wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 49 - Powrót Ślizgonów, czyli zapowiedź bitwy w wielkim stylu

Cześć!
Chciałam przeprosić. Takich długich przerw robić się nie powinno, ale ja najzwyczajniej cierpiałam na brak weny. Szczerze mówiąc dalej cierpię :( Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowy rozdział, ale obiecuję, że zrobię wszystko aby był jak najszybciej. Opowiadanie wypada w końcu zakończyć :) 
Po prostu przepraszam, bo nie dość że taka długa przerwa, to powracam z tak miernym rozdziałem...
Mam tylko nadzieję, że kolejny wszystko wam wynagrodzi. Z pewnością będzie dłuższy, bo w tym prawie nic się nie wyjaśnia :D 
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie ukatrupicie :D


Ciężki, skórzany but przestępujący przez próg szkoły.
Czarny płaszcz, ciągnący się po ziemi.
Cień, który padał na twarz od ciemnego, zaciągniętego na głowę kaptura.
Przywódca mścicieli ze spokojem wszedł do Hogwartu, ze znudzeniem rozglądając się po jego wnętrzu.
-Panie?-jeden z podwładnych ukłonił się nisko, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
-Są w Wielkiej Sali. Nie ważcie się zdradzić, nikt nie może was rozpoznać-ostrzegł ich, po czym pozwolił by poszli przodem, by wmieszać się w tłum poprzebieranych w czarne, szkolne szaty uczniów.
Sam stał w progu, pozwalając by mimowolny, smutny uśmiech wpłynął na jego twarz. Westchnął cicho, po czym wyciągnął z kieszeni swojej peleryny różdżkę i powoli obrócił ją w swoich palcach.
-Nigdy nie będziesz doskonała-stwierdził z niezadowoleniem. Jego ręka odruchowo powędrowała do czarnej przepaski, która zasłaniała jego oko. -Nic nie będzie-dodał cicho, upewniając się, że nikt go nie słyszy. Nikt nie powinien być świadkiem jego słabości. Wziął się w garść, po czym ruszył przed siebie, szybko wbiegając po schodach, w górę zamku. Z pośpiechem mijał podenerwowane obrazy i przejęte wydarzeniami w Wielkiej Sali duchy. Pokonywał tajemne przejścia i skróty. Ku jego zadowoleniu, na siódmym piętrze znalazł się już po paru minutach. Podbiegł do ściany, po czym zaczął przechadzać się wzdłuż niej, kiedy przerwał mu cichy, dziewczęcy głos. Ktoś stał za jego plecami, a on musiał zrobić wszystko, by nie zobaczył jego twarzy.
-Nie powinieneś być w Wielkiej Sali? Snape kazał zejść wszystkim uczniom.
Po jego plecach przeszły ciarki. Wpadł w tarapaty, a przecież miał pozostać niezauważonym.
-Dlaczego więc nie zastosujesz się do jego poleceń?-spytał szeptem tak, by nigdy nie mogła rozpoznać jego głosu.
-Bardziej mnie nie znienawidzi, a zaklęcie Cruciastusa nie przeraża mnie tak jak niegdyś-stwierdziła, a on bez trudu dosłyszał drżenie w jej głosie. Mimowolnie, kątem oka spojrzał na nią i wiedział, że dłużej tak nie może. Dziewczyna wyraźnie wycierpiała już wystarczająco.
Wyciągnął różdżkę w jej stronę, po czym rzucił w jej stronę jedno, skuteczne zaklęcie.
-Przykro mi, Leno-szepnął, wpatrując się w bezładne, nieruchome ciało Krukonki. Po chwili jego uwagę odwróciły drzwi, które pojawiły się w ścianie. Bez zastanowienia pchnął je do przodu, po czym wszedł do środka, mocniej opatulając się swoją peleryną.
W końcu o decydującym starciu mówili już wszyscy...

                                                                   ***

-Pytam po raz ostatni. Kim-On-Jest?-wycedził Draco, patrząc prosto w przerażone oczy mściciela.
-Nie mam pojęcia-jęknął, wymęczony torturami szaleńczego ślizgona. -Nikt z nas nie wie skąd się wziął. Kręcił się wokół naszego mistrza, a kiedy ten zginął, zajął jego miejsce.
-Ma jakieś słabe punkty?-Blaise ze spokojem wtrącił się do rozmowy. -Jakieś dziwne zwyczaje, nawyki, fobie?
-Jest idealny-stwierdził gorzko mściciel. -No może poza tą opaską na oku. Ogranicza mu pole widzenia.
-Jak stracił oko?-spytał się blondyn, z zaciekawieniem przysiadając naprzeciwko swojej ofiary.
-Nie mówi o tym. Takiego już go poznaliśmy...-powiedział niepewnie mściciel.

Draco i Blaise westchnęli, wymieniając między sobą zrezygnowane spojrzenia. Zeznania mściciela na niewiele im się przydawały.
-Proponuję teleportować się na ich wyspę i...-blondyn nie dokończył, bo w tym momencie w małym pokoiku na Nokturnie rozbłysnęło jasne, oślepiające światło. Ze zdziwieniem wpatrywał się w srebrzystego patronusa, rozpoznając w nim zwinną, skoczną wydrę.
-To od Hermiony-pomyślał kiedy zwierzątko przemówiło do niego głosem dziewczyny.

-Malfoy musisz wrócić do Nory. Harry i Ron tu są. Mówią, że w Hogwarcie zaczyna się bitwa.

Przez dłuższą chwilę, w pokoju panowało nieprzerwane milczenie. Draco stał jak sparaliżowany, z rozpaczą analizując słowa patronusa.
-To znaczyłoby tyle, co to, że nie masz już czasu na zawarcie z nami sojuszu-stwierdził z krzywym uśmiechem mściciel. Patrzył na Ślizgonów z rozbawieniem, a triumf nie znikał z jego twarzy.

Blondyn jedynie pokiwał głową, przenosząc na niego swój wściekły wzrok. Złapał go za gardło, po czym mocno ściskając jego krtań, pozwolił by mężczyznę ogarnęło przerażenie.
-Gdzie on teraz jest?-spytał groźnym, nieznoszącym jakiegokolwiek sprzeciwu głosem. -Co planowaliście na ten dzień?
Mężczyzna panicznie łapał powietrze, desperacko próbując wyrwać się z uścisku chłopaka. W końcu jednak dał za wygraną. Z jego gardła wydobył się niski charkot, który Dracon doskonale zrozumiał.
-H-Hogwart. Jest w Hogwarcie-wydyszał mężczyzna, z niezadowoleniem zdradzając tajemnicę swojego pana.

                                                                       ***

-Powinniśmy mu wierzyć?-spytał Blaise, idąc razem z Draconem ciemną ulicą Nokturnu. Blondyn tylko wzruszył ramionami, ze spokojem rozglądając się po kamienicach i obserwując zajętych sobą przechodniów.
-Jeżeli mówił prawdę, to nasz mściciel jest teraz w Hogwarcie-westchnął Ślizgon, wkładając ręce do kieszeni swoich ciemnych spodni. -Rozpoczęła się bitwa...
Blaise przystanął, gotów by spojrzeć swojemu przyjacielowi w oczy. To co miało nastąpić, żadnemu z nich nie pozostawiało wątpliwości.
-To bardzo ważna chwila-stwierdził młody Zabini, ze spokojem poprawiając swoje rozczochrane włosy. -A to co będzie po niej, będzie jeszcze ważniejsze.
Stalowoszare oczy Dracona zalśniły dziwnym błyskiem, jednak zaraz potem na nowo zaczęły wyrażać dawne znudzenie i zrezygnowanie. Mocno zacisnął zęby, starając się wyciszyć.
-Muszę przenieść się do Nory-stwierdził tylko, po czym wyciągnął dłoń w stronę przyjaciela.
-Tak, ja też-przyznał cicho, Blaise, po czym razem z Malfoyem teleportował się do domu państwa Weasleyów.

                                                                        ***

Nora przepełniona była emocjonalnymi rozmowami, pokrzepiającymi okrzykami i nerwową krzątaniną. Nikt nawet nie zauważył ich przybycia. W salonie stało zbyt wielu ludzi.
Znalazła się jednak dziewczyna, która ujrzała ich niemal w jednym momencie. Hermiona szybko do nich podbiegła, po czym rzucając się Draconowi na szyję, spojrzała uważnie na Zabiniego.
-Nadszedł czas-powiedziała poważnie, na co ci tylko skinęli ze zrozumieniem głowami. -Idziecie do Hogwartu?-spytała, chociaż doskonale wiedziała jaka będzie odpowiedź.
Draco także nie miał co do tego wątpliwości, więc tylko uśmiechnął się blado, mocniej przygarniając ją do siebie. Wiedział, że więcej nie nadarzy mu się taka okazja.
-Czy moglibyśmy przez chwilę pogadać?-spytał, patrząc uważnie na Harry'ego i Rona, którzy weszli do salonu, rozmawiając z Członkami Feniksa przyciszonymi głosami. Wiedział, że na chwilę z Hermioną później nie będzie miał co liczyć. Chciał z nią porozmawiać, pożegnać się.
-Mamy strasznie dużo do roboty-powiedziała dziewczyna, rzucając niechętne spojrzenia w stronę Członków Zakonu. -Trwają ostatnie przygotowania, zaraz teleportujemy się do Hogsmade...
-No tak, rozumiem-powiedział cicho, jednak słowa te zostały zagłuszone przez Rona, który zaczął swoją mowę.
-Jak wiecie razem z Harry'm mamy do wykonania pewną misję...-Draco przyjrzał mu się uważniej, marszcząc z zamyśleniem brwi. Wybraniec i jego rudowłosy przyjaciel bardzo zmężnieli odkąd widział ich ostatnim razem. Nie przypominali już denerwujących chłopców, którymi byli w szkole. Teraz byli odważnymi, doświadczonymi mężczyznami, którzy lada chwila mogli decydować o losach całej społeczności czarodziejów. -...mamy problem, bo musimy dostać się do Hogwartu, a z pozyskanych wcześniej informacji wiemy, że Sami-Wiecie-Kto także może się tam pojawić.
-Mściciele już tam są-wtrącił się Blaise, dopiero teraz zwracając na siebie uwagę. Po pokoju rozniosły się przytłumione szepty, jednak chłopak nie bardzo się nimi przejął. Patrzył na swoich dawnych, szkolnych wrogów, pragnąc jedynie im pomóc. Teraz mieli wspólnego wroga i był gotów walczyć u ich boku jak najlepszy przyjaciel.
-To znaczy, że Sami-Wiecie-Kto też będzie tam lada chwila-zauważył Artur Weasley, z podenerwowaniem przygładzając swoje włosy.
-Musimy ewakuować uczniów i ostrzec nauczycieli...-zadecydowała trzeźwo Hermiona.
-Jak?-Harry zawołał z niezadowoleniem. -Jak zamierzacie dostać się do Hogwartu? Nikomu jeszcze się to nie udało... To, że teleportujemy się do Hogsmade niczego nie załatwi.
Wszyscy ucichli, przenosząc wzrok na stojących w rogu pomieszczenia Ślizgonów. Chłopcy zmarszczyli brwi, intensywnie myśląc nad tym, co pojawiło się już w głowie każdego z członków Zakonu.
-Właściwie to możecie to pozostawić nam-stwierdził rezolutnie Malfoy. -Teleportujmy się na Nokturn powiedział, po czym spojrzał wyczekująco na stojących w pokoju ludzi.
-Na Nokturn?-powtórzyła niepewnie pani Weasley. -Przecież to...
-To świetny pomysł-przyznała poważnie Hermiona, nie zamierzając dopuścić do jakichkolwiek protestów czy wątpliwości. -Draco, zamierzasz doprowadzić nas do szafki zniknięć?-spytała, oczekując od chłopaka szybkiej odpowiedzi. Ten jednak, tylko kiwnął głową z zamyśleniem, nie odrywając wzroku od jej czekoladowych, pełnych entuzjazmu tęczówek. Owszem była podenerwowana, ale jak zwykle paliła się do walki, gotowa zrobić wszystko by osiągnąć swój cel. W pewnym momencie zaczął się o nią martwić, bo takie podejście do sprawy mogło ją zgubić.
-W takim razie kierujmy się do wyjścia-zarządził pan Weasley, po czym razem z resztą Zakonu ruszył w stronę drzwi do ogrodu.
-Draco, spotkamy się przed teleportacją-rzucił tylko Blaise, po czym ruszył razem z tłumem, bo właśnie zobaczył zagubioną i zdezorientowaną Pansy.
-Pewnie-powiedział cicho blondyn. Starał się ogarnąć całą sytuację, jednak jego myśli pędziły jak oszalałe nie dając mu się skupić.
-Draco?-Hermiona położyła ręce na jego ramionach, przyglądając mu się z troską. -Wszystko w porządku? Co z mścicielem?-spytała, rzucając spojrzenie w stronę Harry'ego i Rona, którzy właśnie opuszczali pokój.
-Musisz być szczęśliwa, że wreszcie jesteście razem...-westchnął, podążając za jej wzrokiem. -Powiedzieli ci już dlaczego cię zostawili?-spytał z ciekawością, nie odrywając od niej spojrzenia. Chciał ją zapamiętać taką jak teraz. Silną, opanowaną, gotową do walki. Dlatego zmienił temat. Rozmowa o mścicielu nie wydawała mu się odpowiednia jak na taki moment.
-To moi przyjaciele. Jak zwykle mieli na uwadze moje dobro. Z początku byłam na nich wściekła, ale w końcu to Harry i Ron. Kocham ich jak braci-wyjaśniła spokojnie, zaniepokojona jego wymijającą odpowiedzią.
Chłopak milczał. Patrzył się na nią i nic nie mówił, coraz bardziej zbijając ją tym z tropu.
-Jesteś gotowa?-spytał w końcu, kiedy panująca między nimi cisza stała się niezręczna. Odwrócił się i zamierzał ruszyć w stronę ogrodu, gdzie zapewne już na nich czekali, kiedy dziewczyna złapała go za rękę i posłała błagalne spojrzenie.
-Możesz powiedzieć co się dzieje?-spytała cicho i spokojnie, nie mogąc wyzbyć się ze swojego głosu troski. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak nie musiał długo czekać na wyjaśnienia. Dziewczyna mocno go przytuliła, po czym zaczęła mówić, dając wypłynąć swoim troskom i żalom. -Boję się. O to co przyniosą kolejne godziny, o to czy to przeżyję, o ciebie... Co ja mam robić?
Draco westchnął cicho, przyglądając jej się z krzywym uśmiechem. Nie był najlepszy w dawaniu życiowych rad.
-Proszę, powiedz, coś-poprosiła zrozpaczona. -Czuję się jakbym była nienormalna.
-To ja tu jestem nienormalny-zaśmiał się Draco, pragnąc dodać jej otuchy.
-Obiecasz mi coś?-spytała cicho, na co ten tylko skinął głową, wyginając usta w krzywym uśmiechu.
-Po wszystkim będziemy żyć długo i szczęśliwie. Razem-powiedziała poważnie, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
Blondyn również nieco spoważniał, jednak delikatny uśmiech dalej nie znikał z jego twarzy.
-No pewnie-potwierdził, pewien, że nie ma prawa przeżyć wojny. Przygarnął ją do siebie po czym pocałował ją po raz ostatni, pragnąc zapamiętać każdą sekundę spędzoną w jej pobliżu. Chłonął zmysłami wszystko. Gładkość jej skóry, zapach jej perfum. piękno czekoladowych oczu i miękkość malinowych ust. Chciał, by ta chwila się zatrzymała, żeby nigdy nie musiał ruszać dalej.
Po chwili jednak, ktoś wszedł do salonu i ponaglił ich, przypominając o zbliżającej się teleportacji. Musieli w końcu przenieść się na Nokturn...

                                                                          ***

Draco i Blaise zaprowadzili członków Zakonu Feniksa do sklepu Borgina i Burkes'a, z którego wygonili zlęknionego sprzedawcę i dostali się do szafki zniknięć, która była ich kluczem do Hogwartu. Powoli, każdy z nich oddzielnie przenosił się do pokoju życzeń, z którego dalej mieli przejść do Wielkiej Sali i włączyć się do bitwy. Towarzyszyły temu różne emocje, jednak Draco zdawał się zupełnie nie kontaktować. Wpuścił wszystkich do szafki, a kiedy w sklepie został już tylko on i jego przyjaciel, popadł w największe wątpliwości.
-Robimy dobrze?-spytał, zatrzymując Blaise'a nim ten przeniesie się do Hogwartu. Brunet spojrzał na niego uważnie, mimowolnie ciężko wzdychając.
-To już koniec-stwierdził, patrząc na przyjaciela z dziwną troską. -Obydwoje wiemy, że nieszczęśliwy.
-Mogę coś powiedzieć, zanim obydwoje tam zginiemy?-spytał blondyn, drżącym głosem. Nie bał się śmierci. Nie było to jednak równoznaczne z tym, że chciał umierać. Na świecie było jeszcze mnóstwo wspaniałych rzeczy, które chciał poznać i zobaczyć. Była też Hermiona... Nie miał wątpliwości, że jego przyjaciel czuje dokładnie to samo, dlatego wiedział, że będą doskonale się rozumieć.
-Wiesz, Blaise, wierzę, że uda nam się jednak przeżyć. Że choć większość tamtych ludzi pragnie naszej śmierci, to my jednak to przetrwamy.
-Nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie śmierć-zauważył zrezygnowany Blaise, wspominając ich dawne przygody. -Mimo wszystko bliski koniec zdaje mi się taki nierealny-przyznał, uśmiechając się do blondyna. -Obiecaj mi Draco, że jeżeli przyjdzie nam jednak zginąć, to zabierzemy ze sobą tylu wrogów, ile tylko będzie się dało.

                                                                           ***

Droga mamo-Draco szedł przez szkolny korytarz, w samotności zmierzając w stronę pokoju życzeń.
Chciałem ci powiedzieć, że jest mi przykro. Za to, że tyle razy w ciebie wątpiłem-myślał o swoim końcu, ze spokojem wyglądając przez zaszklone okna. Widział jak czarna chmara śmierciożerców pojawia się na horyzoncie. Poczuł jak znamię na jego przedramieniu zaczyna piec. Odkąd uciekł z Hogwartu i razem z przyjaciółmi uciekł do Albanii, niejednokrotnie piekło. Wtedy to ignorował, jednak teraz myślał o sobie tak jak o śmierciożercach.
Wątpiłem. Niejednokrotnie-przyznał sam przed sobą, nie odrywając wzroku od tarczy, którą wyczarowywali nauczyciele. Teraz wiem, że niepotrzebnie... 
Wszystko sprowadza nas do śmierci, nie ważne jak bardzo byśmy się starali - wobec niej jesteśmy równi. Ostatnie lata spędziłem na stałej ucieczce. Starałem się wybierać mądrze, korzystnie dla mnie i moich przyjaciół. W rzeczywistości nie wyszło mi nic, bo... bo zapomniałem. Zapomniałem o tym, co najważniejsze.
W końcu oderwał wzrok od rozciągającego się za oknem widoku i z cichym westchnięciem ruszył w stronę drzwi do pokoju życzeń.
Po tym jak Zakon Feniksa przeniósł się tam za pomocą szafki zniknięć, razem z Blaise'm poprowadził ich na dół, w stronę Wielkiej Sali, gdzie powoli zaczynało się decydujące starcie. Sam musiał jednak z powrotem wrócić do pokoju, w celu odnalezienia czegoś dla Harry'ego i Rona. Mieli na myśli diadem Roweny Ravenclaw, ale jak miał go znaleźć, nie miał najmniejszego pojęcia. W końcu, do głowy przyszedł mu jednak tajemniczy pokój, dlatego co prędko zmierzał w jego kierunku, w nadziei na to, że się nie mylił.
Chcę być dobrym człowiekiem, mamo. Chcę być sprytny i ambitny jak prawdziwy Ślizgon.
Wreszcie znalazł się na siódmym piętrze i dojrzał leżącą na posadzce, skuloną postać.
Lojalny i wierny jak dobry Puchon-pomyślał, odgarniając ciemne włosy z twarzy swojej przyjaciółki Leny.
-Co oni ci zrobili?-spytał szeptem, z przerażeniem nie wyczuwając jej pulsu. Ogarnęła go złość. Złość, którą jednak szybko w sobie stłumił.
Opanowany i mądry jak Krukon-przypomniał sobie, zmuszając się do przeniesienia wzroku na drzwi do Pokoju Życzeń. Ktoś już w nim był...
A nawet szlachetny i odważny jak Gryfon, gotowy do spojrzenia śmierci w oczy.
Pchnął drzwi i z pewnością siebie rozejrzał się wokół, podziwiając jego wnętrze.
-Pokój gdzie wszystko jest ukryte-szepnął z podziwem, spoglądając na piętrzące się sterty rupieci. Tu ukryta była szafka zniknięć, a ktoś kto dostał się do tego pokoju, musiał o tym wiedzieć.
Chciałbym ci powiedzieć, że żałuje tego, że nie wiedziałem o tym wcześniej. Że muszę stać na krawędzi, żeby się do tego przyznać. Przyznać do rzeczy tak banalnej i prostej. 
Że choć mam takie pragnienia, w rzeczywistości jestem kimś zupełnie innym. 
Że jestem byłym Śmierciożercą.
Podciągnął rękawy swojej koszuli, nie zamierzając ukrywać wypalonego na lewym przedramieniu znaku.
Tak byłym, bo to nie Śmierciożercą stajesz się na całe życie. Na całe życie możesz być mordercą. 
-Nie musisz się chować. Prędzej czy później i tak staniemy do walki-powiedział głośno, mocno zaciskając zęby. Nie miał przy sobie nawet różdżki, ale był gotowy zmierzyć się z kimś, z kim powinien spotkać się już dawno temu. -Tak myślałem-szepnął do siebie, kiedy parędziesiąt stóp przed nim, zza góry jakiś śmieci wyłonił się przywódca Mścicieli. Mężczyzna milczał, wyprostowany czekając na atak Ślizgona.
-Zabiłeś moją przyjaciółkę-zauważył blondyn, a te słowa dopiero teraz do niego dotarły. Właśnie stracił kolejną osobę. Zawiódł Teodora, zawiódł wszystkich. -Teraz ja zabiję ciebie-zapowiedział, mocno zaciskając pięści.
Mściciel dalej stał w milczeniu, wkładając ręce do kieszeni. Draco obserwował go uważnie, gotowy do uniknięcia ataku. Zakapturzony wyciągnął jednak z ręki dwie różdżki i jedną z nich rzucił w stronę blondyna.
-Zdaje się, że należy do ciebie-mruknął cicho, a głos ten wydawał się dla blondyna dość znajomy. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób. Złapał swoją różdżkę, czując jak znalazł w sobie nową falę mocy. Nie zamierzał z nim rozmawiać, ani rozważać możliwości, dlaczego odzyskał swój magiczny patyk. Wycelował nim w mężczyznę, po czym bez ostrzeżenia wysłał w jego stronę klątwę.
Chciałem ci powiedzieć, że nie zamierzam zapomnieć o swojej przeszłości. Chciałem ci powiedzieć, że wreszcie jestem gotowy, by ponieść za nią konsekwencje. 

                                                                                 ***

-Co jeżeli się nie uda, Blaise?-spytała Pansy, biegnąc razem z chłopakiem przez błonia. Zdawała się przerażona, jednak nic nie dawało jej tyle motywacji, co możliwość zakończenia koszmaru.
-Musi się udać-oznajmił, kiedy w końcu się zatrzymali. Obydwoje byli zmęczeni, jednak żadnemu z nich nie przyszło do głowy by choć przez chwilę odpocząć.
-Śmierciożercy opracowali formuły, które pozwoliły im pokonywać nasze zaklęcia zabezpieczające. Pan Flitwick twierdzi, że żeby temu zapobiec wystarczy więcej magicznej mocy. Ludzie, którzy skupili się na błoniach z pewnością mu to zapewnią, ale co jeżeli to nie wystarczy? Co jeżeli Śmierciożercy i na to mają sposób?
-Jaki jest twój plan?-spytała dziewczyna, kiedy ten zaczął wspinać się na drzewo.
-Zaskoczyć ich-oznajmił, kiedy wkrótce i ona poszła w jego ślady, stawiając swoje stopy na konarach drzewa.
-Co teraz?-spytała zdyszana po wyczerpującym biegu i wspinaczce.
-Nie daj się zabić-powiedział z uśmiechem, po czym zeskoczył z drzewa, zostawiając ją samej sobie.

                                                                              ***

W pokoju życzeń rozpętała się walka na śmierć i życie. Przemyślane ataki i uniki, skomplikowane formuły zaklęć, a także walka wręcz na wysokich stertach rupieci. Wszystko to, sprawiło, że pojedynek między Draconem, a przywódcą mścicieli odbywał się na naprawdę wysokim poziomie. Blondyn zdawał się robić wszystko, by dotrzeć do tajemniczego mężczyzny, jednak ten doskonale się przed nim bronił. Zbywał jego ataki, co jakiś czas chowając się w labiryncie zbudowanym ze schowanych przez stulecia rzeczach.
-Ty tchórzu-krzyknął za nim Draco, jednym zaklęciem rozwalając całą ścianę rupieci. -Wracaj tu i ze mną walcz!-wrzasnął, wyprowadzony z równowagi. Mściciel jednak nie odpowiadał. Blondyn po cichu, próbował go odnaleźć i w końcu go zobaczył. Oparty o jedną z szaf, próbował uspokoić oddech, mocno ściskając w swojej dłoni różdżkę. Blondynowi przypomniał się Teodor. Zmęczony i wycieńczony Teodor, który próbował odzyskać siły, zmagając się z wyniszczającą go chorobą. Teodor był jednak martwy, a myślenie o nim nie mogło mu pomóc. Musiał wziąć się w garść i skończyć z mścicielem.
Zaszedł go od tyłu, po czym przyłożył różdżkę do jego pleców. Mężczyzna spiął się, próbując myśleć trzeźwo.
-Nie chcesz mnie zabijać-szepnął cicho, jednak Draco doskonale go usłyszał.
-Ależ chcę-zapewnił go, zamierzając wypowiedzieć śmiercionośne zaklęcie. Mściciel uprzedził go jednak, wykrzykując jaką formułę z różdżką wycelowaną w górę śmieci naprzeciwko nich. Góra mebli i innych rupieci spadła na Dracona, przygniatając go swoim ciężarem.

                                                                             ***

-Blaise co ty robisz?!-wrzasnęła Pansy, z przerażeniem patrząc na chłopaka.
Ślizgon stał na pustej przestrzeni, odważnie patrząc na zbliżającą się w jego stronę chmarę Śmierciożerców. Wyłonili się z lasu i biegli w jego kierunku, wydając z siebie bojowe okrzyki. Było ich może nawet parę tysięcy. Blaise stał natomiast w samotności, z uśmiechem patrząc na zbliżające się wojsko Czarnego Pana. Stał jak szaleniec ze skłonnościami samobójczymi, gotów zginąć w tak bezsensowny sposób.
-Blaise-dziewczyna krzyknęła po raz ostatni, mając nadzieję, że przemówi mu do rozumu. Zasłoniła usta dłonią, czując napływające do oczu łzy. Co on robił? Nagle chłopak odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał w jej oczy, wyginając usta w szerokim uśmiechu. Zupełnie tak, jakby chciał ją przekonać, że zbliżający się Śmierciożercy nie są żadnym problemem.
Wszystko będzie dobrze-próbowała sobie wmówić, jednak nie była do tego nastawiona tak, jak jej wspaniałomyślny narzeczony.

Biegnący Śmierciożercy znajdowali się już w odległości zaledwie paręnastu metrów od chłopaka i nie zapowiadało się na to, że coś zdoła ich zatrzymać. Z bojowymi okrzykami na ustach kierowali się w kierunku Blaise'a, zamierzając zrównać go z ziemią.

                                                                         ***

Draco wygrzebał się spod sterty rupieci, rozmasowując obolałą głowę. Mocno się w nią uderzył.
Nieco zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu, próbując dojrzeć gdzieś mściciela. Ku jego niezadowoleniu, mężczyzna zwiał, nie ponosząc żadnych konsekwencji za śmierć Leny.
-Jak wszyscy-warknął z wściekłością, nie dopuszczając  do siebie żalu ani rozpaczy. Teraz liczył się dla niego tylko jeden cel. Musiał go złapać i wymierzyć sprawiedliwość.
-Gdzie jesteś ty pieprzony kretynie?!-wrzasnął, mocno ściskając w dłoni różdżkę. Nieco kręciło mu się w głowie, jednak nie przestawał chodzić po stercie rupieci. -Pokaż się tchórzu...-mruknął ze złością.
Nagle usłyszał za sobą czyjeś kroki. Z triumfalnym uśmiechem odnotował potknięcie przeciwnika. Szybko odwrócił się i spojrzał w oko mściciela Poczuł jak cały zamiera. . Coś kazało mu się zatrzymać, jednak było już za późno. Instynktownie oszołomił mężczyznę, zrzucając go tym z dużej wysokości.
Z szokiem wpatrywał się w nieprzytomnego mężczyznę jak w przerażające widmo. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Czarny kaptur zsunął się z głowy przywódcy, odsłaniając tym jego znajomą twarz.
Czy to możliwe, że Teodor Nott przeżył?

                                                                      ***

Blaise stał na pustej polanie, z rękami rozłożonymi w geście powitania. Od uderzenia śmierciożerców dzieliły go już tylko ułamki sekundy. Zwolennicy Voldemorta wyciągali ręce w jego stronę, zamierzając zakończyć jego nędzny żywot. On jednak nawet nie drgnął. Z triumfalnym uśmiechem przymknął oczy, czekając na odpowiedni moment.
-Teraz-pomyślał, kiedy poczuł jak czyjeś palce dzielą milimetry od jego szaty. I wtedy to się stało. Ziemia zaczynała się zawalać, zupełnie tak, jakby pod rosnącą trawą nie było zupełnie nic. Głębokie na paręnaście metrów doły zaczęły pochłaniać rzeszę Czarnego Pana. Dziesiątki ludzi wpadało w pułapkę jednego, niewinnego Ślizgona, tracąc przy tym zdrowie, a nawet życie. Zdezorientowane okrzyki, wrzaski złości - wszystko to było niczym muzyka dla uszu ciemnowłosego chłopaka.

W końcu, kiedy wojsko przestało wpadać, do wyczarowanego przez Ślizgona dołu i skupiło się na  jego skraju, chłopak otworzył oczy, oceniając swoje szkody, które inni mogliby raczej nazwać zasługami.
Uśmiechnął się szczerze, po czym wypatrzył samego Voldemorta, który prowadził swoich ludzi do walki. Z odwagą spojrzał w szkarłatne ślepia Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i już wiedział, że się nie boi.
-Chciałem tylko przekazać wiadomość-zawołał w ich stronę, nie kryjąc swojego zadowolenia. -To nie wy na nas napadacie. To my wypowiadamy wam wojnę!

                                                                       ***

-Teodor? Teodor ty cholerny idioto! Ocknij się-Draco pochylał się nad przyjacielem, próbując go ocucić. Chciał przywrócić mu przytomność, kiedy usłyszał dźwięk otwierających się do Pokoju Życzeń drzwi.
Ktoś zaczął krzyczeć, kłócić się. Rozpoznał głosy Harry'ego i Rona, a potem także grube głosy Crabba i Goyla-jego dawnych, szkolnych goryli.
-Cholera-zaklął, jednak nie dane mu było długo się tym przejmować. Dźwięk skwierczących w ogniu przedmiotów zwrócił jego całą uwagę. Potężny żywioł kierował się w jego stronę, a on bez trudu rozpoznał w nim siejące grozę, zaklęcie Szatańskiej Pożogi.















31 komentarzy:

  1. Nie no bez jaj!!!
    Rozdział wspaniały.
    Ale jak mogłaś skończyć w takim momencie?!
    Teodor żyje?! Wiedziałam, że tak łatwo się go nie pozbędzie?!
    Zabiłaś Lenę?! Nie no nie wierzę!
    Pomysł z szafka zniknięć był genialny.
    Cudowna była zasadzka Blaisa.
    Mam nadzieje, że spełni sie wizja przyszłości Hermiony.
    Zaskakujesz mnie i to bardzo!
    Rozdział cudowny.
    Jestem bardzo ciekawa co dalej.
    Liczę na happy end.
    Czekam a ciąg dalszy.
    Życzę weny.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno, ten rozdział jest fantastyczny! I nie masz za co przepraszać! :) Z każdą linijką tekstu, coraz bardziej przeżywałam rozdział. Podejrzewałam, że tym Mścicielem może być Teodor, ale po prostu nie wierzę, że on zabił Lenę... Lubiłam ją. Ale dlaczego, to zrobił? Dlaczego stał się takim zimnym draniem? Co nim kierowało? Pułapka Blaise'a genialna :D Mam nadzieję, że wszyscy dadzą radę i będzie szczęśliwe zakończenie :) Jejciu, jeszcze zakończyłaś w takim momencie... :P Nic, tylko czekać na kolejny rozdział :D Życzę Ci dużo, dużo weny! :D Pozdrawiam, Rose.

    OdpowiedzUsuń
  3. Weź wyjdź, okej? Klawiatury niszczą się od wody, szczególnie, jeśli jest słona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moment ..... łącze wątki .....
    Teodor żyje ..... zabił Lene ??? Coś mi tu nie gra !!!!........Ja wiedziałam ,że nie usmiercilaś Teo ,bo większość bloggerek zabiłoby Cię za to,a myślę ,że jeszcze chcesz pożyć ;)
    Pozdrawiam i rozdział w jednym słowie. jest emejzing !!!
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Akurat wątek Teodora był zaplanowany od początku i bloggerki nie miały na to żadnego wpływu ;)
    Dzięki za komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Teodor żyje? To dobrze! Ale co się z nim stało?
    Rozdział genialny, fantastyczny, cudowny.
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały! Ale jak mogłaś skończyć w takim momencie?! :)
    Nie mogę doczekać się następnego!
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawy i utrzymujący w napięciu, zrównoważony: coś dla akcji, coś dla refleksji...:)
    może tylko zwrócę uwagę na kwestię językową, że w odniesieniu do dwóch chłopaków nie mówi się "obydwoje" ale "obaj" albo "obydwaj" (w odmianie: obydwu itd)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie zaczęła się wojna.. Tylko jak to wszystko się skończy ? Oby jak najlepiej.. Niech tylko przeżyją Hermiona, Draco, Pansy, Blaise, Harry i Ron. No i cała "dobra" reszta :)
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ! Wiedziałam, że Teo żyje.. Tylko dlaczego jest taki... inny ? Zabił nawet Lenę..
      Dramione True Love <3

      Usuń
  10. Rozdział wspaniały, Z niecierpliwością oczekuję na następny. Nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Tobie przede wszystkim weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. I ty mówisz, że to jest średni rozdział? JEST GENIALNY

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no ja nie mogę! Jaka ty jesteś wredna! Nie mam pojęcia co napisać...
    Jak tak dalej pójdzie to w ogóle nie będę mogła się ogarnąć...
    Teoś żyje tak? Został przywódcą Mścicieli? Miałaś to zaplanowane od początku i nic nie pisnęłaś! Strzeliłabym focha, ale muszę czekać na następne notki. Będę czekać ile trzeba chociaż ciekawość już mnie w połowie zżarła :)
    Przez większość czasu musiałam się na chwilę oderwać od teksu, ochłonąć i przeanalizować to, co napisałaś. Nie wiem czy mam płakać czy jak, bo łzy cisną mi się do oczu. Wiesz, chyba jednak się wypłaczę ;_;
    Powoli, powolutku dochodzę do pierwszego wniosku - LENA NIE ŻYJE ?!?!?!?! I to Teodor ją zabił? Przecież on ją kocha! Tak prawdziwie... Przez ciebie się gubię....
    Ta scena z Draconem i Mioną... Szczerze? Ja chcę ich więcej! Tak się o nich boję i jestem pełna nadziei, że przeżyją.
    Blaise był boski :D Takiego go najbardziej kocham- lekko zwariowany, męski i odważny. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Aż zazdroszczę Pansy ;P
    Jejciu, znów mam pustkę w mej walniętej czaszce...
    Tak więc pozachwycam się jak to cudownie jest czytać twoje opowiadanie ^^ Jak wiesz, ubóstwiam tego bloga oraz ciebie. Czekam na kolejny rozdział z coraz większym zainteresowaniem i zachodzę w głowę co takiego się wydarzy.
    Dzisiaj krótko, ale się spieszę
    Luar Princesa ♥
    T.T

    OdpowiedzUsuń
  13. Późno, ale jestem :D Rozdział naprawdę wybitny. Momentami miałam łzy w oczach czytając go. Nie wierzę, że zbliżamy się do końca, lecz liczę, że wszystko zakończy się szczęśliwie i w ogóle :)
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny ♥
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Co Ty za głupoty opowiadasz? Piszesz coś takiego bez weny? To ciekawe co wymyślisz z weną! To było bardzo przyjemne i podobało mi się :-) bardzo ciekawi mnie dalszy ciąg, bo nie wiem czego mogę się spodziewać.
    W takim razie dużo weny i czekam na kolejny rodzial :-)
    Pozdrawiam,
    Domi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju, wiedziałam, ze Teo żyje. :D
    Teraz nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Męczy mnie co się stało z Nottem. Musiałaś przerwać w takim momencie -,-?
    Dziewczyno, jesteś świetna. Nie chcę, żeby w ogóle ten blog sie kończył.
    Nawet cierpiąc na brak weny piszesz wspaniałe historie. Jestem z Ciebie bardzo dumna!
    Nie męcz nas i pisz kolejny rozdział jak najszybciej, bo jestem pewna, że będzie równie niesamowity jak pozostałe.
    Życzę weny i pozdrawiam :D
    /Juliette

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział cudowny!
    Popłakałam się po prostu.
    Teodor żyje? To cudowne :)
    Nie wierzę, że został jeszcze jeden rozdział i epilog i to będzie koniec. Bardzo się związałam z tym blogiem. Nie wyobrażam sobie jego końca :(
    Oczywiście czekam na nn <3
    Pozdrawiam, życzę weny i czasu do pisania,
    Catherine

    OdpowiedzUsuń
  17. Blaise Ty szatanie ! Jak ja go za to uwielbiam ! Ten tekst mnie rozwalił "-Chciałem tylko przekazać wiadomość-zawołał w ich stronę, nie kryjąc swojego zadowolenia. -To nie wy na nas napadacie. To my wypowiadamy wam wojnę!" -cudeńko !
    Teodor zyje ?! Coś tak podejrzewałam a to mała gnida xd
    Jestem ciekawa co będzie dalej ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  18. I że niby to ma być fatalny rozdział. Jest cudowny :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Ladjie, ładnie.
    Ci ten Teo nawyczynial.....
    Czekam na więcej ;)
    Wesołych Swiat :D
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ciekawy rozdział, wiele się w nim wydarzyło. A jednak Teodor przeżył, tylko dlaczego stworzył grupę mścicieli, dlaczego zaczął polować na Draco i jego bliskich, dlaczego w końcu zabił Lenę osobę, którą kochał? Mam nadzieję, że odpowiedzi na te pytania znajdę w kolejnym rozdziale, na który z niecierpliwością będę czekać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapraszam na mojego bloga o Dramione :)
    Mam nadzieję, że wpadniesz i przeczytasz :)
    Dziękuję, jeśli wyrazisz swoją opinię na temat opowiadania :)
    http://jednoczesniedwieosoby.blogspot.com/
    Pozdrawiam i zapraszam na 5 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Teodor! Ale nie wierzę, że zabił Lenę, oby to była tylko jakaś wersja petryfikacji.... Pisz szybciutko ostatni rozdział, bo umieram z niepewności, co będzie po bitwie ;) Życzę weny oraz Wesołych Świąt Wielkiej Nocy ;) buziaki, Lessiada

    OdpowiedzUsuń
  23. Ej weź wyjdź ok?!
    Mówisz, że to jest kiepskie?!
    Poprawka: to jest boskie ;D
    Ever
    http://dramione-milosc-bez-konca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Gratuluję!! Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards :)
    Więcej informacji tutaj:
    http://cora-hadesa-opowiadanie.blogspot.com/2014/04/liebster-blog-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  25. Super. Myślałam, że się podłączę jak to przeczytałam T.T I się popłakałam. Doprowadzasz mnie do łez. Ekstra! Czekam na nn ♡
    Julia Malfoy http://dracomanka.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  26. Teo ?! To nie jest możliwe, ale walczyłby z Malfoyem, no nie wierzę.
    / Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak jak obiecałam.
    K
    O
    C
    H
    A
    M

    C
    I
    Ę

    OdpowiedzUsuń
  28. OMG! Wiedziałam, że Teo żyje. Super mam tylko nadzieję, że czeka nas happy end. :)

    OdpowiedzUsuń
  29. boze lena nie zyje...
    ale teo!
    oby wszystko poszlo juz dobrze

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń