sobota, 12 września 2015

-Rozdział 32- Say You Love Me

Malfoy zostawił ją jakieś kilkanaście minut temu. Po odbytej rozmowie przeprosił ją i zapewniając, że niedługo wróci, kazał jej pozostać na miejscu. Siedziała sztywno na krześle przy suto zastawionym stole, podświadomie zmuszając się do kolejnych łyków szampana. Chciała, żeby już do niej wrócił. Nerwowo splotła palce i oparła je na kolanach, ciężko wzdychając. Jej stopa nerwowo wystukiwała rytm pod stołem, kiedy napotykała wzrokiem na uważne i podejrzliwe spojrzenia rodziny Lucjusza Malfoya.
-Ile czasu zostało ci do ucieknięcia stąd z wrzaskiem?
Drgnęła kiedy usłyszała za sobą znajomy głos Blaise'a Zabiniego. Nigdy nie sądziła, że tak będzie, ale rozpoznanie go pośród tylu wyniosłych, nieznajomych twarzy było dla niej ulgą. Nawet jeżeli wciąż go nienawidziła. Widok kogoś z naturalnym wyrazem twarzy, będącym po prostu złym, nie ukrywającym ani nie maskującym tego w żaden sposób, działał na nią dziwnie uspokajająco.
-Patrzą na mnie-mruknęła, odwracając się w jego stronę. Widząc jej neutralne spojrzenie, Blaise odetchnął i zajął miejsce po jej prawej stronie, z lekkością, tak jakby był u siebie, nalewając sobie białego wina. Chyba nie kierował się zbytnimi upodobaniami. Po prostu bez zastanowienia sięgnął po pierwszy alkohol jaki stał w ich pobliżu.
-Kiedy byłem młodszy uwielbiałem odwiedzać Dracona w tym domu. Jego ojciec był psycholem, ukrywanie się przed nim i robienie mu na złość było świetne-zaśmiał się, próbując rozluźnić sytuację. Przesunął ręką po swoich ciemnych włosach i zamyślił się na moment, z lekkim westchnięciem powracając do wspomnień z dzieciństwa. -Potem wszystko zrzucane było na Malfoya, nawet jeśli wina ewidentnie należała do mnie. Jego ojciec był surowy i zdyscyplinowany. Tego samego wymagał od Dracona-przerwał na moment, a potem dodał z posępnym tonem. -Dużo się od tamtej pory zmieniło.
-Ojciec Dracona się zmienił?-dociekała. Kiedy chodzili do szkoły Lucjusz wydawał jej się okrutnym, złym i niekochającym ojcem, ale kiedy poznała go, o ile można tak powiedzieć, nieco bliżej, zmieniła do niego nastawienie. Wydawał się zdeterminowany by naprawić więzi z synem. Trochę jej tym imponował. Zwłaszcza kiedy wiedziała jak trudny był Draco. Otworzenie się przed kimś nie wychodziło mu łatwo. Miała wrażenie, że kiedy już zniszczył z kimś relacje to robił to na zawsze, bo kłócąc się był wyjątkowo nieprzyjemny, wybuchowy i agresywny.
-O tak...-przyznał Blaise, wyrywając ją z zamyślenia. -Nie ma już tej paranoi na punkcie Voldemorta. Nie miał jej odkąd Draco wstąpił do śmierciożerców. Chyba wtedy zrozumiał jak bardzo spieprzył. Draco sprawiał wtedy mnóstwo kłopotów.
Zmarszczyła brwi, odwracając wzrok od musującego płynu w swoim kieliszku. Jej dociekliwe, wymowne spojrzenie przeszyło Blaise'a na wskroś. Nigdy o tym nie myślała, ale tak właściwie, Blaise bardzo dobrze znał jej chłopaka. Lepiej niż kiedykolwiek przyszło jej to do głowy. Bo o ile ona była z Draconem kiedy wszystko ucichło, a on jakoś się ogarnął, to Blaise, jako jego przyjaciel trwał z nim w tych najmroczniejszych chwilach. Nie żeby to jej imponowało, czy coś w tym stylu. Gardziła nim. Świadomość, że chłopak siedzący po jej prawej stronie zna najmroczniejsze sekrety Dracona przyprawiała ją jednak o gęsią skórkę na odsłoniętych ramionach.
-Zimno ci?-wyrwany z transu Blaise rzucił jej zaciekawione spojrzenie, a potem bez słowa podał jej swoją marynarkę, którą do tej pory przewieszoną miał przez ramię. Uśmiechnął się do niej zachęcająco i w seksowny sposób podwinął rękawy granatowej koszuli. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak jego mięśnie widocznie napinają się pod materiałem ubrania, kiedy poprawia się na krześle i rzuca jej przyjazne spojrzenie.
Głośno przełknęła ślinę, zarzucając na siebie jego marynarkę. Pachniała nim. Męskimi perfumami z dodatkiem delikatnej, acz dobrze rozpoznawalnej woni mugolskich papierosów.
-Jakie kłopoty sprawiał wtedy Draco?-zapytała, nieświadomie przygryzając dolną wargę. Chciała wiedzieć. Nie po to, by go osądzać, ale żeby lepiej go poznać. Co prawda nieco już wspominał jej o swojej przeszłości, ale to wciąż było mało. Nie wystarczająco, kiedy miała świadomość, że zdrajca i dupek Blaise wie o nim więcej.
-O nie, nie kochana!-zaśmiał się Blaise, unosząc ręce w obronnym geście. -Nie wciągniesz mnie w to, nie ma mowy.
-Proszę o jeden epizod z jego życia-mruknęła błagalnie, robiąc ten słodki wyraz twarzy, na który nabierało się 98% facetów. Chyba tylko Severus Snape nigdy nie poddał się jej niezaprzeczalnemu urokowi.
-Draco był cholernie dobry w byciu złym, okay? Chcesz czegoś wiedzieć, to go zapytaj.
Zmrużyła gniewnie oczy. Poniekąd doceniała tą męską lojalność, ale to wciąż było wkurzające.
-Dlaczego Voldemort zabił jego mamę?-zapytała nagle, po to jedyna rzecz, o której niejednokrotnie myślała przed snem. Dlaczego? Rodzina Malfoyów była zasłużoną i oddaną rodziną. Co takiego zrobił Draco, że Voldemort postanowił ukarać go w tak potworny sposób?
-Nie powiedział ci?-Blaise z szczerym zaskoczeniem uniósł w górę brwi.
-To coś o czym powinien mi powiedzieć?-zapytała z niepokojem. Chyba trochę bała się odpowiedzi.
-Tak, zdecydowanie-pokiwał twierdząco głową. -Jestem w szoku.
-Czemu?-zapytała, mrugając oczami.
-Myślałam, że tylko dlatego z nim jesteś.
-Co?-zmarszczyła brwi z niezrozumieniem.
-To znaczy... nie spodziewałem się, że możesz z nim być. Tak po prostu przymykać oko na to co robił...
-Nie przymykam oka-zaprzeczyła, wtrącając się, ale on kontynuował jakby nie słysząc jej dobitnego sprzeciwu.
-...to jedyna dobra rzecz jaką zrobił, a mimo to nie wykorzystał jej by cię zatrzymać.
Zacisnęła usta w wąską linię, podświadomie przygotowując się na to co zaraz może usłyszeć. Chciała wiedzieć. Albo nie. Tak. Nie... Może...?
-Draco z Teodorem sabotowali sprawę. Dowiedzieli się o planach ataku na mugolski szpital i uratowali kilkadziesiąt dzieciaków...
Z zaskoczeniem uniosła w górę brwi. Nie do końca tego się spodziewała.
-Dlaczego...?
-Voldemort strasznie się wściekł jak się dowiedział. Ufał im obu. Bardzo. Byli najlepsi.
-Czemu śmierciożercy zaatakowali mugolski szpital?-zapytała cicho, z niedowierzaniem, w dodatku nieco tym wstrząśnięta. Wiedziała, że robili okropne rzeczy, ale wiedziała, że robili to na osobach, które się buntowały, sprawiały zagrożenie, mówiły zbyt głośno. Co zrobiły im bezbronne dzieci?
Blaise uśmiechnął się pod nosem, cicho prychając.
-Dyrektor szpitala był całkiem wpływowy w brytyjskim rządzie. Odmówił śmierciożercom współpracy.
-Och-poczuła jak coś w niej pęka. Odmówił współpracy, więc postanowiono ukarać tym niewinne i bezbronne istoty?
-Daj spokój, Granger-Blaise śmiało poklepał ją po ramieniu. -To nic w porównaniu z tym co tam się działo-uśmiechnął się gorzko.
-Mimo to, wciąż z nimi działasz.
-Draco ci powiedział, co?-uśmiechnął się.
-Musiał-przyznała, kiwając głową.
-Nie będę rozmawiał na te tematy-wzruszył niedbale ramionami. -Chcesz trochę wina?
Śmiało skinęła głową, odbierając od niego kieliszek. Będzie potrzebowała więcej alkoholu.

                                                                               ***

Sypialnie na piętrze były jedynym miejscem, w którym spodziewał się spotkać ojca. Potrzebował pilnej porady, czy zniszczy jakieś pieprzone, drętwe przyjęcie, czy nie.
Przeszedł przez długi korytarz wyłożony dębowym parkietem, celowo stawiając na nim ciężkie kroki. Chciał ostrzec ojca przed swoim przybyciem. Może Lucjusz i Caitlyn byli zaręczeni, ale nigdy nie podejrzewał go o coś takiego jak wierność albo wartość dotrzymanego słowa. To nie była miłość. Każdy to wiedział.
-Tato?-krzyknął głośno, bez pukania wchodząc do pokoju swojego ojca. Chciał wiedzieć dlaczego do cholery nie pojawił się na własnym przyjęciu zaręczynowym.
Z zaskoczeniem przystanął po środku sypialni i ze zmarszczonymi brwiami wbił wzrok w swojego ojca ściskającego w dłoni drewnianą ramkę z dużą, ruchomą fotografią.
-A więc jesteś sentymentalny-prychnął z pogardą, rozpoznając na zdjęciu ich rodzinę. On i rodzice. Mama. Na myśl, że Lucjusz wciąż ma takie rzeczy coś boleśnie ścisnęło go w sercu. Nic w ich pozornie idealnej rodzinie nie było dobre.
-Cześć Draco-mruknął, nie odrywając wzroku od zdjęcia Lucjusz. -Doceniam, że pojawiłeś się na przyjęciu.
-Przyjęciu, które jest beznadziejne-sprostował bez skrupułów blondyn.
-Niedługo zejdę, wróć do gości.
-Przyszli tu tylko dla darmowego żarcia-odparł, celowo próbując go zirytować. Chyba dość efektywnie, bo Lucjusz z ciężkim westchnięciem odłożył ramkę obok siebie, na pościel, podnosząc się z brzegu łóżka.
-Co się stało?-zapytał, spuszczające ręce wzdłuż siebie.
-Teodor jest w mieście.
Z zadowoleniem obserwował jak jego ojciec krztusi się własną śliną. Chyba nim wstrząsnął.
-C-Co?-wychrypiał zarazem przerażony i zszokowany Lucjusz, który podszedł do niego, przyglądając mu się z zaniepokojeniem. -Skąd to wiesz?
-Był u mnie wczoraj i przedziurawił mi nogę-uśmiechnął się krzywo. -Normalnie nie zawracałbym ci tym głowy, ale potrzebuję, żebyś zabezpieczył moje mieszkanie zaklęciami ochronnymi. Porządnymi zaklęciami. Skombinuj do tego ludzi, cokolwiek. Potrzebuję miejsca, żeby się wyleczyć, a potem się tym zajmę.
-Nie, to nie twoje zadanie-pokręcił przecząco głową Lucjusz. Z podenerwowaniem przesunął dłonią po platynowych włosach. -Cholera, synu...-westchnął z zamyśleniem. -W porządku. Za moment wyślę do ciebie ludzi, powiem im przy okazji, żeby coś wyremontowali. I nie martw się, zatuszuję sprawę.
-Dzięki-odetchnął z ulgą Draco. Proszenie ojca o pomoc było dla niego wielką plamą na honorze. Z pewnością nie przyszedł by tu, ale miał Hermionę. Hermionę, o którą musiał dbać i której musiał zapewnić bezpieczeństwo. Potrzebował azylu.
-Zostanę twoim strażnikiem. Od tej pory nikt nie będzie miał pojęcia o miejscu położenia twojego mieszkania. Wszyscy zapomną. Z wyjątkiem tych, których sam wprowadzisz do środka. Rozważnie dobieraj przyjaciół. Skończ zadawać się z Zabinim-wydawał polecenia Lucjusz.
-Łapię-pokiwał ze zrozumieniem głową Draco.
-A i jeszcze coś-tym razem Lucjusz przybrał śmiertelnie poważny wyraz twarzy. -Nie mieszaj się w sprawę Teodora.
-Że co?-spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-On jest niebezpieczny.
-Wiem!-potwierdził z szczerym oburzeniem Draco, bo do cholery, to nie jego ojciec przez całą noc mierzył się z nożem wbitym w nogę.
-Ministerstwo się tym zajmie.
-Ministerstwo nie da sobie rady z...
-Draco!-krzyknął na niego Lucjusz. -To nie jest coś o czym możesz dyskutować. Chyba zapomniałeś, ale nie jesteś bohaterem, a Teodor to nie twoja misja. Trzymaj się od tego daleko, albo w tym momencie pójdę do ministerstwa i zadbam by zamknięto cię w Azkabanie. Jako twój ojciec, dbając o twoje bezpieczeństwo.

                                                                             ***

Ból rozsadzał mu nogę, a on był wściekły. Kurewsko wściekły. Zbyt szybko, jak na to, że powinien się oszczędzać, zszedł ze schodów i z mocno zaciśniętą szczęką zawitał w przepełnionym od nadętych i wkurzających go ludzi. Teoretycznie byli rodziną. Jak to się stało, że żaden z jego krewnych nie podszedł do niego i się nie przywitał?
Z prawdziwą wściekłością i oburzeniem przepchnął się przez grono starszych pań i spojrzał w stronę miejsca przy stole, gdzie kilkanaście minut temu zostawił Hermionę.
Ciarki przeszły mu po plecach, kiedy nie odnalazł jej tam, skąd miała się pod żadnym pozorem nie ruszać. Do cholery właśnie wywinęli się najgorszemu śmierciożercy na ziemi i nie chciał żadnych komplikacji. Chciał stąd sprawnie wyjść.
Z poirytowaniem rozejrzał się po dość sporym, kłębiącym się wokół niego gronem ludzi, próbując odnaleźć pośród niego tą jedyną, jednak za nic nie był wstanie dojrzeć jej długich, kasztanowych włosów, ani beżowej sukni.
Odetchnął cicho i z miną furiata przesunął dłonią po delikatnym zaroście na swojej twarzy. Gdzie miał jej szukać? Przestąpił z nogi na nogę i naprawdę poważnie zaczął się denerwować. Zawsze mógł wejść na pieprzony stół i wywrzeszczeć, że jeżeli zaraz tu nie pójdzie to ją kurwa zostawi, ale to nie byłaby prawda. Nigdy by jej nie zostawił. Nawet jeśli, to jego noga nie pozwalała mu na wejście na stół.
Jakiś kelner przeszedł obok niego z tacą wypełnioną kieliszkami, a on odruchowo sięgnął po jeden z nich i przystawił usta do krawędzi szklanego naczynia, kiedy do jego nozdrzy dotarła słodka woń alkoholu. Co on robił? Z głośnym warknięciem odstawił wino na pobliski parapet i zaczął znów przepychać się między gośćmi z desperacką potrzebą odnalezienia Jej pośród tłumu osób.
Pieprzone przyjęcia. Kto normalny urządza z zaręczyn imprezę na kilkaset osób?!
I wtedy Ją zobaczył. I choć jego oczy zaszły czerwienią, kiedy zobaczył jak stojący naprzeciw niej Blaise opiera się ramieniem o ścianę i bezczelnie z nią flirtuje trzymając dłonie na jej talii, to z nieznajomych powodów odetchnął z ulgą. Wreszcie ktoś dał mu powód by zabić tego skurwiela.
Bez namysłu przepchnął rozmawiających kelnerów, usprawiedliwiając się, że za brak wykonywania obowiązków, takie właśnie traktowanie im się należy, a potem pokonał kilka dzielących go od Blaise'a i Hermiony kroków.
-Cieszę się, że przyszedłeś warknął morderczym tonem, a potem złapał zagadanego Blaise'a za kołnierz idealnie wyprasowanej koszuli i rzucił nim o ścianę.  -Ile jeszcze razy znajdziemy się w takim położeniu, co?-zapytał zaczepnie unosząc w górę jedną brew, a potem bez ostrzeżenia przywalił mu pięścią w twarz, ani trochę się nie hamując. Był zły. Cholernie zły i to nie jego wina, że Blaise akurat ten dzień wybrał sobie za dobieranie się do jego dziewczyny. Normalnie zapewne by go zabił. Teraz zamierzał zabić go uprzednio umiejętnie torturując.
-Draco! Draco przestań!
Gdzieś tam, w oddali, słyszał jak Hermiona woła jego imię, szarpiąc za tył jego marynarki, ale niby dlaczego powinien jej posłuchać? Ona go olała.
Czuł jak więcej rąk pojawia się na jego ciele, a głos Hermiony nagle ucichł. Niewątpliwie ktoś kazał się jej odsunąć. Całkiem słuszna decyzja. Kolejny raz porządnie przylał Blaise'owi, który, zgrywając nierozumiejącego durnia, cały czas wszystkiego się wypierał. Bezustannie wrzeszczał tylko "Za co, kurwa?". To było nawet zabawne.
Chciał się na nim wyżyć. Za wszystko. Sprać pieprzony uśmieszek z jego twarzy.
I wtedy poczuł jak czyjeś ramiona, znacznie silniejsze niż wszystkie inne, do tej pory próbujące odciągnąć go od Blaise'a, skutecznie go rozbrajają. Ktoś celowo uderzył go w ranę na udzie, niezaprzeczalnie i ostatecznie nokautując właśnie jego, chociaż to Blaise leżał ciężko pobity na ziemi.
Zduszone przekleństwo wyrwało się z jego ust, kiedy mocno się krzywiąc i hamując łzy bólu skulił się na ziemi. Cała złość, nieodparta wściekłość i agresja uleciały z niego w jednym momencie. Była tylko noga, która niczym trawiona żywym, pulsującym ogniem, odbierała mu resztę zmysłów.
Nie słyszał już dostojnej muzyki, ani rozmów przybyłych gości. Coś mu się wydawało, że jednak spieprzył przyjęcie Caitlyn.

                                                                             ***

-Co to było?-zapytał Lucjusz, kiedy ból nieco stracił na sile, a Draco był wstanie usiąść na posadzce w korytarzu, w którym pobił Blaise'a. Goście rozeszli się z oczywistych przyczyn. Został tylko on, jego ojciec, Blaise, który siedział na kanapie z woreczkiem lodu przy głowie, Caitlyn, która mruczała pod nosem zaklęcia uzdrawiające i Hermiona, która od samego początku nie wypowiedziała nawet słowa. Po prostu stała pod ścianą i tępo gapiła się w podłogę. Niczego nie żałował tak, jak tego, że znów doprowadził ją do tego stanu.
-Nic-mruknął, zachowując się dość infantylnie. Odwrócił wzrok i mimowolnie mocno zacisnął szczękę. Nie był małym chłopcem. Nie zamierzał się tłumaczyć.
-Przekroczyłeś granice-oświadczył na pozór spokojnie Lucjusz. Od jakiegoś czasu starał się być wyrozumiały i Draco to doceniał, dlatego teraz, kiedy ojciec po prostu się wkurwił, zamierzał milczeć, nie oceniając go za przyszły wybuch. Oczywistym było, że zaraz po prostu się na niego wydrze.
-Wiem-skinął krótko głową, ponuro wzdychając. Naprawdę nie wiedział, co byłoby wstanie go usatysfakcjonować. Powinien przeprosić? Nawet jeśli nie żałował? Lucjusz z pewnością miał swoją zemstę kiedy przypieprzył mu pięścią w ranną nogę... Z naburmuszoną miną, wreszcie spojrzał mu w oczy. -Przykro mi, że tak wyszło.
-Przykro ci?!
Skrzywił się, kiedy do rozmowy wtrąciła się Caitlyn. Z ponurym wyrazem obserwował jak odwraca zatroskane spojrzenie od Blaise'a i spogląda na niego, momentalnie zmieniając wyraz twarzy. Była na niego wściekła. Wyglądała jak jakieś monstrum, kiedy zerwała się w jego kierunku, głośno stukając swoimi niepoprawnie wysokimi obcasami.
-Zniszczyłeś ten dzień, Malfoy...!
-Caitlyn-Lucjusz próbował wejść jej w słowo, ale ta skutecznie uciszyła go gestem ręki.
-Wydaje ci się, że jesteś taki ważny?! Że swoimi durnymi problemami możesz cały czas rujnować tą rodzinę? Czy ty przypadkiem nie zostałeś odsunięty?!
-Cait...-Lucjusz ponownie próbował jej przerwać, ale tym razem to Draco zakończył tą rozmowę z klasą, powoli zbierając się z podłogi. Jęk bólu wyrwał się z jego ust, kiedy zachwiał się na nogach, ale nikt nie zaoferował mu pomocy. W obecnej chwili wszyscy byli na niego wściekli.
-Pójdę już.
-Nie skończyłam, dupku...!
Zacisnął oczy, cicho wzdychając. Blaise dobierał się do jego dziewczyny. Czy to naprawdę on był tym złym? Czemu to zawsze obrywało się jemu?!
-Przepraszam Caitlyn-przełknął głośno ślinę, obrzucając ją naprawdę szczerym spojrzeniem. -Przepraszam, że jestem dla ciebie takim problemem. Że utrudniam i wzbudzam wątpliwości w twoim o 20 lat starszym narzeczonym. Naprawdę przykro mi, że twoje kurewsko perfekcyjne przyjęcie się zjebało. Przepraszam, że stłukłem kieliszek i zrobiłem bałagan, naprawdę rozumiem jak bardzo wkurzają cię plamy po krwi na tej tapecie-wskazał palcem ścianę, gdzie kilka czerwonych stróżek pochodzących z rozciętej wargi Blaise'a, spływało właśnie w dół, na podłogę.
Westchnął cicho, wbijając wzrok w podłogę.
-Muszę już iść-powiedział, przygryzając wnętrze policzka. To mu sprawiało więcej bólu niż myślał. Czuł się zdradzony i oszukany, a w dodatku odrzucony. Jego ojciec znów nie próbował go zatrzymać. Nie, kiedy sprawiał więcej problemów niż byłaby to wstanie znieść jego nowa narzeczona.
Był wdzięczny Hermionie, że nie musiał jej prosić by z nim wyszła. Ona po prostu zerwała się z miejsca, w którym stała i bez słowa wyprzedziła go w drodze do samochodu.
O ile wcześniej wydawało mu się, że może ją odzyskać, teraz miał co do tego poważne wątpliwości.

                                                                               ***

Zajął miejsce kierowcy i zatrzasnął drzwi czarnego auta, z ciężkim westchnięciem opierając ręce na kierownicy. Hermiona od jakiegoś już czasu siedziała obok, z rękami gniewnie splecionymi na piersi i oczami nie wyrażającymi niczego oprócz złości i gorzkiego zawodu. To musiało się skończyć.
Ze strapieniem przesunął dłonią po włosach, a potem w milczeniu odpalił silnik i wyjechał z podjazdu.
-Masz na sobie jego marynarkę-mruknął tak obco, jakby zdanie to było jedynie mrożącym krew w żyłach stwierdzeniem. Nie zaskakująco frustrującym i bolesnym faktem, który tak właściwie łamał mu serce.
-Dlatego go pobiłeś?-zapytała, przygryzając wnętrze policzka. Zamrugała szybko odganiając łzy, a potem prychnęła pod nosem, oburzona jego bezczelnym podejściem. Czy teraz zamierzał wyżyć się na niej, bo było jej zimno, a Blaise, którego pobił bez powodu, był tak miły i pożyczył jej marynarkę? Miała ochotę wyskoczyć z tego samochodu.
-Pachniesz nim-dodał, zupełnie ignorując jego pytanie. Z zaskoczeniem obróciła się na miejscu i spojrzała na niego z oburzeniem i niedowierzaniem. Podświadomie zacisnęła palce na krawędzi należącego do Blaise'a materiału. Jeżeli tak działało to na Malfoya, to w obecnej chwili była gotowa chodzić w tej marynarce codziennie.
-Dlatego?-powtórzyła pytanie, nieświadomie podnosząc głos. Była na niego wściekła. Zupełnie go nie rozumiała.
-Miał na tobie swoje ręce-wyjaśnił równie chłodno, co na samym początku podróży, przyprawiając ją tym o szybsze bicie serca. Kumulująca się w niej wściekłość, powoli wychodziła na zewnątrz.
-Nie jesteś wikingiem albo pieprzonym jaskiniowcem. W dzisiejszych czasach jest mnóstwo lepszych sposób na udowodnienie, że jest się zaborczym dupkiem-powiedziała, wciąż zszokowana jego obcą postawą. Nigdy nie zwracał się do niej w taki sposób.
Zaśmiał się ironicznie pod nosem, na złość jej, dociskając pedał gazu.
-Następnym razem, po prostu pozwolę wam się pieprzyć-oświadczył z zaciśniętymi ze złości zębami.
Uniosła w górę brwi, nie dowierzając własnym uszom. Czy on naprawdę zarzucił jej coś takiego?
-Zawieź mnie do domu-rozkazała ostrym, nie znoszącym sprzeciwu tonem.
-Jakie to miłe, że nawet nie próbujesz się wytłumaczyć-syknął jadowitym tonem, z piskiem opon skręcając w jedną z całkiem pustych o tej porze ulic Londynu.
-Nie zamierzam w ogóle z tobą o tym rozmawiać-odparła, czując jak obraz przed nią coraz bardziej się zamazuje. Przez usilnie powstrzymywane w jej oczach łzy, traciła ostrość widzenia.
-Pewnie-oblizał wargi i mocno zagryzł dolną z nich, wyładowując swój gniew na prędkości samochodu.
-Zatrzymaj się-poprosiła na pozór spokojnie, wbijając paznokcie w obicie fotela.
-Nie-uciął ostro, z satysfakcją stwierdzając, że zdążył już ją przestraszyć.
-Proszę, Draco-mruknęła cicho, ocierając z policzka łzę, której nie zdołała powstrzymać. -Po prostu się zatrzymaj.
Podświadomie wysłuchał jej prośby, zatrzymując samochód z piskiem opon na środku pustej, spowitej przez mrok jesiennego popołudnia ulicy.
Odetchnął ciężko, a potem, po raz pierwszy odkąd wsiadł do samochodu, odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy. Oczy, z których teraz już ciekły niepohamowane łzy. Przez niego.
-Byłam... jestem pijana, ale to niczego nie zmienia. Nigdy bym cię nie zdradziła. Z Blaise'm czy kimkolwiek innym. Nie masz pojęcia jak bardzo boli fakt, że w ogóle mnie o to oskarżasz. Nie wiem za kogo mnie masz, ale...-westchnęła ciężko, zaciskając palce przy cebulkach włosów. Zacisnęła wargę niemal do krwi, hamując cisnący się jej do gardła szloch. Gdyby była sama, na pewno nawet by nie próbowała.
-Nienawidzisz mnie?-zapytał tępo, nagle pozbywając się całej tej swojej ironii, chłodu i morderczej wściekłości. Nagle dotarło do niego, że za część niefortunnych wydarzeń tego dnia powinien obciążyć siebie. Że sam do tego doprowadził. Że teraz był zmuszony zadawać to straszne pytanie.
Ze smutkiem w oczach patrzył jak z ust dziewczyny wydziera się drżące westchnięcie, a ona zaciska powieki, z których wypływają łzy i opiera tył głowy o zagłówek samochodowego fotela.
-Miałam cię dzisiaj za bohatera-powiedziała szczerze, mimowolnie pociągając nosem. -I byłam z ciebie strasznie dumna.
Zamrugał z niezrozumieniem, nieświadomie marszcząc brwi.
-Co?
-Blaise powiedział mi o tym, że uratowałeś ten szpital. Że uratowałeś ludzi.
Spuścił głowę i zacisnął zęby.
-Powiedział ci?-powtórzył, nie do końca wiedząc co to oznacza.
-Czemu mi nie powiedziałeś?-zapytała, rzucając mu zaciekawione spojrzenie.
Przesunął dłonią po swoim zaroście, czując jak wraz ze wspomnieniami z przeszłości po jego ciele przechodzą nieprzyjemne ciarki.
-Żebyś miała mnie za bohatera i była ze mnie dumna?-zapytał cichym, przygaszonym głosem. -Nie powinnaś-pokręcił głową. -To nic czym powinienem się chwalić.
-To coś co uratowało cię przez Azkabanem. Dostałeś łagodniejszy wyrok.
-Taa...-pokiwał głową, czując trawiącą go od środka gorycz. Życie jakie zafundowało mu ministerstwo uczyniło go jeszcze gorszym kłamcą niż był kiedyś, bo teraz okłamywał osoby, na których mu zależało. Krzywdził i wykorzystywał. Był egoistą. I jednocześnie nie był sobą. Nie potrafił się przystosować.
-Nie chcę cię nienawidzić-powiedziała nagle, ściągając na siebie jego smutne, zamyślone spojrzenie. -Kiedy cię poznałam...-zaczęła, przełykając ślinę. Próbowała znaleźć odpowiednie słowa, racjonalny powód, dla którego nie uciekła jeszcze z tego samochodu. -Strasznie mi pomogłeś, Draco. Jesteś dla mnie cholernie dobry-stwierdziła, na co on przecząco pokiwał głową, jakby chcąc odwieźć ją od tej myśli. -Nie masz pojęcia co do ciebie czuję-wyznała w końcu, patrząc na niego z łzami w oczach. Musiał w końcu wiedzieć. Mieć świadomość, jak bardzo ją torturuje, nie mając pojęcia, że dawno oddała mu swoje serce. -Chcę tu być-powiedziała jakby to było oczywiste, z frustracją przesuwając dłonią po swoich falowanych włosach. -Chcę być z tobą-przyznała, zagryzając nieświadomie dolną wargę. -Ale to tak jakbyś mnie wykorzystywał. Jakbyś wiedział, że za każdym razem kiedy coś zrobisz,  ja tu zostanę, jak jakaś naiwna, pusta idiotka.
-Wcale nie...-próbował jej to wyperswadować, kiedy odetchnęła ciężko i odpięła pasy, sięgając do klamki.
-Odwieź mnie do domu, chcę wrócić-poprosiła, rzucając mu pełne wyzwania spojrzenie. Jakby decyzja dawno została podjęta, a ona nie miała żadnych wątpliwości. -Myślę, że powinniśmy to skończyć-dodała zbolałym szeptem, nieświadomie wbijając mu tym wyznaniem sztylet w plecy.
Wiedział, że raczej nie ma talentu do zatrzymywania przy sobie ludzi. Że nigdy nie był dla nikogo dostatecznie ważny by być na jego pierwszym miejscu. Mimo to, świadomość, że ponownie kogoś stracił zabolała mocniej niż wszystkie poprzednie. Tym razem to nie śmierć zdecydowała wyrwać mu kochaną osobę z rąk. Tym razem Hermiona sama zdecydowała się go zostawić.
-Kocham cię-powiedział nagle, wgapiając się w widok za przednią szybę. Przygryzając mocno wnętrze policzka westchnął cicho i odwrócił wzrok, wreszcie odważając się by na nią spojrzeć. Nie miał pojęcia kiedy stał się takim tchórzem. Albo kiedy tak naprawdę uświadomił sobie, że czuje coś więcej. To było takie skomplikowane...
Z wyczekiwaniem obserwował jak zaskoczenie maluje się na twarzy Hermiony, ale już wiedział co mu odpowie. Jakby chcąc go ukarać za nie kończące się dni zwątpienia i niezdecydowania. Jakby wreszcie dopadła go prawdziwa kara za to jak ją traktował.
-Wcale nie chcę, żebyś mnie kochał-pokiwała przecząco głową. -Już nie-dodała, a potem szarpnęła za klamkę i wyszła z samochodu mocno trzaskając drzwiami.













9 komentarzy:

  1. Ojej! Kurde, ale się porobiło... Wyznał jej to, że ją kocha *o* Cudnie, ale dlaczego skłamała... przecież powiedziała to wbrew sobie :( Mam nadzieję, że będą razem. Przecież teraz będą cholernie cierpieć i tęsknić... Weny i dodawaj szybko kolejny rozdział bo nie mogę się doczekać :*
    ~Madzik

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia, co napisać. Czuję tak ambiwalentne uczucia, że aż dziw, że mogę jeszcze sklecić jakieś zdanie. Ta historia jest niesamowita, pełna emocji, grozy. Ale są też momenty, w których mimowolnie się uśmiechasz, znajdując ponownie nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Teraz nie mam pojęcia, co myśleć. Zdaje się, że gorzej już być nie może, ale... po każdej burzy wschodzi słońce, prawda? :)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale kaszanka.... nie wiem co mam powiedzieć... po prostu kaszanka

    Ps. Bardzo by mi się podobało gdyby Draco odzyskał moce ;)

    Całusy i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Uratował dzieci. Powiedział, że ją kocha. Ona odeszła. Zostali sami.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam nadzieję że będą razem już w kolejnym rozdzkale i będą walczyć oboje a nie osobno ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Chce mi sie płakać po przeczytaniu końcówki i chyba zaraz nie wytrzymam i zacznę. Nie wiem, jak to możliwe, ale słowa Hermiony zabolały również mnie. Wiem, że ma ku temu powód, aby mieć dosyć, ale jednak. Naprawdę boję się, co będzie dalej.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie nie nie!!! Koncowka sprawia ze mam ochote po prostu zaczac ryczec. Brak slow
    -M

    OdpowiedzUsuń
  8. Znowu się pokłócili, potem on przyjdzie ja przeprosić, seks na zgodę i znowu będą razem XD

    OdpowiedzUsuń