sobota, 17 września 2016

Epilog

-Tak.
Rozprostował zesztywniałe palce. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak mocno zaciskał pięści, oczekując na jej odpowiedź.
Mimowolny uśmiech, uśmiech przepełniony niezmierzoną ulgą rozprzestrzenił się na jego twarzy, a przyjemne uczucie rozeszło się po jego ciele, kiedy uświadomił sobie, że Hermiona Granger jest jego.
Że od tej pory, już nigdy nie będzie kontrolował, kiedy się do niej uśmiecha.
Miał ochotę się roześmiać, ale wydało mu się to niestosowne, biorąc pod uwagę to, jak wiele osób się im przyglądało.
-Emm... Panie Malfoy?
Zamrugał gwałtownie i wyrwał się z zamyśleń.
-Tak?-odchrząknął i machinalnie się wyprostował, co było już niemal niemożliwe, zważywszy na jego maksymalnie sztywną, prostą sylwetkę.
-Może pan pocałować żonę.
Uśmiechnął się w stronę pastora, a potem szybko omiótł wzrokiem ławki, zapełnione przyglądającym się im znajomym i rodziną.
Odetchnął głęboko. Był okropnie zestresowany, ale to było piękne. Tak bardzo piękne, że cały czas zastanawiał się, czy nie jest to jedynie mało śmiesznym, dającym przeogromną nadzieję żartem.
-Pani Malfoy?-wypowiedział cicho, niemal bezgłośnie, patrząc prosto w czekoladowe oczy swojej żony. -Mogę?-zapytał, nie czekając na odpowiedź. Zacisnął palce na jej talii i przyciągnął ją do siebie, a potem naparł ustami na jej wargi, wciąż szeroko się uśmiechając. Był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. I cały czas nie mógł uwierzyć, że działo się to naprawdę. Był złym człowiekiem. Śmierciożercą. I przyszło mu zmienić swoje życie z powodu najlepszej osoby, jaką kiedykolwiek poznał. Zupełnie na nią nie zasługiwał.
-Kocham cię-wyszeptał.

KONIEC


----------------------------------------------

Kochani!
Epilog był już gotowy od kilku dni, ale długo zastanawiałam się czy czegoś nie zmienić. Wciąż nie jestem co do niego pewna. Właściwie wydaje mi się zbyt zwyczajny, ale z drugiej strony chyba właśnie o to chodzi. Niech każdy sobie dopowie resztę tej historii :) Wydaje mi się, że zakończenie nie jest aż tak istotne. 
Chcę podziękować wszystkim, którzy tu byli i mnie wspierali, pomimo wszelkich moich kryzysów i niesystematyczności w pisaniu, za którą przepraszam :) 
Opowiadanie miało znacznie mniej czytelników niż Mieszkańcy Śmiertelnego Nokturnu, coś takiego nie motywuje, ale w sumie jakoś strasznie mi to nie doskwierało. Lubię pisać. I byłam zadowolona z każdego pojedynczego komentarza. DZIĘKUJĘ! 
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, jeśli chcecie mnie za coś zjechać, po prostu chcecie cokolwiek tutaj napisać - piszcie! Obiecuję, że odpowiem :) 
JAż mi się tak jakoś smutno zrobiło, że to już koniec :') 



         

