piątek, 7 lutego 2014

Rozdział 39 - Złość, czyli jak Malfoy wkracza do akcji

Wszyscy widzieli już chamskiego Dracona, zadowolonego, triumfującego, szczęśliwego, bezsilnego, zrozpaczonego, roześmianego, a nawet w stanie zimnej furii. Nikt jednak nie widział Dracona, który stracił wszystko, stając się nieobliczalnym i stukniętym do granic możliwości niezrównoważonym chłopcem. Przyszedł bowiem moment w jego życiu, kiedy najzwyczajniej w świecie się wkurzył i nie zamierzał tego ukrywać. Wszystkim było ciężko, jemu również ale w sytuacji, w której nie miał nic do stracenia, stał się bardzo groźnym przeciwnikiem. Po tym jak za sprawą Voldemorta stracił rodziców, przyjaciół i dziewczynę w jego głowie zaczął rodzić się plan zemsty, a może raczej wymierzenia sprawiedliwości w dość drastyczny i mało litościwy sposób. Pansy miała rację. Mylił się co do tego, że on i jego przyjaciele są niezwyciężeni. Musiał więc liczyć na siebie, robiąc to co w jego przekonaniu słuszne. Nie miał w nikim wsparcia. Wierzył jednak, że gdyby tylko tak jak dawniej miał przy sobie Teodora i Blaise'a, z pewnością byliby z nim, niezależnie od jego decyzji.

Obudził się, na wpół przytomnie zwlekając się z łóżka. Przeczesując dłonią swoje rozczochrane włosy skierował kroki do łazienki gdzie wziął prysznic i założył na siebie czyste ubrania. Po raz pierwszy od wielu dni wyglądał przyzwoicie i prawie tak przystojnie jak za czasów kiedy chodził do szkoły. Posłał szeroki, odsłaniający cały rząd śnieżnobiałych zębów uśmiech z zadowoleniem spoglądając w lustro.
Kiedy zszedł po schodach do salonu, Bill i Fleur jedli już śniadanie. Tego dnia, przy stole siedzieli razem z nimi także pan Olivander i Luna, którzy zdawali się powoli odzyskiwać siły.
Nie było jednak ani złotej trójcy, ani gburowatego goblina, który przesiadywał wcześniej w lochach Malfoy Manor. Jak dowiedział się Draco poprzedniego wieczoru, wszyscy czworo udali się na wyprawę, pragnąc wypełnić wolę wielkiego Dumbeldore'a. Na samo wspomnienie ich lekkomyślności wywrócił oczami.
Usiadł przy stole, zdobywając się na delikatny uśmiech.
-Dzień dobry wszystkim-przywitał się, na co reszta spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem. -Gdzie Pansy?-spytał, nakładając sobie na talerz porcję jajecznicy.
-Jest przeziębiona. Po tym jak wyszedłeś z nią na dwór dwa dni temu-powiedziała Fleur ze swoim francuskim akcentem. W jej głosie nie dało się nie wyczuć urazy.
Blondyn spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, jednak nie wydawał się tym zbytnio przejęty.
-Muszę stąd wyjechać-oznajmił wszystkim z całkowitą powagą. -Ale żeby to zrobić, muszę mieć pewność, że będzie bezpieczna-wyjaśnił, uważnie się im przyglądając. -Czy mogę na was liczyć?-zwrócił się do Billa i wyraźnie zaskoczonej jego wiadomością Fleur.
-Jesteśmy ci to winni-powiedział w końcu rudzielec. -Po tym jak uratowałeś mojego brata i jego przyjaciół, nie mógłbym ci odmówić-dodał, unosząc do góry lewy kącik ust.
-Świetnie. Zapłacę za jej utrzymanie-zadeklarował się, jednak mężczyzna stanowczo pokręcił głową.
-Nigdy nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale jesteśmy teraz po tej samej stronie, Malfoy. Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi-powiedział z powagą. -Niczym się nie przejmuj, razem z Fleur zrobimy wszystko, żeby doszła do siebie.
-Dokąd tak właściwie zamierzasz wyruszyć?-wtrąciła się Luna, patrząc na niego swoimi ciekawskimi, dużymi oczami.
-Mam parę niedokończonych spraw-powiedział wymijająco. -Przekażcie Zakonowi, że mimo wszystko zawsze jestem do usług. Wystarczy wysłać patronusa-wstał z miejsca i skinąwszy wszystkim głową, dodał:
-Pożegnam się jeszcze tylko z Pansy-do rzekłszy odwrócił się i z powrotem wszedł po schodach, kierując się do pokoju przyjaciółki.


 -Cześć-przywitał się, jednak jego głos nie był jak to zwykle zatroskany ani nawet łagodny. -Nie zeszłaś na śniadanie-zauważył chłodno, przyglądając jej się uważnie. -Coś się stało?
-Nie jestem głodna-odparła, wstając z łóżka. Stanęła naprzeciw niego, patrząc mu prosto w oczy -źle się czuję-dodała z pretensją.
-Jeżeli myślisz, że będę miał z tego powodu wyrzuty sumienia, to grubo się mylisz-powiedział niewzruszony. Mimo to, nie wydawał się zirytowany ani zły. Na jego twarz wpłynęło opanowanie. Splótł ręce na piersi, unosząc w górę jedną brew. -Wyjeżdżam-powiedział w końcu. -Przyszedłem się pożegnać.
-Dokąd wyjeżdżasz?-spytała ze zdziwieniem. Dotychczasowa złość całkiem z niej wyparowała.
-Mam parę niedokończonych spraw-odparł zupełnie w ten sam sposób, którym zbył Lunę. -Tak więc, do zobaczenia. Możesz czasem wysłać do mnie sowę-dodał, po czym odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Nagle jednak, przypomniał sobie o czymś i odwrócił się w stronę przyjaciółki z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Gdybym tak pojawił się w Malfoy Manor...
-Draco co ty zamierzasz zrobić?-spytała z niepokojem, skupiając na nim swój rozbiegany wzrok.
-...tak całkiem przypadkiem...-kontynuował, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. -Kto zasługuje na karę?-spytał, a ona szybko odgadła o co mu chodzi. Zemsta. Draco chciał ją pomścić, ukarać tego, kto zrobił jej krzywdę.
-Nie przyczynię się do tego, Draco-powiedziała po dłuższej chwili milczenia, marszcząc brwi. -Nie przyczynię się do tego byś stał się jeszcze gorszym człowiekiem. Ci ludzie zniszczyli nas wystarczająco-powiedziała cicho.
On tylko pokiwał głową, posyłając jej smutny uśmiech.
-Trzymaj się-polecił, po czym odszedł uprzednio całują ją krótko w policzek.

                                                                           ***

Po tym jak opuścił Muszelkę, teleportował się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, którą znał chyba lepiej niż kieszeń w czarnej pelerynie, którą na siebie zarzucił. Dzięki niej wtapiał się w tłum, stał się nie widoczny dla przeciętnego obserwatora. Popełnił jednak błąd, bo na Nokturnie pojawiali się raczej mało przeciętni ludzie.
W pewnym momencie poczuł czyjś oddech na swoim karku. Ktoś zatkał mu usta i z mocnym szarpnięciem teleportował się z nim w boczną alejkę.
Poczuł jak wali plecami o murowaną, zapleśniałą ścianę jakiegoś budynku.
-Co do...-zaczął, jednak urwał, kiedy zobaczył kto przed nim stoi. Wysoki mężczyzna, ubrany w bardzo podobną pelerynę stał przed nim, patrząc na niego z politowaniem.
-Tylko głupiec zapuszcza się w takie strony będąc na celowniku wszystkich Śmierciożerców-powiedział, ściągając z głowy kaptur.
-Zamierzasz mnie porwać i wysłać do lochów Malfoy Manor, ojcze?-spytał Draco, unosząc w górę jedną brew. Lucjusz stał przed nim, z wyraźnym zadowoleniem oglądając swojego syna po tak długiej rozłące.
-Szukałem cię-powiedział starszy z mężczyzn, zdobywając się na ironiczny uśmiech. -Przyznam, nie sądziłem, że będzie to takie łatwe...
-Czego chcesz?-spytał Draco lekko się niecierpliwiąc.
-Czego chcę? Jestem twoim ojcem, do diabła! Nie zapytasz  jak się czuję? Co robiłem od momentu, w którym ty i twoi przyjaciele zostawiliście mnie w lesie na pastwę żądnych zemsty Śmierciożerców?
-Ależ ja wiem co robiłeś-odparł spokojnie Draco. -Wybłagałeś litość u Czarnego Pana i dalej dzielnie służyłeś w jego szeregach-powiedział z kpiną. -Ale nie martw się, wybaczam ci to-oznajmił wspaniałomyślnie.
Lucjusz zmarszczył brwi, patrząc na niego z nieprzekonaniem.
-Czyżby?-spytał z zażenowaniem. -Niby dlaczego?
Młody Malfoy spoważniał, patrząc na ojca z uznaniem.
-Doceniam to, co zrobiłeś w dworze, kiedy Potter i jego zgraja byli w niebezpieczeństwie. Nie walczyłeś przeciwko nim.
-Bo miałem dość oleju w głowie by nie stawać ci na drodze. Widziałem jak przy wejściu jednym zaklęciem powaliłeś grupę Śmierciożerców. No a potem była ta dość ciekawa rzeź, której dokonałeś na kilkudziesięciu Szmalcownikach za pomocą dwóch noży... Nie wiem gdzie się tego nauczyłeś ale uwierz mi, poleciały za to głowy...
Draco wzdrygnął się, przypominając sobie, swoje czyny w Malfoy Manor. Nigdy nie był z tego dumny. Przypomniał mu się Voldemort, który zapewne wrócił do swojego lokum, znajdując tam tylu pokonanych ludzi. Musiał być wściekły.
-Po co mnie szukałeś?-spytał w końcu, pragnąc odbiec od nieprzyjemnego tematu.
-Chciałem ci powiedzieć, że możesz na mnie liczyć-powiedział szczerze Lucjusz.
-Szukałeś mnie, żeby powiedzieć, że mogę na ciebie liczyć?-powtórzył nieprzekonany Draco, patrząc na ojca z politowaniem. -A tak naprawdę?
-Stwierdziłem, że tak powiedziałby każdy porządny ojciec-Draco prychnął z rozbawieniem pod nosem, unosząc w górę jedną brew. -Ty i twoi przyjaciele, możecie liczyć na moją pomoc.
-Będziesz musiał zadowolić się mną. Drogi moje i moich przyjaciół tak jakby trochę się rozeszły-mruknął z niezadowoleniem.
-Nie wierzę-Lucjusz zaśmiał się, patrząc na syna z rozbawieniem. -O to ile znaczy dla ciebie przyjaźń, co?
-Po prostu Teodor jest martwy, a Blaise i ja nie umiemy po tym normalnie na siebie patrzeć-powiedział chłodno, jednak nie zamierzał kontynuować tego tematu, szczególnie po tym jak zobaczył pełen zaskoczenia wyraz twarzy ojca. -Nie ufam ci i nie będę na ciebie liczył. Doskonale wiem jak radzić sobie samemu.
Po tych słowach odwrócił się, pozwalając by ojciec w milczeniu patrzył jak odchodzi.

-Bądź lepszy ode mnie, Draco. Naucz się wstawać po takich ciosach-Lucjusz zawołał na nim, nerwowo przygryzając dolną wargę. Nie miał pojęcia, że na twarzy Dracona pojawia się szeroki uśmiech.

                                                                            ***

Młody Malfoy przekroczył próg jednego z najniebezpieczniejszych lokali na Nokturnie. Wszystkie głosy momentalnie ucichły, a każde oko zostało zwrócone w jego osobę. Ten jednak, nie przejął się tym, mijając zajęte stoliki gospody. Podeszwy jego ciężkich butów stukały o skrzypiący parkiet, a płachta jego czarnego płaszcza ciągnęła się po ziemi tworząc nieprzyjemny szelest, przerywający męczącą ciszę.
Draco był na Nokturnie niepożądany. Jako zdrajca Śmierciożerców nie był mile widziany w okolicach mrocznej ulicy. Tu jednak znajdował się jego dom i ludzie, którzy byli mu winni przysługi.
-Ktoś z was wie gdzie jest Jimmy?-spytał, a jego chłodny ton przyprawił o dreszcze połowę znajdujących się w gospodzie ludzi. Odpowiedziała mu cisza, którą tylko nieliczni ośmieliliby się przerwać. Zirytowany tym, że nikt mu nie odpowiada, zacisnął mocniej zęby. Rozejrzał się po lokalu i już wypatrzył sobie potencjalną ofiarę. Skulony w kącie, umięśniony mężczyzna wlepił wzrok w swoje dłonie, kierując się zasadą "nie łap kontaktu wzrokowego". Dracon uśmiechnął się, powoli zmierzając w jego kierunku. Wiedział, że obserwuje go każdy, znajdujący się w gospodzie człowiek, jednak Nokturn rządził się nieco innymi prawami. Tu nikt nie stanie w obronie ofiary. Na mrocznej, przesiąkniętej przez zło ulicy każdy dbał o siebie.
Draco podszedł do mężczyzny, patrząc na niego z góry.
-Ty-zwrócił się do niego, dźgając go końcem swojej różdżki. Skulony w kącie mężczyzna uniósł głowę, z przerażeniem patrząc w stalowoszare oczy oprawcy. Draco jednak nie zamierzał okazać litości. Poznał tego mężczyznę od razu. Był jednym z osiłków, którzy zaatakowali Hermionę, kiedy razem z nim udała się na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
-T-Tak?-mężczyzna wstał, ledwo trzymając się na drżących nogach. Ze strachem patrzył w niewzruszoną twarz Dracona. Mimo iż każdy wiedział o zdradzie młodego Malfoya, na przedramieniu blondyna wciąż tkwił mroczny znak. To zawsze budziło grozę i respekt, nawet jeżeli arystokrata wyparł się bycia Śmierciożercą.
-Pytałem gdzie jest Jimmy-przypomniał Malfoy, posyłając mu paskudny uśmiech. -Wiesz gdzie on jest?-spytał, unosząc w górę jedną brew.
Mężczyzna szybko pokręcił głową, z histerią próbując uciec przed zasięgiem różdżki Malfoya.
-Nie wiesz?-blondyn najwyraźniej świetnie się bawił. -Więc chyba jesteś bezużyteczny-stwierdził z udawanym smutkiem, po czym uniósł różdżkę, zamierzając przekląć czymś mężczyznę.
-Stój-niski i chrapliwy głos za jego plecami sprawił, że na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
-Witaj Jimmy-przywitał się, odwracając w stronę wściekłego mężczyzny.

                                                                            ***

-Masz tupet żeby tu przychodzić-powiedział mężczyzna, gładząc się po swojej lekko posiwiałej bródce. -Ktoś na pewno powiadomił już Śmierciożerców, niedługo będziesz martwy-dodał, kiedy razem z Malfoyem znalazł się w małym pokoiku na górze gospody.
-Potrzebuję twojej pomocy-oświadczył Draco, zupełnie nieprzejęty przestrogą mężczyzny. -Jesteś mi winien przysługę, pamiętasz jeszcze?
-Ty i twoi przyjaciele uratowaliście moją córkę przed bandytami parę lat temu. Oczywiście, że pamiętam-przyznał mężczyzna, powoli kiwając głową. -Czego chcesz?
-Szukam pewnego człowieka-powiedział obojętnie Draco. -Odnajdziesz go i jak najszybciej dasz mi wiadomość o tym gdzie się znajduje.
-W porządku... gdzie mam go szukać?
-Zaczniesz od okolic morza w Albanii, ale to nie jest pewne. Może być wszędzie.
Jimmy spojrzał na Dracona ze zdziwieniem.
-Kto to taki?-spytał, marszcząc ze zmartwieniem brwi. Draco dał mu niełatwe zadanie.
-Teodor Nott-odparł blondyn, zdobywając się na szaleńczy uśmiech. -Znajdź go żywego lub martwego.

                                                                                ***

Po spotkaniu z Jimmym, Draco szybko ulotnił się z Nokturnu, przechodząc na ulicę Pokątnej, która była zdecydowanie bezpieczniejsza. Pomimo zamkniętych, niegdyś tętniących życiem sklepów, zdawała mu się bliższa niż kiedykolwiek wcześniej. Czuł, że wreszcie pasuje do tego otoczenia.
Szedł przed siebie,  kiedy nagle dojrzał przed sobą pewną postać. Szybko zniknął za jednym z koszy na śmieci, przyglądając się jej z niemałym zdziwieniem. Bellatrix Lestrange zmierzała w stronę banku Gringotta, z dumnie uniesioną głową. Wraz z nią szedł jeszcze jeden mężczyzna, którego nie rozpoznawał. Miał rude włosy, wyraźnie zarysowaną szczękę, garbaty nos i gęstą brodę. Na widok jego włosów, Draco momentalnie pomyślał o Weasleyach, jednak mężczyzna nie przypominał nikogo z rodziny tych czarodziejów. Zresztą... który ze zdrajców krwi ośmieliłby się towarzyszyć Bellatrix Lestrange?
Ta dwójka bardzo go intrygowała. Najbardziej dziwiła go kobieta, która przygnieciona ciężkim żyrandolem zaledwie parę tygodni temu, wyglądała całkiem nieźle. Podążała w stronę banku swoim dziwacznym krokiem, patrząc na mijających ją ludzi z wyższością. Nagle jednak potknęła się, zaczepiając swoim wysokim obcasem o wystający kamień na chodniku. Zachwiała się i zapewne upadłaby, gdyby nie rudowłosy mężczyzna który złapał ją w talii i pomógł wstać.
-Wszystko w porządku?-spytał, rozglądając się nerwowo po okolicy. Nagle jego wzrok zwrócił się w stronę Dracona. Błysk jego ciepłych oczu, sprawił, że Draco poczuł jak coś w nim zamiera.
-Tak-potwierdziła Bellatrix nienaturalnie łagodnym, pełnym opanowania głosem. Bellatrix Lestrange NIGDY nie mówiła do nikogo takim tonem.
Zdradzili się. Rozgryzł ich, zanim zdążyli cokolwiek zrobić. Trójca Gryffindoru knuła kolejny, beznadziejny plan.

                                                                         ***

Wyszedł zza śmietnika, podążając za nimi swoim cichym, pełnym gracji krokiem. Już po chwili szedł za Bellatrix-Hermioną, pozwalając by poczuła na sobie jego oddech.
-Nie tak blisko, Harry-mruknęła, prawie niedosłyszalnie, nawet się nie odwracając.
-A więc macie ze sobą pelerynę niewidkę-powiedział z udawaną fascynacją. Kobieta zamarła, odwracając się w jego stronę.
-Malfoy-zdawała się spanikowana, mocno zacisnęła pięści, przyglądając mu się z przerażeniem.
-Czego chcesz?-spytał rudowłosy mężczyzna, który jednak okazał się członkiem rodziny Weasleyów. Zdenerwowany Ron patrzył na niego z irytacją.
-Powiedzieć, że jesteście idiotami-warknął, patrząc na nich z niedowierzaniem. -Rozpoznałem was po zaledwie dwóch minutach. Naprawdę sądzicie, że oszukacie gobliny? Po co idziecie do Gringotta?-spytał, nie zamierzając pozwolić wejść im do banku.
-To nie jest twoja sprawa-warknął niewidzialny ktoś za jego plecami.
-Jaki macie plan? Wtargniecie tam, podacie się za Śmierciożerców i myślicie, że się na to nabiorą?
-Masz lepszy pomysł?-spytała Hermiona, unosząc w górę swoje ciemne brwi.
-Czego potrzebujecie z banku?-spytał uparcie.
Zapadła cisza, podczas której Gryfoni zastanawiali się, czy mogą mu się zwierzyć.
-To coś ze skrytki twojej ciotki-powiedziała w końcu Hermiona. Postanowiła mu zaufać.
-Co takiego?-dociekał wyraźnie zaintrygowany.
-T coś co mogło należeć do kogoś z założycieli Hogwartu. Mam na myśli Rowenę Ravenclaw albo Helgę Huffelpuff-powiedział Harry, przykryty peleryną niewidką.
Ślizgon pokiwał głową, wyraźnie zastanawiając się nad tym co przekazała mu trójca.
-Zamierzać nam pomóc?-spytał rudzielec, unosząc w górę brwi.
-No pewnie-odparł beztrosko Draco. -Ja tam wejdę, zrobię to w czym jestem najlepszy, czyli jedną wielką rzeź, a wy wtargnięcie do skrytki Lestrange'ów.
-Co? Nie, Draco-Hermiona spojrzała na niego z przerażeniem. -Żadnego zabijania.
-No to, po prostu zrobię zamieszanie. Wejdźcie tam, dostańcie się do skrytki, a ja zrobię wszystko, żeby nikt za wami nie podążył.

                                                                          ***

Wszedł do banku, z satysfakcją odnotowując, że wszystkie oczy zostały zwrócone w jego stronę. Przeszedł przez marmurową posadzkę, widząc jak czarna suknia Bellatrix znika za drzwiami do bankowych skrytek.
-Dzień dobry-przywitał się, stając naprzeciw jednego z goblinów. -Chciałbym odwiedzić swoją skrytkę.
-Pański majątek został skonfiskowany przez pańskiego ojca, sir. Nie posiada pan żadnych oszczędności-odpowiedział mu spokojny, wyprany z emocji głos.
Draco udał zaskoczenie, załamując ręce.
-Ale jak to "skonfiskowany"?-spytał, udając, że się denerwuje. O tym, że w Grigottcie nie ma żadnych pieniędzy wiedział od dawna. -To jakiś absurd!
W momencie, kiedy on bulwersował się, zajmując uwagę paru goblinów, włączyła się głośna syrena, alarmująca o włamaniu do jednych ze skrytek. Ślizgon uśmiechnął się wrednie, wiedząc, że jego wspólnikom już się udało.
Gobliny jednak całkiem go olały, zaczynając wprowadzać procedury związane z włamaniem. Zaczęły biegać po pomieszczeniu, wydając najróżniejsze polecenia. Uświadamiając sobie, że nie zwróci na siebie ich uwagi, zdecydowany był podjąć bardziej drastyczne środki. Uniósł różdżkę i jednym ruchem powalił wszystkich na ziemię dokładnie tak, jak zrobił do w Malfoy Manor. Tym razem jednak, nie wyżywał się na nich, rzucając bolesną klątwę. Wszyscy zostali oszołomieni.
-Warto było zakuwać-stwierdził, z zadowoleniem podziwiając swoją robotę. Po wykonanym zadaniu ruszył w stronę drzwi i wyszedł. Zupełnie tak jakby nic się nie stało. Czas było zacząć rewolucję. Dla Londynu, rodziny, przyjaciół... Ale przede wszystkim dla siebie.








                                                         




25 komentarzy:

  1. No jak mogłaś zakończyć w takim momencie?!
    Rozdział jak zwykle cudo! Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo!
    Ostatnia scena najlepsza :D
    Czekam na nn i zapraszam na 9 rozdział youaremyhorcrux.blogspot.com liczę na twoją opinię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział.
    Po prostu brak mi słów.
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej.
    Zastanawia mnie co zrobi Draco.
    Ciekawe jak dalej potoczą się losy Wielkiej Trójcy.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim momencie?! Jak tak można! Rozdział- cud, miód:) Draco jest świetny. Hmm... czyżby Teo jednak żył? Miałam rację? Miałam? A gdzież się podziewa nasz diabełek? Tyle pytań a tu trzeba czekać na następną notkę... Kobieto! Zobacz człowieka w człowieku i zlituj się nad nami! Ojć, chyba się uzależniam od twojego bloga :) Liczę na twoją wenę i dobre chęci oraz ciepło pozdrawiam
    Luar Princesa♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiejszy rozdzial był bardziej mroczny niż dotychczas, ale i tak bardzo mi sie podobal co jest dość dziwne poniewaz wolę troszkę inne rozdziały. Ciesze się ze Draco wraca do gry i chce pomoc Złotej Trójcy. Mam nadzieje ze wszystko się uda i będzie OK. Już to kiedys mowilam, ale powtórzę. Strasznie podoba mi sie to ze przeplatasz wątki książkowe ze swoimi własnymi -to jest cudowne. Jimmy ma znaleźć Teodora? Wow ;)
    Czekam na wiecej i pozdrawiam ;)
    /Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaaa. Jedyne co zdołamy powiedzieć to wow. Niby identyczne jak w książce ale jednak nie.
    Cudo. Jestem pod wrażeniem jak piszesz <3
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na rozdział 16 :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mrok. Cudo. Świetnie ukazujesz walkę Draco. Jego ciągłe zmiany.
    Jestem zmęczona, więc pozwolisz, że pozostawię króciutki komentarz.? Jest GENIALNE, Oli.:)

    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Cię za ten rozdział, perełka!
    Zakochałam się w tej historii, takiej zupełnie od innej strony, wychodzi Ci to genialnie!
    A Draco robiący rozróbę w banku? Taki jest, najlepszy, haha! :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, Charlie. :)
    http://dilectioprohibitum.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholera, przepraszam ale musiałam. Podziwiam Cię za to, jak potrafisz łączyć ze sobą zdarzenia. Niby kanonicznie a jednak nie.
    Podoba mi się i to bardzo! :D
    Jak to Jimmy ma znaleźć Teodora? ;o Myślałam tak sobie i wymyśliłam możliwość na przeżycie Teosia :D Może Avada zniszczyła w Teosiu klątwe, co? :D Oby *-*
    Gdzie ten Blaise. Mam nadzieję, że wróci na czas bitwy.
    Akcja w banku była genialna. Normalnie cudo. Wydaje mi się, że rozdział jeden z najlepszych. Perełka <3
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mopsica ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Fantastyczny rozdział! Jak Ty to robisz, że w tak realny sposób łączysz ze sobą wydarzenia z książki i własną wyobraźnię? Ja sama parę razy próbowałam, ale po paru nieudolnych próbach chyba zrezygnuję. Życzę Ci dużo weny i żeby twoje rozdziały wciąż były tak wciągające jak teraz.
    Pozdrawiam-tusia2709 :)

    OdpowiedzUsuń
  11. G.e.n.i.a.l.n.e :D
    Ciekawe jak to będzie dalej ;)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  12. Draco, może żałować swojego planu zemsty, to może go zniszczyć.
    Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobrze, że im pomógł :)
    Mam nadzieję, że wyjdą z tego.
    Lucjusz.. ten to mnie dopiero zadziwia.. ale pozytywnie. Oby mówił to wszystko szczerze.
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Niezastąpiony Draco jak zwykle wkracza do akcji :) Swoją drogą, to coraz bardziej mi go szkoda. Chłopka co najmniej bardzo się pogubił i boję się, co może z tego wyniknąć. Nie zmienia to jednak faktu, że rozdział jest naprawdę świetny :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie no, nawet nie sądziłam, że będzie mi się tak przyjemnie czytało o Draco, który jest jakimś masochistycznym psycholem xD Straaasznie podoba mi się twoja wersja, gdzie Malfoy odgrywa główne skrzypce :D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Powoli zbliżamy się do głównej bitwy w Hogwarcie...
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Bosko! Nie zawiodłaś mnie tą notką ani trochę ;) jest akcja, jest plan i jest działający, szalony Draco :) i ponownie rozbudziłaś moją nadzieję, że Teodor wciąż żyje (pojawiła się, gdy Draco i Blaise nie poszli szukać ciała) :) czekam niecierpliwie na następny rozdział
    Pozdrawiam Lessiada :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział bardzo mi się podoba! :D No, no i rada Lucjusza w kierunku Dracona :> Jejciu, ta rozmowa z Jimmy'm! Teraz tak rozbudziłaś we mnie ciekawość, czy Theodor żyje. Wgl skąd on wpadł na ten pomysł? Ostatnia scena najlepsza <3 Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :D Pozdrawiam, Rose.
    http://dark-paradise-in-hogwarts.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetne opowiadanie. Na Twojego bloga trafiłam wczoraj i dosłownie całą noc spędziłam na czytaniu. Bardzo dobrze piszesz, o czym na pewno wiesz.
    Co do rozdziału, cóż trzyma w napięciu. Rozmowa z Jimmym mnie zaintrygowała. Teodor może żyć, to świetna wiadomość.
    Podoba mi się to jak wydoroślał Draco. Nie podejmuję już tak wiele głupich decyzji itd. Szkoda tylko, że rozstał się z Hermioną, ale wierzę, że wszystko będzie w porządku.
    Interesuje mnie co się dzieje z Zabinim. Mam nadzieję, ze wróci cały i zdrowy no i ogarnie jakoś Pansy, bo wydaję się taka... zagubiona? Nie wiem jak to nazwać. Z drugiej strony ciekawe co takiego stało się jej w Malfoy Manor. Już mam jakieś czarne scenariusze :)
    Cieszę się, że Lucjusz się zmienił, ale wciąż mam jakieś takie dziwne podejrzenia co do niego. Lucjusz Malfoy w roli kochającego tatusia jest niespotykany i uważam, że Draco dobrze robi nie ufając mu. Nie można zapominać o tym, że Lucjusz jest Śmierciożercą, który przez tyle lat był ślepo zapatrzony w swojego Czarnego Pana i to trochę dziwne, że nagle tak diametralnie się zmienił.
    Zakończenie jest epickie. Draco i jego rewolucja to może być coś ;)

    Pozdrawiam, życzę dużo weny i czekam cierpliwie na następny rozdział. Dziękuje Ci również, za pisanie tak magicznego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Rozpieszczasz nas tymi rozdziałami ^_^
    Rozdział jak zwykle świetny, trochę zdziwiła mnie ta akcja z odnalezieniem Teodora. Szkoda, że nie ma Blaise'a, ale mam nadzieję, że niedługo się pojawi. Malfoy jak zwykle nie do przewidzenia, co mi się bardzo podoba.
    Pozdrawiam ciepło i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Lubię takiego Draco :-)
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetne !! :) chociaż przez chwilę myślałam że napiszesz tak jak było w książce :P
    i tak genialnie !!

    OdpowiedzUsuń
  22. Jak zawsze roździał cudo!!! Ale czyżby to Teodor żył? Jestem tego prawie pewna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Co ?!?! Do Notta ?? Nie mogę uwierzyć i lecę czytać dalej !!
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  24. Pierwsza reakcja: Mój Draco taki szalooony.
    Druga reakcja: Będzie rozpierdol level 1000
    Po kilku chwilach rozważania : Na cholerą Draconowi Nott??
    MOŻE ON OŻYJE?!
    plooooose.... niech on ozyjeeee
    Zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  25. to super, ze draco pomogl im
    a co do tego, ze ten Jimmy ma szukac Teo...Draco chyba naprawde oszalal

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń