emocji.
-Chcesz zobaczyć więcej?-uniosła w górę jedną brew i przybrała na twarz ten zadziorny wyraz, czując, że Blaise wcale nie jest tym za kogo się podaje. Gdyby rzeczywiście kochał Ginny, nigdy nie mówiłby do niej w taki sposób.
Patrzyła jak chłopak z zadowoleniem uśmiecha się pod nosem, a potem rozgląda się po klubie, upewniając, że nikt niepowołany ich nie zobaczy. Była zaskoczona, kiedy gwałtownie przyciągnął ją do siebie, uprzednio lokując swoje dłonie na jej talii. Nie spodziewała się, że będzie aż tak odważny, zwłaszcza, że jego dziewczyna mogła pojawić się przy nich w każdej chwili. Była wściekła, bo wiedziała, że ten dupek nie zasługuje na jej najlepszą przyjaciółkę, ale zarzuciła ręce na jego szyję i zaczęła tańczyć nieco śmielej, niby przypadkiem ocierając się o jego ciało. Chciała sprawdzić jak daleko się posunie i nie potrafiła ukryć satysfakcji kiedy zaczął sunąć nosem po jej odkrytej szyi. To tylko utwierdzało ją w świadomości, że Ginny wybrała źle, że Blaise jest jednym z najgorszych wyborów jakich dokonała. Nagle jego dłonie z talii zjechały na jej biodra, a potem pośladki.
-Co z Ginny?-spytała urywanym oddechem, bo tańczenie było męczące, ale chłopak zinterpretował jej jęk inaczej. Z szerokim uśmiechem przejechał językiem po jej szyi, a potem odparł, uprzednio delikatnie przygryzając jej skórę:
-Widzisz tu gdzieś Ginny?
Och, to było naprawdę okropne. Hermiona zamrugała szybko, nieco zaskoczona tą okrutną odpowiedzią i mimowolnie straciła chęci do tej gry, gdy uświadomiła sobie jak beznadziejnej osobie pozwala trzymać się w ramionach. Przestała tańczyć, jednak zanim zdążyła odsunąć się od chłopaka, zrobił to za nią ktoś inny. Poczuła jak silna dłoń zaciska się na jej ramieniu i przysuwa ją do tyłu, mocno wbijając palce w odkryty obojczyk. Pożałowała, że miała na sobie sukienkę bez ramiączek, wiedząc, że nieco bardziej zakrywające ubranie, zapewne zmniejszyłoby ból. Uderzyła plecami w czyjąś twardą klatkę piersiową i już nie miała wątpliwości, kto stoi za jej plecami. Wywróciła oczami i głośno wciągnęła powietrze przez nos. Zapowiadało się, na to, że wieczór nie skończy się przyjemnie, ale szczerze mówiąc nie żałowała tego. Musiała się wyżyć.
-Co ty robisz, Zabini?-Malfoy warknął w stronę Blaise'a ze złością, jednocześnie wciskając jej w ręce jakiegoś niebieskiego drinka. Cóż, zaskakujące. Wnioskując z burzliwości jego tonu, liczyła raczej na to, że rozbije jej go na głowie.
-Przerwałeś nam taniec, Draco-nonszalancki głos Blaise'a trochę ją zaskoczył. Jakim cudem ten człowiek jest tak miły i sympatyczny w obecności Ginny?
-Och, to był taniec?!
-Malfoy-gwałtownie odwróciła się w jego stronę i wsparła wolną dłoń na jego piersi, z lekkim niepokojem zerkając mu w oczy. -Przestań-powiedziała cicho, a przynajmniej na tyle cicho, by było to zrozumiałe w dudniącym od zagłuszającej muzyki klubie.
Chłopak jednak nie patrzył na nią. Jego wzrok, pełen wściekłości i skrajnej irytacji, utkwiony był w Blaise'ie, który natomiast chyba rozpierany był przez triumf, bo oprócz szerokiego uśmiechu nie zdobył się już na nic więcej.
-Hej! Co się dzieje?-radosny głos wyrwał ją z otępienia. Odwróciła się i zobaczyła jak roześmiana Ginny podchodzi do nich i wiesza się na ramieniu swojego chłopaka, szeroko się do wszystkich uśmiechając.
Hermiona rzuciła spanikowane spojrzenie w stronę Malfoya, błagając go w myślach, by nie powiedział nic głupiego. Ginny nie mogła nic wiedzieć.
