sobota, 10 października 2015

-Rozdział 36- Old Life

-Woah.
-Idziesz, czy nie?-rzucił do niego zniecierpliwiony Blaise, który dawno przekroczywszy bramy miasta, rzucał mu teraz poirytowane spojrzenie. 
Tak, rzeczywiście, w ostatnim czasie stał się niebywale nieznośny i nieporadny, ale to nie jego wina, że Blaise zrzucał na niego same nieoczekiwane i zaskakujące fakty. Kto by pomyślał, że śmierciożercy budują sobie na wybrzeżach Szkocji godne podziwu miasto, funkcjonujące na najwyższym, mocno zaawansowanym poziomie? Z niedowierzaniem obserwował piętrzące się wokół niego, ciemne budynki i brukowe ulice. Przypominało mu to nieco jego niebezpieczną dzielnicę, tyle, że to miasto nie było tak zapuszczone i zrujnowane. 
Kiedy tak szukał odpowiedniego określenia dla tego miejsca, przyszło mu do głowy, że miasto to jest drugim Nokturnem. Tyle, że znacznie większym i bardziej rozbudowanym.
-Malfoy-Blaise westchnął cierpliwie, nie tak już wyrozumiale uderzając go otwartą ręką w ramię. -Skup się!
-Sorry-odparł, wyrywając się z zamyślenia. -Kiedy zdążyliście zbudować coś takiego?-zapytał, idąc pustą ulicą za Blaise'm. 
-Jeszcze przed śmiercią Czarnego Pana. Śmierciożercy przeczuwali przyszłe zakończenie wojny. Zaczęli budować miasto-wyjaśnił pokrótce Zabini. -Załóż kaptur-polecił, a Draco, posłusznie wykonując jego polecenie, naciągnął kaptur na głowę. Razem skręcili w kolejną ulicę i wtedy aż przystanął, z wrażeniem rozszerzając oczy. Tętniąca życiem, brzmiąca od gwaru rozmawiających śmierciożerców, czy donośnych kroków ciężkich butów. Ulica na tyle długa i rozbudowana, że mierzyć mogłaby się z tą londyńską, Oxford Street.
-Witam na głównej ulicy w naszej Twierdzy-szturchnął go w ramię Blaise, szeroko się przy tym uśmiechając. -Jak się odnajdujesz w miejskich klimatach?
Światła ulicznych latarni i szyldów raziły go w oczy tak jak tablice na pieprzonym, nowojorskim Time Squere.
-Eee...-przesunął dłonią po karku, instynktownie stając nieco bliżej obeznanego w tej okolicy Blaise'a. -Mieszkam w Londynie, pamiętasz jeszcze? Umiem odnaleźć się na zabudowanych przestrzeniach-stwierdził, chyba bardziej próbując przekonać siebie niż jego. W Twierdzy roiło się od ludzi, którzy pragnęli jego śmierci. Każdy przechodzień był dla niego potencjalnym zagrożeniem,więc nie, nie potrafił się odprężyć.
-Stąd do głównej kwatery mamy kilka minut spaceru-oświadczył wyluzowany Blaise, wciskając ręce w kieszenie swojego płaszcza. Minęli kilka dobrze wyglądających apartamentowców, a później mijając aleję ze sklepami, skręcili w kolejną ulicę, nieco cichszą, ale wciąż jednak dobrze wyglądającą, najwyraźniej należącą do jednych z najbogatszych w tym mieście. -Jak dobrze pójdzie, dostaniesz mieszkanie tutaj-wskazał palcem Blaise, zwracając uwagę Dracona na budynek z przeszklonymi ścianami. -Będziemy sąsiadami.
-Mieszkasz tu?-zapytał zaskoczony Draco, skanując wzrokiem dziesięciopiętrowy apartamentowiec. Ile ludzi mieszkało w Twierdzy? Ile oczekiwało odpowiedniego dnia by zemścić się i sprzątnąć świat czarodziejów z powierzchni ziemi?
-Tylko teoretycznie. Wygląda miło, ale przetrwanie tutaj, nie jest proste-wyjaśnił krótko Blaise. -To wciąż zwierzęta, Malfoy. Udają ludzi. Cywilizowanych i obytych, ale to wciąż ci, którzy pragnąc wydobyć informację, przebijają cię nożem na wylot.
Blondyn skrzywił się, powoli kiwając głową.
-Mamy jakiś plan?-zmienił temat Blaise, na co on tylko uśmiechnął się krzywo, posępnie kiwając głową.
-Wciąż nie wiem jak...-zaczął, ale świetnie rozumiejący go przyjaciel, uniósł rękę, łatwo go uciszając.
-Masz coś przeciwko, jeżeli zrobimy to po mojemu?-zapytał, a później, nie czekając na odpowiedź, wyciągnął różdżkę i go spetryfikował.

                                                                              ***

-Cholera, Malfoy... Czemu nie jesteś czterdziestokilogramową panną na wegańskiej diecie?-jęknął zbolałym tonem Blaise, kiedy tak ciągnąc blondyna za nogę, taszczył jego bezwładne ciało przez ciemny, wyłożony zimnymi kafelkami korytarz.
Blaise go spetryfikował. To był jego genialny plan. Obezwładnić go i na tacy podać jego przyszłym mordercom. No po prostu genialne...
Nie mógł się poruszyć. Nie mógł się odezwać. Mógł jedynie obserwować i słuchać jak Blaise ostatecznie skazuje go na śmierć, tłumiąc w sobie wszystkie przekleństwa.
-Zabini co ty tam robisz?
To chyba niemożliwe, ale jego mięśnie napięły się jeszcze mocniej, kiedy będąc w stanie zupełnej bezradności, usłyszał w mroku korytarza głosy śmierciożerców.
-Ciągnę nie byle jaką zdobycz-wyjawił Blaise, a on poczuł jak po jego plecach przechodzą ciarki. Blaise brzmiał tak... szaleńczo. Przypominał mu psychopatę, niezrównoważonego psychicznie przestępcę. Przez moment zwątpił. Czy zaufanie mu było dobrym pomysłem?
-Cholera...
Ktoś pochylił się nad nim, a on, w bladoniebieskim świetle czyjejś różdżki w owej osobie rozpoznał Carrowa. Mężczyzna kucał przy nim, a ich twarzy nie dzieliło więcej niż zaledwie kilkanaście centymetrów.
-Cholera, dorwałeś Malfoya-zauważył z podziwem mężczyzna, niezbyt delikatnie kopiąc go butem w brzuch.
-Ostrożnie Carrow-skarcił go Blaise. -To nie...
-Wiem, wiem-warknął niezadowolony Carrow. -Ale nienawidzę gnoja, nie potrafię się powstrzymać-stwierdził, spluwając nieopodal jego twarzy. -Czemu go nie zabiłeś?
-Bo jest nam bardzo potrzebny-zauważył jakby to było oczywiste Blaise.
-Niby po co? On zabił Weasleya, Malfoy w roli zabójcy nie jest nam potrzebny. To nikogo nie zszokuje.
-Masz tu najzdolniejszego śmierciożercę wszech czasów-powiedział dumnie Blaise, na moment puszczając jego nogę tak, że ta bezwładnie uderzyła o twardą i chłodną podłogę.
-Teodor jest...
-Och błagam, odkąd mu odbiło już się nie liczy.
-No to mnie oświeć-Carrow wyprostował się i spuścił ręce wzdłuż ciała, rzucając Blaise'owi wyczekujące spojrzenie. -Co chcesz zrobić z tym śmieciem?
-Chcę z niego zrobić lepszą wersję Teodora.
-Co?-Carrow zmrużył oczy, nie do końca rozumiejąc.
-Zmodyfikujemy mu pamięć i zrobimy z niego naszą broń.

                                                                             ***

-Jeszcze jedno!-krzyknęła radośnie Ginny, zwracając się do mężczyzny, którego blask fleszu od aparatu na moment oświetlił pochmurny zakątek ulicy Pokątnej. To była już druga, nie, trzecia fotografia, którą Hermiona, Ginny i Caitlyn wykonały podczas spaceru po magicznej części Londynu, wyjątkowo tego dnia korzystając z życia. Miały za sobą już lunch, niewielkie zakupy, wizytę u kosmetyczki i trzy bilety na wieczorny seans w kinie.
-Ginny już starczy-powiedziała nieco krzywiąc się Hermiona, która po raz kolejny zmuszona była wyszczerzyć swe zęby w szerokim uśmiechu.
Ginny tylko się zaśmiała. Odebrała zaczarowane zdjęcia od fotografa i z uśmiechem obserwowała jak ich ruchome postacie śmieją się, połyskując na czarno białym papierze.
-Ładne-westchnęła Hermiona, odbierając jedno z nich od przyjaciółki. -Jak za dawnych czasów, co?-spytała, mając na myśli ten beztroski wyraz twarzy. To jak wspaniale komponowały się z zatłoczoną ulicą, pełną życia i radosnej atmosfery.
-Taa-Ginny zacisnęła usta w cienką linię, najwyraźniej powstrzymując się od powiedzenia czegoś nieodpowiedniego. -Tylko ekipa jest trochę inna-powiedziała wreszcie, zagryzając delikatnie dolną wargę.
Obydwie patrzyły jak Caitlyn z krępacją wbija swój wzrok w ładne, lakierowane buty.
-Będziecie miały coś przeciwko jeżeli wstąpię do tego sklepu tam?-zapytała, na oślep wskazując ręką na jedną z wystaw.
-Idź, Caitlyn-szepnęła nieobecnie Ginny, nawet na nią nie patrząc.
-Ginn...-zaczęła Hermiona, obserwując jak smutne oczy jej rudowłosej przyjaciółki wpatrują się w nią z zagubieniem i ufnością.
-Brakuje mi Rona i Harry'ego-wyznała wreszcie, podchodząc do niej i przytulając ją na środku ulicy. -Co się z nami stało Hermiona?-zapytała, opierając brodę na jej ramieniu.
-Ja...-Hermiona przygryzła wewnętrzną stronę policzka, doskonale wiedząc, że podziela uczucia przyjaciółki. -Ja też strasznie tęsknię za Hogwartem.
-Tu już nawet nie chodzi o Hogwart. O wspomnienia-sprostowała Ginny. -Wiesz, zawsze uważałam, że to co nam się tam przydarzyło, było takie bezmyślne, cholernie niebezpieczne. Cały czas byliśmy narażeni-wspomniała z delikatnym uśmiechem, wciąż tkwiąc w jej uścisku. -Ale byłam wtedy tak bardzo szczęśliwa-zaśmiała się. -Rozumiesz? Ja... ja chcę znów martwić się tym czy zdążę napisać esej, chcę spędzać czas z przyjaciółmi, łazić do Hogsmade i znów nie lubić ślizgonów. Ale za to, że są ślizgonami, nie śmierciożercami, albo zabójcami moich przyjaciół...
-Czy ty i Blaise...?-zapytała nagle Hermiona, czując jak wszystkie jej mięśnie się napinają.
-Miałaś rację, on jest...-przyznała ciężko Ginny, powoli kiwając głową. -On robi coś strasznego-powiedziała, a potem odsunęła się od niej i wciskając ręce w kieszenie, nieco uniosła ramiona. -Jest śmierciożercą.
-Masz na myśli...?-Hermiona czuła jak jej serce zamiera. Jeśli Ginny przyzna, że Blaiseowi nie należy ufać...
-Sama już nie wiem kim on jest-przyznała smutno dziewczyna, pozwalając by z jej ust wyszło ciche westchnięcie. -Ostatnio trochę się pokłóciliśmy.
-Masz z nim jakiś kontakt?-zapytała powoli Hermiona, czując jak na jej karku jeżą się włosy. Chciała wierzyć, że Draco był bezpieczny ze swoim przyjacielem, ale miała wrażenie, że to nigdy nie było zbyt oczywiste. Ufanie Blaiseowi zawsze leżało w kategorii wielkiego ryzyka i niepewności.
-Nie-pokiwała przecząco głową Ginny. -Ale zostawił mi kartkę. Powiedział, że jeżeli nie wróci, powinnam zanieść ją do ministerstwa-wyznała po chwili zastanowienia.
-Jaką kartkę?
-To adres-powiedziała, nie do końca rozumiejąc swojego położenia Ginny.
-Możesz mi go dać?-zapytała podekscytowana i zaniepokojona jednocześnie Hermiona.
-Nie wiem czy to...
-Ginny, proszę-powiedziała poważnie, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Musiałabym iść do Nory-pokiwała wreszcie głową, ostatecznie przystając na jej prośbę. -Gdzie mam ci to dostarczyć?-zapytała niepewnie.
-Muszę wpaść jeszcze do mieszkania Harry'ego-wzruszyła ramionami Hermiona. -Wciąż ma u siebie moje rzeczy.
-A więc u Harry'ego-stwierdziła z uśmiechem Ginny.

                                                                                     ***

Nie miała pojęcia czemu tak łatwo zdecydowała stanąć w tym miejscu. Na ładnej, ciemnogranatowej wycieraczce przed mocnymi drzwiami w mieszkaniu, które zajmowała przez raptem kilka tygodni, zanim jeszcze Harry zdołał wszystko zepsuć swoim nietaktownym wyznaniem miłości.
Może to przez Ginny? Może ostateczne pojednanie z przyjaciółką obudziło w niej chęci uratowania również przyjaźni z Harry'm?
Niepewnie przestąpiła z nogi na nogę, a potem głośno zaciągnęła się powietrzem i zastukała w drewnianą powierzchnię drzwi, mocno opatulając się kurtką Malfoya.
Liczyła na to, że nie będzie go w domu. Że będzie mogła z czystym sumieniem uniknąć konfrontacji z niegdyś najbliższym jej sercu przyjacielem.

Ciężkie westchnięcie wydało się z jej ust, kiedy nerwowym gestem zaczesała swoje włosy do tyłu, przygryzając jednocześnie dolną wargę. O ile wcześniej istniała możliwość ucieczki, teraz było już za późno. Harry tu stał. W ładnej, ciemnoszarej marynarce i dopasowanych, czarnych spodniach, podkreślających jego szczupłe, umięśnione nogi. Tego dnia jego kruczoczarne włosy nie były rozczochrane i nie sterczały we wszystkie strony. Zaskakująco ułożył je, formując w całkiem atrakcyjną fryzurę...
-Hermiona-krótkie stwierdzenie opuściło jego usta, kiedy z zaskoczeniem zmarszczył brwi i poprawił okrągłe okulary na swoim nosie, chyba nieco panikując na jej widok.
-Jestem w nieodpowiednim momencie?-zapytała, przekręcając głowę na bok. Jej intuicja podpowiadała jej, że właśnie w czymś mu przeszkodziła.
-Właśnie wychodziłem, ale przesunę spotkanie-powiedział formalnie, obdarzając ją dziwnie neutralnym spojrzeniem.
-Nie, nikt nie powinien czekać z mojego powodu-odparła z lekką krępacją, onieśmielona jego dziwnym tonem. Od kiedy to zwracał się do niej z takim ułożeniem i ostrożnością?
-Przeciwnie, Hermiona-uśmiechnął się ciepło i była mu za to szczerze wdzięczna, bo w tym właśnie momencie wszystkie jej obawy zostały odsunięte gdzieś na bok. Wciąż był tym samym Harry'm. -Żaden doradca biznesowy, nie jest ważniejszy niż ty-stwierdził, a potem przesunął się na bok i wpuścił ją do środka, w milczeniu obserwując jak dziewczyna przekracza próg niegdyś ich wspólnego mieszkania. -Co cię tu sprowadza?-zapytał, kiedy ściągnęła z siebie kurtkę, a on przywoławszy sowę, przekazał zwierzęciu krótki list dla doradcy, z którym miał się spotkać.
-Chcę wziąć kilka swoich rzeczy-wyjaśniła, wzruszając ramionami. -I pogadać-dodała, po krótkiej chwili milczenia, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, że samotnie wypowiedziane pierwsze zdanie brzmiało wyjątkowo nieuprzejmie.
-Na stałe mieszkasz z Malfoyem?-zapytał z zainteresowaniem, a ona ku własnemu zdziwieniu, nie dosłyszała w jego tonie niezadowolenia lub pogardy.
-Tymczasowo. Niedługo znajdę coś własnego-odparła, bo choć jak na razie nawet nie szukała mieszkania, wiedziała, że wkrótce będzie musiała to zrobić. Ona i Malfoy nie byli na tyle poważnym związkiem by mieszkać razem.
-Wiesz, że zawsze możesz tu wrócić, tak?-upewnił się chłopak, nawet nie próbując naciskać. Po prostu oznajmił jej to w całkiem miły sposób i była mu za to wdzięczna. Mimo to, raczej nie zamierzała skorzystać.
-Harry...
-Wiem, Hermiona, nawaliłem-przyznał się, powoli spuszczając głowę. -Przepraszam, okay? Naprawdę cholernie mi przykro.
-W porządku-powiedziała cicho, wciąż nieco tym skrępowana.
-Ja po prostu nie chcę, żebyśmy byli takimi ludźmi. Byłaś moją przyjaciółką. Najlepszą przyjaciółką. Chcę zasługiwać na to, by znów móc cię tak nazywać, ponieważ Hermiona, cholernie za tobą tęsknię.
Błagam cię, nie pozwól by moja chwilowa głupota zaważyła nad czymś takim.
-Wiem, już dawno mi przeszło-powiedziała na wpół szczerze, delikatnie się do niego uśmiechając. Chociaż uraz wciąż pozostał, nie zamierzała więcej mu tego wypominać. To nie była jego wina. -Możemy znowu siedzieć razem na kanapie, oglądać filmy i jeść niezdrowe żarcie-dodała niby od niechcenia, z zadowoleniem obserwując jak zmienia się jego wyraz twarzy.
-Serio?-zapytał z niedowierzaniem, szeroko się uśmiechając.
-Yhym-skinęła głową, głęboko oddychając. Czuła jak powoli naprawia swoje życie.

                                                                              ***

-Powinniśmy go zabić. Tu i teraz. Nim jakiś dureń ściągnie z niego drętwotę i pozwoli temu szmaciarzowi gadać-stwierdził ktoś po jego prawej stronie, kilka centymetrów od jego ramienia. Miał ochotę wywrócić oczami i rzucić jakąś ironiczną uwagą, ale ponieważ Blaise wciąż nie działał na jego korzyść, zmuszony był leżeć w sali, do której Zabini przytaszczył jego ciało.
-Dołohow dobrze gada! Ten kto pamięta co pieprzony Malfoy robił podczas wojny, nie powinien mieć wątpliwości, że trzeba go zabić, nim zdąży nami manipulować.
-Och, błagam... Podczas gdy Malfoy spędzał miesiące na byciu słabym mugolem, my urośliśmy w siłę.
-Milcz idioto. Jego nie wolno lekceważyć. Widziałeś kiedyś Teodora? Na tej podłodze leży drugi taki psychol.
-Tym razem moglibyśmy dobrze wykorzystać jego zdolności.
-Jemu nie wolno ufać.
-To potwór.
-My potrzebujemy w naszych szeregach potworów.

Tak, to było naprawdę ciekawe. Leżeć spetryfikowanym na ziemi i słuchać na swój temat opinii innych ludzi. W dodatku tak konstruktywnych...
Miał ochotę wrzasnąć by wszyscy wreszcie się zamknęli, ale nim zdążył sfrustrowany po raz kolejny wykląć w myślach znajdujących się w sali ludzi, odezwał się za niego Blaise.
-Och, zamknijcie się wszyscy!-krzyknął. -Ja już dawno podjąłem decyzję. Biorę całą odpowiedzialność na siebie.
-Jesteś nienormalny?-odezwał się jakiś tam śmierciożerca z gęstą, ciemną brodą.
-Nie mamy przywódcy-uśmiechnął się triumfalnie Blaise, powoli rozglądając się po tłumiących się wokół ciała Malfoya mężczyznach. -Każdy działa na własną rękę, tak? Działam według zasad, po prostu mówię wam co zamierzam.
-Chyba nie sądzisz, że na to pozwolimy?
-Och pozwolicie-ton Blaise'a był zaskakująco ostry. Zimny i zdecydowany, jakby jakikolwiek sprzeciw zamierzał srogo ukarać. -Zabijcie Malfoya przed ukończeniem mojego eksperymentu, to wypiorę mózg każdemu-zagroził, co nieco zaskoczyło blondyna. Była to groźba bez pokrycia, czyż nie? Co Blaise i wyprane mózgi miały ze sobą wspólnego? Chyba mówiąc, że zamierza zrobić z niego nowego Teodora, nie mówił poważnie, prawda?
-Kończę zebranie!-zawołał Blaise, spotykając się z ostrymi okrzykami sprzeciwu i niezadowolenia. Nie wyglądał jednak na zbyt przejętego otwartymi słowami krytyki. Wręcz przeciwnie, z zadowoleniem pochylił się i złapał Dracona za nogę, z powrotem ciągnąc jego ciało do wyjścia z ogromnej, śmierciożerczej sali.


                                                                                  ***

-Hej? Malfoy-Blaise nachylił się nad nim, kilka razy machając mu ręką przed oczami. -Słyszysz mnie?-zapytał, po chwili przywalając sobie otwartą dłonią w czoło. -Nie możesz odpowiedzieć, jesteś spetryfikowany-przypomniał sobie, na co Draco naprawdę mordował go każdą cząstką swojego unieruchomionego ciała. No naprawdę, przezabawne. -Odczaruję cię teraz, tak?-zapytał wyjątkowo głośno, dzieląc każde słowo na sylaby.
Był spetryfikowany. Nie ułomny. Z irytacją próbował ogarnąć sfrustrowane i rozwścieczone myśli, ostudzając nieco swój umysł.
-Nie zabijaj mnie jak już odzyskasz czucie, okay? Po prostu się na mnie nie rzucaj-poprosił, a potem nerwowo i niepewnie skierował różdżkę w stronę przyjaciela.
Z czasem Draco poczuł jak przez jego mięśnie przepływa przyjemne ciepło, a dokuczające mu spięcie odchodzi w zapomnienie. Jedyne co pozostało to złość.
-Nienawidzę cię, Blaise-rzucił ostro, pod nosem mrucząc brzydko-...jeszcze ci dojebię...-i rozcierając zesztywniałe ramiona. Zgodnie z prośbą Zabiniego, postanowił się jednak na niego nie rzucać, mimo iż bardzo tego pragnął. -Zrobić ze mnie drugiego Teodora, hę?-uniósł pytająco jedną brew, przybierając morderczy wyraz twarzy. -Serio, Blaise?! Gdzie my w ogóle jesteśmy?-krzyknął, wyrzucając ręce do góry.
Pokój, w którym się znajdowali był jednym z tych luksusowych, dobrze oświetlonych wnętrz z drogim, świadomie wyeksponowanym wyposażeniem. Krzyczało "mój właściciel jest cholernie bogaty!".
-Moje mieszkanie-wyjaśnił, wzruszywszy ramionami Blaise. -Skup się-warknął niemiło, kiedy Draco, zamiast zwrócić uwagę na ich obecne położenie, tępo rozglądał się po wnętrzu salonu. Zdzielił go ręką po głowie, a potem gniewnie zmarszczył brwi i usiadł na podłodze, naprzeciwko przyjaciela. -Mamy mnóstwo spraw do załatwienia.
-Tak?-wkurzony Draco uniósł w górę jedną brew i skrzyżował ręce na piersi, rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. -Zabini jeszcze jeden taki ruch i będziesz martwy-ostrzegł, szczerze zirytowany bezpośredniością i brakiem skrupułów Blaise'a.
-Od tej pory będziesz udawał chorego psychopatę.
-Co?-zaskoczony Draco zamrugał kilka razy powiekami, a potem z rezygnacją odchylił się do tyłu i podparł rękami o podłogę. -W jakim sensie psychopatę?
-Nie wypiorę ci mózgu, ale musisz się tak zachowywać. Chcę, żebyś stał się po prostu nieobliczalny. Szokujący i impulsywny. Nie ważne jak tam to zrobisz. Po prostu masz sprawiać wrażenie groźnego psychopaty.
-I co mi to niby da, co?-zapytał z powątpiewaniem Draco.
-Teodora na co dzień trzymają w celi w podziemiach kwatery głównej. Kilkakrotnie próbowałem się tam zakraść, ale osoba, która to kontroluje uczyniła podziemia niedostępne i niezdobyte. Chcesz dosięgnąć Teodora, to traf do tej samej celi co on-wyjaśnił spokojnie Blaise.
-To jest twój plan?-zapytał zaskoczony Draco, czując jak jego szczęka powoli ląduje na podłodze. -Zdajesz sobie sprawę z tego jak nieprzemyślany i niedociągnięty jest, prawda?-zapytał retorycznie, z rezygnacją przejeżdżając dłonią po lekkim zaroście na swoich policzkach. Poważnie, byli już martwi.
-Pewnie, że tak-skinął Blaise głową. -To cholernie beznadziejny i głupi plan nie możliwy wręcz do zrealizowania-przyznał z uśmiechem, ale zaraz później spoważniał, mierząc blondyna zirytowanym spojrzeniem. -Dla jakiegoś bezradnego idioty. Jesteś najlepszy, tak? Swojego czasu najsilniejszy i najzdolniejszy. Jakiś kretyn może uznałby ten pomysł za bezsensowny, ale nie ty, rozumiesz? Razem nam się uda.
-Czyżby?-prychnął nie do końca przekonany chłopak, zaciskając usta w cienką linię. Plan Blaise'a był zbyt ryzykowny. Co jeśli ktoś zorientuje się, że jego pamięć i stan umysłu nie zostały zmodyfikowane? Albo, że zabiją go zamiast wtrącić do więzienia? Co jeżeli w celi wcale nie natrafi na Teodora?
-Masz przed sobą najlepszego manipulatora umysłu w historii-przedstawił się z perfidnym uśmiechem Blaise. -A to...-urwał, wyciągając z kieszeni kurtki średniej wielkości, podłużne pudełko. -Twoja przepustka do wielkiego zwycięstwa.
Draco zmarszczył brwi, przyglądając się mu z niezrozumieniem.
-To głóg, z rdzeniem z włosa jednorożca. 10 cali, odpowiednio giętka. Brzmi znajomo?-uśmiechnął się Blaise, otwierając przed nim czarne pudełeczko.






10 komentarzy:

  1. Jak miło jest wejść z nadzieją, że znajdzie się nowy rozdział i go znaleźć!
    Jak zawsze niesamowicie mi się podoba i jestem pod wrażeniem Twojego pomysłu na fabułę :) ciekawa jestem jak Malfoy'owi wyjdzie udawanie psychopaty po praniu mózgu :D
    Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój i życzę mnóstwa weny i chęci do pisania :)

    Zapraszam do siebie: http://our-own-sense.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem się doczekać następnego rozdziału oby był szybko bo zwariuję!
    Weny!!
    (Jeśli nie będziesz miała pomysłu na następnego bloga związanego z dramione to może teraz Hermiona zostanie wybawczynią Droco? Jeśli oczywiście będzie następny blog)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział! Mam nadzieje, że uda im się ten plan �� Czekam na kolejny i pozdrawiam, Aria.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz tak cudownie, że nie potrafię wyrazić tego słowami. Potrafisz doprowadzić mnie zarówno do łez, jak i do śmiechu. Wszystkie Twe opowiadania są przepiękne, pisz dalej i nie przestawaj! :)

    Pozdrawiam! :*

    www.the-evil-daughter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde plan mega ryzykowny! Coś czuje, że Hermiona zdobędzie adres i tam pójdzie. Podejrzewam, że zaniedługo rozpętasz piekło!! Dobrze, że Hermionie przeszło na Wyrańca, ale oby nie zaczęła coś do niego więcej czuć... Ciekawam jestem co będzie z dalszą przyjaźnią Ginny i Hermiony i co będzię z tą całą Catylin. Boje się jak Draco poradzi sobie z tym zadaniem, oczywiście liczę, że wszystko skończy się dobrze. Chciałam przeprosić za ogromny błąd w poprzednim komentarzu. Napisałam, że to Czarny Pan będzie torturował Draco, a przecież z nim już koniec!!!! Dlatego przepraszam, bardzo mi głupio z powodu tego błedu, mam nadzieje, że wybaczysz. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział. Pozdrawiam gorąco...
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudny. Bardzo podoba mi się twój Blaise, taki uroczy, a jednocześnie morderczy. Plusem jest to, że Hermiona, jak i Draco zaczynają naprawiać swoje życie, układać je od nowa. Ciekawi mnie, co będzie dalej, jak potoczy się plan Zabiniego i co ten chłopak jeszcze wymyśli. Draco w tym opowiadaniu jest taki prawdziwy, niczym wyjęty z powieści Rowling, a mimo to sprawiasz, że całkowicie inaczej się na niego patrzy. Trochę drażni mnie to, że Hermiona czasami zapomina, że jest czarownicą i nie używa magii. Jednak pomimo tego uwielbiam twój blog i to, jak opisujesz relacje między bohaterami. Cieszę się, że pojawił się Harry oraz Ginny, dodało to taki powiew świeżości.
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie mam pojęcia, co siedziało w głowie Blaise'a, kiedy wymyślał ten plan. Poważnie.
    Życzę weny i czekam na kolejny niesamowity rozdział! :D
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Kobieto jeśli któremuś z nich coś się stanie, to przyjdę tam, rozszarpię, zakopię, odkopię, ugotuję i znowu zakopię, zrozumiano?!??!?!?!
    Tak ładnie ploseeee :*
    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam wszystkie rozdziały, ale nigdy nie komentowałam. Pomyślałam teraz jednak, że to nie fair wobec Ciebie, bo wkładasz w to opowiadanie dużo starań, co widać na pierwszy rzut oka, a ja nie mogę zdobyć się nawet na krótki komentarz. Usprawiedliwię się jedynie tym, że czytam na telefonie i trochę trudno mi z niego pisać. Ale wracając do opowiadania, to mogę śmiało przyznać, że jest ono jednym z najlepszych jakie czytałam. Twój styl pisania jest na bardzo wysokim poziomie, jesteś bardzo kreatywna ( ja sama w życiu nie wpadłabym na tyle pomysłów, ile ty ilustrujesz tu swymi słowami). Całość jest spójna i logiczna. Nie wyłapałam nigdzie żadych błędów (językowych, interpunkcyjnych itd.) Wielki + dla Ciebie za to, że kolejne posty dodajesz w krótkim odstępie czasowym, a ich treść wcale na to nie wskazuje - są dopracowane pod każdym względem. Uwielbiam czytać Twoje fanfiction, jest to wspaniała odskocznia od świata realnego, postacie są wykreowane tak świetnie, że aż sama żałuję że są wyłącznie wymysłem wyobraźni. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam gorąco, Martyna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie wiem, co mam Ci to napisać. Rozdział cholernie mi się podoba. Wspaniale, że Hermiona naprawia swoje relacje z Harry'm i Ginny. Będę jej potrzebni, szczególnie teraz, gdy Draco znajduje się w mieście szaleńców. Chłopak ma przerąbane. Ja nie wiem, jak on z tego wyjdzie, ale mam szczerą nadzieję, że w jednym kawałku.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń