sobota, 28 listopada 2015

-Rozdział 42- So Cold

Siedzieli po dwóch przeciwległych stronach stołu, po prostu gapiąc się na siebie w milczeniu. Jakby cisza między nimi była wstanie rozwiązać masę niedomówień i konfliktów. Jakby cisza była wstanie załatwić wszystko.
-Nie pozwolę ci odejść-powiedział w końcu Draco, który nie wytrzymując dłuższego napięcia, ze zmęczeniem przetarł dłońmi skronie i westchnął cicho, spoglądając Hermionie w oczy. -Po prostu nie.
-Obiecałam Harry'emu, Draco, a ponieważ jestem gryfonką, dane przeze mnie słowo ma ogromną wartość...
Prychnął pod nosem i wywrócił oczami.
-Tak, oczywiście-zaśmiał się z ironią, gwałtownie uderzając pięściami w stół i pochylając się nad nią. -Możesz mi zaufać? Po prostu tego nie robić? Nie iść do niego?-zapytał, podczas gdy w jego żyłach buzowała krew. Myśl, że ona mogłaby mieszkać teraz z Harry'm... Że mogłaby go rzucić i definitywnie zerwać z nim kontakt.
-Stracę go-powiedziała z łzami w oczach. To wszystko wydawało się dziecinnie proste. Kochała Dracona, dlatego powinna z nim zostać. Powinna złamać obietnicę daną Harry'emu i po prostu tu mieszkać, ale...
Pomimo krzywd, które jej wyrządził, Harry był jej najlepszym przyjacielem. Zawsze. Wiele osób mogło go osądzać, ale tak naprawdę nikt go nie znał. Nie tak dobrze, jak ona. On był zagubiony. I panicznie bał się zostać sam. Wiedziała, że jej związek z Draco go dobijał i chociaż to absolutnie go nie usprawiedliwiało, było powodem, dla którego nie potrafiła sobie go odpuścić. A może nie było w tym żadnej większej głębi? Może po prostu znała go zbyt długo, kochała i przyjaźniła się z nim zbyt mocno, by sobie odpuścić. Bo z przyjaciół się nie rezygnuje. Nie istotne jak bardzo by nas skrzywdzili.
Westchnęła cicho.
Draco jej tego nauczył. To on pokazał jej, że mimo iż wybaczenie jest trudniejsze od życia w ciągłej nienawiści, to jednak życie po wybaczeniu jest znacznie prostsze niż ciągła i bezustanna złość.  Wyrozumiałość, którą darzyła Harry'ego po prostu nie raniła jej serca. To była mniej bolesna opcja.
-Nie będę tym, który karze ci wybierać-westchnął wreszcie Draco. Chyba go tym raniła. Wiedziała, że gdyby to on stał przed podobnym wyborem, nigdy by się nie zawahał. Ufała mu, ufała jego miłości. Miała wrażenie, że właśnie dlatego na niego nie zasługuje. Jako bohater tego świata mogła pójść na mnóstwo balów, mogła wygłosić wzniosłe przemówienia i odwiedzić mugolskie sieroty w szpitalu ale to wciąż nie czyniło z niej osoby godnej miłości Dracona.
-Po prostu chcę znaleźć rozwiązanie-wyjaśniła mu cicho, na co zmarszczył brwi i wstał od stołu, czując ogarniający go gniew. Nie chciał się na niej znów wyżywać, dlatego po prostu przeszedł się wzdłuż ściany i gestem maniaka przeczesał palcami włosy.
-Kochasz mnie, tak?-zapytał niepewnie. Słyszała w jego głosie nutę strachu.
Skinęła głową.
-To ty mi pokazałeś jak należy traktować przyjaciół. Pokazałeś mi to, kiedy wybaczyłeś Blaiseowi-powiedziała cicho, zbyt rozdarta między odpowiednim wyborem. Spuściła głowę, gdy na nią spojrzał.
-Ponieważ mnie o to poprosił-odrzekł cicho, wstrząśnięty tym, że ona tego nie widzi. -Hermiona do cholery, czy ten twój cały Harry w ogóle widzi jak bardzo jest szurnięty?-zapytał z wyrzutem.
-Ja nie...
-Zawsze wybrałbym ciebie-powiedział, cały czas patrząc na nią z tym samym zaskoczeniem. Z zawodem. -Jeżeli myślisz, że któryś z tych kumpli chociaż przez chwilę był ważniejszy niż ty...-zawahał się, ciężko wzdychając.
Zacisnęła palce na materiale swoich jeansów. Może w tym tkwił jej problem? Może ona nie umiała kochać? Nie ocaliła swoich przyjaciół przed zagubieniem, nie dbała o swoich rodziców, nie umiała kochać Dracona. Nie tak, jakby tego pragnął.
Mogła teraz wszystko rozwiązać. Olać Harry'ego i zostać z Draco, ale czy to by mu wystarczyło? Po słowach, które właśnie padły?
Miała wrażenie, że go wykorzystuje. Że robi coś nie tak. Ona chciała tylko wywiązać się z umowy, którą zawarła z Harry'm ale...
-Czuję się źle, że w  ogóle cię namawiam...
Poczuła łzy napływające jej do oczu, wraz z wypowiedzianym przez Dracona zdaniem. Merlinie powinna coś powiedzieć. Coś zrobić. Nigdy wcześniej niczego tak bardzo nie zawaliła, ale...
Po prostu bała się, że jeżeli zrezygnuje z Harry'ego, nikt inny już jej nie zostanie. Tak, może Draco był ważniejszy niż niejedna inna osoba, ale... co jeśli przyjdzie dzień, w którym coś by w niej pękło? Kiedy dłużej by już nie wytrzymała...? Draco był tylko jej chłopakiem i to nie tak, że chciała od niego więcej, ale związki bywają z reguły całkiem kruche.
