Kiedy tylko przekroczył próg swojego mieszkania razem z Hermioną, Teodor nieoczekiwanie i gwałtownie złapał go za fragment koszulki i rzucił o drzwi, zapewniając jego głowie niezbyt delikatnie spotkanie z twardą, drewnianą nawierzchnią.
-Kurwa-zaklął i zagryzł zęby, wypuszczając przez nie uspokajający oddech. Gdzieś tam słyszał jak Hermiona wydaje z siebie okrzyk zaskoczenia i dotarło do niego, że nie ma pojęcia o tym, że Teodor odzyskał swoje wspomnienia.
-Jak mogłeś coś takiego zrobić, co?-brunet trzepnął go dłonią w tył głowy. -Jesteś takim kretynem, Draco! Omal nie umarłeś! Ludzie, którym przestaje bić serce, bo wykrwawiają się na chodniku, siedzą po tym miesiącami w szpitalach, a nie kurwa ratują panienki! Powiedziałeś, że niedługo wrócisz, ile można badać, czy dziewczyna jest trupem, czy nie?!
-O czym on mówi?-Hermiona obdarzyła ich dwójkę zdenerwowanym spojrzeniem, podczas gdy on złapał się za obolałe miejsce na skroni i rozmasował je, z irytacją wypisaną na twarzy wymijając Teodora, który przyciskał go do drzwi.
-Swoją drogą, fajnie, że nie jesteś jednak martwa, Granger-Teodor mruknął do Hermiony, co wywarło w niej jeszcze głębszy szok.
-Od kiedy wy normalnie ze sobą gadacie?-wyrzuciła z siebie, z ciężkim westchnięciem opierając się o ścianę. Ze zmęczenia przycisnęła dłonie do czoła i wzięła kilka głębszych oddechów, zwracając tym na siebie uwagę równie wykończonego Dracona, który widząc to, ruszył jej z pomocą. Zawrócił i zamierzał wziąć ją na ręce, ale zanim zdążył to zrobić, odepchnął go Teodor.
-Rana się nie odzywała?-zapytał, ostentacyjnie gapiąc się na nieco przybrudzony krwią t-shirt Dracona.
-Jaka rana?-Hermiona uniosła w górę brwi, kiedy Teodor bez ostrzeżenia uniósł jej ciało i przeniósł na kanapę, pod bacznym spojrzeniem wkurzonego tym Dracona.
-Małe komplikacje przy pracy-wykrztusił z siebie blondyn. Tak naprawdę określenie tego małymi komplikacjami ledwo przechodziło mu przez gardło. To było spore niedopowiedzenie. Nie udało mu się uratować jej rodziców. Niemal umarł, ale najgorsze w tym wszystko było to, że dopuścił by w tym czasie wioska, w której przebywała Hermiona spłonęła. Nigdy w życiu nie był niczym tak przerażony jak myślą, że mógłby ją stracić. -Nieważne, Hermiona, nie przejmuj się tym. Powinnaś odpoczywać.
-Tak samo jak ty-zauważyła zatroskana dziewczyna. Poklepała miejsce na kanapie po swojej prawej stronie i uśmiechnęła się blado, kiedy pomimo starań, jego twarz wykrzywił grymas bólu kiedy do niej dołączył.
-Świetnie. Wszystko z wami w porządku, gołąbeczki?-Teodor pojawił się w pokoju z butelką wody, pudełkiem jakichś lekarstw, kilkoma fiolkami różnych leczniczych eliksirów i opakowaniem ciastek. -Będę się już zbierał. Mam tak wiele spraw do załatwienia... no wiecie, szalejący po mieście śmierciożercy, masa trupów i takich tam różnych...-westchnął, a jego twarz spoważniała. -No i jeszcze muszę to wszystko ogarnąć. Mam taki bałagan w głowie-odetchnął ciężko, jakby powstrzymywał się przed rozsypaniem, a potem wymusił na twarzy ironiczny uśmiech, poklepał Dracona po ramieniu i wyszedł z mieszkania.
-Jego wspomnienia wróciły?-Hermiona przyjrzała się Draconowi, który z ciężkim westchnięciem oparł się plecami o kanapę i ukrył twarz w dłoniach.
-Tak-z rezygnacją pokiwał głową.
-Jak to się stało? Jest jakiś sposób?
Bolesne szarpnięcie sparaliżowało jego serce, kiedy usłyszał w jej tonie nadzieję na uratowanie rodziców. Dałby sobie uciąć rękę, że to o nich pomyślała właśnie w tej chwili.
-Nie wiem, Hermiona-przygarnął ją do siebie ręką, ale nie otwierał oczu. Tak, jakby nie był wstanie na nią spojrzeć i się jej do wszystkiego przyznać. Jego serce ważyło jakieś trzy tony... -W jego przypadku to coś na wzór terapii szokowej.
-To znaczy?-dociekała, opierając dłoń na jego torsie.
-Musimy o tym teraz gadać? Mam na myśli, że jestem wykończony i...
-Nie ma mowy, dopóki mi tego nie wyjaśnisz. Nagle Teodor jest tym dobrym, łazi po twoim mieszkaniu, przynosi ci leki przeciwbólowe i zachowuje się jak twój przyjaciel?
-Byłem martwy-wyrzucił z siebie, z poddaniem, uchylając swoje powieki, a potem, widząc jej zaskoczony wyraz twarzy, zagryzł wargę. -Przez kilka minut-sprostował. -Miałem zatrzymaną akcję serca, przestałem oddychać. Teodor mi pomógł ale tak bardzo przeraził się tym, że umieram, że aż o wszystkim sobie przypomniał-wzruszył ramionami, jakby to było nic, a potem dzielnie znosił jej zmartwione spojrzenie.
-Dobrze się już czujesz?-zapytała, na co skrzywił się i niejednoznacznie pokręcił głową. Czuł się okropnie.
-Ale cieszę się, że nic ci nie jest-powiedział w końcu, powoli całując ją w czubek głowy. -Kocham cię. Bardzo, bardzo, bardzo.
Nie widział jej twarzy, ale wiedział, że się uśmiecha.
***
-Czemu nie śpisz?-zapytał, kiedy przebudziwszy się w środku nocy ruszył po kolejną dawkę eliksiru przeciwbólowego i natknął się na nią w kuchni. -Źle się czujesz?-z troską zmarszczył brwi i podszedł do niej, odrywając jej dłonie od twarzy.
-Przepraszam, obudziłam cię?-zapytała, wykrzywiając usta w żałośnie słabym uśmiechu.
-Nie-szybko pokręcił głowa. -Po prostu chciałem się napić.
Rozłożył ręce, a ona bez namysłu zeskoczyła z blatu i wpadła w jego ramiona, pociągając nosem i wtulając twarz w jego klatkę piersiową. Z mocno zaciśniętymi zębami pogładził jej włosy, czując jak jej łzy moczą mu koszulkę.
-Co się stało? O co chodzi?-jego ciche pytania zawisły w kuchennej przestrzeni, podczas kiedy ona wspięła się na palce i mocno go pocałowała. Odwzajemnił pocałunek, silniej oplatając ją ramionami. Powoli przejechał językiem po jej wardze, a potem odsunął się i spojrzał na nią ze zmartwieniem, wydając z siebie ciche westchnięcie.
-Hermiona?-rzucił jej ponaglające spojrzenie.
-Po prostu...-zawahała się. -Nie mogłam zasnąć.
-Przestań, po prostu mi powiedz-nalegał, na co ona mocno zacisnęła powieki i wydała z siebie drżące westchnięcie.
-Nie chcę, nie mogę tu żyć-powiedziała w końcu, pozwalając by jej cichy, łamiący się szept pokonał dzielące i przytłaczające ich milczenie. -To dlatego nie zapytałam cię o tamten wyjazd do Szkocji, Draco. Bo nie zniosłabym tego, że nie chciałbyś jechać ze mną, a wiedziałam, że tak będzie-łzy zaszkliły się w jej oczach, a on wstrzymał oddech, nie do końca wiedząc co jej powiedzieć. Czuł się winny, to na pewno. -Ja już tutaj po prostu nie wytrzymuję-spuściła głowę i szybko otarła łzy, a on czuł się potwornie, bo kazał jej mieszkać w Londynie, chociaż tyle razy prosiła go, by wyjechali.
-To nie tak, że nie chciałem z tobą jechać-chciał jej wyjaśnić, że walka ze śmierciożercami została przez niego uznana za wyższe dobro niż ratowanie własnego tyłka, ale teraz już rozumiał jak bardzo się mylił. Zrozumiał w momencie, w którym klęczał po środku pogorzeliska, myśląc, że ona nie żyje i już wiedział, że to wszystko, wszelkie prośby, by uciekali z Londynu nie były spowodowane jej tchórzostwem. Hermiona Granger nigdy nie dała mu powodu by wątpił w jej odwagę. Ona po prostu niemal codziennie czuła się tak, jak on czuł się w tym szkockim miasteczku.
-A mimo to, wróciłeś do Londynu-wyrzuciła z siebie i teraz już nie mogła powstrzymywać łez. Jak gdyby miała do niego o to żal, nieważne jak bardzo starałaby się wzbraniać przed tym uczuciem. Zostawił ją i nie dał żadnego powodu, żeby mogła to zrozumieć. -Zastanawiałam się, czy...-jej głos się załamał. Prawie płakała i nie była wstanie spojrzeć mu w oczy. Jakby wstydziła się tych wszystkich pretensji, ale ból w jej sercu był tak ogromny, że nie pozwalał jej siedzieć cicho. I czuł się źle, że przez tyle czasu pozwalał jej milczeć. -Czy nie wróciłeś, bo byłeś tak bardzo zły, że zabrałam cię do Szkocji, nie pytając o zdanie. Czy chciałeś mi zrobić na złość i to był ciąg dalszy naszej kłótni. Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego to było dla ciebie tak bardzo ważne. Czemu mnie tam zostawiłeś?
Milczał. Siedział cicho, gapił się na nią bez żadnego wyrazu i przewijał w głowie jej słowa, próbując znaleźć w sobie odpowiedź, która pozwoliłaby mu dać jej to czego oczekiwała. Problem polegał na tym, że tak właściwie nie miał pojęcia, czego ona chciała. Niby co miał jej powiedzieć? Patrząc na nią i widząc w niej cały ten żal, po prostu zapominał jak się gada. Ponieważ miał pieprzoną świadomość tego, że być może zawiódł ją w momencie, w którym potrzebowała go najmocniej.
-Ponieważ czasami...-wziął głęboki oddech, spuścił głowę, ale zaraz potem uświadomił sobie, że musi patrzeć jej w oczy, jeżeli nie chce wyjść na tchórza. -Czasami mam wrażenie, że za wszystko jestem odpowiedzialny. Nie przyczyniając się do pewnych rzeczy, stojąc w milczeniu podczas kiedy rozstrzygają się najważniejsze losy naszego świata, to tak jakbym dokładał się do tych, którzy próbują go zniszczyć. Przez całe swoje życie byłem dostatecznie okropny, by ludzie odtrącili mnie na wszystkie możliwe sposoby. Zabrano mi różdżkę, Hermiono. Odebrano mi cząstkę siebie samego, przestałem być czarodziejem. Dlatego teraz, kiedy wreszcie wiem kim jestem, chcę walczyć o wszystko co jest dla mnie ważne, nawet o świat, w którym nikt mnie już nie chciał. Chcę móc spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, że się zmieniłem. Że nie jestem już śmierciożercą, tylko kimś kto naprawia wyrządzone przez nich szkody. Chciałem...-na moment się zawiesił, ponieważ naprawdę nie chciał jej o tym wspominać, a przede wszystkim nie chciał widzieć rozczarowania w jej oczach, ale wiedział, że ten jeden raz musi być z nią całkowicie szczery. -Chciałem uratować twoich rodziców.
***
-Co?-to głupie, tak, ale w jej głowie panowała teraz pustka. Patrzyła się na niego tak, jakby powiedział coś w zupełnie innym, nieznanym jej języku. Nie wiedziała jak zareagować, ani co dokładnie mu powiedzieć.
-Przepraszam-szepnął z bólem, spuszczając głowę. -Nie mówiłem ci, bo to nie było pewne. Nie chciałem dawać ci bezsensownej nadziei.
-Pojechałeś w sam środek ukrywającej się po ulicach i polującej na twoją głowę armii śmierciożerców, żeby ratować wspomnienia mojej rodziny?-zapytała z niedowierzaniem. -Merlinie, Draco, dlaczego akurat teraz?-zapytała, a jej wnętrze zalała jednocześnie fala ulgi i przerażenia. Była szczęśliwa, że nie odszedł od niej wtedy, bo nie była dla niego dostatecznie ważna, ale świadomość, że jest tak bardzo lekkomyślny doprowadzała ją do szału.
-Razem z Teodorem mieliśmy plan-powiedział cicho. -Niestety nic nie wyszło, bo nas zaatakowali i...-westchnął z rezygnacją. -Przykro mi.
Czasami czuła się tak, jakby wciąż była małą dziewczynką. Jakby wciąż żyła w Hogwarcie. Wtedy wydawało jej się, że jej życie jest trudne. Że co dzień styka się z masą przygód i niebezpieczeństw, bo jest najlepszą przyjaciółką Harry'ego Pottera. Ale to, co działo się w jej życiu wtedy, było niczym w porównaniu z tym, z czym mierzyła się w aktualnym momencie, ponieważ jeszcze nikt nie kazał jej patrzeć w oczy osobie, która była dla niej najważniejsza i decydować o ich przyszłości, o wszystkim w tak trudnych momentach.
-Dziękuję-szepnęła wprost w jego usta i uśmiechnęła się szczerze, patrząc prosto w jego szare, smutne oczy. -Jestem z ciebie tak cholernie dumna. I tak bardzo cię kocham. I... proszę po prostu obiecaj mi, że następnym razem niezależnie od tego co się stanie, zrobimy wszystko, żeby być razem-zarzuciła mu ręce na szyję, a on z zaskoczeniem pokiwał głową na znak, że się zgadza. Czekał na moment, w którym mógłby ją pocałować za jej wspaniałomyślnie mało karcące słowa, ale ona tylko wplotła palce w jego włosy i mówiła dalej:
-I nigdy więcej nie rób czegoś takiego. Nie zostawiaj mnie z tym okropnym poczuciem, że możesz nie wrócić. Po prostu zacznij szanować swoje życie, chociażby ze względu na mnie, ponieważ... ponieważ dosłownie umrę, jeżeli coś ci się stanie.
Tak, ostatnie wydarzenia pozwoliły mu teraz zrozumieć co miała na myśli.
-Po prostu pozwól mi kochać cię tak mocno, jak robię to teraz tyle, że bez tego okropnego przeczucia, że może z tego nic nie wyjść. Chcę móc widzieć cię ze mną w swojej przyszłości.
***
Teodor Nott - znany z zasilania szeregów Voldemorta podczas pierwszej i drugiej bitwy o Hogwart, 20 letni śmierciożerca, dał o sobie znać wczorajszej nocy, kiedy oddziały zwolenników Czarnego Pana niespodziewanie wkroczyły na ulice Londynu. Walkę Teodora niewątpliwie można uznać za spektakularny pojedynek śmierciożerców.
Widziany przez obserwatorów Nott w pojedynkę rozgromił 10 bandyckich oddziałów, tym samym umożliwiając aurorom zatrzymanie wszystkich pozostałych sprawców wczorajszych rozruchów.
Upił kolejny łyk herbaty i z zamyśleniem przekręcił kolejną stronę Proroka, niekontrolowanie ziewając. Mimo to, z jego twarzy nie schodził cwany uśmieszek. Jak bardzo by udawał, nie mógł ukryć zadowolenia, które budowało się w nim na myśl, że Teodor tak bardzo przystopował postęp wychodzących z ukrycia śmierciożerców. Teraz z pewnością będą potrzebowali kolejnych miesięcy by rozpocząć nowe powstanie, o ile w ogóle się na nie zdecydują. Ministerstwo grzmiało od wydawanych wyroków. Tak skutecznego pojmania zwolenników Czarnego Pana jeszcze nie było, nawet po wygranej bitwie o Hogwart.
Harry Potter, tak jak i budzącą kontrowersje, skandaliczną plotkę o jego domniemanym zabójstwie Ronalda Weasleya, wydarzenia wczorajszej nocy pozostawia bez komentarza.
Zgadzamy się jednak ze słowami innych ekspertów. System polityczny magicznego społeczeństwa zawiera zbyt wiele luk, by ratować podupadającą po wojnie gospodarkę, a ostatnie, nocne rozruchy tylko ten postęp opóźniają. Szefowie wszystkich departamentów zwołali wyjątkową obradę, która ma za zadanie szczegółowo omówić wszystkie kryzysy dotykające dzisiejszą Anglię.
-Dzień dobry.
Uśmiechnął się, kiedy poczuł na swoim policzku delikatny pocałunek wciąż zaspanej Hermiony. Dziewczyna zajęła miejsce obok niego przy stole, a potem zabrała mu z talerza tosta z serem i z szerokim uśmiechem wpakowała go sobie do buzi.
-Jesteś gotowa?-zapytał, obserwując ją z niepohamowanym zadowoleniem. Chciałby spędzać tak każdy poranek. Każdy, aż do śmierci.
-Na co?-zapytała nieco niewyraźnie, wciąż przeżuwając jego śniadanie. Zaśmiał się.
-Wygląda na to, że mogę spełnić twoje życzenie. Możemy wyjechać. Gdzie tylko chcesz. Nic nas nie trzyma, sytuacja ze śmierciożercami powoli będzie się stabilizowała-wyjaśnił, a potem obserwował zaskoczenie malujące się na jej twarzy.
-Mówisz zupełnie serio?-spytała z nadzieją.
-Jedziemy gdzie tylko chcesz, skarbie. Jedno słowo i wyruszamy w dowolne miejsce na ziemi.
Jej oczy błyszczały, ale zaraz potem te iskry w jej tęczówkach przygasły, a jej ekscytacja uległa ostudzeniu.
-Londyn jest już bezpieczny?-spytała.
-Stabilny-poprawił ją, uśmiechając się z przekąsem. -Tak czy inaczej, kończę z tym wszystkim. Właściwie to...
-Co?
-Bardzo długo wzbraniałem się przed używaniem magii po tym, jak odzyskałem różdżkę. Głównie po śmierci Blaise'a-odetchnął. -Obiecałem sobie, że kiedy będzie dostatecznie bezpiecznie, to to wszystko rzucę. Powiedz mi gdzie chcesz jechać, a ja ci dam tak normalne życie na jakie tylko będę wstanie się zdobyć. Koniec ze mną jako śmierciożercą w jakiejkolwiek formie. Nie chcę niczego, co dawało mi tak ogromną siłę by niszczyć.
-Wow-wypuściła z siebie powietrze i uśmiechnęła się, wzruszając rękami. -W porządku, jeśli tego dla siebie chcesz.
-Chcę, żebyś była ze mną szczęśliwa.
-Jestem szczęśliwa. Pomyśl o czymś dla siebie.
-Jestem szczęśliwy, jeżeli jesteś ze mną. Niczego więcej nie potrzebuję.
***
Nie chciała jechać daleko. Nie wybrała najodleglejszego zakątka świata, nic egzotycznego, ani niespotykanego. Wybrała dla nich nieduże mieszkanie w Paryż,u które jednocześnie zapewniając im największą dawkę magicznego miejsca, wcale tej magii nie zawierało. Nie w tym dosłownym znaczeniu.
Zaczęli prowadzić normalne życie. Mniej więcej w takim stylu, w jakim je zaczęli, kiedy wpadli na siebie w jednym z londyńskich barów.
I przez pierwszy okres czasu nie kontaktowali się z nikim. Żyli razem. Tak jakby nikt inny nie istniał.
------------------------------------------
Heeeeej! :*
To już kochane jeden z ostatnich rozdziałów tego opowiadania. Nie planuję napisać więcej niż 60 i w kolejnych rozdziałach raczej domknę wszystkie wątki i to tak ładnie zakończę :) A przynajmniej się postaram xd
Dziękuję wszystkim, którzy skomentowali poprzednie rozdziały i zapraszam żeby skomentowali też ten. Wierzcie, to jak szybko dodaję kolejne rozdziały zależy od tego ilu osobom się zechce napisać, że jest tego sens :)
Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego weekendu!
Piękny rozdział. To bylo dokładnie cos co kocham a jednocześnie nienawidzę. Tak wspaniale opowadanie, zawierające tyle uczuc, oddania, ale wiem ze za niedługo ta fantastyczna historia sie skonczy. Jestem szczęśliwa, wzruszona do granic możliwości czytajac to w jaki sposób Draco i Hermiona chca w miarę możliwości stworzyc dla siebie stabilny swiat w ktorym beda mogli razem zyc. Kocham postać Teodora, czarny charakter, kiedyś przyjaciel- powrócił.
OdpowiedzUsuńKocham
-M
Jednym tchem.
OdpowiedzUsuńPiękny, cierpki, prawdziwy.
Na takie rozdziały się czeka.
Endory
strzepy-swiata.blogspot.com
Czytając ten rozdial mialam ochote Cię ucałować i zabić jednocześnie. Ucałować ponieważ wszystkie sprawy powoli dochodzą do końca,do happy-end'u, zabić, bo cały rozdział czytałam w niepewności i z pytaniem w głowie "czy wszystko będzie dobrze".
OdpowiedzUsuńKooocham Teodora. Nie dałabym Ci żyć gdyby coś mu się stało. Wróg, teraz przykaciel - powrócił. Cały czas mam pustkę w sercu po śmierci Zabiniego. Agrr.
Pozdrawiam i życzę weny.
~A
Czytając ten rozdial mialam ochote Cię ucałować i zabić jednocześnie. Ucałować ponieważ wszystkie sprawy powoli dochodzą do końca,do happy-end'u, zabić, bo cały rozdział czytałam w niepewności i z pytaniem w głowie "czy wszystko będzie dobrze".
OdpowiedzUsuńKooocham Teodora. Nie dałabym Ci żyć gdyby coś mu się stało. Wróg, teraz przykaciel - powrócił. Cały czas mam pustkę w sercu po śmierci Zabiniego. Agrr.
Pozdrawiam i życzę weny.
~A
Nadrobiłam wszystko. Wybacz, że nie komentowałam każdego, ale byłam zbyt pochłonięte lekturą, aby ją przerywać. Musisz jednak wiedzieć, że mimo Twoich wątpliwość, co do tej historii, o których wspominałaś jest ona magiczna. Nasi bohaterowie bardzo dużo przeszli, a ja śledziłam ich losy z zapartym tchem. Niby to tylko opowiadanie, a ja czuję niewyobrażalne szczęście, porównywalne do tego Hermiony i Dracona. Tak wiele musieli przejść, pokonać tyle przeciwności, oboje otarli się o śmierć, ale było warto. Ciepło się robi na duszy, jak człowiek czyta, że jednak nawet z takiego bagna można wyjść na prostą. Z utęsknieniem czekam na ciąg dalszy, choć jest mi smutno, że już niebawem przyjdzie mi się rozstać z tą historią.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Wow. Chyba jesteś mistrzynią zwrotów akcji. Szkoda tylko, że to już praktycznie koniec. Cieszę się, że wszystko zaczęło się układać. Pozdrawia
OdpowiedzUsuńLa Catrina
Wow! Na prawdę świeetny! Nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec... Oczywiście, że jest sens w pisaniu dalej tego bloga.. Wszystko nareszcie się układa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Madzik