niedziela, 25 października 2015

-Rozdział 38- Beat your fear

Powierzchnia dużego, dębowego stołu lśniła w bladym blasku antycznego żyrandola, który ze względu na swą wielkość powieszony został w samym centrum sali obrad.
Draco spędził tu już chyba drugą godzinę. Przysłuchując się rozmowom, z zażenowaniem wywracał oczami, kiedy ktoś odmówił szczegółowych wyjaśnień ze względu na jego obecność. Śmierciożercy mu nie ufali, a on czuł jak poirytowany jego nic nie robieniem Blaise kręci się na krześle naprzeciwko niego.
Sam, usadzony między dwoma starszymi od niego śmierciożercami nie czuł się tak swobodnie. Jego mięśnie były spięte, a każdy ruch ograniczał do minimum, mając świadomość, że ci dwaj dogłębnie mu się przyglądają. Był trochę zestresowany, chociaż nawet trema była niczym w porównaniu z mrokiem i wspomnieniami, nieugięcie szturmującymi jego umysł.
-Zmieniłeś się-szepnął głos po jego prawej stronie. Delikatnie, niemal niezauważalnie przekrzywił głowę i spojrzał kątem oka na siedzącego obok mężczyznę, który mówił do niego niemal niedosłyszalnie, korzystając z momentu, gdy śmierciożercy na drugim końcu stołu zawzięcie o czymś dyskutowali. -Odkąd zdechła twoja matka.
Starał się udawać, że to sformułowanie nie bardzo go dotknęło, dlatego tylko zacisnął zęby i wbił paznokcie w fotel, zawieszając wzrok na Blaise'ie, który nie będąc wstanie niczego usłyszeć, rzucał mu pytające spojrzenie.
-Trochę jej żałowałem...
Urywane westchnięcie wyszło z jego ust, kiedy robił wszystko byle tylko nie spojrzeć na mężczyznę. Wiedział, że się uśmiecha. Musiał się w takim momencie uśmiechać. W obrzydliwy, perfidny sposób.
-Była całkiem niezła kiedy dawała mi za plecami twojego ojca.
Wiedział, że to kłamstwo. Jego matka by tak nie postąpiła. Nigdy nie zdradziła by Lucjusza, który natomiast, jak podejrzewał, zdradzał ją niejednokrotnie. Kiedy był młodszy rodzice cały czas się kłócili, ale to nie był powód. Narcyza była dobrą osobą. Z pewnością obojętna na względy kogoś tak odrażającego jak ten ktoś po prawej stronie.
Wreszcie odważył się na niego spojrzeć. Jego wściekłe spojrzenie kontrastowało z niewzruszoną maską jaką przybrał. Wyraz jego twarzy na nic jednak chyba się zdał. Oczy mówiły za wszystko.
Wąskie i spierzchnięte usta faceta uniosły się do góry tworząc jeden z uśmiechów, którymi się brzydził.
-Ale w końcu suka dostała to na co zasłużyła, czyż nie?-zapytał sycząc mężczyzna, teraz na tyle głośno by dosłyszały go najbliżej siedzące postacie. -Też powinieneś zdechnąć, szczeniak takiej dziwki nie powinien mieć prawa do życia.
Zmarszczył brwi już rozumiejąc. Chodziło o to, by wyszedł. Dał przebiegać zgromadzeniu tak jak należy. Ale nie po to tu był, a jakiś żałosny facet nie mógł mu w tym przeszkodzić. Zwłaszcza po słowach, które powiedział, nie dałby mu tej satysfakcji. Wstał z krzesła, słysząc za sobą ostrzegawczy ton Blaise'a, ale zignorował go, bo to tego właśnie chciał jego przyjaciel. Przedstawienia.
Czuł się jak na ringu, kiedy śledzony przez kilka par oczu wyciągnął różdżkę z kieszeni  szybciej niż siedzący po jego prawej mężczyzna mógł się zorientować, a potem rzucił nim o przeciwległą ścianę, mierząc go chłodnym, na pozór wyprutym z emocji spojrzeniem. W środku wrzało w nim z wściekłości i bólu, nienawiści jaką żywił do każdego kto naciągał na siebie czarną pelerynę i wygadywał takie rzeczy.
-Jak masz na imię?-zapytał, nachylając się nad nim. Śmierciożerca zdążył już wyciągnąć różdżkę i ciężko dysząc wymierzyć nią w Dracona, ale blondyn śmiało to zignorował.
-C-co?
-Przedstaw się, jestem tu nowy-rozkazał ostro Draco, piorunując go wzrokiem. Za jego plecami zapadła cisza. Jakby sama jego postawa wystarczyła niby najzdolniejszym śmierciożercom nie reagować na jego ponoć niedopuszczalne zachowanie.
-Jackson.
-Jackson-powtórzył, mocno akcentując to słowo. Nachylił się nad nim mocniej, czując jak ten wbija mu różdżkę w pierś, chyba myśląc, że tym go przestraszy. -Odłóż to-powiedział spokojnie na moment spuszczając wzrok na drewniany patyk kurczowo ściskany w jego dłoni.
Salę wypełnił śmiech. Rozbawiony, ale wypruty ze szczęścia.
-Zabawne-mruknął Jackson, a potem posłał zaklęcie w jego stronę.
[...]
Blaise przygryzł mocno dolną wargę i z niesmakiem obserwował kolejne poczynania Dracona. Z początku nie rozumiał dlaczego nikt siedzący przy stole nie reaguje, ale teraz, rozumiał ich doskonale. Chociaż wiedział, że już dawno powinien odciągnąć Dracona, bał wstać się od stołu. Wejść mu w drogę i spotkać się z jego okropnym spojrzeniem.
Syknął cicho, wyobrażając sobie uczucia Jacksona, który aktualnie oddychał ciężko, oparty plecami o ścianę. Jego nogi wierzgały dziko, kiedy Draco niezbyt delikatnie wcisnął rękę w zrobioną mu niedawno w brzuchu ranę i począł rozsmarowywać krew po jego twarzy. Cóż... naprawdę efektywne.
-To chciałeś zrobić?-powiedział ktoś podenerwowanym szeptem, nachylając mu się nad uchem. -Czym on się niby różni od Teodora?
Odchrząknął cicho, nie do końca wiedząc jak na to odpowiedzieć. Aktualnie podziwiając tak Dracona w akcji, nie widział zbyt wielkiej różnicy. Zwłaszcza kiedy pamiętał, że w przeciwieństwie do Teodora, Malfoyowi nikt mózgu nie wyprał.
-Draco-odezwał się, orientując, że chyba powinien jednak zareagować. O ile chciał, zachować posadę w kręgu. -Wystarczy-starał się zachować pewny ton, aby nikt nie pomyślał, że nad nim nie panuje. Szczerze powiedziawszy, przerażał go ten brak kontroli.
-Nieee, dopiero się rozkręcam-syknął Draco, na co odetchnął. Przynajmniej kontaktował.
-Dałeś mu nauczkę-oświadczył dosadnie, łapiąc go za ramię. Ku jego zaskoczeniu blondyn nie odwrócił się do niego z morderczym wyrazem twarzy, nie rzucił się na niego, a nawet nie strzepnął jego dłoni.
Ze zdziwieniem patrzył jak głowa Dracona przekrzywia się, a on uważniej przygląda się swojej ofierze, teraz kulącej się pod ścianą w strachu przed jego morderczym spojrzeniem.
-Tak uważasz?-zapytał zupełnie normalnym tonem, jak gdyby rozmawiali o pogodzie.
-Tak-skinął głową, przełykając ślinę.
-Co jeśli znów powie coś takiego?-zapytał Draco, kucając naprzeciwko Jacksona. -Co, Jackson?-zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny-Co jeżeli znów zapomnisz gdzie twoje miejsce?
-J-ja nie...
-Och, daj spokój-parsknął śmiechem Draco, lekceważąco machając ręką. -Wszyscy tak mówią.
-Przysięgam...
-Aha-uśmiechnął się z nieprzekonaniem, zaciskając usta, a potem znów skierował różdżkę w jego stronę, zatrzymując ją na wysokości jego warg. -Ale to zrozumiałe, że nie mogę sobie pozwolić na naiwność, prawda?
-Oczywiście, to zrozumiałe, ale ja nie, ja przysięgam, ja...
Przez moment jego oczy uważnie skanowały jego twarz, ale potem...
-To na wypadek, gdybyś jeszcze kiedyś chciał palnąć jakieś nieodpowiednie słowa.
-Co ty właśnie...?-zszokowany Blaise obserwował jak oczy Jacskona rozszerzają się w niedowierzaniu i panice.
-Odebrałem mu głos-przyznał na pozór obojętnie Draco. Jego spojrzenie wyrażało żal. Żal, który tylko Jackon mógł zobaczyć. Wstał i wyprostował się, a potem odwrócił się w stronę śmierciożerców, zszokowanych jego przedstawieniem. Zasługiwali na to. Na każde okrucieństwo. Próbował sobie wmówić, że nie powinien mieć wyrzutów sumienia.
-Dziękuję za zaproszenie-zwrócił się do nich, a potem wyszedł.

                                                                              ***

Szybkim krokiem przemierzył podziemne korytarze kwatery głównej, a potem wreszcie wyszedł na powierzchnie, na dziwnie opustoszałe o tej porze ulice.
Jego oddech zmieniał się w parę, płuca momentalnie spotkały z dziwnym uczuciem mroźnego powietrza. Oparł zesztywniałe ciało o mur budynku i docisnął dłonie do skroni, mocno zaciskając powieki. Jak bardzo głupio i infantylnie by to zabrzmiało, chciał wrócić do domu. Niczego nie pragnął teraz jak tego, by powrócić do Londynu, do swojego mieszkania na trzecim piętrze w starej i zaniedbanej kamienicy.
Niewiele brakowało mu by osunął się po ścianie na lekko zaśnieżony chodnik, zamykając się w sobie od nadmiaru tych negatywnych emocji, jednak nim na dobre zdążył oddać się krążącym w nim uczuciom, przed jego twarzą pojawił się Blaise.
Przyglądał mu się z nieodgadnionym wyrazem, marszczył brwi jakby w zastanowieniu, a w dodatku jego oczy. Ciemne oczy wpatrywały się w niego z nienaturalnym spokojem. Ze zrozumieniem.
-Jak na taką przerwę, nieźle sobie poradziłeś-powiedział cicho, spuszczając wzrok i ciężko wzdychając. -Nie zadręczaj się-poradził z lekkim skrępowaniem, sięgając ręką w stronę swojego karku.
Chciał go wyśmiać. Powiedzieć, że może on, apatyczny dupek-fachowy morderca jest wstanie się czymś takim nie zadręczać, ale to mu się wydawało nieodpowiednie. Sam miał w końcu wiele na sumieniu. I chyba właśnie teraz, kiedy to rozumiał, tak ciężko było mu się wyłączyć. Nie zadręczać.
To brzmiało wręcz absurdalnie. Móc pogodzić się z faktem, że krocząc do załatwienia sprawy, kroczył po trupach. Odebrał komuś głos.
-Hej, Draco-Blaise spojrzał na niego z powagą, opierając dłonie na jego ramionach. -On na to zasłużył.
Uśmiechnął się krzywo, a potem zacisnął zęby i odwrócił wzrok.
-Cokolwiek.
-Nie, poważnie, Malfoy-Blaise, próbował skierować na siebie jego spojrzenie. -Jackson to potwór.
-Kim więc jesteśmy my?!-zapytał wreszcie, przestając kumulować w sobie złość i niezadowolenie. Wyrzucił ręce do góry, ale zaraz potem ulokował je na piersi przyjaciela, niezbyt delikatnie go szturchając. -Na co ja zasłużyłem, co?
-Nie jesteś zły, Draco.
-Nie?-zaśmiał się z goryczą, rzucając mu wściekłe spojrzenie. -O, Merlinie, Blaise, dlaczego...
-Dlaczego mówię coś takiego?-domyślił się Blaise. -Bo cholera, Draco, chciałbym wreszcie walczyć o coś w co wierzę. Chcę zakończyć wojnę, pokonać śmierciożerców. Jeżeli ktoś zasługuje na przebaczenie, jeżeli ktoś ma być powodem dla którego warto wierzyć, że ludzie są wstanie się zmienić, to jesteśmy właśnie my! Najgorsi z najgorszych, stający wreszcie po stronie tego co słuszne-wysyczał, dociskając go do ściany. -Nie pozwolę by ktoś ponownie mówił mi, że nie zasługuję na życie.
Patrzył mu w oczy, głośno przełykając ślinę. W myślach analizował słowa Blaise'a, czując jak coś mocno ściska go od środka.
-Teodor powiedział mi kiedyś coś podobnego. Kiedy prosił mnie byśmy się odłączyli-wyznał cicho, odchylając głowę do tyłu i opierając ją o chłodną powierzchnię ściany. Ciemne chmury zbierały się tego dnia nad Twierdzą. W dodatku zaczynał padać śnieg. Może za wcześnie było o tym sądzić, ale dla niego, zanosiło się na śnieżycę. -Mylił się...
-Nieprawda-zaprzeczył ostro Blaise, zamaszyście kręcąc głową.
-Czyżby? Widzisz jak skończył? Co z tego miał?
-Uczynił cię kimś lepszym-odparł całkiem poważnie Blaise, na co on z niedowierzaniem uniósł w górę brwi. -To co wtedy dla ciebie zrobił, sprawiło, że zacząłeś inaczej myśleć. I tak, może to się stało dopiero po śmierci twojej matki, ale coś w tobie wtedy pękło. Odblokowałeś się. Jak byś na to nie patrzył, Draco, ona cię wtedy uratowała. Teodor cię uratował.
-Kto powiedział, że chcę by mnie ratowano?-zapytał ze złością Draco, niezbyt przekonany słowami przyjaciela.
-Nikt. Zazwyczaj gdy naprawdę potrzebuje się ratunku, nie zdaje się sobie z tego nawet sprawy.

                                                                                ***

Uporczywie wierzyła, że poradzi sobie sama. Że nikt nie musi robić za jej niańkę i przybywać jej z odsieczą. Chyba.
Od dobrych dziesięciu minut siedziała na podłodze w łazienkowej kabinie, opierając głowę o drzwi. Chciała cofnąć czas. Nie dać namówić się Connorowi na przyjście tutaj. Ale było za późno i musiała zacząć działać, nim dopuści do bardziej tragicznych zdarzeń. Odetchnęła ciężko, a potem przesunęła palcami po swoich długich, falowanych włosach, rozglądając się po kabinie.
Podciągnęła spodnie, poprawiając je i wspięła się na muszlę klozetową, niepewnie ściskając brzegi ściany kabiny na górze. Już po chwili wisiała, trzymając się na rękach i wychylając głowę ponad ścianką.
W klubowych łazienkach zawsze było pełno. Musiała wiedzieć czy wśród wielu osób tutaj, był również Connor.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy jego oczy były pierwszym co napotkała. Tak jakby stał niedaleko od dłuższego czasu, przyczajony jak dziki drapieżnik na nieświadomą o zagrożeniu ofiarę.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, a potem puściła się i upadła na ziemię, w ostatniej chwili amortyzując upadek i wyciągając ręce przed siebie.
-Cholera-westchnęła, nieco przerażona psychopatycznym nastawieniem Connora. Czego on od niej chciał?
-Hermiona-jego niski głos rozbrzmiał pod drzwiami, na co ona odsunęła się od nich jak oparzona. -Wyjdź, dziwnie się zachowujesz. Martwię się-powiedział na co ona uniosła w górę jedną brew i spojrzała na klamkę do drzwi z nieprzekonaniem.
-Źle się poczułam. Nie powinieneś mnie oglądać.
-Nie może być tak źle, skoro wieszasz się na ścianie kabiny.
-Tak, cóż, to przez to źle się poczułam-wymyśliła, jednocześnie przywalając sobie otwartą dłonią w czoło. Wsadziła rękę do tylnej kieszeni spodni i mocno zacisnęła ją na różdżce. -Widziałam jak wsypujesz mi coś do drinka.
-Co? O czym ty mówisz?
Kłamał. Ale był przekonujący. Zacisnęła usta i pokiwała głową z uznaniem, zaciskając palce jednej ręki przy cebulkach włosów. Czy mogła spetryfikować go na środku zatłoczonej łazienki?
-Powinieneś sobie iść.
-Żartujesz? Nie zostawię cię tu samej.
-Och, z całą pewnością mogę przyznać, że tu jestem bezpieczniejsza niż z tobą-odparła ostro, nieco już poirytowana. Ugh, tak bardzo tęskniła za czasami kiedy bywała niemiła dla praktycznie wszystkich. Wszystkich poza Ronem i Harry'm. -Zostaw mnie, Connor.
-To nieporozumienie.
-Masz rację, nie powinnam tu w ogóle z tobą przychodzić.
-Co? Nie, nie to miałem na myśli.
Plątał się w wyznaniach, ale wiedziała, że zaczynał być zły. Z jakichś przyczyn chciał ją dopaść.
-Poważnie, idź sobie.
-Hermiona.
-Idź!-krzyknęła, uderzając otwartą dłonią w drzwi. Była sfrustrowana. Sfrustrowana tym, że jej naiwność i zagubienie zaprowadziły ją w takie miejsce.
-Nigdy bym cię nie skrzywdził-powiedział łagodnie. Znów cholernie przekonująco. -Proszę cię wyjdź, to porozmawiamy.
-Nie.
-Hermiona...
-Connor!
-Odwiozę cię do domu.
Tak właściwie... Co miała do stracenia? Miała różdżkę. No i musiała wreszcie wyjść. Connor okupowałby miejsce pod drzwiami do końca świata.
Zdecydowanym ruchem przekręciła zamek w drzwiach i otworzyła je na oścież, a potem splotła ręce na piersi i przybierając jak najpewniejszy wyraz twarzy, spojrzała na Connora spod uniesionej w górę brwi.
-Dlaczego uważasz, że wsypałem ci coś do drinka?-zapytał z niezrozumieniem, jednocześnie głośno oddychając z ulgą. Nie dała jednak się zwieźć. Nim zdążył dodać coś jeszcze, mocno przywaliła mu w twarz. Sprecyzowała uderzenie tak, jak niegdyś uczył ją Draco. Ugh, tak bardzo za nim tęskniła. Wiedziała, że gdyby tu był, ta sytuacja nigdy nie miałaby miejsca.
-Aua-Connor jęknął cicho i złapał się za nos, a ona tylko uśmiechnęła się zadowoleniem i wyminęła go, zmierzając w stronę drzwi.

                                                                                 ***

-Jakie masz plany?-zapytał Draco, zerkając na Blaise'a znad kawałka pizzy. Po tym jak wrócili do domu, Zabini zaczął pakować rzeczy do niewielkiego plecaka, a teraz wyglądał na gotowego do wyjścia.
-Teleportuje się na dzień czy dwa do Londynu-powiedział, na co on, krztusząc się pizzą, omal nie wypluł jej z powrotem do pudełka.
-C-co?!-zapytał z niedowierzaniem. -Myślałem, że tak nie wolno.
-O co ci chodzi?-Blaise zmarszczył brwi, patrząc na niego z niezrozumieniem. -Muszę podrzucić kilka rzeczy dla wtyk w ministerstwie.
-No ale...
-Aaaa-Blaise uśmiechnął się, widząc bezradną postawę Dracona. -Ty chcesz wrócić do swojej panny-zaśmiał się. -Nie ma tak dobrze, przyjacielu.
-Dlaczego ty możesz opuścić miasto, a ja nie?
-Ponieważ ty, drogi Draconie, masz tu robotę-wyjaśnił mu lekko Blaise, całkiem dobrze radząc sobie z faktem iż traktuje blondyna źle i niesprawiedliwie. -Musisz spotkać się z kilkoma ludźmi...
-Jakimi ludźmi?-zapytał z niezrozumieniem Draco. -Blaise...
-Musisz tu zostać-odparł twardo chłopak. -Poważnie, ktoś musi podlewać kwiatki.
-Ale ja...
-Obiecuję sprawdzić, czy wszystko u niej okay, okay?-zapytał, na co blondyn wzniósł oczy ku niebu, przesuwając palcami po włosach. Był z tego faktu wyraźnie niezadowolony.
-Co to za ludzie?-ponowił pytanie, ostatecznie dając za wygraną. Blaise miał rację. Musiał zostać. Gdyby chociaż na chwilę pojawił się w Londynie, nic nie zawiodłoby go z powrotem.

                                                                               ***

Mocniej opatulił się płaszczem i przyspieszył kroku, zmierzając w stronę adresu, który dał mu przed wyjściem Blaise. Miał spotkać się z jednym z śmierciożerców, zajmujących się główną strategią i coś z niego wyciągnąć. Sam nie wiedział o co powinien go zapytać, ani jak go podejść. Owszem, przed paroma miesiącami nie takie rzeczy robił, ale teraz... wszystko stawało mu się obojętne. Miał wrażenie, że wpadł w jakiś obłęd, wykańczającą go rutynę. Tak, chciał żyć, ale za każdym razem kiedy ktoś mu groził coraz mniej się bał. To się stawało nudne. Jego rozpaczliwe próby naprawienia i uratowania wszystkiego stawały się coraz trudniejsze.
-Kim jesteś?
Odważnie uniósł głowę i omiótł chłopaka, mniej więcej w jego wieku, wzrokiem. Andrew, jak na kartce napisał mu Blaise, mieszkał w niewielkiej kamienicy na obrzeżach miasta tuż przy wielkiej bramie, którą sam przekraczał zaledwie kilka dni temu.
Był niewysokim chłopakiem, znacznie niższym od niego, bardzo chudym, z roztrzepanymi, kruczoczarnymi włosami i jasnoniebieskimi oczami. Wyglądał nieco szalenie, już na samym wstępie był wstanie to stwierdzić, bo jego ruchy były dziwnie nerwowe i szybkie.
-Draco Malfoy-przedstawił się zimno, wyciągając zmarzniętą dłoń w jego stronę. -Przysłał mnie Blaise.
Chłopak nieznacznie się spiął, ale uścisnął jego rękę, a potem nerwowo zagryzł wargę i zmierzwił włosy palcami.
-Czegoś potrzebujesz?-zapytał niepewnie, próbując chyba sprawiać wrażenie niewzruszonego jego wizytą. Wyprostował się i rzucił mu jedno z tych nonszalanckich, w jego wykonaniu zabawnych, spojrzeń.
-Chciałem wiedzieć jakie są najnowsze plany. Masz jakieś misje?
-Ekhem... to...-Andrew wzruszył ramionami, odchrząkując znacząco. -To tak jakby bardzo tajne informacje-powiedział, chyba myśląc, że to go zniechęci. Przeciwnie.
-Jak tajne?-zmarszczył brwi, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Zbliżył się do niego, a potem uważnie zeskanował go wzrokiem, jasno dając mu do zrozumienia, że nie będzie się wahał, jeśli będzie sprawiał problemy.
-Zabiją mnie, jeśli coś ci zdradzę.
-Ach... rozumiem-uśmiechnął się Draco, ze zrozumieniem kiwając głową. Nim Andrew zdążył się jednak cofnąć, niezbyt delikatnie wbił paznokcie w jego kark i rzucił jego głową o stół, uśmiechając się krzywo na dźwięk rozbijanej o blat kości policzkowej. -Nie baw się ze mną Andrew, zaoszczędzisz sobie bólu...-poradził, bo naprawdę nie miał ochoty go nękać. -Co wiesz?
-Teczki po prawej-wskazał mu palcem Andrew, a on posłusznie podszedł do kartonu, wyciągając z niego plik najróżniejszych papierów.
Nie spuszczając bruneta z oczu otworzył jedną z teczek i przekartkował, szybko skanując wzrokiem ich treść.
-Co to jest?-odezwał się dopiero po dłuższej chwili, nie maskując nawet przy tym emocji. Jego głos zadrżał na początku, a w dodatku głośno przełknął ślinę. Czuł jak jego zesztywniałe od zimna palce ostatecznie odmawiają mu posłuszeństwa, a kartka wypada mu z rąk, lądując z powrotem w pudle. Zdjęcia uśmiechniętej Hermiony ciągle odbijały się w jego umyśle. Wtedy po raz pierwszy w życiu ogarnęła go panika z tak błahego powodu. W końcu to tylko fotografie, prawda? W co prawda dość nie odpowiednim miejscu, ale to nie znaczyło, że...
-To nasze cele na najbliższy miesiąc.

                                                                              ***

Siedział w mieszkaniu Blaise'a z twarzą ukrytą w dłoniach, cicho powtarzając sobie, że to wcale nie musi skończyć się w ten sposób. Że Hermiona jest ważną osobą dla świata czarodziei. Że na pewno przydzielą jej jakąś ochronę. Że nie można tak po prostu jej skrzywdzić.
Próbował zapomnieć o tym jak delikatna i krucha byłą, odtwarzając w myślach każdy moment, w którym wykazała się siłą i odwagą. Chciał naiwnie wierzyć, że sobie poradzi. Że da radę ją uratować.
Wtem ktoś zapukał do drzwi, a on gwałtownie uniósł głowę i wstał, z zastanowieniem marszcząc brwi. Mocno ściskał różdżkę w rękach, gdy ostrożnie uchylił drzwi, napotykając na niezwykle przenikliwe spojrzenie.
-No heeeej-uśmiechnęła się Astoria, wyginając się i prezentując mu swoje odziane w czerwoną sukienkę ciało. -Gotowy na imprezę swojego życia?



8 komentarzy:

  1. Super! Fajnie, że mocno skupiasz się teraz na tym co dzieje się z Draco i jak on to przeżywa. Podoba mi się w tej groźnej wersji, która znika kiedy nie musi grać.
    Hermiona celem Śmierciożerców? Tego bym się nie spodziewała!
    I dobrze, że przywaliła Connorowi!
    Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny!

    Zapraszam na:
    http://our-own-sense.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... Powtarzam się, prawda? :D
    Czemu nie może być tak, że nie ma śmierciożerców, są jedynie jednorożce i biała magia, a wszyscy żyją w pokoju? Chociaż prawdopodobnie byłoby to strasznie nudne, ale lubię taką monotonię. ;)
    Niesamowite jak dobrym aktorem jest Draco; w jednej chwili był gotów rozpruć własnymi paznokciami czyjeś gardło, by później walczyć z wyrzutami sumienia.
    Hermiona mnie martwi. Już nie chodzi o to, że ukazałaś ją jako bezradną dziewczynkę (no może nie tak bezradną, czego udowodniła w akcji z Connorem), ale że znalazła się na celowniku śmierciożerców. Mam nadzieję, że lubisz happy-endy, prawda? :)
    Pozostało czekać na kolejny rozdział. :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy lubię happy endy? :P Każde smutne zakończenie łamie mi serce, w życiu nie pokrzywdziłabym nie wiadomo jak moich kochanych bohaterów xD Myślę jednak, że nie warto ich oszczędzać. Przyda im się nieco tragedii :D Dzięki za komentarz! :*

      Usuń
  3. Jak ja cholernie współczuję Draco. Nie dość, że musi przechodzić przez to piekło, żyć z myślą, że Hermiona jest na celowniku tych świrów, to jeszcze teraz zwala mu się na głowę ta głupia siksa. Ja nie wiem, ile on tak wytrzyma, ale miejmy nadzieję, że da radę. Teraz ma dla kogo walczyć. Nawet jeśli czeka go zapewne wiele przeszkód, podobnie jak Hermionę, czuję że je pokonają. Wierzę, że nie odbierzesz im możliwości zaczęcia życia od nowa i będziesz prowadzić akcję równie wspaniale to teraz.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział tylko szkoda, że tak mało Dramione :) Czekam na następny rozdział :*

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Głupia Astoria! Nie trawie baby rrr! Powodzonka Hermionie i Draco chroń ją! Serio akurat ona no nie :( czekam na rozwój sytuacji. Rozdział mi się podoba :) Pozdrowienia i uściski! :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli ją zabiją nie daruje ci tego. Jeśli Draco ją zdradzi nie daruje ci tego. Więc...
    Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Głupie Greengrass ...ugh. Mam nadzieje że Draco nie zdradzi Hermi i nikt jej nie zabije. Życze powodzenia i weny. Zapraszam rôwniez do mnie :
    http://zakreconeminiaturkislizgonki.blogspot.co.uk
    Dopiero zaczynam.

    OdpowiedzUsuń