niedziela, 9 sierpnia 2015

-Rozdział 27- Unrequited Love

Po niby spacerze w parku wybrali się na wycieczkę po mieście, a jeszcze później poszli do kawiarni, gdzie Hermiona zamówiła sobie latte z syropem klonowym. Teraz siedzieli przy jednym z odciętych od reszty stolików, przy oknie wypadającym na wąską uliczkę starych kamienic. Rozmawiali i śmiali się tak, jakby Draco dopiero co nie opowiedział jej swojej historii. Wciąż żartowała z nim i uśmiechała się, podczas gdy w środku bezustannie analizowała to, co jej powiedział. Jego mama nie żyje przez jego decyzję. Blaise jest okrutnym zdrajcą i donosicielem. Wciąż istnieje ktoś, kto kontroluje czarną i złą stronę Teodora Notta.
-Hej, wszystko w porządku?-zapytał w końcu Draco, bo nie był idiotą i naprawdę widział, że ona ciągle o tym myśli.
-Tak, tak, jestem po prostu...-zamilkła, szukając odpowiedniego słowa na swoje ogólne rozbicie i roztargnienie-zamyślona.
-Możemy o tym porozmawiać-zadeklarował się, wyciągając dłoń nad stolikiem i łapiąc ją za rękę.
-Nie, powiedziałeś mi wystarczająco-stwierdziła, bo nie chciała, żeby czuł się przez nią osaczony. Domyślała się jak ciężko było mu się przed nią otworzyć, dlatego teraz nie śmiała wymagać, by robił to ponownie, tylko po to, by odpowiadać na pytania, na które ona już znała odpowiedzi. -Wszystko okay. naprawdę-pocieszyła go, kiedy nie przestawał patrzeć na nią strapionym spojrzeniem.
-Zawsze możesz odejść-przypomniał jej, delikatnie wzruszając ramionami. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. -Kiedy tylko wydam ci się zbyt popieprzony...
To prawda. Może przez myśl nie przeszło mu jak naprawdę miało by to wyglądać. Niby jak miałby pozwolić jej odejść? Ale wierzył, że prędzej czy później właśnie to by się stało. Musiałby się z nią pożegnać, ponieważ zasługiwała na więcej niż życie u jego boku.
-Nie mów tak-pokręciła głową, wyraźnie tym wyznaniem zirytowana. -Jestem dorosła i wiem co robię.
Uśmiechnął się delikatnie. Zdeterminowana jak zawsze. Był ciekawy czy postawiła go sobie za cel. Czy myślała, że uda się jej go zmienić.
-Będę musiała się zbierać-powiedziała nareszcie, po długiej chwili milczenia, kiedy to mierzyli się poważnymi spojrzeniami. -Poukładać rzeczy z Harry'm. Pewnie już wrócił do domu...
Zacisnął szczękę, kiedy dotarło do niego, że ona zamierza się z nim spotykać, wręcz dalej mieszkać pod jednym dachem. Do cholery on ją pocałował, więc powinna zerwać z nim kontakt!
-Zatrzymaj się u mnie-powiedział nagle, patrząc na nią ze zdecydowaniem.
-Co? Nie, Draco. Nie jestem bezdomna, tylko mam problemy z przyjacielem...
-Przyjacielem?-prychnął z powątpiewaniem.
-Pewnie miał ciężki dzień w pracy czy coś...
-Kiedy masz ciężki dzień w pracy, wracasz do domu, zapraszasz znajomych i sięgasz po piwo. Nie wyznajesz miłości swojej przyjaciółce na zawsze-powiedział wstając od stołu w dokładnie tym samym momencie co ona.
-Nie będę się z tobą o to kłócić-mruknęła, biorąc do ręki kurtkę wiszącą na oparciu krzesła. -Do zobaczenia nie długo-obiecała, a potem wspięła się na palce i szybko pocałowała go w policzek, zaraz potem zamierzając się odwrócić.
-Nie, nie rób tak. Nie odchodź w ten sposób-jęknął, bo to naprawdę mu się nie podobało. Przyciągnął ją do siebie i docisnął wargi do jej delikatnie rozchylonych ust, zaciskając ręce na jej talii. -On cię do cholery pocałował-powiedział cicho, kiedy zaczęli stykać się czołami.
-Draco...
-Nie potrafię się z tym pogodzić, więc kiedy tak po prostu się odwracasz i idziesz do niego...
-Hej-ujęła jego twarz w dłonie i z powagą spojrzała mu w oczy. -To ty jesteś moim chłopakiem, tak?

                                                                              ***

Kiedy dochodził do domu był już późny wieczór. Księżyc skrył się za deszczowymi chmurami, które teraz zsyłały na ziemię duże krople wody. Wiał nieprzyjemny wiatr, a ustawione wzdłuż drogi latarnie świeciły bladym, mrugającym światłem, zakłócanym przez ciche trzaski.
-Kogo my tu mamy.
Odetchnął cicho, a potem powoli odwrócił się do tyłu, zaciskając dłonie w pięści. Nie był to żaden z śmierciożerców, był pewien, po tym gdy zlustrował go poważnym wzrokiem, ale wciąż budował się w nim niepokój, bo do cholery, nie miał pojęcia kim jest ten facet.
-Dawno się u nas nie pojawiałeś...
Zmrużył oczy, próbując przypomnieć sobie o co mu chodzi. Spod jego eleganckiego, ciemnobrązowego płaszcza wystawał fragment idealnie skrojonego, granatowego garnituru i kołnierzyk jasnej koszuli. Wyglądał na cynicznego bieznesmena z worem pieniędzy w każdej kieszeni.
-Walki-uśmiechnął się ironicznie pod nosem, nareszcie przeżywając olśnienie. Niemal oczywistym było, że stał przed nim organizator nielegalnych walk w starej siłowni tej zapadłej dzielnicy.
-W rzeczy samej-przytaknął z zamyśleniem mężczyzna. -Dziś urządzamy mały turniej. Dobrze by było, gdybyś wpadł.
-Nie wiem-wzruszył ramionami blondyn, wciskając ręce do kieszeni swoich spodni. Na moment przygryzł dolną wargę i uważnym spojrzeniem zlustrował stojącego przed nim faceta.
-10 000-zaoferował mężczyzna, rzucając mu wyzywające spojrzenie.
Draco prychnął pod nosem, nieco rozbawiony tą kwotą pieniędzy. Rozumiał gdyby to były galeony, ale śmieszne mugolskie pieniądze?
-Mam tam iść i ryzykować trwałym urazem za 10 000?-zapytał z niedowierzaniem. -Nie bądź śmieszny to mi nawet nie pokryje kosztów rehabilitacji-zaśmiał się ironicznie, splatając ręce na piersi. Tak, zamierzał się targować.
-To duże pieniądze, a ty wyglądasz na takiego, który by ich potrzebował...
Blondyn pokiwał głową, delikatnie się uśmiechając. Rzeczywiście potrzebował pieniędzy, ale spostrzeżenie mężczyzny nieco mu ujmowało. Do cholery, przez większość swojego życia zawsze był tym najbogatszym.
-30 000-rzucił, patrząc mu prosto w oczy. Porywisty wiatr rozwiewał ich przemoczone włosy i ubrania, szum liści zagłuszał ich słowa, a ulewny deszcz sprawiał, że Draco powoli zaczynał marznąć. Chciał wynegocjować swój udział w głupich walkach i wrócić do domu.
-15-odparł nieugięcie mężczyzna, co Draco skomentował jedynie głośnym prychnięciem.
-35-poprawił go z perfidnym uśmiechem.
-35 000?-uniósł w górę brwi. -To śmieszna cena. Dam dwadzieścia i ani pensa więcej.
-Miło się rozmawiało-zaśmiał się z kpiną Draco, a potem odwrócił się i zaczął iść w kierunku domu.
-25 000 i stała posada pracy w siłowni-krzyknął za nim mężczyzna.
Zatrzymał się i uśmiechnął pod nosem, a potem podszedł do niego i wyciągnął do niego dłoń.
-Umowa-potwierdził delikatnym skinieniem głowy.
-Ale to ma być wielkie widowisko-zagroził mu facet w garniturze.
-Oczywiście-uśmiechnął się Draco. Co do pracy, nie zamierzał zadawać pytań. Potrzebował jakiejś, a i tak zamierzał ją szybko rzucić.
-Za godzinę na ringu-pożegnał się z nim mężczyzna, a potem odszedł.

                                                                                   ***

Po raz ostatni przechylił szklankę i opróżnił ją do końca, biorąc ostatni łyk wody. Oddychał głęboko, wciąż jednak spokojnie i umiarkowanie, jakby zbliżająca się walka nie miała dla niego żadnego znaczenia. Jakby to, że gra o wysoką stawkę nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Bo to nie była wysoka stawka. Nie dla niego. Odkąd na szali nie leżało życie jego lub osób, które były dla niego ważne, nic nie było wstanie zatrząść jego światem i wyprowadzić go z równowagi.
-Gotowy?
Ciut ironicznie uśmiechnął się pod nosem, a później odwrócił się w stronę mężczyzny, który spędzał z nim czas w tym pokoju. Za słabymi tekturowymi drzwiami miała odbyć się walka. Przez cienkie ściany bez trudu był wstanie dosłyszeć ryk dopingującego tłumu.
Powoli skinął głową, a potem zmarszczył brwi i z zamyśleniem rozprostował ręce. Wyciągnął je przed siebie, a później splatając ze sobą palce, wygiął je i mocno nimi strzelił. Stojący przed nim mężczyzna skrzywił się na ten dźwięk, dźwięk wskakujących na swoje miejsce kostek, a potem sięgnął do klamki i otworzył mu drzwi z lekkim strachem skanując jego twarz. Twarz zwycięzcy, prawdziwego wojownika, pewnego siebie i zdecydowanego mężczyzny. Jego stalowoszare oczy nie wyrażały niczego prócz pełnego oddania, zaangażowania w sprawę. Był spokojny i nie oszalały na punkcie wygranej, ale jednak wciąż skupiony i zdeterminowany by dosięgnąć celu.
[...]
-Na raz, dwa... trzy!
Napakowany facet rzucił się na niego z pięściami, a potem zawył przez zaciśnięte ze złości zęby i splunął śliną, kiedy Draco zrobił umiejętny unik. Wciąż nie miał odpowiedniego pomysłu. Wizji, która pozwoliłaby mu uczynić tę walkę spektakularnym i niezapomnianym widowiskiem. Oszalały tłum był mu całkiem obcy, nie miał pojęcia czego po nim oczekuje. Po raz kolejny zrobił serię uników i nie kontratakując stanął nieco na uboczu, wciąż zwodząc swojego przeciwnika.
Kiedy był śmierciożercą, Czarny Pan organizował podobne turnieje. Kazał swoim zwolennikom ustawić się w kręgu i obserwować jak dwójka z nich zaciekle walczy po środku. Zwykle na śmierć i życie.
Doskonale pamiętał jak stał pośród rozszalałej widowni, wyjącej z uciechy, kiedy jeden z uczniów Voldemorta padał na ziemię, często ugodzony przez śmiercionośne zaklęcie, lub po prostu zbyt wycieńczony licznymi torturami by znów stanąć na nogach. Jak wielką radość sprawiał obserwującym walkę, kiedy wreszcie zamykał oczy i się poddawał. Ludzie uwielbiali dramaty, spektakularne śmierci, ale jeszcze bardziej lubili kiedy zyskiwali nowego bohatera. Kiedy ich ulubieniec, silny i niepokonany pewnego dnia zwyczajnie padał jak mucha, bo nadszedł czas by poznali nowego zwycięzcę. Kiedy ktoś na pozór skazany na porażkę, okazywał się silniejszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Uśmiechnął się nieco szalenie, kiedy w końcu nieco za późno wykonał unik i oberwał w twarz, a siła ciosu posłała go na drugi koniec ringu. Czyż nie o to chodziło? By w pewnym momencie wstał z ziemi, otarł strużkę krwi z rozciętej wargi i na drżących nogach pokonał swojego rywala?
Mężczyzna kopnął go w brzuch. Niezbyt dokładnie, raczej rozwścieczenie i nieprecyzyjnie, dlatego jedyne co przyszło mu zrobić to skulić się na ziemi i udać, że naprawdę cierpi. Skrzywił się mocno i zacisnął powieki, jednak tylko na krótki moment, bo jego bystre oczy bezustannie śledziły poczynania mężczyzny. Jego ciężkie kroki zatrzęsły ringiem, kiedy stanął przed jego twarzą i złapał go za materiał koszulki bez rękawów, mocno nią szarpiąc. Nim się obejrzał, wisiał już kilka centymetrów nad ziemią, trzymany przez rosłe ramiona wyglądającego jak krzyżówka człowieka i goryla mężczyzny.
-Co z tobą?-uśmiechnął się przez zaciśnięte, krzywe zęby, nieopacznie go przy tym opluwając. -Walcz!-ryknął wprost w jego twarz, a później puścił materiał jego koszulki i rzucił go na ziemię.
Draco skrzywił się, kiedy poczuł tępy ból w nogach, ale nic nie powiedział, wciąż uważając, że to jeszcze zbyt wcześnie by próbować się odkuć. To miało być epickie, miał pozbawić nadziei wszystkich, którzy stawiali na niego w tym pojedynku. Miał stać się ofiarą, bezbronnym, kulącym się w rogu ringu chłopcem. Miał być szalony. Jeszcze bardziej niż do tej pory.
Celowo zamachnął się na mężczyznę. Nieco zbyt wolno i niedokładnie, a potem ponownie uśmiechnął się, kiedy wylądował na ziemi. Pomiatany przez o niemal połowę wyższego od niego faceta. To musiało wyglądać tragicznie. Splunął krwią i dźwignął się na nogi, tym razem biegiem ruszając na mężczyznę. I tym razem ten okazał się szybszy. Złapał go w pasie i odrzucił na bok, celowo robiąc to tak, by Draco uderzył się w głowę.
Tłum zawył. Jego obolałe skronie przeszył ból, kiedy w starej siłowni rozległy się gwizdy i stłumione buczenie.
-Poddaj się, zanim cię wykończę, gówniarzu-poradził mu jego przeciwnik, dumnie prężąc swoje muskuły. -Teraz!!-ryknął, wznosząc ręce w górę, a tłum zawył, wywrzaskując z radością jego imię.

I wtedy ją zobaczył. Ze strapionym wyrazem twarzy przeciskała się przez tłum cisnący się wokół ringu i przykładała dłoń do ust, zupełnie ignorując oglądających się za nią mężczyzn. Patrzyła mu prosto w oczy. Z niedowierzaniem i strachem, a on poczuł się tak, jakby ziemia osuwała mu się spod nóg. W istocie napakowany mężczyzna przed nim, po raz kolejny sprzedał mu cios, który posłał go na koniec ringu.
-Draco!-słyszał jak krzyczy jego imię, tak inaczej brzmiące, pośród wiwatów wykrzykiwanych przez pijanych mężczyzn i rozpustne kobiety. Jej ton był... zmartwiony, przerażony i złamany, jakby powstrzymywała się od płaczu.
-No nie...-wywrócił oczami i odetchnął ciężko, bo to wręcz niemożliwe, że ona pojawiła się tu teraz, w tak niestosownym momencie. Dlaczego ona tu weszła? Do cholery, to było niebezpieczne miejsce i musiał ją jak najszybciej wyprowadzić...
-Uciekasz?-zaśmiał się za jego plecami mężczyzna, kiedy zapominając o całym świecie próbował przecisnąć się między linami ringu i dostać się do Hermiony. Zamarł.
Jego oczy błyszczały kiedy zwinnie obrócił się w jego stronę i uśmiechnął się szaleńczo, uśmiechając do niego w ułamku sekundy. Musiał na moment zapomnieć o spektakularności, kiedy szybkim, nie nadającym się do odnotowania ludzkim okiem ruchem, podciął go i położył na ziemi, a potem wygiął ręce i je połamał.
Tłum zawył po raz kolejny, rozkoszując się najwyraźniej odrażającym dźwiękiem łamanych kości.
Wygrał. Znowu. Jak zwykle.

                                                                               ***

-Co ty tu robisz?-zapytał przez zaciśnięte ze złości zęby, kiedy przeskoczył przez ogradzające ring liny i podszedł do niej, ściskając za nadgarstek. Nie zwracając uwagi na nic, zwłaszcza na tłum, zaczął prowadzić ją w stronę wyjścia.
-Facet, który mieszka naprzeciwko ciebie, powiedział, że wyszedłeś, bo masz dzisiaj walki i gada o tym połowa dzielnicy. Powiedział, że mnie zaprowadzi. Też szedł cię zobaczyć-wyjaśniła, nie walcząc z nim, kiedy niezbyt delikatnie wyciągnął ją na chłodną, zalaną przez niedawny deszcz ulicę.
-Ugh, nie wierzę, że to zrobiłaś-jęknął z frustracją, maniakalnym gestem, mierzwiąc wilgotne od potu włosy. Jego głos był podniesiony. On na nią do cholery krzyczał! Zrobiła urażoną minę i splotła ręce na piersi, unosząc w górę jedną brew.
-Nie, to ja nie wierzę, że ty to zrobiłeś. Jak możesz brać udział w nielegalnych walkach?!-odparła podobnym tonem, dźgając go palcem w pierś.
-Nie, nie rozmawiamy teraz o mnie-pokręcił z irytacją głową, odganiając od siebie nieprzyjemne myśli. -Masz pojęcie jak tu jest niebezpiecznie? Co by było gdybym cię nie zobaczył? Czy ty w ogóle myślałaś co to za środowisko? Do cholery, każdy z facetów tutaj, chciałby wziąć cię przy tamtej ścianie-warknął, wskazując palcem ścianę z cegły w zaułku nieopodal.
Prychnęła pod nosem i wywróciła oczami.
-Jesteś nienormalny-stwierdziła, a potem skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się, zaczynając iść w swoją stronę.
-Hermiona?-krzyknął za nią, wyraźnie rozzłoszczony. -Dokąd ty kurwa idziesz?-zapytał, wyrzucając ręce do góry. Patrzył jak gwałtownie odwraca się, a potem dochodzi do niego i unosi rękę do góry.
-Czy ty mnie chciałaś spoliczkować?-zapytał z niedowierzaniem, wysoko unosząc brwi. Jej ręka zatrzymała się tuż przed jego twarzą. Mocno zaciśnięta w jego stalowym uścisku.
-Jak to może być moja wina?!-zapytała, głośno na niego krzycząc. Nie zamierzał upominać jej, że są na środku ulicy, w dodatku w środku nocy. W tej dzielnicy to były standardy. Jacyś szaleńcy, którzy wrzeszczą ile się da o tej porze, bo po co marnować dzień na wykrzykiwanie na głos swoich problemów...
-O co ci chodzi?-wzniósł oczy ku niebu.
-Jesteś bezczelny-stwierdziła przez zaciśnięte ze złości zęby, a potem wyrwała dłoń z jego uścisku i odwróciła się, zaczynając iść wzdłuż ulicy.
-Hermiona...-zawołał za nią, siląc się na opanowany ton. To on powinien być zły na nią. Nigdy nie powinna zapuszczać się w te rejony dzielnicy. Nigdy nie wybaczyłby jej, ani sobie, gdyby coś się jej stało. Myślał, że była mądrzejsza, że nie weszłaby do meliny, schronienia dla najgorszych przestępców Londynu.
Zignorowała go. Szła brukowanym chodnikiem, wściekle stawiając kroki, stukając przy tym swoimi niewielkimi obcasami.
-Hermiona-powtórzył, ale ona wciąż szła przed siebie, nie zwracając na niego uwagi. -Zaczekaj!-wywrócił oczami.

Zacisnęła szczękę i szybko zamrugała oczami, czując wzbierające się jej pod powiekami łzy. Czy on był normalny?! Wrzeszczał na nią bez powodu, chociaż należały się jej wyjaśnienia, dlaczego znalazła go jako uczestnika jakiejś chorej gry...
Samochody przejeżdżały obok niej, rozpryskując na około brudną wodę, zebraną na poboczu po ulewnym deszczu sprzed kilku godzin.
-Hermiona!
Wciąż za nią krzyczał, jakby myślał, że złość tak prędko jej przejdzie i do niego wróci. Była na niego nieprawdopodobnie wściekła.
Kolejny samochód przejechał obok niej, a jej przyszedł do głowy całkiem sensowny pomysł, który pomógł by jej jeszcze bardziej go wkurzyć. No bo po co teleportować się do domu, skoro chętnych do pomocy jest mnóstwo posiadających samochody londyńczyków?
Machnęła ręką na kolejne, zbliżające się auto i uśmiechnęła się z zadowoleniem pod nosem, kiedy jakiś mężczyzna zatrzymał się obok niej i odsunął szybę, posyłając jej to wygłodniałe spojrzenie. Nie myślała teraz o tym, że to co robi jest wyjątkowo głupie i nierozsądne. Chciała tylko zobaczyć jak wściekły jest Malfoy, który widzi, jak wsiada do samochodu z obcym facetem.
-Podwieziesz mnie?-zapytała, zalotnie się uśmiechając. Nim zdążyła na dobre wypowiedzieć to zdanie, została jednak brutalnie odciągnięta do tyłu i schowana za czyimiś plecami.
-Nie, nigdzie cię nie podwiezie-odparł za mężczyznę Draco, który dość szorstko ją traktując, obdarzył ją krótkim, morderczym spojrzeniem. Był wściekły, a więc się jej udało. Widok nachylającego się nad samochodem Dracona, który rzuca mężczyźnie lodowate spojrzenie i delikatnie mówiąc, przekazuje mu, żeby zjeżdżał, był dokładnie tym o co się prosiła.
Potem wbił palce w jej ramię i zaczął ciągnąć przez ulicę. Nic nie mówił, nawet na nią nie patrzył. Jedynie mocno zaciskał szczękę i co jakiś czas nieświadomie wzmacniał uścisk na jej ramieniu.
-Ej, to boli-powiedziała w końcu, prawdziwie na niego wkurzona. -Poważnie, Malfoy, zszedłeś już z ringu.
Puścił ją niemal natychmiastowo, gwałtownie odwracając się w jej stronę i zerkając w oczy. Stali już przed jego klatką. Było ciemno, ale ona i tak widziała jego wściekłe spojrzenie. Stalowoszare tęczówki błyszczały, kiedy tak w milczeniu mierzył ją żądnym krwi wzrokiem.
-Masz wiele powodów by być na mnie zła-powiedział wreszcie. Jego głos był cichy i opanowany, ale tylko na pozór. Znała go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że to ten ton głosu, kiedy jest wściekły i sfrustrowany, ale stara się tego nie okazywać. -Ale to kurwa, nie powód by robić takie rzeczy. Nie rób tak. Nigdy. To było cholernie głupie wsiadać do pieprzonego samochodu z pierdolon...
-Odpuść-warknęła, nieoczekiwanie mu przerywając. Wywróciła oczami i mocno zacisnęła zęby. -Serio, przestań-dodała, widząc jego natarczywe spojrzenie. -To co robisz jest żałosne i cholernie niesprawiedliwe. Próbujesz odbiec od faktu, że wkręciłeś się w nielegalne walki i skupiasz się na mnie, chcesz mnie ukarać, chociaż to ty jesteś winny.
Prychnął pod nosem.
-Oczywiście-wywrócił oczami i zaśmiał się z kpiną.
-Zamierzałeś mi powiedzieć?-zapytała, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Zachowywał się okropnie. Tak typowo dla prawdziwego Malfoya...
-Po co?-uniósł w górę brew. -Żebyś wzięła mnie za większego dupka i zaczęła wsiadać do samochodu z obcym facetem?-wyrzucił z siebie, z frustracją przesuwając ręką po brodzie. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę, a potem obdarzył ją niecierpliwym spojrzeniem. -Żeby dać ci kolejny powód do zostawienia mnie?
-Jesteś egoistą-stwierdziła, obdarzając go zdegustowanym spojrzeniem. -Nie myślisz, że tu chodzi o coś więcej?-zaśmiała się z goryczą, i szybko otarła wydostającą się jej spod powieki łzę. -Że na przykład cholernie mnie tym wystraszyłeś? Że nie chcę by coś ci się stało? Że to niebezpieczne?-podsunęła mu, unosząc w górę jedną brew. -Dlaczego ciągle masz mnie za taką osobę? Która jest z tobą wyłącznie dla własnego interesu? Że niby czekam byś dał mi powód bym odeszła?
Czuła się zraniona. Niedoceniona i sponiewierana. Chciała mu powiedzieć, że go kocha. Że to tylko o to w tym wszystkim chodzi, ale wiedziała, że on tego do niej nie czuje. Że tylko by się skompromitowała i wszystko zniszczyła. Było za wcześnie i chociaż to jedno wyznanie było by wstanie wszystko naprawić, to nie zamierzała tego mówić. Jeszcze.
Milczał. Patrzył jej prosto w oczy i czuł jak wszystko w nim umiera. Jak traci siłę i zapał do kłótni.
-Myślę, że desperacko, chcę cię zatrzymać przy sobie-wyznał, tonąc w jej przenikliwym spojrzeniu. -Wciągnąłem cię w okropne bagno, chociaż wcale nie chciałem i...-urwał, widząc smutny wyraz jej twarzy. -Nie chcę tego dla ciebie-przyznał, marszcząc brwi. -I tak, powiedziałem ci, że byłem śmierciożercą, że robiłem okropne rzeczy i do tego chodzę tam i bije się za ogromne pieniądze, a to nawet nie jest połowa rzeczy, których boję ci się powiedzieć, bo...-jego głos się załamał. Patrzył na nią z frustracją i niezdecydowaniem, a potem spuścił głowę i westchnął cicho. -Pójdziesz ze mną na górę?-zapytał.
Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę, a potem wbiła wzrok w swoje czarne buty na niskim obcasie i westchnęła cicho, wsuwając ręce do kieszeni długiego, beżowego płaszcza.
-To nie jest dobry pomysł-stwierdziła, bo doskonale wiedziała jak to się skończy, jeżeli się zgodzi. On zaciągnie ją do łóżka, będzie nieprawdopodobnie miły i otwarty, sprawi, że zakocha się w nim jeszcze mocniej. A potem wróci do tego jaki jest na co dzień. Znów ją zrani, stanie się niedostępny i chłodny. I nigdy nie odwzajemni jej uczuć.
-Powiesz chociaż po co tu przyszłaś? Czemu mnie szukałaś?-zapytał, z frustracją pocierając dłonią kark. Bardzo dobrze wiedział, że zawalił sprawę.
Pociągnęła nosem i splotła ręce na piersi, otulając się ramionami. Było wyjątkowo chłodno, nawet jak na listopadowy wieczór, a ona chyba się przeziębiła.
-Harry nie wrócił-wyznała, unosząc ramiona do góry. -To poważniejsze niż myślałam, naprawdę się przejął-jej głos zadrżał od smutku, kiedy w końcu zdobyła się by spojrzeć Draconowi w oczy.
Zmarszczył brwi.
-Martwię się o niego.
Mimowolnie prychnął pod nosem. Martwi się o niego. Ona się o niego martwi. No po prostu cudownie. I jeszcze nie mógł zrobić czegoś co odwróciłoby jej uwagę od pieprzonego Pottera, bo się z nią pokłócił.
-Draco.
-Co?-zapytał nieco zbyt szorstko, kiedy przeniósł na nią spojrzenie. Zrozumiał. Obraziła się na niego, i zamierzała wrócić do domu, rozmyślać o tym jaki to bezmyślny i biedny jest pieprzony Potter.
-Co jeżeli coś mu się stało?
Wzniósł oczy ku niebu. Dlaczego jej oczy się szkliły? Dlaczego zamierzała płakać? Dlaczego do cholery pieprzony Potter był dla niej taki ważny?
-Nic mu się nie stało-zaprzeczył, bo to jedyne na co był wstanie się teraz zdobyć. Obserwował jak drżące westchnięcie wyrywa się jej z ust, podczas gdy kciukami szybko wyciera świeże łzy z policzków. Ale nie potrafił jej współczuć. Był na nią zły.
Pociągnęła nosem, a później uśmiechnęła się gorzko, powoli kiwając głową.
-Świetnie-prychnęła i odwróciła się zmierzając w stronę wyjścia z ulicy. Nie zamierzał iść za nią.
Stał i z zamyśleniem obserwował jak jej szczupła sylwetka oddala się. Jak ucieka mu, przelatując mu między palcami, a on, chociaż z pełną zwinnością był wstanie zacisnąć dłoń i mieć ją w garści, nawet nie próbował.
-O Merlinie, jesteś taki beznadziejny!
A jednak mu nie uciekała. Z lekkim zaskoczeniem patrzył jak gwałtownie odwraca się i wyrzuca ręce do góry, rzucając mu zdesperowane spojrzenie.
-Przyszłam tu, bo myślałam, że jesteś jedyną osobą, która jest wstanie to zrozumieć. On był moim najlepszym przyjacielem!-wyrzuciła z siebie, podczas gdy on wciąż stał, przyglądając się jej z kamiennym wyrazem twarzy. W istocie wiedział jak to jest stracić lub martwić się o przyjaciela, tyle, że on się z żadnym z nich nie całował... -Co jeżeli stracę go na zawsze? Zawsze mówił gdzie wychodzi i kiedy wróci. Co jeśli zrobi to co Ron, jeżeli on...-urwała z frustracją wycierając słone łzy z policzków. -Jeżeli on też mnie zostawi?
Odetchnął cicho i przymknął na moment oczy. Jakim on był dupkiem... Zamierzał się poddać. Bez zastanowienia rozchylił ramiona i z niemym błaganiem spojrzał jej w oczy, prosząc by mu wybaczyła. Nie zamierzał pozwolić by kiedykolwiek czuła się niechciana. Żeby została sama ze swoimi problemami i niepoukładanym życiem.
Bez zastanowienia wbiegła w jego ramiona i oplatając go rękami w pasie, przylgnęła do niego z pełnym zaufaniem. Potrzebowała go. To, że tak często się kłócili nie miało teraz znaczenia.
-Przepraszam, że jestem ignorantem-powiedział, kiedy tonąc w jej uścisku, oparł brodę na czubku jej głowy.
-Nie wsiadłabym z tamtym facetem do samochodu-odparła cicho, mocniej go przytulając. Palce mocno zacisnęła na materiale jego szarej koszulki bez rękawów. Czuła jak jego ciało powoli traci swe ciepło. Na dworze było zimno, a on stał tu bez żadnego okrycia.
-Wiem-przesunął dłonią po jej włosach, palcami zaczepiając o pojedyncze kosmyki. -Ale to i tak było niemądre.
-Nie chcę, żebyś się bił-wyszeptała, unosząc głowę i spoglądając mu w oczy. Jej delikatny, czuły dotyk skierował się w stronę szczęki, w którą oberwał podczas niedawnej walki. Czy to znaczyło, że został mu ślad?
Westchnął cicho.
-Możemy porozmawiać o tym jutro?-poprosił, wciąż nie wypuszczając jej ze swoich ramion. Był zmęczony i zmarznięty, a to nie był łatwy temat i nie zamierzał przeprowadzać go w takich warunkach.
-Okay-westchnęła smętnie i spuściła głowę.
-Zostaniesz?-zapytał z nadzieją.
-Draco...
-Proszę?
-Harry...-zaczęła z niezdecydowaniem.
-Poszukam go rano. Obiecuję-przysiągł, zerkając jej prosto w oczy. -Powinniśmy odpocząć.

                                                                              ***

Siedziała na kanapie w jego salonie, o ile główny pokój w jego mieszkaniu można nazwać było salonem. Teraz w ten chłodny, listopadowy wieczór jeszcze bardziej we znaki dawał się brak ogrzewania. Draco powinien coś z tym zrobić. Nie wyobrażała sobie jak przetrwa, kiedy nastanie prawdziwa zima.
Westchnęła i szczelniej okryła się kocem, mocniej zaciskając dłonie na powierzchni ceramicznego kubka z herbatą. Źle się czuła z tym, że tak często się nie dogadywali.
Do jej uszu dotarł dźwięk urywanej wody. Draco skończył już prysznic. Nie potrzebowała wiele czasu, wystarczyło jej policzyć do piętnastu, a chłopak, w ciemnych, luźnych spodniach i białym ręczniku przewieszonym przez szyję stanął w wyjściu z łazienki. Na widok jego nagiego torsu, po jej ciele przeszły dreszcze. Nie dlatego, że cały był posiniaczony, ani że mimo tego wyglądał niesamowicie pociągająco. Czy on tu do cholery nie zamarzał?!
-Nie jest ci zimno?-zapytała z zaskoczeniem, wypowiadając swoje myśli na głos.
Zmarszczył brwi i uśmiechnął się delikatnie, siadając obok niej na sofie i wślizgując się pod koc.
-Trochę. Znów wyłączyli ciepłą wodę-wyznał, przysuwając się do niej tak blisko, jak tylko był wstanie. Jego ciało było chłodne. Czuła to, nawet jeżeli przylegało do niej przez warstwę jej koszuli i swetra.
-Zamierzasz coś z tym zrobić?-zapytała z troską ale i niepokojem, bo przecząca odpowiedź była tym czego się obawiała.
-Tak, tak sądzę-przyznał, wzruszając ramionami. -Za pieniądze z dzisiejszej walki będę mógł wynająć coś lepszego-dodał z zamyśleniem. O ile bogaty dupek, który go zatrudnił w ogóle wywiąże się z umowy i przekaże mu słuszną zapłatę.
-Draco to jest niebezpieczne-powiedziała ze smutkiem i szczerym zmartwieniem, kiedy znów przypomniała sobie, że on to robi. Wspomnienie chłopaka miotanego przez jakiegoś goryla na ringu było potworne. Nie myślała, że od teraz będzie wstanie spokojnie zasnąć bez niego, jeżeli nie będzie miała jakiegoś wiarygodnego dowodu, że w tym czasie nie walczy w przerażającej siłowni.
-Hermiona...
Odsunęła się kiedy wyciągnął do niej rękę. Nie miała ochoty słuchać zapewnień, że wszystko będzie w porządku. Nic do cholery nie było w porządku, od kiedy jego ciało zaczęły znaczyć kolejne siniaki, a on krzywił się przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
-To nie jest nawet w połowie tak niebezpieczne jak moje życie sprzed kilku miesięcy, okay? Przysięgam, że mam wszystko pod kontrolą.
Prychnęła pod nosem.
-A więc to o to chodzi? Brakuje ci adrenaliny? Jesteś sfrustrowany faktem, że nareszcie możesz normalnie żyć? Że jesteś bezpieczny i masz szansę zacząć wszystko od nowa?
Zacisnął szczękę. O ile bezpiecznym i normalnym życiem można nazwać stałe bycie pionkiem i ofiarą śmierciożerców, to tak, był tym sfrustrowany. Cholernie.
-Pogadamy o tym jutro?-zaproponował, przeczesując palcami swoje włosy. Nie zamierzał tego zostawić.
-Taaak...-przełknęła głośno ślinę i wstała z kanapy, zsuwając z niego koc. -Dobranoc Draco.
-Dobranoc-odparł z zamyśleniem, odchylając głowę do tyłu. Jego ciało przeszedł dreszcz zimna. Nie zamierzał spać sam, chyba by umarł. Zwinnie zeskoczył z kanapy, a później ruszył w stronę łóżka i robiąc krótki rozpęd rzucił się na nie, lądując tuż obok dziewczyny.
-Co robisz?-spytała z irytacją. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy przerzuciwszy dłoń przez jej talię, przyciągnął ją jak najbliżej swojej piersi.
-Nie bądź na mnie zła-poprosił, powoli całując ją w ramię.
-Idź spać, Draco-odparła ze zmęczeniem, jednocześnie ziewając. Chyba tylko ona wiedziała, że tak naprawdę nie potrafiła się na niego złościć. Przynajmniej niezbyt długo i to ją przerażało. Zakochała się w nim. Wystarczyło jej zaledwie kilka miesięcy by uczynić go jej największą słabością. By znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
Tej nocy praktycznie w ogóle nie spała. Wsłuchiwała się w jego unormowane bicie serca i zastanawiała się czy kiedykolwiek będzie jego częścią. Czy zasłuży by stać się kimś ważnym w jego chaotycznym i niepoukładanym życiu? Nie miał pojęcia jak bardzo oszalała stała się na jego punkcie. Jak mocno go kochała.


---------------------------------

Hej hej! :P

Jak tam wakacje? Właśnie wróciłam i mam nadzieję, że wypoczęta, sprostałam zadaniu, dodając tę notkę. Myślicie, że Draco nie kocha Hermiony? :D 
Nie przewiduję tego opowiadania na jakąś konkretną liczbę rozdziałów, wciąż nie mam pojęcia ile ich będzie i na razie zamierzam po prostu pisać aż nie skończą mi się pomysły ale może wy macie jakieś propozycje? Oczywiście to jeszcze nie zbliża się ku końcowi, jak dla mnie, dopiero się rozkręca, ale kto wie, macie specjalne życzenia?? :P 
Kolejny rozdział jak najszybciej, tak właściwie to to zależy ile dacie mi motywacji xDD 
Pozdrawiam!! :**** Jesteście naprawdę kochani ^^



















9 komentarzy:

  1. Rozdział był ciekawy, ale najbardziej zainteresowało mnie jednak zniknięcie Harry'ego, nie kłótnia Hermiony i Dracona. Rozumiem, rozbieżność charakterów, ale czy w każdym rozdziale musi być coś nie tak?
    +to opowiadanie było naprawdę świetne, gdy ich relacje dopiero się rozwijały, on uświadamiał sobie, że jest dla niego ważna, ona to samo. A teraz, kiedy są razem, każdy rozdział jest do siebie bardzo podobny, czar prysł, a twój blog wiele stracił. Takie mam wrażenie. Nie pomagają nawet ciekawe dialogi i dobry styl.
    Swoją drogą, mam nadzieję, że wymyślisz coś naprawdę dobrego i to opowiadanie znowu stanie się magiczne (bo takie było!!!).
    Pozdrawiam i do następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział w porządku, chociaż chyba nic nie wniósł za specjalnie do głównego wątku. Cieszy mnie, że Hermiona odkryła kolejny sekrecik, ale zgadzam się z komentarzem wyżej - czy oni ciągle muszą się tak kłócić? Mam wrażenie, że Draco ma jakąś chorobę dwubiegunową, czy coś. Jest w jego zachowaniu coś nielogicznego, co można zrzucić na karb miłości, a jak! ale jest to nieco irytujące. Powiem jej część moich tajemnic, po usłyszeniu których pewnie mnie zostawi - i tak mnie przecież zostawi! - ale nie wszystkie, bo nie chcę jej stracić. Ciągłe wykręcanie się tą samą wymówką powoli robi się nużące, można niemal przewidzieć, co się zaraz stanie.
    Ten fakt boli tym bardziej, że sama fabuła przypadła mi do gustu i jestem ciekawa jej zakończenia.
    Co do ilości rozdziałów - czy jest sens robić z tego opowiadania tasiemca, z niezliczoną ilością rozdziałów, jednocześnie bez potrzeby rozwlekając akcje poszerzając ją o nic nie znaczące kłótnie, dyskusję i narastające, irracjonalne problemy? Nie lepiej byłoby je nieco skrócić, ale zachować wartką akcję, a ewentualne inne, ciekawe pomysły wykorzystać w innym opowiadaniu, albo stworzyć alternatywną wersję? To taka luźna dygresja tylko :)
    Rozdział mimo wszystko na plus :)
    Jak zawsze szczerze oddana itd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny. Czytam, czytam, a tu nagle o jejku, to już koniec? Dawno się tak nie wczułam w jakikolwiek rozdział. Podoba mi się to, że Draco znów z kimś walczył, no i oczywiście go pokonał. Tak, wiem jestem dziwna. Zastanawiające jest nagłe zniknięcie Harry'ego. W co on się znowu wpakował. Ehhh brakowało mi wprawdzie Lucjusza, bo naprawdę go lubię, ale cóż. Mam natomiast nadzieję, że Smok powie wreszcie Hermionie prawdę, jednak wiąże się to z kolejną kłótnią. Co tam.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju i Hermiona znowu odkrywa tajemnice Draco... Co się dzieje z Harrym...? Szkoda mi go trochę oby nie zrobił jakiejś głupoty. Hermi tak się martwi o Dracze ;p niech on jej wyzna miłość :D nie mogę się doczekać kiedy powiedzą sobie te dwa magiczne słowa :)) Kocham ten twój blog i te zawiłości, tajemnice, adrenalina jak nasz kochany blondasek się bije i te wszystkie emocje, które przedstawia ta historia <3
    Pozdrawiam, dużo weny bo chcę kolejny rozdział :D
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Nie mogę doczekać się kolejnego
    Pozdrawiam, Alex_x.

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie wróciłam z wakacji patrze a tu nowy rozdział. Mam nadzieje, że nie ograniczysz się do konkretnej ilości rozdziałów, bo chyba masz racje opowiadanie dopiero się rozkręca. Sama nie wiem czy Draco kocha Hermione... To by było chyba za łatwe, biorąc pod uwage, że Draco jest świetnym aktorem, egoistą i arystokratą czystej krwi. On narazie jest zauroczony panną Granger, chce ją mieć dla siebie. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie zrezygnuje z walk i nadal będzie brał udział w powstaniu śmierciożerców. Czekam na pojawienie się Zabiniego i Nota. Życze weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy nowa notka ?panna em

    OdpowiedzUsuń
  8. jesli chodzi o moje odczucia prześle w pon miłego weekend:)eM

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie ja mam cholerne zaległości. Normalnie az mi głupio, ale nic, zaraz wszytsko nadrobię. Rozdział bardzo mi się podobał. Dobrze, że hermiona odkryła, że Draco walczy. W końcu ktoś zrobi mu krzywdę i nie będzie już tak fajnie.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń