wtorek, 20 października 2015

-Rozdział 37- Choices

Szyba w szafce na ubrania zbiła się, a potłuczone kawałki szkła dołączyły na podłodze do ostrych odłamków lustra wiszącego naprzeciw ogromnej, teraz postrzępionej i podziurawionej sofy.
Ramki na zdjęcia były powywracane, podobnie jak jadalniany stół i krzesła, dotychczas leżące w kuchni garnki, a nawet noże.
Zasłony przy dużym, zajmującym całą ścianę oknie były poobdzierane, a karnisz połamany, nadający całemu temu widoku nieco druzgoczący wyraz. W dużym i przestronnym salonie Blaise'a Zabiniego panował aktualnie chaos, niemały bałagan i pasmo ogromnych, nieodwracalnych zniszczeń.
-Poddaj się-Draco nachylił się nad właścicielem mieszkania, z trymfalnym uśmieszkiem przyciskając mu różdżkę do piersi. To było cudowne uczucie. Władza i cholerna satysfakcja rozpierały go od środka, kiedy z uznaniem podziwiał możliwości prezentu Blaise'a. Wierną kopię, którą stworzyli jego ludzie, bez trudu można było uznać za oryginał, tak doskonałą i niezawodną repliką zniszczonej podczas wojny różdżki była.
-Przyznaję, Malfoy...-Blaise, otarł krew z rozciętej wargi, posyłając mu rozbawione spojrzenie. -Jesteś w doskonałej formie-stwierdził, unosząc ręce do góry. -Myślałem, że po tak długiej przerwie, będziesz potrzebował treningu...
Draco tylko się uśmiechnął. Wcisnął różdżkę do tylnej kieszeni swoich spodni, a później odetchnął cicho i odwrócił się plecami do Blaise'a, z zamyśleniem marszcząc brwi. Czy mimo tego co sądził o nim Blaise, był wstanie spełnić jego oczekiwania? Grać przed setkami ludzi i udawać kogoś kim absolutnie nigdy nie był?
-Jak się czujesz?-zapytał beztrosko Blaise, krocząc przez pogrążony w chaosie pokój. -Zadowolony? Czy może rozczarowany? Myślałeś, że przez ten czas moc się w tobie skumuluje, czy...-przykucnął by podnieść z ziemi różdżkę. Podczas ich pojedynku, Draco zdołał go rozbroić.
-Sam nie wiem-blondyn wzruszył ramionami, przesuwając ręką po swoich jasnych włosach. -To mi się wydaje złe.
-Bo ministerstwo tak stwierdziło?-prychnął Blaise. -Daj spokój, Draco. Za to co zrobiłeś, powinni cię całować po rękach, a nie odbierać moce...
-Masz na myśli gromadkę dzieci uratowanych z mugolskiego szpitala?-zapytał dziwnie spokojnym głosem Draco, siadając na porozrywanej kanapie. -Daj spokój, nawet przez moment nie chodziło o bycie bohaterem. Miałem w tym zbyt wiele ukrytych celów.
-To dlatego nie powiedziałeś, Hermionie?-zapytał, domyślając się Blaise. Przez długi czas nie potrafił zrozumieć, czemu Draco nie pochwalił się przed dziewczyną tym szlachetnym czynem.
-To obrzydliwe, Blaise. To kim byłem. Zrobiłem to, na wypadek gdyby złapało mnie ministerstwo. Po prostu się ubezpieczyłem... To Teodor chciał ratować ludzkie życie, ja uznałem to za dodatkową korzyść, zupełnie nie istotną...-wyznał, spuszczając głowę. Na moment zamilkł, uświadamiając sobie jak ciężkie będą dla niego następne dni. Mocno zacisnął ręce na kolanach, zwilżając usta językiem, a później przygryzając dolną wargę. -Blaise...-zaczął ostrożnie, czując jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi mu po plecach. Nagle zauważył lukę w ich planie, wyróżniającą się na tle reszty niedomówień. Znacznie większy problem, taki, który sprawił, że jego serce boleśnie zacisnęło się, a potem bezpowrotnie straciło swoją cząstkę. -Jak ja niby mam zabić Teodora, co?
[...]
Od wielu tygodni wyobrażał sobie tę chwilę. Był tak bardzo zdecydowany. Taki pewny.
Uśmiercenie najlepszego przyjaciela wydawało mu się słuszne. Nieuniknione. Banalnie proste do usprawiedliwienia.
Teraz jednak, kiedy realnie stał przed wykonaniem planu, mającym doprowadzić go do tego zabójstwa, czuł, że to wcale nie takie oczywiste. Czy naprawdę liczył, że będzie wstanie patrzeć w oczy Teodora i nie zadrży mu przy tym ręka?
-Ugh, czy musimy się tym teraz przejmować?-jęknął niezadowolony z jego pytania, Blaise.
-No wiesz, jako ktoś kto pracuje z najlepszym manipulatorem umysłów na świecie, chciałbym jednak wiedzieć na czym stoję-wyjaśnił, jakby nie było to nic szczególnego Draco. Obdarzył Blaise'a pewnym spojrzeniem, a potem dodał: -Chcę to mieć dla siebie. Jeżeli ktoś zabije Teodora, to to będę ja-zastrzegł sobie, obserwując jak Blaise uśmiecha się z rozbawieniem.
-Jak tam sobie chcesz-uniósł ręce do góry, szczerze usatysfakcjonowany zaborczym tonem blondyna. -Będzie na co popatrzeć. Ty, jak wyrównujesz rachunki.
-Zamknij się, Blaise-syknął nieco urażony tym Draco. -Pamiętaj kto go do tego zaprowadził-dodał, a potem z gracją wstał z kanapy i stanął po środku salonu, krzyżując ręce na piersi. -Będziesz miał coś przeciwko, jeżeli rozejrzę się po mieście?
-Jeżeli będziesz udawał walniętego psychola, za każdym razem kiedy wpadniesz na jakiegoś śmierciożercę-wzruszył ramionami Blaise. -Rób co chcesz, nie zamierzam cię niańczyć.