środa, 7 września 2016

-Rozdział 59- Engagement

W wyjątkowo świetnym humorze zajął miejsce w kawiarni i rozsiadł się na kanapie, zerkając na  widoczną stąd panoramę Paryża. Wciąż nie mógł uwierzyć, że utopił w Sekwanie pierścionek zaręczynowy Hermiony. Za każdym razem kiedy to wspominał, miał ochotę walnąć się w twarz.
-Cześć synu-oderwał wzrok od okna i przeniósł go na swojego ojca, który, zrzuciwszy z siebie kurtkę, zajął miejsce naprzeciwko niego.
-Hej, tato-uśmiechnął się, delikatnie kiwając głową w jego stronę. -Czemu chciałeś się spotkać? Coś się stało?
-Po prostu chciałem cię zobaczyć. Dla nas, tych, którzy żyją tak jak na czarodziei przystało, podróż z Londynu do Paryża nie zajmuje więcej, niż kilka sekund. Tak ci tylko przypomnę, że nie jesteś jakimś charłakiem i też możesz się teleportować.
Wywrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem.
-Tak, będę miał to na uwadze, kiedy dostanę masochistycznych zapędów i będę chciał posłuchać twoich kazań-powiedział ironicznie, krzyżując ręce na piersi. -Jak w Londynie? Miałeś jakiś kontakt z Teodorem?
-Po tym, jak napisali o nim artykuł w gazecie, zniknął-powiedział posępnie Lucjusz. -Zdaje się, że uciekł nim ktokolwiek zdążyłby go złapać. Nie ma wątpliwości Draco, nie potraktowaliby go tak ulgowo jak ciebie. Skończyłby w Azkabanie.
-Tak, bardzo możliwe... A co z Potterem?
-Wziął urlop. Większość ludzi wierzy, że zabił Weasleya. W ministerstwie krążą plotki, że skończył gdzieś na Hawajach.
-A jaka jest prawda?-zapytał z czystej ciekawości Draco. Przeczucie mówiło mu, że jego ojciec zna prawdziwą wersję wydarzeń.
-Zaszył się w najlepszym londyńskim hotelu i znów kręci z młodą Weasley.
-Ginny?-blondyn zmarszczył brwi, przyglądając się ojcu z niedowierzaniem. Wciąż pamiętał, że Ginny kochała Blaise'a. -Jest z zabójcą swojego brata?
-Czy to istotne?-starszy z Malfoyów wzruszył ramionami. -Świat, w którym żyją jest zepsuty, przynajmniej tak długo jak oni w to wierzą. Czasami przebywając w bardzo złym miejscu, nie dostrzegasz dobra. Ale to nie oznacza, że go tam nie ma. Przebywając z Harrym, Ginny może dostrzegać coś, co dla reszty ludzi jest niedostrzegalnym. Może potrafi mu przebaczyć. Nawet coś takiego jak zabójstwo Rona.
Draco pokiwał głową, wciskając ręce do kieszeni.
-A jak sprawy z Caitlyn?
-Wiem, że wiele razy podejrzewałeś mnie i ją o nieczyste zamiary, ale jesteśmy szczęśliwi. Jedyne czego żałuję, to tego jak bardzo byłem głupi, kiedy miałem przy sobie Narcyzę. Żałuję, że nie potrafiłem jej dać wtedy takiej miłości. Że nie potrafiłem stworzyć dla ciebie domu.
-Tak, cokolwiek i tak jesteście obrzydliwi-blondyn prychnął, ale zaraz po tym uśmiechnął się. Dzięki temu, jego ojciec nie wziął tych słów do siebie. -Dla twojej wiadomości, życie w tym domu nie było takie złe.
-Nie?
-Nie-pokręcił przecząco głową. -Żarcie było znośne, a ty z mamą mieliście swoje momenty-powiedział bez przekonania. Po prostu chciał już wybaczyć ojcu. -Jest w porządku, teraz wiem, czego nie robić w swoim własnym.
Lucjusz uśmiechnął się blado.
-Życzę ci, żebyś potrafił go stworzyć. Razem z Hermioną.
-Dziękuję-uniósł w górę jeden kącik ust. -A propo Hermiony...
-Mam coś dla ciebie-przerwał mu Lucjusz, wyciągając przed ciebie niedużą, papierową torebeczkę.
-O nie, nie dawaj mi prezentów-zażenowany Draco wywrócił oczami i udał, że go to boli, ale Lucjusz tylko pokręcił głową z dezaprobatą i podsunął mu go pod nos.
-Pierścionek zaręczynowy twojej matki.
Z wrażenia aż otworzył usta.
-Co? Jak to? Myślałem, że dałeś go Caitlyn...
-Caitlyn dostała porządny pierścionek wysadzany diamentami-powiedział ze znudzeniem starszy Malfoy. -Dla twojej żony przechowałem ten, który jest w naszej rodzinie od pokoleń. Ten, który twoja matka nosiła z dumą przez dwadzieścia lat naszego małżeństwa.
-Wow, to...-zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc co powiedzieć. -To wiele dla mnie znaczy. Dziękuję.


                                                                           ***

-Draco? To ty?-krzyknęła z kuchni, wyciągając jednocześnie żaroodporne naczynie z kurczakiem z piekarnika. Rozwiązała sznurek materiałowego fartuszka, a potem odłożyła go na blat i rzuciła wyczekujące spojrzenie w stronę wejścia do kuchni.
-Spodziewasz się kogoś innego?
Mimowolny, promienny uśmiech rozjaśnił jej twarz, kiedy go zobaczyła. I chyba zrobiła to bez żadnego konkretnego powodu. Chyba po prostu tak bardzo to lubiła.
-Takiego jednego-wzruszyła ramionami, w napięciu obserwując jak zbliża się do niej powolnymi krokami. Nieświadomie zagryzła wargę. -Straszny dupek, ale jest przystojny-stwierdziła na pozór nonszalancko, odwracając się do niego tyłem. Wyciągnęła dłonie, żeby otworzyć jedną z szafek i wyjąć z niej talerze, ale wtedy poczuła jego oddech na swojej szyi.
Sama przestała oddychać, skupiając się na jego dłoniach wślizgujących się pod jej koszulkę. Zacisnął palce na jej biodrach i mocno przylgnął torsem do jej łopatek, zanurzając twarz w jej włosach.
-Przystojny?-powtórzył, a ona czuła, że się uśmiecha, chociaż stała do niego tyłem.
-Ale idiota-mocno zaakcentowała.
-W takim razie się nie zorientuje, jeśli mu cię porwę, prawda?-zapytał, powoli całując ją w szyję.
-Jest bardzo zaborczy-stwierdziła,mrucząc pod nosem.
-Nie obchodzi mnie to-powiedział, jakby chcąc potwierdzić jej słowa, a potem odwrócił ją w swoją stronę i spojrzał prosto w oczy, leniwie unosząc kąciki ust do góry. -Tęskniłem za tobą-powiedział, uważnie skanując jej twarz przenikliwym wzrokiem swoich stalowoszarych tęczówek. Ujął jej twarz w dłonie, ale dalej jej nie pocałował. To zabawne, że tęsknił za nią po zwykłym dniu spędzonym w pracy.
-No co?-zapytała nieco zdezorientowana, wplatając palce w jego włosy. Pytająco uniosła brwi do góry, a potem patrzyła jak blondyn wzdycha, opierając o nią swoje czoło.
-Po prostu nie mogę się na ciebie napatrzeć.
Przyjemne ciepło rozeszło się po jej sercu, kiedy nareszcie ją pocałował, a ona mogła mu oddać całą swoją radość i wdzięczność, za to, że go tu miała. Posiadanie go na wyłączność było po prostu czymś, w co ledwo mogła uwierzyć. To było po prostu niesamowite.
To jak wiele musieli przejść, by znaleźć się w tym miejscu. W Paryżu, obiecując sobie wszystko co najlepsze.
-Jak ci minął dzień?-spytała, kiedy oderwał od niej swoje wargi.
-Świetnie-mruknął, znów ją całując, ale zaraz potem jakby oprzytomniał. Odsunął się od niej i otworzył oczy, delikatnie marszcząc brwi. -Hermiona, musimy gdzieś iść-oświadczył poważnie, na co ona niezbyt inteligentnie uchyliła usta. Jak mógł tak szybko zmieniać nastrój?!
-Co? Gdzie?-zapytała kiedy złapał ją za rękę i zaczął prowadzić ku wyjściu z mieszkania.
-Ubierz się ciepło. Na dworze jest zimno-powiedział, ale nie zdążyła czegokolwiek zrobić, bo zanim zdążyła w ogóle podejść do wieszaka z kurtkami, on zarzucił jej na ramiona płaszcz i wcisnął na głowę czapkę, rzucając jej uprzejme, ale zniecierpliwione spojrzenie.
-O co ci chodzi, Draco?-pytała, kiedy prowadził ją ulicami Paryża, w stronę Sekwany, gdzie ostatnio wspaniałomyślnie postanowił się wykąpać. -Dlaczego nie możesz po prostu mi powiedzieć? Merlinie, to takie wkurzające. Kiedy wyzbędziesz się tego okropnego nawyku prowadzenia mnie wszędzie bez jakichkolwiek wyjaśnień? Zapytałeś mnie w ogóle, czy chcę gdzieś iść?-irytacja zaczęła z niej wychodzić, kiedy minęli kilka kamienic i stanęli w miejscu, z którego dobrze widoczna była Wieża Eiffle'a. Zaczęło się ściemniać, a ją coraz bardziej denerwowało, że nie mogli spędzić tego wieczoru w domu.
