Było już późno. Mrok dawno spowił ulice Londynu. Na dworze było pusto. Ciemno. Cicho.
Tymczasem w niewielkim mieszkaniu umieszczonym w starej i podupadającej kamienicy, Hermiona spała. Wtulała się w jego nagi tors, oplatała go swoimi rękami i nogami i była przy tym strasznie urocza.
Westchnął z rozmarzeniem, a potem przeczesał dłonią jej włosy, odgarniając z czoła nachodzące na twarz kosmyki. To było okropne. Świadomość, że ktoś tak piękny i uroczy, teraz również spokojny i opanowany, w rzeczywistości jest tak bardzo nieszczęśliwy. Ona cierpiała. Była smutna. A on nie był wystarczający by zrekompensować jej ten ból. Gdyby tylko mógł, wziąłby to wszystko na siebie. To zadziwiające, ale naprawdę tak myślał. Mimo swojego egoizmu, mimo faktu, że sam miał na głowie ogrom zmartwień, był pewien, że poradziłby sobie ze wszystkim, jeżeli tylko ona nie musiałaby sobie radzić z niczym.
Odetchnął ciężko, a potem delikatnym ruchem pogładził ją po policzku i pocałował w czubek głowy, napawając się zapachem jej włosów. Była idealna i to go przerażało.
Powoli i najdelikatniej jak potrafił, tak aby jej nie obudzić, odsunął ją od siebie, a później wyswobodził z jej ramion i zsunął z łóżka, stając bosymi nogami na skrzypiącej podłodze. Skrzywił się delikatnie, jednak dziewczyna wciąż spała spokojnie, najwyraźniej obojętna na tego typu dźwięki. Wsunął na siebie bieliznę i czarną koszulkę bez rękawów, ziewnął przeciągle i ospale, doskonale wiedząc, że sam również powinien już iść spać, ale zamiast tego ruszył w stronę kuchni i usiadł na wysokim krześle, opierając łokcie o blat stołu.
W bezsilnym geście przesunął dłonią po swoim delikatnym, ledwo widzialnym zaroście, a potem ukrył twarz w dłoniach, pozwalając by z jego ust wydobyło się drżące westchnięcie. Musiał coś zrobić. Potrzebował się czymś zająć, inaczej, był pewny, że tej nocy nie zmruży oka, mimo tak cudownego towarzystwa jak Hermiona. To go po prostu przerastało. Wszystkie te uczucia, zmartwienia i komplikacje.
-O kurwa-jęknął zbolałym i nieco spanikowanym tonem, kiedy usłyszał jak ktoś puka do drzwi. Przecież tylko tego mu brakowało. Szybko zeskoczył z krzesła i podszedł do wejścia, bo cholera, ten ktoś pukał coraz głośniej, a on nie chciał by obudził Hermiony. Bez namysłu otworzył drzwi i z poirytowaniem splótł ręce na piersi, jednak zamiast, tak jak się spodziewał, Blaise'a, u swego progu dostrzegł ponurą i zmartwioną twarz Harry'ego. Harry'ego pieprzonego Pottera.
-Co ty tu robisz?-zapytał głośnym i rozzłoszczonym szeptem, wypychając go na korytarz i zamykając za sobą drzwi. Błagał Merlina, żeby nie zaczęli się bić. Tylko tego mu brakowało, by zaczęli walczyć ze sobą o tej porze.
-Jest tutaj?-zapytał z wyczekiwaniem i napięciem Harry, a on zamarł na moment, rozważając, która odpowiedź będzie bardziej odpowiednia. Do cholery, właśnie przespał się z dziewczyną, w której ten dupek się kocha. Tak przynajmniej uważał.
-Tak-skapitulował, bo naprawdę nie miał siły kłamać. -Obijmy sobie mordy i będzie po sprawie-zaproponował typowo po męsku, jednak najwidoczniej Harry nie był zainteresowany tym rozwiązaniem. Ku jego zaskoczeniu, jedynie opuścił ramiona i jakby odetchnął z ulgą, na moment spuszczając głowę.
-Och to dobrze-powiedział wyraźnie usatysfakcjonowany, co Dracona wyraźnie zbiło z tropu. Co do cholery?
-Niby dlaczego?-zmarszczył brwi i przyjrzał mu się z zaskoczeniem, pocierając dłonią swój kark. Ta rozmowa była niezręczna, zwłaszcza, że stał przed Harry'm Potterem w samych bokserkach i koszulce. To mu się wydawało nieco... uwłaczające.
-Cóż, wariuję, kiedy nie daje znaku życia i nie wraca do domu-chłopak wzruszył ramionami i odetchnął ciężko, uważając te rozmowę za skończoną. -Czy ona chce ze mną wrócić?
-Ona śpi-odparł krótko Draco, jakby fakt ten dawał mu prawo, by przetrzymywać ją w swoim mieszkaniu, z dala od najlepszego przyjaciela.
-Przekaż jej, żeby jeszcze kiedyś wpadła do swojego mieszkania-uśmiechnął się nieco niezręcznie Harry, a potem wsunął ręce do kieszeni swojej zwykłej, mugolskiej kurtki. -I opiekuj się nią-rozkazał twardo, piorunując go wzrokiem. -Mówię poważnie-dodał, kiedy Draco w żaden sposób tego nie skomentował. -Zabiję cię, jeśli ją skrzywdzisz.
Cudownie.
-Nie skrzywdzę-obiecał cicho Draco, chociaż doskonale wiedział, że to nieuniknione. Jego charakter, jego usposobienie i sam fakt, że po porostu był sobą. Zbyt wiele czynników istniało, by skrzywdzenie Hermiony było niemożliwe. -Przekażę jej, że byłeś-obiecał, sam nie wiedząc tak właściwie dlaczego, a potem patrzył jak Potter odchodzi bez pożegnania, czując jak w jego sercu sieje się wątpliwość. Może jednak się mylił? Może Harry wcale nie był zagrożeniem?
***
Powoli otworzyła klejące się do siebie powieki i przesunęła dłonią po twarzy, zmęczonej od stale utrzymywanej poprzedniego dnia, kamiennej maski. Nie wiedziała jak robił to Malfoy. Jakim cudem tak świetnie maskował emocje. Ona zdecydowanie się do tego nie nadawała.
Przeciągnęła się, a potem podparła na łokciu i pochyliła nad śpiącym obok niej chłopakiem, uważnie mu się przyglądając. To było dziwne. Wyglądał nadzwyczaj normalnie, spokojnie i pięknie. Podczas gdy w jej wnętrzu toczyła się przeraźliwa bitwa, nieustanna i wycieńczająca, odbijająca na wyglądzie zewnętrznym walka, on pozostawał taki jak zawsze. Może nawet zdrowszy, przystojniejszy. Wydawało jej się, że wyglądał stokroć lepiej niż kiedy zobaczyła go po raz pierwszy od zakończenia wojny. Jego oczy były wtedy chorobliwie podkrążone i smutne, ręce i nogi nienaturalnie chude, a włosy matowe i wypłowiałe.
Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, a potem pochyliła nad nim i złożyła czuły pocałunek, zatrzymując usta przy jego policzku na nieco dłużej niż tego zwyczajny, przelotny całus wymaga. Była mu taka wdzięczna, że przy niej został. Że był w najcięższej chwili jej życia.
Zwlokła się z łóżka, a potem szybko ubrała we wczorajsze ubrania i skorzystawszy z łazienki, umyła się, uczesała, a nawet nałożyła delikatny makijaż za pomocą różdżki. Doprowadziła się do porządku. Musiała, ponieważ miała świadomość, że jeżeli o siebie nie zadba, Malfoy po przebudzeniu zastanie wrak człowieka, ruinę, nie zwyczajną dziewczynę, z którą zdecydował się być.
Teraz od dobrych dziesięciu minut smażyła w kuchni naleśniki, w myślach powtarzając sobie codzienne kwestie, takie jak 'dzień dobry', albo 'jak się spało?'. Chciała być normalna. Chciała zachowywać się normalnie. Niczego nie pragnęła tak, jak zwyczajnego życia.
W trakcie kiedy nalewała kawę do kubka, z zaskoczeniem stwierdziła, że ktoś podchodzi do niej od tyłu, oplata ją ramionami i składa delikatny, bardzo powolny pocałunek na jej odsłoniętym ramieniu. Nie słyszała, kiedy zdążył wstać.
-Zawsze chciałem to zrobić-powiedział cicho, wprost do jej ucha, wyjątkowo zmysłowo, a jednak wciąż nieco ospale, przez delikatną chrypę w jego głosie. Och Merlinie. Uśmiechnęła się pod nosem i w niekontrolowanym ruchu odchyliła głowę do tyłu, dając mu tym większy dostęp do swojej szyi. Przymrużyła oczy, kiedy jego usta zaczęły sunąc w górę, w stronę jej szczęki. Nie wytrzymując tej niewystarczającej dozy bliskości, odwróciła się w jego stronę, a potem zarzuciła mu ręce na szyję i z szerokim uśmiechem przywarła ustami do jego warg, napawając się beztroską i nieprzemyśleniem tego gestu. Chciała by tak już było zawsze. By mogła tak po prostu bez zastanowienia, spontanicznie go całować.
Poczuła jak Malfoy łapie ją za uda, a potem, zanim zdążył nimi na dobre posunąć wyżej, unosi ją do góry i sadza na kuchennym blacie, nie przerywając przy tym pocałunku.
-Naleśniki-mruknęła kiedy na sekundę oderwała się, by zaczerpnąć powietrza.
-Później-odparł szybko, a potem na nowo przywarł do jej ust, sprawnym gestem rozchylając jej nogi, tak aby móc stanąć między nimi.
-Przypalają się-zauważyła, kiedy stanowczym gestem odepchnęła go od siebie. Starała się nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyła jego naburmuszoną, obrażoną minę.
-Śmieszę cię?-zapytał z udawaną złością, kiedy z zaskoczeniem obserwował jak Hermiona chichocze, zeskakując z blatu. Patrzył jak odwraca się do niego tyłem, a potem przekłada naleśniki na talerz i zakręca gaz.
-Trochę-przyznała, wzruszając ramionami. Splótł ręce na piersi i uniósł w górę jedną brew. Serio? A więc po ostatnim dniu, kiedy to przeszła załamanie nerwowe, teraz zachowywała się w ten sposób? To znaczy, naprawdę go to cieszyło, nie zamierzał narzekać, ani w żaden sposób komentować, ale jednak nie było to dla niego wiarygodne. Ona udawała.
-Chcesz coś dzisiaj porobić?-zapytał na pozór naturalnym tonem, z lekkością przeczesując przy tym swoje włosy. -Przejść się, albo coś zobaczyć?
-Myślałam, że wrócę do domu. Harry pewnie się martwi-odparła, wręczając mu w dłonie kubek z herbatą. Uśmiechnęła się nieśmiało, a potem wbiła wzrok w swoje bose stopy.
-Ale ta oferta bardzo mi pochlebia-przyznała, bo nigdy nie podejrzewałaby Malfoya o propozycję spędzenia wspólnie czasu.
-Potter był tutaj wczoraj wieczorem-wspomniał, nieco zawiedziony, że dziewczyna nie chce tu zostać. -Spałaś już, więc nie chciałem cię budzić.
-Harry był tutaj?-powtórzyła z niedowierzaniem, szybko odnajdując wzrokiem jego stalowoszare oczy. Z zaintrygowaniem obserwował jak maluje się w nich niepokój.
-Nie przeszkadzało mu, że tu jesteś, jeśli o to chodzi-zapowiedział z delikatnym uśmiechem.
-Och, dzięki Merlinie-odetchnęła ciężko. -Nigdy nie zapomnę jak wparował tu i wywrócił cię na podłogę-wspomniała z niepokojem, przeczesując palcami włosy. -Dziękuję, że się nie pobiliście.
-Taa-wzruszył ramionami. -To nie było takie trudne.
-Skoro wie gdzie jestem-odpowiedziała tym samym gestem, delikatnie się uśmiechając. -Może jednak mam trochę czasu. Może moglibyśmy...?
Pocałował ją po raz kolejny. I kolejny. I zamierzał to robić na okrągło. Tak długo, jak tylko będzie miał okazję. Tak długo, aż będzie dla niej wystarczający.
***
Szli ulicą Londynu, a on obejmował ją w talii, mocno trzymając przy sobie. Czuła się w jego towarzystwie jak królewna. I choć nie bywał przesadnie kulturalny lub nienaturalnie uprzejmy, to jednak ją szanował, dbał o nią i stawiał na pierwszym miejscu.
-Gdzie chcesz iść?-spytał, mimochodem przechylając szyję i całując ją w czubek głowy. Uśmiechnęła się pod nosem, bo on chyba nawet nie odnotował kiedy to zrobił. Wciąż tak jak przedtem, wpatrywał się przed siebie, stawiając powolne i leniwe kroki na brukowym, londyńskim chodniku.
-Nie wiem-wzruszyła ramionami i mocniej wtuliła się w jego bok. -Może jakaś impreza?
-Chcesz iść do klubu?-zapytał ze zdziwieniem, bo ledwie minęło południe.
-Zaraz po kręglach-uśmiechnęła się chytrze.
-Kręglach?-zatrzymał się, a potem odwrócił ją w swoją stronę, przyglądając się jej z lekką niepewnością. -Nigdy w to nie grałem-przyznał, bo choć wielokrotnie stykał się z tym terminem wśród mugoli, to nigdy tak naprawdę nie dowiedział się o co w tym chodzi.
-Wiem-przyznała, delikatnie skinąwszy głową. Jakoś nie wyobrażała sobie Malfoya grającego w zwykłą, mugolską grę. -Chcę ci pokazać dobre strony niemagicznego życia.
-Najpierw powinnaś udowodnić, że one w ogóle istnieją-prychnął, a potem ruszył dalej, przed siebie, wciąż trzymając ją przy sobie.
***
-Musisz rzucić kulą i zbić je wszystkie-wytłumaczyła szybko Hermiona, wskazując dłonią ustawione na końcu wąskiego toru kręgle.
-Tak, tyle to się domyśliłem-przyznał niezbyt przekonany co do tej gry, rzucając dyskretne spojrzenie w stronę faceta niedaleko, który po mistrzowskim rzucie właśnie wyskakiwał do góry, ciesząc się ze swojego zwycięstwa. Uśmiechnął się. To nie wyglądało na trudne.
-Możemy zaczynać?-spytała dziewczyna, kiedy z lekkim otępieniem gapił się na inne tory, gdzie obcy mu gracze rzucali kulą. Skopiowanie ich ruchów nie wydawało się skomplikowane.
-Kiedy tylko chcesz-wzruszył ramionami.
-Zacznę, bo jestem kobietą-uśmiechnęła się pod nosem Hermiona, a on z rozbawieniem obserwował jak wybiera jedną z kul, a potem ustawia się na początku toru, robi jakieś dziwne ruchy i wykonuje rzut. -O tak! Widziałeś to?! Widziałeś?!
Zaśmiał się, widząc jak zbija prawie wszystkie kręgle, a potem wykonuje skomplikowany taniec radości.
-Został tylko jeden-oświadczyła, a potem wybrała kolejną, wyglądającą na całkiem ciężką, kulę i rzuciła ją prosto w samotnego kręgla, ostatecznie przewracając i jego. -Jeeej! Hura!-zawyła, a on ponownie zaczął się z niej śmiać, bo nigdy nie pomyślałby, że może się tak cieszyć z tak bezsensownego powodu. W dodatku nie spodziewał się, że po wczorajszym, tragicznym dniu, będzie się umiała w ogóle uśmiechać.
Hermiona podeszła do niego, a potem niespodziewanie zarzuciła mu ręce na szyję i przybliżyła swoją twarz do jego, uśmiechając w ten drapieżny i perfidny, zupełnie obcy mu uśmiech.
-Twoja kolej, skarbie. Nie przejmuj się, jeśli przegrasz-poprosiła, a potem szybko odsunęła się od niego i zajęła miejsce na kanapie, zarzuciła nogę na nogę.
A więc to z tego się tak cieszyła. Z tego, że go pokona.
Uśmiechnął się z powątpiewaniem i po raz ostatni rozejrzał po reszcie torów. To naprawdę nie mogło być aż tak trudne.
Wybrał kulę, byle którą, bo naprawdę nie bardzo się na tym znał, a później, naśladując ruchy zwycięscy skaczącego teraz parę torów dalej, oddał rzut.
-Że co?! Nie! Ty kłamco!-Hermiona szybko zerwała się z kanapy i pobiegła o niego, zaczepnie trącając go w pierś. -Powiedziałeś, że nigdy w to nie grałeś.
-No bo nie grałem-wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej, mierzwiąc swoje jasne włosy.
-W takim razie jak?-wskazała dłonią na wszystkie zbite kręgle. -Tego się nie robi za pierwszym razem.
-Jak widać-złapał ją w talii i przyciągnął do siebie, -Po prostu jestem dobry w takich rzeczach.
-Oszukiwałeś-powiedziała nieco nadąsana, kiedy złożył na jej ustach krótki pocałunek.
-Niby jak?-zapytał wciąż rozbawiony, unosząc w górę brwi. -Twój perfekcyjny umysł nie może przyjąć do wiadomości, że właśnie jesteś w czymś gorsza?-dogryzł jej, przyciągając ją bliżej swojego ciała.
-To po prostu niesprawiedliwe.
-Sama objaśniałaś mi zasady-przypomniał jej, a ona, nieco wkurzona oderwała się od niego i splotła ręce na piersi. -Twoja kolej-powiedział, na co jedynie wywróciła oczami i oddała kolejny rzut.
[...]
To było irytujące. Tak cholernie wkurzające, że zawsze był we wszystkim idealny, że kiedy po niespełna dwóch godzinach wyszli z kręgielni w ogóle się do niego nie odzywała. Nie potrafiła. W obecnej chwili szczerze go nienawidziła.
-Czy ty naprawdę jesteś zła?-zapytał wciąż rozbawiony jej zachowaniem, obejmując ją ramieniem, kiedy szli szarą ulicą Londynu.
-Nie, oczywiście, że nie-zaprzeczyła, bo choć była wściekła, wiedziała, że to dziecinne. Obserwowała jak oddycha z ulgą, a potem już z beztroską miną kroczy przed siebie, wciąż mocno ją obejmując. Idiota, miał jej nie wierzyć! Powinien jakoś jej to wynagrodzić.
-Pójdziemy do klubu?-zapytała w końcu, postanawiając zażegnać swoją żałosną i bezsensowną złość. Musiała nauczyć się to kontrolować, znosić przegraną, a przede wszystkim kontynuować odciąganie swojego umysłu od wczorajszej rzeczywistości.
-Dalej chcesz tam iść?-zapytał z zaskoczeniem, rzucając jej uważne spojrzenie.
-Dlaczego nie?-wzruszyła ramionami i skręciła w jedną z ulic, w stronę dobrze znanych klubów. Razem z Ginny zwiedziła w te wakacje niemal większość z nich, kiedy to zdesperowana i nieszczęśliwa, szukała wszelkich sposobów na zapomnienie.
-W porządku-pokręcił głową, cicho wzdychając pod nosem. -Skoro chcesz...
***
Klub, który wybrała Hermiona był zatłoczony, ale on jakoś nie bardzo zwracał uwagi na tłumiących się wokół niego ludzi. To już drugi raz kiedy pojawił się w takim miejscu dla niej, odważnie wystawiając na próbę swoją silną wolę. Mocna woń alkoholu unosiła się w powietrzu.
-Pójdę po drinki. Chcesz coś?-zaoferowała Hermiona, jakby czytając mu w myślach, w dodatku całkiem zapominając o jego szlachetnym postanowieniu.
Uniósł w górę brwi i szybko zamrugał powiekami, przyglądając się jej w lekkim zdziwieniu. Serio?
-Jej, przepraszam. Zupełnie zapomniałam-spojrzała na niego z zakłopotaniem, nerwowo przygryzając dolną wargę. -Merlinie, jestem idiotką...
-Nie, w porządku-uśmiechnął się delikatnie. -Idź, napij się, jeśli chcesz-wzruszył ramionami, jakby było mu to zupełnie obojętne. Bo chyba było, prawda? Poradzi sobie z tym. Chyba.
-Nie, nie muszę-pokręciła głową, a potem zarzuciła mu ręce na szyję, znacznie się do niego zbliżając. -Zatańczymy?-spytała, unosząc w górę jedną brew.
Westchnął, a potem wywrócił oczami.
-Czemu nie?-uniósł w górę ramiona, a potem pociągnął ją w stronę parkietu, bo choć nigdy tego nie robił, to dla niej chciał być normalny. Chociaż przez moment.
[...]
To trwało już jakiś czas. Skakali, machali rękoma, ocierali się o siebie i czasem całowali, a w dodatku, choć za wszelką cenę chciał to ukryć, dobrze bawili. Tak, od dawna nie miał takiej chwili wytchnienia. Nie pamiętał kiedy ostatnio po prostu poszedł do klubu, bez żadnych niecnych lub haniebnych zamiarów.
Głośna, dudniąca muzyka wprowadzała ich w trans, duchota i gorąc przyspieszały ich oddechy, a wzajemna bliskość, bicie serca. Było idealnie. Tak jak powinno być, kiedy dwójka ludzi idzie na imprezę i nie myśli o niczym innym jak wspólnej zabawie.
Hermiona oplotła ręce wokół jego szyi. Stała na palcach i sunęła ustami po mocno zarysowanej linii jego szczęki, co chwila ocierając się o niego w rytm klubowej muzyki. I to było wspaniałe. Cholernie niegrzeczne i odurzające, zwłaszcza w jej wykonaniu.
I właśnie wtedy, kiedy nie chciał już niczego innego, jak zaciągnąć ją w stronę łazienki by zrobić to, co już każdy może sobie z łatwością dopowiedzieć, dostrzegł pośród roztańczonego tłumu znajomą sylwetkę. Twarz na tyle dobrze kojarzoną, że nagle stał się całkiem obojętny na gesty i ruchy tańczącej przy nim dziewczyny, na moment zapominając o jej istnieniu.
-O kurwa-powiedział cicho, wręcz bezgłośnie, zważywszy na to jak głośno dudniły tu pierwsze takty zeszłorocznego, wakacyjnego hitu. Spoważniał. Zatrzymał się. Całkiem wyłączył na rzeczywistość.
-Co się dzieje?-zapytała skonsternowana Hermiona, kiedy podświadomie odsunął ją od siebie, robiąc kilka kroków do tyłu. Przesunęła dłonią po swoich długich, delikatnie kręconych włosach i spojrzała na niego z niezrozumieniem, marszcząc przy tym brwi.
-Nic. Ja tylko pójdę na moment do łazienki, okey?-powiedział szybko, nie odrywając wzroku od przyglądającej mu się z drugiego końca sali postaci. -Nie ruszaj się stąd, dobrze?-zapytał z lekkim strapieniem, na moment przenosząc na nią uważne spojrzenie.
-Dobrze-przytaknęła, wzruszając ramionami, zupełnie nie wiedząc, czego powinna się spodziewać.
-Obiecaj.
-Merlinie, Malfoy, jestem dorosła-odparła nieco poirytowana, a potem odwróciła się do niego i zaczęła tańczyć pośród tłumu.
-Cokolwiek-westchnął ciężko, a potem pomknął w stronę łazienki, rzucając jeszcze jedno spojrzenie w stronę znajomej twarzy.
***
Mocno zacisnął palce na krawędzi umywalki, a potem spojrzał w lustro, w swoje spanikowane oczy i już wiedział, że ma przerąbane. Dostrzegł w odbiciu jak dwaj, ubrani w czarne płaszcze mężczyźni przyglądają się mu ponad jego ramieniem.
Odetchnął znacząco, a potem odwrócił się, przybierając na twarz kamienną maskę chłodu i opanowania. Zacisnął szczękę, zmienił swoje spojrzenie, wykrzywił usta w perfidnym i ironicznym, całkiem fałszywym uśmiechu.
-Carrow. Dołohow-skinął głową, witając obu mężczyzn, a potem wcisnął ręce do kieszeni spodni, bo jego palce zaczęły delikatnie drżeć. Czy oni przyszli go zabić?
-Cześć Malfoy-Carrow uśmiechnął się przebiegle, kiedy jego oczy zalśniły niebezpiecznie, morderczo i nienawistnie.
Draco przymknął oczy. Na chwilę. Nic nie znaczącą dla jego rozmówców sekundę. Przyszli go zabić. Był niemal pewien.
-Często tak śledzicie ludzi w klubach?-zapytał na pozór obojętnie i ironicznie, chociaż w środku czuł jak wszystko się w nim skręca. Nie chciał umierać, a teraz stał naprzeciw tych mężczyzn. Nieuzbrojony i samotny.
-Długo wykonujesz swoje zadanie-zauważył Dołohow, niebezpiecznie zbliżając się w jego stronę. Różdżkę mocno ściskał w swojej dłoni, tak jakby nauczywszy się przed miesiącami, że na Dracona warto uważać. Teraz wciąż trzymał się tej zasady, mimo faktu, że ten drugi już nie mógł używać magii.
-Tak, jak to powszechnie wiadomo, nic co warte posiadania nie może przychodzić ani szybko, ani łatwo, więc...
Zamilkł, kiedy Carrow przycisnął go do ściany, mocno zaciskając dłonie na jego krtani.
-Prosimy cię o jedno pieprzone nazwisko.
-Nazwisko zabójcy Rona Weasleya-wychrypiał, hardo patrząc mu w oczy. -To nie byle jakie nazwisko.
-Tak czy inaczej, jesteś bezużyteczny-stwierdził z szaleńczym spojrzeniem Carrow, mocno uderzając jego głową o ścianę w łazience. -Nie umiesz wykonać takiego zadania.
Wyciągnął różdżkę i przycisnął ją do szyi Dracona, uśmiechając się z zadowoleniem, jakby to wszystko przynosiło mu niemałą rozrywkę.
-Czas byś za wszystko zapłacił, ty pieprzona, zakłamana i żałosna gnido...
-A co jeżeli mam nazwisko?-Draco uniósł w górę jedną brew i sam się sobie dziwił, że udało mu się to powiedzieć. Ledwo łapał powietrze. Palce Carrowa wbijały się w jego szyję coraz mocniej.
-Nie pierdol, Malfoy-Dołohow wyciągnął różdżkę i wycelował nią prosto w jego pierś, a potem wypowiedział zaklęcie, którego Draco, może to śmieszne, bo przeżył w życiu większe męczarnie, obawiał się najmocniej.
-Crucio.
Teraz uścisk Carrowa zelżał. A może wcale nie? Nie miał pojęcia, siła rzuconego przez Dołohowa zaklęcia była tak mocna, że wypierała inny ból, inne myśli, inne zadania, wspomnienia, priorytety. Cierpienie. Tylko o tym potrafił myśleć, kiedy szybko osunął się na ścianę, całkiem obezwładniony przez paraliżujący ból. Miał wrażenie, że znosi to jeszcze gorzej, niż podczas wojny, kiedy to hartowano śmierciożerców właśnie w taki sposób. Torturując przez wiele godzin. Całe dnie i noce, aż ten w końcu przestanie krzyczeć, wić się z bólu. Kiedy nauczy się ten ból kontrolować.
-Zabiję ciebie, a potem zabiję tę twoją małą dziwkę, rozumiesz? Na Salazara, Malfoy, jesteś całkiem bezużyteczny...
A potem ręce Carrowa wokół jego krtani na powrót zacisnęły się mocniej. Znów nie mógł złapać powietrza. Czuł jak każdy oddech staje się coraz trudniejszy. Jak jego płuca palą go boleśnie, domagając się chociaż najmniejszej dawki tlenu. I chociaż odnajdując w sobie wolę walki, próbował zepchnąć z siebie mężczyznę i próbował przetrwać, to wkrótce w obliczu całej tej bezsilności i zwykłej, przegranej pozycji, jego głowa opadła na białą, kafelkową podłogę. Powieki, zbyt zmęczone, w końcu się zamknęły. Ręce i nogi przestały walczyć.
[...]
-Nie czuję pulsu-stwierdził z zadowoleniem Carrow, jeszcze tylko spluwając na ciało blondyna, a potem, szeroko uśmiechając się w stronę swojego towarzysza, teleportował się razem z nim w tylko sobie znane miejsce, pozostawiając po sobie jedynie ciemną i mroczną poświatę.
--------------------------
Cześć! ^^
Kolejny rozdział za nami. Pokażcie na co was stać i komentujcie, to kolejny rozdział dodam tak szybko jak dam radę :) Niedługo wyjeżdżam, nie wiem jak to będzie z internetem, a więc i rozdziały zaczną być dodawane rzadziej ;)
Pozdrawiam i miłych wakacji!
tego mi brakowało ! akcji wlasnie, mam nadzieje ze herm przyjdzie z odsieczą i uratuję Draco , buźki-M
OdpowiedzUsuńno nie co ten Malfoy się wpakował :( dobrze że Hermiona jakoś się trzyma :D
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że raczej nie uśmiercisz jednego z głównych bohaterów (przynajmniej taką mam nadzieję), ale przyznaję, że akcja nieźle się rozkręca i skręca mnie z ciekawości, co dalej się wydarzy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-all-i-wanted-was-you.blogspot.com/
Malfoy wzdychający z rozmarzeniem ?! I cały realizm poszedł się kochać ;-). Rozdział bardzo dynamiczny hmmm może aż za bardzo (jak ja teraz przetrwam następne dni zastanawiając się co z Malfoyem ;-) )
OdpowiedzUsuńTak poza tym to Draco i Hermiona są przekochani mam nadzieję że Hermiona się teraz nie załamie i będzie dla Draco wsparciem.
Mam nadzieję że odrobina krytyki Cię nie zrazila a pan Wen dopisze i szybko dowiemy się co dalej ;-)
LittleMonster
Rety rety jakie emocje!
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem kiedy nastąpi ten moment, gdy wszystko wyjdzie na jaw i Hermiona się o wszystkim dowie. Podoba mi się fakt, że wie, że on coś ukrywa. Mam tylko nadzieje, że nie zrobisz z niej rozchwianej emocjonalnie nastolatki z wewnętrznym dylematem, bo to najgorsze co można zrobić z postacią Hermiony.
OdpowiedzUsuńByć może, gdy już wszystkiego się dowie, pomoże jakoś stanąć Draco na nogi? W końcu wiemy, że ma tęgą głowę i całkiem nieźle radzi sobie z różdżką ;)
Pozdrawiam i życzę dużo wszystkiego, co Ci potrzebne, żeby szybko dodać następną część.
Wydaje mi się, że nie uśmiercisz Malfoy'a. Ta historia bez niego nie miałaby sensu. Ciekawa jestem, jak rozwiążesz zaistniałą sytuację. Co do Harry'ego, byłam pewna, że on coś czuje do Hermiony, ale wygląda na to, że się myliłam. Rozdział jak zwykle świetny. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się następny rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę miłych wakacji :)
Rzadziej ? Ja już się uzaleznilam od tego opowiadania jak draco do Hermiony :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam w dwie nocki te rozdziały i już żałuje że teraz musze czekać :p
Jak zawsze świetny rozdział , mam tylko nadzieję że jakos draco się z tego wykreci i Hermioną go nie zostawi , no ale to pewnie jeszcze trochę do tego ;)
Dobrze że w końcu jakos się dogaduja bo przedtem to kompletnie chyba nie wiedzieli czego chcą :)
Weny !!
A tak btw nie wiem czy było gdzieś o tym wcześniej ale ile zamierzasz mniej wiecej napisać rozdziałów ?:)
Monika ;)
Ne ne ne ne ne. To nie może tak być. Ne :c
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie skomentowałam ostatnich czterech rozdziałów, ale dopiero teraz nadrobiłam wszystkie posty. Mam nadzieję, że nie będzie Ci przeszkadzało to, że napiszę tu moją opinię o wszystkich, zamiast pod każdym osobno.
UsuńTo zacznę od początku.
Nr 20
Tak myślałam, że Draco będzie wściekły i zdecyduje się na walkę. Na szczęście wygrał i nic mu się nie stało.
Co do Hermiony, cieszę się, że poszła do niego i wszystko mu wyjaśniła. Scena z ich pocałunkiem i resztą bardzo mi się podobała i dobrze, że nie bawiłaś się w pisanie scen erotycznych, naprawdę dziękuję.
BTW, "w stanie" pisze się osobno, bo wątpię, że chodziło ci o wstanie z łóżka.
Nr 21
Wiem, że to dla jej dobra, ale nie podoba mi się to, że Malfoy cały czas ją okłamuje i pracuje dla Blaise'a, którego, swoją drogą, nie znoszę. Było do przewidzenia to, że Hermiona szybko dowie się o jego "małym" kłamstwie.
Coraz bardziej lubię Lucjusza, który, mam nadzieję, przemówi Draconowi do rozumu. Zszokował mnie też cel misji, którą młody Malfoy ma do wykonania. Myślałam, że Ron popełnił samobójstwo i przez myśl by mi nie przeszło, że ktoś mógł go zabić. Przyznam, że zaciekawiłaś mnie tym i mam nadzieję, że rozwiniesz ten wątek. Scena na końcu była intrygująca i myślałam, że zupełnie inaczej się skończy. Szkoda też, że nie doszło do rozpakowywania rzeczy w mieszkaniu Harry'ego i Hermiony. Mogłoby to być interesujące.
Nr 22
Cieszę się, że Hermiona nareszcie postanowiła odwiedzić swoich rodziców. Domyślam się, że to musiało być dla niej ciężkie, no ale najwyższa pora. Dobrze, że Malfoy był przy niej. Mam nadzieję, że mimo tak trudnej sytuacji, będzie tam przebywać w miarę regularnie.
Nr 23
Trzeci rozdział, który zaczyna się dokładnie tak samo.
Fajnie, że Harry przyszedł, bo martwił się o Hermionę i nie zrobił żadnych wyrzutów Malfoyowi. Pottera coraz bardziej lubię i nie chciałabym, żeby jego stosunki z Granger się popsuły.
Poszli razem na kręgle, potem na imprezę. Wiem, że mieli zamiar tylko spędzić ze sobą trochę czasu, ale jakoś te zwykłe, mugolskie czynności nie pasują mi do tej dwójki, mimo tego że Gryfonka była mugolakiem, a Draco - byłym czarodziejem.
Zdziwiona też byłam, przeczytawszy ten rozdział do końca. Malfoy był nieprzytomny, Carrow nie czuł pulsu, ale on przecież nie mógł umrzeć. Chociaż nie zdziwiłabym się, gdybyś tak właśnie chciała zakończyć to opowiadanie. Jestem bardzo ciekawa, co w tej sytuacji zrobi Hermiona.
Znalazłam też błędy. I przed, i po pauzie/półpauzie robi się spację, do pisania dialogów nie używa się dywizu/łącznika. +"Harrym", a nie "Harry'm". Bez apostrofu.
Jest jeszcze jedna rzecz, która mi trochę przeszkadza. Za dużo zmian następuje w ich relacjach, cały czas jest coś nie tak i za szybko się to dzieje. Byłoby to znośne, gdyby działo się po 2/3 rozdziałach, a nie w każdym. Nie wiem, czemu się tak spieszysz. :/
Podsumowując, rozdziały mi się podobały, były ciekawa, ale - napiszę jeszcze raz - za szybko. Domyślam się, że teraz, przez taki rozwój wydarzeń nie zwolnisz, no ale trudno. :) Czekam na kolejne z niecierpliwością i pozdrawiam.
silence-guides-our-minds.blogspot.com
Co za parszywe gnid! Już się boję, co z tego wyjdzie. Jeszcze Hermiona została sama. Merlinie, lecę szybciutko czytać dalej.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
boze...wszystko bylo juz tak dobrze, a teraz..
OdpowiedzUsuńOooo. .... przeszłość Dracona daje o sobie znać. Czytając tw Dramione mam wrażenie, że czytam książkę zawodowej pisarki. Pozdro :-*
OdpowiedzUsuń