piątek, 22 maja 2015

-Rozdział 15- Real Friends

-Więc... dlaczego chciałeś wyjść z klubu?-zapytała nieśmiało Hermiona, kiedy jakiś czas później znaleźli się na opustoszałej, londyńskiej ulicy. Siedzieli na krawężniku, nogi trzymając wyciągnięte na twardym asfalcie.
Malfoy wzruszył ramionami, a potem uniósł głowę i wbił swój uważny wzrok w gwiazdy, które w tę wyjątkową, bezchmurną noc wyjątkowo jasno błyszczały na ciemnym firmamencie. Jego dłoń powędrowała do karku, tak jak zawsze, kiedy to co zamierzał powiedzieć nie było łatwe, a potem odetchnął głęboko i uśmiechnął się delikatnie pod nosem, ostatecznie spoglądając na siedzącą u jego boku dziewczynę.
-Nie lubię takich imprez-przyznał, jednak ona nie miała wątpliwości, że kryje się za tym coś jeszcze.
-Uwielbiasz imprezy-poprawiła go nieco zaskoczona, bo w jej wspomnieniach z Hogwartu zawsze przewijał się Draco, śpiący w ostatniej ławce, wykończony kacem po ostatniej zabawie.
-Uwielbiałem-przyznał, a potem wsadził zmarznięte dłonie do kieszeni swojej bluzy, kiedy dotarło do niego, że Hermiona jest tylko w lekkiej i przewiewnej sukience bez ramiączek. Westchnął, ściągnął z siebie bluzę, jednocześnie niszcząc swoje do tej pory w miarę ułożone włosy, a potem podał ją zaskoczonej dziewczynie, delikatnie się uśmiechając.
-Dzięki.
Obserwował jak Hermiona z wdzięcznością wciąga bluzę przez głowę, a potem oplata się ramionami i dyskretnie, zapewne myśląc, że tego nie zauważy, zaciąga się zapachem jego ubrania. Cóż... schlebiało mu to.
-A ty?-Malfoy uniósł w górę jedną brew, postanawiając ostatecznie nie komentować faktu, że dziewczyna upodobała sobie jego zapach. -Często zostawiasz znajomych na początku imprezy?
-Ostatnio nie mam nastroju...
-Wciąż nie odwiedziłaś rodziców-prędzej stwierdził niż spytał, a potem rzucił jej nieodgadnione spojrzenie, jakby próbując ocenić jej reakcję.
-Jeżeli chcesz powiedzieć, że jestem okropną osobą, to...
-Nie jesteś okropną osobą, Granger-urwał jej szybko, jednak łagodnie, niemal ze znudzeniem, przeciągając się i przeczesując dłonią włosy. -Można ci wiele zarzucić, ale na pewno nie to, że jesteś okropna...
Hermiona westchnęła cicho, a między nimi na nowo zapanowało milczenie, podczas którego razem siedzieli na chodniku i wpatrywali się w jasność latarni po drugiej stronie ulicy.
-Jeżeli chodzi o to, co ja i Blaise...
-Naprawdę nie chcę tego wiedzieć-przerwał jej, nieco zniesmaczony faktem, że ci dwoje mają ze sobą coś wspólnego. Czy Zabini naprawdę jej się podobał? Wzniósł oczy ku niebu i zaklął bezgłośnie, kiedy dotarło do niego, że zdecydowanie ma coś przeciwko temu.
-Zaczął się do mnie przystawiać, a ja chciałam tylko sprawdzić jak daleko się posunie. Pomyślałam, że Ginny powinna wiedzieć. Co jeżeli traktuje tak każdą dziewczynę?-wyjaśniła nieco skrępowana faktem, że czuje jakąś dziwną potrzebę by mu się tłumaczyć. -On mi się nie podoba ani nic...
-To naprawdę nie jest moja sprawa-mruknął nieco poirytowany, bo tak właściwie, to czuł, że jak najbardziej jest w nią zaangażowany.
-Och...
Po raz kolejny nastała ta cisza, tym razem wyjątkowo niekomfortowa, w której jedyne co im pozostało to możliwość gapienia się na jakiegoś brudnego, bezdomnego kota, dobierającego się do śmietnika w ciemnym zaułku niedaleko.
-On jej nie kocha-zaczął nagle cicho i niespodziewanie, nieco ją tym zadziwiając. Nie spodziewała się, że w ogóle odezwie się do niej jeszcze tego wieczoru, nie wspominając już o fakcie, że rozpocznie głęboką rozmowę, nie opierającą się wyłącznie na kłótni. -Nigdy jej nie pokocha.
-On i Ginny wydają się szczęśliwi-mruknęła bez przekonania Hermiona. Nie była zdecydowana w tej kwestii, zwłaszcza po tym jak Blaise bez skrupułów obmacywał ją w klubie, ale w końcu do niczego między nimi nie doszło. Może to jego sposób tańca? Tymczasem jej przyjaciółka zdawała się być w nim szczerze zakochana. Może niepotrzebnie wyolbrzymiała to co się stało? Może Blaise wcale nie miał co do niej żadnych intencji?
-On nie jest szczęśliwy, Granger on...-urwał, jakby przypominając sobie, że nie powinien się przed nią zbyt bardzo otwierać. Westchnął ciężko, a potem przesunął dłoń po twarzy i spojrzał na nią z rezygnacją i bólem, jakby chciał jej coś powiedzieć, ale niewidzialna siła kazała mu trzymać język za zębami. -Blaise nie jest dobrym człowiekiem, na pewno nie takim, na jakiego zasługuje twoja przyjaciółka...-zatrzymał się, jednak po chwili dodał. -Ani ty.
-Ja nie...
-On wydaje się być bardzo dobry. Tak, Blaise jest sympatyczny i inteligentny, ma ten swój pieprzony wygląd i pieniądze, ale w rzeczywistości nie można trafić gorzej...
-Malfoy, on mi się naprawdę nie podoba-powiedziała, nie mogąc tego dłużej słuchać. Próbowała to ukryć, ale irytujący głosik w głowie wciąż powtarzał jej, że nigdy nie widziała przystojniejszego chłopaka niż Malfoy. Nienawidziła tego jak świetnie wyglądał nawet w prostych jeansach i zadrapaniach na twarzy.