-Podoba ci się tu?-zatrzymał się gwałtownie i zwrócił do niej twarzą, na co niezręcznie wzruszyła ramionami.
-Tak-stwierdziła obojętnie, nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
-Pytam o miejsce. Czy jest w porządku? Mam na myśli, czy to jeden z takich widoków, dla których chce się żyć?
-Jest pięknie-mruknęła z pewnością, podziwiając oświetlone, ciasne paryskie uliczki.
-To za mało-stwierdził z rezygnacją. Opuścił ramiona i przymknął oczy, wciskając dłonie do kieszeni swojego płaszcza.
-O co chodzi?-zmarszczyła brwi, i podeszła do niego, czując, że zrobiła coś nie tak. Położyła dłonie na jego torsie i uniosła głowę do góry, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. -Dlaczego nagle jesteś smutny? Czemu to takie ważne? Tobie się tu nie podoba?
-Podoba-odparł od razu, otwierając oczy. Spojrzał na nią z dziwną mieszanką emocji, a potem dodał: -Paryż jest po prostu przereklamowany.
Przyjrzała mu się z zaskoczeniem, nieśmiało przejeżdżając dłonią po jego policzku.
-Nie chcesz już tutaj mieszkać?-zapytała z niedowierzaniem. Pozwolił jej wybrać miejsce przeprowadzki. Zrozumiałaby gdyby okazało się, że Paryż to nie do końca miejsce, w którym chciałby mieszkać, ale przenoszenie się tak nagle, po zaledwie kilku miesiącach życia we Francji wydawało się jej po prostu szalone.
-Nie, ja... To po prostu głupie-powiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego jak niejasno dla niej brzmi. Odkąd ją poznał, zrobił w swoim życiu wiele rzeczy, które niegdyś uważał za głupie, dziecinne i niepotrzebne, ale to wydawało mu się przesadą. Nie mógł się jej teraz oświadczyć. Po prostu nie chciał, żeby ktoś dopisał to do miliona innych romantycznych historii w Paryżu. Chciał, żeby to było dla niej wyjątkowe. -Po prostu... podaj jedno miejsce na ziemi. Takie, na które spojrzysz i nie będziesz mogła oderwać wzroku. Kiedy nagle nie możesz oddychać, bo coś jest tak piękne. Rozumiesz o co mi chodzi? Miejsce, dla którego widoku chcesz żyć. Kiedy czujesz, że żyjesz, bo tam jesteś-powiedział cicho, rozumiejąc, że zapewne brzmi dla niej zupełnie niedorzecznie, ale mimo to uparcie gapił się w jej czekoladowe tęczówki, mając cichą nadzieję, że jednak będzie wiedziała o co mu chodzi.
-Ja...-zawahała się, powoli dobierając słowa. -Jedynym o czym teraz marzę to wrócić do domu-powiedziała cicho, z paniką obserwując jak na jego twarzy maluje się zawód. Wiedziała, że zapewne chodziło mu o szczyty gór w Alpach albo rafy koralowe w Australii, ale była zmęczona. -Chcę po prostu usiąść z tobą w naszej kuchni. Chcę, żebyś mnie przytulił. Draco, ja tylko chcę być z tobą i będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Nic innego nie potrzebuję, rozumiesz? Żyję, bo mam ciebie-zapewniła go, myśląc o dwóch kubkach gorącej czekolady i filmie.
-Ale możesz być, gdzie tylko chcesz-powiedział z niezrozumieniem, odgarniając włosy z jej twarzy.
-Ale chcę być tutaj-wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się nieśmiało, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

                                                                              ***

Był gotowy dać jej wszystko. Odkąd wszelkie zawirowania między śmierciożercami się skończyły, a jego ojciec przyznał mu dostęp do rodzinnej części majątku, znów był nie tylko pełnoprawnym czarodziejem, ale i bogatym arystokratą.
Ale ona tego nie chciała.
-Draco? Możesz wreszcie powiedzieć o co chodzi?
Przeniósł sfrustrowane spojrzenie na swoją dziewczynę, a może raczej upragnioną ale niestety niedoszłą jeszcze narzeczoną i zajął miejsce obok niej, na miękkiej zamszowej kanapie, obejmując jej drobne ciało swoim ramieniem.
-Wszystko jest w porządku-powiedział zgodnie z prawdą, powoli całując ją w skroń. To tylko on. On i jego przeklęte ego, nakazujące mu oświadczyć się w nieco bardziej dogodnym miejscu niż centrum najbardziej romantycznego miasta świata.
-Na pewno? Zachowujesz się, jakby coś cię gryzło-obserwował jak Hermiona marszczy brwi, a potem siada mu na kolanach i splata palce na jego karku, przyglądając mu się z najprawdziwszą troską. -Proszę, cokolwiek sprawia, że jesteś zmęczony, nie duś tego w sobie. Obydwoje doskonale wiemy, jak to się kończy-przypomniała mu, delikatnie przejeżdżając dłonią po jego jasnych, nieułożonych włosach. Miała rację, był zmęczony.
-Chcę ci dać wszystko-wyrzucił z siebie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak tandetnie to brzmi. Nie miał ochoty na ckliwe, nie prowadzące do niczego rozmówki.
-Dałeś mi wszystko, Draco-uśmiechnęła się, lekko zaskoczona jego wyznaniem. -Wierzę, że mnie kochasz-powiedziała, nieśmiało wzruszając ramionami.
-Kocham-potwierdził, nie spuszczając wzroku z jej wesołych, czekoladowych oczu.
-A więc mam już wszystko-powtórzyła, całując go w policzek. -Przestań się zadręczać, cokolwiek to jest-jęknęła z rezygnacją, kiedy zauważyła nieprzekonanie w jego oczach, a potem ukryła twarz w zagłębieniu jego szyi. Czuła, jak z zamyśleniem obejmuje ją swoimi ramionami i zaciska dłonie na jej biodrach, a chwilę później przenosi ręce na jej wciąż płaski brzuch.
Odsunęła się od niego i spojrzała na wyraz jego twarzy. Był zestresowany, widziała to wyraźnie w jego przygryzionej wardze i wahaniem w oczach. Ale jednocześnie nie był to strach. Nie była to też nieśmiałość, ani nawet wątpliwości.
-O co chodzi?-powtórzyła lekko poddenerwowanym tonem. Po prostu nie była gotowa na złe wiadomości.
-Wyjdź za mnie.
Rzeczywiście spodziewała się tego, kiedy powiedział, że utopił pierścionek w Sekwanie, ale potem sprawa jakby przycichła, a ona, myśl o tym, że Draco mógłby się oświadczyć upchnęła gdzieś w odległym zakamarku umysłu, w szufladzie ' nieosiągalne marzenia '.
Miała ochotę wrzeszczeć, ale wciąż nie miała pojęcia czy mówi poważnie.
-Po prostu nie chcę tego robić w żadnej restauracji, ani parku. Chcę, żebyś to zapamiętała do końca życia. Żeby to było piękne i nieoklepane, ale z drugiej strony nie potrafię czekać.
Zdjął ją ze swoich kolan, a potem postawił na ziemi i stanął tak blisko, jak tylko było to możliwe bez dotykania jej ciała.
-Kocham cię. Najbardziej na świecie-powiedział. -Pomimo tego, że przez całe życie sądziłem, że nie jestem zdolny do czegoś takiego. Chcę dla ciebie robić wszystko, wszystko czego tylko zapragniesz.
Milczała, obserwując jak powoli zniża się i przed nią klęka. To się naprawdę działo.
-Dlatego proszę-zmienił się, od czasu kiedy go poznała, ale za każdym razem kiedy ją prosił, to brzmiało jakoś specjalnie. Nigdy nie używał tego słowa, kiedy mu nie zależało. -Proszę, zostań moją żoną.
Zostań moją żoną. 
Zostań żoną Dracona Malfoya.
Zostań panią Malfoy. 
Uchyliła usta, a potem znów je zamknęła, mocno przygryzając wnętrze policzka. Widziała jego spojrzenie. Pełne pragnienia, ale i błagania. Jak gdyby od jej decyzji zależało całe jego życie. I może rzeczywiście tak było. Dla niej Draco był wszystkim.
-To po to kazałeś mi dziś wyjść na ulicę?-zapytała, delikatnie się uśmiechając. -Chciałeś się oświadczyć? Czemu tego nie zrobiłeś?
-Wolisz się tam przenieść?-zapytał nerwowo przełykając ślinę.
-Paryż jest ładny-wzruszyła ramionami. -Mnóstwo dziewczyn marzy o oświadczynach w Paryżu-stwierdziła. -Czemu sądziłeś, że tego nie chcę?
Przymknął oczy i odetchnął ciężko.
-Możesz... Możesz mi odpowiedzieć? Najpierw?-zapytał niepewnie, rzucając jej niecierpliwe spojrzenie.
Zaczepnie uniosła w górę brwi.
-Paryż jest przereklamowany-powiedział, dając za wygraną. Głośno wypuścił z płuc powietrze, a potem zerknął na nią z dołu, rzucając jej ponaglające spojrzenie. -Chciałem, żeby to było wyjątkowe, dlatego wybrałem nasz salon-wyznał, dopiero teraz orientując się jak idiotycznie zabrzmiał. Ale było już za późno, a czas na zarezerwowanie stolika w najwykwintniejszej, paryskiej restauracji dawno minął.
-A teraz, Hermiono Granger, jeśli pozwolisz-westchnął i wyciągnął z kieszeni spodni pierścionek swojej matki. Zapomniał, że powinien zrobić to już jakiś czas temu, najlepiej zanim przed nią uklęknął, ale był zbyt zdenerwowany. -... proszę uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją żoną.