Teraz jednak dobre samopoczucie z niej uleciało; myślała tylko o rodzicach. O rodzicach i Harry'm, którego porządnie zraniła.
Z ciężkim sercem weszła do Nory i udała się prosto do pokoju, czując niezwłoczną potrzebę zmieniania brudnych, wczorajszych ubrań. Zamknęła się w łazience i zrzuciła z siebie czarną sukienkę oraz bieliznę, rozpuściła włosy i weszła pod prysznic, zasuwając za sobą zasłonę.
Woda skutecznie oczyściła jej ciało, ale nie wnętrze, które zdawało się powoli umierać od tych wszystkich toksycznych spraw, wspomnień i problemów.
[...]
-Harry?
Z zaskoczeniem mocniej przycisnęła ręcznik do piersi i spojrzała na przyjaciela z paniką, uświadamiając sobie, że ciężki czas na rozmowę przyszedł szybciej niż przypuszczała.
Harry siedział na jej łóżku, z łokciami podpartymi na szeroko rozsuniętych od siebie kolanach i głową spuszczoną na tyle, by ciemne kosmyki opadły mu na czoło i zasłoniły bliznę w kształcie błyskawicy, którą całkiem szczerze, uwielbiała.
-Przepraszam, Hermiona-powiedział cicho, ale całkiem pewnie, unosząc głowę i spoglądając jej w oczy. -Nie powinienem robić żadnej z tych rzeczy i jest mi cholernie przykro...
-Harry...-próbowała mu urwać, ale on nie przerwał, wstał z łóżka i zbliżył się do niej, obdarzając wzrokiem pełnym skruchy, wewnętrznego bólu i panicznego strachu, że istnieje możliwość, iż swoimi niedawnymi słowami po prostu ją stracił.
-Czuję się okropnie, że powiedziałem ci takie rzeczy; wcale nie uważam, że taka jesteś. I przepraszam, że uderzyłem, Malfoya. Przyznaję, powinienem to załatwić w inny sposób.
Z wyczekiwaniem przyglądał się jej nieodgadnionej twarzy, kiedy ta milczała powoli analizując jego słowa i na moment wstrzymał powietrze, nerwowo przygryzając wnętrze swojego policzka.
-Nie, Harry-westchnęła w końcu i spuściła głowę, starannie dobierając słowa. -To moja wina-przyznała, przemyślawszy wcześniej, że winę za to całe niefortunne zdarzenie powinna wziąć na siebie. -Powinnam ci powiedzieć o kolacji z Malfoyem-powiedziała, jeszcze mocniej przyciskając ręcznik którym była owinięta, do piersi. -A wzmianka o Ronie była ciosem poniżej pasa.
Właśnie za to nieuczciwe zagranie powinna przyznać Harry'emu rację.
-Ale nie rób tego nigdy więcej, Harry-poprosiła po dłuższej, duszącej chwili milczenia, a jej głos załamał się na końcu, tak bardzo zaniepokojona była dziwnym zachowaniem przyjaciela. -Byłeś... nie poznawałam cię. Wpadłeś tam tak wściekły i nieobecny, że...-zaczęła tłumaczyć trzęsącym się głosem, kiedy on po prostu szybko do niej podszedł i mocno przytulił, nie zważając, na to iż stoi przed nim niemal naga.
-To się nie powtórzy, obiecuję-przyrzekł, delikatnie gładząc ją po plecach. -Tak bardzo cię przepraszam, Miona, nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz-obiecała, mocno się do niego przytulając.
***
-Herm!-wrzasnęła następnego ranka z podekscytowaniem Caitlyn, kiedy wpadła do ogrodu Weasleyów, zaraz przed tym jak teleportowała się za ich ogrodzeniem i radośnie jej pomachała.
-Caitlyn-Hermiona westchnęła ciężko, wywróciła oczami i zamknęła książkę, którą czytała siedząc na werandzie dużego domu państwa Weasleyów, powoli wstając z jednego ze schodków.
-Jest Ginny?-spytała brunetka, otrzepując swoją nową i zapewne drogą bluzkę z niewidzialnego kurzu.
-Nie-Hermiona zmarszczyła brwi i pochyliła się aby odłożyć książkę na schodek, a potem na powrót wyprostowała się i splotła ręce na piersi, przyglądając się Caitlyn ze złością. -Tak właściwie jej dzisiaj nie widziałam. Harry wspominał, że się z kimś umówiła...
-Och, pewnie z tym tajemniczym chłopakiem-Caitlyn uśmiechnęła się z ekscytacją i radością, a potem próbowała wyminąć Hermionę i wprosić się do domu, kiedy ta niezbyt delikatnie złapała ją za łokieć i na powrót zwróciła w swoją stronę.
-Miałaś nie mówić nikomu o tym gdzie byłyśmy.
-Miałam nie mówić Ginny-poprawiła ją z delikatnym uśmiechem Caitlyn. -Harry był taki zmartwiony, musiałam mu powiedzieć-wyjaśniła. -Swoją drogą ostatnio zrobił się strasznie przystojny... Myślisz, że to dlatego, że...
-Trzymaj się z dala od Harry'ego-przerwała jej niezbyt uprzejmie Hermiona, rzucając jej pełne potępienia spojrzenie.
-Tak właściwie to myślałam, że może moglibyśmy się gdzieś wybrać popołudniu. No wiesz jakaś meksykańska knajpa, albo tajskie jedzenie...
-Nie, dzięki-Hermiona wywróciła oczami i głośno wciągnęła przez nos powietrze, starając się zachować spokój.
-Ale miałam nadzieję, że lepiej się poznamy...-mruknęła z zawodem Caitlyn, najwyraźniej pragnąc się dobrać do każdego, nie zważając na to, że oficjalnie spotyka się już z jednym mężczyzną.
-Ugh, zapomnij o jakimkolwiek lepszym poznawaniu z Harry'm-odparła poirytowana i wyprowadzona z równowagi Hermiona, wyobrażając sobie jak ta dziewczyna kładzie swoje łapy na jej najlepszym przyjacielu. To nie tak, że była zazdrosna. Z niecierpliwością czekała, aż Harry znajdzie sobie jakąś dziewczynę, która po prostu da mu to na co zasłużył po tylu latach, bez żadnych bliskich osób. Zasługiwał na kogoś, kto by go szczerze pokochał, kto byłby dla niego dobry i miły. Caitlyn nie spełniała żadnego z powyższych warunków.
-W porządku-Caitlyn westchnęła, najwyraźniej mówiąc to tylko dla świętego spokoju. Hermiona i ona nie były blisko, ale gryfonka znała ją wystarczająco, by nie mieć wątpliwości, iż jedynie kwestią czasu jest to, aż ta ździra zacznie wciskać się w już i tak skomplikowane życie Harry'ego. -Wszystko z tobą w porządku? Po kolacji nie czułaś się za dobrze...-zmieniła temat.
-Wszystko okey-mruknęła z rezygnacją Hermiona, zastanawiając się czy mogłaby po prostu uciec. Nie miała ochoty o tym rozmawiać.
-Och, nie martw się-Caitlyn uśmiechnęła się przyjaźnie. Suka, myślała, że tym wywalczy sobie błogosławieństwo Hermiony na jej dobieranie się do Harry'ego. Nie było, kurwa, mowy.
-Dziękuję, Caitlyn, ale nie sądzę, żebyś miała jakiekolwiek pojęcie o tej sprawie-odparła siląc się na opanowanie Hermiona, przygryzając język po kilka razy, tak, aby zamiast przecinków, w jej wypowiedzi nie pokazały się siarczyste przekleństwa.
-Ostatnio szybko uciekłaś, ale jeżeli chcesz zaaranżuję kolejne spotkanie z Lucjuszem. Ty i Draco skoro jesteście razem...- Caitlyn westchnęła i mimowolnie wzniosła oczy ku niebu. -...powinniśmy wspólnie zjeść kolację. Ostatnia nie wypadła najlepiej.
Czy to dlatego, chciała dotrzeć do Harry'ego? Po Draco był już teoretycznie zajęty? Hermiona zmarszczyła delikatnie brwi, obiecując sobie w duchu, że przyjrzy się tej sprawie.
-Nie wiem, ja nie...-zacięła się nie mając tak właściwie pojęcia co powinna powiedzieć. Żadna odpowiedź nie była poprawna, żadna nie była zgodna z jej sumieniem. Po ostatniej wizycie w Malfoy Manor czuła się paskudnie, ale Caitlyn miała rację, powinna ponownie spotkać się z Lucjuszem. Jej rodzice nie byli bezpieczni dopóki nie znaleźli się w Anglii, a ona nie miała wątpliwości, że jedynie pan Malfoy jest wstanie sprowadzić ich z powrotem.
-Może po prostu umówcie się na kawę?-zaproponowała brunetka, nalegając na spotkanie. -No wiesz tak na luzie i kameralnie, ale jednocześnie formalnie, elegancko...
-Mam wolne popołudnie...-mruknęła podświadomie, nawet nie wiedząc kiedy słowa te zdołały wyrwać się z jej ust. Było jednak za późno. Caitlyn podskoczyła radośnie i klasnęła w dłonie, szeroko się do niej uśmiechając. -Cudownie. Powiem mu, żeby przyszedł. Masz coś przeciwko, jeżeli to będzie mugolska kawiarnia? Lucjusz ostatnio nie pojawia się chętnie w miejscach dla czarodziejów... Czuje się niekomfortowo na Pokątnej...
Oczywiście, że nie. Był pieprzonym śmierciożercą-pomyślała Hermiona, z zażenowaniem wywracając oczami.
-Nie ma problemu-westchnęła i zaczesała włosy na jedno ramię, czując, że czeka ją kolejny, stresujący czas oczekiwania. -Albo wiesz co? Nie zwlekajmy-zarządziła, zdobywając się na tak typową dla niej przed latami odwagę. Potrzebowała tego. Musiała na powrót stać się twarda, odważna, hardo patrząca w oczy wszystkim przeciwnościom. -Powiedz mu, że widzimy się w Londynie za piętnaście minut. Niech wybierze kawiarnię.
***
Teleportowała się w jednym z rzadko uczęszczanych zaułków, tuż przy kawiarni, którą jak mówiła Caitlyn, wybrał Lucjusz. Lokal znajdował się niedaleko, na rogu ulicy. Nigdy tam nie była, ale często przechodziła nieopodal, jako dziecko, wgapiając się w ludzi, którzy za wielką, sklepową szybą siedzieli przy stolikach i popijali kawę, jedli lody, albo ciasta i rozmawiali, zazwyczaj z wielkimi, szerokimi uśmiechami na twarzach. Nigdy tam nie zachodziła, bo nie należał do najtańszych, a jej rodzice, lubili zjeść w innych, bardziej przytulnych i kameralnych miejscach.
Odetchnęła ciężko i zaczęła iść w stronę kawiarni, której szyld widoczny był nawet z zaułka, kiedy ktoś boleśnie wbił palce w jej ramię i przycisnął do murowanej ściany jednej z kamienic, omiatając ją swoim rozgrzanym, świeżym oddechem.
-Czy ty już do reszty zwariowałaś?-warknął przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy w ostatnim momencie zablokował jej rękę, próbującą zadać obronny cios przed atakującym nieznajomym. Mocno zacisnął palce wokół jej nadgarstka i przycisnął do ściany, a potem przysunął się bliżej, że ich ciała zaczęły się stykać, a ona nie miała możliwości jakiegokolwiek ruchu, nie wspominając już o ucieczce.
-Malfoy?-z zaskoczeniem uniosła brwi i próbowała się wyrwać, kiedy rozpoznała w napastniku jasnowłosego chłopaka.
-Kryje się za tym jakiś poważny powód czy po prostu jesteś głupia?!-zapytał z wściekłością, ale zaraz potem poluzował swój uścisk widząc grymas na jej twarzy, kiedy w ferworze złości nieco zbyt mocno zacisnął rękę na jej ramieniu.
-Skąd w ogóle o tym wiesz?-odparła podniesionym głosem, czując narastającą w niej irytację. To co robił nie było miłe.
-Mój ojciec wysłał mi sowę. Chciał, żebym wiedział. Nie widzisz, że nami wszystkimi manipuluje?!
-Chcę wiedzieć, czy naprawdę sprowadzi tu moich rodziców-powiedziała z powagą, podczas gdy on wywrócił oczami i przylgnął do niej ciałem, pochylając się lekko, by móc spojrzeć jej w oczy.
-Powiedziałem, że wszystkiego się dowiem-odparł z poirytowaniem, ale już nieco łagodniej, delikatnie marszcząc brwi. -Nie ufaj mu-poprosił.
-Och, a tobie niby powinnam-zauważyła z ironią, lekko się uśmiechając. -Odpuść, Malfoy...
Resztkami sił powstrzymała się od piśnięcia z zaskoczenia, kiedy ten nieoczekiwanie mocniej przycisnął ją do ściany i zbliżył usta do jej ust, zatrzymując się jednak zanim zdążyły się złączyć.
Wstrzymała oddech, podczas gdy niespodziewane ciarki przeszły po jej plecach. Nie były to jednak dreszcze wywołane zimnem, ani strachem, ani obrzydzeniem.
-Nie proś, żebym odpuścił, skoro wcale tego nie chcesz-wyszeptał w jej usta, doskonale zdając sobie sprawę z jej reakcji. I miał rację, nie chciała, żeby odszedł, albo odpuścił. Nie chciała, żeby teraz się oddalił, zabrał swoje ręce z jej ciała. Wręcz przeciwnie chciała mieć go bliżej, chciała go pocałować, jednocześnie wypędzając z swojej głowy, że przecież to Malfoy, że nie wypada, albo, że to po prostu nieodpowiednie.
Delikatnie uniosła głowę do góry, próbując sięgnąć jego ust, jednak nie pozwolił jej na to. Odsunął się od niej, ale zaraz potem złapał za rękę i zaczął prowadzić w swoją stronę.
***
-Dokąd idziemy?-zapytała skonsternowana, kiedy Malfoy nie puszczał jej ręki, szybko krocząc opustoszałym tego popołudnia chodnikiem.
-Jak najdalej od mojego popieprzonego ojca-odparł krótko, nieco mocniej ściskając jej dłoń. Ona nie mogła jednak pozwolić, by w dalszym ciągu robił i rządził nią tak, jak tylko mu się podobało. Musiała poskładać swoją rodzinę do kupy, odwrócić złe czary, naprawić relacje z przyjaciółmi i raz na zawsze ogarnąć to co łączyło ją i Malfoya. Widziała jak wiele emocji w nim wzbudza, dlaczego więc po prostu się nie odczepił? Gwałtownie przystanęła i zwróciła na siebie jego zaskoczone spojrzenie, kiedy odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem pełnym dezorientacji i powszechnego zirytowania.
-Co robisz?-zapytał mimowolnie wznosząc oczy ku niebu. Wiedział, że zanosi się na poważniejszą aferę.
-Nie mogę go wystawić, co jeżeli to moja jedyna okazja, żeby przywrócił tu moich rodziców?-spytała ze zdenerwowaniem, uparcie tkwiąc w jednym miejscu. Wiedziała, że to się robiło nudne. Gadała tylko o rodzicach, o tym, że nie odpuści, że musi ich uratować, ale naprawdę nie zamierzała zmienić priorytetów, dopóki ta sprawa nie zostanie załatwiona. Splotła ręce na piersi i groźnie zmarszczyła brwi, rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Niech wie, że się nie podda.
-Och, znowu to samo-jęknął i całkiem wywrócił oczyma, jednocześnie cicho wzdychając. -Powiedziałem, że się tym zajmę.
-Co jeśli nie?-odparła z dociekliwością. -Co jeżeli to moja jedyna szansa?-zmarszczyła brwi ze zmartwieniem i ukazała przed nim rąbek swojego emocjonalnego wnętrza, to znaczy, tego rozdartego i zagubionego, niezdecydowanego nad właściwym wyborem.
-Wtedy mój ojciec, o ile rzeczywiście jest tak dobrym człowiekiem za jakiego się podaje, charytatywnie wesprze twoich rodziców i obejdzie się bez żadnej rozmowy-odparł jakby było to najprostsze na świecie Malfoy. Uśmiechnął się nawet ciut ironicznie, jakby rzeczywiście ta sytuacja była dla niego jedynie nic nie znaczącą, mało poważną sprawą, a następnie złapał ją rękę i próbował pociągnąć dalej. Nie było jednak mowy, by ruszyła się z miejsca. Z całych wszystkich sił stawiła opór i wbiła się stopami w brukowy chodnik, z zaciętą miną obserwując jak mięśnie na plecach pod koszulką Malfoya gwałtownie się napinają. Zaskoczony chłopak spojrzał na nią z konsternacją i uniósł w górę jedną brew.
