Blaise wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę. Jego ciemne oczy błyszczały, kiedy tak zaciskając szczękę, po prostu stał na środku chodnika, z mocno zmarszczonymi brwiami analizując słowa swojego byłego przyjaciela. Wybaczam ci. Kto wie? Może tak naprawdę nigdy nie przestali być przyjaciółmi? Może na tym właśnie polegała prawdziwa przyjaźń, że mimo utrudnień i niemałych komplikacji, nigdy nie zostajesz sam? Że nie zawsze widzisz najdroższe ci osoby, ale one gdzieś tam są i zawsze przychodzą w odpowiednim momencie, wybawiając cię od najgorszych ciężarów i utrapień. W tym momencie jedyne co chciał powiedzieć to dziękuję i to właśnie słowo odczytał z jego bezgłośnie poruszających się warg Draco.
A więc było już po wszystkim. Po nieustających wyrzutach sumienia i nawiedzających go wspomnieniach. Z jego opuszczonych od nadmiaru problemów barków spadł właśnie jeden z największych ciężarów.
-Mam pomysł-powiedział nagle Blaise, przeczesując palcami przyprószone od padającego śniegu włosy. Zbliżył się do Dracona i rzucając krótkie spojrzenie w stronę stojącej za jego plecami Hermiony, dodał: -Taki, który pomógł by nam wszystkim zachować życie.
Obserwował jak Draco unosi w górę jedną brew, wyraźnie zaintrygowany jego słowami. Zapewne od kilku dni nie myślał o niczym. Malfoy zamrugał gwałtownie, wyrywając się z przytłaczającej go nostalgii i wyprostował się, przyjmując tą tak naturalną dla niego, formalną pozę. Znali się doskonale, ale prawda była taka, że Draco nigdy przed nikim się nie otworzył. Nie pozostał sobą dłużej niż kilka minut.
-Słucham-oświadczył, znacznie odchrząkując. Nim jednak na stałe zdążył przybrać maskę szalenie obojętnego i chłodnego biznesmena, rzucił krótkie spojrzenie w stronę stojącej za jego plecami dziewczyny. Hermiona przypominała Blaise'owi Ginny. Miał wrażenie, że te dwie mają ze sobą znacznie więcej wspólnego niż kilka wspomnień i dom Gryffindoru.
-Może pogadamy w domu?-zaproponował niepewnie Draco, przesuwając dłonią po kilkudniowym zaroście. Wyglądał jakby przez moment się wahał, ale ostatecznie postanowił zdradzić Blaisowi tajemnicę. Wyciągnął rękę do Hermiony i ruszył przodem, kiedy dziewczyna niepewnie ją ujęła. Blaise patrzył jak obejmuje dziewczynę w talii i składa krótki pocałunek na jej skroni, myśląc zapewne, że wcale się im nie przygląda.
***
-Wow, nieźle się tu urządziłeś.
Hermiona słyszała pełen entuzjazmu głos Zabiniego, kiedy szybkim krokiem zrzuciła z siebie buty i kurtkę i nie patrząc na chłopaków za sobą, ruszyła do mieszkania. Jej ruchy były dziwnie sztywne i mechaniczne, kiedy zaczęła przygotowywać herbatę i coś do jedzenia.
Draco i Blaise usiedli w pokoju głównym, ostro mierząc się spojrzeniami, a ona próbowała oddychać spokojnie, odrzucając wszystkie czarne scenariusze i niepowiedzenia. Draco wiedział co robi, a ona musiała mu zaufać, nawet jeśli nie do końca ufała Blaise'owi.
-Co to za pomysł?
Spuściła głowę i przymknęła oczy, mocno skupiając się na dobiegającym z pokoju obok głosie Dracona. Nie chciała przegapić niczego z ich rozmowy.
-Spodoba ci się.
-Zaskocz mnie-rzucił Draco wzruszając ramionami. Obdarzył Blaise wyzywającym spojrzeniem, a potem mocno zacisnął szczękę. Ryzykował ufając mu, dlatego teraz liczył na coś oryginalnego.
-Wrócisz do śmierciożerców. Do twierdzy.
-Że co?-był pewien, że się przesłyszał. Zażenowane pomieszane z rozczarowaniem mocno odbiło się na znudzonym tonie jego głosu.
-Ostatnio wielu byłych śmierciożerców wraca i błaga o litość. Ludzie są przerażeni, wracają do twierdzy.
-Nie wrócę i nie będę błagał o litość-zaprzeczył ostro Draco, obdarzając Blaise'a zirytowanym wzrokiem. Czy on był poważny?
-Och, serio jesteś taki głupi?-Blaise wywrócił oczami. -Przecież nie mówię, żebyś się teraz płaszczył. Chcę, żebyś działał pod przykrywką.
-Zabiliby mnie.
-Odzyskałbyś moce-poprawił go z cwanym uśmiechem Blaise.
-Manipulujesz mną?-zdziwiony głos Dracona rozniósł się po mieszkaniu, kiedy nagle wstał z kanapy, ostrzegawczo wyciągając palec w stronę Blaise'a.
-Proponuję, żebyś rozwalił Teodora i cały ten system od środka-Zabini podszedł do niego i ze śmiertelną powagą spojrzał mu w oczy. -Znam cię, Draco. Nudzi cię uciekanie.
-Przed nikim nie uciekam-odparł ostro blondyn.
-Zamknąłeś się w tym mieszkaniu jak w bunkrze!-Blaise ze złością wyrzucił ręce do góry. -Wróć do łask, przekonaj ich, że jesteś godzien zaufania, a potem pokonaj kogo trzeba, żebyśmy wszyscy mogli wreszcie odpocząć.
-To ryzykowne-Draco westchnął ciężko, przesuwając dłonią po lekkim zaroście. -Skąd wiesz, że nie zabiją mnie przy pierwszej okazji? Myślą, że to ja zabiłem Rona Weasleya. Zrobiłem z nich idiotów i są na mnie wkurzeni.
-Przekonam ich.
-Kim jesteś, by brali pod uwagę twoje zdanie?-Draco zmarszczył brwi i spojrzał na Blaise'a z niezrozumieniem. -To znaczy Blaise, skąd mam wiedzieć, że ten cały plan to nie sztuczka by zwabić mnie do kryjówki wroga i tam zabić?
-Dopiero co powiedziałeś, że mi wybaczasz.
-To nie znaczy, że jestem głupi.
-Na Merlina, Draco, też mam rzeczy, na których mi zależy. Każdy dzień, w którym Teodor błąka się po tym mieście stawia w niebezpieczeństwie nie tylko mnie, ale też...
-Ginny-dokończył za niego ze zrozumieniem blondyn.
***
Odważyła się wyjść z kuchni dopiero gdy Blaise opuścił mieszkanie, krótko żegnając się z Draconem. Czuła się... dziwnie. A może właściwie nic nie czuła. Myśl, że Draco mógłby...
Drżące westchnięcie wyrwało się jej z ust, kiedy oparła się barkiem o futrynę drzwi, nieco zaskakując go swoją obecnością. Patrzyła jak przenosi na nią swoje spojrzenie i uśmiecha się krzywo, chyba próbując sprawić dobre wrażenie.
-A więc...-otworzyła usta, by jakoś zacząć tą rozmowę, ale nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Miała ochotę skulić się w kącie i błagać by nigdzie nie odchodził. Ale była inna. Była silna, wbrew temu co o sobie myślała. Mocno zacisnęła usta i zrobiła krok w jego stronę, próbując przybrać jak najpewniejszy wyraz twarzy. Cokolwiek miało przyjść, nie mogła pozwolić by ją zniszczyło.
-To nie jest taki zły pomysł-stwierdził z zamyśleniem, nabierając powietrze przez nos. Jego głos był niski i zachrypnięty od czasu jaki spędził na dworze bez kurtki.
Domyślił się, że wszystko słyszała.
-To niebezpieczne-stwierdziła cicho, nie do końca wiedząc czy rzeczywiście powinna odwodzić go od tej myśli. Miał okazje zakończyć wszystko co go gnębiło. Zniszczyć to co im zagrażało. Tylko czy to na pewno on był osobą, która powinna brać się za ratowanie świata?