                                                                               ***

-Hej? Hermiona?
Poczuła jak ktoś siada na niej okrakiem i gwałtownie nachyla się nad nią, dociskając swój nos do jej nosa. Czyjeś uda boleśnie gniotły jej żebra, a cudze, rozkudlone i długie kosmyki łaskotały ją w twarz.
-Ginny, złaź...-mruknęła z poirytowaniem, starając się zrzucić z siebie przyjaciółkę.
-Jestem pod wrażeniem. To mieszkanie jest wspaniałe-gadała z entuzjazmem Ginny, stale gniotąc jej wnętrzności. -Pomagałaś je urządzić Malfoyowi czy...
Niechętnie uchyliła oczy, rozglądając się po zabałaganionej sypialni Dracona. Tak bardzo za nim tęskniła. Za porankami, kiedy zaraz po przebudzeniu widziała jego, nie Ginny, która z rozmazanym, wczorajszym makijażem, szczerzyła się do niej w głupim uśmiechu. Wciąż nie rozumiała, co podkusiło ją, by zaprosić przyjaciółkę na noc.
-Zrobiłam śniadanie-pochwaliła się.
Hermiona ziewnęła przeciągle, a potem podparła się na łokciach i ostatecznie, zbierając w sobie jak najwięcej siły, zrzuciła z siebie przyjaciółkę.
-Taaak?-zapytała, uśmiechając się delikatnie. Wizja naleśników, którymi pachniało aktualnie w całym mieszkaniu wydawała się jej naprawdę przyjemna.
-Aha-skinęła głową uradowana Ginny. -Będziesz mogła mi o wszystkim opowiedzieć-wyszczerzyła się, poruszając dziwnie brwiami.
-O czym?-zaciekawiła się Hermiona, która, odkrywając kołdrę, zgrabnie usiadła na brzegu łóżka, opierając bose stopy na podłodze.
-Chcę znać wszystkie szczegóły-zawyła Ginny, niespodziewanie doskakując do jej boku i szaleńczo rzucając się po materacu. -W sensie no wiesz...-zamilkła przygryzając z uśmiechem dolną wargę. -Nie sądzę, żebyś zajmowała kanapę w uroczym mieszkanku pana Malfoya więc...
-Ugh, Ginny-zaśmiała się szczerze rozbawiona, ale i skrępowana Hermiona, która porywając dużą poduszkę z łóżka, niezbyt delikatnie zdzieliła nią ubawioną do granic możliwości przyjaciółkę.
[...]
-A więc?-rudowłosa uniosła w górę jedną brew, wciskając widelec z puszystym naleśnikiem i owocami do buzi. -Co zrobisz z adresem?-zapytała, kiwając głową w stronę karteczki, którą podrzuciła jej wczorajszego wieczora.
-Nie wiem-odparła całkiem szczerze Hermiona, wzruszając ramionami. -Jeszcze wczoraj myślałam, że dostanę od ciebie tą kartkę i pobiegnę go szukać, ale teraz...-zawahała się, rzucając Ginny zagubione spojrzenie. -Czuję się okropnie, że w niego nie wierzę... To znaczy... To nie tak, że nie uważam, że jest silny i, że da sobie radę. Ja po prostu... myśl, że coś mogłoby mu się stać napawa mnie prawdziwym przerażeniem-wyjaśniła z lekkim zakłopotaniem. -Zwłaszcza po tym jak powiedziałaś, że nie wiesz, czy Blaiseowi powinno się ufać-dodała cicho.
-On nie skrzywdziłby Dracona-odezwała się dziwnie zachrypniętym głosem Ginny. Jakby jakaś niezidentyfikowana cząstka jej wnętrza podświadomie i zdeterminowanie dążyła do dostrzegania w Blaisie dobra. Jakby nie była pewna czy to słuszne, ale z pewnością pewna tego, że wiara w niego jest sercu dziewczyny niezbędna.
-Nie mam pojęcia co sobie myślałam, kiedy zaczęłam się z nim spotykać-wyznała po chwili milczenia ruda, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Westchnęła cicho, a potem, zwilżając usta językiem dodała: -Okłamywałam rodzinę, ciebie i Caitlyn, wmawiając sobie, że to dlatego, że go nie zaakceptujecie. Że będziecie mu wytykać przeszłość, a mnie uznacie za naiwną zdrajczynię...
-Ginny...
-Prawda jest taka, Hermiona-nie dała sobie przerwać Ginny, kładąc mocny nacisk na imię przyjaciółki-że to ja go nie akceptowałam. W głębi duszy nie godziłam się z tym kim był i wiedziałam o tym co robi za moimi plecami, ale po prostu wolałam udawać, że to się nie dzieje, że on nie jest śmierciożercą, bo się w nim zakochałam-westchnęła cicho, zakładając kosmyk płomiennorudych włosów za ucho. -Chyba tylko ty jesteś wstanie to zrozumieć. Jakie to uczucie, kiedy chcesz kogoś znienawidzić, ale nie możesz, bo za bardzo go kochasz.
Tak, wiedziała. Wydawać mogłoby się, że powinna pomyśleć w tym momencie o Ronie. Wiedziała, że to do tego nawiązuje Ginny. O tym jak bolesna była jego zdrada. Teraz wiedziała, że Ron nie zdecydował się ich opuścić, że ktoś go zamordował. Chyba dlatego to nie o nim pomyślała jako pierwszym, kiedy przyjaciółka wspomniała o paskudnym uczuciu jakim jest połączenie miłości z nienawiścią. Doskonale pamiętała jak ciężko było jej dopuścić do siebie to, czym darzyła aktualnie Dracona. Jak ciężko było go kochać. Jak ciężko jest to robić nawet obecnie. Draco Malfoy był ostatnią osobą, która uczyniłaby kochanie go łatwym. Ustawił przed nią nie byle jakie wyzwanie, ale teraz, w pewnym sensie była mu za to wdzięczna. Za to, że uczynił ją wystarczająco wyjątkową by podjąć się tego zadania .
-Blaise jest zupełnie inny niż myślą wszyscy-kontynuowała Ginny, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, jak wiele myśli krąży aktualnie po głowie jej przyjaciółki. -Jest... dobry. Naprawdę dobry. Inteligentny i błyskotliwy-uśmiechnęła się delikatnie, nieśmiało dłubiąc widelcem w wystygłym już naleśniku. -Bywa delikatny i czuły, współczujący, naprawdę zabawny... On... on po prostu nie chcę, żebym go kochała. Stale się przed tym wzbrania, a to odbiera mi siły i zdecydowania. I tak, Hermiona zwątpiłam w to, czy bycie z nim ma sens. Czy bezustanna walka o niego i próbowanie naprawienia jego życia, w końcu nie odbierze mi własnego. Ale nigdy, przenigdy-mocno akcentując te zdanie, spojrzała w rozszerzone oczy, wsłuchanej w jej starannie dobrane słowa Hermiony. -by mnie nie skrzywdził. Jestem tego pewna, tak samo jak tego, że nie skrzywdzi Dracona. On jest arogancki i na pozór obojętny, ale nie jest pozbawiony człowieczeństwa. On czuje znacznie mocniej niż chciałby żeby ktoś to dostrzegł.

                                                                                ***

Na oddalonym od miasta Twierdzy niewielkim wzniesieniu porośniętym wysoką trawą i mchem, siedział do aż świtu. Przez całą noc czuwał na wzgórzu, z początku podziwiając ciszę rozświetlonego przez uliczne latarnie miasta, a potem patrzył jak zastępuje je naturalny blask porannego, szkockiego słońca.
Teraz, gdy świeciło w pełni, ponad szarymi, deszczowymi chmurami, nie pozostało mu już nic do podziwiania. Bruk ponurych alei i ciemność lekko przybrudzonych, ceglanych budynków nie był niczym, na czym mógłby zawiesić wzrok. Miasto, w którym nie było pięknych ludzi, nie mogło być piękne, a przynajmniej nie za dnia, gdzie w blasku przebijających się przez chmury promieni słońca, ukrycie niedoskonałości zdawało się być wręcz niewykonalne.
-Kiedy nie znalazłem cię w barze, zacząłem się niepokoić.
Uśmiechnął się delikatnie, wciąż nie odrywając wzroku od piętrzących się przed nim budynków.
-Nie piję-przypomniał Blaiseowi, z którego obecności zdał sobie sprawę już parę minut temu. Do jego uszu dobiegł cichy śmiech, kiedy Zabini usiadł obok niego na ziemi, opierając ramię o jego ramię.
-Prowadzisz zdrowy tryb życia, hę?-zapytał, z udawanym podziwem uderzając go pięścią w biceps.
-Tak jakby-odparł niewzruszony Malfoy, powoli kiwając głową.
-To żałosne.
-Myśl o tym jak chcesz-westchnął cicho blondyn. Po prostu dawno obiecał sobie, że nie będzie takim człowiekiem. Więzionym przez jego uzależnienia. Ograniczony i wyniszczony, z czasem zupełnie bezwartościowy. Że ludzie będą mijać go na ulicy, wdychając zapach świeżo pitego przez niego alkoholu. Że kiedykolwiek spotka się z wzgardliwym z powodu jego nieumiarkowania spojrzeniem.
-Pewnego dnia wszyscy umrzemy przyjacielu-powiedział mu z uśmiechem Blaise, odchylając głowę i wpatrując się w spowity przez depresyjną szarość firmament. -Pijąc lub nie.
-Nie przekonasz mnie-zaśmiał się cicho Draco, wreszcie na niego spoglądając.
-Nie?-zapytał nieco zawiedziony Blaise, sięgając za siebie i pokazując mu przezroczystą butelkę whisky. -Jeden z byłych mojej matki podarował mi ją na specjalną okazję-powiedział.
-Szukałeś mnie przez całą noc z butelką gorzały?-zapytał, unosząc w górę brwi Draco.
-Jak wspomniałem, to specjalna okazja-powiedział Blaise, delikatnie się do niego uśmiechając.
-Tak?
-Yhym...-pokiwał twierdząco głową, w nonszalanckim stylu otwierając butelkę. -Przeżyłem kolejny dzień-oznajmił, a potem zdrowo pociągnął, rozkoszując się palącym smakiem whisky. -Twoje zdrowie, zdrowy przyjacielu-rzucił, z najprawdziwszym zadowoleniem, wlewając sobie alkohol do gardła.

                                                                         
-No to jaki mamy plan na dzisiaj, co?-zapytał Draco, z podenerwowaniem krocząc, za tylko trochę podpitym Blaise'm. Po poranku spędzonym na wzgórzu, Zabini zdecydował się wprowadzić go na jedno z najtajniejszych spotkań śmierciożerczego kręgu, wyjaśniając mu w jaki sposób zamierza wprowadzić go na szczyty mrocznej hierarchii.
-Och-Blaise spojrzał na niego z politowaniem. -O nic się nie martw. Wszystkim się zajmę, ty masz tylko udawać niezrównoważonego.
-Wow, super-zakpił Draco, wciskając ręce w kieszenie ciemnych spodni. -No naprawdę cieszę się, że moje życie leży w rękach tak zorganizowanego i odpowiedzialnego człowieka jak Ty.
-Zamknij się, Malfoy, to włos ci z głowy nie spadnie-syknął nieco urażony prześmiewczym tonem przyjaciela Blaise'a. -Chcesz coś zjeść zanim staniesz przed najbardziej odrażającym gronem śmierciożerczych zabijaków?
-Yyy nie, raczej nie jestem głodny-odparł z krzywym uśmiechem Draco.
-Tak? A ja sobie nie będę żałował-stwierdził Blaise, ciągnąc go w stronę niewielkiego lokalu na rogu głównej ulicy. -Zacznij kreować swój image-polecił mu, zanim weszli do środka. -To miejsce to najniebezpieczniejsza siatka wymiany plotek na świecie. Jadają tu głównie prostytutki i dziewczyny znanych śmierciożerców.
-No masz gust, nie powiem-westchnął, wywróciwszy oczami Draco, niepewnie przeczesując dłonią swoje jasne włosy. -Nie ma tu jakiejś innej knajpy?
-Nie takiej, w której postawie ci żarcie. Nie będę za ciebie płacił nie wiadomo ile-odparł niemiło Blaise, na co on pokiwał głową ze zbolałym uśmiechem, rozczulając się nieco nad tą przyjacielską życzliwością.
-Jesteś dupkiem, Blaise-powiedział, przepychając się i wchodząc do lokalu przed nim.

Gdy tylko znalazł się w środku, do jego nozdrzy dotarła okropna mieszanka damskich perfum, tytoniu i średnio zachęcającego jedzenia. W dodatku oślepiły go nie tak dopasowane barwy jaskrawego różu i czerwieni...
-Witam-wysoka blondynka w krótkiej sukience, uśmiechnęła się do niego, ukazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów. -Jak mogę panom pomóc?-zapytała uprzejmie, podczas gdy on poczuł wyjątkowo doskwierające mu mdłości.
-Blaise, perfidna żmijo, to nie restauracja tylko jakiś burdel-syknął w stronę stojącego za jego plecami przyjaciela, udając, że kaszle.
-Stolik dla dwojga, Rachel-odparł za niego Blaise, nie bardzo przejmując się jego zażenowanym spojrzeniem. -Kultury, Draco-dodał, gdy minęli blondynkę i zaczęli zmierzać w stronę wskazanego przez dziewczynę stolika. -Od kiedy to jesteś taki...
-Zamknij się. Jeżeli próbujesz mnie pouczać, to się zamknij-zagroził mu mocno poirytowany Malfoy, odsuwając krzesło i siadając na nim, w niezbyt dystyngowanym stylu. Wszystkie oczy były zwrócone w jego kierunku, kiedy z uniesionymi brwiami wyciągnął z pudełka różową serwetkę w kolorowe wzorki, z artystycznie powycinanymi brzegami. -Co to ma być?-zapytał Blaise'a, mrużąc przy tym oczy, jakby jaskrawy róż naprawdę wypalał mu oczy. -Właścicielem jest Dolores Umbridge?
Zabini mimowolnie się zaśmiał, dusząc rozbawienie, przytkaną do ust dłonią.
-Dobre, naprawdę dobre-stwierdził, posyłając mu radosne spojrzenie. -Całkiem już o niej zapomniałe...
-O kim zapomniałeś?!
Piskliwy, dziewczęcy głos przedarł się do głowy Dracona, przeszywając jego skronie nieoczekiwanym bólem. Ten lokal ewidentnie odbierał mu zmysły...
Odetchnął ciężko, nieco zszokowany ilością decybeli jaką jest z siebie wykrzesać ta mała kobietka, a potem na dobre skupił swe spojrzenie na przybyłej, całkiem dobrze znanej mu osobie.
-Z pewnością nie o tobie, Astorio-uśmiechnął się fałszywie, zawierając w swym przekazie jak najwięcej sarkazmu. Czasy bez młodej panny Greengrass były cudowne i nie zdawał sobie z tego sprawy dopóki ponownie jej nie zobaczył.
-Witaj, Draco. Chodziły tu plotki, że od dawna jesteś martwy-uśmiechnęła się dziewczyna, zarzucając swoimi długimi, jasnymi włosami, posyłając mu spojrzenie spod swoich sztucznych, doklejanych rzęs.
-Niestety-westchnął chłopak, bo Merlin mu świadkiem, że w tej sytuacji, naprawdę wolałby być martwy.
-Ale to dobrze się składa, że cię tu spotykam-odparła jakoś dziwacznie, jakby sklejenie tego zdania w spójną całość przychodziło jej z trudem. Uśmiechnął się z rozbawieniem. Astoria była jedną z tych wyjątkowych ludzi. Legendarnych i niezapomnianych. Była tak głupia, że wydawać się mogło iż osoby o takim poziomie inteligencji istnieją jedynie w bajkach.
-Taaak?-zapytał z wyraźnym zainteresowaniem, szczerze ciekaw, co zamierza powiedzieć dziewczyna.
-Ja i Blaise idziemy na imprezę. Możesz do nas dołączyć.
-Taaak?-tu wyraźnie zainteresowany okazał się Blaise.
-Doznałeś zaszczytu złociutki-zwróciła się blondynka do Blaise'a, na co Draco omal nie umarł z rozbawienia, parskając przy tym głośnym śmiechem, nie przejmując się o to, co pomyśli sobie Astoria. Była w końcu taka głupia...
-Przyjedźcie po mnie o 18-poleciła, a potem wyszła z lokalu, pokaźnie kręcąc przy tym biodrami.
-Wow.
Draco odprowadził dziewczynę wzrokiem, na moment zawieszając wzrok na jej nogach, a potem uśmiechnął się głupio do Blaise'a, sugestywnie ruszając brwiami.
-Kręcisz z Greengrass-stwierdził rozbawiony i zażenowany jednocześnie.
-Przestań-warknął jasno poirytowany Blaise. -Kocham Ginny.
-Jej, to zabrzmiało tak przekonująco, że aż...
-Wiesz, że ją kocham-urwał mu stanowczo Blaise, mierząc go zdecydowanym spojrzeniem, jakby dając mu do zrozumienia, że nie da się sprowokować. -To ciebie chciała wyrwać, sprawić, żebyś był zazdrosny.
-Co? Skąd możesz to wiedzieć?-Draco zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony jego pewnym stwierdzeniem.
-Po prostu wiem-syknął, z niezrozumiałych powodów wyjątkowo wkurzony Blaise. Cóż, może nie z takich znów niezrozumiałych. Bycie posądzonym o romansowanie z Astorią było po prostu uwłaczające.
-Faceci nie myślą w ten sposób. Chyba, że jesteś gejem.
-Nie jestem gejem!-krzyknął niespodziewanie Blaise, wywołując tym u Dracona jedynie delikatny, perfidny i tryumfalny uśmieszek. Kilkanaście par oczu było wlepionych w jego postawną sylwetkę wyrywającą się ponad stołem w stronę Dracona.
-Wciąż jesteś głodny?-zapytał niewzruszony Draco, wygodniej rozsiadając się na swoim krześle.
-Nie-pokręcił głową Blaise. -Chodźmy stąd.


                                                                            ***

Ściągnęła z półki paczkę chipsów, a później przeszła na dział z warzywami, gdzie starannie wybierając te najdorodniejsze, zebrała potrzebne na obiadową sałatkę produkty.
Jakiś już czas temu pożegnała się z Ginny i skazana na samotność wybrała się na zakupy, leniwie przechadzając się między regałami.
Pogrążając się w zimowej melancholii, próbowała ułożyć sobie plany na resztę dnia. W myślach przeszukiwała listę znajomych, których mogłaby zaprosić na wieczór, albo grę dla jednej samotnej osoby, w którą mogłaby zagrać.
Nic nie przerażało jej tak jak wizja powrotu do pustego mieszkania.
-Hermiona, prawda?
Z zaskoczeniem zamrugała oczami, a później, mocno ściskając w dłoniach opakowanie po krakersach, odwróciła się na pięcie, omal nie wpadając na przystojnego i całkiem znajomego mężczyznę w garniturze i wąskim, butelkowozielonym krawacie.
-Connor-przypomniała sobie, rozpoznając w nim mężczyznę, którego spotkała tu jakiś czas temu, po tym jak pokłóciła się z Draconem. O ile dobrze pamiętała, powinna trzymać się od niego z daleka.
-Od dawna nie mogę skontaktować się z Draco. Nie wiesz gdzie się teraz podziewa?
-Niestety-pokręciła głową. -Zdaje się, że wyjechał-stwierdziła, przecząco kręcąc głową. -Mam mu coś przekazać?
-Że zwinął mi dużo kasy i zniknął-powiedział z niezadowoleniem Connor, zaciskając usta w cienką linię. Dopiero po chwili wyraz jego twarzy złagodniał. Wymuszenie uniósł w górę kąciki ust i westchnął. -To nic... Po prostu przekaż mu, że chcę z nim porozmawiać, jeśli go spotkasz, dobrze?-poprosił całkiem uprzejmie.
-Pewnie-wzruszyła ramionami, nie do końca wiedząc jak poważnie powinna to traktować. -Zamierzasz wciągnąć go w walki?-zapytała, po chwili, mrużąc delikatnie oczy.
-Do niczego go nie zmuszałem-powiedział niby niewinnie mężczyzna, poprawiając wierzch swojego eleganckiego garnituru.
-Nie sprawiasz dobrego wrażenia-stwierdziła, ostro zaznaczając, że mu nie ufa.
-Tak?-zapytał nieco zdziwiony, delikatnie się uśmiechając. Miał bardzo pociągający uśmiech. Nie taki, na którego serce zaczyna bić mocniej jak ten Dracona, ale zdecydowanie było w nim coś sympatycznego, wywołującego na jej ciele delikatne dreszcze.
-Tak-pokiwała głową, wyjątkowo wiarygodnie kłamiąc. Był przystojny, pewny siebie i zadbany. Cholernie seksowny. Jak mogłaby stwierdzić, że nie sprawia dobrego wrażenia?
-Pozwolisz mi to wynagrodzić?
-Czy ja wyglądam na naiwną idiotkę?-zapytała, krzyżując ręce na piersi.
To go chyba rozbawiło. Czy naprawdę była aż tak urocza, kiedy za wszelką cenę próbowała zgrywać groźną?
-Wyglądasz na miłą, inteligentną dziewczynę, która nie ma co robić w zimowy wieczór-sprostował, na co ona z poddaniem spuściła ręce wzdłuż ciała. Czy naprawdę aż tak było to widać?


                                                                               ***

Nie miała pojęcia dlaczego się zgodziła. To przez samotność, albo nudę, albo zwykłą nieporadność. Poczucie, że jest zbyt narażona na złe myśli i przygnębiające stany by siedzieć bezczynnie w domu. Od kilku już dni potrzebowała się rozerwać, a propozycja Connora wydawała się jej być bezpieczna.
Gdyby próbował coś kombinować, jej różdżka spoczywała bezpiecznie w jej kieszeni. Wiedziała jak sobie radzić.
Zabrał ją do klubu. Nie jakiegoś tam klubu pełnego narkomanów i pieprzących się po kątach ludzi. To był przyzwoity klub, gdzie większość tańczyła, popijając niegroźne drinki, w dodatku w niewielkich ilościach. Z głośników dobiegała dobra muzyka, a wnętrze lokalu nie było tak brudne i nieświeże jak większość tego typu miejsc.
Z delikatnym uśmiechem uniosła w górę ręce i dała porwać najnowszemu, właśnie granemu przez jakiegoś DJ kawałkowi, poruszając ciałem w rytm muzyki.
Connor zdawał się bawić równie dobrze co ona. Niczego nie próbował, trzymał ręce przy sobie, co jakiś czas jedynie na dłużej zatrzymując na niej wzrok. Zdaje się, że kogoś tu szukał. Może próbował znaleźć sobie kogoś na noc? Nie była to jej sprawa, ale z jakiegoś powodu po jej wnętrzu od czasu do czasu przechodziło nieprzyjemne uczucie. Czujność, nie pozwalająca jej w pełni oddać się beztroskiemu stanu.
-Chcesz się napić?-zapytał, przekrzykując głośną muzykę.
Wzruszając ramionami, powoli kiwnęła głową. Dlaczego nie?
Connor zniknął pośród żwawo tańczącego tłumu, a ona pozostała sama, nieco już zmęczona, jedynie przestępując z nogi na nogę.
Z niecierpliwością zaczęła wypatrywać swojego towarzysza, powoli tracąc rachubę czasu. Connor nie wracał od kilku minut, a ona czuła na sobie spojrzenia kilku chłopaków, czających się zaledwie kilka metrów od niej. Stanęła na palcach, a potem z rezygnacją, zaczęła iść w stronę baru, obciągając luźną i nieco przydużą na nią koszulkę do dołu. Czuła się dziwnie kiedy patrzyło na nią tyle osób. Nagle zabrakło jej, tak często irytującego ją zaborczego Malfoya, który swoim gniewnym spojrzeniem i zazdrośnie zaciśniętą ze złości szczęką, odganiał wszelkich niepożądanych obserwatorów.
-Co...-zaczęła, na moment zamierając. Z niedowierzaniem obserwowała, jak mężczyzna dosypuje do jej drinka jakiegoś proszku, ostrożnie trzymając kieliszek pod ladą, tak aby nikt go nie zauważył.
Nim zdał sobie sprawę z jej obecności, zaczęła się wycofywać, czując jak wszelkie kolory odpływają z jej twarzy. Jak mogła być taka naiwna? Mocno zacisnąwszy usta, odwróciła się i zaczęła pośpiesznie kierować się w stronę wyjścia, co jakiś czas odwracając się w stronę baru i upewniając, że Connor za nią nie idzie. Była taka wściekła...
-Co się dzieje? Dlaczego wychodzisz?
Wyrósł przed nią jak spod ziemi. Była gotowa przysiąc, że to wręcz niemożliwe, by tak szybko znalazł się przed nią przy wyjściu, ale jakiś czas później, gapiąc się z otępieniem na jego długie nogi, doszła do wniosku, że ten psychol mógł ją dogonić.
Zmarszczyła brwi i z zamyśleniem wysunęła dolną wargę, gorączkowo starając się utrzymać obojętny wyraz twarz.
-Muszę do łazienki-skłamała, bo nic mądrzejszego nie przychodziło jej do głowy. Owszem, mogła wyciągnąć różdżkę i brutalnie go spetryfikować, ale ze spojrzeniami tylu facetów, co swoją drogą wydawało jej się strasznie dziwne, wiedziała, że nie uda jej się tego zrobić niepostrzeżenie. Używanie magii było w towarzystwie mugoli zabronione, a ona nie wiedziała jak udałoby jej się to wytłumaczyć. Taka jej natura, że zamiast o własnym bezpieczeństwie, myślała o dziesiątkach osób ustawionych w kolejce do wyczyszczenia pamięci.
-Kupiłem ci drinka-zauważył niewinnie Connor, za co miała ochotę palnąć tę jego przystojną twarz. Dlaczego do cholery z nim poszła? Czemu nie mogła zostać samotnie w domu, popijając wino i czytając jakąś książkę?
-Tak, wiem, ale najpierw... ja naprawdę muszę-powiedziała nieco nieobecna, wskazując kciukiem na korytarz prowadzący do toalet. -To zajmie chwilkę-zapewniła, a potem, nie pytając go o zdanie, puściła się biegiem we wskazaną przed siebie wcześniej stronę.


---------------------------------------------

Siemanko!
Jak tam wtorek? :D
Przepraszam was za taką przerwę, ale mam szkołę i trochę mi ciężko, bo dużo nauki :c
Kto nienawidzi Connora? Osobiście uważam, że to nieszkodliwy dupek, ale przystojny to się nie gniewam xDD 
No i nie wyzywajcie Hermiony od idiotek. Ona tylko chciała się zabawić :) Connor taki hooot w tym garniturze to poszła do klubu :D 
Pozdrawiam Was serdecznie i mocno ściskam :))) 






8 komentarzy:

  1. Pfff Connor dupek =o
    Ale małooo Dramione :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam mężczyzn w garniturach, a jeżeli jest tak bardzo przystojny, to mogę mu to wybaczyć. :3
    Rozdział jak zawsze świetny. :D
    Życzę wieczorków z herbatką i książką! Albo najlepiej z klawiaturą! ;)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Connor to faktycznie dupek :D ale dopóki nic się złego nie stało to się nie gniewam :D
    Czekam na rozwój sytuacji w Mieście Śmierciożerców bo bardzo mnie ciekawi jak to wszystko się skończy!

    Pozdrawiam :)
    http://our-own-sense.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu nowy rozdział! Uwielbiam to opowiadanie, odkryłam je niedawno ale za każdym z ekscytacją czekam na kolejny rozdział. Błagam-pisz je szybciej! ;) A teraz lecę czytać

    OdpowiedzUsuń
  5. O co za kretyn! Ja to bym takiemu otukła morde!! (Że się tak wyrażę) Kurde mam nadzieje, że Hermiona da sobie z nim radę i że Draco nie odbije palma i nie prześpi się z Greengas albo inną... Rozdzialik bardzo fajny. Pozdrowionka :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  6. Już sobie wyobraziłam Connora z twarzą mojego najukochańszego aktora, a tu taki dupek :) Mi by się nawet podobał wątek Hermiona-Connor. Draco z pewnością byłby zazdrosny, a o to przecież chodzi :) No nic, czekam na kolejny rozdział i imprezę w towarzystwie Astorii :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Brawo panno Granger, gdyby tylko Draco wiedział, co tu się wyprawia podczas jego nieobecności dostałby szału. Miejmy jednak nadzieję, że to będzie dla niej nauczka, iż nie powinna szlajać się z byle kim. Draco ma wystarczająco problemów. Nie powiem, trochę się o niego boję. Skręca mnie coś w środku z tej niepewności. Miejmy jednak nadzieję, że plan Zabiniego wypali.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń