sobota, 9 maja 2015

-Rozdział 13- Everything'll Be Alright

Nie jesteś tym czego szukałem. Nie jesteś tym czego szukałem. Nie jesteś tym czego szukałem.
-Wow-szepnęła, nieco zaskoczona, z niezrozumieniem gapiąc się w jego okropne, stalowoszare oczy. Cóż, może nie były tak do końca okropne, ale robiła teraz wszystko, aby myśleć o nim właśnie w ten sposób. Był okropny, podły i perfidny. Manipulant i cynik od siedmiu boleści. Odetchnęła ciężko, a potem próbowała złożyć w myślach jakieś logiczne zdanie, nadające się na odpowiednią ripostę, ale jej umysł był pusty. Nie jesteś tym czego szukałem. Kto by pomyślał, że dostanie kosza od Dracona Malfoya może aż tak zaboleć? Czuła się jak idiotka, żałosna frajerka, nachodząca go w jego własnym mieszkaniu. Przestąpiła z nogi na nogę, a potem zamierzała odejść, bez zbędnych słów, znikając mu z oczu, kiedy on nieoczekiwanie powiedział:
-Twoi rodzice są już w Londynie.
Świetna zmiana tematu.
-C-Co?-z konsternacją uniosła brwi, zastanawiając się czy po prostu sobie z niej nie kpi.
-Mój ojciec sprowadził ich bezpiecznie z Australii-wyjaśnił znudzonym tonem, jakby nie wyczekiwała dniami na tą informację.
Liczyła, że w chwili takiej jak ta po prostu obleje ją ulga. Od ponad roku nie miała żadnej wieści o swoich rodzicach, ale teraz kiedy wreszcie wiedziała gdzie dokładnie się znajdują, zamiast radości i długo wyczekiwanego spokoju, była przerażona.
-Och, to...-urwała, czując, że jeżeli będzie kontynuować swoją wypowiedź, Malfoy usłyszy jak drży jej głos. Nie chciała by widział ją w takim stanie. Ostatnio często widział ją w totalnej rozsypce, a teraz kiedy już przekonała się, że nie warto było mu ufać, robiła wszystko aby nie upokorzyć się przed nim po raz kolejny. -Podziękuj ojcu-mruknęła cicho i ze skrępowaniem, a potem prędko opuściła korytarz przed jego mieszkaniem i opuściła kamienicę.

                                                                          ***

-Poczekaj!
Była zaskoczona, że za nią wybiegł. Na dworze padał deszcz, było zimno, a do tego jeszcze niedawno dał jej znać, że absolutnie nie jest nią zainteresowany. Dlaczego więc trudził się, by złapać ją zanim teleportuje się do domu?
Bez słowa odwróciła się w jego stronę i mocno zacisnęła zęby, wściekła, że wciąż to ciągnie. Jakim cudem, powiedział Nie jesteś tym czego szukałem., a teraz zachowywał się tak, jakby do niczego nigdy nie doszło?
-No co?-rozłożyła ręce i ostatecznie się poddała, pozwalając by łzy popłynęły z jej oczu. Nienawidziła płakać, ale teraz miała przynajmniej szansę by Malfoy tego nie zauważył. Deszcz coraz obficiej moczył ulice Londynu i mieszał się z łzami na jej policzkach.
Patrzyła jak ze skrępowaniem poprawia wilgotne już włosy, a jej wzrok na moment zatrzymał się na skrzepniętej krwi na jego kostkach. Co mu się stało?
-Mogę pójść z tobą do Munga?
Na moment zamarła i gwałtownie zamrugała, za nic nie potrafiąc zrozumieć jego wahań nastroju. Jeszcze niedawno obdarowywał ją chłodnymi i krótkimi odpowiedziami, wciąż unikając jej wzroku, a teraz tak po prostu chciał jej towarzyszyć w drodze do szpitala?
-Daj spokój, Malfoy-wywróciła oczami i pociągnęła nosem, chowając zmarznięte ręce do kieszeni płaszcza. Zamierzała odwrócić się i odejść, jednak on złapał ją za łokieć i przyciągnął do siebie, mierząc poważnym spojrzeniem swoich stalowoszarych tęczówek.
-Proszę-nalegał, a ona przez moment była pewna, że w jego oczach dostrzegła coś na wzór błagania, żalu i bólu odrzucenia, jednak błysk ten szybko zniknął, a jej zabrakło czasu na przekonanie się czy nie był przypadkiem jedynie złudzeniem.
Spuściła głowę i otarła łzy zmieszane z deszczem, a potem spojrzała mu w oczy, mierząc się z tym potwornym, wewnętrznym rozdarciem. Nie jesteś tym czego szukałem. Gwałtownie zacisnęła powieki i szybko pokiwała przecząco głową, wyrywając rękę z jego uścisku. Bawił się nią.
-Nie jesteś czarodziejem, nie wpuściliby cię do szpitala-przypomniała mu, bo to pierwszy argument jaki pojawił się w jej głowie. -A poza tym, ja...-urwała widząc ogromne rozczarowanie w jego oczach. -Nie wybieram się tam-powiedziała, ciężko wzdychając. Teraz już nawet deszcz nie był wstanie zamaskować jej płaczu. Nie miała wątpliwości, że jej nos i oczy są zaczerwienione, a w dodatku jej głos łamał się i drżał przy każdym wyższym dźwięku. O Merlinie, jak ona siebie nienawidziła.
-C-Co?-zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, kiedy dotarło do niego, że Granger nie zamierza odwiedzić rodziców. Co jest z nią do cholery nie tak?!
-To raczej nie jest twoja sprawa-stwierdziła, a potem mocno przygryzła wargę, odwracając wzrok. Nie mogła się na niego patrzeć. Skrzywdził ją. Dołożył problemu. Podeptał jej ego i dumę i teraz kiedy już ochłonął bardzo tego żałował. Był wściekły przez swojego ojca i dał ponieść się palącemu uczuciu, że rzeczywiście jest taki beznadziejny. Dla niej jednak chciał się starać, próbował być lepszy.
-Wcale tak nie myślę-powiedział w końcu, ciężko oddychając. Wzdrygnął się z zimna, bo deszcz ciągle padał, a jego ubrania były przemoknięte, a on nie narzucił na siebie kurtki, kiedy wybiegał z domu-Kłamałem-dodał, wiedząc, że mimo iż szybko zmienił temat, dziewczyna będzie wiedziała o czym mówił. Nie żałował tego pocałunku.
-Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz teraz?-zapytała z frustracją, zupełnie nie łapiąc się w jego nagłych zmianach nastroju. Głośniej pociągnęła nosem, a potem wzniosła oczy ku niebu, heroicznie wstrzymując kolejną, zbliżającą się falę łez. Jej obraz z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rozmazany, kiedy w pewnym momencie, została po prostu gwałtownie przyciągnięta przez jego silne ramiona. Malfoy zamknął ją w swoim szczelnym uścisku, a później pocałował, w desperacki sposób napierając na jej usta swoimi wargami.
[...]
Była zaskoczona, bo ten gest był ostatnią rzeczą, jakiej spodziewała się w tym momencie. Mimo to, wciąż tkwiła na deszczu, nie odpychała go, nie dała w twarz ani nie odrzuciła. Stała i pozwalała się całować, w pewnym momencie przegrywając z własnym ciałem i zarzucając mu ręce na szyję. Tak, była na siebie wściekła. Tak, czuła się zbyt silna i dumna, by robić to zaraz po tym gdy wypowiedział tak raniące dla niej słowa, ale nie potrafiła tego przerwać. Wkrótce odwzajemniła pocałunek i jęknęła cicho, czując jak Malfoy zaciska palce na jej biodrach i mocniej przyciska do swojego ciała. Może to okropne, ale odkąd wyszła wtedy z jego mieszkania, odtwarzała w głowie wizję jakby to było gdyby pocałował ją raz jeszcze. Tym razem nie zamierzała jednak uciekać. To nie miało już znaczenia. Może wcale nie był taki zły? Może jednak była tym czego szukał? Nawet jeżeli nie, o dziwo nie miała z tym problemu. Chodziło tylko o tę chwilę. O to jak przyjemnie było wplątać palce w jego mokre włosy i przyciągnąć jego twarz bliżej siebie, pogłębiając pocałunek.
-Gdybym kłamał, nie robiłbym tego ponownie-powiedział w końcu, na moment odrywając się, by zaczerpnąć powietrza. Ale zaraz potem na powrót przyciągnął ją do siebie i połączył ich usta, powoli całując w deszczu.

                                                                            ***

Siedziała na parapecie w swoim pokoju i w milczeniu wpatrywała się w widok za oknem, nieco rozmazany przez bezustannie rozbijające się o szklaną powłokę szyby krople deszczu. W nieco zmarzniętych dłoniach mocno ściskała kubek herbaty i delikatnie na nią dmuchała, w myślach co chwila analizując wydarzenia z szarej, mugolskiej ulicy. Znów na to pozwoliła, a na domiar złego nie przeszkadzało jej to, że najprawdopodobniej jest wykorzystywana. Malfoy okazał się jej słabością i to nie tak, że teraz w niewolniczy sposób zamierzała pozwalać mu na wszystko, ale po prostu... Jej ciało nigdy wcześniej na nikogo tak nie reagowało. Do tej pory nie spotkała nikogo o kim bezustannie by myślała, albo pragnęła jego dotyku, a Malfoy... Malfoy był wyjątkowy. Owszem problematyczny, cholernie skomplikowany i nieodpowiedni, ale... wyjątkowy.
-Merlinie, jestem popieprzona-stwierdziła z frustracją, a potem oparła czoło o chłodną powierzchnię szyby i głośno odetchnęła, czując wzbierający się w niej smutek. Wydawało jej się, że kiedy wojna się skończy, wszystko uda jej się poukładać, że poradzi sobie z wszystkimi doskwierającymi jej komplikacjami, a tymczasem... Jej rodzice byli w szpitalu, przyjaciele zdawali się być zupełnie innymi ludźmi niż byli przed zaledwie paroma miesiącami, a do tego przeżywała jakieś tandetne, związane z zauroczeniem rozterki.
Po skończonym pocałunku z Malfoyem, jak zwykle wyszła na idiotkę, rzucając tekstem w stylu: Muszę już iść. Potem teleportowała się i zniknęła mu z oczu, ponownie uciekając. Ugh, za to nienawidziła się chyba najbardziej. Mocno zacisnęła palce na czubkach kosmyków swoich włosów i zamknęła oczy, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Potrzebowała jakiegoś planu, pomocy, czegokolwiek.
-Hermiona? Wszystko w porządku?-zaskoczona Ginny weszła do pokoju i przyjrzała się przyjaciółce ze zmartwieniem. -Nie słyszałam jak przychodzisz-powiedziała nieco zaskoczona i zajęła miejsce na parapecie obok Hermiony, nie pytając o nic, tylko mocno przygarniając ją do siebie.
-Tak, eh, ja... ja teleportowałam się od razu do pokoju-mruknęła z rezygnacją dziewczyna, cicho tłumacząc się rudowłosej.
-Co się stało?-zapytała skonsternowana Ginny, widząc ślady łez na policzkach najlepszej przyjaciółki. Zmarszczyła brwi i potarła ramię Hermiony ze strapieniem, niepewnie się do niej uśmiechając. -Miona?
-Sama już nie wiem, Ginny-odetchnęła ciężko Hermiona, mocniej podkurczając nogi pod brodę. -Wydaje mi się, że... zniszczyłam tak wiele rzeczy...
-O czym ty mówisz?-zapytała z niezrozumieniem Ginny.
-Moi rodzice... oni...-głos jej się załamał, a potem na dobre popłakała się w ramionach przyjaciółki, kładąc czoło na jej ramieniu. -Tak bardzo ich skrzywdziłam.

                                                                           ***

Z zawodem wrócił do swojego mieszkania, a potem, upewniając się, że zamknął drzwi na klucz, ściągnął z siebie przemoczoną koszulkę i ruszył w stronę kuchennej szafki, szukając ulubionej butelki whisky. To był chyba odpowiedni czas, aby ją otworzyć, czyż nie? Jego dom był zmasakrowany. Po delikatnie mówiąc, wybuchu. który przeżył po tym gdy jego ojciec opuścił mieszkanie, poniósł się emocjom i zdemolował znienawidzone miejsce, wywracając szafki, drąc ważne papiery i wybijając pięścią dziurę w ścianie. Był wściekły, tak bardzo wściekły słowami Lucjusza, że nie wytrzymał, a potem jeszcze zmuszony był do konfrontacji z Granger. Zawalił na całej linii.
Otworzył szafkę i zaczął przeszukiwać jej zawartość, w pewnym momencie przypominając sobie, że przecież wylał cały alkohol jaki miał do zlewu, pchnięty przez jakiś idiotyczny, pieprzony syndrom dobrego człowieka.
-Kurwa-odetchnął ciężko, a potem mocno zatrzasnął drzwi szafki, nawet nie przejmując się tym, że te pod wpływem jego siły wypadły z zawiasów. Był tak bardzo wkurzony. Nawet pocałunek z Granger mu nie pomógł, a myślał, że uspokoi to nieco jego zszargane nerwy... Z gracją wskoczył na blat i odchylił głowę do tyłu, wbijając wzrok w sufit. Uspokój się - powtarzał sobie, jednak na nic się to zdało. Już po chwili znalazł się z powrotem na nogach, podczas zeskakiwania z blatu mocno kopiąc w kuchenne krzesło. Miał ochotę niszczyć. Niszczyć i psuć, bo w końcu do tego nadawał się najlepiej. Nie było w nim już niczego, co wciąż trzymałoby go w przekonaniu, że warto się starać. Wszyscy mieli go za jakiegoś złego psychopatę, włącznie z jego własnym ojcem i Granger, która po raz drugi uciekła mu sprzed nosa, chociaż myślał, że idzie całkiem dobrze. Przyrzekł sobie, że więcej jej nie pocałuje.
Wtedy też zaklął po raz drugi, tyle, że nieco głośniej i paskudniej, bo po mieszkaniu rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Ktoś miał okropne wyczucie czasu, a on powoli krocząc w stronę wejścia, obiecał sobie, że dopilnuje by ta osoba pożałowała, że tu przyszła.
Agresywnie szarpnął za klamkę i otworzył drzwi z grymasem niezadowolenia opierając się barkiem o futrynę drzwi.
-To nieodpowiedni moment-stwierdził siląc się na opanowanie, kiedy jego wzrok napotkał na szeroki i irytujący uśmiech Blaise'a Zabiniego.
-Widzę...-mruknął z zamyśleniem chłopak, skanując widok mieszkania za jego plecami. -Robisz porządki?-zapytał złośliwie, na co Draco tylko wzniósł oczy ku niebu.
-Na razie Blaise-warknął, a potem próbował zamknąć drzwi, kiedy ten pchnął je w przeciwnym kierunku i wparował do jego mieszkania, wciąż uśmiechając się w wkurzający, doprowadzający do szału sposób.
-Blaise, przysięgam, jeżeli zaraz nie wyjdziesz, dostaniesz w mordę-Draco rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, ale jego głos zdawał się być neutralny, całkiem wypruty z emocji.
-Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć.
-Wiedzieć o czym?-ponaglił go z irytacją, unosząc wyczekująco brwi.
-Że spotkamy się w następny weekend-uśmiechnął się przebiegle Blaise.
-Co? Nie, nie sądzę-mruknął z niezrozumieniem Draco, z góry zakładając, że na żadne spotkanie z Blaise'm nie pójdzie.
-Dlaczego? Będzie świetna zabawa!-ucieszył się chłopak, coraz bardziej irytując Dracona.
-Blaise.wynoś.się-Blondyn wskazał palcem na drzwi i niebezpiecznie zbliżył się do chłopaka, mimowolnie zaciskając szczękę. Normalnie zapewne byłby chłodny i opanowany, ale dzisiejszy dzień nie był odpowiedni. Miał ochotę zabić Blaise'a.
-W porządku, w takim razie ja, Ginny i Hermiona pójdziemy do tego klubu sami-wzruszył ramionami chłopak, ostatecznie widząc, że zdobył wystarczającą uwagę blondyna.
-Co?-Draco z niezrozumieniem zmarszczył brwi i poczuł jak coś boleśnie ściska się w jego wnętrzu.
-Możliwe, że wszystko co aktualnie wiem o tobie i Hermionie wiem od jej rudej przyjaciółki-powiedział niewinnie Blaise. To znaczy, niewinnie do czasu aż Draco agresywnie nie rzucił nim o ścianę i nie uderzył jego głową w twardy mur.
-O co ci chodzi?-wysyczał z wściekłością, przenosząc niespokojne dłonie na jego krtań. -Blaise, zacznij kurwa gadać.
-Ginny to teraz moja dziewczyna-pochwalił się Blaise, a Draco ze zdezorientowaniem stwierdził iż chłopak jest nieco bardziej sprytny niż przypuszczał i tym razem przygotował się, trzymając w dłoni różdżkę. Jakim cudem nie zauważył jej wcześniej? W ramach kapitulacji spuścił dłonie wzdłuż tułowia, w duchu przeklinając się za dzisiejszy brak opanowania. Był do cholery świetnie przeszkolonym śmierciożercą, a teraz tak po prostu zapomniał, że jego były znajomy może mieć przy sobie różdżkę.
-Żeby do mnie dotrzeć?-spytał z niedowierzaniem Draco, niemal wypluwając z siebie te słowa. Nie sądził, że Blaise, poniży się do chodzenia ze zdrajczynią krwi, aby tylko wciąż móc go kontrolować.
-Cóż, Granger też nie jest najgorsza. Będąc blisko Ginny, jestem blisko małej, niewinnej szlamy-oznajmił z zadowoleniem i satysfakcją młody Zabini, perfidnie się uśmiechając. -I jak to jest? Jak to jest czuć się pokonanym, Draco?
-Nie wiem. Ty mi powiedz-wysyczał przez zaciśnięte ze złości zęby Draco, a potem jednym ruchem obezwładnił Blaise'a i wykręcił mu rękę za plecy, gwałtownym ruchem, niezbyt delikatnie dociskając jego nos do ściany. Mocno zaciskał w dłoni jego różdżkę i próbował ignorować ogrom przepływu mocy, jaki czuł w tym momencie w swoim ciele.
-Daj spokój. Nie użyjesz jej-zaśmiał się Blaise, kiedy nie kontrolując się przycisnął różdżkę do jego pleców.
-Jestem pewien, że Azkaban jest odpowiednią ceną za twoją śmierć-oznajmił Draco, a jad ociekający z jego wypowiedzi sprawił, że Blaise mimowolnie się wzdrygnął.
-Nie bądź głupi, Draco. Kiedy dotrze do ciebie, że stoimy po tej samej stronie barykady?-zapytał Blaise, co spowodowało jedynie złowrogi śmiech Dracona. Blondyn odciągnął bruneta od ściany, a zaraz potem z powrotem go do niej przycisnął, co dla Blaise'a okazało się wyjątkowo bolesne i nieprzyjemne.
-Zajebię cię-zapowiedział, a potem mocniej wbił różdżkę w jego plecy i uśmiechnął się szaleńczo, czerpiąc prawdziwą radość, że tego dnia wreszcie spotkał kogoś kto naprawdę zasłużył na to, by go skrzywdzić.
-Tych ludzi trzeba zniszczyć, Malfoy. Ten rząd, minister Kingsley, to banda kłamców i manipulatorów. Musisz przyznać, że za Lorda Voldemorta było nam lepiej-wycharczał w ścianę Blaise, mocno zaciskając powieki. Wiedział, że śmierć z rąk Dracona Malfoya nie jest najlepszą rzeczą jaka mogła go spotkać.
-No to może jeszcze zaznasz wspaniałych rządów Lorda Voldemorta-zakpił Draco na moment się rozluźniając. -W piekle.
-Jesteś taki mściwy-zauważył Blaise, mimowolnie się uśmiechając. Jego oddech stawał się coraz cięższy, strużka potu spływała z jego skroni, tak podenerwowany i zestresowany był. -Tak z ciekawości. Moją śmierć potraktujesz jako pomstę Teodora?-spytał, doskonale wiedząc, iż wzmianka o ich byłym przyjacielu wystarczająco go sprowokuje.
Ku jego zaskoczeniu Draco jednak nie zareagował. Wciąż przyciskał go do ściany z taką samą siłą, ale nic nie powiedział.
-Och, uratowaliście razem tysiące mugolskich dzieci-Blaise ciągnął więc dalej, skutecznie odwracając uwagę młodego Malfoya. -Przysłużyliście się tamtej stronie i co ci z tego przyszło, Draco? Kto wie o tym wspaniałym wyczynie? Kto wie, że naraziliście się na potworną śmierć z rąk Czarnego Pana tylko po to by uratować życia tych przeklętych i plugawych, szlamowatych dzieci?
-Zamknij się-Draco zacieśnił ucisk na jego ramieniu głośno wzdychając. Jego oczy pociemniały ze złości na samą wzmiankę Blaise'a.
-Ale to prawda. Kto ci odebrał magię? Kto zmusił cię do mieszkania w tych przeklętych warunkach? Dlaczego użerasz się z tymi okropnymi standardami, skoro na twoją cześć powinno się stawiać pomniki? Twoim imieniem powinno się nazywać pieprzone ulice, Draco!
-Dobra próba, ale nie przeciągniesz mnie tym na swoją stronę-stwierdził z zażenowaniem Draco, nieco nawet rozbawiony żałosną i podniosłą próbą uratowania sobie tyłka, Blaise'a.
-Och, cały czas skupiasz się na tym by dokopać mi za to co się stało, ale twoim prawdziwym wrogiem powinno być ministerstwo-wysyczał ze złością Blaise. -Kiedy wreszcie przejrzysz na oczy?
Draco głośno wciągnął powietrze przez zęby, a potem gwałtownie odwrócił młodego Zabiniego w swoją stronę, mierząc go spojrzeniem pełnym morderczej i chłodnej nienawiści.
-Może wtedy, kiedy wielcy śmierciożercy wskrzeszą moją matkę? Albo przywrócą Teodora...-mruknął na pozór spokojnie, wzruszając ramionami. -Nie jestem wystarczająco głupi byś wziął mnie na durną historię o mugolskich dzieciach. Masz rację, uratowanie ich było największym błędem mojego życia i kurewsko żałuję, że te bachory tam nie pozdychały, ale to nie był twój pieprzony interes, nie powinieneś był się wtedy w to wtrącać-wysyczał ze złością, a potem ścisnął gardło Blaise'a i rzucił jego głową o ścianę. -Dlatego, Blaise, to ciebie obwiniam o to co się stało. To co stało się z Teodorem, to twoja wina. Nie obchodzi mnie ministerstwo, ani ludzie, nigdy nie powinienem być ich bohaterem. Ty natomiast...-tu zamyślił się i spojrzał w lekko zaszklone z powodu braku powietrza oczy Teodora. -Ty w pełni zasługujesz na moją nienawiść.

                                                                               ***

-A więc... myślisz, że ten wypad do klubu to dobry sposób?-zapytała Ginny, kiedy jakimś cudem udało się jej pocieszyć Hermionę. Po tym jak opowiedziała jej o tragicznym losie jej rodziców, zaciągnęła ją na kanapę i podała ogromną dawkę lodów czekoladowych, zmuszając ją do zagrania w karty i wypicia nieco alkoholu.
-Nie wiem-Hermiona smętnie wzruszyła ramionami i upiła łyk jakiegoś specjalnego, przygotowanego przez przyjaciółkę drinka, cicho wzdychając. -Chyba przydałoby mi się trochę rozerwać-przyznała, poprawiając włosy. -Ja po prostu nie wiem co mam zrobić z rodzicami-mruknęła, na powrót wracając do tematu, który Ginny miała nadzieję, miały już za sobą.
-Miona kochanie, na razie się tym nie zadręczaj. Nie zmuszaj się do niczego co doprowadza cię do takiego stanu-mruknęła, mocno ją przytulając. Owinęła je grubym, puchatym kocem, a potem oparła głowę o ramię przyjaciółki i wpakowała do buzi łyżkę lodów czekoladowych, lekko się do niej uśmiechając.
-Jestem okropną osobą, bo nie odwiedziłam ich w szpitalu?-zapytała niepewnie Hermiona, nerwowo przygryzając wargę. -Tak bardzo się tego boję-przyznała, a potem spuściła głowę i wzięła kilka głębszych wdechów, ostatecznie biorąc do ręki kieliszek z drinkiem i opróżniając go do dna.
-Zrobisz to, kiedy będziesz gotowa-powiedziała Ginny, doskonale wiedząc, w jaki sposób przez ostatni czas jej przyjaciółka znosiła depresję i załamanie po utracie Rona. Zbyt wiele rzeczy zwaliło się na jej barki, a ona, mimo iż w normalnej sytuacji absolutnie powinna pędzić do szpitala by odwiedzić rodziców, teraz mogła to sobie odpuścić. Nie było sensu zadręczać się tym jeszcze mocniej, widzieć ukochane osoby w takim okropnym stanie. Państwo Grangerówie pozbawieni zmysłów byliby dla niej jedynie kolejnym ciosem, utrapieniem, niewiarygodnie bolesnym problemem.
-Będzie dobrze-mruknęła cicho, mocniej wtulając się w ciało Hermiony. -Obiecuję.
-Będzie dobrze-potwierdziła Hermiona, uświadamiając sobie, że przecież to nie szczęście jest tym czego szuka.

-----------------------------------

Cześć kochani!
Za nami już kolejny rozdział, mam nadzieję znośny, bo pisanie go zajęło mi trochę czasu. Błagam komentujcie! Nie macie pojęcia jak bardzo przyspiesza to pisanie, dodaje motywacji i chęci. 
                                                                         


8 komentarzy:

  1. Pierwsza?
    Wypatrywałam nowego rozdziału i bardzo się cieszę, że go dodałaś :)
    Czyżby akcja nabierała tempa? Zastanawiam się, co się wydarzy w klubie na imprezie:)
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Claire Jane Carter

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle, Zabini i Ginny xD będzie ciekawie już nje moge się doczekać kolejnego, weny życze

    OdpowiedzUsuń
  3. Ginny i Zabini, mogłam się domyślić. Jestem ciekawa czy on się zmieni pod jej wpływem czy też zostanie skończonym idiotą zapatrzonym w jakiś chory plan. I oczywiście pocałunek. Przekonałam się w końcu do niego, bo kto nie lubi scen dramione. Ogólnie rozdział mi się podobał, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Draco wyznał Hermionie to, że kłamał. Miałam nadzieję na to od fragmentu, w którym jej to powiedział...
    Podobał mi się też pocałunek. Jak zawsze świetny opis i czułam te motylki w brzuchu.
    Co do Blaise'a, podejrzewałam, że to on jest wybrankiem Ginny, ale jestem prawie w 100% pewna, że ją wykorzystuje. Swoją drogą, strasznie go nie lubię i cieszę się, że Draco nie dał się sprowokować.
    Rozdział ciekawy, czekam na następny :D
    Pozdrawiam :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy rozdział, który napiszesz, wprawia mnie w zachwyt. Mam nadzieję, że wena Cię nie opuszcza. Z niecierpliwością czekam na następny :)
    Pozdrawiam :)
    Pat.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam, normalnie wiedziałam, że to będzie Zabini. Co za szuja, żeby tak wykorzystywać niewinny ludzi. Modlę się, żeby spotkała go za to kara, a Mafloy się opamiętał i nie dał do reszty wciągnąć w te jego chore gierki.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. ich pocalunek...ach
    boze w co ta ginny sie wplatala
    zaatanawia mnie co sie stalo z teodorem...
    moze juz napisalas, a ja to przeoczylam eh
    trudno

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazwyczaj uwielbiam, kiedy Blaise jest z Ginny w opowiadaniach....ale teraz?

    OdpowiedzUsuń