Chłopak zamilkł, a potem spuścił głowę i mocno zacisnął szczęki. Coś wciąż go dręczyło, a ona długo biła się z myślami, czy powinna o to zapytać.
-Wszystko z tobą w porządku?-spytała cicho, niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Na krótką chwilę mocno zacisnęła powieki, modląc się by nie strzepnął jej ręki, a potem uśmiechnęła się w duchu, kiedy rzeczywiście tego nie zrobił.
-Nie rozmawiaj z nim-poprosił, kiedy w końcu postanowił wyznać to co od dłuższego czasu ciążyło mu na sercu. -Po prostu się do niego zbliżaj-drugie zdanie zabrzmiało już niemal jak błaganie, a jej nie pozostało nic jak tylko ze zmartwieniem i niezrozumieniem zmarszczyć brwi, delikatnie przesuwając się w jego stronę.
-Dlaczego?
-Ponieważ on...-zaciął się, a potem ponownie zaklął w myślach, czując wzrastające w nim sfrustrowanie. Dlaczego nie? Bo Blaise Zabini jest śmierciożercą? Cholera, on sam nim był i robił równie okropne rzeczy. -Możesz mi po prostu zaufać? Możesz więcej się z nim nie spotykać?-zapytał łagodnie, siląc się na spokój, chociaż najchętniej po prostu przerzuciłby ją sobie przez ramię, a potem zamknął na klucz w jakimś bezpiecznym miejscu, najlepiej dobrze chronionej wieży ze smokiem i fosą pełną gorącej lawy. Czy to było legalne? Zamrugał gwałtownie, czekając na jej odpowiedź, podczas gdy ona usilnie, próbowała go rozgryźć. Dlaczego brzmiał jakby naprawdę mu zależało?
-Bo był śmierciożercą?-domyśliła się, z zaciekawieniem unosząc w górę brew. Nie rozumiała tego. Naprawdę nie chciała zgrywać ignorantki, ale dziwnie zaniepokojony ton Malfoya i jego powaga była dla niej naprawdę konsternująca.
Bo JEST śmierciożercą... -chciał ją poprawić Malfoy, kiedy dotarło do niego, że tym wyznaniem podpisałby na sobie wyrok śmierci. Milczał więc, mocno zaciskając zęby. Bycie tym dobrym naprawdę mu nie wychodziło.
-Ty też nim byłeś, czy nie?
No i się zaczęło. Chłopak odwrócił wzrok, nie do końca przygotowany na zawiedzione i pogardliwe spojrzenia oraz zaczepne i prowokujące teksty, kiedy okazało się, że Hermiona nic nie mówi. Jedynie czeka na jego odpowiedź i z wyrozumiałością przygląda mu się w milczeniu.
-Tak-potwierdził, nie widząc konkretnego powodu, dla którego miałby kłamać. Podczas wojny kilkakrotnie widziała go w akcji.
-Czym on się od ciebie różni?-zapytała, a on nie mógł się nadziwić, kiedy w jej głosie słyszał jedynie ciekawość. Czy ona naprawdę nie oceniała go przez okropny pryzmat śmierciożercy, którym był? Jej, ona naprawdę była naiwna. Naiwna, albo niepoprawnie dobra.
-Nie różni-odparł bez zastanowienia z tak typowym dla siebie chłodem, nawet nie dostrzegając kiedy jego wnętrze stało się tak niepokojąco zimne. Kto by pomyślał, że wystarczy jedna wzmianka o jego paskudnej przeszłości, a on już staje się człowiekiem sprzed miesięcy - paskudnym, próżnym i bezlitosnym.
Dopiero po chwili dotarło do niego co powiedział. Podniósł wzrok i z zaskoczeniem stwierdził, że ona wciąż tu siedzi. Czy nie powinna na niego krzyczeć? Albo być przerażona?
Jej oczy, czekoladowe, spokojne oczy, wpatrywały się w niego z niezrozumieniem, jakby domagając głębszej odpowiedzi, a on poczuł jak głos uwiązł mu w gardle. Nie miał pojęcia co jej powiedzieć, żeby jej teraz nie stracić. Nienawidził siebie. Nienawidził siebie tak mocno za to co robił, że nie rozumiał dlaczego ktokolwiek inny miałby darzyć go jakimś innym uczuciem.
-Chciałaś kiedyś kogoś znienawidzić za to co ci zrobił, ale nie potrafiłaś tego zrobić, bo zbyt mocno go kochałaś?-jego szept rozniósł się po pustej ulicy, kiedy nieśpiesznie pochylił się nad nią i spojrzał w oczy, omiatając jej rozgrzane wargi swoimi rześkim i chłodnym oddechem.
Obserwował jak przygryza wewnętrzną stronę policzka, a potem powoli kiwa głową.
Myślała o Ronie. O tym jak mocno ją zawiódł kiedy odszedł. Jak bardzo wściekła była kiedy usłyszała, że po prostu się poddał. Ale nie umiała go znienawidzić za wielkie pęknięcie w swoim sercu, bo gdyby nie on, ono by nawet nie istniało.
-Miałem tak z moim ojcem-powiedział, a potem odwrócił wzrok i uśmiechnął się pod nosem, jakby rozgoryczony powracającym do jego umysłu wspomnieniem. -Kazali mi przystąpić do śmierciożerców, kiedy trafił do więzienia-wyjaśnił spokojnie, wbijając wzrok w gwiazdy, jasno lśniące nad ich głowami. -Miałem piętnaście lat i już wtedy nienawidziłem tak mocno, że nie umiem tego nawet wyjaśnić. A może raczej chciałem go nienawidzić. Naprawdę bardzo próbowałem obwinić go za wszystko co działo się wtedy w domu. Pragnąłem obarczyć go całą winą, ale... nie umiałem, Granger. Byłem wtedy taki słaby...
Zmarszczyła brwi, jednak nie skomentowała tego. Czy on nazwał się słabym, bo nie umiał kogoś wystarczająco znienawidzić?
-Ale w końcu zostałem nim. Przyjąłem znak i miano śmierciożercy i...-uśmiechnął się smutno, z goryczą i bólem, nerwowo przeczesując swoje jasne włosy. Wstrzymała oddech, kiedy podniósł na nią swoje puste spojrzenie i dodał tym przerażającym, wyprutym z wszystkich, pozytywnych emocji głosem. -Byłem taki dumny.
Wow. Z szokiem uniosła brwi i niezręcznie przygryzła dolną wargę, jednak on całe szczęście tego nie zobaczył. Dawno odwrócił wzrok, ponownie spodziewając się osądzającego spojrzenia.
-Byłem dumny i zadowolony. Wreszcie spełniłem oczekiwania rodziny i stałem się kimś i choć w głębi duszy naprawdę wiedziałem, że to nieodpowiednie to... cieszyłem się, Granger. Pieprzone szczęście było wszędzie. Matka wyprawiła nawet przyjęcie, żeby to uczcić.
Poczuła jak łzy nieoczekiwanie zapiekły ją pod powiekami. To co mówił było przerażająco smutne. Który piętnastolatek zmuszony jest przechodzić przez coś tak chorego?
-Jestem zły-przyznał, a ona próbowała zaprzeczyć, ale nie mogła. Czuła, że zaraz się popłacze. -I tak, byłem śmierciożercą i robiłem paskudne rzeczy i jestem największym egoistą jaki stąpał po świecie, bo mimo wszystko mam czelność, żeby w ogóle z tobą rozmawiać, ale błagam cię nie spotykaj się z  Blaise'm.
-Nie jesteś zły-powiedziała cicho, bo to jedyna rzecz, która zdołała przecisnąć się jej przez gardło. Hermiona położyła dłoń na jego policzku, a potem pogładziła jego mocno zarysowaną kość policzkową kciukiem i łagodnym gestem odgarnęła kosmyk jasnych włosów z jego czoła. To było dziwne. Móc dotykać go w tak czuły i subtelny sposób. Nieoczekiwanie ogarnęło ją uczucie znacznie silniejsze niż to, kiedy rzucali się na siebie i całowali, napierając na swoje usta z pasją i dziką namiętnością. To było jak... przekazanie mu znacznie więcej niż informacji, że jest nim zainteresowana w ten fizyczny, opierający się jedynie na pożądaniu sposób. I chociaż wiedziała, że normalnie nigdy nie mogłaby wykonać tego gestu bez obawy, że w pewnym momencie po prostu znudzi się i odtrąci jej rękę, teraz nie przejmowała się tym, w zamyśleniu kreśląc kciukiem wzory na jego policzku.
-Jesteś w ostatnim czasie jedyną osobą w moim życiu-przyznała, bo choć to smutne, było jednak prawdziwe. Oprócz Malfoya nie było nikogo z kim mogłaby normalnie porozmawiać. Nikogo kto naprawdę by się nią interesował. Nikogo kto by się o nią zatroszczył i opiekował.
Poczuła jak chłopak opiera o nią swoje czoło i ciężko wzdycha, zatrzymując swoje usta zaledwie kilka milimetrów przed jej wargami. Niekontrolowane ciarki przeszły po jej ciele, a przyjemne ciepło rozeszło się po jej wnętrzu, kiedy dotarło do niej, że teraz oddychają wspólnym powietrzem. Był tak blisko. Tak dziwnie i przyjemnie blisko, że nawet nie karciła się za to, że jakieś uskrzydlone zwierzątka balują w jej brzuchu. Fakt, że to Malfoy już chyba dawno przestał być istotny.
-Nie mów tak-poprosił wciąż stykając się z nią czołem.
-Ale...
Uśmiechnął się delikatnie, a ona poczuła jak drgający strumień powietrza odbija się od jej lekko rozchylonych warg. Z niezrozumieniem zmarszczyła brwi, podczas gdy on sięgnął palcami do jej lekko rozwianych włosów i odgarnął je jej z twarzy, zakładając za ucho.
-Jesteś zbyt dobra by jedyną osobą w twoim życiu był ktoś taki jak ja.
Jak smutne i niepokojące byłe te słowa, były zarówno piękne i proste. Zaskakująco skromne na kogoś sprawiającego wrażenie tak pewnego siebie jak Malfoy. Właściwie nie mogła uwierzyć, że to w ogóle przecisnęło mu się przez gardło. Jakim cudem ktoś kto gardził nią przez całe życie, teraz mówi takie rzeczy?
-Jesteś zbyt dobry, żeby odtrącać od siebie wszystkich i pozostać samotnym-odparła i przymknęła delikatnie powieki, próbując sięgnąć jego ust. Naprawdę chciała go pocałować, dużo bardziej niż wcześniej. Teraz wydawało jej się to palącą potrzebą, rzeczą bez której nie jest normalnie funkcjonować. Traciła zmysły, bo dzielące ich milimetry zdawały się być niepokonanymi kilometrami. Chciała go pocałować by poczuł się potrzebny. Pragnęła go, bo miała nadzieję, że to go przekona. Nienawidziła sposobu w jaki o sobie myślał.
-Nie chcę brzmieć jak nachalna desperatka, ale...-westchnęła cicho i ze skrępowaniem przejechała dłonią po włosach, kiedy ten, ku jej zdezorientowaniu przekręcił głowę na bok i uniemożliwił jej spotkania ich ust. -Dlaczego...?
O Merlinie, to było okrutnie niezręczne. Niezręczne, żenujące i niekomfortowe.
-Nie mogę cię pocałować...-stwierdził z bladym uśmiechem, a potem ponownie założył niesforny kosmyk włosów za jej ucho. Na moment, zamilkł, śledząc wzrokiem każdy milimetr jej twarzy, jakby próbując go zapamiętać, a potem odetchnął cicho, jakby smutno i z nostalgią. -...bo strasznie się boję, że znów mi uciekniesz.
Z otępieniem patrzyła jak jego zazwyczaj obojętne, stalowoszare oczy błyszczą, a potem jego głowa unosi się i składa delikatny pocałunek na jej czole.
-Wracaj do domu, Granger.

                                                                              ***

Teleportowała się do domu. a potem z otępieniem ruszyła przez drzwi frontowe do kuchni, gdzie ponieważ było późno i wszyscy już spali, mogła w samotności usiąść przy kuchennym blacie i smętnie spuścić głowę, starając się przeanalizować to, co miało miejsce na opustoszałej, londyńskiej ulicy. Odtrącił ją. Patrzył jej w oczy i zrezygnował z tego co chciała mu zaoferować. Co jeszcze? Zamierzał zaproponować, aby zostali przyjaciółmi? Dlaczego dla nikogo nie była wystarczająca?
Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy palcami przeczesała długie, falowane włosy.
-O nie...-jęknęła kiedy poczuła w środku to okropne uczucie odrzucenia. Dokładnie takie samo, jak wtedy po śmierci Rona, kiedy została sama - niekochana i niewystarczająca by zatrzymać go przy życiu. Głośno pociągnęła nosem, a potem powstrzymała płacz, obiecując sobie być dzielną. Odkąd poznała Malfoya pozwalała sobie na depresyjne myśli zdecydowanie zbyt często.
-Hermiona?-Ginny pojawiła się w kuchni, nieco chwiejąc się z powodu wypitego w klubie alkoholu, a potem przeszła przez lekko zabałaganione pomieszczenie i zajęła miejsce naprzeciwko przyjaciółki, siadając przy blacie. -Martwiłam się kiedy wyszłaś z klubu...-powiedziała całkiem szczerze, ze zmęczeniem podpierając łokcie o chłodną powierzchnię kuchennej wysepki. -Wszystko okey?
-Tak, byłam zmęczona, Malfoy ze mną poszedł-wyjaśniła cicho, ostatecznie zbierając się w sobie. Ginny nie mogła widzieć jej rozdarcia.
-Jest całkiem fajny-przyznała jej przyjaciółka, delikatnie się uśmiechając. Przetarła podkrążone oczy, a potem rozpuściła włosy, które opadły ładnymi, lśniącymi rudymi pasmami na jej ramiona. Ginny była śliczna, nawet po imprezie, podobnie jak Caitlyn. Tylko ona, Hermiona, codziennie wyglądała jak jakaś ruina. -A co myślisz o Blaisie?
-Mogłaś mi powiedzieć, że umawiasz się z Zabini'm-mruknęła Hermiona, nieco urażona faktem, że jej przyjaciółka tak długo ukrywała tożsamość swojego chłopaka.
-Nie sądziłam, że wciąż go pamiętasz. Rozmawiałaś z nim w ogóle kiedykolwiek?-odparła na swą obronę rudowłosa, splatając ręce na piersi.
-Byliśmy razem na roku, Ginny-Hermiona rzuciła jej pełne politowania spojrzenie, a potem dodała. -I myślę, że jest uroczy.
-Uroczy?-powtórzyła z zaskoczeniem Ginny, bo Blaise'a można było określić na wiele innych, bardziej adekwatnych sposobów.
-Tak, jest fajny-Hermiona ze zmęczeniem potarła skronie, a potem wstała z krzesła, wyciągnęła z szafki nieopodal szklankę i napełniła ją wodą z kranu, odwracając się do Ginny plecami.
-Och, no dawaj, Miona-jęknęła nieprzekonana dziewczyna, wznosząc oczy ku niebu. -Powiedz co naprawdę o nim myślisz-poprosiła.
Hermiona nerwowo upiła łyk chłodnej wody, odwróciła się, a potem na moment przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Czy powinna powiedzieć Ginny o tym co zaszło między nią a Blaise'm w klubie?
-Okey... myślę, że jest dla ciebie nieodpowiedni-wypaliła na jednym wdechu, zanim zdążyła ugryźć się w język.
-Wow-Ginny uniosła w górę brwi, najpewniej nie takiej odpowiedzi oczekując. Splotła ręce na piersi i nerwowo przygryzła dolną wargę, patrząc z przejęciem i niezrozumieniem na najlepszą przyjaciółkę. -Co z nim nie tak?
-Jest po prostu nieodpowiedni...
-Żałuję, że spytałam cię o zdanie-jęknęła zbolałym tonem Ginny, chyba nieco wkurzona na tą niekonstruktywną krytykę Hermiony.
-To jest to co robisz, czyż nie?-zirytowana dziewczyna posłała przyjaciółce piorunujące spojrzenie i głośno odstawiła szklankę na blat, nie przejmując się faktem, że państwo Wesaley już śpią i nie warto byłoby ich budzić. -Pytasz się mnie, udajesz, że liczysz się z moim zdaniem, ale w rzeczywistości wcale cię nie obchodzę, Ginny. Wystarczy, że powiem coś, co nie jest po twojej myśli, a ty już mnie odtrącasz.
-Odtrącam cię?-zszokowana Ginny uniosła w górę brwi i zbliżyła się do Hermiony, patrząc na nią ze złością. -To ty izolujesz się od wszystkich, ciągle masz pretensje, że nie poświęcam ci wystarczająco czasu, podczas gdy to ty...
Hermiona odetchnęła ciężko, czując nagły spadek złości i agresji. Nie miała siły. Była stuknięta. Rzuciła Ginny krótkie spojrzenie, a potem zakończyła to, wychodząc z kuchni.

                                                                           ***

Po tym jak się umyła, przebrała w koszulkę na cienkich ramiączkach i szorty, rzuciła się na łóżko i wbiła nieobecne spojrzenie w sufit. To było paskudne. Poczucie, że jej depresja powraca...
Jej klatka piersiowa uniosła się, kiedy mocno zaciągnęła się powietrzem, starając się nie płakać. Miała nadzieję, że ma to już za sobą. Doskonale pamiętała jak beznadziejnie wyglądała po nieprzespanych, przepłakanych nocach, kiedy wtulała twarz w poduszkę i cicho cierpiała, ukrywając swój powojenny ból.
Powoli odliczała do dziesięciu, tak jak to robiła po śmierci Rona niemal w każdej trudnej sytuacji, ale tym razem to się nie sprawdzało. Była przerażona tym, że złe samopoczucie może znowu powrócić. Nie chciała do tego powracać. Tak bardzo bała się kolejnych dni samotnie spędzonych w pokoju, braku chęci do życia oraz przekonania o swojej beznadziei, że niemal rwała sobie włosy z głowy, kiedy nerwowym gestem zaczęła przeczesywać je palcami. I tak,miała świadomość, że to tylko chłopak. Chłopak, który w jej przekonaniu w mało delikatny sposób po prostu dał jej kosza. Po raz kolejny.
Jej ciche, acz dosadne przekleństwo rozniosło się po pokoju, jednak szybko zostało stłumione przez poduszkę, którą docisnęła do twarzy i ciężko westchnęła, uśmiechając się z goryczą. Była tylko nastolatką ze złamanym sercem. Nastolatką ze złamanym sercem. Jej, to brzmiało beznadziejnie nawet w jej myślach. Bała się wyobrażać jakby to było gdyby, wypowiedziała to na głos.

                                                                           ***

Po tym jak rozstał się z Granger wystarczyło mu piętnaście minut. Piętnaście minut by wejść do baru i nie sięgając po alkohol, wyjść z lokalu w towarzystwie całkiem ładnej blondynki. Była zgrabna, miała długie nogi i porządne ubrania, a jej makijaż nie był tak wyzywający jak przeciętnej, barowej ździry. Mógł więc z spokojnym sumieniem obmacywać ją kiedy siedziała na blacie w jego kuchni i stać między jej szeroko rozsuniętymi nogami i całować jej szyję, co prawda nie tak idealną jak szyję Hermiony, ale jednak całkiem niezłą... Merlinie, czy on właśnie zaczął porównywać ich szyje? Jej palce były wplątane w jego włosy i delikatnie pociągały nimi, podczas gdy on próbował sobie wmówić, że to naprawdę wystarczająco zaspokaja jego rządzę. To znaczy, oczywiście, ich zamierzeniem było robienie czegoś więcej niż jedynie obściskiwanie się w kuchni, ale gdzieś głęboko, wierzył, że chodzi w tym wszystkim o coś więcej. Na przykład o uczucia, które towarzyszyły mu kiedy bywał z Hermioną.
Gwałtownym ruchem ściągnął sukienkę z blondynki, a potem na powrót przywarł do niej ustami, starając się wyłączyć umysł. Dlaczego przepieprzenie przypadkowej dziewczyny nagle stało się dla niego takie trudne?
Ze złością zacisnął palce na jej biodrach, a potem podniósł ją i zaczął kierować się w stronę łóżka, kiedy ona oplotła niepoprawnie długie nogi wokół jego pasa. Stwierdziwszy, że wygląda gorąco w samej, koronkowej bieliźnie,  uśmiechnął się z zadowoleniem, bo wreszcie zaczął zapominać o Hermionie, którą z jakiegoś dziwnego i wkurzającego powodu, wolałby mieć na miejscu ślicznej blondynki.

                                                               
                                                                                   ***

Kiedy tylko się obudziła, szybko opuściła Norę, z całego serca pragnąc uniknąć konfrontacji ze swoją przyjaciółką. Nie miała pojęcia czy rozmowa, którą odbyły nocą nadawała się już na oficjalne miano kłótni, ale wiedziała, że między nimi od dawna nie było tak źle jak teraz. Od miesięcy między nimi wytworzył się dystans, ale dopiero teraz Hermiona nie wytrzymała i powiedziała to na głos.

Siedziała więc w jednej z miejskich kawiarni, wolno popijając gorącą, wciąż parującą kawę, nie odrywając przy tym wzroku od niedużej rubryki na końcu czytanej właśnie gazety. Potrzebowała mieszkania. Minęło wystarczająco czasu, aby zdążyła stanąć po wojnie na nogi. Musiała na powrót stać się niezależna i choć w Norze mieszkało się jej całkiem miło i przyjemnie, to ze względu na Ginny, powinna jak najszybciej opuścić dom Weasleyów. Nie było sensu pozostawać tam niechcianą.
W zamyśleniu machała niedosięgającymi do podłogi nogami i przygryzając delikatnie wargę, śledziła wzrokiem najnowsze oferty nieruchomości na sprzedaż. W kawiarni leciała przyjemna, tak typowa dla takich miejsc muzyka, a ona wreszcie poczuła się spokojnie. Nikt jej tu nie znał, miała chwilę tylko na siebie, a jednak wśród tak wielu ludzi.
-Hermiona?
Zaskoczona uniosła spojrzenie i napotkała na wesołe, zielone tęczówki swojego najlepszego przyjaciela.
-Harry-uśmiechnęła się radośnie, czując jak w momencie kiedy go zobaczyła odleciał z niej przynajmniej kawałek dogniatającego go do ziemi ciężaru. Odsunęła gazetę na bok i założyła niesforny kosmyk włosów za ucho, starając się zachowywać naturalnie i pogodnie, tak jakby właśnie nie przeżywała nawrotu druzgoczącej depresji. -Co tu robisz?-zapytała po chwili, kiedy jej przyjaciel dosiadł się naprzeciwko, stawiając na stoliku kubek kawy na wynos.
-Szedłem do pracy, pomyślałem, że wstąpię na kawę. Dawka kofeiny dobrze mi zrobi-uśmiechnął się, a ona uświadomiła sobie, że rzeczywiście, ministerstwo znajduje się zaledwie kilka przecznic stąd i to całkiem normalnie, że wpadła tu na Harry'ego.
-Dawno cię nie widziałam-zauważyła w końcu, a on pokiwał głową, najwyraźniej zgadzając się z jej zdaniem. Bardzo za nią tęsknił.
-Tak, ostatnio prawie w ogóle nie zaglądam do Nory-zaśmiał się, a potem upił łyk kawy i z lekkością przeczesał swoje roztrzepane, kruczoczarne włosy. -Ale co tutaj robisz? Czekasz na kogoś? Jest jeszcze dość wcześnie-zauważył z zamyśleniem, rzucając spojrzenie w stronę zapiętego na jego dłoni, eleganckiego zegarka.
-Och, nie, musiałam... chciałam się napić-tu skinęła głową w stronę opróżnionego do połowy kubka, a potem uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. -Pomijając fakt, że w Norze nie czuje się już na tyle dobrze, by zejść do kuchni i tam zaparzyć sobie kawę...-dodała cicho i ponuro, kiedy na jej twarzy wymalował się fałszywy, przepełniony goryczą uśmiech. Próbowała udawać, że to nic, że wcale nie jest jej smutno, ale Harry nie był idiotą. Był jej przyjacielem.
-Co? Co się stało?-zmarszczył brwi i wyciągnął rękę na stół, żeby móc ująć tą Hermiony. Mocno ścisnął jej dłoń, nie odrywając od niej zatroskanego spojrzenia.
-Pokłóciłam się z Ginny-wyznała, wzruszając ramionami. -Ona... Cóż, ona spotyka się z Blaise'm Zabinim.
-Co?!-zszokowany ton wyrwał się z jego gardła, kiedy dowiedział się o tożsamości nowego chłopaka swojej rudowłosej przyjaciółki. Kilka razy otworzył usta, żeby ułożyć coś sensownego, ale nie bardzo mu to wychodziło. -Ale... Że co?!-jego niedowierzający głos podniósł się o oktawę, kiedy z najprawdziwszą konsternacją trawił tą niezbyt wygodną informację.
-Tak, wiem-mruknęła zrezygnowana Hermiona, podzielając jego zdanie co do Blaise'a. To znaczy, on nie musiał nic mówić, żeby wiedziała, iż nie jest zadowolony. -Myślisz, że jest niebezpieczny?-spytała ze zmartwieniem.
-Nie mam pojęcia-Harry wzruszył ramionami, a potem ze strapieniem potarł skronie i westchnął ciężko, opierając się plecami o oparcie krzesła. -Na pewno nie bardziej niż Malfoy-dodał, patrząc na nią ostrzegawczo. Cóż, nie spotykała się już z Malfoyem, a przynajmniej nie zamierzała. Nigdy więcej.
-Co to znaczy?
-Że był śmierciożercą, ale ministerstwo nie znalazło wystarczających dowodów by go skazać. To znaczy Hermiona, sama wiesz jak było. Mnóstwo osób przyjęło znaki, mało z nich rzeczywiście miało szansę by się do czegoś przysłużyć-na moment ukrył twarz w dłoniach i jęknął zbolałym tonem, zmuszając się do uśmiechu. Kiedy po raz kolejny na nią spojrzał, wszelki ślad po niepokoju i irytacji zniknął. -Nie rozmawiajmy o tym. Zajmę się Zabinim w pracy.
Skinęła głową i była mu za to naprawdę wdzięczna.
-Szukam mieszkania-zmieniła temat, postanawiając ostatecznie podzielić się tą informacją z najlepszym przyjacielem.
-Serio?-zaskoczony uniósł brwi. -To przez Ginny?
-Tak. Nie. Nie wiem-odparła sfrustrowana, nie do końca wiedząc jaki jest główny powód dla którego tak nagle zapragnęła się wyprowadzić. -Nie mogę do końca życia mieszkać z Weasleyami-wyjaśniła, a on ze zrozumieniem pokiwał głową.
-Masz coś na oku?-zapytał z zaciekawieniem, po raz kolejny leniwie upijając łyk swojej kawy. Chyba był naprawdę ważną osobą w ministerstwie, skoro nie przejmował się faktem, że już dawno jest spóźniony do pracy.
-Taa...-westchnęła i pokazała mu stronę gazety, na której widniały ruchome zdjęcia ładnych apartamentów. -Jeżeli masz na myśli mieszkania moich marzeń, które kosztują jakieś... całe moje życie-dodała z ironią i wywróciła oczami, kiedy jej przyjaciel wyjął gazetę z jej rąk.
-Rzeczywiście, nie są najtańsze-przyznał, bo choć obydwoje zostali ogłoszeni bohaterami świata czarodziejów, nie byli najbogatsi. Po przetrwaniu wojny w ekstremalnych warunkach, teraz problemem okazywało się głupie kupienie mieszkania.
-Ale możesz zatrzymać się u mnie, jeśli chcesz-zaproponował, na co ona gwałtownie zamrugała oczami.
-C-Co?-z niezrozumieniem zmrużyła oczy.
-Och, no tak, zapomniałem ci powiedzieć-zaśmiał się, po czym poprawił okrągłe okulary na swoim nosie i objął dłońmi swój kubek z kawą. -Tydzień temu wynająłem mieszkanie niedaleko.
-Co? Jak mogłeś mi nie powiedzieć?-zapytała z wyrzutem, jednak jednocześnie szczęśliwa i podekscytowana, że jej przyjaciel wreszcie stanął na nogi.
-Przepraszam, zamierzałem ci powiedzieć. Naprawdę-zapewnił ją i uśmiechnął się. -Na swoją obroną dodam, że chciałem tam zorganizować imprezę-niespodziankę.
Hermiona wywróciła oczami, po czym prychnęła pod nosem, delikatnie się uśmiechając.
-To jak? Kiedy się wprowadzasz?-Harry uniósł jedną brew i spojrzał na nią z wyczekiwaniem, podczas gdy ona spojrzała na niego ze zmieszaniem.
-Poważnie?
-Dlaczego nie?-wzruszył ramionami.
-Tak jakby chciałam stanąć na nogi-przypomniała mu. -Nie mogę tym razem być ciężarem dla ciebie. Potrzebuję czegoś własnego.
-Możesz dokładać się do czynszu, jeżeli poprawi ci to humor-stwierdził obojętnie.
-Ale...
-Och, daj spokój Hermiona-nachylił się nad nią i spojrzał w oczy z lekką irytacją. -Doskonale wiemy, że tak samo niszczy cię towarzystwo ignorującej Ginny jak i samotność.
Z zaskoczeniem uniosła brwi, a potem posłała mu piorunujące spojrzenie, nieco urażona jego bezpośredniością.
-Wow. Dzięki, Harry-mruknęła, nie rozumiejąc jak Harry mógł widzieć, że nie czuje się swobodnie w towarzystwie Ginny. Naprawdę znał ją lepiej niż kiedykolwiek przypuszczała.
-Po prostu się zgódź-poprosił, rzucając jej niecierpliwe spojrzenie.
-Nie wiem to...-wzruszyła ramionami, z wyraźnym zmieszaniem, wbijając wzrok w swój kubek z kawą. Nie czuła się dobrze z myślą, że po raz kolejny miałaby być dla kogoś problemem. -To znoszenie mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu-mruknęła cicho. -Jesteś pewny?
-Tak. Jestem pewny-zapewnił ją z delikatnym uśmiechem. -Będzie super.
-Będę dopłacać się do czynszu-zapowiedziała, aby uchronić swoje sumienie. -I mogę robić zakupy.
-No to ustalone-Harry wstał od stołu, mocno ściskając w dłoni kubek z kawą. -Jej, nie mogę uwierzyć, że jesteś moją współlokatorką-uśmiechnął się, a potem nachylił się nad nią i szybko pocałował w czubek głowy. -Widzimy się wieczorem. Wpadnę do Nory na kolację.
I wyszedł z kawiarni, podczas gdy ona z szerokim uśmiechem oparła się o oparcie drewnianego krzesła. Ona i Harry w jednym mieszkaniu. Jej przyjaciel był najwspanialszym przyjacielem na świecie.

-------------------------------------------
Czeeeść! ^^
Dzisiaj rozdział niezbyt długi, w dodatku dodany po dłuższej przerwie, za co zresztą przepraszam, ale mam nadzieję, że nie jest najgorszy i jakoś się z nim uporałyście :) 
Gorąco zapraszam do komentowania, bo to dodaje mnóstwo motywacji i oczywiście ma wpływ na szybkość pisania i systematyczność dodawania notek, więc zachęcam mocno do wyrażenia opinii chociażby w jednym zdaniu :) Jestem otwarta na wszelką krytykę, naprawdę. 
Życzę miłego wieczoru i nadchodzącego weekendu :**** 









14 komentarzy:

  1. Opanowałam emocje i mogę pisać konstruktywne komentarze :) Nie będę już marudzić, że są błędy, bo tak się cieszę, że dodałaś ten rozdział, że nawet nie zwróciłam na nie za bardzo uwagi. Złapałam się na tym, że Twój blog jest na pierwszym miejscu mojej listy stron do sprawdzenia - wygrywa z fb i pocztą :) bardzo lubię to opowiadanie, bo jest dla mnie takie świeże, a przede wszystkim nie dzieje się w szkole, tylko po wojnie, co sprawia, że opisywana przez Ciebie historia jest taka realna. Potrafisz opisywać emocje i to mnie urzeka w tej historii. Wszytko mnie w niej urzeka :) Cieszę się, że Hermiona postanowiła wziąć się w garść i usamodzielnić. Mieszkanie z Harry'm - nie mogę się doczekać jak sytuacja się potoczy! I to Dramione, tyle uczuć...
    Będę się teraz rozpływać i czytać rozdział w kółko ;)
    Dziękuję za to, że prowadzisz tego bloga :)
    Pozdrawiam, ściskam i życzę weny,
    Claire Jane Carter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dziękuję bardzo, bardzo za komentarz! :3 Co do błędów - zamierzam wszystko popoprawiać w wolnym czasie, bo rozdziały zazwyczaj dodaję na szybko. Dzięki i pozdrawiam! :**

      Usuń
  2. Kurcze! Byłam pierwsza, ale nie miałam jak dodać komentarza XD Ehh... Nie ważne. Grunt, że jestem ;]
    Tak więc rozdział dobry i powiem Ci szczerze, że go lubię. Na początku wprawiasz w to napięcie "powie jej, czy nie?" , "pocałują się, czy nie?", a potem z kolei tradycyjne zdanie "Teleportowała się do domu" i mamy smutna, porzuconą, samotną Hermionę, co wprawia czytelnika w przygnębienie. A na końcu wpełzł mi uśmiech na usta, kiedy dzięki Harry'emu poprawił się humor Hermiony. Co więcej, nie będzie się już czuła ciężarem dla Weasley'ów. Boję się jednak, że przez to może jeszcze bardziej poszarpać swoje relację z Ginny... Ale mam nadzieję, że niedługo się pogodzą, a Weasley'ówna nie będzie miała żadnych kłopotów przez Zabiniego.
    No i Draco powrócił do swojej natury z początku opowiadania, z tą różnicą, że teraz jest już zakochany w Hermionie i teraz już raczej nic nie będzie dla niego takie samo.
    Czekam na więcej i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodałam już komentarz, ale oczywiście musiał się skasować. Ugh...

    Znalazłam dzisiaj twojego bloga, przeczytałam wszystkie rozdziały i po prostu... jfhgffhf! Jeśli coś komentuję to musi być to naprawdę dobre. Kocham całego Draco w twoim opowiadaniu ♥. Zycze weny. xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym (naprawdę) napisać coś konstruktywnego, ale... Nie mam teraz zbytnio humoru, którego nie poprawił nawet Twój nowy rozdział. Ech, zatem ograniczę się do zwykłego "Kocham <3". ;)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszamy do głosowania w drugim konkursie Katalogu na konkursowe prace! Zostało przysłanych dziesięć cudownych prac, nie jest potrzebne wiele czasu, aby je przeczytać i przy okazji ocenić - tym ruchem nie tylko uszczęśliwia się nas, ale autorki miniaturek, które czekają na noty od Was, naszych katalogowiczów Granger. Udzielajcie się, bo my - administratorki - to połowa sukcesu. Bez Was nie damy rady!
    Pozdrawiamy ciepło,
    Załoga Katalogu Granger.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba od teraz będę już nie tylko uzależniona od twojego bloga, ale i od komentowania...
    Niesamowite uczucie, czekać na kolejny rozdział w tej niepewności co będzie dalej, odświeżać co chwilkę stronę czy aby na pewno nie ukazała się kolejna część....; )
    Co do samego rozdziału...ciężko było mi dzisiaj go przeczytać w konspiracji przed narzeczonym, ponieważ cały czas się uśmiechałam do ekranu telefonu...no idiotka po prostu haha
    Strasznie mi się podoba relacja jaką stworzyłaś pomiędzy Hermioną i Draco i to jak nią manewrujesz w każdej kolejnej części, oby tak dalej !
    Pozdrawiam, pozdrawiam, pozdrawiam serdecznie ; )

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze czytam to opowiadanie jak mam zły humor i zawsze właśnie ono mi go poprawia <3 Dziękuje Ci za to. Rozdział bardzo mi się podoba, już czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż mi źle, że nie czeka na mnie kolejny rozdział, ale jakoś to przeboleję. Co do tego jest genialny. Myślę, że Hermionie dobrze zrobi przeprowadzka, potrzebuje jakiejś zamiany, żeby stanąć na nogi. Martwi mnie Draco. Widać, że jest zagubiony i udręczony tym wszystkim. Zastanawiam się, czy, a jeśli już to jak zamierzasz go postawić na nogi, bo coś czuję, że przelecenie pustej panny to kiepsko terapia. Mam nadzieję, że i on to w końcu pojmie.
    Naprawdę mega się wkręciła w tę historię. Mogłabym Cię tu teraz zasypać milionem pytań i spekulacji: co z rodzicami Hermiony, co ze śmierciożercami, jak to dalej będzie z Lucjuszem, czy Draco się opamięta i wiele, wiele innych. Nie mniej jednak zaczekam, aż dowiem się tego z opowiadania, którego czytanie jest czystą przyjemnością.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. tak mnie rozpuściłaś tym częstym dodawaniem notek, że codziennie wchodzę po 15 razy i sprawdzam, czy coś nowego już się pojawiło ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. nie wiem czemu, ale jakos mnie irytuje harry)):

    OdpowiedzUsuń
  11. Uuuuu.... Draco zimy drań!!!! Tw FanFiction są the Best.
    Pozdro :-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam wrazen, że Harry chce Mionę dla siebie

    OdpowiedzUsuń