-Zaraz wracamy-powiedziała szybko, a potem złapała blondyna za rękę i pociągnęła go w stronę łazienki, nim ktokolwiek mógł zadać im jakieś pytanie.

                                                                            ***

Korytarz prowadzący do łazienek był znacznie cichszy i bardziej opustoszały od parkietu, na którym tłumiły się tańczące osoby. Oprócz jakiejś pary pożerającej się przy ścianie na drugim końcu holu, Draco i Hermiona znajdowali się tutaj sami, obydwoje roznoszeni przez tłumiące się w nich emocje.
Dziewczyna zdążyła już w drodze tutaj opróżnić swojego drinka i odstawić go na jeden z licznych stolików; alkohol krążył w jej żyłach i dodawał odwagi, podczas gdy Draco zdawał się być spokojny, w pełni przygotowany na to, co zamierzają sobie powiedzieć. Nieco wkurzony, ale wciąż opanowany, doprowadzając ją tym zachowaniem do najczystszej postaci furii.
-Nie możesz nikomu powiedzieć-zażądała w końcu, na co on uśmiechnął się z powątpiewaniem i oparł z obojętnością o ścianę korytarza, rzucając jej wyzywające spojrzenie.
-Powiedzieć o czym?-dopytywał się z zadziornie uniesioną brwią, najwyraźniej czerpiąc korzyść z tego, że dziewczyna jest od niego w jakimś stopniu uzależniona.
-Że ja i Blaise...-zacięła się i odwróciła wzrok, skrępowana tym, że takie słowa mogłyby w ogóle kiedykolwiek wyjść z jej ust.
-Że wy co?-złośliwy uśmiech pojawił się na twarzy Malfoya, podczas gdy ona szukała jakiegoś poprawnego sformułowania na to co ona i Blaise wyprawiali na parkiecie. Po chwili jednak zrezygnowana i wściekła dała sobie spokój z określeniami i tłumaczeniem się przed kimś pokroju Malfoya. Oczywistym było, że on na koncie miał już nie takie wyczyny.
-O co ci chodzi, co?!-warknęła z irytacją i niezbyt delikatnie uderzyła otwartymi dłońmi w jego klatkę piersiową. Prowokacyjnie uniosła w górę brwi i zmrużyła groźnie oczy, rzucając mu wyzywające spojrzenie. -Teraz masz zabawę z tego, że złamiesz serce mojej przyjaciółce?!
-Och chyba się przesłyszałem-Draco uśmiechnął się smutno, ale zaraz potem przybrał na twarz poważny wyraz i obrzucił ją piorunującym spojrzeniem. -JA złamię jej serce?! Jeszcze chwila i może powiesz, że to JA stałem i obściskiwałem się z Blaise'm na środku parkietu!
-Och, zamknij się, niczego nie rozumiesz-warknęła i przeczesała dłońmi włosy, resztkami sił powstrzymując się przed wyrwaniem ich wraz z cebulkami. -Nie może się dowiedzieć dopóki nie będę pewna, że on...
-On co, Granger?!-zapytał wściekły Malfoy, obdarzając ją oskarżycielskim tonem. -Trzymał ręce na twoim tyłku, lada chwila wpychałby ci język do gardła, a nim byś się obejrzała, skończyłabyś w jego łóżku?
-To nieprawda-zbulwersowana podniosła głos i z podenerwowaniem przygryzła wnętrze swojego policzka, z wściekłością pochodząc bliżej niego. -Nie pozwoliłabym na to-wysyczała prosto w jego twarz, podczas gdy on uśmiechnął się kpiąco i obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
-Tak?-uniósł brew, udając zaskoczenie. -Sprawiałaś wrażenie takiej łatwiej...
Wściekła podniosła rękę do góry zamierzając go spoliczkować, kiedy ten z wściekłością złapał ją za nadgarstek i szybko obrócił, przyciskając jej plecy do ściany. Teraz to on atakował, to on patrzył ze złością, pochylał się nad nią i miał ewidentną przewagę.
-Co to kurwa było, Granger?-zapytał z irytacją, podczas gdy ona próbowała jakoś mu się wyrwać. -Liczyłaś na to, że przepieprzysz chłopaka najlepszej przyjaciółki?-wysyczał wprost w jej usta, na co ona momentalnie się wzdrygnęła. Próbowała go od siebie odsunąć, ale był zbyt silny. Agresywny i niebezpieczny.
-Jeszcze moment i pomyślę, że jesteś zazdrosny-odgryzła się, bo pomimo niepokoju, wciąż tliła się w niej wściekłość, frustracja i wewnętrzne zagubienie.
-O ciebie?-zapytał, mierząc ją zdegustowanym wzrokiem. -Nie schlebiaj sobie.
Auć.
-Nawet jeżeli, to co?-spytała, udając obojętną, na te raniące słowa. Ostatnio naprawdę miała problemy z samoakceptacją. -Mielibyśmy cudowny seks w klubowej łazience. Jaki masz z tym problem?-uśmiechnęła się złośliwie, obserwując zaskoczenie na jego twarzy, ale trwało to zaledwie moment. Już po chwili jego twarz wyrażała jedynie ironię, perfidną złośliwość i ślizgoński brak jakichkolwiek granic.
-Żaden-wzruszył ramionami i puścił ją, a potem zaczął iść w stronę wyjścia z korytarza. -Widzę, że ty też nie. Będziesz miała coś przeciwko jeżeli powiem Ginny, że masz ochotę przelecieć jej faceta?
-Co?!-zaskoczona rzuciła się za nim, a potem złapała za rękę i mocno szarpnęła w swoją stronę, drąc się na niego z całą swoją wściekłością. -Nie masz prawa tego zrobić, Malfoy!
-To dlaczego to robisz?!-zapytał równie zły, wyrzucając ręce do góry. Jego oczy patrzyły na nią z irytacją, podczas gdy ją nawiedzało coraz większe poczucie frustrującej przegranej.
-Ponieważ...-łzy zalśniły jej w oczach, a głos mimowolnie się urwał, ale nie zamierzała przegrywać. Wszystko, tylko nie znowu upaść. Stłumiła rosnące w jej sercu uczucie bólu, a także powstrzymała płacz,  zadarła głowę do góry i mocno zacisnęła palce na cebulkach swoich włosów. -Bo jestem wściekła!-wyznała w końcu, zaczynając szybko chodzić wzdłuż prowadzącego do łazienki korytarza. Jej kroki głośno odbijały się od ścian, mimo dudniącej muzyki. -Nie wiem co próbowałam robić. Ja po prostu...-odetchnęła głęboko i utkwiła wzrok w ścianie, podłodze, brzydkich drzwiach do toalet, we wszystkim, tylko nie jego oczach.
Pociągnęła nosem, a potem gwałtownie przystanęła i oparła czoło o ścianę, ciężko wzdychając. Nienawidziła siebie, nienawidziła ludzi, miała tak bardzo dość wszystkiego co ją otaczało.
-Jestem wściekła na Ginny, bo mnie olała, na Caitlyn, bo ta suka rujnuje wszystko w moim życiu, Harry'ego, który ciągle znika w pracy, Rona, który się poddał, moich rodziców, którzy leżą w pieprzonym Mungu...-zaczęła wyliczać, powoli odwracając się w jego stronę. Łzy niebezpiecznie szkliły się w jej oczach, ale nie zapowiadało się na to, że da im wypłynąć. Ona była wściekła, a wściekli ludzie bywają zdeterminowani, by nie okazywać słabości. -Jestem wściekła na ciebie, Malfoy, bo nigdy nie potrafisz się zamknąć! Zawsze musisz coś skomentować, zawsze wszystko psujesz!-wytknęła mu i niebezpiecznie zbliżyła się w jego stronę, obojętna na to jak niewzruszony przyglądał się jej wybuchowi. -Wkurzasz mnie tym, że za każdym razem kiedy cię spotykam, uświadamiasz mi tylko to jak słaba i bezradna jestem! Zadowolony?! Tak, jestem słaba! Nie radzę sobie kurwa z niczym!
-Ach i to jest ten powód-pokiwał głową z pozornym zrozumieniem, podczas gdy jego ton opływał w jadowitym, raniącym ją sarkazmem. -Wchodzisz do klubu i wpadasz w ramiona tego...
-O co ci chodzi?! Dlaczego to co zrobiłam jest takie okropne?! Nie muszę ci się tłumaczyć z niczego co robię, a ciebie nie powinno to nawet obchodzić!
-Ponieważ, Granger, to jest...-urwał i ze złością przeczesał palcami swoje włosy, ciężko przy tym oddychając. -To jest Zabini-wyjaśnił po krótkiej chwili milczenia, a potem spojrzał na nią niemal błagalnie, zawieszając swój wzrok na jej czekoladowych tęczówkach. -Wszyscy tylko nie on.
Hermiona zaśmiała się pod nosem, a potem pokiwała przecząco głową, nie dowierzając własnym uszom.
-To jest śmieszne-stwierdziła i próbowała odejść, kiedy on gwałtownie złapał ją za nadgarstek i zatrzymał przy sobie.
-Poważnie, Granger, nie zbliżaj się do niego.
Nieco zaskoczona uniosła brwi. Był poważny. Nagle cała przerażająca wściekłość uleciała z niego, a na jej miejscu pojawiła się powaga, pieprzona powaga, która zmusiła ją do stania i przyglądania się mu jak ostatnia idiotka. Już dawno powinna opuścić klub.
-Nie jestem głupia, Malfoy-mruknęła cicho, również nieco ochłonąwszy. Wiedziała co zrobiła i teraz było jej wstyd. -Ani puszczalska-dodała łamiącym się głosem. -Ja tylko...
Wzniosła oczy ku niebu i dzielnie powstrzymała ponownie cisnące się łzy, ciężko przy tym wzdychając. Merlinie, to było upokarzające. Nie chciała, żeby myślał o niej w tych kategoriach. Nie chciała, żeby myślał, że kiedykolwiek zbliżyłaby się do Blaise'a. To był jednorazowy wyczyn. Chciała sprawdzić, czy jest wierny Ginny. Kiedy skomplementował jej taniec, próbowała tylko podchwycić rozgrywającą się akcję, zobaczyć jak daleko jest wstanie się posunąć.
Tak, była wściekła. Tak, w ostatnim czasie robiła dużo niemądrych rzeczy, ale wciąż pozostawała osobą odpowiedzialną, o niezachwianym kręgosłupie moralnym.
-Hej już dobrze...-powiedział cicho Draco, widząc jej nagłą zmianę nastroju. Nagle stała się bezbronna i krucha, tak bardzo niepodobna do wrzeszczącej na niego, wojowniczej furiatki. Niespodziewanie dostrzegł w niej kogoś kto spada w dół niebezpiecznego, skalistego urwiska, a ponieważ jest za późno by złapać ją za rękę i wyciągnąć, potrzeba kogoś kto spadłby razem z nią. Z niezrozumiałych powodów, chciał być tym śmiałkiem. Chciał skoczyć wraz z nią.
Poczuła jak Malfoy oplata ramiona wokół jej talii, a potem bez słowa przyciąga do siebie i zamyka w silnym, tak bardzo potrzebnym jej teraz uścisku, opierając brodę na czubku jej głowy. Cóż, przez ten krótki moment mogła cieszyć się ze swojego niskiego wzrostu.
Odetchnęła ciężko, a potem oparła czoło o jego klatkę piersiową, radząc sobie z płytkim, urywanym oddechem.
-Nie chcę płakać-wyszeptała do siebie, mocno zaciskając powieki. Tak bardzo nie chcę płakać...
-A więc nie płacz-poradził jej prosto Malfoy delikatnym ruchem gładząc jej ramiona. To było urocze. Móc opierać się o ciało kogoś budzącego grozę, uchodzącego za przestępce i złoczyńcę i czuć się przy nim nieprawdopodobnie bezpiecznie.
-Malfoy?-niepewnie uniosła głowę i spojrzała do góry, w jego stalowoszare oczy, które jeszcze niedawno obce, ciskające wściekłością, teraz zdawały się być zupełnie spokojne.
-Tak?-mruknął, dając jej znać, że jej słucha.
-Cieszę się, że tu jesteś-przyznała, bo choć jego towarzystwo niosło ze sobą mnóstwo komplikacji, nerwów, problematycznych sytuacji i kłótni, stało się w jej chaotycznym życiu jakąś stałą częścią, punktem normalności, spokoju, świadomości, że nie ma innego miejsca, w którym powinna być.

                                                                                 ***

Cieszę się, że tu jesteś.
Jej, to były cudowne słowa. W momencie kiedy Hermiona wyznała mu tak banalną i niewinną rzecz, uciekła z niego cała złość, którą poczuł w chwili kiedy zobaczył ją razem z Blaise'm. Cała ta frustracja i wkurzenie, wszystko to uleciało z niego, o ironio, niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki.
-Malfoy?-poczuł jak nieco zdezorientowana dziewczyna przybliża się do niego i zarzuca mu ręce na szyje, a potem przygląda mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, unosząc w górę brwi.
-Co?-spytał, nieznacznie prostując się kiedy tylko go dotknęła. Jej dotyk był rozpraszający.
-Powiedz coś-poprosiła, kiedy w żaden sposób nie zareagował na jej wyznanie, a może raczej, zamiast zbyć jej słowa jakimś uśmiechem, albo krótkim dzięki, jak ostatni kretyn stał i przyglądał jej się z lekko rozchylonymi ustami.
-Ja...
O Merlinie, teraz nawet nie potrafił się poprawnie wysłowić.
-Wszystko w porządku? Długo nie wracaliście-Caitlyn pojawiła się znikąd u boku Hermiony, niby subtelnie odciągając ją od ramion Dracona.
-Co? Och, tak, wszystko okey-roztargniona dziewczyna poprawiła swoje włosy i wygładziła brzeg zwiewnej, granatowej sukienki, nieświadomie przyprawiając tym Dracona o przerażająco nieczyste myśli. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Wyglądała tego dnia prześlicznie.
-Razem z Ginny i Blaise'm zastanawialiśmy się, co tak długo robicie w tej łazience-rzuciła z fałszywym uśmiechem Caitlyn, wykonując sugestywny ruch brwiami, a on nie mógł nic poradzić, na to, że po raz pierwszy jej wypowiedź go nie zirytowała. Chciałby pójść z Granger do łazienki. -Swoją drogą, czy Blaise nie jest cudowny?-zapytała, na co zarówno Draco jak i Hermiona odwrócili wzrok, nie do końca wiedząc jakie stanowisko obrać w tej sprawie. Mówienie o Blaise nie było zbyt komfortowe.
-Tak, jest uroczy-przyznała niepewnie Hermiona, na co jego ciało nieznacznie się spięło. No dobrze, nieznacznie, to może nieco nieodpowiednie określenie. On znowu był wkurwiony. Mocno zacisnął szczękę i rzucił dziewczynie piorunujące spojrzenie, jednak ona nie była wstanie tego dostrzec. Swój wzrok skupiła na siedzącym na jednej z wielu kanap Zabinim, kiedy już opuścili prowadzący do łazienek korytarz. Świetnie.
-Możemy już iść?-rzucił cicho, niby do siebie, ale obie dziewczyny dobrze go słyszały.
-Żartujesz?! Dopiero co przyszliśmy-zaśmiała się Caitlyn, obciągając jednocześnie w dół dekolt swojej jaskrawoczerwonej sukienki. Dziwka. On naprawdę, chciał już stąd iść.
-Tak właściwie to...-Hermiona zaczęła niepewnie, na co on momentalnie przeniósł swój wzrok na jej drobną osobę. Uniósł w górę jedną brew i przystanął w miejscu, wraz z Caitlyn, której z każdą chwilą ciężej było ukrywać, że nie jest poirytowana. -Jestem strasznie zmęczona. Może to dobry pomysł?-zaproponowała, niezręcznie chowając swoje ręce za plecami. Merlinie, to było mega urocze, kiedy nie była pewna tego co mówi.
-Ugh, nie, nie możecie się wyłamać-jęknęła zbolałym tonem Caitlyn.
-Ale...-Hermiona postanowiła jakoś się wytłumaczyć, podczas gdy on zdecydował się przejąć inicjatywę, przez moment wykorzystując fakt, iż wszyscy myśleli, że są parą. Podszedł do Hermiony, niby niezręcznie przygryzł dolną wargę, a potem rzucił Caitlyn wymowne spojrzenie.
-Chodzi o to, że my...-udał, że szuka odpowiednich słów, a potem uśmiechnął się do niej, nonszalancko poprawiając włosy. -My nie zdążyliśmy dokończyć tego co zaczęliśmy w łazience i teraz...-jego ręka niby przypadkiem zjechała na biodro Hermiony i trochę niżej, na jej pośladek. -Desperacko potrzebujemy łóżka.
Resztkami sił powstrzymywał śmiech, kiedy widział jak Hermiona czerwienieje z zawstydzenia i złości, a potem spojrzał ostatni raz na Caitlyn, która wyraźnie zaskoczona, chyba nie zamierzała się z nimi wykłócać.
-Ach, no tak, cóż... Powinniście to zrobić-stwierdziła, na co on nie wytrzymując parsknął śmiechem, a potem odwrócił się i pociągnął Hermionę w stronę wyjścia z klubu.

---------------------------------------------
Cześć! :)
Kolejny rozdział za nami :D Szczerze mówiąc, podoba mi się. Mam nadzieję, że wam też.