poniedziałek, 24 sierpnia 2015

-Rozdział 29- The Unexpected Guest

Niby się pogodzili, ale ona i tak sobie poszła. Draco przewiesił głowę przez podłokietnik starej, oliwkowej kanapy i odchylając brodę do tyłu, przejechał dłonią po kilkudniowym zaroście. Zapach pieczeni dochodził z kuchni, tak jakby Hermiona wciąż tutaj była. Chciał, żeby byli taką parą. Nie znał się na tym, ale jeżeli w grę wchodziło wspólne gotowanie i siedzenie razem na kanapie, a nie używanie wspólnej szczoteczki do zębów albo mówienie o sobie w liczbie mnogiej, to był wstanie to ścierpieć. To mu się wydawało nawet przyjemne.
Westchnął a potem zwlókł się z sofy, odrzucając na bok dotychczas zaciskaną w dłoniach poduszkę i ruszył w stronę wyjścia z mieszkania, zgarniając przy okazji ciemnozieloną kurtkę z kapturem.

                                                                                       ***

Nastał już wieczór. Wiatr tego dnia wiał nieco mocniej niż zwykle, wydając przy tym te charakterystyczne, złowrogie świsty, a Draco szedł spokojnie wzdłuż ulicy, zmierzając w stronę starej siłowni, w której w ostatnim czasie bywał coraz częściej.
Jego ręce, mocno zaciśnięte w pięści wciśnięte były w kieszenie czarnych spodni, a jasne kosmyki włosów wystawały chaotycznie spod czapki w tym samym kolorze. Był trochę zły. Negatywnie nastawiony. Niespokojny i spięty. Ale to chyba powoli zaczynało być normą, czyż nie?

Bez zbędnych słów, przeszedł przez próg siłowni, teraz niemal już opustoszałej. W dni, w których nie organizowano tu nielegalnych walk, najwyraźniej odbywały się tu zwyczajne treningi. Boks, zapasy, pakowanie... takie tam głupie w jego przekonaniu rzeczy. Nie miał pojęcia, czemu dawno zamknięta i opustoszała siłownia jest nazywana w ten nieadekwatny sposób.
-Kogo my tu mamy?
Wywrócił oczami i spojrzał na jakiegoś faceta, siedzącego na ławce nieopodal ringu. Jego koszulka była brudna i przepocona. Jakim cudem, skoro nic nie robił tylko się obijał?
-Nie znam cię?-odparł nieuprzejmie Draco, mierząc go tym chłodnym, nieprzychylnym spojrzeniem.
-Za to ja znam ciebie-oświadczył z rozbawieniem mężczyzna. -Jesteś tutaj legendą...
-Jaki zaszczyt-zakpił blondyn, z ciężkim westchnięciem, wznosząc oczy ku niebu. -Szukam waszego szefa.
-Kogo?
-Żałosnego typa w garniaku za 10 tysięcy-wywrócił oczami i splótł ręce na piersi. -Gdzie jest?
-W swoim gabinecie-odparł jakby było to oczywiste mężczyzna. -Pozdrów go ode mnie.

Nie zamierzał pukać. Po prostu pchnął tekturowe drzwi przed siebie i nie dbając o kulturę osobistą, zajął miejsce naprzeciw prowizorycznego biurka wyglądającego jak stary stół ze sklejki i plastiku.
-Nasz bohater-'szef' uśmiechnął się, najwyraźniej nie bardzo przejmując się tym nieoczekiwanym wejściem. W miejscu takim jak to wyglądał śmiesznie. Jego drogi garnitur i wypolerowane buty kontrastowały z ubogim i zapuszczonym otoczeniem.
-Przyszedłem po kasę-wyjaśnił Draco, posyłając mu fałszywy uśmiech. Naprawdę nie miał siły na te całe szopki.
-Oczywiście, że tak-zaśmiał się szef. No naprawdę bardzo zabawne. Facet wyciągnął zrolowane banknoty i postawił je na stole. -Tak jak się umawialiśmy.
Wyciągnął po nie dłoń z zamiarem sięgnięcia po pieniądze, kiedy długi, zaopatrzony w porządne ostrze nóż wbił się między jego palce.
-Co ty kurwa robisz?-zapytał spokojnie i opanowanie, podnosząc na mężczyznę lekko zaskoczone spojrzenie. Sztylet utknął tuż przy jego kciuku, po rękojeść wbity w kruchy materiał biurka.
-Nie wywiązałeś się z umowy-wspomniał pieprzony facet w garniaku.
-Że co?-warknął z irytacją. -Małe miałeś przedstawienie? Czego ty kurwa oczekujesz? Że będę tam biegał w różowym wdzianku i sypał pieprzone kwiatki?
-Nie, oczywiście, że nie-zaśmiał się mężczyzna. -Walka była całkiem przyzwoita.
Draco prychnął. Przyzwoita to mało powiedziane...
-Chodzi raczej o dalszą część. Miałeś zacząć dla mnie pracować.
Chłopak zmrużył oczy i uważniej przyjrzał się mężczyźnie.
-Na czym to by miało polegać?-spytał ostrożnie, ostatecznie cofając rękę od pieniędzy.
-Nic trudnego. Chcę, żebyś podszkolił trochę kilku moich ludzi. Świetnie się bijesz, chciałbym, żeby i oni posiedli takie umiejętności.
-Jesteś jakimś dowódcą gangu, czy coś?-zapytał z zaskoczeniem Draco. Ten garnitur go zmylił. Był modny. Przeciętny mafiozo wkładał raczej za duży, prążkowany garnitur i dobierał do tego koszulę w jaskrawym kolorze, wraz ze złotymi dodatkami. Ten koleś, wyglądał po prostu za dobrze.
-Coś w tym stylu-odparł z perfidnym uśmieszkiem mężczyzna. Pieprzony psychol kryminalista...
-Nie mam zbyt wiele czasu.
-Nie mam działalności charytatywnej. Nie rozdaję pieniędzy.
Przygryzł wargę. Potrzebował cholernych pieniędzy.
-W porządku-wyciągnął rękę i uścisnął ją ponad stołem. -Raz w tygodniu.
-Dwa.
-Kurwa, niech ci będzie-warknął z irytacją i wstał od biurka. -Ale daj mi połowę kasy.
-Jak sobie życzysz-uśmiechnął się z rozbawieniem mężczyzna, wręczając mu do rąk plik banknotów. -Zużyj rozsądnie.
-Och, spieprzaj-wywrócił oczami Draco, a potem szybko opuścił pseudobiuro szefa lokalnej mafii.

                                                                                  ***

Kiedy wrócił do domu, wysprzątał niemal całe mieszkanie, uwzględniając przy tym kuchenkę, prysznic, a nawet lodówkę. Sam był zaskoczony ile nowych gatunków można było w niej odkryć. Zerwał szare zasłony w głównym pokoju i pozbył się i tak odklejającej od ściany tapety. Wyniósł na śmietnik kilka starych, nieużywanych i niepotrzebnych mebli, wliczając w to kredens i biblioteczkę na książki. Hermiona będzie złamana, kiedy się o tym dowie, ale on nie miał miejsca by trzymać w mieszkaniu tyle mebli. Postanowił oddać księgozbiór swojej dziewczynie. Tak, miał dobre serce.
Wymienił żarówki, naprawił kran w kuchni i wyczyścił dywan.
I nie robił tego dlatego, że znudziło mu się życie w syfie, albo dlatego, że czuł obowiązek i powinność, by utrzymywać się na jakimś poziomie. Potrzebował więcej miejsca do pracy. Wiedział, że Teodor nie będzie zwlekał. Że wkrótce przyjdzie po niego, a on, o ile chce przeżyć, musi zacząć działać.
Wyciągnął spod łóżka ogromny pergamin, który udało mu się przetrzymać jeszcze od czasów Hogwartu, z dala od wścibskich oczu aurorów i rozłożył go na podłodze, bo dopiero teraz, kiedy pozbył się kilku mebli, był wstanie zmieścić na niej papier.
Zawsze działał spontanicznie. Podczas wojny nigdy niczego nie planował, stawiając na żywioł, ale wiedział, że Teodor, jego były przyjaciel, jest jego przeciwieństwem. Jeśli uderzy, zrobi to przemyślanie. Rany, które zadawał Nott zawsze były tymi głębokimi, paskudzącymi się ranami, które powoli cię wykańczają.
-Cholera-warknął, kiedy po mieszkaniu rozniosło się pukanie do drzwi. Zwinął pergamin i ruszył w stronę drzwi, uprzednio przykładając ucho do ich powierzchni.
-Draco? Jesteś tam?
Na dźwięk głosu swojego ojca westchnął ciężko i sięgnął do klamki, otwierając drzwi na oścież.
-Cóż za wspaniała wizyta-zawołał z udawanym entuzjazmem, fałszywie uśmiechając się do ojca.
-Daruj, sobie niewdzięczniku-warknął w jego stronę zażenowany Lucjusz. Mężczyzna powoli wszedł wgłąb mieszkania, z uznaniem rozglądając się po jego wnętrzu. -Zrobiłeś porządki...-zauważył.
-Masz jakąś sprawę?-zagadnął Draco, starając się by jego ton zabrzmiał jak najmniej obraźliwie. Nie mógł zwlekać. Teodor zapewne już teraz obmyślał plan jego śmierci, podczas gdy on urządzał sobie rodzinne pogaduszki z irytującym ojcem.
-Nie bądź niemiły-skarcił go Lucjusz.
-Nie mam czasu-odparł, głośno wypuszczając z płuc powietrze. -Coś się stało?
-To...-Lucjusz zamyślił się, delikatnie uśmiechając pod nosem. -Delikatna sprawa.
-Tak, jak większość w moim życiu-westchnął ze znudzeniem Draco. -Wal.
-To zaproszenie-Lucjusz zrobił kilka kroków w jego stronę i podał mu beżową, ozdobną kopertę, bezustannie unikając jego wzroku.
-Okay-Draco ze skonsternowaniem przyjął od niego list, nie przestając obdarzać go przenikliwym spojrzeniem. -Szykuje się imprezka, hę?-zapytał, próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Lucjusz wciąż jednak stał w tym samym miejscu, z wyrazem twarzy dokładnie takim samym jak wtedy gdy wyciągnął kopertę przed siebie.
Draco zmarszczył brwi, a potem dość niepewnie rozerwał papier i wyciągnął z niego zaproszenie na usztywnionym, zdobionym papierze.

                                                                                ***

To już kolejna godzina. Kolejna godzina spędzona na siedzeniu na kanapie i tępym gapieniu się w ścianę. Czuła się jak idiotka. Malfoy znów ją wykiwał, a jedyne co czuła, to... nic. Zupełnie tak, jakby nie powiedział jej, że od samego początku ją okłamywał. Niby wszystko było w porządku. Pogodzili się i tak dalej, ale i tak musiała wyjść z jego mieszkania. Opuścić tą toksyczną przestrzeń, choć na moment znaleźć się na swoim terenie, gdzie w spokoju mogłaby wszystko przemyśleć. Wiedziała co powiedzieliby jej przyjaciele. Powinna skończyć z Malfoyem. Głupstwem było w ogóle to zaczynać.
Tyle, że jej przyjaciele dawno odeszli. Ron popełnił samobójstwo, Ginny ją olała, a Harry gdzieś zniknął, rujnując ich relacje wyznaniem miłości. Został jej tylko Malfoy. Był aktualnie jedyną osobą w jej życiu, na której mogła polegać i choć nadwyrężał jej zaufanie, to wybaczyła mu, bo go kochała. Merlinie, to brzmiało beznadziejnie. Stała się słaba i naiwna, głupia i łatwa, bo pozwoliła by stał się jej słabością. Była pewna, że jeszcze kilka tygodni temu za coś takiego dostałby w twarz, a ona wycofałaby się z tej dziwnej relacji, która ich łączyła. Teraz jednak nic nie było takie proste. Była zakochana. Cholernie i głupio zakochana w najbardziej nieodpowiednim człowieku na ziemi...
Drgnęła, kiedy usłyszała jak zamek w mieszkaniu przekręca się, a ktoś naciska na klamkę i popycha drzwi przed siebie. Dźwięk ciężkich kroków rozniósł się, odbijając echem po pustych, niezagospodarowanych jeszcze ścianach.
Nim jednak zdążyła zareagować, schować się gdzieś, lub sięgnąć po różdżkę, w dużym i przestrzennym salonie pojawił się jej przyjaciel.
-Harry!-krzyknęła z zaskoczeniem, zrywając się z kanapy i rzucając się mu na szyję. -Tak się o ciebie martwiłam-powiedziała cicho, wciskając twarz w zagłębienie między jego ramieniem a szyją. Pachniał deszczem. Jego ubranie było wilgotne, a z włosów ściekały strużki wody. Spojrzała za okno, gdzie panowała właśnie ulewa.
-Gdzie byłeś?-spytała, kiedy jej przyjaciel owinął ręce wokół jej talii i mocno przyciągnął ją do siebie.
-To długa historia-odparł wymijająco, zatapiając twarz w jej włosach. Nim jednak zdążył na dobre oddać się tej czynności, Hermiona gwałtownie odsunęła się od niego i popchnęła go do tyłu, uderzając dłońmi w jego tors.
-Ty idioto, szukałam cię wszędzie!-krzyknęła ze złością.
-Przestań-wywrócił oczami.
-Jestem na ciebie wściekła.
-Hermiono...
-Nienawidzę cię-dodała, biorąc do ręki szklankę, którą podczas siedzenia na kanapie opróżniła z herbaty. -Jesteś najgłupszym przyjacielem jakiego miałam-stwierdziła, a potem, nie hamując swoich podburzonych emocji, rzuciła w niego naczyniem.

                                                                           ***

-Ślub?-zapytał szczerze zaskoczony Draco, unosząc wzrok znad ozdobnego papieru. Oczy Lucjusza błyszczały, ale nie miał pojęcia jak odczytać kryjące się w nich emocje. Co on sobie do cholery myślał?
-To dopiero po świętach...-wspomniał spokojnie Lucjusz. -Chciałem dać ci jak najwięcej czasu na przetrawienie tej sytuacji...
Dopiero po świętach? Do świąt dzieliły ich tylko dwa miesiące.
-Kiedy się zaręczyliście?-zmarszczył brwi z konsternacją.
-Oficjalnie zrobimy to dopiero w ten weekend. Caitlyn i ja organizujemy przyjęcie zaręczynowe-odparł z poważnym wyrazem twarzy Lucjusz. -Nie masz pojęcia jak miło by mi było, gdybyś przyszedł.
Prychnął pod nosem, wywracając jednocześnie oczami. Jemu było by miło? W takim razie już zapierdala na pieprzone przyjęcie...
-Nie, raczej nie skorzystam-pokręcił głową, zawieszając wzrok na szarej ścianie w swoim pokoju. Kiedy wyniósł z niego szafkę, sprawiał wrażenie dużo bardziej pustego, większego i smutniejszego.
-W porządku-Lucjusz westchnął smutno i powoli pokiwał głową. Podszedł do niego i poklepał go po ramieniu, przyglądając mu się z szczerą troską i strapieniem. -Gdybyś zmienił zdanie...
Zaciskał zęby, aż poczuł metaliczny smak krwi z przygryzionego policzka. Jednak...
-A co z mamą?-zapytał, kiedy już Lucjusz wyminął go i stał do niego plecami. Czuł jak coś boleśnie ściska jego serce. Jak rozgoryczenie i poczucie niesprawiedliwości wdziera się do jego umysłu.
-Kochałem twoją mamę-powiedział poważnie jego ojciec, jednak nie brzmiało to dla niego wiarygodnie. Wątpił by kiedykolwiek był wstanie uwierzyć w te słowa. -Bardzo.
-Aha...-pokiwał głową, głośno przełykając ślinę. Nigdy nie sądził, że coś takiego wzbudzi w nim takie emocje. Aktualnie czuł się jak małe, smutne dziecko zagubione i zniszczone przez brutalny świat dorosłych.
-Ale mama nie żyje i obydwoje musimy się z tym pogodzić, tak?-zapytał Lucjusz, ponownie kładąc rękę na jego ramieniu. Wyraz jego twarzy był smutny, ale to chyba nic w porównaniu z jego własnym. Mógł przysiąc, że jego wnętrze właśnie wrzeszczało z nadmiaru żalu i pretensji.
-Pozwoliłeś jej umrzeć-przypomniał, zaciskając powieki. Przez moment wydawało mu się, że w jego oczach szklą się łzy. Może to nie było złudzenie? Może rzeczywiście czuł się w tym momencie tak słaby, że był gotów płakać przy własnym ojcu, bo nie potrafił dłużej udawać, że go to nie obchodzi. Czarny Pan zabił Narcyzę by go ukarać, ale to Lucjusz nie zrobił nic by ją ratować.
-Wiem-Lucjusz pokiwał głową, głośno pociągając nosem. Z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory, kiedy obserwował jak jego syn unosi wzrok do góry, powstrzymując szklące się w jego oczach łzy. Czasem błędy popełnione na pozór wystarczająco dawno by się z nimi pogodzić, zostawiają na nas piętno do samego końca. Czasem boli i żaden czas tego nie leczy. -I przepraszam-Lucjusz zacisnął usta w cienką linię. -Ale dokonałem wtedy wyboru, może kiedyś zrozumiesz...
-Taa...-Draco odetchnął ciężko i usiadł na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Nie sądził by kiedykolwiek był wstanie zrozumieć, o cokolwiek chodziło jego ojcu.
-Ale kocham Caityln. Chcę, żebyś to wiedział-dodał, nieświadomie tnąc jego serce na małe kawałeczki. -I jestem z nią szczęśliwy.
Po tych słowach Lucjusz opuścił jego mieszkanie. Po raz pierwszy czuł się pokonany w taki sposób. Nie raz zostawał sam, na podłodze walcząc z obrażeniami, ale to... to był jakiś nowy, nieznany mu do tej pory wymiar zadawania bólu.

                                                                              ***

Siedział na ziemi, opierając plecy o brzeg kanapy. Jego nogi podciągnięte były pod samą brodę, a twarz ukryta w dłoniach, których palce mocno zaciśnięte były na końcówkach jasnych włosów. Czuł się jak zdepresowany mięczak z oddziału specjalnego w psychiatryku, ale nie potrafił nic na to poradzić. Miał doła. Totalnego doła.
-Draco?
Zaskoczony uniósł głowę, spoglądając w zaskoczone, czekoladowe oczy swojej dziewczyny. Nie miał pojęcia kiedy tu weszła, ale przerażało go, że tego nie usłyszał.
-Co się stało?-zapytała z troską, szybko klękając naprzeciw niego. Znów poczuł jak potworne uczucie zalewa go od środka, ale nie pozwolił sobie na okazanie tej słabości, tak jak zresztą od zawsze. Czasem miał ochotę skulić się w kącie i ryczeć jak mały mięczak. Nigdy tego nie robił. Wiedział, że jeśli to zrobi, wróci do tego co było zanim ją poznał. Jego dni stałyby się szare i nudne, monotonne, wyczerpujące.
-Draco?-powtórzyła Hermiona, kładąc dłoń na jego policzku. Co miał jej powiedzieć? To nic strasznego. Wielu rodziców się rozchodzi, większość dzieciaków jakoś z tym żyje.
-Nie jesteś w domu?-zapytał słabym głosem, bo to jedyne co przyszło mu do głowy oprócz 'mam ochotę zabić mojego ojca wraz z jego zdzirowatą narzeczoną'. Przesunął dłonią po wymęczonej twarzy, a potem uniósł na nią swoje spojrzenie, cicho wzdychając.
-Harry wrócił-powiedziała z delikatnym uśmiechem. Jego postawa nie bardzo pozwalała jej się tym jednak cieszyć. -Ale musimy od siebie odpocząć. Jestem na niego wściekła za to co zrobił. Pomyślałam, że przenocuję u ciebie, ale chyba nie jesteś w nastroju, żeby...
-Nie, nie... Jest w porządku. Możesz zostać-zapewnił, słabo się uśmiechając. -To tylko, tymczasowa chwila słabości.
-Często je miewasz?-zapytała, czując jak ściska się jej serce. Nigdy nie widziała go w podobnym stanie.
-Nie, to... jednorazowy wypadek-stwierdził, przełykając ślinę. Był żałosny. Wstał z ziemi i ruszył do kuchni po szklankę wody. Miał ochotę na alkohol, ale powstrzymywał się wystarczająco długo, by dostrzec w tym sens. Nie mógł wracać do nałogu. Co by się nie stało, nie będzie to warte by znów rujnował sobie życie.
-Chcesz o tym pogadać?-zaproponowała.
-Nie-jego chłodne zaprzeczenie przecięło powietrze, godząc ją prosto w serce. Przeżywał trudny okres, ale to jak teraz zabrzmiał było przerażające. -Znaczy nie wiem...-westchnął, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego co zrobił. Wyraz jego twarzy złagodniał, kiedy odwrócił się w jej stronę.
-Mój ojciec i Caitlyn się pobierają-wyznał, patrząc jej prosto w oczy.
-Och, to...-nie miała pojęcia jak zareagować. W takich sytuacjach ludzie zazwyczaj się cieszą. Wszyscy uwielbiają śluby, ale to... Stanęli w dość nietypowej sytuacji. -Och, Draco-westchnęła, a potem bez zwątpienia, rzuciła mu się w ramiona, mocno go przytulając. Wiedziała co myśli. A przynajmniej wyobrażała sobie, co dzieje się w jego głowie po takiej wiadomości. -Przykro mi-szepnęła, przeczesując dłonią jego jasne włosy.
-Jest okay-odparł równie cicho co ona, obejmując ją ramionami w talii. -To po prostu... nie chcę tego. Zacząłem mu ufać. Wierzyłem, że kto wie, może rzeczywiście coś się między nami zmieni, ale teraz...
-Hej-ujęła jego twarz w dłonie, uważnie mu się przyglądając. -Caitlyn niczego nie zmieni. Nadal jest twoim ojcem i nadal mu zależy.
-Skąd możesz to wiedzieć?-zapytał, mimowolnie się od niej odsuwając. -To znaczy, on nigdy o nas nie walczył. Zawsze wybierał innych. Czarnego Pana, śmierciożerców... Nigdy nie przyszło mu do głowy by walczyć o własną rodzinę-wspomniał, a nuta złości i goryczy wyraźnie brzmiała w jego tonie. -Moja mama była mordowana, a on nie zrobił nic, rozumiesz?!-wyrzucił ręce do góry. Tak, to bolało go najbardziej. To zrujnowało mu życie. To go najmocniej zniszczyło. Odmieniło całe jego patrzenie na świat.
-Rozumiem-szepnęła, podchodząc i opierając czoło o jego tors. Zacisnęła palce na jego karku i westchnęła cicho, czując jak bardzo boli ją to, że on cierpi. -Popełnił błąd. Potworny i niewybaczalny błąd-przyznała, nie odrywając się od niego nawet o milimetr. Szepcząc tak w jego pierś nie miała nawet pojęcia czy on ją słyszy. -Ale się stara. Walczy o ciebie teraz. I żaden ślub tego nie zmieni, świadczy o tym to, że tu przyszedł, że cię zaprosił i powiedział, że mu zależy.
-Nie broń go-poprosił oschle. Słyszała bicie jego serca. Było przyspieszone, jakby wydzierało się z piersi.
Zamilkła więc i chciała się odsunąć, ale on nie pozwolił jej na zbytnie oddalenie się, zjeżdżając dłońmi z jej talii do bioder. Zacisnął na nich ręce i uniósł ją do góry, tak, że musiała zapleść nogi wokół jego pasa, a potem pocałował ją, wkładając w to wszystkie aktualne emocje.

                                                                              ***

Obudziła się w nocy, przygnieciona jego ciężarem. Draco owijał ją swoją dłonią, przerzucając ją przez jej talię, podczas gdy spała do niego plecami. Może w tym mieszkaniu panował chłód, ale teraz było jej nieprawdopodobnie gorąco. Wygrzebała się spod kołdry i dodatkowego koca, który Draco zarzucił na nią wieczorem, a potem uwolniła się również od dłoni chłopaka, na palcach zmierzając do kuchni. Wyciągnęła szklankę i napełniła ją wodą z kranu, a potem przytknęła ją do ust i upiła kilka łapczywych łyków. Nim jednak zdążyła odstawić ją na półkę lub do zlewu, wypadła jej z rąk i rozbiła się o podłogę. Zamrugała ze zdziwieniem, a potem wzruszyła ramionami. Może to przez zaspanie? Nie pamiętała po prostu, kiedy poluzowała uścisk czy coś w tym stylu. Szklanki nie wypadają ot tak ci z ręki. Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Dracona. Wciąż spał, dźwięk tłuczonego szkła nie zdołał go obudzić.
Westchnęła cicho, a potem uklęknęła i zaczęła zbierać kawałki szklanki, uważając przy tym aby nie skaleczyć się żadną ostrą krawędzią.
-Cholera!-skaleczyła się ostrą krawędzią. Trzymając się za krwawiący palec pobiegła na palcach do łazienki. Zapaliła światło, a potem podeszła do umywalki i spojrzała w lustro. W tym też momencie jej oczy rozszerzyły się z przerażenia, a wrzask wyrwał się jej z gardła. Nim jednak zdążyła wykrzyczeć imię swojego chłopaka, postać, którą dostrzegła w lustrze za swoimi plecami podeszła do niej i zatkała jej usta ręką w czarnej rękawiczce.
-Jestem-wysyczał jej do ucha, kiedy już przywarł do jej pleców całym swoim ciałem. -Nie kazałem długo czekać, co?

---------------------
Hej!
Kolejny rozdział dodaję szybko :) Jakby kto nie zdążył przeczytać, zapraszam do poprzedniej notki, bo wczoraj udostępniłam 28. I tak, wasz Teodor już niedługo! :)





10 komentarzy:

  1. ależ Ty szybka :D No to się chyba teraz zacznie oby nic strasznego tylko nie Dracoooo :(( ale no cóż coś się będzie działo ze śmierciżercami w końcu :D czekam i pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to dość spore nagromadzenie przekleństw. Natomiast drugie... Wow, ale się tutaj dzieje. :D
    Czy powinnam zacząć się martwić o życie lub zdrowie Hermiony albo Draco?
    A! Zauważyłam błąd (zazwyczaj nie zwracam na nie uwagi, ale jakoś tak rzucił mi się w oczy); otóż przed „albo" nie stawiamy nigdy przecinka (jedynie możemy to zrobić w sytuacji, kiedy ten wyraz powtórzył się drugi raz w tym samym zdaniu). :)
    Do następnego! :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    http://wieczne-pioro-cassie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach... naprawdę przepraszam za przekleństwa i mam nadzieję, że to nikogo zbytnio nie obraża, ale po prostu nie wyobrażałam sobie wstawienia w takich sytuacjach 'kurzej stopy' albo 'cholibki' :D Zawsze staram się ograniczyć przekleństwa, ale błagam, to są dorośli ludzie w nietypowych sytuacjach :P Sama staram się nie przeklinać, ale nie sądzę by nie przeklinał Draco. Chcę by moje postacie były w miarę realne ;) Dziękuję ci za komentarz, strasznie mi miło ^^ A o zdrowie Hermiony i Draco martwić się nie musisz. Jak na razie ich nie uśmiercam.

      Usuń
  3. Oli! Rozdział świetny iii czekam z niecierpliwością na kolejny! :D
    Mam nadzieję że Draco szybko rozpocznie działanie :)
    W ostatnim komentarzu o tym wspomniałam ale uwazam że świetne jest to, że oni walczą przeciw światu a nie miedzy sobą. Znaczy się w większm stopniu xD
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział!!!
    Boję sie co z Hermi i kto ją zaatakował Blaise, a może Teodor?? Sama nie wiem... Czekam z niecierpliwością na kolejne notki ... Życzę dużo weny :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuuuuuuuuuuper :)
    Pozdrawiam i życzę weny <3
    in-hope-we-were-saved.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak! Mój kochany przyszedł porwać Hermione. Uwielbiam ten rozdział, wiele się w nim dzieju. No ciekawa jestem czy w całej tej aferze ze śmierciorzercami ten ślub się odbędzie. Chciałabym dowiedzieć się więcej o planowanym powstaniu i jego uczestnikach. I gdzie się podziewał Harry? Życze weny na kolejny tak genialny rozdział i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Choler, jest źle, jest bardzo niedobrze. O Merlnie, nie, ja tu na pewno nie napisze nic sensowengo. lece czytać dalej.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Pewnie Theodor :D będzie się działo :3

    OdpowiedzUsuń