niedziela, 24 lipca 2016

-Rozdział 54- If I Die Tonight

Obudził ją głośny trzask. Dźwięk wybijanej w salonie szyby.
Gwałtownie podniosła się z łóżka i przetarła dłonią oczy, po omacku szukając w ciemności swojej różdżki. Czuła jak jej serce nagle zaczyna bić z ponadprzeciętną prędkością. Wstrzymała oddech.
Na zewnątrz rozbrzmiewały głośne, agresywne okrzyki, które układały się w niepokojąco znajome formuły. 
Nie czekając, zaczęła się ubierać. Wciągnęła na siebie jeansy, a na za dużą koszulkę Dracona, w której spała, zarzuciła bluzę i przeciwdeszczową kurtkę. Jej nerwowe spojrzenie co chwila lądowało na drzwiach. W każdej chwili ktoś mógł przecież wejść do domu.
Jej ręce drżały kiedy wiązała sznurówki butów, a potem wiązała włosy w wysokiego kucyka na czubku głowy. Świadomość zbliżającego się zagrożenia budowało w niej znajome uczucie. Presja i nagły przypływ adrenaliny ostatecznie otrząsnął ją z zaspania. 
Stanęła przy oknie i ostrożnie uchyliła rąbek zasłony, rzucając na ulicę ukradkowe spojrzenie. Było tak, jak myślała. Śmierciożercy zaczęli napadać na miasteczka bezbronnych mugoli. Poniektóre domy płonęły, na drodze leżało kilku ludzi, zewsząd dobiegały wrzaski śmierciożerców, ich głośne kroki i wypowiadane bezlitosne formuły zaklęć. 
Szkockie miasteczko w pobliżu Hogsmade okazało się zupełnym przeciwieństwem jej bezpiecznej przystani. Wraz z otwieranymi drzwiami do jej własnego domu zrozumiała, że w tym miejscu może przyjść jej umrzeć. 

                                                                                ***

Przymknął oczy i powoli policzył do dziesięciu. Słyszał jak głośno bije jego serce, kiedy wraz z Teodorem ukrywał się za niskim murem oddzielającym go od grupy patrolujących przecznicę od Pokątnej śmierciożerców. To co robili było szaleństwem.
-Idziesz pierwszy.
Draco zmarszczył brwi i powątpiewająco spojrzał na swojego wspólnika.
-Żebyś zwiał, albo zostawił mnie na pastwę losu?
-Należałoby ci się, patrząc na to jak chamsko wystawiłeś mnie przed włamaniem się do Gringotta.
-Od samego początku mówiłem ci, że tego nie zrobię-wysyczał, zirytowany i jednocześnie przerażony tym, że któryś ze śmierciożerców mógłby ich usłyszeć. -Jeżeli pójdziesz pierwszy, będę cię osłaniał.
Teodor prychnął. Cóż, ewidentnie w ich pracy zespołowej brakowało zaufania, co czyniło ich godny pożałowania zespół wyjątkowo kiepskim. 
-Nie.ma.mowy-wycedził ze złością brunet. 
Draco spuścił głowę i przesunął dłonią po twarzy. 
-W porządku. Pójdę pierwszy. Masz mnie osłaniać-rozkazał Teodorowi, obdarzając go szorstkim spojrzeniem. -Nie pozwól im mnie nigdzie zaciągnąć-poprosił, a potem zwinnie przeskoczył przez mur i kryjąc się w mroku rzucanym przez piętrzące się kamienice, posłał na ziemię pierwszych, trzymających się na uboczu od reszty śmierciożerców. Z kilkunastoosobowej grupki to wciąż jednak było za mało. Musieli pokonać całą ulicę, najlepiej niezauważeni. 
Wyciągnął różdżkę, prostując się w pogotowiu. Nim jednak zdążył wychwycić wzrokiem swojego kolejnego przeciwnika, do jego uszu dobiegł dźwięk uderzającego o ziemię ciała.
-Nie musisz dziękować-ironiczny szept Teodora, rozbrzmiał tuż przy jego uchu. -Stał tuż za twoimi plecami, Draco-wysyczał z drwiną.
Razem zaczęli przesuwać się wzdłuż ściany, w stronę wyjścia z alei. Bawili się w chowanego na terenie magicznego Londynu. Upiorna zabawa, zważywszy na to, że ten kto został odnaleziony, umierał. 

                                                                                   ***

Dom, w którym mieszkała od zaledwie paru dni, znajdował się tuż przy głównej ulicy miasteczka. Osadzony był jednak na uboczu, tuż przy linii lasu, gęsto porośniętego przez różnego rodzaju rośliny. Mogła więc wymknąć się tylnymi drzwiami, przebiec przez niewielki odcinek wąskiej polany i znaleźć się w lesie, z dala od panującego w miasteczku chaosu.
-Myśl Hermiono...-szepnęła do siebie, mocniej ściskając w dłoni różdżkę, nasłuchując jednocześnie zbliżających się kroków. Powoli cofała się w stronę okna. Mogła przez nie wyskoczyć, a potem gdzieś się ukryć.
-Kogo my tu mamy?-gwałtownie uniosła głowę, napotykając wzrokiem na wysokiego, ubranego w czarny płaszcz mężczyznę. Znała go. To przeciwko niemu przyszło jej stanąć, podczas feralnego wesela Caitlyn i ojca Dracona.
-Hermiona Granger...
Jej imię w jego ustach brzmiało po prostu paskudnie. Mocno zacisnęła szczęki, a potem uniosła różdżkę i bez ostrzeżenia posłała w jego stronę zaklęcie. Przez stres nie trafiła. Szyba fotografii wiszącej ponad głową śmierciożercy rozbiła się, a on zaśmiał się z kpiną.
-To wszystko co potrafi najmądrzejsza czarownica wszech czasów?
Gwałtownie ukucnęła, robiąc unik przed klątwą, którą posłał w jej stronę, a potem zagryzła wnętrze policzka do krwi i schowała się za wyspą kuchenną, powoli łapiąc oddech. Ciężko wyjaśnić, jak ogromną presję i zdenerwowanie czuć w tego typu momentach. Jedyną osobę, jaką znała, która zawsze zachowywała w takich sytuacjach zimną krew był Draco. Ale Dracona tu teraz nie było. Nie mogła na niego liczyć. Nie mogła spodziewać się tego, że ją obroni, dlatego musiała polegać na sobie.
Zacisnęła pięści i odetchnęła z gniewem, nieoczekiwanie podnosząc się i posyłając kolejne zaklęcie w stronę mężczyzny.
Drasnęła go w ramię, jednak to wystarczyło jej by zyskać nieco na czasie. Zaklęciem otworzyła okno i zbliżyła się w jego stronę, ignorując jego groźby i obelgi. Kilka kolejnych klątw pomknęło w jej stronę, ostatecznie godząc ją w żebra. Zachłysnęła się powietrzem i opadła na kolana, opierając dłonie o podłogę. Potworny ból rozniósł się w jej płucach. Zupełnie tak jakby ktoś ją tam mocno kopnął.
-Co teraz, skarbie?-śmierciożerca zbliżył się do niej i pochylił, ostatecznie kucając naprzeciw niej, tak, aby ich twarze znalazły się na równym poziomie. -Gdzie twój chłopak? Czemu cię nie obroni?
Łzy bólu zabłysnęły w jej oczach, jednak uporczywie nie pozwoliła im wypłynąć. Nim zdążył zareagować, wypowiedziała formułę zaklęcia, posyłając go na drugi koniec pokoju.
-Umiem o siebie zadbać. Jestem najmądrzejszą czarownicą wszech czasów-wypluła z siebie ze złością, łapiąc się za obolałe żebra.

