sobota, 21 listopada 2015

-Rozdział 41- Have Yourself a Merry Little Christmas

Świeża blizna na jego udzie, którą pozostawił po sobie nóż Teodora, teraz paliła go niemiłosiernie, emanując potwornym, pulsującym bólem.
Chciał wmówić sobie, że wcale tego tak nie czuje, że jest w porządku i że da radę, ale w pewnym momencie sylwetka mającego nad nim przewagę Teodora, była już za daleko.
Zgiął się w pół i ciężko oddychając docisnął rękę do dawno zasklepionej, a jednak wciąż odzywającej się rany na nodze, nieświadomie zaciskając przy tym szczękę. Nie było mowy, że odpuści. Teodor nie mógł znów mu się wymknąć. Wziął głęboki, drżący oddech, a potem skręcił w bok i ruszył na skróty, do kolejnej przecznicy, z nadzieją, że tam natknie się na uciekiniera.
I miał rację. Natknął się, tyle, że nie na uciekiniera i nie na swą ofiarę. Natknął się na łowcę.
Zaczajony na niego Teodor, rzucił się z zaskoczenia, mocno dociskając go do ściany jednej z kamienic. Skrzywił się, gdy jego głowa mocno uderzyła w bruk, ale nic nie powiedział. Jedynie uniósł nogę i mocno go kopnął, a potem zdzielił pięścią w oko, oddalając się jednocześnie od ściany, by Nott nie zdołał ponownie go do niej przycisnąć.
-Co jest z tobą nie tak?-wrzasnął wyciągając różdżkę przed siebie. Mógł go teraz zabić. Miał wystarczająco dużo czasu. Co prawda raptem kilka sekund, ale dla kogoś takiego było to dostateczne. Na tyle, by Teodor zdołał się ogarnąć i odparować atak, wytrącając mu różdżkę z ręki. Potem podskoczył do góry i zawieszając się na instalacji wentylacyjnej między budynkami. uniósł obie nogi, po chwili z całej siły kopiąc nimi Dracona w brzuch.
-Wciąż się wahasz, Draco-syknął, dopadając do chwiejącego się blondyna.
-Spierdalaj-niezadowolony Malfoy skutecznie uniknął kolejnego ataku, tym razem równo odgrywając się na Nottcie. Teodor splunął krwią na chodnik, a potem zacisnął pięści i z impetem rzucił się na blondyna, przewracając się wraz z nim na ziemię. Okładał go rękami po twarzy, ale nie zbyt długo, bo już po chwili to Draco był górą, z szaleńczym uśmiechem owijając swe palce wokół jego krtani.
-Znajome uczucie?-syknął, gdy twarz Teodora zbladła, ale byli sobie zbyt równi. Zbyt dobrzy, by któryś z nich był górą dłużej niż przez chwilę. Zebrawszy w sobie dostatecznie dużo siły, Nott po prostu go odepchnął, a potem, odskoczył na bok i nie zastanawiając się zbyt długo po prostu zbił gołą rękę szybę w jednym z nieczynnych już sklepów. Potłuczone kawałki okna pospadały się na chodnik. Ręka Teodora krwawiła od licznych rozcięć, ale on był albo zbyt twardy i nieugięty, albo zbyt nienormalny by zwrócić na to uwagę. Tym razem walczył z Draconem już uzbrojony.
Zacięcie bili się, okładali po twarzach i korzystali z naprawdę wszystkiego co wpadło im do ręki, zaczynając od kawałków drewna i szkła, po pozostawione na ulicy puste butelki po piwie.
W pewnym momencie Teodor przyszpilił blondyna do ściany i miażdżąc mu gardło przedramieniem, wbił kawał szkła w jego nogę, uśmiechając się w potworny sposób.
-Znajome uczucie?-zapytał, na co Draco tylko się zaśmiał, unosząc do góry pustą butelkę po alkoholu i rozbijając mu ją na głowie.
-No nie wiem, nie bardzo-odparł zgodnie z prawdą, bo buzująca w nim adrenalina niezbyt pozwalała mu na odczuwanie tak nierozległego bólu jak tego po cięciu szkłem. Owszem, krwawiło dość obficie, ale po tym jak Teodor przedziurawił mu niegdyś nogę nożem, to zdawało się przy tym naprawdę niczym.
-Przynajmniej mnie nie złapiesz-stwierdził rozbawiony Teodor i puścił się biegiem, zupełnie nie przewidując, że Draco go złapie. Co prawda nie tak od razu. Obaj musieli pokonać przynajmniej ćwierć miasta w szaleńczym tempie, by wreszcie się zmęczyć i zwolnić na skraju granicy Twierdzy i wtedy to Draco okazał się tym wytrzymalszym, a przynajmniej na tyle by znów zacząć okładanie się pięściami z Teodorem. Jednym słowem, naparzali się jeszcze przez kilkanaście minut, tak jak to robią prawdziwi mężczyźni, nie ulęknieni przed litrami krwi, bólu i brudu, który w Twierdzy był chyba wszędzie.
-Powiedz mi, Draco. Jak to jest? Jak to jest umierać ze świadomością, że wszystkich się zawiodło? Twój ojciec się na ciebie wypiął, Blaise leży gdzieś martwy na chodniku, a twoja dziewczyna wkrótce się ze mną spotka... Pokaże jej jak to jest...
-Nie odzywaj się, Nott-odparł Draco, jednym ciosem zrzucając z siebie szaleńca jakim był Teodor. Czarnowłosy chłopak zaśmiał się ironicznie, z błyszczącymi oczami podziwiając jak wkurzony Draco, ociera z wargi strużkę krwi.
-A co jeśli naprawdę bym to zrobił? Gdybym przyszedł do niej wieczorem, w przedświąteczny wieczór... Wiesz, że jutro jest wigilia, Draco?-zapytał z przekąsem, wciąż się cofając, ale Draco nie bał się, że mu ucieknie. Za nimi rozciągała się tylko trawa. Ciemnozielona, gęsta trawa, a nieco dalej ogromny spadek i morze.
Powoli pokręcił głową, wciąż się do niego zbliżając. Nie, nie miał pojęcia, że jutro jest wigilia.
-Wszedłbym do mieszkania, a ona popijała by wino. Pewnie czytałaby jakąś książkę, siedząc na kanapie-kontynuował Teodor, a on milczał, coraz mocniej zaciskając zęby. -Na początku pewnie by uciekała. Może próbowała by walczyć?-wzruszył ramionami Teodor, beztrosko przejeżdżając dłonią po przydługim zaroście na swojej twarzy. -Ale potem stałaby się obojętna, prawda? Nie mogłaby w końcu nic zrobić. Jest zupełnie bezradna i bezbronna gdy nie ma cię w pobliżu, a ciebie nie będzie w pobliżu, bo będziesz z Blaise'm.
Teodor obrzydliwie oblizał swoje wargi, a potem uśmiechnął się z zadowoleniem obserwując jak jego oczy płoną. Płoną z wściekłości i chęci mordu.
-Jesteś taki słaby, Draco-powiedział, a potem nieoczekiwanie się teleportował, mijając granicę Twierdzy. Wymknął mu się. Postawił na swoim i... wygrał.

                                                                            ***

-Nie skrzywdzi jej-powtarzał sobie, dociskając rękę do obolałego brzucha, w który niejednokrotnie dostał od Blaise'a. Pośpiesznym krokiem zmierzał w stronę rynku, gdzie zostawił przyjaciela.
Wybierał Hermionę. Zawsze ją wybierał, ale teraz musiał zająć się Blaise'm, niezależnie w jaki sposób groził mu Teodor.
I chociaż wszystko rozrywało go z frustracji i wściekłości, wiedział, że musi tu zostać. Powrót do Londynu byłby tym czego chciał Teodor, a on wiedział, że ściągnięcie go tam miało być jedynie kupieniem sobie nieco czasu. Nott po prostu uciekł. Był szalony, ale dostatecznie inteligentny by nie zaglądać do pełnego członków ministerstwa Londynu. Właśnie odzyskał wolność i na pewno tego nie zmarnował.
Rzucił się do przodu, jeszcze bardziej przyspieszając kroku, gdy pomiędzy warstwą mgły i unoszącego się pyłu rozpoznał leżącą na ziemi sylwetkę Blaise'a. Jego serce zamarło kiedy upadł na kolana i uważniej przyjrzał się przyjacielowi, którego twarz umorusana była od krwi i brudu.
To nie tak miało być. Drżące westchnięcie wydarło się z jego ust kiedy spojrzał w załzawione, przepełnione cierpieniem oczy Blaise'a, wyciągającego do niego niepokojąco trzęsące się palce.
Jego oddech stał się płytki. Bardzo płytki. Kiedyś słyszał, że dzieje się tak, gdy chcemy mniej odczuwać. Mniej bólu, mniej strachu, mniej lęku.
Zmarszczył brwi, orientując się, że to wcale tak nie działa. On się praktycznie dusił.
-Blaise?-poklepał przyjaciela po policzku, nieświadomie brudząc rękę ciemnobrunatną krwią wypływającą z jego ust. -Blaise?-powtórzył desperacko, kiedy ten nie odpowiadał, po prostu na niego patrząc. Nagle jego palce zacisnęły się na jego nadgarstku. Wyjątkowo mocno, jak na kogoś, kto tak wyglądał.
-Zaskoczył mnie-wychrypiał Blaise, krzywiąc się z każdym wypowiedzianym słowem.
-To nie twoja wina-odparł szybko Draco, robiąc wszystko by nie zawiesić wzroku na jego rozległej ranie na głowie. Oddałby wszystko co ma, by się założyć. Blaise miał pogruchotaną czaszkę i było już po prostu za późno. Umierał.
Próbował uspokoić oddech, ale to mu nie wychodziło. Chciał coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Łzy zaszkliły się w jego oczach, kiedy dotarło do niego, że Blaise umiera a on nie wie, zupełnie nie ma pojęcia co robić. Chciałby dodać mu otuchy, powiedzieć coś, co doda mu odwagi, ale jego gardło było ściśnięte i nie umiał się odezwać. Nie, kiedy przed jego oczami znajdowało się zmasakrowane ciało przyjaciela. Znał go od zawsze.
-Nie... nie zamykaj oczu-poprosił słabo, niemal płaczliwie, jak mały chłopiec, kiedy Blaise dzielnie walczył by unieść powieki. Złapał go za rękę i pochylił się nad nim mocniej, pociągając nosem. -Blaise, proszę...
-Powiesz jej, że ją kochałem, co nie?-upewnił się Blaise, a on szybko pokiwał głową, powstrzymując się by z jego oczu nie wypłynęły łzy. Nie chciał być mięczakiem. Nawet teraz.
-I dorwiesz Teodora-powiedział szeptem Blaise, niemal niedosłyszalnie. Z kącika jego oka wypłynęła samotna łza, która szybko zmieszała się z nadmiarem spływającej po jego skroni krwi. Chyba bardzo cierpiał. Bardzo go bolało. Uścisk na dłoni Dracona powoli zelżał, a on zaczynał panikować, bo naprawdę nie był gotowy by stracić kolejną osobę w swoim życiu.
-Nie umieraj-poprosił słabo, tak smutno i nieszczęśliwie, że miał ochotę się za to zdzielić. Powinien go wesprzeć. Zapewnić, że będzie dobrze i że czeka go lepsze życie, ale zamiast tego tylko jęczał i prawie płakał... Czuł się słabo. Czuł jak wraz z frustracją dociera do niego, że nie może nic zrobić. Że nic nie poradzi, więc, tak. Jedyne co mógł powiedzieć to puste i  żałosne 'nie umieraj'.
Blaise odetchnął ciężko, jakby z wielkim wysiłkiem, kiedy odparł:
-Nie chcę umierać, Draco, nie chcę mówić, że jest dobrze... i że mnie nie boli-powiedział szczerze, co chwila robiąc długie przerwy. Jego głos był słaby. Słaby i niesamowicie szczery jak na kogoś, kto od zawsze posługiwał się jedynie ironią i oschłym, patetycznym tonem. -Ale najwyraźniej tak miało być-wyszeptał. -Może to coś zmieni-powiedział, z wielkim wysiłkiem unosząc w górę kącik ust. -Nie żyj tak, jak ja żyłem, Draco-poprosił, zawieszając na nim swoje załzawione spojrzenie. -Nie żyj tylko dla siebie-powiedział jaśniej, a on tylko przymknął na dłużej swoje powieki, nie znosząc dłużej tego potwornego widoku. To było jak koszmar. Jak okropny, traumatyczny koszmar.
I kiedy już myślał, że koszmar ten dobiega końca, że Blaise już umarł i jest już po wszystkim, palce Zabiniego znów zacisnęły się na nim mocniej.
Zmuszony otworzył oczy, rzucając spojrzenie w stronę Blaise'a, który patrzył się na niego błagalnie, jakby prosząc o litość.
-Nie chcę umierać samotnie-wyszeptał ze strachem. -Nie chcę być sam.
Prosił go, by tu został. Do końca. By nie uciekał i nie zamykał oczu, nie odwracał spojrzenia.
-Nie jesteś samotny-odparł z poddaniem, spuszczając głowę. To on był.

