Gwałtownie otworzył powieki i usiadł na zimnej, wyłożonej białymi kafelkami podłodze, zanosząc się ciężkim, krwawym kaszlem. Był w szoku. Oddychał głośno, panicznie nabierając powietrza w płuca. Ledwie poruszał drżącym i wycieńczonym ciałem, kiedy jakimś cudem doczołgał się do toalety, zwracając wszystko co zdążył zjeść tego dnia.
Nie miał pojęcia ile czasu był nieprzytomny, ale chyba niezbyt długo, skoro nie zdążył się udusić ani nikt jeszcze nie wszedł do łazienki, napotykając na jego bezwładne, rozkrwawione ciało. Zacisnął rozedrgane palce na krawędzi muszli, a potem otarł strużkę krwi z ust, ciężko wzdychając. Musiał posprzątać ten bałagan. Dopiero co był w areszcie, nie chciał więcej konfrontacji z mugolskimi służbami, które z pewnością zainteresowałyby się powodzią krwi w klubowej łazience. Próbował wstać, ale nie bardzo mu to wychodziło, tak bardzo zmęczony i otępiały był, zwłaszcza z całą tą presją i przeświadczeniem, że lada chwila ktoś z pewnością tu wejdzie. Łazienki w klubach zawsze były oblegane. Albo ktoś chciał się w nich pieprzyć, albo ktoś chciał w nich rzygać. To cud, że jeszcze nikogo tu nie było.
Wstał, a potem na chwiejnych nogach, ruszył w stronę papierowych ręczników przy zlewie, teraz rozcierając własną krew również po ścianie, bo zmuszony był się o nią wspierać. Jego oddech wciąż był płytki. Był niemal pewien, że Carrow coś mu uszkodził.
Zebrał całą garść ręczników, a potem rzucił je na plamę krwi na podłodze, nie mając nawet siły jej zetrzeć. Był skończony. Mógł uciec, ale na nic by mu się to nie zdało. Policja miała jego akta. Odciski palców, DNA, życiorys. Chwili potrzebowaliby by do niego dotrzeć i zacząć zadawać niewygodne pytania, na które on nie mógłby odpowiedzieć.
Przesunął dłonią po twarzy, a potem wypuścił z ust drżące westchnięcie, bo to było jakieś absurdalne, że nie mógł wyciągnąć różdżki i jednym jej machnięciem posprzątać tego bałaganu. Zatrzeć wszelkie ślady, z łatwością uratować sobie tyłek.
Z otępieniem obserwował jak ręczniki nasiąkają krwią i uświadamiał sobie, że będzie potrzebować ich więcej, a od zlewu gdzie leżały, dzielą go dwa, teraz nie nadające się do pokonania, metry.
Miał wrażenie, że zemdleje, że znowu się dusi, że cruciastus odbija się na jego niemającym od wielu miesięcy styczności z magią ciele, niczym najboleśniejsza i najstraszliwsza klątwa, która w końcu od zawsze wydawała mu się nie do zniesienia, nawet wtedy kiedy uchodził za najlepszego śmierciożercę w szeregach Voldemorta.
-O kurwa-szepnął z rezygnacją, kiedy klamka przekręciła się, a do środka wsunął się czarny, ciężki but.
***
-O jak dobrze. Żyjesz-Blaise szybko wepchał się do środka, a potem zablokował drzwi zaklęciem, tak aby nikt nie był się tu wstanie dostać. Prędko uklęknął przy Draconie, a potem przyjrzał mu się uważnie, marszcząc przy tym brwi. -Carrow i Dohołow chwalili się tym kiedy tylko wrócili. Na pocieszenie, powiem, że jesteś ich najlepszym trofeum-wyjaśnił cicho, ujmując twarz chłopaka w dłoń, bo ta niebezpiecznie chyliła się ku dołowi.
-To idioci-stwierdził słabym i przerażająco chrypiącym głosem Draco, delikatnie uśmiechając się pod nosem. -Niczego nie potrafią zrobić dobrze.
-Cóż, zabicie cię, to wbrew pozorom nie taka prosta sprawa-wzruszył ramionami Blaise, z uznaniem podziwiając rozmazaną krew na podłodze, ścianach, a nawet twarzy jasnowłosego chłopaka. -Sam kilka razy próbowałem.
Draco prychnął pod nosem, a potem podniósł się z kolan i pociągnął w stronę ściany, aby móc się o nią oprzeć. Odetchnął ciężko, kiedy ostatkami sił wspiął się na nogi.
-Wpakowałeś się w niezłe kłopoty, Draco-zauważył z zamyśleniem Blaise, kiedy kilkoma machnięciami różdżki usunął cały bałagan narobiony tu przez jego byłego przyjaciela. -Dowiedz się kto zabił Weasleya, bo jak dowiedzą się, że żyjesz, to użyją groźniejszych środków...
-Przestań straszyć mnie Teodorem-odparł ostro Draco, mimowolnie krztusząc się krwią. -Obaj doskonale wiemy, że byś na to nie pozwolił.
-Może i nie, ale to nie ja żądzę. To nie będzie mój rozkaz-odparł z równą powagą Blaise, stając naprzeciw niego. -To nie jest śmieszne, Draco. Sam widziałeś, że oni się robią coraz bardziej wkurzeni.
-Wiem-uciął mu zirytowany blondyn, bo cholera, właśnie jakimś cudem przeżył, a on mu tu próbuje tłumaczyć, że śmierciożercy się wkurzyli.
-W takim razie podaj nazwisko. Wciąż możesz to wszystko zatrzymać-Blaise spojrzał mu w oczy, przybierając najbardziej zaciętą i poważną minę. Chyba myślał, że to na Draconie robi jakieś wrażenie.
-Nie.
Krótko. Lakonicznie. Ale jakże widowiskowo i epicko brzmiało to zdecydowane słowo w ustach tak zdruzgotanego i podupadającego człowieka jak Draco.
-Draco...
-Jak już powiedziałem, potrzebuję czasu...-powiedział, co przez jego nadwyrężone struny głosowe, okazało się wyjątkowo ciężkie do zrozumienia.
-Czasu, którego nie masz-odparł zirytowany Blaise, ostatecznie jednak dając za wygraną i proponując mu swój bok jako podporę w drodze do wyjścia z klubu. Draco bez przekonania zarzucił ramię na jego szyję, oddając nieco swojego ciężaru na barki Blaise'a.
Razem kroczyli przez roztańczony, pogrążony w transie tłum, który zupełnie nie zwracając na nich uwagi, pozwolił im niezauważonym i bezpiecznym dotrzeć do wyjścia.
-Zaczekaj.
Draco niespodziewanie zamarł i przystanął, w dokładnie tym samym momencie, w którym minęli bramki i już kierowali się na główną ulicę w tej dzielnicy, prowadzącą do jego małego i zapuszczonego mieszkania.
-Co?-Balsie spojrzał na niego z konsternacją, unosząc w górę jedną brew.
-Hermiona-wychrypiał Draco, dopiero teraz przypominając sobie, że w klubie nie był sam. Odetchnął ciężko, a potem mocniej wsparł się na ciele Blaise'a, bo ta świadomość była wyjątkowo przytłaczająca.
-Poradzi sobie. Musimy cię gdzieś położyć.
-Nie, nie ma mowy. Jest już późno, ona tu nie może zostać...
-Och, jesteś takim idiotą, zwierzając mi się z tego, jak bardzo ci na niej zależy-warknął, wywracając oczami Blaise.
-Wciąż wiedz, że jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię-ostrzegł go Draco, rzucając mu mordercze spojrzenie.
-Pójdę po nią-zaoferował się Blaise, w końcu dając za wygraną. Posadził Dracona na podłamanej i zniszczonej ławce tuż przy jakiejś starej kamienicy, a później wrócił do klubu, gotów znaleźć ukochaną swojego byłego-przyjaciela-teraz-wroga. Ponieważ wiedział ile ta dziewczyna dla niego znaczy. I choć nie powinien, cholera, naprawdę nie powinien mieć takich informacji, to wiedział, że Hermiona jest największą słabością niegdyś najlepszego i najzdolniejszego śmierciożercy, jaki kiedykolwiek wstąpił do szeregów Voldemorta.
[...]
-Nie ma jej tam.
-Że co?!-Draco uniósł w górę brwi, czując jak nagle wszystko zaczyna boleć go ze zdwojoną siłą.
-Może po prostu wyszła-Blaise wzruszył ramionami, chyba nie do końca przejęty tym faktem.
-Jesteś pewny? Sprawdziłeś...
-Jestem pewny, Draco-uciął mu ze znudzeniem Blaise. -Wystarczyło rzucić zaklęcie.
Blondyn wywrócił oczami. Oczywiście, że tak.
-Pieprzona Granger-jęknął zbolałym i wyjątkowo dziwnym tonem, bo jego krtań była chyba zmiażdżona.
-Pewnie wróciła do domu-rzucił z zamyśleniem Blaise. -Albo wyszła z jakimś gościem...-dodał po chwili, wyjątkowo wkurzającym, melodyjnym tonem. -Znacznie przystojniejszym i ciekawszym niż ty.
-Pierdol się-warknął wkurzony Draco, którego sama myśl o Hermionie z innym facetem napawała przerażeniem.
-Najpierw zaprowadzę cię do domu-uśmiechnął się ironicznie Blaise, niezbyt delikatnie zrywając go z ławki.
***
Dojście tutaj było katorgą. Nie tylko dla niego i jego wycieńczonego torturami ciała. Również Blaise zdawał się być wykończony tą drogą, bo po tym jak niemal niósł tu Dracona, wciągając go po schodach, rzucił się na kanapę w jego mieszkaniu i odrzuciwszy głowę do tyłu, zamknął oczy.
-Jesteś kretynem, Malfoy.
-Tak?-Draco uśmiechnął się i z zaciekawieniem uniósł jedną brew, ze skrzywioną od bólu twarzą rzucając się na łóżko.
-Dlaczego nie uciekałeś, kiedy ich zobaczyłeś?
-Bo wtedy by ją dorwali-powiedział cicho, co przez jego chrypę stało się prawie niedosłyszalne. Blaise jednak jakimś cudem zrozumiał o co mu chodzi.
-Okłamałeś mnie w sprawie Granger-stwierdził z pewnością, co dla potwierdzenia, Draco w żaden sposób nie skomentował. Przecież to było oczywiste.
-Nie próbuj jej skrzywdzić, Zabini-warknął, co nawet przy jego kiepskim stanie było dla Blaise'a przestrogą. -Doskonale wiesz, że mogę cię zniszczyć. W każdym momencie.
-Tak, wiem-przyznał z ironicznym uśmiechem Blaise. -Dopóki ktoś nie zajdzie ci drogi z różdżką w dłoni, jesteś bardzo zabójczy...-westchnął ciężko, bo to było prawdą. Carrow i Dołohow o tym wiedzieli. Znali go i mieli świadomość, że jeżeli nie będą przy Malfoyu bezwzględni, że jeśli dadzą dojść mu do słowa i ich omotać, skończą martwi.
-Blaise?-Draco zaczął cicho, po krótkiej chwili milczenia.
-Tak?-chłopak otworzył oczy i spojrzał na niego z irytacją.
-Sprawdzisz co u niej? Czy jest w domu?
-Chcesz, żebym nachodził twoją dziewczynę?-zapytał z niedowierzaniem Blaise. -Uderzyłeś się w głowę?-zmarszczył brwi i wstał z kanapy, pochylając się na leżącym w łóżku byłym przyjacielem.
-Przecież jej nie skrzywdzisz.
-Wiem, że to powiedziałem, ale dlaczego jesteś tego taki pewien? Czemu mi ufasz?-spytał z konsternacją chłopak.
-Nie ufam-odparł oschle blondyn, rzucając mu pełne politowania spojrzenie. -Po prostu Hermiona to najlepsza przyjaciółka Ginny.
[...]
Blaise zamrugał gwałtownie i przyjrzał się Draconowi z niedowierzaniem, niemą i nieskrywaną paniką.
-Nie wiem o czym mówisz-odparł na pozór obojętnie, jednak blondyn nie dał się zwieść. Uśmiechnął się z kpiną i podciągnął na łokciach. Teraz siedział na łóżku, w koszulce i twarzy spowitej krwią i to było przerażające.
-Od zawsze wiedziałem. Tylko udawałeś, że ci nie zależy...
-Ta... oczywiście-Blaise prychnął pod nosem, a potem odwrócił się do Dracona plecami, bo dłużej nie był już wstanie maskować emocji. Wkopał się. I to u osoby, u której nigdy nie chciał się wkopać.
-Tylko udawałeś, że przystawiasz się do Granger. Oszukiwałeś, żeby mnie wkurzyć. Wiem, że Weasley to teraz miłość twojego życia.
-Co ty wiesz o miłości?-odparł z wkurzaniem Blaise, który już wiedział, że nie ma sensu się kryć.
-Dokładnie tyle co ty-uśmiechnął się z lekkością, ale i bólem Draco. -Nic.
Przepełniony goryczą uśmiech pojawił się na twarzy Blaise'a, kiedy dotarły do niego słowa byłego przyjaciela. Draco miał rację. Był w tym wszystkim beznadziejny.
-W porządku-wzruszył ramionami i westchnął ciężko, wciskając ręce w kieszenie swoich spodni. -Zobaczę co z twoją dziewczyną.
***
Nie mogła uwierzyć, że ją zostawił. To, że mógłby tak po prostu uciec i pozostawić ją w klubie pełnych podejrzanych ludzi w ogóle nie przyszło jej do głowy. On był nienormalny.
Ze złością odstawiła na blat szklankę wody, a potem schowała twarz w dłoniach i przeczesała włosy palcami. To było chore. Dlaczego się z nim zadawała?
Westchnęła ciężko, a potem po raz kolejny przeszła się w te i we wte, cały czas oczekując, że jednak się tu zjawi. Chciała by przyszedł. Wszystko wyjaśnił. Przeprosił.
-Jestem taka głupia-jęknęła, bo dotarło do niej jak bardzo się oszukiwała. Znudziła mu się, więc ją wystawił. Ewentualnie poznał jakąś piękną dziewczynę w drodze do łazienki i to z nią postanowił spędzić resztę wieczoru. Bo to w końcu możliwe, prawda? Że kiedy nie był z nią, pieprzył inne dziewczyny. Nie byli parą. Nie mieli siebie na wyłączność. Oni tylko od czasu do czasu przestawali się nienawidzić, spędzali ze sobą noce, a potem zazwyczaj się kłócili, albo tak jak dzisiaj, olewali.
Z czasem jednak w mieszkaniu rozległo się głośne i zdecydowane pukanie, a ona nagle zapomniała o wszystkich wątpliwościach, niemal biegnąć w stronę drzwi, aby powitać, jak się spodziewała, Malfoya.
Chciała, zobaczyć, że wszystko jest w porządku. Łudziła się, że poda jej jakieś sensowne wytłumaczenie.
-Zabini-zimne i zaskoczone stwierdzenie wymknęło się z jej ust, kiedy zamiast Dracona, u progu drzwi dostrzegła poważnego, wyprostowanego chłopaka o ciemnych, jeszcze ciemniejszych niż te Harry'ego włosach.
-Ciebie też miło widzieć, Granger-odparł z fałszywie uprzejmym uśmiechem, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Co jeśli się myliła? Jeżeli Draconowi stała się krzywda, a za tym wszystkim stoi Zabini, którym szczerze od zawsze gardziła? W końcu Malfoy ją przed nim ostrzegał.
-Gdzie jest Malfoy?-spytała zimno, momentalnie przybierając wojowniczą postawę. Była gotowa się bronić, jeśli przyszedł ją skrzywdzić. Gorzej, że Harry'ego nie było w domu. Tak bardzo chciała, by wrócił już z pracy. Mocno ścisnęła wciśniętą do tylnej kieszeni spodni różdżkę.
-To ci się nie przyda-zauważył bystrze Zabini, wskazując palcem za jej plecy.
Cholera. Jak się zorientował? Głośno przełknęła ślinę, a potem cofnęła się o krok, wgłąb mieszkania.
-Skąd wiesz gdzie mieszkam?-zapytała niepewnie, przeklinając się za pieprzony brak pewności siebie.
-Malfoy mi powiedział.
Mocno zacisnęła usta, czując jak jakiś bolesny ciężar przywiązuje jej się do serca.
-Co? Dlaczego? Czy coś się stało?-spytała, mimowolnie wzdrygając się od przebiegającego jej przez plecy dreszczu.
-Czemu sama go nie spytasz?-zapytał z wrednym uśmiechem.
***
Leżał na łóżku. Jego oczy były zamknięte. Mięśnie powoli odpoczywały od prymitywnych, czarodziejskich tortur jakie zadali mu śmierciożercy. Był wściekły. Wściekły, ale również przerażony. Dopiero teraz dotarło do niego jak bezbronny i bezsilny stał się w obliczu kogoś kto trzyma różdżkę. Powinien być martwy. Wiedział o tym.
Zwlókł się z łóżka, a potem posunął się w stronę łazienki, bo nabrał już wystarczającej siły, by zmyć z siebie krew dzisiejszego wieczoru. Ściągnął z siebie ubrania, a potem bez patrzenia w lustro wszedł pod prysznic. Nim jednak zdążył odkręcić wodę, do jego uszu dobiegł dźwięk kroków po drugiej stronie drzwi. Ktoś był w jego mieszkaniu.
Na moment zamarł, starając się rozszyfrować jakieś dźwięki, rozmowy, albo formuły zaklęć, ale nic podobnego się nie zdarzyło. Odsunął zasłonę prysznica, a potem szybko ubrawszy się z powrotem, rozejrzał się za jakąś bronią.
[...]
Nie zamierzała pukać. Po prostu nacisnęła na klamkę, która tego dnia wyjątkowo ustąpiła i weszła do środka, rozglądając się za obecnością chłopaka. Nie myślała o tym, że Blaise mógł ją wrabiać. Że to pułapka. Teraz jedyne czego chciała to zobaczyć Dracona całego.
Zamarła kiedy drzwi do łazienki otworzyły się nagle, a on zamachnął się na nią grubym kijem, zapewne od szczotki albo mopa. Zacisnęła oczy z przerażeniem czekając na ostateczny cios, ale nic się nie stało. Była pewna, że jutro obudzi się z podłużnym siniakiem biegnącym przez środek jej twarzy.
-Hermiona?
Powoli i niepewnie otworzyła oczy, a potem zamarła, przyglądając mu się z niedowierzaniem, niezrozumieniem i strachem.
-Co tu robisz? Merlinie, mogłem cię zabić-odetchnął ciężko, a ona cofnęła się o kilka kroków, rzucając zszokowane spojrzenie w stronę jego twarzy, całej spowite przez drobne strużki i kropelki krwi. Jego koszulka, jak gdyby się w niej kąpał, na przodzie cała przesiąknięta była czerwoną cieczą.
Przyłożyła rękę do ust, tłumiąc wrzask. Co on zrobił? Co się stało z jego głosem?
Chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak wygląda. Nie widział swojego odbicia w lustrze, ale był wstanie się tego domyślić. Jego oczy były spanikowane, niczym wymęczonego i zaszczutego zwierzęcia. Miał sine ślady na szyi po tym jak Carrow zaciskał na niej swoje palce. Wyglądał strasznie. Wiedział o tym i żałował, że Hermiona nie przyszła tu trochę później, na przykład wtedy kiedy już zdążyłby się umyć i przebrać.
-M-Możesz to odłożyć?-zapytała niepewnie, wyjątkowo cicho, rzucając w jego stronę nieco przerażone spojrzenie.
Szybko odrzucił kij, przypadkowo znaleziony w łazience, obdarzając ją bezradnym spojrzeniem.
-Gdzie byłaś?-zapytał szeptem, postanawiając nie nadwyrężać swojego słabego głosu. Jego oczy zabłysnęły w bólu i goryczy, kiedy wiedział, że sprawy się skomplikują. Nie ma mowy, że odpuści mu bez wyjaśnień. Że nie będzie musiał kłamać.
-Wróciłam do domu. Zostawiłeś mnie samą na godzinę-zauważyła bez emocjonalnie, bo na użycie pretensjonalnego tonu nie miała już siły. Jej oczy wciąż śledziły plamy krwi na jego twarzy i bluzce.
Obserwowała jak wzdycha ciężko i przesuwa dłonią po twarzy, nieświadomie rozcierając przy tym skrzepnięte już strużki na swojej brodzie i linii szczęki.
-Powiedziałeś Zabiniemu gdzie mieszkam?-spytała, odwracając wzrok. To jedyne pytanie, które wydało jej się sensowne. Na to co się stało, bała się odpowiedzi.
-Poprosiłem go, by sprawdził czy nic ci nie jest-westchnął cicho Draco. Pieprzony Blaise i tak nie fatygował się z odpowiedzią. -Hermiona...-zaczął bezradnym tonem. -Tak bardzo mi przykro.
-Jest w porządku-westchnęła ciężko, a potem odwróciła się do niego plecami, nie będąc wstanie znieść dłużej śledzącego ją spojrzenia.
-Jest?-z nieprzekonaniem uniósł w górę brwi.
-Po prostu...-zaczęła z frustracją, przesuwając dłonią po włosach. -Nie mam na to siły, rozumiesz? Nie zniosę, jeżeli ponownie mnie zawiedziesz, więc jeżeli chcesz mówić, że jest ci przykro to to zrób, ale nie okłamuj mnie więcej. Wciąż jesteś ze mną nieszczery, wiem o tym, dlatego powiedz mi prawdę. Postaram się to zrozumieć, niezależnie od tego jaka będzie-westchnęła cicho i wzruszyła ramionami, mówiąc:-...albo to zakończ, zanim obydwoje zabrniemy w to wszystko zbyt daleko.
Milczał. Patrzył jej w oczy i czuł jak jego myśli toczą w umyśle wyjątkowo brutalną walkę. Chciał jej powiedzieć, naprawdę pragnął dzielić z kimś swoje sekrety. Wiedział jednak, że by ją stracił. Była dobra, widziała dobro w nim. Ale pomimo swojego egoizmu, nie zamierzał pozwolić by robiła to dalej. Nie chciał, by zostawała z nim z powodu swoich naiwnych przekonań. Jego nie dało się naprawić.
Spuścił głowę i mocno zacisnął szczękę.
-Nie mogę...
Jej usta uformowały się w cienką linię, kiedy dotarł do niej sens jego słów. A więc nie ważne, że się o niego martwiła. Że interesowała się jego życiem. Że był dla niej niesamowicie ważny. Że chyba zdążyła się już w nim zakochać. Odetchnęła ciężko i heroicznie powstrzymała cisnące się jej do oczy łzy. Po tym wszystkim nie zasługiwała na to, by mówił jej prawdę.
Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy zaczęła kierować się w stronę drzwi. W porządku, rozumiała. Za bardzo ją poniosło. Zbyt mocno się zaangażowała. To nie tak, że powinna odwiedzać go w mieszkaniu po tym jak na nieco ponad godzinę zostawił ją samotną w klubie.
-Mam problem z narkotykami.
Uniosła w górę brwi i odwróciła się w jego stronę, nie wierząc własnym uszom.
-C-Co?-zapytała drżącym głosem, nie wiedząc do końca jak powinna zareagować. Podświadomość przytaczało jej tu westchnienie ulgi.
-Wiem co myślisz.
Obserwowała jak z zakłopotaniem pociera własny kark, odbiegając wzrokiem gdzieś w bok, z dala od jej zaciekawionych oczu.
-Jestem alkoholikiem i narkomanem...-uniósł ramiona i wsunął ręce do kieszeni swoich spodni. Był ewidentnie zawstydzony.
-A dzisiaj w klubie spotkałem dilera, któremu wiszę trochę kasy-westchnął ciężko, a potem ostatecznie spojrzał jej w oczy. Głębokie tęczówki przepełnione niedowierzaniem. -Zaatakował mnie. Stąd ta krew.
Zamrugała gwałtownie, próbując otrząsnąć się z szoku. W świecie mugoli staczał się i pogrążał. Uciekał się do tych najgorszych i najniebezpieczniejszych rzeczy, jakby życie w niemagicznym świecie zobowiązywało go tylko do tego.
-Potrzebujesz pieniędzy?-zapytała cicho, na co on gwałtownie pokiwał głową, nieco się do niej zbliżając.
-Nie, to tylko nieporozumienie...
-Dlaczego bierzesz?-zapytała w końcu, bo ta wiadomość rozrywała ją na strzępy. Świadomość, że on oddawał się kolejnemu uzależnieniu była okropna.
-To...-westchnął cicho i przesunął dłonią po swoich jasnych, potarganych włosach. -To ciężkie do wytłumaczenia.
Prychnęła pod nosem.
-Taa... domyślam się-wzniosła oczy ku niebu, a potem z ciężkim westchnięciem opadła na kanapę i schowała twarz w dłoniach. -Chyba powinieneś się umyć. Nie mogę patrzeć na tę krew.
***
Szorstkimi ruchami zmywał z ciała krople krwi, opierając się jednocześnie o ścianę prysznica. Nie miał siły stać o własnych nogach. Jego ręce, wraz z szamponem utknęły na kosmykach platynowych włosów, a on zaczął rozważać czy rzeczywiście zrobił dobrze. Czy to w ogóle było wiarygodne?
Westchnął ciężko i począł spłukiwać pianę ze swojego ciała. Naprawdę wolał być w jej oczach rozchwianym emocjonalnie narkomanem niż zdrajcą, zabójcą i śmierciożercą. Wolał wmówić jej, że prawdziwie się stoczył, zaniedbał i zboczył na ścieżkę, na którą zbacza przeciętny, trudny nastolatek. Był gotów wcisnąć jej każdą z możliwych bzdur, byle tylko zatrzymać ją przy sobie. Wiedział, że zostanie. Że jego uzależnienie to nic, co mogłoby ją odstraszyć.
Chciał, aby tak samo było z faktem, że jest śmierciożercą.
Z wycieńczeniem zakręcił kran, a potem odsunął szarą zasłonę i na drżących nogach wyszedł spod prysznica. Był ciekawy, czy ona wciąż tu była. Całkiem zrozumiałe byłoby, jeśli uciekła by stąd zaraz po tym jak on zamknął drzwi do łazienki.
Po osuszeniu ciała ręcznikiem, ubrał się w czyste spodenki i koszulkę, a potem wyszedł z pomieszczenia i utkwił swój wzrok w dziewczynie siedzącej na kanapie. Wciąż tutaj była. Odetchnął z ulgą ale i zestresowaniem, a później ruszył w jej stronę na nieco chwiejących nogach, czując jak zstępuje na niego ogrom zmęczenia i zdenerwowania. Obraz stał się zamglony. Dźwięk mówiącej coś do niego Hermiony ledwo dosłyszalny. Dziewczyna zerwała się z kanapy, a potem ruszyła w jego stronę z zatroskanym wyrazem twarzy, ale on już nie kontaktował. Runął na podłogę, uderzając skronią w drewniane wykończenie drzwi od łazienki.
-----------------------
Cześć :)
Rozdział po lekkiej przerwie, za co przepraszam, ale jestem na wakacjach i nie dość, że mało na to wszystko czasu, to jeszcze internet beznadziejny :) Zapraszam do komentowania! :)
Wchodzę tu codziennie i nareszcie jest nowy rozdział , <3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny
Okej nie zamierzam się rozczulac nad Malfoy'em bo taki zawsze na cztery łapy spadnie ;)
OdpowiedzUsuńHermioną mnie skurczyła, więc o niej też nie BD nic pisać bo jak się denerwuje to... No tego... Nieważne XD
Blaise... <3 odrazu wiedziałam że nie może być całkiem zły :3 choć w ta jego miłość do Ginny to watpilam no ale widać niepotrzebnie :) w każdym razie cieszę się niezmiernie i bije ci poklony za to że zrobiła go takim jakim jest :)
Ostatnia kwestia to... Gdzie Lucek ? Zabrakło mi go :( żeby się troszke o Draco pomartwil i wgl :3 ale mam nadzieję że dasz go e następnym rozdziale, najlepiej w tej martwiacej się wersji która tak Draco przytłacza... Martwiacy się (oczywiście nie otwarcie) Blaise też byłby mile widziany xD
Pozdtawiam :*
Było do przewidzenia, że Draco nie umarł, ale spodziewałam się, hm, czegoś ciekawszego? Więcej akcji? Chyba tak. :/
OdpowiedzUsuńGeneralnie to rozdział nie był zły i nic dziwnego, że Hermiona poszła sobie z klubu, zrobilabym to samo. Btw, ona coraz bardziej mnie denerwuje. Zdaję sobie sprawę z tego, że dużo przeżyła, ale mogłaby trochę odpuścić i nie zastanawiać się codziennie, czy dobrze zrobiła, utrzymując kontakt z Malfoyem.
Draco też mnie wnerwia. Mniej, ale zawsze. Zależy jej na Hermionie, ale wydaje mi się, że gdyby naprawdę tak było, pozwoliłby jej znać prawdę. Niecałą, ale przynajmniej małą część. Domyślam się, że ona się o tym dowie i nie będzie obchodziło ją to, że chciał jej dobra.
Podsumowując, było ok i czekam na następny, pozdrawiam :)
Silence-guides-our-minds.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział szkoda tylko że Draco nadal ukrywa prawdę . mógłby w końcu jej powiedzieć cokolwiek o swojej sytuacji przecież on sam nie chciał tego ...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział , Monika :)
Trochę się opuściłam w komentowaniu, ale już wracam.
OdpowiedzUsuńNa rozdział czekałam niecierpliwie i się doczekałam :) bardzo mi się podoba, zresztą jak zawsze;) mam nadzieję, że Draco w końcu powie Hermionie prawdę, weźmie się w garść i odetnie od przeszłości. Ot, takie marzenia :)
Życzę weny i pozdrawiam.
Claire Jane Carter
Rozdział w porządku, ale znowu gmatwający sprawy. Tzn, rozumiem, nie można od razu wszystkiego wprost itd, ale Malfoy znoowu wciskający takie kity..i to TAKIE kity ! A i szkoda, że ona nie walczy o niego, o prawdę i o to zaufanie. I że daje się karmić takimi kłamstwami.
OdpowiedzUsuńNo w każdym razie, czekam na kolejną część. Pozdrawiam :)
Teraz to Draco wkopał się już kompletnie. Jestem ciekawa, jak będzie wyglądał moment, kiedy Hermiona dowie się o jego wszystkich kłamstwach. Przecież to będzie rzeź.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
jezu, draco cos ty narobil...
OdpowiedzUsuń