sobota, 9 stycznia 2016

-Rozdział 48- Wedding

Przetarł dłonią zmęczoną twarz i wyciągnął dłoń przed siebie, zerkając kątem oka na krótką notatkę w swojej książce. Starał się dokładnie odwzorować postawę naszkicowanego przez jednego z jego przodków czarodzieja.
-Cholera-jęknął ciężko, a później dorzucił jeszcze kilka niezbyt kulturalnych słów, marszcząc przy tym brwi. Wydawało mu się, że po tym jak skończył szkołę, nie będzie musiał się już uczyć takich rzeczy.
Przeczesał dłonią włosy i jeszcze raz usiłował się skupić, unosząc przy tym dłoń i kierując ją na tylko sobie znany punkt na ścianie.
-Dasz radę, Malfoy-syknął do siebie, mrużąc przy tym oczy. Był wstanie to zrobić, w końcu jakiś jego krewny już tego dokonał. Zebrał w sobie wszystkie siły, a potem, czując jak narastające w nim napięcie gaśnie, wreszcie spojrzał na ścianę.
-Kurwa mać-wrzasnął z frustracją, kiedy nic się nie wydarzyło. Od tygodnia marnował swój czas na jakieś bajki z rodzinnej książki, podczas gdy wszystko dookoła się waliło. Przeczesał palcami włosy. Ponieważ był słaby, stracił Hermionę. Stracił Blaise'a i swoją mamę. Nie był gotowy na kolejny cios, dlatego tak desperacko i usilnie próbował czegoś dokonać.
Przytknął dłonie do skroni i wplótł palce w swoje jasne włosy odwracając się plecami do ściany, przed którą stał. Nie miał już siły. Powoli wykańczała go już nie tylko mozolna i nieefektowna nauka, ale również magia, doprowadzająca go do wręcz nieprawdopodobnego zmęczenia.
Raz zdarzyło mu się zasnąć podczas jedzenia obiadu.
-Cholera, cholera, cholera-zacisnął mocniej pięści i kiedy już wyciągnął jedną z nich, by uderzyć w niewielki stolik w pobliżu sofy, za jego plecami rozległ się hałas.
Z zaskoczeniem odwrócił się i otworzył szeroko buzię, obserwując jak ściana, w którą niedawno celował, runęła.

                                                                                ***

-Wybrałaś już którąś?-spytała pogodnie Ginny, przyglądając się Hermionie, która od kilkunastu minut stała przed szafą w jej pokoju i ze sceptycznym wzrokiem odrzucała każdą kolejną suknię.
-Żadna z nich nie będzie na mnie dobra-jęknęła z niezadowoleniem dziewczyna. -A poza tym nie chcę nigdzie iść-dodała żałośnie, jednak znacznie ciszej, doskonale wiedząc jakie podejście do tego ma jej rudowłosa przyjaciółka.
-Po pierwsze-Ginny uśmiechnęła się na pozór przyjaźnie, gwałtownym szarpnięciem wyciągając z szafy swoją ulubioną sukienkę. -W tej będziesz wyglądać świetnie. Po drugie...-zacięła się, z zamyśleniem poprawiając coś przy włosach Hermiony, sprawdzając jak wyglądałyby, gdyby dziewczyna je spięła. -...jeżeli tam nie pójdziesz, sprawisz wrażenie załamanej i rozbitej.
-Może dlatego, że jestem załamana i rozbita?-podsunęła jej z rozgoryczonym uśmiechem kasztanowłosa.
-I po trzecie, Caitlyn nie wybaczyłaby mi gdybym się nie pojawiła-dodała rudowłosa tak, jakby zupełnie nie słyszała uwagi swojej przyjaciółki.
-Możesz mi przypomnieć, do czego ja ci tam jestem potrzebna?-Hermiona prychnęła z niezadowoleniem pod nosem. -Cholera, Ginny, ona się puściła z moim chłopakiem!
-Nie wiesz tego-ucięła jej srogo ruda. -Tak długo jak nie spotkasz się twarzą w twarz z tym rozwydrzonym dupkiem, tak długo niczego sobie nie wyjaśnicie. Oboje jesteście tak nieznośnie uparci!-westchnęła z niezadowoleniem Ginny.
-No ale...
-Żadnego ale!-warknęła na nią przyjaciółka. -Pójdziesz tam, będziesz chodzić z wysoko uniesioną głową i mu dokopiesz, czy to jasne?
Hermiona przełknęła nerwowo ślinę.
-T-tak...
-Nie będziesz dłużej robić z siebie ofiary, tak?!-Ginny przybrała poważny wyraz twarzy, dokładnie tak jakby odgrywała w filmie rolę trenera czy kogoś w tym stylu...
-Tak-pokiwała głową szatynka.
-Za godzinę widzę cię gotową i wyszykowaną. Odstaw się tak, żebym nawet ja śliniła się na twój widok, rozumiesz?!
Hermiona uniosła niepewnie kąciki ust do góry. Ginny była naprawdę kochana.

                                                                             ***

Poprawiła bransoletkę na swoim lewym nadgarstku i odetchnęła ciężko, zerkając niepewnie na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała dokładnie tak, jak dyktowałyby jej wszelkie modowe magazyny, ale ponieważ nie było najgorzej, uniosła kąciki ust do góry.
Musiała pracować nad samooceną. Musiała czuć się piękna.
Blizny na jej udach już dawno zniknęły, ale jednak wciąż pamiętała jak to jest czuć się najgorzej na świecie. Być smutnym, samotnym i niedocenionym. Zbyt zagubionym, by w ogóle szukać jakiegoś wyjścia.
Przez odejście Dracona czasami czuła się tak jak wtedy. Miała jednak świadomość, że nigdy nie pozostaje sama. Musiała czuć się pewnie. Musiała być silna.
-Gotowa?-Ginny wrzasnęła, próbując dostać się do łazienki.
-Tak, już wychodzę-odparła spokojnie, ostatni raz poprawiając włosy, które wbrew sugestiom Ginny postanowiła pozostawić rozpuszczone.
-Caitlyn wysłała mi patronusa jakieś tysiąc razy-westchnęła Ginny kiedy wspólnie zmierzały do wyjścia z Nory. -Bardzo się denerwuje.
Hermiona nic nie odpowiedziała. Spojrzenie jej czekoladowych oczu z zamyśleniem zawiesiła na jakimś punkcie, znajdującym się przed nimi.
-Hej, Hermiona-Ginny nagle zatrzymała ją, zaciskając dłoń na jej drobnym ramieniu. Z powagą spojrzała jej w oczy. -Jeżeli Draco zdradził cię z Caitlyn, to przysięgam, że własnoręcznie porywam jej kudły z głowy, okay?
-On to zrobił.
-Nie wiesz tego-powtórzyła uparcie Ginny, na co kasztanowłosa wywróciła oczami.
-Nie odzywał się do mnie przez tydzień.
-To nie znaczy, że się z nią przespał-uśmiechnęła się do niej delikatnie ruda. -Jesteś gotowa na to wszystko?-zapytała z troską, zmieniając temat.
-Nie-odparła szybko i pewnie Hermiona, głośno wypuszczając z płuc powietrze.
-Spójrz mi w oczy-Ginny zrobiła poważną minę, na co ta omal nie wybuchnęła śmiechem. -Jeśli ktoś będzie próbował cię skrzywdzić, rozpieprzymy im tą imprezę.


                                                                                  ***

Ceremonia zaślubin miała odbyć się w domu Malfoyów.
Hol i salon wyłożony marmurowymi płytkami przystrojony był w kwiatach i jasnych, śnieżnobiałych barwach. Przypominał trochę zimową krainę.
Hermiona sięgnęła po kolejny kieliszek szampana, ze znużeniem obserwując jak w dużym salonie Malfoy Manor zbierają się goście. Ginny zniknęła gdzieś na górze, tłumacząc się niezbędną pomocą Caitlyn, bo ponoć ta idiotka miała jakiś problem z suknią.
Przymknęła oczy i zagryzła dolną wargę. Wyglądało na to, że On nie zamierzał się pojawić. Nie miała czemu się dziwić. Owszem obiecał jej, że tu przyjdzie, ale po tym, jak zerwali, chyba nie miał wystarczającego powodu. Rozumiała go. Widziała to wszystko i nie miała wątpliwości, że gdyby tu był, nie podobałoby mu się to.
-Witam pannę Granger.
Zaskoczona odwróciła się, omal nie dławiąc pitym właśnie szampanem.
-Pan Malfoy-skinęła głową, rzucając mu nieco spanikowane spojrzenie.
-Gdzie mój syn?
-Jeszcze go nie ma-odparła ze skrępowaniem, spuszczając głowę na swoje wysokie, czarne szpilki.
-Nie przyszliście razem?-zaskoczony Lucjusz uniósł w górę brwi, poprawiając jednocześnie swój ślubny garnitur.
-Trochę się między nami popsuło-odparła z krępacją, zupełnie nie rozumiejąc czemu mu o tym mówi. Chyba po prostu chciała być z nim szczera.
-Och to...-Lucjusz ze strapieniem pokiwał głową. -Szkoda. Był przy tobie lepszym człowiekiem.
Hermiona uśmiechnęła się z goryczą, modląc się w duchu by nie zacząć płakać. I ona była lepsza, kiedy Draco był przy niej.
-Dobrze, zdaje się, że na mnie pora. Muszę jeszcze zawiązać krawat-mruknął, unosząc do góry dłoń z tymże dodatkiem do stroju. -Miło było cię zobaczyć, Hermiono.
-Nawzajem, panie Malfoy-skinęła głową, choć jej słowa nie do końca były prawdą. W jego towarzystwie zawsze czuła się niekomfortowo.
Lucjusz uśmiechnął się tylko i odszedł, a ona pozostała w tym samym miejscu nie drgnąwszy ani o milimetr. Nie chciała by tak było. By za każdym razem, kiedy ktoś wspominał o jej chłopaku, coś boleśnie się w niej ściskało.
Właściwie, nie potrafiła oddychać, kiedy jej umysł umierał w zawieszeniu, a serce mimowolnie wyrywało się z jej piersi rozrywając na kawałki z niezadowolenia i tęksnoty. Draco nie był zwyczajnym człowiekiem. Był wyjątkowy. I mimo wszystkiego co Ginny i ona sama wmawiała sobie przez ostatni tydzień, nie potrafiła tak po prostu o nim zapomnieć. Nie umiała być na niego wściekła. Nie potrafiła go znienawidzić.
Umiała tylko za nim tęsknić. Rozpaczliwie i niekontrolowanie go kochać.
To niesprawiedliwe, ale w jej przypadku, miłość nigdy nie była dobrym uczuciem. To zawsze ją bolało. Nawet w tych cudownych chwilach, zawsze myślała o tym jak kruche i nietrwałe są ich momenty. Jak łatwo byłoby go stracić.
I wtedy go zobaczyła. Dokładnie wtedy, podczas apogeum rozsadzających ją od środka emocji. Kiedy z niezdecydowaniem i zagubieniem rozglądała się po wnętrzu jego bogatego salonu.
-To on z ciebie zrezygnował. Nie ty-szepnęła do siebie, niemal bezgłośnie, kiedy gwałtownie odwróciła się do niego plecami, udając, że go nie zauważyła. Pośpiesznym krokiem zaczęła przemieszczać się między zgromadzonymi w salonie gośćmi, z zadowoleniem stwierdzając, że z każdą chwilą przybywa ich coraz więcej. Schowanie się przed nim nie było więc filozofią.

                                                                                       ***

Do swojego dawnego domu, wpadł już spóźniony, przeklinając się za to, że zapomniał o ślubie własnego ojca. Nie zdążył się przygotować, toteż nie sprawiał wrażenia zadbanego i eleganckiego młodzieńca, tak jak to w takich chwilach miał w zwyczaju. Koszula pod jego czarną marynarką była lekko wygnieciona, a włosy potargane. W dodatku nie miał czasu na kilka zaklęć polepszających jego wygląd. Miał doskonałą świadomość jak wyglądał po siedmiu nieprzespanych nocach i siedmiu pracowitych dniach. W dodatku był rozdrażniony i smutny, ale przede wszystkim...
Przede wszystkim bardzo tęsknił.
Do salonu wszedł z małym utrudnieniem, po drodze trącając barkiem kilku swoich żałosnych kuzynów, których nie poszczycił nawet krótkim spojrzeniem. Nie czuł potrzeby, by z nimi rozmawiać, czy w ogóle się przywitać.
Chciał tylko zobaczyć, jak jego ojciec bierze ślub z tą całą Caitlyn, której swoją drogą aktualnie nienawidził i wrócić do domu, by znów pogrążyć się w żmudnej robocie.
Wtedy też, kiedy tak myślał o tym, jak bardzo bezcelowa jest jego obecność w tym miejscu. Jak bardzo irytujące są głosy z francuskimi akcentami, zapewne należące do krewnych przyszłej panny młodej. Kiedy przez moment nawet rozważał, czy nie zawieść wszystkich i po prostu wrócić do domu i dalej opracowywać strategię przeciw Teodorowi, ujrzał ją pośród gości.
Nieświadoma niczego, stała sobie, nie zdając sprawy jak prześlicznie wygląda i sączyła szampana, wzrok utkwiwszy gdzieś w kryształowym żyrandolu wiszącym ponad jej głową.
Była piękna. Tak cudowna i idealna jak zawsze, w sukience podkreślającej wszystkie jej atuty.
Uśmiechnął się mimowolnie, z zagryzioną wargą, podziwiając w niej wszystko, od długich, lśniących falowanych włosów, bo nieskazitelność cery i kolor oczu.
Wyglądała zjawiskowo, kiedy tak, nie zdając sobie sprawy, że ją obserwuje, zaciskała między palcami materiał srebrzystej sukienki bez ramiączek. Kochał w niej wszystko. Jej smukłą szyję, obojczyki, na których często składał pocałunki. Jej długie nogi....
Zjechał ją wzrokiem z góry na dół, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak dawno jej nie widział. Za długo byli osobno.
Znów spojrzał na jej twarz, a ona, najwidoczniej wreszcie orientując się, że ktoś uważnie się jej przygląda, przeniosła na niego swoje spojrzenie. Jej czekoladowe tęczówki wyrażały zaskoczenie, ale to on powinien być zdziwiony. Nigdy nie sądziłby, że po tym co między nimi się wydarzyło, ona tu przyjdzie.
Ruszył w jej stronę, jednak tak szybko, jak postawił pierwszy krok, ona spanikowała. Z niezadowoleniem obserwował jak odwraca się i szybko wycofuje wgłąb sali, znikając pośród tłumiącymi się gośćmi.
-Proszę o uwagę! Niedługo zaczną się zaślubiny-krzyknęła jakaś podstarzała krewna, której imienia nawet nie pamiętał. Wywrócił oczami, dostrzegając w przybyłych ekscytację. Co mogło być w tym wszystkim pięknego?
-Draco?
Zamarł dosłyszawszy za sobą poważny głos ojca.
-Tato-odwrócił się, głośno przełykając ślinę. Nie teraz...
-Myślałem już, że nie przyjdziesz-powiedział z szczerym wzruszeniem Lucjusz, który szeptał do niego, stojąc pod dużą, ozdobioną kwiatami altaną.
-Niespodzianka-mruknął z niezbyt dużym entuzjazmem, wyginając usta w fałszywym uśmiechu.
-Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne-poklepał go po ramieniu Lucjusz.
-Dobra, nic już nie mów, niedługo się żenisz-wywrócił oczami niezadowolony Draco.
-Wygłosisz potem mowę?
-Co?-zaskoczony blondyn gwałtownie zamrugał oczami.
-Chcę, żebyś wygłosił coś od serca. Wszyscy byliby zachwyceni...
Zażenowany chłopak rozejrzał się po salonie. Kto tak właściwie byłby zachwycony? Krewni tak dalecy, że nawet nie miał pojęcia jak się nazywają?
-Nie sądzę...
-W porządku, do niczego cię nie zmuszam.
Blondyn pokiwał głową z rezygnacją, ale nic już nie dodał, po bo chwili wszyscy wyprostowali się i rozeszli tworząc przejście do altany pod którą stał jego ojciec.
Cały czas próbował dostrzec pomiędzy ludźmi Hermionę, ale dziewczyna chyba się rozpłynęła, dlatego tylko spuścił głowę i zły na siebie, wsłuchał się w rytm marsza weselnego.
To mogli być oni.
Pewnego dnia to on mógł stać w tym miejscu i uśmiechać się równie głupio i idiotycznie co jego ojciec, z rozsadzającym go od środka szczęściem czekając na swoją dziewczynę. Na Hermionę.
Ale był zbyt głupi. Zbyt słaby i tchórzliwy, by chcieć zaryzykować, by spróbować i sięgnąć po szczęście. By być odpowiedzialnym.
Odetchnął cicho. Był idiotą.
Caitlyn pojawiła się chwilę potem, powoli stawiając kroki po srebrnym, oplecionym białą nitką dywanie. Jej suknia była biała. Taka jak większość sukien ślubnych. I tyle. Więcej o niej nie myślał.
Chyba nikt nie zwrócił na nią zbyt wielkiej uwagi, bo właśnie wtedy, spośród tłumu wyskoczyło kilkudziesięciu ludzi, mierzących do tłumu z różdżek.
Zaskoczony spojrzał na ojca, który pobladły obserwował rozhisteryzowanych ludzi, których krzyki i oznaki spanikowania coraz głośniej dawały się we znaki.
-Malfoy!-jeden z mężczyzn zwrócił się do jego ojca, podczas gdy reszta kazała tłumowi się cofnąć i usiąść pod ścianą. On sam został zdzielony przez kogoś w kark, a jego ręka została wygięta do tyłu.
Tak, mógłby się wyszarpnąć i znokautować go w ułamku sekundy, ale widząc jak wielu śmierciożerców wtargnęło na ślub jego ojca, wolał póki co się nie wychylać. Posłusznie usiadł razem z resztą gości, obserwując jak przywódca atakującej grupy, zwrócił się do Lucjusza.
Przez chwilę wymieniali się dość burzliwymi zdaniami, z których, z powodu odległości, nie mógł zbyt wiele wywnioskować.
Znów zaczął rozglądać się za Hermioną. Nie panikował i nie przejmował się obecną sytuacją tak jak większość rozhisteryzowanych gości, ale mimo wszystko coś w jego wnętrzu ściskało się na myśl, że Hermiona tu jest.
-Po co tu przychodziłaś?-szepnął sam do siebie, z frustracją stwierdzając, że wszystko powinno potoczyć się inaczej.
-Wszyscy oddają różdżki! Już!-ryknął do nich jakiś furiat, który celując do wszystkich gości zaczął zabierać im ich własności. No doprawdy, oburzające.
Posłusznie oddał swoją różdżkę i obserwował jak śmierciożercy wrzucają je do jednego pudełka, nie przestając przy tym obrzucać ludzi obelgami i niezbyt miłymi komentarzami.
Nawet on się tak nie wyrażał, a to już nie lada wyczyn.
-Co to ma znaczyć?-krzyknął z wściekłością Lucjusz, na co Draco tylko wywrócił oczami. Dokładnie tak, jakby jego ojciec nie wiedział, że takie zachowanie i jawne okazywanie strachu czy złości prowokowało śmierciożerców i zachęcało ich do dalszych działań.
-Zaczęliśmy powstanie-odparł ich przywódca, wyginając usta w paskudnie perfidnym uśmiechu.
Wzdrygnął się. To by oznaczało, że wojna znów wybuchła. Znów będą umierać ludzie. Znów Anglia pogrąży się w chaosie i bólu, a on, o ile wcześniej miał szansę to wszystko powstrzymać, teraz nie miał już żadnego wyjścia.
-Ty!-jeden ze śmierciożerców splunął na podłogę i pochylił się nad postacią siedzącą w tłumie gości po drugiej stronie sali. Widział jak podrywa tę osobę do góry i nim ktokolwiek zdąży zareagować, sprzedaje jej mocne uderzenie w twarz.
-Czemu nie oddałaś różdżki?!-wrzasnął i jeszcze raz ją uderzył, a on dopiero teraz, kiedy śmierciożerca się odsunął, zorientował się, że tą osobą jest Hermiona.
Krew zawrzała w nim, kiedy gwałtownie poderwawszy się z ziemi, ruszył w ich stronę. Mógł go zabić. Był pewny, że zrobiłby to, gdyby nie dwójka śmierciożerców niespodziewanie podchodząca do niego od tyłu i łapiąca go za ramiona.
-Oj Malfoy, Malfoy...
Chciał się wyrwać. Próbował, ale oni byli wyżsi i silniejsi, a on nie spał i nie ćwiczył dobrze od tygodni. Zablokowali wszystkie jego ruchy. Wszystko przez wściekłość. Gdyby tylko nie działał w przypływie impulsu...
-Same z tobą problemy-dowódca oddziału zatrzymał się naprzeciw niego, na moment odrywając się od trzymającej się za mocno zaczerwieniony policzek Hermiony. -Powiedz, czy będziesz miał coś przeciwko, jeżeli najpierw zajmę się to szlamą, przyjaciółką Pottera, a dopiero później zabiję ciebie?
Zapewne coś by odpowiedział, ale jego wzrok cały czas był utkwiony w tęczówkach Hermiony. Nie bała się, a przynajmniej nie dostrzegał tego w jej oczach. Odważna i zacięta jak zwykle. To dlatego nie oddała różdżki, kiedy uczynili to wszyscy goście. Ona była wojowniczką. Bohaterką.
-Malfoy!-śmierciożerca złapał za wierzch jego marynarki i mocno nim potrząsnął. -Odpowiadaj!-splunął.
Ale on nie potrafił. Nie potrafił nic powiedzieć, ponieważ, cały czas na nią patrzył.
I coś go w tym wszystkim potwornie bolało. Cierpiał tak, jak jeszcze nigdy wcześniej, ponieważ wiedział, że to on ją tu zaprowadził. Że to przez niego mogła dziś umrzeć.
Pokiwał przecząco głową. Patrzył jej w oczy i miał nadzieję, że to właśnie spojrzenie przekaże jej to co czuje. Całą tą frustrację i ból.
-Nie skrzywdzisz jej-wycedził tak cicho, że tylko mężczyzna mógł go usłyszeć.
-Nie-pokiwał głową śmierciożerca, ku jego zaskoczeniu przyznając mu rację. -Dam jej to, czego chciała.
Draco z paniką obserwował jak ten odwraca się od niego i znów podchodzi do Hermiony, niezbyt delikatnie ujmując dłonią jej podbródek.
-Chciałaś walczyć, tak?-zapytał jadowitym tonem, na co spojrzenie Dracona zamgliło się z wściekłości. Widział teraz na czerwono.
Wyprostowała się dumnie i uniosła głowę, mocno zaciskając szczękę. Nie da mu satysfakcji. Czegokolwiek będzie próbował, nie ugnie się, dzielnie stawiając opór.
Gdzieś za swoimi plecami, słyszała pociąganie nosem Ginny. Oczywiście, że się bała.
Ale ona była kimś więcej niż zwykłą dziewczyną. Niejednokrotnie patrzyła śmierci w oczy. Umiała walczyć. I była mądra. Tak, spryt zawsze ją ratował.
Panicznie doszukiwała się swoich pozytywnych cech, pragnąc dodać sobie siły. Widziała jak za plecami mężczyzny stoi Draco, teraz powstrzymywany już nie przez dwóch, a trzech silnych mężczyzn. Chciała, by przestał i dał spokój. Nienawidzili go i z pewnością zabiliby go, gdyby tylko stał się bardziej uciążliwy.
-Oboje z Draconem jesteście bardzo małomówni co?!-śmierciożerca przyciągnął ją za nadgarstki do swojego ciała, a ona mimowolnie się wzdrygnęła. Nie chciała by patrzył na nią w taki sposób. Zwłaszcza na oczach tylu ludzi. Nigdy nie zniosłaby takiego upokorzenia.
-Tak-odpowiedziała, robiąc wszystko by jej głos nie zadrżał.
-No to sobie powalczysz-oświadczył z zadowoleniem mężczyzna, momentalnie ją puszczając.
Z zaskoczeniem obserwowała jak wciska jej do ręki jej własną różdżkę, a potem odpycha od siebie na odległość kilku metrów.
-Który z panów ma ochotę na pojedynek z przyjaciółką pana Pottera?-zawołał donośnym głosem mężczyzna, śmiejąc się przy tym w paskudny sposób. Jego wzrok zawiesił się na grupie swoich podwładnych.
-Nieee...-Draco szepnął z przerażeniem, kiedy spośród śmierciożerców wyszedł ten najwyższy i najroślejszy, na co ona sama mimowolnie się wzdrygnęła.
-Pokaż na co cię stać szlamo.

---------------------------
Łoooo cóż to się zadziało?
Co ten Draco?
Co ta Hermiona?
Mam nadzieję, że miło się czytało :)
Zapraszam do komentowania i wyrażania swoich opinii :))
Kto stawia na Hermionę?








12 komentarzy:

  1. Ja stawiam na Hermionę. Chociaż takich wydarzeń na ślubie się nie spodziewałam! I mam nadzieję, że jak to wszystko się skończy to będą razem i będą szczęśliwi!
    I bardzo mnie ciekawi czego ten Draco się uczy!
    Rozdział jak zwykle świetny!
    Życzę dużo weny!
    Pozdrawiam :)

    We make our own sense...
    They didn't want to get older...

    OdpowiedzUsuń
  2. No kur...czątko.






















    Stawiam pięćdziesiąt na to, że Draco jakimś sposobem wybuchnie całą salę jak wcześniej jedną ze ścian w swoim mieszkaniu. :D
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja! Tego to ja się nie spodziewałam. Kurczę mam nadzieje, że Hermiona pokaże im na co ją stać, a może to Malfoy nauczył się jakiś mocy z tej książki i jej pomoże? Czekam na kolejny! Pozdrawiam :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde, czemu oni muszą się co chwile rozchodzić? W sensie, rozumiem, że nie może być od razu kolorowo itd, ale za każdym razem, jak mam czytać nowy rozdział, to się autentycznie boje. Bo wiem, że - cytując piosenkę - something wicked this way comes.
    Fajnie, jakby się w końcu ogarnęli, bo oboje jacyś tacy rozmemłani sie robią.
    Cieszę się, że Draco zaczął używać magii.
    No i oczywiście jestem pewna, że nasza Gryfonka się nie da!! Albo, że nawet nie będzie musiała podnosić rękawicy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To się teraz porobiło. Nie żebym spodziewała się zupełnie spokojne ceremonii, ale żeby od razu atak śmierciożerców? Pierwszorzędny pomysł. Trochę się boję o Hermionę. Wierzę jednak, że jakoś z tego wybrnie, nie ma innej opcji.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze... ale się dzieje... myślałam, że na ślubie się spotkają i wszystko się wyjaśni, a tu powstanie! Draco pewnie rozwali tam ich wszystkich xD Troszke obawiam się o Hermione, bo mam podejrzenia, że do pojedynku z nią stanął Teodor. Rozdział mega, dużo się dzieje, ale to dobrze ❤ weny kochana, weny Ci życzę ;***

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko ale się dzieje a już miałam nadzieje że ślub przeminie spokojnie. Weny♥
    http://dramione-pojednejstronie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam tu z Twojego poprzedniego bloga i po przeczytaniu pierwszej historii długo broniłam się, żeby nie zacząć drugiej, jeszcze nie skończonej i nie rozczarować się jeśli urwie się w najmniej nieodpowiednim momencie. Mam nadzieję, że wkrótce coś napiszesz, bo po przeczytaniu w ostatnim czasie kilku dramione to jest na prawdę wyjątkowe ;) Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  9. najbardziej boli mnie, gdy zaczynam czytac aktualne opowiadanie i autorka nagle rozestajebdodawac rozdziialy; (((
    prosze napisz cos dla nas
    rozdzialbjak zeykle wspaniały

    OdpowiedzUsuń
  10. Akurat jak wszystko nadrobilam, spostrzegam sie ze nie dodawalas dawno :'(
    Tak bardzo wciagnelam sie w tę historię ( zaliczylam ja w niecale 2 dni mojej choroby)kazdy rozdzial jest na maksa dopracowany, dlugi, majacy w sobie tyle emocji! Brak slow, moge jedynie rzec-przecudowy. Jak bardzo bylam (i jestem w dalszym ciagu) zakochana w mieszkancach smiertelnego nukturu tak tak bardzo teraz palam ta sama miloscia do tego opowiadania. Zawsze w przerwach gdy laduje mi sie rozdzial, patrze na tytul ktory gloski ,, long way down"i zaczynam w wielkim rozmarzeniu nucic piosenke long way down tom'a odell'a♥ Życze weny i mam nadzieje ze za niedlugo pojawi sie kolejny rozdzial bo doslownie umre z pragnienia twojej tworczosci
    Buziaki
    -M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh i co do rozdzialu, chcialabym stawiac na Hermione ale mam mieszane uczucia co do tego pojedynku :-( Przed nią, Teodor..? Jesli jego ma sie za przeciwnika noe mozna niczego kwestionowac. Pewnie ktos wkroczy do akcji, choc w sumie fajnie by bylo zobaczyc Granger wyrownujaca porachunki ze smierciozercami XD
      -M

      Usuń