                                                                                  ***

Blaise wydał ostatnie tchnienie po kilkunastu minutach, które spędzili w ogromnym cierpieniu, po prostu milcząc. Dzielnie znosząc jego ostatnie minuty, wypełnione bólem i poczuciem niesprawiedliwości.
Draco po prostu szedł. Nie czekał na pracowników ministerstwa, którzy się na niego wypięli, wiedząc, że zapewne dostali rozkazy by w razie jakichkolwiek komplikacji nie narażać się i po prostu go tu zostawić. Więc szedł, a każdy krok był dla niego jak wspinaczka. Jak jej kres, kiedy już wszystkie twoje mięśnie drżą z wysiłku, a umysł buntuje się uparcie zadając w kółko to samo pytanie. Po co tak właściwie to robisz?
Nie umiał na nie odpowiedzieć. Nie miał pojęcia.
Czuł się zupełnie wypruty. Wypruty z emocji i z uczuć. Czuł, że ktoś mu wyrwał potężny kawał serca, ostatecznie odbierając poczucie, że świat jest dobry. To było naiwne. Myśleć, że coś dobrego może mu się jeszcze przydarzyć. Że piękno natury i dobrodziejstwo niektórych ludzi jest wstanie wynagrodzić wszystkie okropieństwa i tragedie narastające wraz z każdym dniem.

Ta noc była czarna. Tak czarna, smutna i bolesna, że ledwo doczołgał się do granicy Twierdzy, ociekając brudem, potem i krwią. Wymęczony tak jak nigdy wcześniej.
Upadł na kolana i zacisnął palce na źdźbłach bujnej trawy, powiewającej na groźnym, porywistym wietrze. Z nieba zaczęły padać pierwsze płatki śniegu, a jego oddech przemieniał się w gęste obłoki pary. Ale nie było mu zimno. Tak jak rozpływająca się w nicości para, jego wnętrze wkrótce przestało odczuwać wszelkiego rodzaju ból i cierpienie.
[...]
Nie pamiętał jak udało mu się teleportować. Kiedy zdołał przenieść się na londyńską ulicę, w której mieszkał i wdrapać się po schodach, ignorując przy tym wszystkie te świąteczne wieńce i girlandy rozwieszone przez właściciela kamienicy.
Otworzył drzwi do mieszkania i równym, pewnym krokiem wszedł do środka, rozglądając się po jego wnętrzu. Nienawidził świąt. Nienawidził tych wszystkich lampek. Nienawidził tego, że jutro, a właściwie to już dzisiaj jest wigilia.
Przetarł dłonią zmęczoną twarz i rozejrzał się po wnętrzu. Szukał jej. Podświadomie jej szukał, skanując wzrokiem pomieszczenie, czując jak coś boleśnie przeszywa go od środka gdy jej tu nie znalazł.
Dopiero po chwili jego wzrok zawiesił się na małej, schludnie złożonej karteczce po środku stołu.

                                                                                   ***

-Wiesz już co z Draco?-zapytała podenerwowana, rzucając pytające spojrzenie w stronę Harry'ego. Chłopak upił łyk porannej kawy i spojrzał na nią ze współczuciem.
-Przykro mi. Nic. Mój współpracownik obiecał mnie powiadomić, kiedy ci aurorzy wrócą z Twierdzy-wstał, a potem odłożył gazetę na stół i wyszedł z jadalni. Czuł się okropnie okłamując ją w wigilię, ale jakoś nie wyobrażał sobie niszczyć jej ten dzień wieścią o śmierci Zabiniego, ucieczką Teodora, niepowodzeniem akcji aurorów i niewiadomym położeniu jej byłego chłopaka...
-Harry?-dziewczyna zawołała za nim, na co oderwał wzrok od ładnie przystrojonej choinki i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
-Tak?-uniósł w górę brew, z lekkim podenerwowaniem poprawiając zsuwające mu się z nosa okulary.
-Dzięki-mruknęła, posyłając mu delikatny uśmiech. Jakby nie patrzeć, pozostawali przyjaciółmi.
[...]
To trochę ją bolało. Świadomość, że Draco nie wrócił na święta. Że ona nie mogła czekać na niego w jego mieszkaniu.
Odetchnęła cicho i poprawiła włosy, które tego roku postanowiła pozostawić rozpuszczone. Zazwyczaj ubierała się bardziej odświętnie w przeddzień Bożego Narodzenia, ale tego dnia nie widziała w tym zbyt wielkiego sensu. Kolację spożywała jedynie z Harrym. Tylko jego miała.
Ginny postanowiła spędzić święta z rodzicami, a ani ona ani jej przyjaciel nie za szczególnie chcieli się tam wpraszać po tym jak ich stosunki uległy zmianie. To już nie było to samo. Nie byli jedną wielką rodziną.
-Hermiona! Przyniesiesz wino?-krzyknął Harry wyglądając na nią zza drzwi prowadzących do kuchni. Czuła stąd zapach przyrządzanego indyka, co przyprawiło ją o szczery uśmiech na twarzy. Nie było do końca tak, jakby chciała, ale mogli się postarać, prawda? Mogli po prostu się zaangażować i sprawić by te święta nie były tak złe jak ostatnie dni.
Z zamyśleniem wyjęła z szafki butelkę wina i zaniosła ją do kuchni, podając ją przyjacielowi.
-Wesołych świąt, Harry.
-Wesołych świąt, Miona-odparł, posyłając jej ciepły uśmiech.

                                                                             ***

Osunął się po ścianie i ukrył twarz w dłoniach, czując narastający ból w piersi. Wreszcie się popłakał. Nie był już tym samym chłopcem, który przerażony reakcją innych, stale tłumił swoje uczucia. Teraz był dojrzalszy, bardziej świadomy swoich emocji i słaby...
Więc po prostu płakał. Z bezsilności, z nadmiaru złości i frustracji, jaka nagromadziła się w nim po śmierci Blaise'a i odejściu Hermiony. Płakał, bo go zostawiła. Bo rzuciła go dziewczyna. Żałosne, co?
Uniósł w górę butelkę whisky i zdrowo z niej pociągnął. Po miesiącach wmawiania sobie, że musi z tym skończyć, po prostu to zrobił. Napił się i czuł się z tym znacznie gorzej niż myślał, że będzie.
Ale potrzebował jakiejś odskoczni, a w jego sytuacji alkohol był jedynym wyjściem.
Po prostu chciał zapomnieć, chciał oddać się chwili słabości. Chciał się teraz upić by rano zrozumieć swój błąd. By wraz z kacem się ogarnąć.
Każdy kolejny łyk przepełniony był usprawiedliwieniem, tłumaczeniami i obiecaniem poprawy. Od jutra z tym skończy, to jednorazowy wyczyn.
-Wesołych świąt, Draco-uśmiechnął się z goryczą i znów napił się whisky. Wciąż nie spuszczał wzroku z kartki, którą zostawiła mu Hermiona. Pod krótkim wyjaśnieniem, że musi znów przeprowadzić się do Harry'ego, napisała tylko    Wesołych Świąt, Draco. 


                                                                            *** 

-Harry! Harry, spójrz tylko-krzyknęła uradowana Hermiona, nie mogąc oderwać spojrzenia od okna. -Śnieg! Znów mamy śnieg-zawołała radośnie, widząc jak świeże płatki śniegu przykrywają szarą warstwę tego starego i przydeptanego, który od tygodni leżał bez sensu na ulicach Londynu. Teraz znów było ładnie. Wyjątkowo świątecznie.
-Taa, super-wywrócił oczami, na co tylko westchnęła. Pamiętała jak zareagował na to Draco. Jak lepił z nią bałwany i rzucał się z nią śnieżkami. Jak bardzo obiecywał, że wróci na święta.
-Wiesz coś o Draconie?-zapytała, na co ponownie wywrócił tylko oczami, rozpakowując swój prezent. Odrzucił na bok kolorowy papier i z uśmiechem przyjrzał się książce, którą mu podarowała.
-Jej, to naprawdę wspaniałe, Miona-powiedział z zadowoleniem, -Dzięki, jesteś najlepsza.
Splotła ręce na piersi, unosząc w górę brew.
-Wiesz coś o Twierzy-ponowiła pytanie.
-Powiedziałbym ci.
-Harry-wiedziała, że coś ukrywał. Doskonale wiedziała, że o czymś jej nie mówił, a teraz, świątecznego poranka, tylko ta świadomość zaprzątała jej głowę. Nie umiała cieszyć się z prezentów, ani atmosfery. Po prostu chciała wiedzieć co z Draconem.
Harry uniósł na nią poważne spojrzenie, a potem westchnął ciężko, odkładając swoją nową książkę na bok. Widziała, że coś się stało. Coś złego.
-Czy on?-zapytała słabo, głośno przełykając ślinę. -Czy Draco...?
-Wrócili wczoraj w nocy...
Głośno wciągnęła powietrze. Czyli, że ją okłamał. W noc przed wigilią Draco był już w domu. Chyba.
-Czy on?-ponowiła pytanie, ale nie była wstanie bardziej go sprecyzować. Myśl o nim martwym była jak...
-Blaise nie żyje, Miona-powiedział ciężko Harry, wzdychając. Spuścił wzrok i zacisnął pięści na materiale pościele. -Nie chciałem niszczyć ci świąt.
Nic nie odpowiedziała. Po prostu ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania, ściągając kurtkę z wieszaka.
-Gdzie idziesz?-zapytał zrywając się z wygodnego fotela ustawionego przy oknie.
-Muszę się z nim zobaczyć.
-Przecież obiecałaś...-zaczął, ale ona ucięła mu krótkim spojrzeniem.
Przecież musiała zobaczyć się z Draconem.

                                                                               ***

Waliła w drzwi od kilku minut. Wiedziała, że tam jest. Wiedziała, że chowa się w środku. Przestąpiła z nogi na nogę, a potem zacisnęła palce przy cebulkach włosów i westchnęła ciężko, nie mając pojęcia co robić. Nie zamierzała się poddać, ale nie umiała też przekonać go by wpuścił ją do środka.
Nie odpowiadał.
-Draco-powiedziała słabo, błagalnym tonem, coraz bardziej się martwiąc.
Spuściła głowę, czując napływające do jej oczu łzy bezradności, kiedy wreszcie zdecydowała się nie dbać o jego zdanie i po prostu otworzyć drzwi. Wyciągnęła różdżkę i jednym krótkim zaklęciem sprawiła, że mieszkanie Malfoya stało przed nią otworem.
[...]
 Ostrożnie stawiała kroki, wymijając pobite butelki po whisky i kawałki połamanych mebli. Z ciężkim sercem przechodziła obok podartych książek. Zaciskała szczękę widząc jak naczynia do tej pory spokojnie leżące w szafce nad blatem w kuchni, teraz leżą pod ścianą, potłuczone na malutkie kawałki.
Chciała wierzyć, że na tym skończyło się jego wyżywanie po śmierci przyjaciela. Że nie zrobił niczego głupiego. Przytknęła rękę do ust, dusząc w sobie wszelkie nerwowe reakcje. Znała to życie. To kiedy wszystko staje się dla ciebie bez sensu, gdy każdy dzień, każdy oddech do wyzwanie. Kiedy już po prostu wcale nie chcesz żyć. Czy Draco mógł się zabić? Wiedziała, że Ron nie popełnił samobójstwa, ale teraz to uczucie nie dawało jej spokoju, uparcie szturmując jej umysł. Cholerny niepokój niespodziewanie dobił jej wnętrze. Nie chciała o tym myśleć. Już raz to przeżyła. Już raz niemal umarła z rozpaczy. Teraz nie miała wątpliwości, że jeżeli straciłaby Dracona...
-Draco?-krzyknęła panicznie, zaciskając palce przy cebulkach włosów.
Bądź żywy. Bądź żywy. Bądź żywy-powtarzała sobie, cały czas próbując wmówić sobie, że przecież nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Przycisnęła ręce do brzucha, widząc na podłodze t-shirt ubrudzony krwią.
-O Merlinie-jęknęła zbolałym tonem, czując jak coraz ciężej się jej oddycha.
I wtedy go zobaczyła i powiedzenie, że odetchnęła z ulgą, to za mało. Cały jej świat znów nabrał wtedy sensu. Wszystko było w porządku, bo on tutaj był. Cały.
Podbiegła do niego i bez wahania rzuciła mu się w ramiona, łącząc ich usta w desperackim, wytęsknionym pocałunku. Czuła jak na początku zamiera, ale wreszcie obejmuje jej talię dłońmi, zaciskając palce na jej biodrach. Jak wkłada w to wszystko taki sam żal, gorycz i frustrację. Jak z utęsknieniem przenosi ręce na jej twarz i ujmuje ją w dłonie, pogłębiając pocałunek. Jak przygryza jej wargę, a ona mimowolnie jęczy, mocniej wtulając się w jego tors.
Pociągnęła nosem, czując napływające jej do oczu łzy szczęścia. Może do głupie, tak bez sensu się rozklejać, ale radość i ulga jakie ogarnęły ją gdy nareszcie go zobaczyła, były nieporównywalne z niczym innym. Dopiero wtedy zrozumiała w jak pokręcony i głęboki sposób go kochała.
-Dlaczego...?-zapytał z konsternacją, nagle odrywając się od niej i ze zdumieniem patrząc się jej w oczy. -Czemu płaczesz?-spytał, marszcząc brwi, a ona tylko się uśmiechnęła, zarzucając mu ręce na szyję i mocno go przytulając.
-To nic, po prostu bardzo za tobą tęskniłam-wyznała, zażenowana, bo to on potrzebował pocieszenia. Dlaczego do cholery się popłakała?
-Hermiona...-zaczął, a ona rozpływała się po tym w jaki sposób wymówił jej imię. Okay, nie było go zaledwie kilka tygodni, ale bardzo za tym tęskniła. Za tym jak to akcentuje. W jaki sposób patrzy się na nią w takich momentach.
-Skarbie?
Zmarszczyła brwi, czując jak obraz Dracona zamazuje się jej od nagromadzonych w oczach łez. Jak ona go niby zostawi, co? Jak dopełni obietnicy danej Harry'emu?
-Harry powiedział mi o...-wyjaśniła, spuszczając głowę.
Słyszała jak wzdycha. Jego palce zsunęły się z jej twarzy, bezwiednie zaciskając w pięści, a ona tylko zacisnęła mocno powieki, czując przeszywający ból w klatce piersiowej.
-Już się pozbierałem.
-Minął jeden dzień.
-Nie musisz mi mówić, że to okrutne...-odparł zimno, nagle się od niej odwracając. Zamarła, unosząc w górę brwi.
-Nie powiedziałam tego-zauważyła z konsternacją, obserwując jak mięśnie pleców prężą się pod jego koszulką. Czy on był teraz na nią zły?
-Ale to to, co myślisz, prawda?
-Dla...-zachłysnęła się powietrzem, zbyt zdezorientowana by normalnie się wysłowić. -Dlaczego tak myślisz?-zapytała z niezrozumieniem, kładąc na jego ramieniu rękę, którą szybko strzepnął. Miał problemy z bipolarnością, czy jak?
-Czytałem twój list-odparł, wyciągając z kieszeni jeansów pogięty zwitek papieru, który zostawiła mu na stole gdy odchodziła. -Odeszłaś ode mnie-rzucił z wyrzutem ale i złością, przyprawiając ją o ciarki. To nie tak... nie tak miało być. Chciała coś wtrącić, ale on niespodziewanie zacisnął palce na jej ramionach i przycisnął ją do ściany, niebezpiecznie się nad nią pochylając. -Bo nie jestem wystarczająco dobry, tak? Bo cholera nie ma kurwa znaczenia jak bardzo się dla ciebie staram, ty coś komplikujesz.
-Wcale nie...
-O co cholera chodzi?!-zapytał, podnosząc głos. -Czemu...?-jego głos zadrżał nieco pod koniec, kiedy z frustracją oparł o nią swoje czoło. Odetchnął ciężko. -Czemu wszyscy mnie zostawiacie?
Coś boleśnie ścisnęło ją w klatce piersiowej, kiedy uświadomiła sobie jak źle musiał się czuć, gdy zdesperowany po śmierci przyjaciela znalazł ten list. Powinna mu to powiedzieć osobiście. Albo powinna porządnie przypieprzyć Harry'emu i przemówić mu do rozsądku.
Był tak blisko. Dociskał do niej swoje ciało na tyle mocno, że była wstanie poczuć rozszalałe bicie jego serca i niespokojny oddech. Jego klatka unosiła się nierównomiernie, gdy położył dłoń na jej policzku.
Kochała go. Kochała tak mocno, jak nigdy nie spodziewała się kochać kogokolwiek, a zostawienie go było najgorszą rzeczą o jakiej mogła myśleć. Dlaczego nikt nie mógł pokazać temu chłopakowi, że mu na nim zależy? Dlaczego nikt nigdy o niego nie walczył?
-Zrobiłam to, by cię ratować. Potrzebowaliśmy pomocy Harry'ego, a on...
-On postawił warunki-domyślił się Draco, ciężko wzdychając.
-Draco...
Próbowała zmusić go by na nią spojrzał, ale on oparł czoło o chłodną ścianę tuż obok jej twarzy, zamykając oczy i ciężko oddychając. Nie wyglądał dobrze. Nie w tych wszystkich rozcięciach, siniakach i smutku.
-To nic-szepnął. -Przynajmniej tym razem to nie ja spieprzyłem-uśmiechnął się blado, chyba totalnie złamany i smutny. Już nie emanowała od niego agresja. Chyba było mu nawet trochę głupio, że tak go poniosło.
-Proszę spójrz na mnie-poprosiła niemal już płacząc od wyrzutów sumienia i poczucia niesprawiedliwości.
Nie wiedziała czy ma żałować gdy zgodnie z jej prośbą przeniósł na nią swoje spojrzenie. Jego stalowoszare tęczówki były ciemne. Ciemne i smutne, wyprane z emocji.
-Zrobiłabym dla ciebie wszystko, Draco-wyznała drżącym tonem, czując jak jego przenikliwy wzrok, bezlitośnie przeszywa jej wnętrzności. -Cokolwiek sobie myślisz, jak do tego podchodzisz...-zacięła się, z zakłopotaniem przygryzając wargę. -Możesz po prostu zapomnieć o tym na chwilę? Nie zniosę jeśli mnie znienawidzisz, ale jeżeli tak ma być, okay. Po prostu nienawidź mnie od jutra, dobrze? Nie chcę dziś odpowiadać za najgłupszą i najboleśniejszą rzecz jaką zrobiłam.
Przyglądał się jej w milczeniu. Wczoraj, kiedy w przypływie naprawdę największej słabości w całym swoim życiu, w ogromnym bólu osuwał się po tej ścianie i płakał jak małe dziecko, chciał ją nienawidzić. Był na nią wściekły i chciał obwinić ją za chociaż część cierpienia jakie musiał znosić, ale teraz, kiedy zobaczył jak stoi w jego korytarzu, znów poczuł jak to jest kochać kogoś, kto cię nie chce. Zostawiła go. Zrezygnowała. To trochę niesprawiedliwe, skoro jego serce cały czas biło mocniej kiedy ją widział, prawda?
-Nienawidzić cię?-uśmiechnął się z goryczą, jednocześnie nieco się krzywiąc. -To trochę głupie, nie sądzisz? Wciąż nie rozumiesz.
Zmarszczyła brwi, szybkim gestem ocierając łzy z policzków.
-Próbuję cię nienawidzić od ośmiu lat-przypomniał jej. -Nie da się-dodał cicho.

-------------------------------------------------------

Zadziało się, co? ;p
Z chęcią wyczekuję tego co sądzicie o tym rozdziale i uprzedzając wasze pytania, tak musiałam to zrobić. Blaise jest martwy muahahahaha. A tak poważnie, to też go lubiłam, ale to było zaplanowane od początku. To jak Draco trzyma go za rączkę w najtragiczniejszym momencie było w mojej wyobraźni od naprawdę dawna :) Ale spokojnie, Teodora wam dam :D W najbliższych rozdziałach się na pewno pojawi. 


                                                                                 

12 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma Blaise'a, jest Teodor...to takie skomplikowane ;)))
      Od początku rozdziału czytałam każdy kolejny wers z ogromną, zwiększającą się co słowo niecierpliwością, by po prostu wreszcie dojść do tej ich kończącej rozdział rozmowy :') I z czystym sumieniem stwierdzam, że mnie oczarowała :')
      Już wybacze tego Balise'a ;) rozdział mimo wszystko boski :D

      Usuń
  2. no nie jak tak można :( Biedy Blaise głupi Teodor i co będzie z Draco i Hermioną ? eh
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Huh... Tyle emocji... Blaise... Teodor... Harry... Hermiona i Draco... Po prostu wow... ❤
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O nieee! Blaise! A tak go lubiłam! Normalnie scena jego śmierci... mam łzy w oczach!
    Ale to zakończenie... No oni muszą być razem!
    Świetny rozdział! Życzę dużo weny i czekam na następny :)
    Pozdrawiam :)

    http://www.our-own-sense.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Poryczalam się jak głupia i w dodatku nie jestem w stanie więcej napisać... Jak mg zabić Blaise'a !? :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. A tak cię prosiłam żeby nie zginoł :'(

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale smutno :'( Kur*a moment, w którym Blaise prosi Draco aby powiedział, że ją kochał... Omal się nie popłakałam... Poczułam się bezsilna i załamana. Kiedy czytam twoje opowiadanie zawsze jest to dla mnie czas refleksji. Myślę o tym jak niektórzy mają ciężkie życie i jakie ono jest niesprawiedliwe. Miłość między tą dwójką jest tak prawdziwa, że mam nadziję, że przetrwa ona każde próby. Potrafisz za pomocą niby tylko słów wywołać tyle emocji. Poprostu malujesz słowem, nie umiem tego inaczej określić. Mam nadzieję, że Draco pozbiera się po śmierci Blaise'a i nie wpadnie znów w nałóg. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  8. Niedawno natrafiłam na Twoje fanfici. Przeczytałam wszystkie, teraz czytam ten. Boże, dziewczyno, masz dar �� uwielbiam te zwroty akcji i to jak opisujesz emocje bohaterów, albo sceny miłosne. Robisz to tak... perfekcyjnie ❤ czekam z niecierpliwością na kolejną notke :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznaję się bez bicia, płakać mi się chcę na samą myśl, że Blaise nie żyje. Zasługiwał na coś więcej. Mam nadzieję, że przynajmniej Draco otrzyma szansę na nowe życie i Hermiona go nie zostawi. Pieprzyć Pottera, z jakiej racji Hermiona ma dotrzymywać danego mu słowa, skoro sam ją okłamuje, zmusza ją do czegoś czego nie chce i w ogóle zachowuje jak kompletny palant?
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń