sobota, 18 lipca 2015

-Rozdział 25- It's okay, that's love

Ukryła twarz w dłoniach i oparła się o oparcie kanapy, ciężko wzdychając. Narkotyki? Serio?
Przesunęła palcami po swoich długich, kasztanowych włosach, a później zaczęła z zestresowaniem stukać stopą w skrzypiącą podłogę, wystukując rytm jakiejś szybkiej i nerwowej piosenki.
Chciała przeklinać Malfoya. Mocno zagryzała zębami dolną wargę i zaciskała ręce w pięści, wszystkimi siłami hamując swoją złość. To było niesprawiedliwe. Złe i nieodpowiednie, a do tego ją przerażało. Wyobrażenie sobie blondyna biorącego narkotyki było dziwne. Był do cholery czarodziejem! Może nie takim pełnoprawnym, przypominającym tych, w których towarzystwie się obracała, ale jednak mugolskie używki wciąż nie bardzo do niego pasowały. To znaczyło, że był nieszczęśliwy. Że miał problemy. Że robił coś złego.
Nagle drzwi do łazienki otworzyły się, a on wyszedł ze środka, już czysty, pozbawiony śladów krwi, które do tej pory plamiły jego skórę i ubrania. Mimo to, nie wyglądał dobrze. Był blady, jego oczy były ciemne i podkrążone, a na szyi pojawiały się pierwsze sinoczerwone ślady. Zmrużyła powieki. Ktoś go dusił.
-Dobrze się czujesz?-zapytała, kiedy nieświadomie zachwiał się na nogach, chyba nie do końca kontrolując własne ciało. Nie odpowiedział.
Zmarszczyła brwi, a potem podniosła się z kanapy, ale było za późno. Widziała jak jego oczy zachodzą mgłą. Pewnie już wtedy nic nie widział. Zemdlał, a potem runął na ziemię.

                                                                             ***

-Malfoy-z zatroskaniem i niepokojem ujęła jego twarz w dłonie i położyła jego głowę na swoich kolanach. -Malfoy-próbowała go wybudzić, odgarniając wilgotne po prysznicu kosmyki z jego czoła.
Wtedy też ktoś zaczął pukać do drzwi w niewielkim i starym mieszkaniu chłopaka, a ona poczuła jak po jej plecach przechodzi chłodny dreszcz. Nie miała pojęcia czego się spodziewać, ale na wypadek gdyby był to diler, który dopiero co załatwił Malfoya, sama podniosła niedawno co trzymany przez Dracona kij z podłogi oraz wyjęła z kieszeni różdżkę, a później podeszła do drzwi. Miała wrażenie, że w tej ciszy jest wstanie dosłyszeć walenie serca, które w obliczu tych wszystkich emocji, lada chwila miało wyrwać się jej z piersi.
Wstrzymała oddech, a potem nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi.
-Cześć Hermiono. Blaise Zabini wysłał mi patronusa, że powinienem odwiedzić Dracona...-wyjaśnił formalnie Lucjusz Malfoy, wyraźnie prostując się na jej widok. -Czy coś się stało?-zapytał ze zdezorientowaniem, kiedy z całej tej ulgi, że nie jest to nikt niebezpieczny, upuściła kij z łazienki na podłogę, a później zalała się płaczem.
-Tak. Nie. Och Merlinie-z frustracją skarciła samą siebie, a potem starała się ogarnąć, szybko wycierając palące łzy z policzków. -Draco właśnie zemdlał. Nie miałam siły przeciągnąć go na kanapę-wyjaśniła z nieco zdruzgotaną miną, a potem wpuściła mężczyznę do środka, z mieszaniną wszelkich emocji prowadząc go do pokoju, w którym na ziemi leżał Malfoy z dużym, fioletowym siniakiem rosnącym na jego bladej skroni.
-Zaraz temu zaradzimy-zapowiedział Lucjusz, który chyba był tak samo zaniepokojony i zmartwiony co ona, ale ze względu na jej stan, zachowywał opanowanie. Wyciągnął różdżkę i przetransportował ciało swojego syna na łóżko, gdzie ten bezwiednie opadł na poduszki, wypuszczając z ust zbolałe jęknięcie.
Mentalnie zdzieliła się w twarz. Była czarownicą, do cholery! Dlaczego zapomniała o różdżce?
-Długo jest nieprzytomny?-spytał Lucjusz, podchodząc do Dracona i pochylając się nad nim.
-D-Dwie minuty-wypowiedziała cichym, drżącym głosem, czując napływające poczucie winy. Ugh, była taką idiotką.
Lucjusz zmarszczył brwi, a później westchnął ciężko i wypuścił z różdżki strumień wody, oblewając nią twarz chłopaka.
Obserwowała jak Draco odzyskuje przytomność, dławiąc się i kaszląc.
-Może powinienem sprowadzić uzdrowiciela?-zapytał sam siebie Lucjusz, kiedy jego syn skulił się na łóżku, a potem przekręcił na bok i zwieszając głowę poza nie, zwymiotował na podłogę. -Cholera, Draco. Co ci jest?-zapytał, jednocześnie szybko sprzątając cały bałagan.
To przez narkotyki, pomyślała Hermiona, ale postanowiła nie mówić tego głośno przy ojcu Dracona. Ugh, w co ona się do cholery wplątała?! Ta sytuacja była śmieszna.
Draco z powrotem opadł na plecy, a potem zamknął oczy i przesunął dłonią po wymęczonej twarzy. Był chory.
-Przyprowadziłaś tu mojego ojca?-zapytał z niedowierzaniem ale i pretensją, zawieszając wreszcie swój wzrok na Hermionie.
Z całej tej konsternacji nie była wstanie nawet odpowiedzieć. Czy on naprawdę miał czelność robić jej jakiekolwiek wyrzuty?
-Zabini mnie zawiadomił-wyjaśnił formalnie Lucjusz, przysiadając na krawędzi łóżka. -Swoją drogą, wciąż nie mogę uwierzyć, że się z nim zadajesz...
Zmarszczyła brwi. Do tej pory nie zastanawiała się jak wkład w to wszystko ma Blaise.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz-poprosił zmęczony Draco, który za nic w świecie nie miał ochoty wyciągać brudów związanych z przynależnością do śmierciożerców. Nie przy Hermionie.
-Co ci się stało?
-Jestem po prostu zmęczony...
Do jego uszu dotarło jak Hermiona prycha z wściekłością i niedowierzaniem, a potem opuszcza pokój, chyba zamykając się w łazience.
-A więc?-Lucjusz zmarszczył groźnie brwi i nachylił się nad nim, mierząc zirytowanym spojrzeniem. -Słowo daję, synu, jeżeli wpakowałeś się w tarapaty...
-To co?-urwał mu równie wkurzony Draco. -Nie masz pojęcia co dzieje się w moim życiu. Nic ci do tego.
-Zawsze mogę pójść do ministerstwa i donieść im na ciebie...-wspomniał niby przypadkowo Lucjusz.
-Nie zrobiłbyś tego-wycedził z irytacją blondyn.
-Kiedyś mnie zrozumiesz, Draco-wywrócił oczami Lucjusz, a później przybrał już nieco łagodniejszy wyraz twarzy. -Mów.
-Wkurzyli się, bo wciąż nie mają nazwiska-wyjawił po dłuższej chwili milczenia Draco. Lucjusz wydał z siebie ciężkie westchnięcie, podczas gdy jego syn utkwił smutny wyraz w bladym suficie nad łóżkiem. -Kończy mi się czas, tato...
Nawet sam nie wiedział, kiedy to sformułowanie wyrwało się z jego ust. Tato. Tak, chyba naprawdę był bardzo chory.
-Coś wymyślimy-Lucjusz położył dłoń na jego ramieniu i odetchnął cicho, mocno się zamyślając.
-Jak dowiedzą się, że żyję, wyślą tu Teodora. Zabini pewnie już im powiedział-szepnął cicho Draco, czując jak powoli ogarnia go panika.
-Zrobiliby to?-Lucjusz w strapieniu uniósł w górę brwi.
-Chyba, że dam im mordercę Weasleya-wyjaśnił z goryczą Draco. -Jestem w potrzasku...
-Musisz z nim porozmawiać-powiedział w końcu starszy z Malfoyów, przybierając na twarz maskę powagi i opanowania.
-Z kim?-Draco zmarszczył brwi w niezrozumieniu, a później zmierzył ojca wyczekującym spojrzeniem, nie do końca nadążając za tym co się tu dzieje.
-Z mordercą pana Weasleya-wyjaśnił jakby było to oczywiste Lucjusz, a później poklepał go po policzku i uśmiechnął się pocieszająco, zanim zdążył na dobre opuścić stare mieszkanie, teleportując się do własnego domu.

                                                                                      ***

Nie wiedziała ile czasu tu spędziła, ale kiedy drzwi łazienki otworzyły się i stanął w nich Malfoy z podkrążonymi oczami i kurczowo zaciskanymi na framudze palcami, dotarło do niej, że stanowczo za długo.
-Powinieneś się położyć-zauważyła nieobecnym tonem, powoli odwracając się i spoglądając mu w oczy.
-Hermiona...
-Poważnie Malfoy, nie dam rady ściągnąć cię z podłogi, jeżeli ponownie zemdlejesz-stwierdziła z delikatnym, silnie wymuszonym uśmiechem, a potem próbowała go wyminąć, ale on złapał ją za łokieć i skutecznie uniemożliwił wyjście.
-Nie rób tego-poprosił słabym, zachrypniętym głosem, ale tylko tyle pozostało z jego niemocy i bezradności. Jego oczy wyrażały upór i determinacje. Mięśnie napięły się, w celu utrzymania prostej sylwetki.
-Czego?-uniosła w górę brwi, nie do końca wiedząc do czego zmierza.
-Nie odwracaj się ode mnie-poprosił, a ona w tym momencie poczuła jak coś w niej pęka. Oczywiście, że tego nie zrobi, bo mimo iż od niemal początku miała świadomość w jak toksyczną i beznadziejną relację się wdaje, to nie była od niego lepsza. Już dawno straciła przywilej wywyższania się. Aktualnie była w końcu zdepresowaną, panikującą dziewczyną, która ma problemy z autoagresją. Westchnęła ciężko, a potem zacisnęła mocno powieki i zarzuciła mu ręce na szyję, powoli się do niego przytulając. Pozwalała sobie na wdychanie jego zapachu, tak silnego i intensywnego po niedawnym prysznicu. Przesuwała palcami po materiale jego koszulki, powoli zmierzając nimi w stronę karku i włosów, wciąż jeszcze wilgotnych i pachnących szamponem. Chciała mu powiedzieć, że go kocha. Że to dlatego, żadne narkotyki nic między nimi nie zmieniają. Że chociaż jest tym załamana, to to nie ma żadnego znaczenia.
-Proszę, chodźmy już spać-wyszeptała w zagłębienie między jego ramieniem a szyją, mocniej przylegając do niego ciałem. Szukała w jego ramionach ukojenia i mimo iż dopiero co sam zamachnął się na nią kijem, to właśnie spokój znalazła w jego bliskości. Wiedziała, że nigdy by jej w ten sposób nie skrzywdził.
-Pogadajmy o tym-poprosił, instynktownie oplatając jej talię ramionami.
-Nie potrafię o tym rozmawiać-pokręciła głową, dalej nie otwierając oczu. -Nie teraz. Proszę, jestem strasznie zmęczona...
-Okey...-wyszeptał z lekkim zawodem, powoli cofając się i idąc w kierunku łóżka.
-Chyba, że chcesz zostać sam-nagle zawahała się i przystanęła, dokładnie w tym momencie, w którym on chciał popchnąć ją na miękką pościel i samemu ułożyć się tuż obok.
-Co?-zmarszczył brwi.
-Nie mieszkam tu-wzruszyła ramionami, rzucając mu nieco skrępowane spojrzenie. -Po prostu powiedz, że...
Westchnął ciężko, a później ujął jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował, opierając o nią swoje czoło.
-Zostań-poprosił, a potem z smutnym wyrazem twarzy czekał na jej reakcję.
Zacisnęła usta w wąską linię, a później bez słowa ściągnęła z siebie koszulkę i spodnie, ostatecznie stając przed nim tylko w bieliźnie. W mieszkaniu wciąż panowała przygnębiająca cisza. Było ciemno i ponuro, a on jedynie stał naprzeciw niej, wyjątkowo blisko i patrzył jej w oczy, doskonale wiedząc, że okłamywanie jej nie wyjdzie mu na dobre.

                                                                             ***

Kiedy następnego ranka odkręcił kran w kuchni i nalał sobie wody do szklanki, myślał tylko o tym co powiedzieć jej kiedy się obudzi. Może jednak nie powinien kłamać? Niewiele spał tej nocy, bo pomimo zmęczenia bezustannie myślał o Hermionie i o tym co przyjdzie mu znosić, kiedy ona wreszcie się dowie. Musiał jej to powiedzieć. Jeżeli ją szanował i była dla niego tak ważna, jak przed sobą przyznawał, musiał powiedzieć jej o tym, że był śmierciożercą.
Odetchnął ciężko i upił łyk zimnej wody, odsłaniając jednocześnie szare zasłony. Okna były nieco przybrudzone. Powinien je umyć, zanim zupełnie straci widok na ulice Londynu.
Spiął się, kiedy poczuł jak oplata go ramionami od tyłu. Jak przyciska swoje usta do miejsca między jego łopatkami, ręce zatrzymując na jego pasie.
-Cześć-powiedziała cicho, nieco przygaszenie, opierając czoło o jego plecy. Kim oni się do cholery stali?
Z zamyśleniem odwrócił się i ujął jej twarz w dłonie, a potem pocałował ją delikatnie i mocno przytulił, wyrzucając z siebie ciche westchnienie. Ona była dla niego ważna. Najważniejsza. Ale to pewne niedomówienie jeżeli chodzi o to co do niej czuł. Nie chciał mówić o miłości. Nie znał się na tym, nie chciał jej kochać, ani tak bardzo się zobowiązać, ale jednak...
-Hej, skarbie-wyszeptał, czułym ruchem odgarniając jej włosy z twarzy.
Rzuciła mu zmieszane spojrzenie. Skrabie?
-Powinnam wrócić do domu-stwierdziła z lekkim otępieniem, myślami wciąż żyjąc uczuciem, jakie wywołał w niej zwracając się do niej w ten sposób.
-Kiedy wrócisz?-zapytał nieco zmartwiony, bo wcale nie chciał, żeby odchodziła. Wiedział, że jeżeli powie jej prawdę, najprawdopodobniej straci ją na zawsze. Nie wyobrażał sobie, jak to zniesie skoro już teraz ciężko mu się z nią rozstać.
-Nie wiem-wzruszyła ramionami, a potem uśmiechnęła się delikatnie i zarzuciła mu ręce na szyję. -Możesz mnie odwiedzić-powiedziała po chwili namysłu.
-Tak?-z zaskoczeniem uniósł w górę jedną brew i przyciągnął ją do siebie, dłonie umieszczając na jej biodrach.
-Tak-potwierdziła skinieniem głowy, wznosząc się na palcach i długo całując go w policzek. -Wpadnij wieczorem-uśmiechnęła się, a następnie odwróciła i odeszła, zostawiając go samego pośród ścian zapadającego się mieszkania. Kąciki jego ust uniosły się do góry. Był zdezorientowany.

                                                                         ***

Stojąc pod drzwiami swojego domu nie do końca wiedział, czego tak właściwie oczekuje po spotkaniu z ojcem. Chciał mu podziękować, za to, że wczorajszego wieczoru pomógł mu kiedy był nieprzytomny i posprzątał jego rzygi z podłogi. To na pewno. Chciał się go zapytać, co robić dalej, bo rozmowa z zabójcą Rona Weasleya nie bardzo mu się uśmiechała. Chciał też...
-Draco?
Zamrugał gwałtownie, bo chyba nie trafił do nieodpowiedniego domu. Stała przed nim wysoka i zgrabna brunetka z piorunująco długimi nogami, w dodatku w samym ręczniku. Najwidoczniej była w trakcie kąpieli...
-Caitlyn-uśmiechnął się gorzko, dopiero po jakimś czasie przypominając sobie o nowej zdzirze swojego ojca. Cała ochota na podziękowania jakoś błyskawicznie mu przeszła.
-Wejdź proszę!-uśmiechnęła się radośnie, uchylając przed nim szerzej drzwi. Krople wody spływały po jej karku. -Strasznie miło cię widzieć-rzuciła, a potem wprowadziła go do salonu, chociaż to nie było konieczne, bo mieszkał tu przez całe swoje nieszczęsne życie. -Napijesz się?-zaproponowała, chyba niezbyt przejęta faktem, że stoi przed nim w samym ręczniku.
-Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwilę-odparł już niewzruszony jej wyglądem. W porządku był tylko facetem, więc zareagował kiedy tak otworzyła mu niemal półnaga, ale przecież ona w żadnym stopniu nie dorównywała jego Hermionie. Jego Hermionie. Zamyślił się na moment. Jego Hermiona była po prostu prześliczna. Była jego królewną...
-Draco słuchasz mnie?-zapytała nieco skonsternowana Caitlyn.
-Co?-wreszcie przeniósł na nią swoje spojrzenie, za wszelką cenę nie skupiając swojego wzroku na jej piersiach, które przez ten ręcznik wcale nie były takie nie do zauważenia. Cholera, czuł się tak jakby zdradzał Hermionę... Chociaż oni nawet nie byli razem. Oni się nawet nie kochali. -M-Możesz się ubrać?-zapytał wyraźnie roztargniony, jednak nie przez jej wyzywający strój, który nie był nawet strojem, a raczej Hermionę, co raz śmielej dobierającą się do jego zimnego i niedostępnego serca.
Obserwował jak Caitlyn chytrze uśmiecha się pod nosem, ale w żaden sposób tego nie komentuje, tylko znika na schodach, prosząc go o chwilę. Dziwka. Był pewien, że gdyby tylko był wobec niej bardziej otwarty, bez wahania zapomniałaby o jego ojcu i wskoczyła mu do łóżka...
Z ciężkim westchnięciem opadł na kanapie w salonie, rzucając tęskne spojrzenie w stronę barku, w którym jego ojciec przechowywał alkohole. Niegdyś Draco nigdy nie żałował sobie ognistej whisky...
-Cholera...-jęknął z bezsilnością, palce mocno zaciskając przy cebulkach swoich jasnych włosów.
-Draco?
Odwrócił się i spojrzał prosto w stalowoszare oczy ojca, który chyba właśnie wrócił z pracy, bo dopiero co rzucił teczkę i duży, czarny płaszcz na oparcie fotela przy wejściu do salonu.
-Co tu robisz?-zapytał Lucjusz, marszcząc brwi. -Nie powinieneś leżeć w łóżku?-zapytał z zatroskaniem.
Wow.
-Caitlyn mnie wpuściła-wzruszył ramionami Draco, a potem wstał i z skrępowaniem potarł ręką kark. -Chciałem pogadać.
-Oczywiście...-westchnął Lucjusz, a później podszedł do niego i usiadł naprzeciwko niego, na dużej, skórzanej kanapie. -Co się stało?
-Co się stało?-powtórzył z niedowierzaniem Draco, bo temat ich rozmowy wydawał mu się całkiem oczywisty. -Pieprzeni śmierciożercy się stali.
-Wciąż nie gadałeś z...
-Nie i nie porozmawiam-urwał mu ostro Draco. -Przecież nie mogę...
-Bo gdyby wszystko poszło tak jak myślimy, że by poszło, ona nigdy by ci nie wybaczyła.
Draco przez moment bił się z myślami. Twardo patrzył w oczy ojca, ze wszystkich sił próbując zaprzeczyć. Miał wiele powodów by nie przeprowadzać tej rozmowy, jednak...
-Tak.
Ona była najważniejsza.
-Och, Draco...
-Nie rozumiesz-pokręcił głową, a potem ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. -Nie wiem jak powiedzieć jej, że jestem śmierciożercą-wyszeptał bezradnie. -Nie mówiąc już o tym, że pracuję nad sprawą Weasleya. Jeżeli ona się dowie, że przez cały ten czas wiedziałem... Cholera, ona myśli, że to było samobójstwo-jęknął zbolałym tonem.
-Chwila...-Lucjusz zmarszczył brwi i spojrzał na syna z niedowierzaniem. -Hermiona Granger nie wie, że jesteś śmierciożercą?-zapytał z szczerym zaskoczeniem.
-Pewnie, oceniaj-chłopak wywrócił oczami i odchylił głowę do tyłu, opierając ją o oparcie kanapy.
-Jakim cudem wytłumaczyłeś się z wczorajszej sytuacji?
-Ona myśli, że jestem uzależniony od narkotyków-wzruszył ramionami, jednocześnie wydając z siebie ciężkie westchnięcie.
-Och Merlinie, naprawdę?-zapytał z niedowierzaniem Lucjusz, mimowolnie się uśmiechając. To było nawet trochę zabawne.
-Tak...-przyznał ciężko Draco, krzywo się przy tym uśmiechając. -Ale chyba tylko udaje. Nie jest taka głupia, jeżeli nie jest co do tego pewna, to przynajmniej podejrzewa mnie o kłamstwa.
-Kochasz ją-stwierdził nagle jego ojciec, na co on zmarszczył brwi i przyjrzał mu się z mieszanymi uczuciami.
-Nieprawda.
Nie chciał jej kochać, ponieważ wiedział jak bardzo beznadziejny w tym był. Nie potrafił, ani nie nadawał się do tego.
-Ależ oczywiście, że tak-zaśmiał się Lucjusz. -Kiedyś w podobny sposób straciłem głowę dla twojej matki.
Zamarł, czując jak zimny dreszcz przebiega po jego plecach. Jeżeli to była miłość, jeżeli właśnie tak miało wyglądać to co czuł do Hermiony, jeżeli jego domniemane zakochanie wyglądało choć w połowie tak jak to między jego rodzicami, to czuł do siebie odrazę. Właśnie dlatego uważał, że nie mógł jej kochać.
-Caitlyn szybko ci ją zastąpiła...-mruknął na pozór spokojnie, unosząc zimne spojrzenie na swojego ojca. Lucjusz widząc tą zmianę w jego nastroju jedynie westchnął ciężko.
-Nie mów tak, to skompli...
-Tak, dam ci znać, co postanowię w sprawie śmier...-Draco szybko zerwał się z kanapy i zaczął szykować do wyjścia. Naprawdę nie miał ochoty na tego typu rozmowy z ojcem. Nie chciał słuchać, że jego matka też była ważna...
-Wychodzisz?-w salonie nieoczekiwanie pojawiła się Caitlyn. Już ubrana.
Wzniósł oczy ku niebu, a potem odwrócił się w jej stronę, dość sceptycznym wzrokiem lustrując jej markową sukienkę. To oczywiste, że była z jego ojcem wyłącznie dla kasy.
-I dzięki za wczoraj-dodał, patrząc w oczy Lucjuszowi. Nie zamierzał zaakceptować Caitlyn. Nigdy.
Z roztargnieniem pokręcił głową, a potem opuścił swój rodzinny dom, nieopacznie mocno trzaskając przy tym drzwiami.

                                                                                     ***


-Hermiona?-Harry krzyknął do niej z kuchni, wychylając głowę zza potężnej, dębowej futryny. -Chcesz coś zjeść?-rzucił jej krótkie spojrzenie, a potem uniósł wysoko brew i splótł ręce na piersi.
-Nie, dzięki-wzruszyła ramionami, zakładając nogi na stolik do kawy. Oparła plecy o oparcie kremowej sofy i odetchnęła ciężko, wciąż zbyt zamyślona sprawą Malfoya, by powrócić do rzeczywistości.
-Wszystko w porządku?-zapytał z zainteresowaniem Harry, który chyba poddał się jeżeli chodzi o gotowanie i teraz całą swoją uwagę poświęcił jej, zajmując miejsce obok niej.
-Tak-pokiwała powoli głową. -Czemu pytasz?
-Ostatnie dni spędziłaś u Malfoya-zauważył ostrożnie. -Między wami okey?
-Tak, tak myślę-stwierdziła, wciąż nieco zamyślona. Jakoś nie chciała opowiadać Harry'emu, że Malfoy jest narkomanem. Naprawdę nie chciała usłyszeć czegoś w stylu A nie mówiłem?!. -Zaprosiłam go na wieczór-dodała po chwili, kiedy przypomniała sobie ten istotny fakt. -Moglibyśmy zjeść razem kolację, czy coś...
-Jesteście teraz razem?-zapytał z zainteresowaniem Harry. Miała wrażenie, że cała jego sylwetka nagle się spięła, a brwi zmarszczyły w oczekiwaniu na odpowiedź.
Z lekkim zaskoczeniem spojrzała mu w oczy.
-Nie-przyznała, bo to była prawda. Nawet o tym nie rozmawiali. Nie chciała wyjść na tą nawiną, której wydaje się, że po kilku spędzonych nocach, mogą nazywać się parą.
-Ale mimo to wciąż przesiadujesz w jego mieszkaniu i urządzasz randki w naszym?-spytał z powątpiewaniem Harry. Zgryźliwość w jego głosie niemal ją zabolała. Jej też się to wydawało dziwne, w porządku?
-To nie jest randka-stwierdziła twardo.
-Nie?-uniósł w górę brwi. -W takim razie co?
-Czy ty masz jakiś problem?-podniosła się z sofy i spojrzała na niego z lekkim oburzeniem. -Powiedz, że nie mogę tu nikogo zapraszać i miejmy tą rozmowę z głowy.
-On cię wykorzystuje, Hermiona-odrzekł z powagą Harry.
-Nie znasz go-odparła ostro, bo choć sama miała takie wrażenie, że Malfoy nie chce być jej chłopakiem, ani mieć z nią więcej do czynienia niż ma do tej pory, to czuła dziwny obowiązek bronienia go przed Harry'm.
-Czy ty go kochasz?-spytał nagle, a ją zamurowało, bo zupełnie nie spodziewała się takiego pytania. Cóż, przynajmniej jeszcze nie teraz. Patrzyła na niego spanikowana, nie do końca wiedząc jak z tego wybrnąć. Czy go kochała? Chyba. To znaczy, tak. Zdecydowanie wpadła w najgorsze bagno, jakie tylko mogła, ale jeżeli ledwo była wstanie przyznać to przed samą sobą, to nie było opcji, że powie o tym Harry'emu.
-Daj spokój-wywróciła oczami, splatając ręce na piersi.
-Tak, czy nie?
-Jakie to ma znaczenie?
-To znaczy tak?
-Och, daj spokój Harry! Czemu to cię obchodzi?!
I wtedy stało się to, czego nigdy, przenigdy się nie spodziewała. To jej się zdawało okropne. Okrutne i niesprawiedliwe. Po prostu nie takie. Harry po prostu wstał i nieoczekiwanie ją pocałował.

-----------------------------
Hej kooochani :) 
Dodaję rozdział. Kolejny już zaczęłam pisać, więc zapewne niedługo się pojawi ^^ Jeżeli jest jakoś za bardzo przygnębiająco, to powiem wam tylko tyle, że tak właśnie ma być. Ale spokojnie, to opowiadanie nie złamie wam serca, obiecuję :) 




10 komentarzy:

  1. O nieeee, Harry ! ;(( co on najlepszego zrobił no ?! Dawno mnie tu nie było , ale zaległości juz nadrobione i czekam na następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz Harry wszystko zepsuł. Takie mam wrażenie, bo skoro ona kocha Malfoya, ugh. Wiedział, że zaprosiła go na kolację, spędzają ze sobą razem czas, a zrobił to. :| Zauważyłam, że często też zmieniam zdanie, co do tej dwójki. Pod poprzednim rozdziałem cieszyłam się, że on tylko się o nią martwił, a teraz im kibicuję. Kibicuję im, mimo tego, że wiem jaka będzie reakcja Hermiony.
    Wiem, że to Dramione, ale po wszystkich kłamstwach Dracona, wolę Harry'ego. Merlinie...
    Dobra, zostawiając już cały ten felerny pocałunek, całość była ok. Najbardziej podobała mi się część z Lucjuszem. To chyba moja ulubiona postać w twoim opowiadaniu. Martwi się o swojego syna i mam nadzieję, że wyprowadzi go na prosto.
    Swoją drogą, te całe zdrobnienia i czułości typu 'skarb', czy 'księżniczka' nie pasują mi do Malfoya. :/
    To pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Granger nie będzie zbyt okrutna dla Harry'ego.
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za spam!
    Należysz do Katalogu Granger?
    Zapraszamy do brania udziału w konkursach, które są tworzone właśnie dla Was! Konkurs na blog miesiąca i miniaturkę miesiąca są dopiero początkiem naszych atrakcji!
    Lubisz komentować inne blogi, potrafisz wyłapywać błędy, zwracasz uwagę na styl pisania? Zgłoś się do jury konkursu na miniaturkę, aby ocenić konkursowe prace! To nic nie kosztuje, a możesz przyczynić się do naszego uśmiechu, a także uśmiechu autorek prac.
    Masz ulubionego bloga, którego jedną z głównych boheterów jest Hermiona, a także przy którego czytaniu niesamowicie się wciągasz, a czekanie na kolejny rozdział jest prawdziwą męczarnią? Zgłoś tego bloga do konkursu na blog miesiąca! Wystarczy wysłać maila, to zaledwie kilka minut...
    Więcej informacji o konkursów na katalog-granger.blogspot.com/
    Bierz udział w życiu Katalogu! Rozwijajmy swoje pasje i nie pozwólmy, aby nasz Katalog wygasł. Nawet jeśli nie bierzesz udziału w konkursach - przynajmniej pokaż, że jesteś i skomentuj posty, wyrażając swoje zdanie na dany temat. Nie zawiedź nas!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeny czytam z zapartym tchem a tu nie ma "nowszy post". Czekam z niecierpliwością, jak ta historia się potoczy i jaki będzie jej finał. Piszesz niesamowicie, na prawdę jesteś genialna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde. Mam mieszane uczucia teraz.
    Strasznie mnie denerwuje postawa Draco, jego tchórzostwo i to ciągłe wymigiwanie się od powiedzenia prawdy. Tym bardziej, że on nie jest śmierciożercą. Nie chce im pomagać. Dlaczego nie poprosi o pomoc? Swojego ojca, albo - od bidy - Harry'ego? Powoli się to irytujące robi..
    Ale tą sytuacja z Harrym to dowaliłaś. Nie bardzo wiem, jak to ugryźć... Jakoś nigdy nie potrafiłam sobie ich razem wyobrazić..
    No nic, w każdym razie czekam na kolejny rozdział.
    Niezmiennie, pozdrawiam, życzę weny i udanych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. No ja mam nadzieję, że nie złamie mi serca xD Jejku, ale namieszałaś. Hermiona, nasza biedna Hermiona i co teraz zrobi? Sama jeszcze nie wie co czuje do Malfoy'a (Ja wiem i nie jest to napewno nienawiść :D ) a Harry ją całuje. Harry, który jest jej przyjacielem, bratem, który oczekuje czegoś więcej. A teraz nasz kochany Pan-Wpakowałem-Się-W-Niezłe-Gówno. Trzeba mu po prostu pogratulować wyobraźni (ach, ten sarkazm!), nie brak mi na niego słów ale i tak go uwielbiam ^^ A no i skaczę ze szczęścia jak dodajesz nowy rozdział dltego nie mogę się doczekać kolejnego!
    Przepraszam za "trochę" chaotyczny komentarz ale innaczej po prostu nie mogłam :D
    A na koniec pozdrawiam oraz życzę weny i udanych wakacji :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja myślę, że nie złamie. Po przeczytaniu wszystkich twoich Dramione liczę, że mimo wielu perypetii i przeciwności losu bohaterowie jakoś odnajdą szczęście - najlepiej u swego boku.
    A co do samego rozdział, to jestem trochę zaskoczona, że Malfoy miał rację, co do Harry'ego. Czuję, że z tego nie wyniknie absolutnie nic dobrego.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. onie harry trzymaj lapy z dala od hermiony jasne
    jezu jak mi szkoda dracona:((

    OdpowiedzUsuń