-Całe swoje życie opieram na niebezpieczeństwie-uśmiechnął się z goryczą, chyba chcąc by to ją pocieszyło. Prawda była taka, że był beznadziejny w byciu pocieszycielem. Jeśli chciał poprawić jej humor, powinien po prostu się zamknąć, przytulić ją i powstrzymać od ironicznych tekstów. Powinien jej powiedzieć, że nigdzie się nie wybiera. I chociaż wiedziała, że to złe i egoistyczne pragnienia, to tylko tego potrzeba jej było do dożywotniego szczęścia.
-Mam dość kochania osób, które dobrowolnie idą na śmierć-odparła ostro, z frustracją przeczesując palcami swoje długie, falowane włosy.
-Nie idę na śmierć-sprostował, cicho wzdychając. Podszedł do niej i próbował dotknąć dłonią jej policzka, ale ta odwróciła głowę, skutecznie odbierając mu możliwość dotyku.
-Nie chcę cię stracić-powiedziała, zagryzając z bólem dolną wargę.
-No i nie stracisz-odparł, tym razem zdecydowanym gestem ujmując jej twarz w dłonie, zmuszając by na niego spojrzała. -Jak dobrze pójdzie to nie potrwa dłużej niż kilka tygodni. Będę z powrotem jeszcze przed świętami.
Zaśmiała się z goryczą.
-Nie wiesz tego!-wyrzuciła ręce do góry.
-Och, wiem-zaprzeczył tym swoim typowym, aroganckim tonem. Jakby wydawało mu się, że jest niezniszczalny. Jakby był jedyną sprytną i opanowaną na tym świecie osobą i nic, absolutnie nic nie było wstanie go zranić. -Ten plan... to co powiedział Blaise, to ma szansę wypalić. Za kilka dni mógłbym być w twierdzy śmierciożerców i na zawsze zakończyć ten problem.
-Robisz to, żeby dostać z powrotem magię?-zapytała, rzucając mu zawiedzione spojrzenie. Nie rozumiała dlaczego tak się do tego palił.
Przez chwilę milczał. Patrzył jej w oczy i w ciszy rozważał jaką powinien jej dać odpowiedź, skoro sam przed sobą nie potrafił szczerze się do tego przyznać. Czy to obietnicą odzyskania mocy ostatecznie przekonał go Blaise?
-Nie.
Robił to by naprawić to, co należało być naprawione. Nie potrzebował laurów ani magii. Dawno z tego wszystkiego zrezygnował.
-Taa-Hermiona prychnęła pod nosem, cofając się i odwracając do niego plecami.
-Serio.
-A więc czemu?-odwróciła się do niego gwałtownie. -Dlaczego chcesz mnie zostawić?
Tak, brzmiała infantylnie. Cholernie żałośnie. Ale ona była zdruzgotana. Potwornie słaba i zraniona, kiedy go poznała i fakt, że stała tu teraz, wyprostowana i dumna, zaciekle walcząca o to, czego w rzeczywistości pragnęła, był jego zasługą.
Zanim dobrze go poznała, była zdepresowaną dziewczynką z załamaniami nerwowymi, atakami paniki i pamiątkami po autoagresji. Nie była gotowa by znów zostać samą. Kiedykolwiek. Wciąż brakowało jej siły.
-Chcę cię zostawić?-powtórzył z niedowierzaniem, bo to mu się wydawało tak absurdalnie głupie i bezsensowne, że był pewien, że po prostu się przesłyszał. -Nie, Hermiona-pokiwał przecząco głową, zaciskając usta w cienką linię. -Całe życie żyłem w przekonaniu, że nie jestem wystarczający, że czegoś mi brakuje. Że nie jestem wystarczająco dobry, wystarczająco silny, dostatecznie inteligentny albo wychowany. Przez całe życie, każdego dnia spotykałem kogoś kto przypominał mi, że nie jestem wystarczający. Rodzice, nauczyciele, śmierciożercy. Spędziłem mnóstwo dni na dojście do ideału, na lekcjach dobrego wychowania, na nauce, na zabójczo wykańczających treningach. Całe moje życie to wieczne zadowolenie wszystkich, tylko nie siebie, szczególnie w rzeczach, które uważam za złe, bezsensowne i głupie. A to? Pójście do śmierciożerców i rozwalenie ich na zawsze wydaje mi się cholernie sensowne. Dobre i realne do wykonania, czemu więc miałbym nie iść?-zapytał, unosząc w górę brwi. -Dla ciebie? Proszę bardzo, powinnaś wiedzieć, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale czy to to czego chcesz? Chcesz żebym wstawał każdego dnia, wmawiając sobie, że rzeczywiście jestem dobry? Jestem wystarczający? Ale dla kogo? Znów dla innych, czy może nareszcie dla siebie?
Stała przed nim z szeroko otwartymi oczami. A więc uważał, że ogranicza mu wolność? Że przez nią nie może spełniać swych pragnień? Że wchodzi mu na ambicje i zakłóca jego aspiracje? Druzgocze jego dobrze prosperującą przyszłość?
Powiedział prawdę. Jej postawa była żałosna i egoistyczna, ale...
-Kocham cię-powiedział nagle, wyciągając z dołujących myśli. -I właśnie dlatego, przeciw temu co mówisz, chcę tam iść, bo chcę być dobry dla ciebie, nawet jeżeli tego nie chcesz. Chcę ci mówić, że cię kocham i być pewnym, że w pełni na to zasługuję.
-Ale ty już na to zasługujesz-powiedziała słabym i roztrzęsionym głosem. Może to było samolubne, ale ona chciała tylko zatrzymać go przy życiu. Nie widziała nic złego w chronieniu osoby, którą kochała.
-Według ciebie-powiedział, łapiąc ją za ręce. -Ale ja mam na sumieniu znacznie więcej rzeczy niż mogłoby ci się wydawać. I jestem ci wdzięczny, że ty nie patrzysz na to w ten sposób, cholernie wdzięczny, całym swoim sercem.
Oparł o nią czoło i westchnął cicho, kiedy zamknęła oczy.
-To nie potrwa dłużej niż dwa tygodnie-obiecał, szepcząc jej w usta. -I nie dam się zabić.
Próbował ją pocałować, ale ona mu na to nie pozwalała, kładąc dłonie na jego twardym torsie.
-Nie dam rady, jeżeli coś ci się stanie-powiedziała wciąż nie uchylając powiek.
-Dlatego nic mi się nie stanie. Jestem dzielny-zapewnił ją, znów się nad nią pochylając, ale ona znów go odepchnęła, z trudem opierając się jego bliskości.
-Kocham cię-powiedziała, jakby to miało go przekonać, ale on tylko westchnął ciężko, zaciskając dłonie na jej biodrach.
-Ja ciebie też-odparł wreszcie mogąc ją pocałować.
***
Nie miała pojęcia, która mogłaby być godzina. Na dworze dawno zapadł zmierzch. W dodatku znów padał śnieg, ale w tym momencie to nie miało dla niej większego znaczenia. Draco wciąż z nią był. Jeszcze.
Od dobrych paru godzin opierała policzek o jego twardy tors, wsłuchując się w systematyczny oddech i bicie serca swojego chłopaka, rozważając i analizując niemal każde wydarzenie poprzedniego dnia. Wiedziała, że to jej problem. Problem większości kobiet. Przez dłużące się chwile obmyślała każdy szczegół od nowa, wymyślała denne scenariusze i wybory, których mogłaby dokonać, podczas gdy Draco po prostu spał.
Westchnęła cicho, mocniej przywierając do Malfoya i przykrywając ich kołdrą. Miała wrażenie, że żyje w jakimś śnie. Zbyt pogmatwanym i ciężkim by go ogarnąć, ale jednak na tyle ekscytującym i pięknym by wcale nie chcieć się z niego wybudzić.
-Czemu nie śpisz?-poczuła jak Draco przesuwa ręką po jej talii i mocniej przyciąga ją do siebie, przewracając się na bok i wciskając twarz w zagłębienie między jej ramieniem a szyją. Jego bliskość dawała jej mnóstwo ciepła. Tak wiele pozytywnych doznań i pewności siebie, że teraz nie pozostało jej nic, jak odwzajemnić ten czuły ucisk, wtulając się w niego tak, jak się to robi z ogromnym, pluszowym misiem, kiedy rodzice każą nam go pożegnać w sklepie, bo jest zbyt drogi by mieć go na zawsze. Tak, to paskudne uczucie. Miała wrażenie, że bycie z Draconem nie będzie trwało wiecznie.
-Nie mogę zasnąć-wyznała, po dłuższej chwili milczenia, zastanawiając się czy Malfoy wciąż nie śpi, czy może zadał ostatnie pytanie przez sen.
-Powinnaś odpocząć- stwierdził cichym, zaspanym i zachrypniętym głosem, ogrzewając swym ciepłym oddechem jej szyję.
-Dużo myślę-przyznała, wgapiając się w jasny kolor sufitu. Próbowała sprawić by jej głos nie zabrzmiał słabo i melancholijnie, ale nie bardzo jej to wyszło. Obserwowała jak Draco z zaintrygowaniem, ale i zmartwieniem odsuwa się od niej, a potem wspiera się na łokciu i otwiera zaspane oczy, by móc odgadnąć wyraz jej twarzy w otaczającym pokój mroku.
Przez chwilę po prostu się patrzył. W smutnym milczeniu skanował jej twarz, zapamiętując każdy jej detal. Czekoladowe, błyszczące w latarnianym świetle dobiegającym przez szpary żaluzji w oknie, oczy. Usta, które całował mnóstwo razy a jednak wciąż pragnął przypominać sobie jak dokładnie smakują. Kilka drobnych i niesamowicie uroczych piegów na jej nosie. Jasna cera. Kasztanowe włosy.
Był przez nią cholernym mięczakiem. Był przez nią żałosny i słaby, ale od jakiegoś czasu miał wrażenie, że ta słabość czyni go silniejszym niż kiedykolwiek. Nadawała sens i siłę każdemu działaniu jakiego się podejmował.
-Opowiadałem ci kiedyś jak ojciec kupił mi złotą rybkę?-zapytał nagle, domyślając się jak głupio brzmi to pytanie w otaczającej ich, przygnębiającej atmosferze.
-Nie...-pokiwała głową, wyraźnie zaintrygowana, kiedy zawisł nad nią i oparł łokcie po obu stronach jej głowy, nachylając się tak, by w ciemności dobrze widzieć jej czekoladowe oczy.
-Nazwałem ją Cynthia, chociaż była facetem, tylko po to, żeby wkurzyć moją kuzynkę.
-Co?-zamrugała z niezrozumieniem.
-Znasz to uczucie, kiedy myślisz o sobie tak nieprawdopodobnie dobrze, że nazwanie rybki twoim imieniem wydaje ci się nieprawdopodobnie uwłaczającą, godzącą prosto w serce urazą?
-Nie-tępo pokręciła głową, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
-Cynthia, to znaczy moja kuzynka, znała. Kiedy byłem mały, jej matka często przyprowadzała ją do nas, by nie musieć się nią zajmować. Cynthia biegała wtedy za mną i strasznie irytowała. Kilka razy celowo połamała mi moją miotłę do quidditcha-wspomniał z zamyśleniem.
Zmarszczyła brwi. Dawno zapomniała jak bardzo Draco kochał tę grę. W czasach szkoły Quidditch był jego pasją. Pamiętała z jakim niezrozumieniem gapiła się na niego kiedy latał. Wydawał się być wtedy taki inny. Odprężony. Zwyczajny. Wolny.
-Co się stało z Cynthią?-zapytała, nieświadomie wprawiając go w zakłopotanie.
-Och-zaśmiał się cicho, sunąc nosem wzdłuż jej szyi. -Spuściłem ją kiedyś w kiblu. W dobrej wierze oczywiście. Myślałem, że tam będzie miała większy metraż do pływania-wyznał, doskonale zdając sobie sprawę, że był okropny.
Poczuł jak dziewczyna mocno wali go w ramię.
-Miałam na myśli kuzynkę.
-Ach-uśmiechnął się, powoli ją całując. -Nie wiem-wzruszył ramionami. -Pewnie męczy teraz innego arystokratę.
-I słusznie. Ty jesteś mój-stwierdziła, zarzucając mu ręce na szyje.
-Taaak-potwierdził z uśmiechem, kiedy go pocałowała. -Tylko twój.
-----------------------------------------------
Hej!
Kolejny rozdział za nami :) A ja zapraszam Was do komentowania (zauważyłam, że jak Was o to proszę, to więcej osób to robi xD). To nie tak, że to nie ma znaczenia. Dajecie mi motywację. Nadajecie sens temu pisaniu, bo to dla Was kontynuuję tę historię. Gdyby było inaczej, dawno pozostała by jedynie głupim opowiadaniem do szuflady i nikt nie miałby pojęcia o jej istnieniu. Dlatego też, proszę Was o wyrażanie opinii. O jakąkolwiek formę dania mi do zrozumienia, że ktoś odbiera moją pracę. Że to co robię ma jakiś tam sens. Wiem, że nie każdemu się chce, że większość uważa, że to tylko strata czasu, ale ja naprawdę czytam każdy komentarz i każdy z nich ma dla mnie ogromne znaczenie, dlatego proszę, nie odpuszczajcie sobie.
Nie macie pojęcia o ile prościej jest pisać kolejny rozdział ze świadomością, że komuś na tym zależy i ktoś to później doceni.
:D
No tak... Pozdrawiam, ściskam i dziękuję! Miłego weekendu :*
Nie napiszę nic odkrywczego. Chociaż gdybym się postarała, uruchomiła moją znękaną wyobraźnię i wysiliła wszystkie szare komórki, które mi pozostały po tygodniu szkoły, na pewno powstałby niezwykle błyskotliwy i motywujący komentarz. Jestem jednak zbyt leniwa. :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie dotarło do mnie, że jestem zmęczona. Więc musisz się liczyć, że mój komentarz będzie odbiegał od wszelkich norm. Powiem krótko: Nie podoba mi się to. Śmierciożercy? To nie może pójść dobrze! Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale wszystkie plany zawsze idą w cholerę! To się nie uda. I tyle. :D
Wiem, to już jest tak banalne, ale nadal działa, więc: Życzę weny! Niech Cię zaleje jej wodospad! :D
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Nie powiem nic nowego... Jak zawsze cudnie <3 końcówka nadała takiego smaczku i humorku. Coś czuje, że w następnych rozdziałach będzie dużo adrenaliny. I extra bo nie mogę się doczekać.. Mam nadzieje, że Blaise nie zdradza ich czy nie wkopuje. Jednak ta wzmianka o Ginny jakoś mnie do niego przekonało. Motyw z rybką bardzo trafny na rozładowanie emocji. Pozdrowienia i czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuń~Madzik
Draco Draco... co ty robisz 0.0
OdpowiedzUsuńno to się wpakuje eh :D słodko słodko i jeszcze raz słodko :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ta historia i czekam na więcej i zapraszam na mojego nowego bloga http://my-secret-life-rose-weasley.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńZaczynam lubić Blaisa i mam nadzieję, że nie bezpodstawnie. Gdyby jednak okazał się dupkiem, którym był na początku, to znajdę go i uduszę.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału natomiast to jest jak zawsze wspaniały. Wiemy już, że Draco wstąpi do śmierciożerców i wtedy na pewno nie zabraknie nam trosk.
I muszę jeszcze dodać, że kocham te scenki miłosne?, między Hermioną i Draco. Są takie urocze :)
Cudowny rozdział. Mam nadzieję, że ojciec Draco i Blaise serio zaczynają być dobrzy, a nie, że potem się okaże co innego. Czekam na następny i pozdrawiam - Aria
OdpowiedzUsuńWow! Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji! Lubię to, bardzo;)
OdpowiedzUsuńFascynuje mnie miłośc Hermiony i Dracona. Coś jaby bańka mydlana, którą stale ktoś stara sie zniszczyć, a ona i tak nadal istanije, nawet jesli nie raz jest blsiak peknięcia. To naprawdę piękne.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/