-Jak możesz nie widzieć, że to jedna z najważniejszych spraw w moim życiu?!-zapytała z irytacją, obrzucając go przepełnionym wyrzutem i pretensjami spojrzeniem. -Ja praktycznie nie śpię, Malfoy! Fakt, że moi rodzice są tak daleko, w dodatku w takim stanie i to przeze mnie...-na moment urwała i głośno przełknęła ślinę. -Nie potrafię już normalnie funkcjonować. Czuję się jak wrak, a ty...-tu spojrzała na niego z goryczą i uniosła rękę, wykonując ruch wokół jego postawnej i przystojnej sylwetki. -Jak możesz to wszystko olewać?!-spytała z niedowierzaniem, wciąż zszokowana jego wiecznie niewzruszoną postawą.
-Nie olewam-zaprzeczył szybko, jednak ona tylko uśmiechnęła się ironicznie i powątpiewająco, ciężko wzdychając.
-Wcale-wniosła oczy ku niebu i heroicznie powstrzymała łzy, które z całej tej frustracji i złości zaczęły gromadzić się jej pod powiekami. Po chwili jednak odetchnęła głęboko. Musiała być silna, obiecała sobie. Zacisnęła ręce w pieści, a potem wyrwała dłoń z uścisku chłopaka, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Dokąd idziesz?!-krzyknął za nią wyraźnie zaskoczony.
Nie odpowiedziała. Jedynie przyspieszyła kroku, a zaraz potem puściła się biegiem, w stronę ledwo już widocznego, kolorowego szyldu kawiarni, w którym umówiona była z Lucjuszem Malfoyem.
***
Z ciężkim sercem pchnęła drzwi kawiarni i odetchnęła głęboko, odnajdując wzrokiem siedzącego w kącie pomieszczenia ojca Dracona. Nie panikuj przypomniała sobie, mimochodem wycierając wilgotne ręce w wierzch swoich czarnych, dopasowanych spodni. Nie mogła pozwolić by stres i podenerwowanie zjadły ją żywcem, skoro grała o tak wysoką stawkę. Zaczęła kierować się w stronę ustawionego w rogu stolika kiedy ktoś złapał ją za ramię i omiótł jej kark swoim oddechem, oznajmiając jej o swojej obecności długim, pełnym zrezygnowania i przegrania westchnieniem.
-Malfoy?-wyczekująco uniosła w górę jedną brew kiedy Draco, bez zbędnych komentarzy zajął miejsce u jej boku i nieoczekiwanie objął ją ramieniem.
-Obiecuję się nie wtrącać-mruknął niechętnie, a potem poprowadził ją w stronę stolika i w milczeniu zajął miejsce naprzeciwko ojca, uprzednio odsuwając krzesło dziewczynie.
-Hermiono, Draco-Lucjusz skinął krótko głową i uśmiechnął się delikatnie, odstawiając na bok szklankę wody, która do tej pory spoczywała w jego mocno zaciśniętej dłoni. -Myślałem, że się nie zjawisz-mruknął po chwili do Hermiony, rzucając spojrzenie na elegancki, srebrny zegarek na łańcuszku, który na moment wyjął z kieszeni.
-Przepraszam-dziewczyna wywróciła oczami i rzuciła piorunujące spojrzenie na Dracona, który z niewzruszeniem siedział obok niej i z uwagą wpatrywał się w swojego ojca. -Coś mnie zatrzymało.
-Och, to nic takiego. Tak tylko powiedziałem-Lucjusz uśmiechnął się uprzejmie, na co jego syn wniósł oczy ku niebu i prychnął pogardliwie pod nosem. W dzieciństwie niejednokrotnie obrywał kiedy spóźniał się na obiad.
-A więc... zamierza pan sprowadzić moich rodziców?-odezwała się niepewnie Hermiona, starając się ignorować rozpraszającą postawę Dracona.
-W rzeczy samej-przytaknął Lucjusz. -To mój obowiązek...
-Akurat-Draco chyba nie wytrzymał. Hermiona spojrzała na niego ze złością, jakby sam ten wzrok miał zmusić go do milczenia, jednak Malfoy nie dlatego słynął ze swej arogancji i ogólnej niewzruszonej postawy by teraz tak po prostu dać się uciszyć jakiejś kobiecie.
-Granger, idź do łazienki-mruknął powoli, nie odrywając wzroku od chłodnych, błękitnoszarych tęczówek swojego ojca.
-Co? Ale ja...-zająknęła się, patrząc na niego z niezrozumieniem.
-Po prostu tam idź. Przed posiłkiem należy umyć ręce, czyż nie?-spytał z perfidnym uśmiechem, na co ona przyjrzała mu się z oburzeniem. Sugerowanie jej, że nie posiada czegoś takiego jak kultura osobista mocno ugodziła w jej ego.
Mimo to, z niewiadomych przyczyn postanowiła się nie kłócić. Z naburmuszoną miną wstała od stołu i zwróciła się w stronę pobliskich, prowadzących do toalety drzwi, uprzednio rzucając Malfoyowi jeszcze jedno, pogardliwe spojrzenie.
[...]
-A teraz słuchaj-Draco z morderczym wyrazem twarzy pochylił się nad stołem i obrzucił własnego ojca spojrzeniem tak mocno przepełnionym wstrętem i pogardą, że Lucjusz, mimo iż należał do osób twardych i nieugiętych, mimowolnie się wzdrygnął. -Skończyły się czasy, kiedy możesz beztrosko szlajać się po ulicach i myśleć, że każdy będzie klękał i padał na twarz na twój widok. Nikogo już więcej nie zranisz, czy to jasne? Odczep się od niej i zostaw ją w spokoju, obydwoje doskonale wiemy, że nie jesteś oddany ministerstwu i nie sprowadzisz tu jej rodziców, o ile w ogóle nie przyczyniłeś się już do ich śmierci.
-Draco ja...-próbował zacząć Lucjusz, jednak on nie dał dojść mu do słowa, niezbyt delikatnie waląc pięścią w stół. Zwrócił tym samym na siebie uwagę kilku klientów kawiarni, ale nie przejął się, wiedząc, iż mugole słyną z tego, że na wszystko patrzą, ale nigdy nie reagują.
-Jeżeli ją skrzywdzisz...-wysyczał, ostrzegawczo wyciągając palec w jego stronę. -Zrujnuję cię, czy to jasne? Wysadzę w powietrze pieprzony dwór, narażę cię na upokorzenie, a i zabiję, jeśli tylko najdzie taka potrzeba. Nie waż się jej wykorzystać ani oszukiwać.
-Wcale tego nie chcę-odparł w końcu Lucjusz nieco zbijając go z tropu. Nie był jednak naiwny. Nie chciał mu ufać.
-Jeżeli rzeczywiście tak jest, sprowadzisz Grangerów do Anglii i zawiadomisz ją kiedy będzie po wszystkim. Nie kontaktuj się z nią więcej...
-Chciałem tylko pomóc, Draco-nieco poirytowany Lucjusz zmarszczył brwi i przyjrzał się synowi z niecierpliwością, jakby zły, że ten bezustannie wchodzi mu w zdanie. -Zmieniłem się, synu. Przysięgam, jestem innym człowiekiem.
Chłopak zacisnął zęby i z powątpiewaniem spojrzał na ojca. Chciałby, aby to była prawda.
-Udowodnij. Opuść to miejsce i pomóż jej rodzicom, bez tych zbędnych spotkań. Po prostu ich tu sprowadź.
***
Z ciężkim oddechem opierała się o krawędź umywalki, podenerwowanym wzrokiem skanując swoje odbicie w lustrze. Cieszyła się, że Draco tu z nią był. Naprawdę czuła się bezpieczniejsza w jego towarzystwie, ale jego silnie emocjonalne podejście i zaangażowanie w tę sprawę, sprawiało, że nękało ją przeczucie, iż to wszystko może się nie udać. Nie chciała żeby Malfoy rzucił jakąś obraźliwą uwagą w stronę ojca, a potem wszystko posypało się i zrujnowało, kończąc na głośnym trzaśnięciu drzwiami, któregoś z nich, które po prostu nie wytrzymało i opuściło kawiarnię.
Z przeczuciem, że nieco zbyt długo siedzi w łazience, wyszła z pomieszczenia i bez zaskoczenia stwierdziła, że Lucjusza już nie ma. Mogła się tego spodziewać, po tym jak Draco ją spławił.
-Kto by pomyślał, że naprawdę nie będziesz się wtrącać-rzuciła z kpiną, zajmując miejsce naprzeciwko chłopaka.
-Coś mu wypadło, musiał uciekać-stwierdził wymijająco chłopak, najwyraźniej ani trochę nie skrępowany tym jak niekulturalnie i po prostu źle się zachował.
-Poważnie, Malfoy, mam dość-oznajmiła ze złością, wydając z siebie ciężkie, przepełnione sfrustrowaniem i rezygnacją westchnięcie. -Dlaczego wciąż to utrudniasz?
Przez moment po prostu nie odpowiadał. Patrzył jej w oczy i zastanawiał się nad tym, czy warta jest tego, by ukazać jej fragment swojego życia, historii, czy pokazać jej swoje uczucia. Nienawidził mówić o sobie, nigdy nikomu nie zwierzał się ze swoich problemów, nie opowiadał o emocjach, nie było na świecie osoby, która naprawdę coś by o nim wiedziała.
-Przepraszam-powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie, mocno przygryzając przy tym dolną wargę. Obserwował jak zaskoczona dziewczyna, zrzuca z siebie maskę złości i na moment łagodnieje, unosząc brew w geście zainteresowania. Ale on nie chciał być czyjąś intrygą, nie chciał wzbudzać sensacji, ani ciekawości. Chciał... sam nie wiedział czego tak dokładnie oczekiwał. Chyba po prostu chorobliwie nie potrafił nikomu zaufać. Wstał od stołu i rzucił jej ostatnie spojrzenie, czując narastające w nim zagubienie. Nie miał siły by udawać.
-Przepraszam, muszę już iść-powiedział, a potem szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
***
Chłodne, jesienne powietrze omiotło jego twarz, kiedy wyszedł na szarą i ponurą ulicę Londynu. Czuł się beznadziejnie po tym jak zobaczył złość i rozczarowanie w jej oczach. Wiedział jak bardzo zależało jej na rozmowie z Lucjuszem, ale po prostu nie potrafił. Nie mógł patrzeć jak osoba tak dobra i niewinna przebywa w jednym pomieszczeniu z takim potworem jak on.
Przejechał dłonią po twarzy i odetchnął głośno, nabierając w płuca rześkiego powietrza. Po raz kolejny spotkał się z sytuacją, w której jedynym wyjściem, w jego przekonaniu, był alkohol. Potrzebował go by uciec z rzeczywistości.
-Malfoy.
Wyczuł jej obecność. W końcu nie ciężko było przewidzieć, że wyjdzie tu za nim. Była zbyt ciekawa by zostać w kawiarni. Powoli odwrócił się w jej stronę i zacisnął szczękę, dostrzegając w jej oczach, coś zupełnie nie spotykanego. Zrozumienie. Spokój. Wyrozumiałość. Świetnie, przynajmniej nie miała do niego pretensji o to, jak popieprzonym kretynem był.
-Ja...-próbował powiedzieć coś sensownego, kiedy Hermiona nieoczekiwanie uśmiechnęła się do niego delikatnie, ostatecznie odbierając mu mowę. Nie chciał kłamać, więc milczał.
-Czemu po prostu mi nie powiesz?-spytała cicho, unosząc lekko głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Jej łagodne, czekoladowe tęczówki wpatrywały się w niego, podczas gdy on powoli uświadamiał sobie, jak dobrze i spokojnie czuł się w jej obecności. -To znaczy Malfoy, jestem Hermiona Granger-powiedziała, jakby kiedykolwiek mógł zapomnieć jak się nazywa i uśmiechnęła się niepewnie, z bólem i goryczą, nerwowo zaczesując włosy do tyłu. -Nie jestem osobą, która uwierzy, że za twoim zachowaniem nie kryje się nic głębszego. Dlaczego tak bardzo nie chcesz żebym odzyskała rodziców?-zapytała z nierozumieniem, a jej głos zadrżał delikatnie, jakby zmagała się w tym czasie z ogarniającą ją frustracją, bólem i zagubieniem.
-Tu nie chodzi o twoich rodziców-zapewnił szybko, nerwowym gestem przeczesując swoje jasne, nieułożone włosy. Naprawdę nie rozumiał dlaczego tak w ogóle pomyślała.
-W takim razie o co?-spytała z dezorientacją.
Wzniósł oczy ku niebu i kilkakrotnie pokręcił głową. W dalszym ciągu nic nie mówił, a przynajmniej nic konkretnego. Wiedziała, że był zdenerwowany; mocno zaciskał szczękę, odwracał wzrok, był spięty, a do tego co chwila przeczesywał palcami włosy, ale nie był to dla niej wystarczający powód by odpuścić.
-Mój ojciec to potwór, Granger.
W końcu się odezwał. Po dłużącej się chwili milczenia wreszcie otworzył usta, ale słowa, które się z nich wydobyły nie były dla Hermiony satysfakcjonujące. Zamierzał potraktować ją wzruszającą i wzbudzającą litość bajeczką o tym jak to był dręczony i nękany w dzieciństwie?
-Daj spokój, Malfoy-żachnęła się i wbiła piorunujące spojrzenie w poważny wyraz twarzy chłopaka, mając nadzieję, że da mu to do zrozumienia, iż ten aspekt jego ciężkiego życia nie robi na niej wrażenia. Wiedziała, że jego rodzina nie należała do tych wspaniałych, ciepłych i radosnych, żyjących w miłości i świetle domowego ogniska, ale to naprawdę nie był powód by rujnować jej własną.
-Tak właśnie myślałem, że zrozumiesz-chłopak uśmiechnął się z goryczą i chyba zamierzał odejść, wraz z bólem rozczarowania i niezrozumienia, ale nie zamierzała mu na to pozwolić. Złapała go za ramię i poczekała aż na powrót odwróci się w jej stronę tylko po to, by obdarzyć go spojrzeniem pełnym żalu i niezdecydowania.
-Przepraszam Malfoy, po prostu sprawiasz wrażenie silnego człowieka. Jak bardzo przerażające jest dla ciebie powiedzenie mi prawdy, że tak przed tym uciekasz?
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś taki jak ona ma go za silnego człowieka. Zawsze uważał, że nie dorasta jej do pięt pod względem odwagi. Jego przeszłość plamiły same haniebne czyny, podczas gdy ona znana była w świecie czarodziejów jako bohaterka, przyjaciółka Pottera, wielka członkini wybawicielskiej trójki, mądra czarownica, niezwykle bystra i dzielna kobieta.
-Prawda jest taka, że...-urwał na moment i zebrał wszystkie swoje siły, ostatecznie skupiając na niej swoją uwagę. To zaskakujące jak rozdarty był w tym momencie, zwłaszcza, że przed niespełna dwoma miesiącami wciąż słynął ze swojego chłodnego opanowania, profesjonalizmu i formalnej postawy. -Zobaczyłem cię Granger i...-zamyślił się na moment, a potem obdarzył ją spojrzeniem pełnym szczerości, niewinnego wyznania. -I nie potrafię odpuścić.
--------------------------------------------------------
Rozdział dedykowany wszystkim tym, którzy zmagają się dziś z dniem beznadziejnym. Oby ten rozdział nie zrujnował go bardziej.
Woda skutecznie oczyściła jej ciało, ale nie wnętrze, które zdawało się powoli umierać od tych wszystkich toksycznych spraw, wspomnień i problemów.
[...]
-Harry?
Z zaskoczeniem mocniej przycisnęła ręcznik do piersi i spojrzała na przyjaciela z paniką, uświadamiając sobie, że ciężki czas na rozmowę przyszedł szybciej niż przypuszczała.
Harry siedział na jej łóżku, z łokciami podpartymi na szeroko rozsuniętych od siebie kolanach i głową spuszczoną na tyle, by ciemne kosmyki opadły mu na czoło i zasłoniły bliznę w kształcie błyskawicy, którą całkiem szczerze, uwielbiała.
-Przepraszam, Hermiona-powiedział cicho, ale całkiem pewnie, unosząc głowę i spoglądając jej w oczy. -Nie powinienem robić żadnej z tych rzeczy i jest mi cholernie przykro...
-Harry...-próbowała mu urwać, ale on nie przerwał, wstał z łóżka i zbliżył się do niej, obdarzając wzrokiem pełnym skruchy, wewnętrznego bólu i panicznego strachu, że istnieje możliwość, iż swoimi niedawnymi słowami po prostu ją stracił.
-Czuję się okropnie, że powiedziałem ci takie rzeczy; wcale nie uważam, że taka jesteś. I przepraszam, że uderzyłem, Malfoya. Przyznaję, powinienem to załatwić w inny sposób.
Z wyczekiwaniem przyglądał się jej nieodgadnionej twarzy, kiedy ta milczała powoli analizując jego słowa i na moment wstrzymał powietrze, nerwowo przygryzając wnętrze swojego policzka.
-Nie, Harry-westchnęła w końcu i spuściła głowę, starannie dobierając słowa. -To moja wina-przyznała, przemyślawszy wcześniej, że winę za to całe niefortunne zdarzenie powinna wziąć na siebie. -Powinnam ci powiedzieć o kolacji z Malfoyem-powiedziała, jeszcze mocniej przyciskając ręcznik którym była owinięta, do piersi. -A wzmianka o Ronie była ciosem poniżej pasa.
Właśnie za to nieuczciwe zagranie powinna przyznać Harry'emu rację.
-Ale nie rób tego nigdy więcej, Harry-poprosiła po dłuższej, duszącej chwili milczenia, a jej głos załamał się na końcu, tak bardzo zaniepokojona była dziwnym zachowaniem przyjaciela. -Byłeś... nie poznawałam cię. Wpadłeś tam tak wściekły i nieobecny, że...-zaczęła tłumaczyć trzęsącym się głosem, kiedy on po prostu szybko do niej podszedł i mocno przytulił, nie zważając, na to iż stoi przed nim niemal naga.
-To się nie powtórzy, obiecuję-przyrzekł, delikatnie gładząc ją po plecach. -Tak bardzo cię przepraszam, Miona, nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz-obiecała, mocno się do niego przytulając.
***
-Herm!-wrzasnęła następnego ranka z podekscytowaniem Caitlyn, kiedy wpadła do ogrodu Weasleyów, zaraz przed tym jak teleportowała się za ich ogrodzeniem i radośnie jej pomachała.
-Caitlyn-Hermiona westchnęła ciężko, wywróciła oczami i zamknęła książkę, którą czytała siedząc na werandzie dużego domu państwa Weasleyów, powoli wstając z jednego ze schodków.
-Jest Ginny?-spytała brunetka, otrzepując swoją nową i zapewne drogą bluzkę z niewidzialnego kurzu.
-Nie-Hermiona zmarszczyła brwi i pochyliła się aby odłożyć książkę na schodek, a potem na powrót wyprostowała się i splotła ręce na piersi, przyglądając się Caitlyn ze złością. -Tak właściwie jej dzisiaj nie widziałam. Harry wspominał, że się z kimś umówiła...
-Och, pewnie z tym tajemniczym chłopakiem-Caitlyn uśmiechnęła się z ekscytacją i radością, a potem próbowała wyminąć Hermionę i wprosić się do domu, kiedy ta niezbyt delikatnie złapała ją za łokieć i na powrót zwróciła w swoją stronę.
-Miałaś nie mówić nikomu o tym gdzie byłyśmy.
-Miałam nie mówić Ginny-poprawiła ją z delikatnym uśmiechem Caitlyn. -Harry był taki zmartwiony, musiałam mu powiedzieć-wyjaśniła. -Swoją drogą ostatnio zrobił się strasznie przystojny... Myślisz, że to dlatego, że...
-Trzymaj się z dala od Harry'ego-przerwała jej niezbyt uprzejmie Hermiona, rzucając jej pełne potępienia spojrzenie.
-Tak właściwie to myślałam, że może moglibyśmy się gdzieś wybrać popołudniu. No wiesz jakaś meksykańska knajpa, albo tajskie jedzenie...
-Nie, dzięki-Hermiona wywróciła oczami i głośno wciągnęła przez nos powietrze, starając się zachować spokój.
-Ale miałam nadzieję, że lepiej się poznamy...-mruknęła z zawodem Caitlyn, najwyraźniej pragnąc się dobrać do każdego, nie zważając na to, że oficjalnie spotyka się już z jednym mężczyzną.
-Ugh, zapomnij o jakimkolwiek lepszym poznawaniu z Harry'm-odparła poirytowana i wyprowadzona z równowagi Hermiona, wyobrażając sobie jak ta dziewczyna kładzie swoje łapy na jej najlepszym przyjacielu. To nie tak, że była zazdrosna. Z niecierpliwością czekała, aż Harry znajdzie sobie jakąś dziewczynę, która po prostu da mu to na co zasłużył po tylu latach, bez żadnych bliskich osób. Zasługiwał na kogoś, kto by go szczerze pokochał, kto byłby dla niego dobry i miły. Caitlyn nie spełniała żadnego z powyższych warunków.
-W porządku-Caitlyn westchnęła, najwyraźniej mówiąc to tylko dla świętego spokoju. Hermiona i ona nie były blisko, ale gryfonka znała ją wystarczająco, by nie mieć wątpliwości, iż jedynie kwestią czasu jest to, aż ta ździra zacznie wciskać się w już i tak skomplikowane życie Harry'ego. -Wszystko z tobą w porządku? Po kolacji nie czułaś się za dobrze...-zmieniła temat.
-Wszystko okey-mruknęła z rezygnacją Hermiona, zastanawiając się czy mogłaby po prostu uciec. Nie miała ochoty o tym rozmawiać.
-Och, nie martw się-Caitlyn uśmiechnęła się przyjaźnie. Suka, myślała, że tym wywalczy sobie błogosławieństwo Hermiony na jej dobieranie się do Harry'ego. Nie było, kurwa, mowy.
-Dziękuję, Caitlyn, ale nie sądzę, żebyś miała jakiekolwiek pojęcie o tej sprawie-odparła siląc się na opanowanie Hermiona, przygryzając język po kilka razy, tak, aby zamiast przecinków, w jej wypowiedzi nie pokazały się siarczyste przekleństwa.
-Ostatnio szybko uciekłaś, ale jeżeli chcesz zaaranżuję kolejne spotkanie z Lucjuszem. Ty i Draco skoro jesteście razem...- Caitlyn westchnęła i mimowolnie wzniosła oczy ku niebu. -...powinniśmy wspólnie zjeść kolację. Ostatnia nie wypadła najlepiej.
Czy to dlatego, chciała dotrzeć do Harry'ego? Po Draco był już teoretycznie zajęty? Hermiona zmarszczyła delikatnie brwi, obiecując sobie w duchu, że przyjrzy się tej sprawie.
-Nie wiem, ja nie...-zacięła się nie mając tak właściwie pojęcia co powinna powiedzieć. Żadna odpowiedź nie była poprawna, żadna nie była zgodna z jej sumieniem. Po ostatniej wizycie w Malfoy Manor czuła się paskudnie, ale Caitlyn miała rację, powinna ponownie spotkać się z Lucjuszem. Jej rodzice nie byli bezpieczni dopóki nie znaleźli się w Anglii, a ona nie miała wątpliwości, że jedynie pan Malfoy jest wstanie sprowadzić ich z powrotem.
-Może po prostu umówcie się na kawę?-zaproponowała brunetka, nalegając na spotkanie. -No wiesz tak na luzie i kameralnie, ale jednocześnie formalnie, elegancko...
-Mam wolne popołudnie...-mruknęła podświadomie, nawet nie wiedząc kiedy słowa te zdołały wyrwać się z jej ust. Było jednak za późno. Caitlyn podskoczyła radośnie i klasnęła w dłonie, szeroko się do niej uśmiechając. -Cudownie. Powiem mu, żeby przyszedł. Masz coś przeciwko, jeżeli to będzie mugolska kawiarnia? Lucjusz ostatnio nie pojawia się chętnie w miejscach dla czarodziejów... Czuje się niekomfortowo na Pokątnej...
Oczywiście, że nie. Był pieprzonym śmierciożercą-pomyślała Hermiona, z zażenowaniem wywracając oczami.
-Nie ma problemu-westchnęła i zaczesała włosy na jedno ramię, czując, że czeka ją kolejny, stresujący czas oczekiwania. -Albo wiesz co? Nie zwlekajmy-zarządziła, zdobywając się na tak typową dla niej przed latami odwagę. Potrzebowała tego. Musiała na powrót stać się twarda, odważna, hardo patrząca w oczy wszystkim przeciwnościom. -Powiedz mu, że widzimy się w Londynie za piętnaście minut. Niech wybierze kawiarnię.
***
Teleportowała się w jednym z rzadko uczęszczanych zaułków, tuż przy kawiarni, którą jak mówiła Caitlyn, wybrał Lucjusz. Lokal znajdował się niedaleko, na rogu ulicy. Nigdy tam nie była, ale często przechodziła nieopodal, jako dziecko, wgapiając się w ludzi, którzy za wielką, sklepową szybą siedzieli przy stolikach i popijali kawę, jedli lody, albo ciasta i rozmawiali, zazwyczaj z wielkimi, szerokimi uśmiechami na twarzach. Nigdy tam nie zachodziła, bo nie należał do najtańszych, a jej rodzice, lubili zjeść w innych, bardziej przytulnych i kameralnych miejscach.
Odetchnęła ciężko i zaczęła iść w stronę kawiarni, której szyld widoczny był nawet z zaułka, kiedy ktoś boleśnie wbił palce w jej ramię i przycisnął do murowanej ściany jednej z kamienic, omiatając ją swoim rozgrzanym, świeżym oddechem.
-Czy ty już do reszty zwariowałaś?-warknął przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy w ostatnim momencie zablokował jej rękę, próbującą zadać obronny cios przed atakującym nieznajomym. Mocno zacisnął palce wokół jej nadgarstka i przycisnął do ściany, a potem przysunął się bliżej, że ich ciała zaczęły się stykać, a ona nie miała możliwości jakiegokolwiek ruchu, nie wspominając już o ucieczce.
-Malfoy?-z zaskoczeniem uniosła brwi i próbowała się wyrwać, kiedy rozpoznała w napastniku jasnowłosego chłopaka.
-Kryje się za tym jakiś poważny powód czy po prostu jesteś głupia?!-zapytał z wściekłością, ale zaraz potem poluzował swój uścisk widząc grymas na jej twarzy, kiedy w ferworze złości nieco zbyt mocno zacisnął rękę na jej ramieniu.
-Skąd w ogóle o tym wiesz?-odparła podniesionym głosem, czując narastającą w niej irytację. To co robił nie było miłe.
-Mój ojciec wysłał mi sowę. Chciał, żebym wiedział. Nie widzisz, że nami wszystkimi manipuluje?!
-Chcę wiedzieć, czy naprawdę sprowadzi tu moich rodziców-powiedziała z powagą, podczas gdy on wywrócił oczami i przylgnął do niej ciałem, pochylając się lekko, by móc spojrzeć jej w oczy.
-Powiedziałem, że wszystkiego się dowiem-odparł z poirytowaniem, ale już nieco łagodniej, delikatnie marszcząc brwi. -Nie ufaj mu-poprosił.
-Och, a tobie niby powinnam-zauważyła z ironią, lekko się uśmiechając. -Odpuść, Malfoy...
Resztkami sił powstrzymała się od piśnięcia z zaskoczenia, kiedy ten nieoczekiwanie mocniej przycisnął ją do ściany i zbliżył usta do jej ust, zatrzymując się jednak zanim zdążyły się złączyć.
Wstrzymała oddech, podczas gdy niespodziewane ciarki przeszły po jej plecach. Nie były to jednak dreszcze wywołane zimnem, ani strachem, ani obrzydzeniem.
-Nie proś, żebym odpuścił, skoro wcale tego nie chcesz-wyszeptał w jej usta, doskonale zdając sobie sprawę z jej reakcji. I miał rację, nie chciała, żeby odszedł, albo odpuścił. Nie chciała, żeby teraz się oddalił, zabrał swoje ręce z jej ciała. Wręcz przeciwnie chciała mieć go bliżej, chciała go pocałować, jednocześnie wypędzając z swojej głowy, że przecież to Malfoy, że nie wypada, albo, że to po prostu nieodpowiednie.
Delikatnie uniosła głowę do góry, próbując sięgnąć jego ust, jednak nie pozwolił jej na to. Odsunął się od niej, ale zaraz potem złapał za rękę i zaczął prowadzić w swoją stronę.
***
-Dokąd idziemy?-zapytała skonsternowana, kiedy Malfoy nie puszczał jej ręki, szybko krocząc opustoszałym tego popołudnia chodnikiem.
-Jak najdalej od mojego popieprzonego ojca-odparł krótko, nieco mocniej ściskając jej dłoń. Ona nie mogła jednak pozwolić, by w dalszym ciągu robił i rządził nią tak, jak tylko mu się podobało. Musiała poskładać swoją rodzinę do kupy, odwrócić złe czary, naprawić relacje z przyjaciółmi i raz na zawsze ogarnąć to co łączyło ją i Malfoya. Widziała jak wiele emocji w nim wzbudza, dlaczego więc po prostu się nie odczepił? Gwałtownie przystanęła i zwróciła na siebie jego zaskoczone spojrzenie, kiedy odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem pełnym dezorientacji i powszechnego zirytowania.
-Co robisz?-zapytał mimowolnie wznosząc oczy ku niebu. Wiedział, że zanosi się na poważniejszą aferę.
-Nie mogę go wystawić, co jeżeli to moja jedyna okazja, żeby przywrócił tu moich rodziców?-spytała ze zdenerwowaniem, uparcie tkwiąc w jednym miejscu. Wiedziała, że to się robiło nudne. Gadała tylko o rodzicach, o tym, że nie odpuści, że musi ich uratować, ale naprawdę nie zamierzała zmienić priorytetów, dopóki ta sprawa nie zostanie załatwiona. Splotła ręce na piersi i groźnie zmarszczyła brwi, rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Niech wie, że się nie podda.
-Och, znowu to samo-jęknął i całkiem wywrócił oczyma, jednocześnie cicho wzdychając. -Powiedziałem, że się tym zajmę.
-Co jeśli nie?-odparła z dociekliwością. -Co jeżeli to moja jedyna szansa?-zmarszczyła brwi ze zmartwieniem i ukazała przed nim rąbek swojego emocjonalnego wnętrza, to znaczy, tego rozdartego i zagubionego, niezdecydowanego nad właściwym wyborem.
-Wtedy mój ojciec, o ile rzeczywiście jest tak dobrym człowiekiem za jakiego się podaje, charytatywnie wesprze twoich rodziców i obejdzie się bez żadnej rozmowy-odparł jakby było to najprostsze na świecie Malfoy. Uśmiechnął się nawet ciut ironicznie, jakby rzeczywiście ta sytuacja była dla niego jedynie nic nie znaczącą, mało poważną sprawą, a następnie złapał ją rękę i próbował pociągnąć dalej. Nie było jednak mowy, by ruszyła się z miejsca. Z całych wszystkich sił stawiła opór i wbiła się stopami w brukowy chodnik, z zaciętą miną obserwując jak mięśnie na plecach pod koszulką Malfoya gwałtownie się napinają. Zaskoczony chłopak spojrzał na nią z konsternacją i uniósł w górę jedną brew.
-Jak możesz nie widzieć, że to jedna z najważniejszych spraw w moim życiu?!-zapytała z irytacją, obrzucając go przepełnionym wyrzutem i pretensjami spojrzeniem. -Ja praktycznie nie śpię, Malfoy! Fakt, że moi rodzice są tak daleko, w dodatku w takim stanie i to przeze mnie...-na moment urwała i głośno przełknęła ślinę. -Nie potrafię już normalnie funkcjonować. Czuję się jak wrak, a ty...-tu spojrzała na niego z goryczą i uniosła rękę, wykonując ruch wokół jego postawnej i przystojnej sylwetki. -Jak możesz to wszystko olewać?!-spytała z niedowierzaniem, wciąż zszokowana jego wiecznie niewzruszoną postawą.
-Nie olewam-zaprzeczył szybko, jednak ona tylko uśmiechnęła się ironicznie i powątpiewająco, ciężko wzdychając.
-Wcale-wniosła oczy ku niebu i heroicznie powstrzymała łzy, które z całej tej frustracji i złości zaczęły gromadzić się jej pod powiekami. Po chwili jednak odetchnęła głęboko. Musiała być silna, obiecała sobie. Zacisnęła ręce w pieści, a potem wyrwała dłoń z uścisku chłopaka, odwróciła się i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Dokąd idziesz?!-krzyknął za nią wyraźnie zaskoczony.
Nie odpowiedziała. Jedynie przyspieszyła kroku, a zaraz potem puściła się biegiem, w stronę ledwo już widocznego, kolorowego szyldu kawiarni, w którym umówiona była z Lucjuszem Malfoyem.
***
Z ciężkim sercem pchnęła drzwi kawiarni i odetchnęła głęboko, odnajdując wzrokiem siedzącego w kącie pomieszczenia ojca Dracona. Nie panikuj przypomniała sobie, mimochodem wycierając wilgotne ręce w wierzch swoich czarnych, dopasowanych spodni. Nie mogła pozwolić by stres i podenerwowanie zjadły ją żywcem, skoro grała o tak wysoką stawkę. Zaczęła kierować się w stronę ustawionego w rogu stolika kiedy ktoś złapał ją za ramię i omiótł jej kark swoim oddechem, oznajmiając jej o swojej obecności długim, pełnym zrezygnowania i przegrania westchnieniem.
-Malfoy?-wyczekująco uniosła w górę jedną brew kiedy Draco, bez zbędnych komentarzy zajął miejsce u jej boku i nieoczekiwanie objął ją ramieniem.
-Obiecuję się nie wtrącać-mruknął niechętnie, a potem poprowadził ją w stronę stolika i w milczeniu zajął miejsce naprzeciwko ojca, uprzednio odsuwając krzesło dziewczynie.
-Hermiono, Draco-Lucjusz skinął krótko głową i uśmiechnął się delikatnie, odstawiając na bok szklankę wody, która do tej pory spoczywała w jego mocno zaciśniętej dłoni. -Myślałem, że się nie zjawisz-mruknął po chwili do Hermiony, rzucając spojrzenie na elegancki, srebrny zegarek na łańcuszku, który na moment wyjął z kieszeni.
-Przepraszam-dziewczyna wywróciła oczami i rzuciła piorunujące spojrzenie na Dracona, który z niewzruszeniem siedział obok niej i z uwagą wpatrywał się w swojego ojca. -Coś mnie zatrzymało.
-Och, to nic takiego. Tak tylko powiedziałem-Lucjusz uśmiechnął się uprzejmie, na co jego syn wniósł oczy ku niebu i prychnął pogardliwie pod nosem. W dzieciństwie niejednokrotnie obrywał kiedy spóźniał się na obiad.
-A więc... zamierza pan sprowadzić moich rodziców?-odezwała się niepewnie Hermiona, starając się ignorować rozpraszającą postawę Dracona.
-W rzeczy samej-przytaknął Lucjusz. -To mój obowiązek...
-Akurat-Draco chyba nie wytrzymał. Hermiona spojrzała na niego ze złością, jakby sam ten wzrok miał zmusić go do milczenia, jednak Malfoy nie dlatego słynął ze swej arogancji i ogólnej niewzruszonej postawy by teraz tak po prostu dać się uciszyć jakiejś kobiecie.
-Granger, idź do łazienki-mruknął powoli, nie odrywając wzroku od chłodnych, błękitnoszarych tęczówek swojego ojca.
-Co? Ale ja...-zająknęła się, patrząc na niego z niezrozumieniem.
-Po prostu tam idź. Przed posiłkiem należy umyć ręce, czyż nie?-spytał z perfidnym uśmiechem, na co ona przyjrzała mu się z oburzeniem. Sugerowanie jej, że nie posiada czegoś takiego jak kultura osobista mocno ugodziła w jej ego.
Mimo to, z niewiadomych przyczyn postanowiła się nie kłócić. Z naburmuszoną miną wstała od stołu i zwróciła się w stronę pobliskich, prowadzących do toalety drzwi, uprzednio rzucając Malfoyowi jeszcze jedno, pogardliwe spojrzenie.
[...]
-A teraz słuchaj-Draco z morderczym wyrazem twarzy pochylił się nad stołem i obrzucił własnego ojca spojrzeniem tak mocno przepełnionym wstrętem i pogardą, że Lucjusz, mimo iż należał do osób twardych i nieugiętych, mimowolnie się wzdrygnął. -Skończyły się czasy, kiedy możesz beztrosko szlajać się po ulicach i myśleć, że każdy będzie klękał i padał na twarz na twój widok. Nikogo już więcej nie zranisz, czy to jasne? Odczep się od niej i zostaw ją w spokoju, obydwoje doskonale wiemy, że nie jesteś oddany ministerstwu i nie sprowadzisz tu jej rodziców, o ile w ogóle nie przyczyniłeś się już do ich śmierci.
-Draco ja...-próbował zacząć Lucjusz, jednak on nie dał dojść mu do słowa, niezbyt delikatnie waląc pięścią w stół. Zwrócił tym samym na siebie uwagę kilku klientów kawiarni, ale nie przejął się, wiedząc, iż mugole słyną z tego, że na wszystko patrzą, ale nigdy nie reagują.
-Jeżeli ją skrzywdzisz...-wysyczał, ostrzegawczo wyciągając palec w jego stronę. -Zrujnuję cię, czy to jasne? Wysadzę w powietrze pieprzony dwór, narażę cię na upokorzenie, a i zabiję, jeśli tylko najdzie taka potrzeba. Nie waż się jej wykorzystać ani oszukiwać.
-Wcale tego nie chcę-odparł w końcu Lucjusz nieco zbijając go z tropu. Nie był jednak naiwny. Nie chciał mu ufać.
-Jeżeli rzeczywiście tak jest, sprowadzisz Grangerów do Anglii i zawiadomisz ją kiedy będzie po wszystkim. Nie kontaktuj się z nią więcej...
-Chciałem tylko pomóc, Draco-nieco poirytowany Lucjusz zmarszczył brwi i przyjrzał się synowi z niecierpliwością, jakby zły, że ten bezustannie wchodzi mu w zdanie. -Zmieniłem się, synu. Przysięgam, jestem innym człowiekiem.
Chłopak zacisnął zęby i z powątpiewaniem spojrzał na ojca. Chciałby, aby to była prawda.
-Udowodnij. Opuść to miejsce i pomóż jej rodzicom, bez tych zbędnych spotkań. Po prostu ich tu sprowadź.
***
Z ciężkim oddechem opierała się o krawędź umywalki, podenerwowanym wzrokiem skanując swoje odbicie w lustrze. Cieszyła się, że Draco tu z nią był. Naprawdę czuła się bezpieczniejsza w jego towarzystwie, ale jego silnie emocjonalne podejście i zaangażowanie w tę sprawę, sprawiało, że nękało ją przeczucie, iż to wszystko może się nie udać. Nie chciała żeby Malfoy rzucił jakąś obraźliwą uwagą w stronę ojca, a potem wszystko posypało się i zrujnowało, kończąc na głośnym trzaśnięciu drzwiami, któregoś z nich, które po prostu nie wytrzymało i opuściło kawiarnię.
Z przeczuciem, że nieco zbyt długo siedzi w łazience, wyszła z pomieszczenia i bez zaskoczenia stwierdziła, że Lucjusza już nie ma. Mogła się tego spodziewać, po tym jak Draco ją spławił.
-Kto by pomyślał, że naprawdę nie będziesz się wtrącać-rzuciła z kpiną, zajmując miejsce naprzeciwko chłopaka.
-Coś mu wypadło, musiał uciekać-stwierdził wymijająco chłopak, najwyraźniej ani trochę nie skrępowany tym jak niekulturalnie i po prostu źle się zachował.
-Poważnie, Malfoy, mam dość-oznajmiła ze złością, wydając z siebie ciężkie, przepełnione sfrustrowaniem i rezygnacją westchnięcie. -Dlaczego wciąż to utrudniasz?
Przez moment po prostu nie odpowiadał. Patrzył jej w oczy i zastanawiał się nad tym, czy warta jest tego, by ukazać jej fragment swojego życia, historii, czy pokazać jej swoje uczucia. Nienawidził mówić o sobie, nigdy nikomu nie zwierzał się ze swoich problemów, nie opowiadał o emocjach, nie było na świecie osoby, która naprawdę coś by o nim wiedziała.
-Przepraszam-powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie, mocno przygryzając przy tym dolną wargę. Obserwował jak zaskoczona dziewczyna, zrzuca z siebie maskę złości i na moment łagodnieje, unosząc brew w geście zainteresowania. Ale on nie chciał być czyjąś intrygą, nie chciał wzbudzać sensacji, ani ciekawości. Chciał... sam nie wiedział czego tak dokładnie oczekiwał. Chyba po prostu chorobliwie nie potrafił nikomu zaufać. Wstał od stołu i rzucił jej ostatnie spojrzenie, czując narastające w nim zagubienie. Nie miał siły by udawać.
-Przepraszam, muszę już iść-powiedział, a potem szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
***
Chłodne, jesienne powietrze omiotło jego twarz, kiedy wyszedł na szarą i ponurą ulicę Londynu. Czuł się beznadziejnie po tym jak zobaczył złość i rozczarowanie w jej oczach. Wiedział jak bardzo zależało jej na rozmowie z Lucjuszem, ale po prostu nie potrafił. Nie mógł patrzeć jak osoba tak dobra i niewinna przebywa w jednym pomieszczeniu z takim potworem jak on.
Przejechał dłonią po twarzy i odetchnął głośno, nabierając w płuca rześkiego powietrza. Po raz kolejny spotkał się z sytuacją, w której jedynym wyjściem, w jego przekonaniu, był alkohol. Potrzebował go by uciec z rzeczywistości.
-Malfoy.
Wyczuł jej obecność. W końcu nie ciężko było przewidzieć, że wyjdzie tu za nim. Była zbyt ciekawa by zostać w kawiarni. Powoli odwrócił się w jej stronę i zacisnął szczękę, dostrzegając w jej oczach, coś zupełnie nie spotykanego. Zrozumienie. Spokój. Wyrozumiałość. Świetnie, przynajmniej nie miała do niego pretensji o to, jak popieprzonym kretynem był.
-Ja...-próbował powiedzieć coś sensownego, kiedy Hermiona nieoczekiwanie uśmiechnęła się do niego delikatnie, ostatecznie odbierając mu mowę. Nie chciał kłamać, więc milczał.
-Czemu po prostu mi nie powiesz?-spytała cicho, unosząc lekko głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Jej łagodne, czekoladowe tęczówki wpatrywały się w niego, podczas gdy on powoli uświadamiał sobie, jak dobrze i spokojnie czuł się w jej obecności. -To znaczy Malfoy, jestem Hermiona Granger-powiedziała, jakby kiedykolwiek mógł zapomnieć jak się nazywa i uśmiechnęła się niepewnie, z bólem i goryczą, nerwowo zaczesując włosy do tyłu. -Nie jestem osobą, która uwierzy, że za twoim zachowaniem nie kryje się nic głębszego. Dlaczego tak bardzo nie chcesz żebym odzyskała rodziców?-zapytała z nierozumieniem, a jej głos zadrżał delikatnie, jakby zmagała się w tym czasie z ogarniającą ją frustracją, bólem i zagubieniem.
-Tu nie chodzi o twoich rodziców-zapewnił szybko, nerwowym gestem przeczesując swoje jasne, nieułożone włosy. Naprawdę nie rozumiał dlaczego tak w ogóle pomyślała.
-W takim razie o co?-spytała z dezorientacją.
Wzniósł oczy ku niebu i kilkakrotnie pokręcił głową. W dalszym ciągu nic nie mówił, a przynajmniej nic konkretnego. Wiedziała, że był zdenerwowany; mocno zaciskał szczękę, odwracał wzrok, był spięty, a do tego co chwila przeczesywał palcami włosy, ale nie był to dla niej wystarczający powód by odpuścić.
-Mój ojciec to potwór, Granger.
W końcu się odezwał. Po dłużącej się chwili milczenia wreszcie otworzył usta, ale słowa, które się z nich wydobyły nie były dla Hermiony satysfakcjonujące. Zamierzał potraktować ją wzruszającą i wzbudzającą litość bajeczką o tym jak to był dręczony i nękany w dzieciństwie?
-Daj spokój, Malfoy-żachnęła się i wbiła piorunujące spojrzenie w poważny wyraz twarzy chłopaka, mając nadzieję, że da mu to do zrozumienia, iż ten aspekt jego ciężkiego życia nie robi na niej wrażenia. Wiedziała, że jego rodzina nie należała do tych wspaniałych, ciepłych i radosnych, żyjących w miłości i świetle domowego ogniska, ale to naprawdę nie był powód by rujnować jej własną.
-Tak właśnie myślałem, że zrozumiesz-chłopak uśmiechnął się z goryczą i chyba zamierzał odejść, wraz z bólem rozczarowania i niezrozumienia, ale nie zamierzała mu na to pozwolić. Złapała go za ramię i poczekała aż na powrót odwróci się w jej stronę tylko po to, by obdarzyć go spojrzeniem pełnym żalu i niezdecydowania.
-Przepraszam Malfoy, po prostu sprawiasz wrażenie silnego człowieka. Jak bardzo przerażające jest dla ciebie powiedzenie mi prawdy, że tak przed tym uciekasz?
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś taki jak ona ma go za silnego człowieka. Zawsze uważał, że nie dorasta jej do pięt pod względem odwagi. Jego przeszłość plamiły same haniebne czyny, podczas gdy ona znana była w świecie czarodziejów jako bohaterka, przyjaciółka Pottera, wielka członkini wybawicielskiej trójki, mądra czarownica, niezwykle bystra i dzielna kobieta.
-Prawda jest taka, że...-urwał na moment i zebrał wszystkie swoje siły, ostatecznie skupiając na niej swoją uwagę. To zaskakujące jak rozdarty był w tym momencie, zwłaszcza, że przed niespełna dwoma miesiącami wciąż słynął ze swojego chłodnego opanowania, profesjonalizmu i formalnej postawy. -Zobaczyłem cię Granger i...-zamyślił się na moment, a potem obdarzył ją spojrzeniem pełnym szczerości, niewinnego wyznania. -I nie potrafię odpuścić.
--------------------------------------------------------
Rozdział dedykowany wszystkim tym, którzy zmagają się dziś z dniem beznadziejnym. Oby ten rozdział nie zrujnował go bardziej.
Jeszcze więcej Dramione! Nie zdajesz sobie sprawy, jaką radość mi sprawiasz, pisząc to opowiadanie. Świetnie opisujesz uczucia Hermiony i Draco. Nie wydają się sztuczne, są bardzo realistyczne i mam wrazenie, jakbyś pisała to wszystko z własnego doświadczenia, a ty po prostu tak dobrze wczuwasz się w bohaterów swojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńNo więc czekam na kolejny i pozdrawiam :)
silence-guides-our-minds.blogspot.com
P.S. Skomentowałam ostatni rozdział, nie mając pojęcia, że jest już nowy, także don't judge me! :D
Genialny, cudny, czekam na więcej
OdpowiedzUsuńGenialny, cudny, czekam na więcej
OdpowiedzUsuńCudowny ten rozdział. Hermiona i Harry pogodzeni? To dobrze!! Lubię, jak Harry jest dla Miony prawdziwym oparciem.
OdpowiedzUsuńNiech ta cała Cailthyn (przepraszam nwm, czy dobrze napisałam) spada od Bliznowatego! Ogólnie nie mogę już jej znieść haha możesz ją walnąć jakimś zaklęciem (nie żeby coś ale Avada byłaby w sam raz:))
Dracona kocham z każdym rozdziałem coraz bardziej *-* . W sumie też nie wiem co z tym Luckiem... On może coś kombinować :D
Chcę już następny, wiesz? :D
Mam nadzieję, że Twój dzień nie był jednak do końca taki zły!
Życzę Ci dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny fragment i jeszcze więcej i więcej dramione! <3
Zuzia
Nadrobiłam zaległości, kocham Twoje opowiadanie :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://slady-cieni-dramione.blogspot.com/
Świetny!
OdpowiedzUsuńŚwietny!
OdpowiedzUsuńTroche zwlekałam z przeczytaniem tego rozdziału, miałam lekki przesyt Dramione. "zmusiłam się" i jestem wkurzona, że szybciej go nie przeczytałam :D bardzo fajny, pełen emocji i Dramione.
OdpowiedzUsuńJa też nie ufam Luckowi, wyczuwam w nim jakiś fałsz.
Tymczasem idę czytać kolejny rozdział.
Pozdrawiam
nothing.
P.s. Zauważyłam jednego chochlika "Odczep się od niej i zostaw ją w spokoju, obydwoje doskonale wiemy, że nie jesteś oddany ministerstwu" -obydwaj, bo to była rozmowa Lucjusza z Draco. :)
Jeszcze raz pozdrawiam :)
W pełni rozumiem niepokój Dracona i nie dziwię się, że nie potrafi zaufać ojcu. Lucjusz może sobie mówić różne rzeczy, ale bez popierających ich czynów, nie znaczą nic. Jestem strasznie ciekawa, jak to się dalej rozwinie.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
eh, bede w ciezkim szoku jesli okaze sie, ze kucjusz nie ma zlych zamiarow
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
andromeda
Ostatnie słowa <3
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Andromedą