-Nieprawda-westchnęła. -Byłoby dziwnie, gdybyś nawet o mnie nie walczył.
Zapadła cisza. Tak okropna i pełna napięcia, że miała wrażenie, że każdy w promieniu mili słyszy wzburzone bicie jej serca.
-Powiesz mi kto zabił Rona?
Miała wrażenie, że to nie w porządku. Wykorzystywać to przeciw niemu, bo przecież obiecała mu zaufanie, ale ostatnio prześladowało ją to coraz częściej, a i było sprawą, która podświadomie ważyła o jej decyzji. Nie w porządku było, ukrywać przed nią coś takiego. Miała prawo wiedzieć.
Jego spojrzenie wyrażało szczere niedowierzanie, a i irytację, że w ogóle porusza teraz ten temat, ale milczał. Nic nie mówił, jedynie się jej przyglądając.
-To Harry, tak?-zapytała, patrząc na niego z powagą. Sposób w jaki za każdym razem krzywił się, gdy wiedział, że ona do niego idzie...
-Powiedział ci to?-zapytał zimnym, mrożącym krew w żyłach tonem. na co po plecach przeszły jej ciarki.
-Jestem najmądrzejszą czarownicą, jaką kiedykolwiek spotkałeś, tak?-zapytała, na co on niestety nie mógł odpowiedzieć w żaden kąśliwy sposób, bo rzeczywiście, była dość bystra by rozgryźć taką zagadkę. Zagadkę, która była jednym wielkim znakiem zapytania dla całego sztabu śmierciożerczych dowódców.
Prychnął pod nosem, z niedowierzaniem kręcąc głową. Po chwili jednak uśmiechnął się z goryczą. Potarł dłonią kark i zagryzł mocno wnętrze policzka, przyglądając się jej z bólem.
-Skoro wiesz coś takiego, a i tak wolisz iść do niego, nie mam szans, prawda? Nie mam pojęcia jak cię zatrzymać-westchnął i odwrócił się do niej plecami, chyba po to by ukryć przed nią wyraz swojej twarzy.
-Nie wolę jego od ciebie...-zaczęła, ale ponieważ takie wyznania wydały jej się teraz po prostu głupie, zapytała: -Czemu mi nie powiedziałeś? Czemu go kryłeś przez tyle czasu? Dlaczego ryzykowałeś po to życiem?
Odwrócił się do niej, rzucając jej wkurzone spojrzenie. Wiedziała, że tak naprawdę był zraniony.
-Żeby wkurzyć śmierciożerców, ratować własną skórę, żeby nie dopuścić do kolejnej wojny...-westchnął, mierzwiąc palcami swoje włosy. -Dla ciebie.
Milczała, uważnie przyglądając się jego twarzy. A więc krył swojego największego wroga dlatego, że był po prostu dobry.
-Czemu to zrobił?-zapytała, na co on uniósł w górę jedną brew.
-Nie pytałaś go?
-On nie wie, że ja wiem-wzruszyła ramionami, czym szczerze go zaskoczyła.
-Wow, Hermiona...
-Dlaczego?-powtórzyła pytanie.
-Przez przypadek. Pokłócili się i Ron spadł ze schodów. Upozorował jego samobójstwo, bo wiedział, że wszyscy oskarżyliby go o morderstwo-wyjaśnił. -Miał powód, mógł chcieć zagarnąć władzę dla siebie-wyznał, podchodząc do niej bliżej. -Mógł chcieć zagarnąć sobie ciebie...
-Ron i ja nigdy...
-Wierzę mu, ponieważ doskonale wiem, jak to jest patrzeć w oczy osobie, którą się kocha i powiedzieć jej, że się jest mordercą, dlatego kiedy się dowiedziałem, zgodziłem się milczeć. Z tej wiedzy nie wynika nic dobrego.
-Pozwoliłeś mi się z nim zadawać, podczas gdy jest zabójcą...
-Ale tobie to nie przeszkadza!-wyrzucił ręce do góry. -Nawet teraz, chcesz do niego wrócić.
-Bo mu obiecałam!-podniosła głos. -Bo to nie w porządku prosić kogoś o przysługę i nie dokonywać za to zapłaty, którą się obiecało.
-Ale ty nie jesteś do cholery zapłatą! Twoje życie nie może być kartą przetargową-krzyknął tak, jak ona krzyknęła na niego i było jej z tym naprawdę cudownie. Wreszcie mogli wyrzucić z siebie to co im ciążyło, bez zbędnego duszenia w sobie emocji.
-Wiem to! Wiem, ale sama to zaproponowałam!
-Wow-uśmiechnął się wściekle, naprawdę na nią wkurzony. -No naprawdę, nie powiem, dziękuję.
-To było jedyne wyjście, tylko na to by się zgodził.
-Więc może byłoby lepiej, gdybyś nic nie robiła?-zapytał ze złością.
-Miałam pozwolić ci umrzeć?!-uniosła w górę brwi z niedowierzaniem. Była zła, że nie umiał wczuć się w jej sytuację.
-Miałaś pozwolić mi działać, do cholery Hermiona poradziłbym sobie!
-Ale...
-Blaise by żył-zacisnął mocno szczękę. -Teodor by nie uciekł-dodał, spuszczając głowę, ale zaraz potem znów ją uniósł, po to, by spojrzeć jej w oczy. -Twój plan tego nie założył, co?
Uchyliła delikatnie usta, czując, że jego słowa były dla niej ostrzejsze niż mocny policzek.
-Zrobiłam to, bo cię kocham-powiedziała cicho, niemal już niedosłyszalnie.
-Może nie chcę byś mnie kochała-wzruszył ramionami, patrząc na nią z tak chłodną obojętnością, że o Merlinie, czuła jak łamie się jej serce. -Już nie.

                                                                            ***

Nie zamierzał dać jej odejść, ale jednak to zrobił. Uśmiechnęła się pod nosem, z goryczą obracając w dłoni guzik swojego płaszcza. Była na siebie wściekła. Wściekła na wszystko co do tej pory mieli razem z Draco. Sama już nie wiedziała, czy to co powiedział było spowodowane złością i smutkiem po stracie przyjaciela, czy naprawdę tak myślał. Czy obwiniał ją o to co się stało?
Też chciała być na niego wściekła i chyba trochę była, ale gorszy był żal. Świadomość, że naprawdę nie byli już razem. Pociągnęła nosem. To naprawdę były jej najgorsze święta.
Nie miała do kogo się zwrócić. Została z ogromnym problemem całkiem sama.
Harry'ego nie miała ochoty oglądać, a Ginny... nawet nie myślała o tym, by przekazywać jej wiadomość o śmierci Blaise'a. Była na to za słaba. Po prostu wypadła już z gry o ratowanie wszystkich wokół. Przynajmniej na kilka dni. Potarła zapłakaną twarz dłońmi i mocniej opatuliła się kurtką, próbując się otrząsnąć. Nie mogła tu dłużej siedzieć. Było zbyt zimno.
Zebrała się z ławki w parku i dyskretnie wyjęła różdżkę z kieszeni płaszcza, by wysuszyć swoje ubranie. Przemokło po tym, gdy niespodziewanie zaczął prószyć śnieg.
Pociągając nosem, ruszyła w stronę chodnika i wsunęła ręce w rękawiczki. Wciąż nie wiedziała gdzie mogłaby się podziać. Nie chciała jeszcze wracać do mieszkania, gdzie czekał na nią Harry. Podświadomość podpowiadała jej, że powinna znaleźć dobrą pracę i wreszcie znaleźć coś swojego. Miała jeszcze trochę oszczędności, dostatecznie tyle, by przez pierwsze miesiące pokryły czynsz.
Stanęła na środku chodnika. Był drugi dzień świąt. Ludzie spacerowali chodnikami Londynu i z radością oglądali świąteczne ozdoby, które w mieście były niemal wszędzie. Sama robiła tak prawie każdego roku ze swoimi rodzicami.
Wtedy przyszło jej do głowy, że powinna ich odwiedzić. Że robiła to stanowczo zbyt rzadko. Że nie powinni być dzisiaj sami.
Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kąt jednej z ulic, by przenieść się do świętego Munga.

                                                                               ***

Pielęgniarka zaprowadziła ją do sali, a potem pożegnała krótkim uśmiechem i zostawiła ją samą z rodzicami. To może trochę głupie, ale naprawdę liczyła, że tą wizytą doda sobie odwagi. Że będzie silniejsza. Jej rodzice byli dziećmi. Zachowywali się dość nierozumnie i niedojrzale jak na parę dobrze wykształconych stomatologów, ale jej to nie przeszkadzało.
Usiadła na brzegu łóżka swojej mamy, rzucając jej wyczekujące spojrzenie. Pani Granger siedziała aktualnie po turecku, bawiąc się jakimś sznureczkiem, stale przeplatając go sobie przez palce i wiążąc na ich końcach.
-Cześć-powiedziała słabo Hermiona, szeroko uśmiechając się w jej stronę i włożyła w to tak wiele ciepła, tęsknoty i miłości ile tylko zostało w jej zszarganym sercu.
-Hej.
Zamarła, kiedy mama zawiesiła na niej swoje spojrzenie, a jej przypomniały się te wszystkie czasy gdy siadały razem na kanapie z kubkami herbaty i zaczynały swoje rozmowy. To chyba przez nią była taką gadułą.
-Chcesz trochę?-matka wyciągnęła w jej stronę kawałek sznurka i posłała jej pytające spojrzenie.
Rzuciła niepewne spojrzenie w stronę ojca, który teraz przyglądał się im z zaciekawieniem z drugiego końca sali.
Nic nie mówiąc ujęła od niej kawałek ciemnoczerwonej nici i uśmiechnęła się, patrząc prosto w ciepłe, czekoladowe oczy swojej mamy.
-Dziękuję.
-Zostaniesz ze mną?
Do końca - pomyślała sobie, unosząc w górę kąciki ust.

                                                                                ***

Musiała być silna. Wmawiała to sobie wraz z każdym krokiem, który oddalał ją od szpitala. Rodzice jej pomogli. Owszem ich stan nieco ją dobijał, ale przynajmniej ich miała. I to trzymało ją przy zmysłach.
Może i nie była gotowa, by wyrzucić Dracona do zakończonego rozdziału swojego życia, ale przynajmniej rozumiała, że to nie powód by się załamywać. Chyba nawet tego potrzebowała.
O ile istnieje na ziemi osoba, która potrzebuje zostać rzucona w święta.
Westchnęła ciężko i wcisnęła ręce do kieszeni, stając przed mieszkaniem Harry'ego. Musiała się stąd wynieść i wziąć swoje życie we własne ręce. Czas dorosnąć, ponieważ nie został jej już nikt na kim mogłaby polegać.
[...]
-Co ty robisz?-zapytał nieco zaskoczony Harry, kiedy kolejna torba leżała wypełniona ubraniami przy wejściu.
-Wyprowadzam się-wzruszyła ramionami.
-Ale obiecałaś.
-Obiecałam, że zostawię Dracona-przypomniała mu, mocniej zaciskając zęby. -Masz czego chciałeś.
-Ale...
-Na Merlina, Harry! Nie widzisz czym się staliśmy?!-zapytała, wyrzucając ręce do góry. -Nie dołączę do zgrai materialistów i hipokrytów-dodała, spuszczając głowę.
-Och, a więc to tym teraz jestem?-zapytał z zaskoczeniem.
-Nie jesteś sobą-odparła stanowczo. -Nigdy nie stawiałbyś ceny za uratowanie komuś życia-dodała smutno. Zastanawiał się, czy poruszyć sprawę Rona, ale na razie postanowiła to przemilczeć. Po prostu ściągnęła kurtkę z wieszaka i wsunęła rękę w rękaw, ponuro się przy tym uśmiechając. -Czuję się osaczana. Muszę wreszcie znaleźć się na własnym terenie. Muszę sama o sobie decydować-wyjaśniła.

                                                                                  ***

Wolne mieszkanie w przystępnej cenie znalazła dopiero przy granicy Londynu w miejscu podobnym do tego, w jakim mieszkał Draco.
-Przynajmniej czynsz nie wynosi więcej niż parę galeonów-stwierdziła, z ciężkim westchnięciem wypuszczając torby z rąk. Nie próżnowała. Wyciągnęła różdżkę i szybkimi zaklęciami podniosła nieco standardy, obiecując sobie, że wkrótce zarobi na coś lepszego. Musiała się po prostu postarać.
Pozbyła się kurzu ze starych mebli i pyłu z ciemnych, drewnianych paneli oraz rozjaśniła nieco kolor ścian. Naprawdę nie było tak źle.
Uśmiechnęła się do siebie i usiadła na dużym łóżku przysuniętym do ściany z ogromnym oknem, zasłoniętym przez okiennice wewnętrzne. Jej stare-nowe mieszkanie miało naprawdę znakomity klimat i była pewna, że wkrótce poczuje się w nim dobrze. To po prostu nieco dziwne, spędzać święta w ten sposób...
[...]
Poranek spędziła... dziwnie pusto. Przerażał ją fakt, że czuje coraz mniej, ale szczerze powiedziawszy, tak było lepiej. Gdyby dopuściła do siebie cały ból. Gdyby jak typowa dziewczyna ukryła się pod kołdrą i wypłakiwała oczy po tym jak skończyła się jej relacja z Draconem, Harrym, jak wyglądało życie jej rodziców... nie wyszła by z łóżka przez najbliższe miesiące. Musiała stać się niezależna i silna. Powtarzała to sobie na każdym kroku.
Podskoczyła kiedy przed jej oczami pojawił się piękny, srebrzysty patronus w postaci pudla.
-Caitlyn-stwierdziła, nim jeszcze usłyszała głos dziewczyny. Szczerze mówiąc była zdziwiona, że Caitlyn umie czarować na takim poziomie. To nie było proste. Pamiętała z jakim trudem przychodziło to jej samej, gdy jeszcze chodziła do szkoły.
-Witaj, Hermiono. Czy byłabyś tak miła i spotkała się ze mną w Malfoy Manor?
Mimowolnie się skrzywiła. Głos Caitlyn był dziwnie zniekształcony, a w dodatku ubrany w te wszystkie bezsensowne i fałszywe zwroty grzecznościowe.
-Bardzo potrzebuję twojej pomocy przy organizacji wesela. Jeżeli mogłabyś poświęcić mi świąteczny wieczór... byłabym zaszczycona...
Westchnęła ciężko i z niezadowoleniem potarła twarz dłonią. Caitlyn miała tupet. Ale wyjście tego wieczora było jej potrzebne.



                                                                                       ***

Cały dzień spędziła na bezsensownym przechadzaniu się po nowym mieszkaniu. Pragnęła mu dać jak najwięcej duszy. Chciała, aby każdy kto zobaczyłby to wnętrze, wiedział, że należy ono do niej.
Malowała więc ściany, za pomocą różdżki transmutowała meble i przenosiła przedmioty, aby wyglądało ono na jak najgustowniej urządzone.
I chociaż na końcu nie czuła szczęścia, którego się spodziewała, a i nie miała pojęcia kogo mogłaby zaprosić aby mógł podziwiać efekty jej pracy, była zadowolona. Przez cały dzień, cały calutki dzień ani razu nie myślała o Draco, ani o Harry'm, ani o rodzicach. Cały dzień jej głowę zaprzątało tylko jej mieszkanie, jej własny kąt.
Odkąd została przyjęta do Hogwartu, ani razu nie mogła nacieszyć się wolną przestrzenią i chwilą prywatności przez dłużej niż kilka, wakacyjnych tygodni.
Teraz miała czasu dla siebie aż nadto.
Z ciężkim westchnięciem opadła na kasztanową sofę w kącie dużego pokoju i ze smutnym uśmiechem poczęła wgapiać się w ścianę naprzeciwko. Wyprowadzka tu była świetnym pomysłem. Po wszystkim co się stało, nie mogła przecież dłużej mieszkać z Harry'm.
Spojrzała na zegarek. Pozostało półgodziny do ósmej, co oznaczało, że powinna zacząć przygotowania do spotkania z Caitlyn. Spotkanie z dziewczyną nie bardzo się jej uśmiechało, ale ponieważ i tak nie miała co robić... wzruszyła ramionami i podeszła do podłużnego lustra w hallu, poprawiając włosy. Nie wyglądała dobrze. Nigdy nie wyglądała tak, jakby chciała i przypominała sobie o tym za każdym razem gdy widziała się z Caitlyn, ale nie zamierzała tym razem się nad sobą użalać.
Musiała wziąć się w garść i wyglądać perfekcyjnie. Tak, aby wszyscy patrzyli na nią i myśleli, że jest piękna. Piękna i szczęśliwa, że jest jedną z tych idealnych dziewczyn z idealnym życiem.
Z determinacją wymalowaną na twarzy poszła pod prysznic, a potem ubrała się w wyszykowane wcześniej ubrania i spędziła kilkanaście minut przed lustrem, doprowadzając swój makijaż do perfekcji. To może głupie, dość infantylne by sądzić za żałosne, ale naprawdę zamierzała utrzeć dziś Caitlyn nosa. Chciała wyjść na pewną i zadowoloną. Chciała udawać, że jej życie to nie jedna, wielka porażka.
[...]
Pod żelazną bramę MalfoyManor teleportowała się jeszcze parę minut przed czasem, z czego była niezmiernie zadowolona, bo oznaczało to, że wciąż jest punktualna i panuje nad swoim życiem. Takie tam, jej zasady z przeszłości.
Poprawiła włosy, które tego dnia postanowiła pozostawić rozpuszczone i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
Plecy proste, broda do góry, uśmiech na ustach - powtarzała sobie, otwierając bramę. Musiała być dzielna i musiała być silna. Musiała udawać, że plany Caitlyn i  małżeństwa z ojcem jej byłego chłopaka nie napawają ją jakąś dziwną odrazą.
Dziewczyna powitała ją wyjątkowo przyjaźnie. Przyjęła od niej płaszcz i zaproponowała coś do picia, wprowadzając ją do dużego salonu Malfoyów. To dziwne, ale nie miała ani jednego dobrego wspomnienia związanego z tym miejscem.
-Kawa? Herbata?
-Szklanka wody będzie całkiem w porządku-stwierdziła nieobecnym tonem, rozglądając się po marmurowych posadzkach zimnego wnętrza. Na samą myśl o Caitlyn samej w tym zimnym, przeogromnym domu napawało ją współczucie.
-Gdzie pan Malfoy?-zapytała dziwnie formalnym tonem, pytając Caitlyn, która stojąc za barkiem, nalewała sobie właśnie wina.
-Och, Lucjusz spędza ostatnio mnóstwo czasu w ministerstwie-odparła, śmiejąc się. -Chyba mają problemy ze śmierciożercami-stwierdziła, na co ona zjechała ją sceptycznym spojrzeniem. Jak mogła mówić o tym z taką beztroską?
-Czy Londyn jest w niebezpieczeństwie?-zapytała, kiedy Caitlyn podała jej do ręki szklankę wody. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a później ciężko opadła na fotel.
-Och, kogo to obchodzi?-zaśmiała się Caitlyn, lekceważąco machając ręką. -Lucjusz przyrzekł mi, że jeżeli zagrozi mi niebezpieczeństwo, wyśle mnie za granicę.
Hermiona zamrugała szybko, z całych sił próbując zakryć swoje zażenowanie i zwykłą, ludzką wściekłość. Gdyby Caitlyn tu była. Jeszcze rok temu, całe miasto ogarniała wojna. Gdyby była tu, na Pokątnej, albo w Hogwarcie, Hogsmade czy innej czarodziejskiej części Anglii zrozumiałaby, że powinno ją to obchodzić. Że nikt nie powinien być na to obojętny. Że kiedy ludzie padają jak muchy, kraj ma się jednoczyć, a nie uciekać, zostawiając wszystkich tych którzy uciec nie mogą, za plecami.
-Więc...-jej głos zadrżał, kiedy otrząsnąwszy się z szoku, postanowiła puścić do puste i próżne stwierdzenie mimo uszu.
-Ach tak!-Caitlyn rozpromieniła się, zarzucając swoimi ciemnymi, lśniącymi włosami. -Chciałam spytać cię o poradę. Wciąż nie mogę się zdecydować na sukienkę-przyznała, jakby był to najbardziej osobisty i problematyczny kłopot w całym jej życiu.
-Czemu nie poprosisz Ginny?-zapytała skonsternowana Hermiona, która nigdy nie uważała Caitlyn za przyjaciółkę, a już na pewno nie taką, która mogłaby polegać na niej w kwestii doboru sukni ślubnej.
-Ach, Ginny-Caitlyn uśmiechnęła się smutno. -Chyba nie jest w nastroju-przyznała. -Biedaczka wyznała mi, że straciła kolejnego chłopaka. Zdaje się, że nasza Ginny nie ma szczęścia w miłości.
Hermiona pobladła. A więc jej rudowłosa przyjaciółka wiedziała. Ale kto mógł jej powiedzieć?
-Po...? P-Pokażesz mi sukienki?-zapytała, próbując brzmieć normalnie. Przesunęła palcami po swoich włosach i odetchnęła cicho, starając się pozbierać myśli do kupy. Ginny wiedziała, że Blaise nie żyje, a jej przy niej nie było. Wybierała idiotyczne sukienki razem z tępą Caitlyn.
-Tak, tak, miałam taką książkę ze zdjęciami-przyznała dziewczyna, z zamyśleniem kręcąc głową. -Chyba zostawiłam ją na górze. Poczekasz chwilę?

Czekała. Policzyła już chyba wszystkie marmurowe płytki w salonie i zdążyła odtworzyć scenę tortur z nią i Bellatrix w roli głównej chyba z tysiąc razy, ale Caitlyn wciąż nie było. Słyszała stąd jak od dobrych kilku minut gada sama do siebie, myśląc, że jej słucha, ale nie zamierzała się katować i w rzeczywistości to robić. Po prostu siedziała w fotelu i wystukiwała palcami nerwowym rytm na swoim kolanie, ze znudzeniem kiwając głową na boki.
Wtedy też usłyszała jak ktoś przechodzi przez drzwi wejściowe i mimowolnie się spięła, modląc by tą osobą nie był Lucjusz. Rozmowa z ojcem Dracona wydała jej się nagle okropnie niezręczna i głupia tylko dlatego, że ona i jego syn zerwali.
Po prostu nie chciała gapić się w te typowe dla Malfoyów oczy i jasne włosy i myśleć jak ważny rozdział swojego życia zmuszona była zostawić za sobą.
Zerwała się z miejsca i zaczęła cofać tyłem w kierunku wyjścia z salonu, kiedy stanął w drzwiach.
I chociaż nie widziała go tylko jeden dzień, to wydawało jej się jakby od tego czasu minęło znacznie więcej. Jakby wszystko od tamtej chwili zdążyło się zmienić. Że zostały im już tylko wspomnienia, które i tak starała się jak najszybciej wymazać z pamięci.
[...]
Przystanął, przyglądając się jej z zaskoczeniem. Nagle oddychanie zaczęło go boleć, a jej widok przyprawiał go o zwyczajny, ludzki dyskomfort. I to było dziwne, bo zazwyczaj siedzenie z nią w jednym pomieszczeniu sprawiało, że rozumiał po co się żyje.
Głośno zaczerpnął powietrza i obserwował jak Hermiona ze skrępowaniem wciska ręce w tylne kieszenie swoich jeansów. Wyglądała dziś wspaniale. Naprawdę wspaniale. Korzystał z chwili i zjechał jej ciało wzrokiem, nieświadomie zagryzając przy tym wargę. Ostatnio powiedział za dużo. Więc teraz nie mógł popełnić tego błędu. Nie mógł powiedzieć, że wygląda dziś pięknie. Ani, że ją kocha. Nie mógł do niej podejść i ją dotknąć, bo zwyczajnie na to nie zasłużył.
Spuścił głowę i potarł kark dłonią, pozwalając by do jego uszu dobiegło jej ciche westchnięcie. Nie myślał jak ciężko będzie im stanąć twarzą w twarz po tym wszystkim co sobie powiedzieli.
-Co...? Co ty tu robisz?-zapytał, unosząc na nią swoje skonsternowane spojrzenie. Całe szczęście nie był jedynym skrępowanym w tym salonie.
Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię i przygryzła wnętrze policzka. Widział, że jest zestresowana.
-Caitlyn... mnie zaprosiła-wyjaśniła cicho, na co odetchnął z ulgą. Nie zniósłby, gdyby to jego ojciec maczał w tym palce.
Zbliżył się do niej o kilka kroków i wsunął ręce do kieszeni swoich jeansów, nawet na moment nie spuszczając z niej wzroku. Czy było jej tak ciężko jak jemu? Czy też nie mogła przestać o tym myśleć? Czy ją też tak bardzo to bolało?
Mógłby wyciągnąć rękę. Stał na tyle blisko, że wystarczyło by unieść dłoń i by ją dotknął, ale nie robił tego. Po prostu tak stał, nie zdając sobie sprawy, że ona już wstrzymała oddech. Że czekała w bezruchu i przejęciu, aż wykona jakiś ruch. Jakikolwiek.
-Nie powinienem...-zaczął, ale ona ucięła mu, unosząc w górę rękę.
-Nie. Nie rób tego-jej głos był ostry. Chyba nigdy wcześniej nie zwracała się do niego takim tonem. Bywała wściekła i zraniona, ale to... to był jakiś nowy, nieznany mu dotąd poziom. Obojętność. I pustka.
Westchnął z rezygnacją i z zakłopotaniem, a potem przesunął dłońmi po swoich włosach, rzucając jej błagalne spojrzenie.
-Po prostu...-westchnął cicho i zacisnął szczękę, jakby bijąc się z własnymi myślami. -Masz gdzie się podziać, tak?-zapytał z frustracją. Myśl, że wywalił ją z domu w czasie świąt była nie do zniesienia. Po prostu zaczynał siebie nienawidzić.
-Nie mieszkam z Harrym jeśli o to ci chodzi-odparła wściekła, jakby nie słysząc w jego pytaniu zwyczajnej troski. No cóż, nie zawsze bywał zazdrosny, zaborczy i wścibski...
Na moment przymknął oczy i wziął głęboki wdech. Był tak bardzo zmęczony. Tak bardzo wykończony wszystkim.
-Gdzie mieszkasz?-zapytał, wzdychając.
-Zapomnij, Draco. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tak? Nie będziemy się teraz wymieniać adresami-wywróciła oczami i chyba planowała odejść, ale niekontrolowanie ją przytrzymał. Jego palce owinęły się wokół jej nadgarstka i mimowolnie przyciągnęły w swoją stronę.
-Nie możesz... nie możesz tak robić-stwierdziła drżącym głosem, starając się odsunąć.
-Powinienem wtedy...
Nim się obejrzał, uniosła rękę i go spoliczkowała. I chociaż próbował sobie wmówić, że na to nie zasłużył, wiedział, że to nieprawda.
-Powinieneś spróbować-stwierdziła gorzko, rzucając mu spojrzenie pełne smutku i zawodu. -Chociaż spróbować mnie zrozumieć.
Przemknął głośno ślinę i czuł jak desperacja ogarnia każdą pojedynczą komórkę jego ciała. Jak powoli docierało do niego, że stracił ją na zawsze. Że ją zranił, że sam z niej zrezygnował.
-Powinienem ci wtedy powiedzieć całą prawdę. Od razu-poprawił ją spokojnie, ale ona wiedziała, że robi wszystko by jego głos nie drżał. Na co dzień bywał aroganckim dupkiem, ale teraz nawet nie próbował. Po prostu wszystko jej pokazał. Każdy fragment jego porozdzieranego wnętrza. -Powinienem powiedzieć, że cię kocham i desperacko cię pragnę. I powinienem o ciebie walczyć, cały czas, niezależnie od tego co powiedziałaś. Całe życie gardzę ludźmi, którzy poddają się zbyt wcześnie, a sam nie jestem lepszy. Mogłem iść do Pottera już wiele dni temu i normalnie z nim pogadać.
Odetchnęła ciężko, heroicznie walcząc z napływającymi do jej oczu łzami.
-Uważasz, że twój przyjaciel nie żyje przeze mnie-przypomniała mu, na co zacisnął szczękę i przejechał po niej dłonią, rzucając jej sfrustrowane spojrzenie.
-Wcale nie-pokręcił głową.
-Uważasz, że cię nie kocham-dodała wciąż nieprzekonana.
-Nieprawda.
-Sam to zakończyłeś, Draco-podniosła głos. -Doskonale wiesz jakie to było dla mnie ciężkie. Jak bardzo bałam się tego związku, ale ty mnie zapewniałeś, że to się tak nie skończy, a tymczasem...-urwała, głośno nabierając powietrza. -Zostawiłeś mnie samą w święta i powiedziałeś mnóstwo...
Urwała, kiedy położył dłoń na jej policzku i po prostu spojrzał się jej w oczy. Inaczej. Błagalnie. Ale jednocześnie jakby chciał powiedzieć daj spokój, życie jest za krótkie na takie idiotyczne kłótnie, a ona nie miała pojęcia, która interpretacja tego głębokiego spojrzenia była mylna. I nie wiedziała co robić, ani jak od tego uciec, ani jak to odwlec. Więc po prostu pozwoliła mu, gdy wpił się w jej usta i wplotła palce w jego włosy. I przyciągnęła go tak blisko jak tylko mogła. I nie rozumiała już ani trochę co robią, ani jak działają, ani dlaczego już nie jest jej zimno.

9 komentarzy:

  1. No cudowny rozdział. Bo to rozstanie było potrzebne, bo czasem trzeba terapii szokowej, żeby zrozumieć pewne sprawy. I to zakończenie... To ostatnie zdanie to coś idealnego, boskiego, dopełniającego całość. Gratuluję, kolejnego świetnego rozdziału :)

    http://our-own-sense.blogspot.com/
    http://queen-of-war.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudooooo <3 w tym jednym rozdziale przeżywałam wszystkie emocje chyba. Po prostu boski. Rozstanie było dobrym pomysłem, bo w końcu zrozumieli pewne sprawy. Zakończenie super. Weny kochana weny Ci życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Huh... ❤
    Ale pamiętasz...? Pamiętasz, że lubisz happy-endy?...
    Prawda?
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam na tego bloga przedwczoraj, święcie przekonana, że jest zakończony. Czytam sobie, czytam, a tu nagle...
    Czytałam już kiedyś Dramione w twoim wykonaniu (nawet niejednokrotnie), ale wiedz, że ten blog jest najlepszym. Przeczytałam większość blogów Dramione dostępnych w Internecie po polsku, ale w twoim absolutnie się zakochałam. Choć z początku nie mogłam zaakceptować złego Blaise'a, z czasem coraz bardziej się do niego przekonałam i mogę śmiało powiedzieć, że jest moją ulubioną postacią. Ogólnie go uwielbiam, ale na twoim blogu to już w ogóle, dlatego nie mogę się pogodzić z jego śmiercią. Miałam ogromną nadzieję, że Teodor faktycznie znów jest sobą, ale podoba mi się twoja wersja. Draco bez magii pokazał mi się z tak pięknej strony, jakiej sobie nawet nie wyobrażałam. Uwielbiam momenty z Hermioną i Draconem, ich wspólne rozmowy, kłótnie, pocałunki. Nie wiem co więcej mogę powiedzieć, ale wiedz, że jestem stuprocentowo zachwycona twoim blogiem i z pewnością pozostanę z tobą do samego końca.
    Byłabym zaszczycona, gdybyś wpadła na mojego bloga i wyraziła swoją opinię :D
    Chylę czoła, Clarence
    http://gdy-wstanie-swit-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, nawet nie zauważyłam, że piszę ze starego konta :') przepraszam za niepotrzebny spam
      Teraz juz serio, Clarence

      Usuń
  5. Po każdym kolejny rozdziale nie mogę się pozbierać do kupy. Ta ciągła niepewność, wzloty i upadki. Innymi słowy ogromny ukłon w Twoją stronę za to, ile emocji zawierają Twoje teksty. To jest coś wspaniałego. Masz ogromny talent, z którego potrafisz korzystać.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. boze dziewczyno, to jest takir swietne

    OdpowiedzUsuń