-Draco, zapakowałeś już wszystko?-zacisnęła palce tuż przy cebulkach włosów i westchnęła z frustracją, kiedy lista rzeczy na niewielkiej kartce w jej dłoni wciąż pozostawała niekompletna.
-Tak, skarbie-potwierdził, nie odrywając wzroku od mugolskiej gazety, którą przeglądał.
-A moje buty? Te bladoniebieskie szpilki?
-Nie mam pojęcia czy były bladoniebieskie, ale to z pewnością jakieś szpilki-przytaknął, wywracając oczami.
-Cholera, Draco to wesele twojego ojca, mógłbyś wykazać nieco więcej zaangażowania? Za 3 godziny mamy samolot do Londynu, a to oznacza, że jeżeli nie wyjdziemy stąd za mniej niż 20 minut, to się spóźnimy!
Odetchnął, a potem ze spokojem wypisanym na twarzy wstał od stołu, podszedł do niej i położył dłonie na jej ramionach, delikatnie się uśmiechając.
-Ostatni niedoszły ślub był okropny. Nie sądzę, żeby teraz mogło być gorzej, nawet jeżeli spóźnimy się tam o cały dzień.
-Ugh...! Jesteś taki...
-Jaki?-zadziornie uniósł w górę jedną brew, a potem próbował ją pocałować.
-Lekceważący-odsunęła się. -Rozumiem, że musisz mieć wywalone na wszystko co związane ze statecznym życiem i małżeństwem, ale mógłbyś się postarać chociaż przez jeden dzień? To ważny moment dla twojej rodziny...
I takim sposobem wyszli z domu i w nerwowej atmosferze dotarli na lotnisko, gdzie nie odezwali się do siebie ani jednym słowem. Ona zdawała się być obrażona za jego naturalnie cyniczną osobowość, a on dzielnie stawiał się swojej frustracji i ani razu nie podniósł na nią głosu pomimo tego, że jej ostatnie humory doprowadzały go do szaleństwa i miał ochotę jej wygarnąć.
Tak czy inaczej, w Londynie byli punktualnie, tak jak i w willi Malfoyów, dlatego wszystkie nerwy okazały się zbyteczne i bezsensowne.
-Merlinie tak dobrze was widzieć!-wykrzyknęła Caitlyn, która powitała ich w progu. Wciąż była jeszcze nieprzygotowana. Miała na sobie szlafrok i maseczkę na twarzy.
-Jej, to takie dziwne być tu po pół roku za granicą-westchnął teatralnie i z udawanym entuzjazmem Draco, za co Hermiona spiorunowała go wzrokiem. Wzruszył ramionami z niewinną miną. Niby czemu miał nie zabierać głosu, skoro ona stała w milczeniu za jego plecami?
-Draco, Hermiona, witajcie-Lucjusz powitał ich z szerokim uśmiechem. -Wejdźcie do środka, w salonie jest już kilku gości. Potrzebujecie czegoś po podróży?
-Nie, dzięki-Draco pokiwał przecząco głową, a potem objął swoją dziewczynie w pasie, pomimo tego, że była na niego wkurzona. Jej czterogodzinny, bezpodstawny foch wydał mu się jednak na tyle absurdalny, że postanowił zaryzykować.
-Co ci jest?-zapytał z lekką już irytacją, kiedy pomimo jego szczerych starań wciąż pozostawała obojętna. Przystanął przed wejściem do salonu i korzystając, że są na korytarzu sami, zrzucił z siebie maskę powracającego do domu arystokraty. -Hermiona?-spytał z rezygnacją. Nawet nie wiedział co takiego złego powiedział.
-Nic, po prostu... mam gorszy dzień. To święto Caitlyn i twojego ojca nie dajmy go zniszczyć naszymi kłótniami, dobrze?
-Niby które z nas się kłóci?-spytał, bo naprawdę nie potrafił się powstrzymać. Nosz cholera, to raczej jego powinna dopaść złośliwość, bo to jego ojciec chajtał się z jakąś zdzirą, a mimo to, specjalnie dla niej próbował się zachowywać, a tymczasem ona mu zarzuca, że się z nią kłóci?
-Cokolwiek, Draco-wywróciła oczami. -Daj mi ochłonąć, potrzebuję przestrzeni-mruknęła z niechęcią, a potem odeszła, zostawiając go ze zmarszczonymi w niezrozumieniu brwiami.
***
Zakluczyła drzwi łazienki i usiadła na zamkniętej klapie sedesu, ukrywając twarz w dłoniach. Doskonale wiedziała, że to jej wina, że Draco naprawdę się starał i to ona wychodziła na niestabilną emocjonalnie sukę, ale nic nie mogła poradzić, że tak się aktualnie czuła.
Ślub Caitlyn tylko jej o tym przypominał. Że może też powinni zrobić krok w tym kierunku. Wraz z ostatnimi tygodniami, stres w niej narastał. Miała świadomość, że zostaje jej coraz mniej czasu, by wszystko z nim wyjaśnić. Cóż, nie miała pojęcia jak to zrobić, dlatego sama tak bardzo się bała. Do tej pory nie mogła uwierzyć, że jest w ciąży. A Draco nie mógł o tym wiedzieć, ponieważ nie był aż takim geniuszem, żeby się domyślić, że skoro jego dziewczyna co chwila rzyga, ma humorki i zachcianki to może kto wie, był takim kretynem i zrobił jej dziecko.
Odetchnęła i powstrzymała cisnące się jej do oczu łzy. Musiała być dzielna. Musiała jakoś sobie z tym poradzić i przede wszystkim, nie mówić mu aż do powrotu do Francji. Nie jeśli chciała, by ślub jego ojca nie zakończył się totalną klapą. Bała się tego jak zareaguje Draco. Wiedziała, że nie chciał mieć dzieci, cóż na pewno nie teraz. Rozumiała go. Sama bała się tego co może przynieść w ich życiu ten maluch, ale w przeciwieństwie do niego, nigdy nie mówiła, że nie chce zakładać rodziny. Zawsze tego pragnęła. Teraz byłoby jej jednak łatwiej cieszyć się, gdyby wiedziała, że on przyjmie to w podobny sposób. Nie wytrzymałaby, gdyby się od niej odwrócił.
Drżące westchnięcie wydobyło się z jej gardła kiedy stanęła naprzeciw lustra i zaczęła poprawiać włosy.
-Hermiona, jesteś tam?
Zacisnęła usta kiedy usłyszała za drzwiami jego głos. Kochała ten głos. Uwielbiała to jak się potrafił o nią troszczyć i panicznie bała tego, że mógłby od niej odejść, kiedy dowie się o ciąży.
-Tak, daj mi moment-przepłukała twarz wodą i osuszyła ją ręcznikiem, a potem otworzyła drzwi i zmierzyła z jego nieświadomie łamiącym spojrzeniem.
Był już ubrany w garnitur i wyglądał tak, że nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Mimowolnie się uśmiechnęła.
-Ginny cię szukała-powiedział, w zamyśleniu badając ją wzrokiem. -Dobrze się czujesz?-zapytał.
-Tak, pewnie, czemu nie?-wyszczerzyła się do niego, a potem, by odwrócić jego uwagę od jej samopoczucia, pocałowała go w usta. -Odnajdę ją i pójdę się przyszykować, w porządku?
***
-A więc? Jaki jest Paryż?-Ginny pomogła jej zapiąć sukienkę, która całe szczęście jeszcze na nią pasowała, a potem usiadła razem z nią na kanapie w pokoju gościnnym willi Malfoyów. -Jak się mieszka z tym idiotą pod jednym dachem?-dodała, unosząc w górę brew na wzmiankę o Draconie.
-Wspaniały-Hermiony uśmiechnęła się mechanicznie i zaczęła poprawiać coś przy swoim bucie.
-Paryż, czy Draco?-zaśmiała się Ginny. -Hermiona co z tobą? Zachowujesz się dziwnie, wszystko w porządku?-zapytała z nieco już przygaszonym uśmiechem. -Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, tak?
-Tak-pokiwała głową, a potem z paniką przysunęła dłoń do ust.
-O cholera-Ginny wytrzeszczyła oczy. -Tylko nie płacz, okay? Nie płacz-zaczęła wachlować jej oczy dłonią. -Robiłam ten makijaż przez godzinę, nie waż się uronić choćby jednej pieprzonej łezki.
-Jestem w ciąży-wyrzuciła z siebie Hermiona, nim mogłaby zmienić zdanie i jednak to przed nią zataić. -Merlinie, Ginny jestem skończona.
-Ha-rudowłosa otworzyła buzię i tak jakby zamarła w niedowierzaniu. -O kurde, Hermiona, wow-powiedziała z mieszanymi uczuciami. -No ale to... dlaczego jesteś smutna? To chyba nie tak powinno działać, no nie?-zapytała. -Draco wie?
-Nie ma pojęcia i o to właśnie chodzi-załamana dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. -On mnie znienawidzi.
-Co? Żartujesz sobie-Ginny wyśmiała ją głośnym prychnięciem. -Będzie ryczał ze szczęścia, a jak nie to...
-To co? Tak całkiem poważnie, Ginny, co ja niby wtedy zrobię?
-Nie dowiesz się, jeśli mu nie powiesz. Jak długo zamierzasz to ukrywać?
-Tak długo, aż sama się z tym nie oswoję-powiedziała słabo. -Boże, Ginny Draco na pewno stwierdzi, że jesteśmy na to za młodzi...-wyszeptała cicho. -Ja nawet nie wiem jaki on ma do tego stosunek. Kiedyś mi mówił, że nie chce żadnej rodziny. Ani ślubu. Ani niczego.
-Na pewno zmienił zdanie-stwierdziła przekonująco Ginny.
-Kto i co do czego?-Draco niespodziewanie pojawił się w pokoju, a one obie wzdrygnęły się na myśl, że mógł usłyszeć gorszy fragment ich rozmowy.
-Twój ojciec. Cały czas liczymy, że jednak nie żeni się z tą idiotką-odparła ku zaskoczeniu Hermiony Ginny. Niby kiedy tak diametralnie zmieniła o niej swoje zdanie?
-Proszę, proszę... druhna numer jeden.
-I to dosłownie-Ginny dumnie wypięła pierś, a potem poklepała Dracona po policzku i uśmiechnęła się słodko, jakby nie mogąc się powstrzymać przed okazaniem radości jaką czuła na myśl, że jej najlepsza przyjaciółka spodziewa się dziecka.
-Powodzenia, Malfoy-powiedziała z powagą.
-Dzięki?-nieco zaskoczony jej tonem blondyn uśmiechnął się niepewnie, a potem odprowadził ją wzrokiem do drzwi.
-Ceremonia zaraz się zacznie. Wyglądasz pięknie.
Wywróciła oczami, nieco zbyt późno orientując się, że tego typu gest może uznać za nieprzyjazny. Ale nic nie mogła poradzić na to, że w chwilach takich jak te myślała tylko o tym, czy może jednak jej wciąż płaski brzuch nie wygląda źle w opinającej talię sukience. Albo, czy Draco będzie tak samo mówił o niej za kilka miesięcy, kiedy stanie się grubsza i bardziej marudna? O ile w ogóle z nią zostanie...
-Okey chodźmy-zamierzała go wyminąć, ale nim zdążyła to zrobić, złapał ją za łokieć i doskonale zdając sobie sprawę z jej nastroju, pocałował ją w usta.
-Bardzo cię kocham-powiedział, a potem poprowadził ją do głównego pokoju.
Tym razem ślub jego ojca i Caitlyn przebiegł w niezakłóconym tempie. Wszystko było doprowadzone do perfekcji i z jakiegoś niezrozumiałego powodu tym razem jakoś bardziej zwracał na to wszystko uwagę. Od zaproszeń, sukienek druhen, kieliszków, kwiaty po pieprzone serwetki. Co chwila przyłapywał się na tym, że chciałby, żeby to był jego ślub. Być może odprawiony w nieco innym, bardziej kameralnym stylu, ale po prostu chciałby mieć już ten etap swojego życia za sobą. Chciałby móc nazwać Hermionę swoją żoną i mieć ją już na zawsze.
-Draconku.
Wzdrygnął się na to okropne zdrobnienie swojego imienia, a potem odwrócił się i z fałszywym uśmiechem powitał skinieniem przyglądającą mu się znad okrągłych okularów starszą panią.
-Ciocia...
-Ciocia Adele, młodzieńcze-szturchnęła go ramieniem w brzuch, przyprawiając go o bolesne skurcze. Zmierzył ją zszokowanym spojrzeniem. Skąd miała tyle siły?! -Gdzie twoje maniery? Jesteś grzeczny? Jak się uczysz?
-Skończyłem już Hogwart, ciociu-przypomniał jej ze spokojnym uśmiechem, chociaż najchętniej gdzieś by uciekł. Cóż, jakiś czas temu tak by pewnie zrobił. Tym razem spotykał się jednak z ludźmi z innym nastawieniem, znacznie lepszym podejściem. -Teraz mieszkam w Paryżu.
-Och, we Francji! Tak, jak świeżo upieczona żona twojego ojca. Caitlyn nigdy nie dorówna Narcyzie, ale to wspaniała dziewczyna. Na pewno przyniesie dumę rodowi Malfoyów.
Zacisnął zęby, postanawiając przemilczeć wzmiankę o swojej matce. Zamiast tego zaczął przeczesywać wzrokiem tłum tańczących gości w poszukiwaniu Hermiony. Był pewny, że jakiś czas temu porwał mu ją do tańca jeden z jego dalekich kuzynów.
-Masz tam jakąś damę, Draconku? Zapewnisz swojej rodzinie kolejny powód do radości? Kiedy będziesz się żenić?-zapytała, w dokładnie tym samym momencie, w którym on wypatrzył swoją dziewczynę i złapał z nią kontakt wzrokowy.
-Chciałbym jak najszybciej-przyznał szczerze, nim zdążył się pohamować. Ale nie potrafił, nie wtedy, kiedy patrzył jej w oczy. Piosenka się skończyła, a jego kuzyn podziękował Hermionie, która teraz powoli szła w ich kierunku. Wyglądała zjawiskowo w srebrzystoniebieskiej sukience i butach w tym samym odcieniu. Wyglądała jak królewna.
Mimowolnie wyszczerzył się w jej stronę.
-A więc to ona-powiedziała z pewnością siebie ciotka Adele, bez ostrzeżenia chwytając Hermionę za nadgarstek. -Ile urodzisz mu dzieci, skarbeńku? Nie wiem, czy jej biodra zapewnią ci liczne potomstwo, Draconku.
Wydało mu się to zabawne, dlatego niemal opluł się, dzielnie powstrzymując atak śmiechu. Hermiona nie wyglądała jednak na rozbawioną. Tak jakby pobladła, nieznacznie się wycofując.
-Och, ciociu daj spokój z dziećmi, okay? To jeszcze nie ten czas, nie planujemy żadnych dzieci-zapewnił ciotkę, pewny, że to właśnie takiej reakcji oczekuje jego dziewczyna. Cóż miał nawet lekkie wyrzuty sumienia, że zaczął się śmiać, skoro dla niej to była aż tak poważna sprawa. Nie chciała mieć dzieci? Nie chciała o nich gadać? Proszę bardzo. Temat skończony.
-Przepraszam na moment-Hermiona uśmiechnęła się ciepło, jednak w jej oczach dostrzegł coś na kształt zranienia. Z dezorientacją odprowadził ją wzrokiem. Obserwował jak się od siebie oddalają i nie miał pojęcia co zrobić, żeby temu zapobiec.
***
Kilka dni później znów znajdowali się w swoim niewielkim mieszkanku w Paryżu. Niewielkie, ale schludne zapewniło im ciepło i przytulność, jakiego nie zaznali w żadnych poprzednich domach. A mimo to, siedząc w nim pewnego listopadowego wieczoru, Draco czuł się tak, jakby znów przeoczył coś w swoim życiu. Coś zaniedbał.
Obserwował Hermionę z drugiego końca pokoju, próbując zrozumieć co robił nie tak. Chciał jej dać całego siebie, ale ona najzwyczajniej go odtrącała.
-Co robisz?-zapytał ze znudzeniem. Nudziło mu się okropnie, a od jakiegoś czasu nie mógł z nią nawet porozmawiać.
-Czytam-odparła sucho, na co przewrócił oczami. Zdecydowanym ruchem poderwał się od stołu i zajął miejsce obok niej na fotelu, wyrywając jej książkę z ręki.
-Idź stąd, tu nie ma miejsca na dwie osoby-próbowała odzyskać powieść, ale na próżno. Rzucił ją za plecy, nie patrząc nawet gdzie dzieło jakiegoś romantyka poleci.
-Dlaczego życie postaci, które nawet nie istnieją są ważniejsze ode mnie?-zmrużył oczy, przyglądając się jej z miną małego dziecka. Tęsknił za nią.
-Nic nie jest ważniejsze od ciebie-odparła z powagą, głośno przełykając ślinę.
Na pewien sposób odetchnął z ulgą. Dawno nie słyszał z jej ust podobnego wyznania. Tak długo, że aż zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek je słyszał.
Złapał ją za uda i podniósł, samemu zajmując jej miejsce na fotelu. Usiadła na nim, niepewnie opierając dłonie o jego tors.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda?-spojrzał jej w oczy i odgarnął kosmyk jej kasztanowych włosów za ucho. Zacisnął usta w wąską linię. -Cokolwiek cię trapi, po prostu mi powiedz. Jestem godzien zaufania...-to brzmiało wręcz desperacko. Żałośnie. Jakby umierał z tęsknoty za ich normalnymi relacjami.
-Wiem, że tak-potwierdziła krótkim skinieniem głowy. -Wszystko jest w porządku.
-Nie wydaje się, jakby było w porządku-powiedział, nie zamierzając odpuścić. A ona poczuła się jak przyparta do muru. Na samą myśl, że miałaby mu powiedzieć, zaczynał boleć ją brzuch i wszystko podchodziło jej do gardła. Nie była wstanie. Jeszcze nie była gotowa.
Uśmiechnęła się i potarła dłońmi jego nieco szorstkie policzki, złączając ich usta w wolnym, słodkim pocałunku. Nie chciała, żeby przez to wszystko zaczęli się od siebie oddalać.
Oddalali się od siebie coraz mocniej. Wiedział to. Rozmowy zaczęły stawać się coraz bardziej niezręczne. Automatyczne. Jakby rozmawiał z obcą osobą. I rozpaczliwie pragnął to ratować, ale brakowało mu już pomysłów. Wszystkie szczere rozmowy, spacery i kolacje były niewypałami. Była inna, chociaż teoretycznie nie zaczęła robić nic co by ją taką uczyniło. Cały czas twierdziła, że jest w porządku. Ale on wiedział, że coś jest nie tak. I z każdym kolejnym dniem dobijało go to, że to może jednak on nie zachowuje się tak, jak powinien. Że to on nie okazał się taki dobry jak na początku myślała. Że czymś ją rozczarował.
-Wyjdziemy gdzieś?-zapytał, odgarniając włosy z jej nagiego ramienia. Przekręciła się w jego stronę i podciągnęła kołdrę tak, żeby zasłaniała jej piersi, a potem przyjrzała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Gdzie?-jej głos krył za sobą ciekawość. Uśmiechnął się. Wszystko było lepsze od wrogiego nastawienia, albo co gorsza, obojętności.
-Nie byliśmy jeszcze w Paryżu-zauważył, na co wybuchnęła śmiechem. Śmiechem, który jednak szybko ucichł. Posmutniał.
-Mieszkamy w Paryżu, Draco. Zwiedziliśmy już wszystko co się da. Wieżę Eiffle'a, Luwr...
-Nie o to mi chodzi-przerwał jej szybko, nim zdążyłaby mu wymienić jakiekolwiek nudne muzeum lub galerię, do której dał się zaciągnąć. A raczej zaprosił ją mimo własnej chęci, bo myślał, że to cokolwiek zmieni.
-Okey-powiedziała niepewnie, marszcząc brwi. -Chcesz iść już teraz?
-Dochodzi dziewiąta-spojrzał na zegarek. -Tak, ubierajmy się.
***
Chciał jej pokazać coś więcej niż słynne ulice, cuda architektury czy drogie restauracje. Chociaż mógłby dać jej to wszystko i pewnie by się jej podobało. Podobało by się każdej kobiecie.
Chodziło raczej o to, że po ustabilizowaniu swoich relacji z ojcem, znów uzyskał dostęp do majątku Malfoyów. Znów był arystokratą i miał na swoim koncie pieniądze pozwalające mu dać jej niemal wszystko. A to by było za proste.
Zamiast tego zaprowadził ją nad rzekę, nagle przystanął i usiadł na chodniku, spuszczając nogi w dół, tak, że niemal utopił swoje stopy w Sekwanie. Na przeciwległym brzegu lśniły światła rozjaśniające typowo paryskie uliczki.
Hermiona w milczeniu zajęła miejsce obok niego.
-Chcę, żebyś wiedziała, że nie dbam o to co zrobisz, nie poddam się co do ciebie. Zmienię się jeśli chcesz, ale nie odpuszczę. Nie po tym wszystkim co zrobiłem, żeby cię zdobyć.
Przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie.
-O czym ty mówisz?
-Po prostu chcę, żebyś to wiedziała-westchnął. Nakłonienie jej do zwierzeń nie miało sensu.
-Wiem.
-Wiesz?-zapytał nieprzekonany. -Myślę, że we mnie wątpisz.
Zmarszczyła brwi. Czy w niego wątpiła? Nie zasługiwał na to, ale chyba tak, skoro sądziła, że odejdzie od niej, kiedy powie mu o dziecku. Może już by mu powiedziała, gdyby nie to co palnął na ślubie. To ją tylko uświadomiło, że nie chce o tym rozmawiać.
-Draco ja po prostu...
-No co?!-podniósł głos, dając upust swojej frustracji. Jednocześnie wyrzucił ręce z kieszeni i wtedy coś wyleciało do rzeki, tonąc w niej z głośnym pluskiem.
-Kurwa-zaklął okropnie, jakby z rezygnacją, a potem, niczego jej nie tłumacząc, w błyskawicznym tempie ściągnął z siebie kurtkę i buty. Nie miała nawet pojęcia jak zareagować, kiedy z gracją skoczył do rzeki i zniknął pod wodą.
A potem czekała. Czekała rozmyślając nad tym jak brudna i lodowata jest rzeka o tej porze roku, a także o tym jak nieodpowiedzialne jest kąpanie się w niej. Zwłaszcza w nocy.
Wynurzył się po kilkudziesięciu sekundach. Szczękając zębami podciągnął się na murku i usiadł obok niej, ociekając wodą.
-Co to miało być?-zapytała z szokiem. Nie była nawet wstanie się na niego wkurzyć. Była po prostu zdziwiona.
-Ugh, nieważne. Przepadło-z niezadowoleniem przetarł dłonią twarz i rzucił jej zrezygnowane spojrzenie. -Woda jest za brudna. No i jest za ciemno. Nic nie widać.
-Co takiego? Co wpadło do wody, Draco?-zapytała z lekką paniką, bo po nieszczęśliwym wyrazie jego twarzy, wnioskowała, że było to coś ważnego.
-Pierścionek-wzruszył ramionami, a potem westchnął z rezygnacją i uśmiechnął się blado w jej stronę.
-Pierścionek-powtórzyła, czując jak zalewa ją fala dziwnego uczucia. -Coś jak pierścionek zaręczy...
-Nie kończ tego-przerwał jej, przykładając jej palec do ust. Wyglądał na naprawdę dobitego faktem, że zatonął.
-Okey-mruknęła, odwracając wzrok. Czy on się zamierzał oświadczyć? Naprawdę chciał to zrobić? Sama nie miała pojęcia jak powinna się z tym czuć. -Merlinie, Draco powinniśmy wrócić do domu-powiedziała nagle, uświadamiając sobie jak bardzo musi być zmarznięty. Poderwała się z ziemi i spojrzała na niego wyczekująco, ale on tylko się zaśmiał. Siedział nad brzegiem Sekwany, ociekając wodą i po prostu się śmiał. Jakby to co mu się przydarzyło było najzabawniejszą rzeczą jaka przydarzyła mu się w całym jego życiu. Ale tylko Hermiona była wstanie wychwycić w tym śmiechu gorycz.
*****
Zrozumiała, że musi mu powiedzieć. Przeciąganie tego przez kolejne tygodnie było nie w porządku. Widziała jak obydwoje męczą się przez to niedopowiedzenie, no i jeszcze pierścionek, który Draco utopił w rzece. Chciał się jej oświadczyć. A ona nie mogłaby przyjąć tych oświadczyn, nie mówiąc mu uprzednio prawdy. To by było po prostu nie w porządku. Chciałaby, by składając jej taką propozycję był w pełni świadomy kim jest.
Po tym jak przeprowadzili się do Paryża, Draco dostał pracę we francuskim ministerstwie magii, gdzie w departamencie walki z czarną magią, zajmował posadę głównego aurora. Zdecydowanie nie było to to, o czym zawsze marzył. Miał zbyt duże umiejętności na to by pracować za biurkiem, ale zdawał się być szczęśliwy. Prowadził życie typowego mugola i pracował w ministerstwie magii na całkiem niegroźnym stanowisku. I umiał to pogodzić. Umiał wrócić do domu i być zadowolonym. Więc nie mieli powodu by narzekać, prawda?
Wzdrygnęła się na dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Wrócił. A ona miała powiedzieć mu prawdę.
-Cześć-uśmiechnął się do niej. Szczerze. Tak jakby naprawdę cieszył się, że ją widzi. Jakby kochał ją całym swoim sercem i to dodało jej trochę odwagi.
-Hej-uniosła lewy kącik ust do góry, starając się nie panikować. -Jak było w pracy?-no i stchórzyła.
-Nic specjalnego. To znaczy, nic mnie nie zaskoczy. Nigdzie nie może być gorzej niż w Wielkiej Brytanii-zaśmiał się, mierzwiąc palcami swoje jasne włosy. W ostatnim czasie był przystojniejszy niż kiedykolwiek. Kiedyś wstrzymywała oddech za każdym razem kiedy się uśmiechnął. To było tak rzadkie, że czuła się, jakby doznawała jakiegoś zaszczytu. Teraz Draco śmiał się prawie cały czas i to sprawiało, że wyglądał cudownie, a ona co chwila zapominała przy nim jak się oddycha.
Zsunął płaszcz ze swoich ramion i podszedł do niej, niemal od razu łącząc ich usta w pocałunku.
-Tęskniłem za tobą-powiedział szczerze, gładząc palcami jej policzki. -Zamówimy chińszczyznę i obejrzymy film?-zapytał zachęcającym tonem. W jego tłumaczeniu znaczyło to mniej więcej zamówimy chińszczyznę, obejrzymy pierwsze 5 minut filmu, a potem będziemy obściskiwać się na kanapie. Kuszące. Ale ona musiała mu powiedzieć. Tylko jak się do tego zabrać? Powiedzieć hej, słuchaj Draco, za niecałe 9 miesięcy zostaniesz tatusiem, więc jak na razie odpuśćmy sobie film!?
-Musimy pogadać.
Jego mina natychmiastowo spoważniała, a ona miała ochotę przywalić sobie w czoło. Najlepiej jakąś łopatą.
-Okey-pokiwał głową, przyglądając się jej z niepokojem. Jakby już się szykował na to, kto z jego krewnych umarł.
-To nic złego-zapewniła go od razu, a zaraz potem skarciła się za dawanie mu fałszywej nadziei. Cóż, czuła się okropnie myśląc tak o swoim dziecku. Kochała je, ale nie miała pojęcia jak zareaguje na to Draco. Czy dla niego też, nie będzie to nic złego?
-Hermiona?-zamrugała, czując jego ręce na swoich ramionach. Potarł je swoimi dłońmi, a potem zjechał nimi w dół i zacisnął dłonie na jej biodrach. -Po prostu to powiedz, okey?-przytulił ją i pocałował w czubek głowy i już wiedziała, że musi mu zaufać. Że już nie ma innego wyjścia.
-Jestem w ciąży.
O tak. Dużo łatwiej powiedzieć to, kiedy nie patrzyła mu w oczy. Czuła jak jego uspokajający dotyk na plecach zamiera, a on przestaje oddychać. Poczuła jak łzy napływają do jej oczu. Mogła się tego spodziewać. Ale na pewien sposób czuła też ulgę, bo nareszcie pozbyła się tego ciężaru.
Poczuła jak odsuwa ją od siebie na długość ramion i przygląda się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy, ścierając łzy z jej twarzy. Chyba był zaskoczony. Tak, Draco Malfoy bywał zazwyczaj przygotowany na wszystko, tylko nie to, że zostanie ojcem.
-Ja... wow, mówisz poważnie?
Zacisnęła powieki, czując jak wypływa spod nich fala świeżych łez. Niby od samego początku wiedziała, że kiedy mu powie nie będzie szalał z radości, a mimo to, kiedy wreszcie usłyszała od niego to mało entuzjastyczne zdanie, poczuła się tak, jakby oberwała w twarz. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak ogromnej nadziei się trzymała i jak bardzo zabolało ją, kiedy ta nadzieja odeszła.
Odwróciła się do niego plecami i zakryła twarz dłońmi, uświadamiając sobie, że ma przed sobą kolejny ciężki etap. Właściwie nie wyobrażała sobie jak ma sobie poradzić sama. Bez jego wsparcia. Dotarło do niej jaka była głupia cały czas zakładając, że jej pomoże. Jaka była głupia jadąc z nim do Francji bez jakiejkolwiek gwarancji, że się nią zaopiekuje.
Podszedł do niej od tyłu i owinął ją ramionami w pasie, kładąc dłonie na jej brzuchu, jakby próbując się tam czegokolwiek doszukać, ale jej brzuch pozostawał płaski.
-Mówisz poważnie?-to mu się wydawało po prostu nieprawdopodobne. I może głupio z jego strony, skoro ona właśnie przeżywała załamanie nerwowe, ale musiał być pewny.
Pokiwała głową. Najwyraźniej nie była wstanie wydobyć z siebie żadnego słowa. I dopiero wtedy uświadomił sobie jak musiała to odebrać.
Odwrócił ją w swoją stronę i uśmiechnął się, co wywołało na jej twarzy konsternację.
-Od kiedy wiesz?-zapytał, odgarniając włosy z jej twarzy.
-Od dwóch tygodni-jej głos się łamał i był drżący, jakby zaraz miała wybuchnąć strasznym szlochem.
-Czyli cały ten czas...
-Cały ten czas bałam się ci powiedzieć i proszę bardzo, widzę, że to wszystko nie było bezpodstawne...
-Co? O czym ty gadasz?-zmarszczył brwi i pokręcił głową, jakby domagając się wyjaśnień, ale zaraz potem olał to wszystko i po prostu ją pocałował. Zaskoczył ją. Zaskoczył ją, kiedy złapał ją za pośladki i podniósł, zmuszając do tego by oplotła go nogami w pasie, a potem posadził ją na stole, złączając ich czoła. Uśmiechał się.
-Dziękuję.
Czuła jak jej serce zaczyna mocniej bić.
-Za co?-zapytała z niezrozumieniem. Draco był nieprzewidywalny. W każdej chwili mógł powiedzieć coś w stylu dziękuję, za zniszczenie mi życia. I w momencie kiedy zaczęły się przeciw niej buntować własne myśli, że w końcu ona nie zrobiła nic złego i do powstania dziecka potrzeba dwóch osób więc jej strach jest zupełnie bezpodstawny, Draco odpowiedział:
-Za uczynienie tego dnia jednym z najpiękniejszych w moim życiu-pocałował ją znowu, a jej zrobiło się cieplej na sercu. Ulga. Tak, czuła się teraz dużo lżejsza.
-Jednym z najpiękniejszych?-zapytała, wplatając palce w jego jasne włosy. -Które dni są jeszcze piękne?
-Och skarbie, chodzi o to, że... mamy przed sobą jeszcze mnóstwo pięknych chwil. Tyle rzeczy do zrobienia-uśmiechnął się i jeszcze raz złączył ich usta w pocałunku.
------------------------------------------------------
Halo halo! Proszę przeczytać!
Chyba zamierzam zrobić 60 rozdziałów więc to jeszcze nie koniec :D
W mojej głowie pojawił się pomysł coby nie kontynuować tego opowiadania!! I tu wam króciutko przedstawię, że chodziłoby o losy Teodora po tym co dzieje się tutaj, czyli jak żyje po odzyskaniu swoich wspomnień. Ktokolwiek entuzjastycznie podchodzący do tego pomysłu? Dajcie znać w komentarzach! Miłych wakacji i do następnego rozdziału :*
Miałam przeczucie że właśnie dziś coś dodasz. I gdy punkt 21 weszłam na bloga,zaczęłam krzyczeć xd
OdpowiedzUsuńBrak mi słów do tego co właśnie przeczytałam. Żadne słowa nie wydają się wystarczające. Tak cudownie jest czytać coś tak pięknego, coś tak fantastycznego, przeżyć te rozterki, to napięcie i tą miłość razem z nimi!!! Chce mi sie ryczeć. Cholernie ryczeć, oceanem słonych łez.
Jeśli chodzi o Teodora to nasz moje poparcie, jestem fanką jego historii.
Kocham
-M
Co do trodora to jestem za : )
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekaea dalszych losów Teo. Pisz dalej kochana. ;*
OdpowiedzUsuń~A
Wow! Jacy słodcy *_* Draco zosanie tatusieem! :D suuper! Scena z pierścionkiem była na prawde wyszukana, pięknaa!
OdpowiedzUsuńO Teo też chętnie poczytam ;)
Pozdrawiam
~Madzik
Super rozdział! A ja zapraszam Cie do mnie :)
OdpowiedzUsuńDramione-karmelove.blogspot.com
Dramione na 60 rozdziałów, a ja o tym nic nie wiem? To straszne :) Proszę, proszę, proszę... Daj mi znać, jak napiszesz zakończenie, a wtedy przyjdę przeczytać całość od A do The end :) Obiecuję!
OdpowiedzUsuńDziecko, będą mieli dziecko! Jak ja się cieszę. Draco i Hermiona będą wspaniałymi rodzicami i na pewno świetnie sobie ze wszystkim poradzą. Coś wspaniałego.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/