-Co to znaczy?-zapytała szczerze zaniepokojona Hermiona, pocierając zaczerwienione od zimna policzki.
-To nic ważnego-wzruszył ramionami Draco, próbując ją objąć.
-Nic ważnego?-powtórzyła z oburzeniem, rzucając mu wymowne spojrzenie.
-Ehh... to...-westchnął, zarzucając jej na ramiona swoją bluzę. -Wiadomość od właściciela tej siłowni po drugiej stronie ulicy-powiedział wymijająco, ciągnąc ją w stronę kuchni, gdzie obydwoje mogli wreszcie napić się rozgrzewającej herbaty.
-Od kiedy ty i on wysyłacie sobie listy?-zapytała z zaskoczeniem, związując ciemne włosy w kucyka na czubku głowy. Wsunęła ręce w rękawy bluzy Malfoya i zapięła ją pod samą szyję, siadając na wysokim krześle przy wyspie kuchennej.
-Zaproponował mi pracę kilka dni temu-wyjaśnił szczerze, wzruszając ramionami. Podsunął jej pod nos kubek z świeżo zaparzoną herbatą, a potem usiadł naprzeciwko niej i ujął jej zmarznięte ręce w swoje dłonie. -Mam być trenerem kilku jego podopiecznych-dodał, zastępując "mam szkolić członków jego gangu" nieco delikatniejszymi słowami.
-Malfoy-przekręciła na bok głowę, uważnie mu się przyglądając.
-W porządku-westchnął w geście poddania. -Myślę, że jest z mafii.
-Draco!-krzyknęła z oburzeniem, gniewnie marszcząc brwi.
-Daj spokój, to nic z czym...
-Czy ty nie masz przypadkiem na głowie ważniejszych rzeczy?!
-Potrzebuję jakiejś pracy-powiedział na swoje usprawiedliwienie, nie wypuszczając jej drobnych rąk z swoich dłoni. Wciąż były bardzo zimne.
-Ta jest niebezpieczna i nieuczciwa-powiedziała ze złością.
-Ściągnę sobie na głowę gniew gangu, jeśli nagle zmienię zdanie.
-Nie obchodzi mnie to-warknęła. -Nie będziesz szkolił tych ludzi.
-Od kiedy masz w tym decydujące zdanie?-zapytał z zaskoczeniem, unosząc w górę brwi.
Obserwował jak Hermiona oddycha ciężko i spuszcza głowę, wysuwając dłonie z jego uścisku.
-Masz rację-wzruszyła ramionami. -Po prostu się martwię. Bardzo.
-Nie musisz-stwierdził spokojnie. -Nie w tej sytuacji.
-Za każdym razem kiedy stamtąd wracasz, jesteś pobity-zauważyła z troską, ale i poirytowaniem, bo jego męska duma czasem bywała przesadna.
-Pobity ale nie pokonany. Nie przegrałem jeszcze żadnej walki-powiedział, próbując ją przekonać.
-Nie jesteś niezniszczalny-powiedziała, ciężko wzdychając. Zdawało się, że i tak nie ma tu prawa głosu. Owinęła gorący kubek zziębniętymi rękami i pochyliła się nad nim, pozwalając by kilka chaotycznych kosmyków wypadło z jej kucyka. Była przybita faktem, że Malfoy tak ją lekceważy. Kiedy przebywała z Harry'm i Ronem ostateczne decyzja zwykle leżała po jej stronie.
Draco był najwyraźniej tym typem faceta, który zamiast ulec kobiecej logice, próbował ją zwalczać.
-Jesteś na mnie zła?-zapytał nieśmiało, po dłuższej chwili milczenia.
-Naprawdę tak ciężko się domyślić?-zapytała, rzucając mu złowrogie spojrzenie.
-Jesteś skomplikowana-stwierdził z niewinnym uśmiechem.
-JA jestem skomplikowana?-powtórzyła z oburzeniem. -Co zrobiłbyś na moim miejscu?-zapytała, zadzierając prawą brew do góry.