                                                                       ***

Biegła, na w pół wlokąc się między drzewami, co jakiś czas podpierając się ręką o pnie, sprawiające teraz wrażenie jej jedynej podpory. Ból zadany jej przez klątwę był nie do zniesienia. Nie mogła oddychać, a od nieustannego biegu zaczęły drętwieć jej nogi. Znajdowała się na granicy wytrzymałości, ale słyszała jak gałęzie, którymi usłana była ścieżka, którą podążała, pękają. Śmierciożerca wciąż ją gonił.
Czuła jak krew szumi jej w uszach, a wszystkie mięśnie boleśnie kurczą się od wysiłku. Gdzieś w głębi serca czaiła się w niej jednak ogromna wola walki. Siła, z jakiej nie zdawała sobie sprawy od naprawdę długiego czasu. Była Hermioną Granger. Gryfonką. I nawet jeżeli miała tego dnia zginąć, to nie zamierzała tak łatwo oddać swojego życia. Nie bez walki.
Przystanęła, chowając się przed nadbiegającym mężczyzną. Docisnęła plecy do wilgotnej kory drzewa, zacisnęła oczy i wstrzymała oddech, co było wyjątkowo trudne, w obliczu tego, że po męczącym biegu ledwo dyszała. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną część dłoni.
Za chwilę będzie już po wszystkim. 
Próbowała skupić się na myślach dodających jej otuchy, podczas gdy kroki śmierciożercy były coraz głośniejsze. Doskonale wiedział gdzie się znajduje, ale ona nie mogła uciekać w nieskończoność. Pewnego dnia na weselu postanowili się sobie zmierzyć i najwyraźniej dzisiaj mieli dokończyć ten pojedynek. Walkę, której za nic nie mogła przegrać.
-Witaj, księżniczko.
Z zimną powagą uniosła powieki, lustrując jego twarz poważnym wzrokiem. Niebieskie, przekrwione oczy, kilka zmarszczek, brązowe, nieco przydługie włosy i zaniedbana broda, która nierównomiernie porastała jego mocno zarysowane policzki.
Był wysoki. Zdecydowanie wyższy niż Draco, a i jego postura zdawała się być znacznie silniejsza od tej jego chłopaka. Zastanawiała się, niby jak miałaby dać mu radę? Stawała się bezsilna, kiedy Draco zamykał ją w swoich ramionach. Po prostu nie mogła go odepchnąć, jeśli jej na to nie pozwolił. Jak to się ma do tego faceta? Czy jeśli będzie chciał ją skrzywdzić, po prostu nie pozostanie jej nic do gadania? Nie miała dość siły by mierzyć się z nim w ten sposób.
Nim mógł cokolwiek powiedzieć, gwałtownie ukucnęła, i wyminęła go, wymierzając różdżką cios prosto w środek jego pleców. Zaklęcie pomknęło między jego łopatki, a on wzdrygnął się od nieznośnego bólu, który mu zadała. Może na tym polegał jej problem? Podczas gdy on wykazywał się znajomością wielu, czarnomagicznych formuł, a po jego klątwie, ledwo stała, jej zaklęcia mogły mu zafundować jedynie nieprzyjemny dreszcz.
Wtedy też chyba zrozumiała, że nie mogą się sobie równać, ponieważ o ile uznawana była za najmądrzejszą czarownicę młodego pokolenia i z pewnością była wstanie opanować te same zaklęcia co on, nie zamierzała tego robić. Znów zaczęła uciekać, bo to chyba jedyna umiejętność, w co do której zdążyła się przekonać, że jest po prostu lepsza. Co jakiś czas uchylała się przed klątwami, które leciały w jej stronę, ostro tnąc powietrze, a potem odpowiadała tym samym, na krótki moment odwracając się do mężczyzny, nie zaprzestając przy tym biegu.
Dobiegłszy do potężnego drzewa, w samym środku zarośniętej puszczy, uniosła ręce do góry i podciągnęła się na najniższym konarze, odbijając się podeszwami butów od pnia. Okropny ból przeszył jej żebra, ale nie zamierzała się wycofać. Usiadła na gałęzi, zerkając na śmierciożercę, który przyglądał się jej z kpiną. Nie czekając, zaczęła wspinać się coraz wyżej, ignorując przy tym ogromny lęk wysokości. To był jej jedyny ratunek.
Kątem oka widziała jak mężczyzna chowa różdżkę do tylnej kieszeni swoich ciemnych, nieco przetartych spodni i próbuje kopiować jej ruchy, chociaż z powodu jego postury nie przychodzi mu to tak łatwo jak myślała.
-Zaraz będziesz moja, królewno-wysyczał melodyjnie, na co jedynie głośno wciągnęła powietrze, mocniej przytrzymując się kory drzewa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to co robili, nie było zabawą. On ją zamierzał zabić. Potwornie skrzywdzić i zabić, a jej powoli kończyły się opcje by temu zapobiec.

                                                                                 ***

-Kurwa, co z tobą nie tak?!-mocno przycisnął ręce do krwawiącej rany i zagryzł zęby, czując jak zimny pot oblewa jego ciało. -Miałeś mnie osłaniać.
-Żartujesz sobie?-Teodor prychnął, mocniej zacieśniając uścisk wokół jego pasa, a potem wlokąc go, pomógł mu usiąść we wnętrzu jakiegoś opuszczonego budynku nieopodal Nokturnu. Sam co jakiś czas przytrzymywał się za rozciętą wargę, którą mknące w jego stronę zaklęcie, mu rozcięło.
Rana Dracona była jednak znaczniej poważniejsza i no cóż, może i spowodowana chwilą jego nieuwagi. -Dociśnij-poradził mu, przykładając do jego brzucha swoją bluzę. -Nie starczy na długo, ale za moment spróbuję cię uleczyć-powiedział z powagą, wyciągając z kieszeni spodni swoją różdżkę.
Draco nie odpowiedział. Odchylił głowę do tyłu i oparł ją o ścianę opustoszałego budynku, czując łzy bólu napływające mu do oczu. Nigdy nie płakał. Cóż, na pewno nie z takich powodów, ale to co zadali mu śmierciożercy było silniejsze niż cokolwiek. Czuł jak jego serce zwalnia, a z twarzy odpływają wszystkie kolory. Umierał.

Gdzieś z tyłu głowy docierały do niego myśli o Blaisie. O tym jak przyszło im kończyć. Po kolei, wykrwawiający się w obcych miejscach, osamotnieni, ponieważ z własnej woli zaplanowali zrezygnować z ludzi, którzy ich kochali. Rozmazany widok Teodora co chwila przywracał go do świadomości, jednak to nie jego chciał widzieć w takim momencie.
Myślał o tym, jak wiele rzeczy zaprzepaścił. O tym, jak bardzo nie był gotowy by odchodzić. Jak naiwnie wierzył w to, że nic mu się nie stanie.
Jego oddech stawał się coraz płytszy. Płuca kurczyły się coraz gwałtowniej i boleśniej, próbując zaczerpnąć ostatniego powietrza, a on nie mógł nic na to poradzić. Nie mógł powstrzymać tego, co zbliżało się do niego nieuchronnie. Koniec.

-Wytrzymaj, Draco-ton Teodora się zmienił. Nie przypominał pewnego siebie śmierciożercy, który z premedytacją zabił Blaise'a, raz po raz uderzając go w głowę kamieniem. Brzmiał jak przyjaciel. Chociaż mogłoby się to okazać złudzeniem równie żałosnym i naiwnym co wiara w jego zmianę tego dnia, kiedy umarł Blaise. Mimo to, chciał teraz w to naiwnie wierzyć. Myśl, że umierał na oczach wroga zabiłaby go prędzej, niż ta klątwa.
-Przepraszam, że to wszystko się stało-wyszeptał słabo, mocno zaciskając powieki. Z kącika jego oka wypłynęła pojedyncza łza, spowodowana bólem. Próbował mocniej docisnąć materiał do rany, ale powoli tracił siły. Wyręczył go Teodor. Żałował tak bardzo. Żałował, że nie powstrzymał tego kiedy jeszcze nie było za późno. Że kiedy był na to czas, nie uratował swojego przyjaciela. Teodor był lepszy od niego. W każdym calu, jeszcze kiedy chodzili do Hogwartu, był lepszą osobą. Tyle razy sprowadzał go na dobrą drogę i... -Przepraszam, że pozwoliłem im zabrać twoje wspomnienia.
-Zamknij się i oddychaj-warknął Nott, jednak w jego głosie dosłyszał coś, czego w jego tonie nie wychwycił od naprawdę długiego czasu. Strach.
-Obiecaj, że jej nie skrzywdzisz-poprosił, krzywiąc się, kiedy Teodor przytknął różdżkę do rany na jego brzuchu. Brunet wywrócił oczami, głośno prychając pod nosem. Mimo to z jakichś dziwnych powodów, nie czuł drwiny.
Draco natomiast starał się rozważnie dobierać słowa. Wiedział, że nie zostało mu ich za wiele.
-Nawet w takich momentach o niej myślisz?-zapytał z niedowierzaniem.
-Cały czas o niej myślę-przyznał szczerze, słabo unosząc jeden kącik ust do góry. Chciał o niej myśleć i niczego nie żałować. Chciał w tym widzieć dobro warte śmierci. Ale nie mógł powiedzieć, że się nie bał, myśląc, że to się kończy. Myśląc, że już jej nie zobaczy.
 Nie mógł dłużej oddychać.

To zajęło tylko kilka sekund. Kilka sekund, które dla Teodora mogłyby się okazać wiecznością. Poczuł jak zimna kropla potu spływa po jego skroni, kiedy mocniej zacisnął palce wokół ramienia swojego dawnego przyjaciela. Kogoś, kto od kiedy pamiętał, nic dla niego nie znaczył. Jego życie było trudne. Zaprogramowane na konkretne cele. Nie pamiętał niczego, co miałoby miejsce przed wojną. Cóż, przynajmniej nie tak jak pamiętali to inni. Był bezwzględny i nie miał nic do stracenia i chyba dlatego każdy traktował go jako kogoś ponadprzeciętnie niebezpiecznego. I może rzeczywiście miał na swoim koncie wiele niegodziwych wyczynów, jednak nigdy nie czuł się jak ktoś niepokonany. Bał się. Cały czas, odkąd pamiętał.
-Draco...?-poklepał blondyna po policzku, mocno marszcząc brwi. Przecież on też taki był. Draco Malfoy. Niepokonany i nieustraszony. Cholernie dzielny, w dodatku inteligentny. Arogancki i bezwzględny. Do czasu.
Poniekąd mu zazdrościł. Kogoś, kto tak jak Hermiona Granger sprowadzi go z powrotem. Kogoś o kim mógłby pomyśleć zanim umrze.
-No dalej...-wyszeptał z paniką, czując jak coraz więcej emocji opanowuje jego umysł. Od tego wszystkiego potwornie rozbolała go głowa. Cholerne myśli przewijały się przez jego wnętrze. Wspomnienia, o których istnieniu nie zdawał sobie nawet sprawy. Docisnął różdżkę do torsu blondyna i wyrzucił impuls elektryczny, który mógłby pobudzić jego serce. Draco nie oddychał.
Pragnął kogoś, kto by mu wybaczył. Kto by zrozumiał. Kogoś, kto by na niego czekał i chciał z powrotem.
-Draco, proszę-jego głos się łamał. Pieprzony głos odmawiał mu posłuszeństwa i czuł się tak, jakby zaraz miał się rozryczeć. Od kiedy niby obchodziło go życie innych? Już wiedział.
Poczuł jak jego ciało się trzęsie, kiedy dociera do niego brutalna prawda. Odrzucił różdżkę na bok i oparł czoło o bezwładne ciało Dracona Malfoya, ciężko przy tym oddychając. -Draco, błagam obudź się. Ja wszystko pamiętam.








5 komentarzy:

  1. O boże. Nie, nie rob mi tego! Nie skazuj ich na smierc, nie teraz, nie, gdy Teodor wszysko pamieta, gdy wszystko moze sie jeszcze ulozyc!
    Nie mogę wyrazić co teraz czuje, jest tego za duzo, ledwo zdarzylam pozbierać sie po ostatnim rozdziale, znowu moje mysli bladzą. Fantastyczny rozdzial, nie moge pogodzic sie z mysla ze to moze byc juz koniec.
    Pelna oddania, zawsze przy tobie
    -M

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaczę. Piękny, brutalny ale piękny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no bez jaj nie możesz zabić Draco i Hermiony ;/ Oni muszą mieć jeszcze małe dramionki albo hermionki (kto jak woli ;3 )
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyjdą z tego czy nie wyjdą? A jeśli wyjdą - to kto? Mimo wszystko chyba Draco jest i tak w lepszej sytuacji, ma przyjaciela, ktory może go reanimować. Hermiona nie ma już nikogo do obrony przed pewną klęską. Śmiercią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam cichym obserwatorem, czytelnikiem. Gdy powróciłam na blogosferę postanowiłam wrócić również do komentowania. Jestem u Ciebie już długo.Pamiętam, że poznałam Twój styl i Twoją wyobraźnie, gdy zaczynałaś Mieszkańców Śmiertelnego Norktumu, aż do teraz. Nie zawiodłaś, wręcz zachwycasz z opowiadania na opowiadanie.
    Nie potrafię pisać obszernych komentarzy, więc rób swoje, bo wychodzi Ci to naprawdę świetnie i nie uśmiercaj ich, bynajmniej jeszcze przez kilka rozdziałów :)
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział wręcz z utęsknieniem
    Endory
    strzepy-swiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń