niedziela, 31 maja 2015

-Rozdział 16- Sometimes It Hurts

Opierał skroń o chłodną, murowaną ścianę. Jego oddech był równomierny, oczy nieznacznie przymrużone. Swoje długie, szczupłe nogi, podciągnął pod brodę, a wspartą na kolanie dłonią wystukiwał rytm jakiejś piosenki. Był spokojny; tak bardzo opanowany, że w miejscu, w którym się znajdował, wyglądał wręcz absurdalnie. Dziwnie i obco.
Cienka koszulka, której rękawy zdecydował się podciągnąć, opinała się jedynie na jego umięśnionej klatce piersiowej, nieco przemoknięta od potu i brudna od krwi oraz zwykłego, ulicznego brudu. Jasne włosy miał potargane, a wargę i łuk brwiowy rozcięte, tak jak zresztą już od kilku dni, od kiedy systematycznie wdawał się w bójki z różnymi osobami, co chwila na nowo otwierając zasklepione już rany. Był zmęczony. Tak bardzo zmęczony, że kilka razy próbował nawet zasnąć, ale otaczające go zewsząd krzyki i inne hałasy nie pozwoliły mu na to, bezustannie męcząc swoimi irytującymi dźwiękami.
-Ciszej-jęknął zbolałym tonem, jednak dostatecznie poważnym, zdecydowanym i chłodnym, by rzeczywiście uciszyć kilku siedzących po drugiej stronie pomieszczenia mężczyzn, a potem z ciężkim westchnięciem odrzucił głowę do tyłu, opierając ją o ścianę pełną mugolskich napisów, brzydkich bohomazów, płytkich cytatów i podpisów. Zadrżał od ogarniającego go w tych warunkach przeziębienia, a potem powstrzymując dreszcze, uśmiechnął się z ironią i wygodniej rozsiadł na zajmowanej przez siebie ławce. Wcale nie było tak źle jak się spodziewał. Wciąż jednak nie mógł uwierzyć, że znalazł się w areszcie.

                                                     12 godzin wcześniej 

Kiedy się obudził, ładnej blondynki, z którą spędził noc już nie było. Pościel na części łóżka, którą zajmowała wciąż była wygnieciona, a poduszka przesiąknięta zapachem jej mocnych perfum, ale oprócz tego niczego po sobie nie pozostawiła. Cóż, może nie tak do końca niczego, bo kiedy zwlókł się z łóżka i skierował do kuchni, znalazł na blacie jeszcze małą karteczkę.
-A więc miała na imię Rita-uśmiechnął się z zamyśleniem, a potem zgniótł papier z jej numerem telefonu i bez zastanowienia wyrzucił do kosza na śmieci. Nie było tak źle, ale nie miał w zwyczaju spędzać z kimś więcej niż jednej nocy. Nie lubił się przywiązywać, a jeszcze bardziej nienawidził gdy ktoś przywiązywał się do niego.
Ziewnął z niewyspania, a potem przeciągnął się i otworzył lodówkę, próbując znaleźć coś co nadawało by się na śniadanie. Jak zwykle skończył jednak z kromką chleba i masłem orzechowym oraz szklanką soku pomarańczowego. Skonsumował posiłek w samotności, a potem ubrał się i postanowił wyjść pobiegać... w samotności. Czasem gościł w swoim mieszkaniu jakichś ludzi . Nie zaliczając Blaise'a i Hermiony, w jego domu pojawiali się inni, na przykład różne dziewczyny, tak jak ta z poprzedniego wieczoru, a jednak dawno nie czuł się tu podobnie pusty i samotny.
Ubrał się w odpowiednie ubrania; naciągnął przez głowę przewiewną koszulkę z długim rękawem i spodenki, a potem skierował się do wyjścia, niedbale mierzwiąc palcami swoje jasne, nieco potargane już włosy.

                                                                                 ***

Po tym jak Harry wyszedł z kawiarni, nie siedziała w niej długo. Dopiła swoją kawę, a potem opuściła przytulne pomieszczenie wychodząc na ulicę, która zalana porannymi promieniami październikowego słońca, poprawiła jej i tak dobry humor. Wizja mieszkania z najlepszym przyjacielem była po prostu wspaniała. Czuła, że wreszcie od wielu miesięcy nareszcie może być wolna.
Zapięła płaszcz, a potem spięła co chwila nachodzące jej przez wiatr do oczu włosy, związując je w wysokiego kucyka na czubku głowy. Uśmiechnęła się, a potem z naprawdę pogodnym nastrojem, ruszyła wzdłuż londyńskiej ulicy, wciskając nieco zmarznięte ręce do kieszeni swojej kurtki.
Wtedy też go zobaczyła. Biegł po drugiej stronie ulicy, zbyt skupiony na wysiłku fizycznym, by w ogóle rozglądać się i obserwować przechodniów z naprzeciwka. Jego włosy były rozwiane, koszulka,  nieco przepocona, a twarz nieodgadniona, pełna samozaparcia i dyscypliny. Który to już kilometr?
Przystanęła i zmrużyła oczy, obserwując jak biegnie, a mięśnie jego nóg napinają się z każdym kolejnym krokiem. Jego dom znajdował się daleko stąd, a on musiał mieć za sobą naprawdę spory dystans. Mimo to nie wydawał się zmęczony, a przynajmniej nie tak, jak przeciętny człowiek powinien być, zwłaszcza biegnąc w tempie takim jak blondyn.
Nie miała pojęcia kiedy zdążyła zdecydować się wyciągnąć rękę do góry i go zawołać, ale naprawdę chciała zwrócić na siebie jego uwagę. Nie zdążyła jednak krzyknąć, bo ktoś podszedł do niej od tyłu i nachylił się nad nią, omiatając jej nozdrza niezbyt przyjemnym zapachem.
-Część piękna.
Odwróciła się i napotkała wzrokiem na oczy ciemnowłosego chłopaka, który zdecydował się odłączyć od grupy kolegów i podejść do niej, zmniejszając dystans między nimi do minimum. Czuła jak dusi się w własnej przestrzeni.
-Yyy... hej-powiedziała nieśmiało, nie do końca wiedząc do czego zmierza. Wyglądał groźnie, ale chyba nie zrobiłby jej krzywdy na środku ulicy w biały dzień? Jego koledzy stali kilkanaście metrów od nich. Przyglądali się, co chwila gwizdali, krzyczeli i śmiali, a ona przez moment rozważała, czy jej rozmówca nie przegrał jakiegoś zakładu. Kto normalny podszedłby do niej i rzucił tekstem Cześć piękna.?
-Może chciałabyś się przyłączyć do mnie i kolegów?-zaproponował, przebiegle się uśmiechając.
-Och, nie dzięki-zaśmiała się udawanie i mocniej zacisnęła ręce, wciskając je w kieszenie płaszcza. -Jestem umówiona. Śpieszę się.
-Moglibyśmy się czegoś napić-nalegał zbliżając się jeszcze bliżej, a ona wstrzymała oddech kiedy dotknął ręką jej policzka. Serio? Na środku ulicy? Pachniał dymem papierosowym i tanim alkoholem.
Zrobiła krok do tyłu, jednak on prędko złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Nalegam.
Zamrugała szybko rozważając wszelkie możliwości ucieczki, jednak nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Nie mogła użyć różdżki, bo znajdowali się na środku ulicy w niemagicznej części Londynu. Również nie mogła mu się wyrwać;jego uścisk był zbyt mocny, a on większy i silniejszy od niej. Kiedy jednak zbliżył jej twarz do jej twarzy, nie chcąc sobie nawet wyobrażać w jakim celu, Hermiona włączyła swój instynkt przetrwania, którego zmuszona była nabyć podczas wojny, gdzie w ekstremalnie trudnych warunkach spędzała długie tygodnie. Była zbyt przestraszona by tak jak to normalne osoby, zbyć chłopaka drogą dyplomatyczną, bogatą w rozszerzone słownictwo w zakresie przekleństw. Uniosła nogę, a potem, korzystając z tego, że założyła niewielkie obcasy, wbiła ją w stopę chłopaka, krzywiąc się, kiedy do jej uszu dobiegł jego zbolały i wściekły syk. Momentalnie puścił jej rękę, a ona cofnęła się o kilka kroków, nie tracąc czasu, kiedy jego koledzy zaczęli się zbliżać. Ruszyła biegiem w byle jaką stronę, jedyne czego pragnąc to jakoś ich zgubić. Nie wiedziała czemu uwzięli się akurat na nią, ale to było niszczące. Tak bardzo przykre i dobijające, że ledwo mogła uwierzyć, kiedy zorientowała się, że obecnie jedyne co czuje to złość. Czy ludzie naprawdę nie mają co robić?
Pisnęła kiedy któryś z nich musnął palcami kaptur jej płaszcza, a do niej dotarło, że oni rzeczywiście ją gonią. Czy miała jakieś szanse z nimi, chłopcami, znacznie szybszymi i silniejszymi, w dodatku w normalnych butach, a nie obcasach?
Gwałtownie skręciła w jedną z bocznych uliczek, ciesząc się, że może wykorzystać element zaskoczenia, a potem patrzyła na wytworzony między nią a chłopcami dystans w duchu śmiejąc się z nich i ich nieporadności. Jakaż była jej reakcja kiedy zorientowała się, że uliczka, w którą wbiegła okazała się ślepa.
[...]
W porządku. Teraz złość ustąpiła. Pojawiła się panika. Najprawdziwsza panika i przerażenie, bo naprawdę, podczas wojny była zastraszana i krzywdzona wystarczająco, by teraz najzwyczajniej nie chcieć przechodzić tego ponownie.
-Walczysz-mruknął z uznaniem chłopak, który od samego początku wydawał jej się przerażająco bezpośredni. -Lubię takie-wyszeptał wprost do jej ucha, a potem zaczął sunąć nosem wzdłuż jej szyi najpewniej wybierając sobie miejsce, w które może wbić się zębami. Próbowała go odepchnąć, ale był zbyt postawny i silny, by w ogóle ruszyć się od napierających na jego tors rąk. Jego koledzy wciąż trzymali dystans. Po prostu stali i gapili się na poczynania swojego kolegi, podczas gdy ona modliła się, by to co robili nie było pewną rodzaju kolejką.
Zamknęła oczy, kiedy poczuła jak jego ręka sunie po wnętrzu jej uda i przeklinała się za to, że włożyła dziś sukienkę, jednocześnie oszukując własną siebie, że to co robi z nią chłopak, wcale nie prowadzi do jednego.
Gwałtownie otworzyła oczy, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk upadającego ciała, a do niej dotarło, że jeden z chłopców został powalony przez całkiem szybko poruszającą się postać, która zmierzała już w stronę kolejnego kolegi jej niedoszłego oprawcy.
-Co do...?-chłopak przestał jej dotykać i odwrócił się z zaskoczeniem, kiedy cała jego obstawa została powalona przez Dracona, który z wyrazem seryjnego mordercy zaczął zmierzać w jego stronę. W ciągu trzydziestu sekund powalił na ziemię czterech ludzi, a teraz zmierzał do tego na pozór najsilniejszego, znacznie bardziej napakowanego niż on i górującego nad nim o kilka centymetrów.
-Radzę ci, wycofaj się zanim będziesz tego żał...-zaczął chłopak, kiedy od Dracona dzieliły go już tylko dwa kroki, jednak nie skończył, bo kiedy tylko blondyn doskoczył do niego, uderzył go w twarz z taką siłą, że ten zachwiał się i omal nie wywrócił. Co prawda szybko wyprostował się i próbował odegrać, jednak i tym razem Draco okazał się szybszy. Złapał chłopaka za kołnierz koszulki i mocno pchnął na ścianę tuż obok miejsca, w którym opierała się o nią Hermiona, powodując tym na jej plecach ciarki przerażenia.
-Dziesięć sekund, abyś opuścił to miejsce i więcej się nie pokazywał-wysyczał prosto w twarz chłopaka Malfoy z prawdziwą wściekłością ściskając palce na materiale jego koszulki.
-Nie jestem jakimś frajerem-odparł tamten i próbował go uderzyć, co jeszcze bardziej sprowokowało Malfoya to brutalnych czynów. Przyciągnął go do siebie, a potem jeszcze raz mocno uderzył jego głową w ceglaną ścianę, uśmiechając się przy tym z ironią, jakby wciąż zachowywał powagę, mimo narastającej w jego wnętrzu wściekłości.
-Chciałem tylko zaprosić panią na picie-wyjaśnił zbolałym tonem chłopak, kiedy poczuł jak tępy ból rozchodzi się po jego ciele.
-Ach tak-Draco uśmiechnął się dobrodusznie, zabierając od niego ręce. Z nieodgadnionym wyrazem spojrzał na Hermionę, która wciąż nie mogąc się otrząsnąć stała kilka kroków od nich, ciasno opatulając się ramionami. -Miałaś ochotę się napić z panami?-zapytał z lekkim rozbawieniem tą absurdalną sytuacją, jednak kiedy ona bez słowa pokiwała przecząco głową, on ponownie spoważniał, wściekły na tego mężczyznę tak, bardzo, że z całkiem spokojnym sumieniem, zablokował jego kolejny atak i tym razem powalił go na ziemię.
-Idziemy-rzucił do Hermiony, kiedy chłopak zwijając się z bólu, ponownie zbierał się z ziemi. Nie chciał go zabić, nie przy niej, dlatego jeżeli naprawdę chciał się od tego powstrzymać, musiał to przerwać już teraz. Dziewczyna szybko zbliżyła się do niego, a on był na pewien sposób bardzo szczęśliwy, że nie wystraszył jej swoją agresją, ani ona nie zamknęła się w sobie i nie załamała, co wnioskując po jej poprzednich zachowaniach, było całkiem możliwe.
Bez zastanowienia objął ją ramieniem i poprowadził ku wyjścia z zaułka, przechodząc nad jednym z powalonych ludzi tak, jakby przechodził przez kałużę. Widząc jednak wahanie dziewczyny, pochylił się i złapał ją za biodra, a potem uniósł ją nad tym leżącym i skompromitowanym facetem, pomagając przedostać się jej na drugą stronę.
-Dzięki-uśmiechnęła się z roztargnieniem, jednak nie miał wątpliwości, że za tym uśmiechem kryje się znacznie więcej złych emocji niż tych, jakby się mogło wydawać, pozytywnych.
-Nie dziękuj-mruknął cicho, kiedy już znaleźli się na głównej ulicy i zaczęli pośpiesznym krokiem oddalać się od miejsca bójki, a może raczej jednostronnej walki, kiedy to Draco, kilkoma ciosami powalił pięciu postawnych facetów, samemu nie przyjmując ani jednego uderzenia. -Żadna z tych rzeczy nie czyni mnie dżentelmenem-wyjaśnił z bladym uśmiechem, nieco zacieśniając uścisk na jej ramieniu.
-Cóż, przez moment byłeś moim bohaterem-powiedziała cicho, tak cicho i niedosłyszalnie, że pewnie wydało jej się to jedynie krótkim urywkiem jej prywatnych, skrzętnie chowanych myśli, niechcący wypowiedzianych na głos. On jednak usłyszał. Czuł jak na moment coś w nim zamiera, bo czegoś takiego jeszcze nie było. Nagle zapragnął bronić jej już zawsze, kiedy tylko przyjdzie mu do tego okazja i chociaż wcześniej, przed tym wyznaniem, również czuł tę potrzebę, teraz wydała mu się ona znacznie bardziej sensowna i zrozumiała. Był jej bohaterem i choć w głębi duszy wiedział, że nigdy na miano bohatera nie zasłużył, to jednak ta egoistyczna część jego osobowości, ta która pragnęła być dla niej kimś w tym rodzaju, skakała właśnie z radości.

                                                                   ***

Zaprowadził ją do siebie, gdzie sadzając na krześle przy wysepce kuchennej, podał jej szklankę wody i sam usiadł naprzeciw niej, uważnie się jej przyglądając.
-Więc... wszystko z tobą w porządku?-zapytał niepewnie, unosząc w górę jedną brew.
-Tak, czemu nie...?-westchnęła z rezygnacją i znudzeniem, podpierając ręce pod brodę. Spuściła wzrok, nie znosząc jego spojrzenia i utkwiła go w swojej szklance, kilka razy mrugając powiekami.
-Zrobili ci coś?-zapytał, bo nieznośnie paląca jego wnętrze niepewność powoli go wykańczała. -Czy on cię dotknął?
-Nie-pokręciła głową i spojrzała mu w oczy, aby był pewny, że nie kłamie. -Jak mnie znalazłeś?
-Biegłem tamtędy-wzruszył ramionami, jednak zaraz potem na powrót przybrał to dziwnie poważne, zaskakująco opiekuńcze i zmartwione spojrzenie. -Powiedziałabyś, gdyby coś ci zrobił?
-Powiedziałam już, że wszystko w porządku-stwierdziła zirytowana, jakoś nie chcąc poruszać teraz tego tematu. Co miała mu powiedzieć? Że sam jego dotyk na jej udzie po prostu ją sparaliżował? Czuła się tak bezbronna i słaba i to ją przerażało. Wiedziała, że każdy przypadkowy przechodzień z łatwością byłby wstanie ją skrzywdzić.
-Nie wyglądasz, jakby wszystko było w porządku-stwierdził po dłuższej chwili milczenia, przyglądając się jej z powagą i jakby wiedząc, że tym wyznaniem może ją sprowokować i wkurzyć, zamarł, ze zmarszczonymi brwiami oczekując jej reakcji.
-Och, zamknij się. Próbuję jak tylko mogę-odgryzła się z irytacją, poprawiając mimochodem ramiączko swojej kolorowej sukienki. Wyglądała cudownie w sukienkach.
-Udawać, że się trzymasz?-zapytał z nieprzekonaniem, unosząc w górę jedną brew. -Po co?
-Ponieważ...-urwała, próbując dobrać odpowiednie słowa. -Ponieważ to to, o czym chcą słuchać ludzie-wzruszyła ramionami i z rezygnacją rozpuściła swoje włosy, cicho wzdychając. -Chcą wiedzieć, że jestem silna i jakoś się trzymam, a poza tym... muszę być tą, która sobie radzi, bo...
-Bo...?-ponaglił ją, kiedy przez dłuższy czas się nie odzywała.
-Bo tak zawsze było-stwierdziła z obojętnością.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem podparł rękę pod brodę i zmrużył oczy, przyglądając się jej badawczym wzrokiem. A więc udawała. Tak jak wszyscy nakładała na siebie maskę i grała kogoś kim nie jest, naśladując emocje, które są jej całkiem obce.
-Zakładając, że jestem inny-zaczął powoli, głęboko nad tym rozmyślając. -Nie jestem jak inni ludzie i chciałbym usłyszeć prawdę... czy miałbym jakieś szanse?
Spojrzał jej w oczy i odetchnął głęboko, delikatnie się uśmiechając.
-Napadła cię zgraja facetów, byłaś sama i bezradna. To w porządku być...-wzruszył ramionami-przestraszonym? Zagubionym? Nie wiem Granger, wyrzuć to z siebie-poprosił z frustracją, widząc jak odwraca od niego wzrok.
-Jestem...-westchnęła cicho i objęła ramionami, pochylając delikatnie nad blatem. -Jestem przerażona-przyznała, nerwowo przygryzając dolną wargę. -Sparaliżowało mnie wtedy i gdyby nie ty, pewnie bym...-urwała, biorąc głęboki oddech. -Proszę nie mówmy o tym. Jestem po prostu szczęśliwa, że mnie znalazłeś-uśmiechnęła się blado, a potem wzięła do rąk opróżnioną szklankę wody i chcąc uniknąć jego przenikliwego wzroku, odniosła ją do zlewu.
-Wiem jak to jest być przypartym do muru-powiedział nagle, po dłuższej chwili milczenia, począwszy wystukiwać na powierzchni stołu rytm jakiejś wolnej piosenki. -I wiem jak to jest wściekać się na siebie za okazanie słabości.
-Ja nie...-próbowała zaprzeczyć, ale całkiem szczerze, musiała przyznać mu rację. Jej bezradność doprowadzała ją do szału. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, co stałoby się gdyby Malfoy nie pojawił się tam wtedy w odpowiednim momencie. Dreszcz przeszedł przez jej ciało, kiedy dotarło do niej jak wielką krzywdą i upokorzeniem stałoby się dla niej wspomnienie z ciemnego, londyńskiego zaułka. -W porządku. Jestem zła-westchnęła z rezygnacją, a potem splotła ręce na piersi i wzniosła oczy ku niebu, wciąż nie potrafiąc znieść jego uważnego spojrzenia.
-Czasem złość jest całkiem... dobra-wzruszył ramionami i przejechał dłonią po włosach, lekko się uśmiechając.

                                                                        ***

Obserwował jak siedzi na kanapie w jego salonie i beztrosko uśmiecha się do bliżej nieokreślonego punktu, nawijając przy tym kosmyk kasztanowych włosów na palec. Nie miał pojęcia o czym myślała, ale co chwila przyłapywał się na tym jak bardzo chciałby dzielić z nią te momenty. Móc uśmiechać się razem z nią. Śmiać się z tych samych żartów, rozmawiać o zupełnie bezsensownych rzeczach. Chciałby wracać do swojego mieszkania i zamiast witać w nim samotność i nudę, móc gościć tam ją, Hermionę. Marzył o tym, by siedzieć obok niej i po prostu milczeć, a ona nie uznawałaby tego za coś niekomfortowego; i chociaż wszystkie te myśli wydały mu się przerażająco nieodpowiednie, to jednak podobały mu się.
-Mogę ci pomóc jeżeli chcesz-zaproponował nagle, siadając obok niej na beżowej kanapie. Wyciągnął nogi przed siebie i założył ręce pod głowę, delikatnie się uśmiechając. -Mogę pokazać ci kilka chwytów, żebyś wiedziała jak się bronić.
-Chcesz mnie nauczyć walczyć?-zapytała ze zdziwieniem, unosząc w górę brwi. Jej uśmiech zniknął z twarzy, ustępując miejsca niememu niedowierzaniu, podczas gdy on pożałował tej śmiałej decyzji.
-Skoro nie chcesz...-westchnął i odwrócił spojrzenie, wciąż jednak uważając, że powinna umieć się obronić. Szczególnie po tym jak dzisiejszego dnia zaatakowali ją ci goście.
-Nie! Nie, nie to miałam na myśli-zaprzeczyła szybko, odwracając się w jego stronę. -Byłoby super-stwierdziła, lekko się uśmiechając. -To całkiem dobry pomysł.
-Okey-przeczesał palcami swoje jasne włosy, podczas gdy jego stalowoszare oczy zabłyszczały, nieświadomie posyłając w jej stronę serię przyjemnych dreszczy. Wstał z kanapy, a potem wyciągnął dłoń w jej stronę i szczerze hamował rozbawienie, kiedy niepewność pojawiła się na jej twarzy.
-Jej, to takie dziwne-stwierdziła, gdy stanęła naprzeciw niego, skanowana przez jego przenikliwe spojrzenie. -Co mam robić?-spytała, niezręcznie pocierając swoje ramiona.
-Zaatakuj-polecił z lekkością, jakby ich walka była pogawędką o pogodzie, a nie pierwszym, poważnym kursem samoobrony.
-Myślałam, że to ty będziesz atakował...
-Kobiety mają pierwszeństwo-stwierdził, patrząc gdzieś w bok i uśmiechając się z wyraźnym rozbawieniem. Cóż, prawdziwy, radosny uśmiech na twarzy kogoś tak poważnego i zimnego jak Malfoy był cudownym widokiem, ale jednak mimo wszystko niedobrze było patrzeć jak śmieszy go jej postawa. Splotła ręce na piersi i rzuciła mu zirytowane spojrzenie, nie do końca wiedząc co ma zrobić. Powinna zadać cios? Tak na poważnie? Co jeżeli zrobi mu krzywdę? Jej oczy zaczęły śledzić znikającego już siniaka na linii jego szczęki i zasklepione rozcięcie na łuku brwiowym. Malfoy ciągle się z kimś bił, z pewnością miał doświadczenie, była pewna, zwłaszcza po dzisiejszej demonstracji w miejskim zaułku, ale uderzenie bez powodu wydało jej się po prostu złe.
-Nie mogę tego zrobić-odetchnęła ciężko, po dłuższej chwili milczenia, w której jedynie skanowali się wzrokiem. -To...
-Och, dalej Granger...-jęknął, wciąż czekając na jej cios.
Uniosła więc rękę i uderzyła go w ramię.
-To tyle?-zapytał z niedowierzaniem, unosząc w górę jedną brew. Cóż, przed nimi dużo pracy, szczególnie, że jej cios odczuł raczej jako... właściwie to prawie w ogóle tego nie odczuł.
-Okey, to głupie-stwierdziła z rezygnacją, widząc jego kpiący uśmiech, a potem odwróciła się i zamierzała odejść.
-Dobrze, więc zaczniemy w ten sposób-oświadczył przyciszonym głosem, niespodziewanie łapiąc ją w talii od tyłu i przyciskając do swojego ciała. Poczuła jak jej plecy gwałtownie uderzają w jego klatkę piersiową, a on zaciska palce na jej ciele, zatrzymując je w ciasnym uścisku. To dziwne, ale jakoś jej to nie przeszkadzało...-Ktoś podchodzi do ciebie i atakuje od tyłu. Co robisz?
Próbowała odrzucić go od siebie, starając się uderzyć łokciem w brzuch, ale ten sprawnie zablokował jej ruch, pochylając się nad jej uchem. Nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że się uśmiecha.
-Błąd-wyszeptał z zadowoleniem wprost do jej ucha, wciąż trzymając ręce na jej ciele. Może powinna sobie wyobrazić, że jest atakowana przez jakiegoś chorego zwyrodnialca, ale naprawdę nie była wstanie, kiedy myślała jedynie o Malfoyu i jego wspaniałym dotyku. W dodatku nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Czuła się unieruchomiona.
-Nie wiem co robić-przyznała, z rezygnacją opierając odchyloną głowę o jego ramię. Jej, ta bliskość była niesamowita.
-W takim razie jesteś martwa-skwitował bezlitośnie, cicho się śmiejąc. Wciąż jednak nie odsuwał jej od siebie. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej.
-Byłbyś najlepszym instruktorem samoobrony na całym świecie-odgryzła się z ironią, nieco wkurzona na to jak bardzo się z niej nabija. Tak ciężko było dać kilka przydatnych wskazówek?
-Pochyl się-powiedział nagle, wyraźnie zbijając ją z tropu. Odwróciła głowę i przeniosła na niego swoje zdezorientowane spojrzenie, unosząc w górę brwi.
-Że co?
-Po prostu to zrób-rozkazał, uśmiechając się pod nosem.
-Mam sukienkę-zauważyła ze skrępowaniem, obciągając materiał ubrania w dół.
-Nie przeszkadza mi to-wzruszył ramionami i zaśmiał się cicho, wyraźnie ją tym irytując. Widząc jednak jak próbuje się wyrwać i z oburzeniem mu wygarnąć, spoważniał. -Przepraszam. Proszę, pochyl się, obiecuję zachowywać się jak profesjonalista-zadeklarował ze znudzeniem, wznosząc oczy ku niebu.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, ale pozwoliła mu się poprowadzić, kiedy rozkazał jej wykonać energiczny skłon w dół, a potem złapać go za kostkę, i naprzeć biodrami na jego biodra. To było dziwne. Dziwne i tak ekscytujące, że nawet nie zakodowała kiedy tak dokładnie zdążyła wywrócić go do tyłu i przygnieść swoim ciałem, lądując razem z nim na podłodze.
Z rozbawieniem odwróciła się i spojrzała na Malfoya, który najwyraźniej w żaden sposób nie uszkodzony, przyglądał się jej z zadowoleniem w oczach, bo udało jej się wykonać ćwiczenie.
Przez moment chyba walczył z uśmiechem, ale w końcu nie wytrzymał i uniósł kąciki ust, nieświadomie przyprawiając ją tym o kolejną falę dreszczy. Tyle razy próbowała sobie wmówić, że to co do niego czuje to jedynie krótkotrwałe i słabe złudzenie, podczas gdy z każdą chwilą coraz silniej uświadamiała sobie jak bezsilna jest w obliczu tego uczucia. Działał na nią w tak typowy sposób i chociaż tak naprawdę prawie nic o sobie nie wiedzieli, jej wystarczało to by reagować na niego serią dreszczy, wstrzymywanych oddechów i przyspieszonego bicia serca.
Spoważniała. Nie miała pojęcia kiedy przestała się śmiać, podobnie jak on skupiając się jedynie na jednym. Ile to dni minęło od kiedy pocałowali się po raz ostatni? I chociaż za każdym razem kiedy wspominała to jak potraktował ją w progu drzwi i powiedział jej, że nie jest tym czego szuka, albo kiedy odtrącił ją po raz ostatni, nie przeszkadzało jej to by wciąż go pragnąć. Draco spuścił swój wzrok, patrząc na jej usta, jednocześnie niespodziewanie i gwałtownie zrzucając ją z siebie. I kiedy już myślała, że to znowu się dzieje, znowu z niej rezygnuje, w najbardziej bolesny sposób odtrąca i wyraża swoje niezainteresowanie... poczuła jego usta.
Teraz to on nad nią górował. Podtrzymując się na łokciach, tak aby nie przygnieść jej swoim ciężarem, pochylał się i całował ją na podłodze w swoim salonie. I z całą odpowiedzialnością mogła powiedzieć, że było to najbardziej odurzające uczucie jakie kiedykolwiek przeżyła. Chyba powinna się sprzeciwić. Pocałunki zawsze wszystko komplikowały, szczególnie w ich przypadku, kiedy za każdym razem nie mieli pojęcia jak zachować się w swoim towarzystwie, ale teraz było inaczej. Lubiła go. Była pewna, że i on lubi ją.
Oddała pocałunek, wplotła rękę w jego jasne włosy, drugą zatrzymując na jego karku. Przyciągnęła go bliżej siebie, a potem jęknęła cicho, czując jak jego pocałunki schodzą niżej, na jej szyję.
Nigdy czegoś takiego nie robiła. Nie leżała na ziemi i nie całowała się z żadnym facetem, w dodatku w taki sposób. To było... jednocześnie spokojne i namiętne, tak jakby wpadli w jakiś trans, podążając w nim w swoim własnym, idealnym tempie.
Jego usta schodziły coraz niżej, kreśląc własne ścieżki po jej nagich, nie zakrytych przez sukienkę obojczykach, kiedy zdała sobie sprawę, że chce go tutaj, na swoich wargach. Z frustracją przyciągnęła jego głowę do siebie i wpiła się w jego usta, mimo przymkniętych powiek wiedząc, że się uśmiecha. Podobało mu się to i ten jeden, krótki uśmiech, wystarczył jej, by mogła poczuć się pewnie. Oplotła jego pas swoimi nogami, krzyżując je na jego plecach, z zadowoleniem stwierdzając, że teraz ma go tak blisko siebie jak tylko jest to możliwe.
Jego usta wciąż napierały na jej wargi, podczas gdy ręce mogła już odczuć na swoich nogach, leniwie wślizgujące się pod materiał jej luźnej i przewiewnej sukienki.
-Poczekaj-przerwała pocałunek, niekontrolowanie łapiąc go za nadgarstek. Nie mogła ukryć, że lekko spanikowała, ale on chyba tego nie dostrzegł, zbyt mocno pochłonięty faktem, że właśnie ją pocałował, a ona wciąż tu jest. Uniósł w górę jedną brew i niechętnie podparł się na wyciągniętej ręce, znacznie się od niej odchylając.
-Łóżko?-zaproponował, rzucając krótkie spojrzenie w stronę ustawionego nieopodal mebla. Tam będzie im znacznie wygodniej. Hermiona głośno przełknęła ślinę, a potem pokiwała głową i dała mu się poprowadzić w stronę starannie zasłanego łóżka, stając tuż naprzeciw Malfoya.
-Wszystko w porządku?-zapytał, składając delikatny pocałunek na jej odkrytym ramieniu. Czuła ciarki przechodzące w tym miejscu i mogła śmiało powiedzieć, że jest lepiej niż w porządku gdyby tylko...
-Tak-stwierdziła lekko zestresowana, starając się skupić jego wzrok na swojej twarzy. Chyba chciał ją jeszcze o coś zapytać, ale mu nie pozwoliła. Zacisnęła ręce na jego karku i pocałowała go, wspinając się na palce. Chciała móc o wszystkim zapomnieć. Skupić się tylko na nim, ale za każdym razem kiedy jego ręce zbliżały się do rozpięcia jej kolorowej sukienki, fala niepewności oblewała jej ciało.
-Może... możemy zasłonić okno?-zapytała, po raz kolejny się od niego odwracając. -Słońce, ono...
Westchnął, a potem oderwał się od niej i podszedł do ogromnego okna, zajmującego całą długość ściany w jego mieszkaniu i opuścił żaluzję. Słońce już zachodziło, teraz, kiedy to zrobił, stało się jeszcze ciemniej. W całym mieszkaniu zapanował półmrok.
-Jeżeli nie chcesz tego robić...-zaczął lekko zrezygnowany, kiedy zbliżył się do niej na wyciągnięcie ramion.
-Chcę. Naprawdę-zapewniła go i pocałowała, a on nie zamierzając pytać o nic więcej pochylił się nad nią i pchnął na łóżko, nie przerywając przy tym tego subtelnego gestu. On również tego chciał. Granger bardzo mu się podobała, pragnął jej już od wielu dni, a teraz wreszcie miał okazję by prawdziwie ją poznać, ale coś mówiło mu, że nie wszystko jest w porządku. Była natarczywa, całowała go z pasją i ogromną namiętnością, ale jednocześnie przemawiała przez nią niepewność. Tak, jakby całując go, chciała o czymś zapomnieć.
Sunął dłonią po jej gładkiej nodze, podwijając materiał jej sukienki, znów wyczuwając w niej to paniczne napięcie. Było już za późno, kiedy złapała go za rękę i powstrzymała od dalszego ruchu. On już wiedział.
Opuszki jego palców powoli błądziły po chropowatej fakturze jej uda, podczas gdy ona z rezygnacją i łzami w oczach odrzuciła głowę do tyłu i opadła na jego miękką poduszkę, wbijając wzrok w sufit.
-Dlaczego?-zapytał z nierozumieniem, z troską i strapieniem marszcząc przy tym brwi. Jego palce wyczuwały dziesiątki wąskich blizn sunących po jej udach. Jego serce na moment przestało bić, a on sam, przerażony był tym, że to tak mocno go dotknęło.
-To było dawno... ja...-próbowała się wybronić, jednak on już podwinął materiał jej sukienki, spoglądając na liczne cięcia. Wśród nich były te świeże, wykonane niedawno, w ferworze zupełnie niepojmowanego dla niego bólu i osamotnienia.
Odetchnął ciężko, czując jak odbiera mu mowę. Cała dotychczasowa ekscytacja, pragnienie, wszystko to nagle odeszło, ustępując paskudnemu uczuciu, jakim był po prostu smutek. Nie chciał, żeby ktoś ją krzywdził, ale to, że ona sama może to sobie robić, nigdy nie przyszło mu nawet do głowy.
Podniosła się z łóżka i usiadła naprzeciw niego, delikatnie i niepewnie łapiąc go za ręce. Nie chciała, żeby patrzył na jej blizny. Nigdy nie chciała, żeby się o nich dowiedział. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że była dostatecznie naiwna by myśleć, że może się z nią przespać i ich nie zobaczyć.
Teraz zmuszona była patrzeć jak wyraz jego twarzy zmienia się na ten rozczarowany i choć z całych sił starała się być silna, to teraz ledwo powstrzymywała się od płaczu, bo nigdy nie chciała go rozczarować.
-Chciałam tylko sprawdzić, czy rzeczywiście pomaga-wyszeptała cicho, z żalem, odwracając wzrok i wbijając go w jasną pościel na jego łóżku. Nie potrafiła znieść sposobu, w jaki na nią patrzył.
-I co?-to krótkie, wyprute z emocji pytanie było dla niej jak cios w twarz. Ale tego mogła się spodziewać, prawda? Malfoy nie był kimś, kto przyjąłby to w inny sposób, niż ten chłodny i obojętny.
-Nie robię tego-powiedziała, bo rzeczywiście od kilku dni już tego nie robiła.
Obserwowała jak z przepełnionym kpiną prychnięciem odwraca wzrok i odchyla się do tyłu, podpierając na wyprostowanych ramionach.
Milczał. Cisza spowiła jego mieszkanie, podczas gdy on z mocno ściśniętym sercem próbował pojąć, co takiego dzieje się w jej głowie, że uważa krzywdzenie się za jakiekolwiek wyjście. Nie wierzył w ukojenie ani ulgę, które może przynieść człowiekowi samookaleczenie. Zawsze uważał to za szczyt głupoty, śmieszyły go wręcz te żałosne akty autoagresji. Sam przeżył ogromne cierpienie, prawdziwy psychiczny ból, stracił w życiu wielu bliskich, był dręczony, zastraszany i torturowany. I tak, miewał myśli samobójcze, kilka razy nawet próbował zakończyć swoje życie, ale to... To wydawało mu się całkiem pozbawione sensu.
-Możesz coś powiedzieć?-wyrwała go z myślowego letargu. Jej głos był słaby, drżał, a ona z pewnością była bliska płaczu, do czego nie miał już wątpliwości, kiedy przeniósł na nią poważne spojrzenie, pełne mimowolnego chłodu i obojętności. Zawsze przyjmował tę postawę, kiedy ktoś go skrzywdził, a teraz naprawdę czuł się skrzywdzony, mimo iż role powinny być raczej odwrócone. Czy to nie jej nogi pokryte były licznymi ranami?
-Nie wiem co powinienem powiedzieć-wyznał całkiem szczerze, chyba nieco zbyt ostro, jak na fakt, że dziewczyna czuła się już wyjątkowo podle i sponiewieranie. Po raz kolejny coś im nie wyszło.
-Cokolwiek-westchnęła smutno, a potem, unikając jego spojrzenia, ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania.
-Poczekaj-wstał z łóżka i szybko do niej podszedł, a potem, zamykając przestrzeń między nimi, złożył na jej ustach desperacki pocałunek, pełen ludzkiego żalu i sfrustrowania. -Do zobaczenia, Granger-powiedział cicho, a potem patrzył jak odchodzi i zamyka za sobą drzwi.

                                                                                ***

Był wstrząśnięty. Faktem, że ktoś tak dobry, tak niewinny i łagodny, mógł cierpieć i nienawidzić się na tyle, by zadawać sobie ból. To było śmieszne. Tak nieludzko niesprawiedliwe, że nawet on, który w ciągu swojego życia zaznał wystarczająco niegodziwości, nie mógł zrozumieć co tak dokładnie nią kierowało. I tak, pozwolił jej wtedy odejść. Wyjść z mieszkania i zatrzasnąć za sobą drzwi, ponieważ, naprawdę nie wiedział co innego powinien zrobić. Był zły. Może wręcz wściekły i mimo iż wiedział, że jego postawa nie pomoże jej w dalszym zwierzaniu, nie próbował nawet tego ukryć. Czuł się rozczarowany tym jak nieodpowiednie i niesprawiedliwe było dla Hermiony Granger życie.
Od miejsca docelowego teraz dzieliło go zaledwie kilka przecznic. Miasto spowite było przez ciemność, dawno pogrążone we śnie. On jednak nie potrafił zamknąć oczu. Nie mógł spokojnie zasnąć, świadomy tego jak wielu ludzi krzywdziło dziewczynę i nigdy za to nie odpowiedziało.
-Ej ty!
Uśmiechnął się, słysząc za plecami znajomy głos. Szaleńczy błysk zalśnił w jego oczach, kiedy powoli odwrócił się w stronę, skąd dochodził, a potem splótł ręce na piersi i spojrzał w oczy jednego z chłopaków, którzy zaatakowali dziś Hermionę. Nie widział powodów, dla których nie zasłużyliby na cierpienie.
[...]
Kolejny cios, kolejny i jeszcze kolejny. To w jaki sposób krew leciała z jego porozcinanych, piekących kostek. Wyraz twarzy chłopaka, który powoli tracąc świadomość, luzował swój uścisk, powoli tracąc wolę walki. To jak reszta jego kolegów leżała i wiła się na ziemi, próbując pomóc temu ostatniemu najgorzej pobitemu. I chociaż wiedział, że to co teraz robi nie jest wymiarem sprawiedliwości, a brutalną i okrutną zemstą, którą gardził niemalże od zawsze, czuł się z tym niewiarygodnie dobrze. Miał ochotę przejąć to od Hermiony. Cały ten mrok i ból, to cierpienie i nienawiść do samego siebie. Naprawdę rozumiał. Wiedział jak to jest gardzić samym sobą, ale on już dawno z tego wyszedł. Teraz był po prostu świadomy. Racjonalizm nie pozwolił mu na idealizowanie ani niepotrzebne obniżanie wartości swoich cech. Wiedział, że zasłużył na to co miał, w przeciwieństwie do przekonania swojego ojca. Naprawdę miał świadomość zbrodni, które popełnił. Wiedział, że to co mu się przydarzyło to sprawiedliwość. Ale Hermiona... Hermiona nigdy na to nie zasłużyła.
-Odwróć się i podnieś obie ręce do góry, abyśmy je widzieli.
Zamrugał szybko i zaprzestał okładania pięścią twarzy chłopaka, powoli się wycofując. Ciemna ulica teraz jaśniała od kolorowych świateł koguta policyjnego radiowozu.
Uniósł ręce do góry, a potem powoli odwrócił się w stronę funkcjonariuszy, w głębi serca czując, że spieprzył na całej linii. Potem myślał o tym jeszcze długo, kiedy podziwiał spowity przez ciemność Londyn zza samochodowej szyby, skuty kajdankami, ściśnięty między dwoma, dobrze zbudowanymi policjantami.


-------------------------------------------------------

Cześć kochani!
Rozdział dodany po krótkiej przerwie. Mam nadzieję, że jego długość, rekompensuje czas oczekiwania :) Od razu przepraszam za błędy, bo jestem pewna, że jest ich w notce mnóstwo. Dodaję rozdział na szybko i ponieważ nie mam czasu, na dokładne sprawdzanie, mam nadzieję, popoprawiać wszystko w wolnej chwili. 
Teraz zapraszam do komentowania :) Koniecznie wyrażajcie swoje opinie, bo dzieje się całkiem dużo i chciałabym wiedzieć co o tym wszystkim sądzicie. Miłej niedzieli :*






















11 komentarzy:

  1. Malfoy? W areszcie? Nie mogę! xD
    Hermiona się cięła...? Nie wiem, jak na to zareagować. Hermiona zawsze była twarda i odważna. Nie załamywała się od tak, ale... Może w końcu przekroczyła tą niewidzialną granicę?
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerwa nie była aż taka długa, bo tylko tydzień. Mimo tego, nie mogłam się doczekać nowego rozdziału, który jest świetny.
    Bardzo mi się podoba pomysł zamieszkania Hermiony z Harry'm i nie mogę się tego doczekać.
    Co do sceny z napaścią, to już mniej mi się podobało. Trochę oklepane, ale fragment w mieszkaniu zdecydowanie to zrekompensował. Był wspaniały, naprawdę... Przeraziło mnie trochę to, że Hermiona się cięła. Najpierw myślałam, że może to po śmierci Rona, ale kiedy się okazało, że robiła to niedawno, od razu pomyślałam o Ginny i o jej rodzicach, będących w szpitalu.
    To jak już wyżej wspomniałam, rozdział świetny i czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Codziennie wchodziłam po kilka razy i w końcu się doczekałam. Rozdział bardzo, bardzi mi się podoba. Tak jak Lianną pie, mną także wsztrząsnął fakt, że Hermiona się tnie. Zupełnie to do niej nie podobne. I to dziwne uczucie... Malfoy i areszt :)

    OdpowiedzUsuń
  6. powiem tylko tyle iż jestem zachwycona i rozczzarowana ,a to drugie bo krótko i mało mi. CHCE WIĘCEJ

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy rozdział. Chodź przyznam, że coraz mniej czuję w tym opowiadaniu Dramione. Nie powiem, że opowiadanie nie jest dobre, ale zaczyna całkowicie odbiegać od magii, a skupia się na mugolskich sprawach, takich jak gwałty, czy areszty. Wiem, że Draco stracił moc i że przystosowuje się do mugolskiego życia, ale jakoś mi tej magii brakuje. Równie dobrze te dwie postacie, którymi u ciebie są Draco i Hermiona, mogłyby mieć na imię Jerry i Lorraine.
    Podoba mi się to opowiadanie, ale jak napisałam powyżej, przestaje to być Dramione - przynajmniej dla mnie. Nie mniej jednak czekam na kolejny rozdział i życzę weny. ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :D A co do magii - to spokojnie, wszystko w swoim czasie. Może to i rozdział 16, ale przynajmniej ja mam wrażenie, że opowiadanie dopiero się rozkręca. I chociaż wiem, że to co robię wzbudza wiele wątpliwości, to jednak mam pewien plan na to wszystko i to, że teraz nie ma tu raczej wiele magii, jest zamierzone.
      Powoli rozwijam wszelkie wątki, powoli wprowadzam nowych bohaterów, powoli też przedstawiam magiczny świat i przeszłość Dracona, który z tym czarodziejskim światem był mocno związany. Teraz żyje nieco inaczej i moim zdaniem to znacznie ciekawsze, przedstawić Dracona wśród mugoli, niż Hermionę, która zapala różdżką światło, albo toczy pojedynek :)
      Tak czy inaczej, bardzo mocno dziękuję i pozdrawiam :*

      Usuń
  8. Zdecydowanie dzieję się baaardzo dużo, ale to dobrze. Strasznie podoba mi się wątek z okaleczanie, a raczej to, jak do niego podeszłaś, tak bardziej od strony osoby krzywdzącej się. Wyszło to wspaniale, a nie tak jak niektórym żałośnie. Masz u mnie za to mega plus. Postawa Malfoya również jak najbardziej adekwatna do sytuacji, choć chyba narobił sobie sporo problemów.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. HAHAHAHAHAH
    nie sadzilam, ze draco tak wpadnie XDDZ
    eh, po co hermiona to zrobiła:(((

    OdpowiedzUsuń