-Nie umiesz się bić, skarbie-celowo podniecił jej irytację, mocniej akcentując słowo 'skarbie'.
-Ugh, dlaczego cały czas to robisz?-zapytała, wyrzucając ręce do góry. Gwałtownie odsunęła krzesło i wstała, patrząc na niego ze złością.
-Co takiego?-spytał niewinnie.
-Nie potrafisz być miły przez więcej niż kilkanaście minut-odparła z frustracją.
-Ty po prostu nie umiesz znieść, że ktoś się z tobą nie zgadza-powiedział spokojnie, również wstając od stołu.
-O nie...-wyciągnęła ostrzegawczo palec wskazujący. -Nie będziesz mi tym rzucał w twarz.
-Tym, że lubisz wszystko kontrolować? Że nienawidzisz, kiedy coś nie idzie tak jakbyś chciała?-zapytał odważnie, doskonale wiedząc, że Hermiona ma na tym punkcie kompleks. Nienawidziła kiedy ktoś wytykał jej słabości.
-Jak możesz?-zapytała z urazą. -Wiesz, że to...
-Twoje wady-dokończył za nią, dzielnie znosząc jej pełen zawodu i złości wzrok. -Tak, Hermiona, masz wady.
-To po co ze mną jesteś?!-zapytała z frustracją, wyrzucając ręce do góry. Wkurzył ją. Wkurzył, zdezorientował i zranił i naprawdę nie był idiotą by tego nie zauważyć.
-Bo cię kocham-odpowiedział bez zastanowienia, podchodząc do niej i kładąc ręce na jej ramionach. -Bardzo cię kocham, całą, wraz z tymi wszystkimi wadami, bo tak, bycie perfekcjonistą nigdy nie było w moim przekonaniu dobre.
Widząc jak dziewczyna próbuje mu przerwać, przyjrzał się jej uważniej i założył niesforne kosmyki falowanych włosów za jej uszy.
-Masz rację-wzruszył ramionami, wyraźnie zbijając ją z tropu. -Byłbym wściekły na twoim miejscu i nie pozwoliłbym ci kontynuować czegoś, co w moim przekonaniu jest choć trochę niebezpieczne, ale przysięgam, że to co robię, znajduje się pod moją kontrolą.
-Teodor...-próbowała mu wypomnieć to jak jego były przyjaciel zaskoczył ich w domu, ale on nie dał zbić się z tropu, jedynie wymuszenie się uśmiechając.
-Nie mam na myśli Teoodra-sprostował, bo rzeczywiście Nott dawno wymknął mu się spod kontroli. Aktualnie nie miał pojęcia czego może się po nim spodziewać. -Mam na myśli bandę niewyszkolonych mugoli.
-Po co ci to?-zapytała, wciąż nieprzekonana jego zapewnieniami.
-Kiedy się zgadzałem potrzebowałem pieniędzy. Właściwie wciąż ich potrzebuję-uśmiechnął się krzywo. -Ale to już nawet nie oto chodzi. Nie mogę tak po prostu się tam nie zjawić.
Obserwował jak jego dziewczyna wywraca oczami i prycha pod nosem.
-Hej-ujął jej twarz w dłonie, niepewnie przygryzając dolną wargę. -Obiecuję, że skończę z tym tak szybko jak będę mógł.
-Taaak-mruknęła, z przegraną miną upijając łyk swojej herbaty. -Jak chcesz-dodała obojętnie, zaciskając usta w cienką linię.
***
-Nie masz nic do jedzenia-powiedziała wciąż naburmuszonym tonem, z rezygnacją trzaskając drzwiami do lodówki. To naprawdę frustrujące, że on miał wszystko w dupie.
-Mogę zrobić zakupy, jeśli chcesz-wzruszył ramionami, przeglądając coś w jakiejś książce. Wydawał się być opanowany i skupiony. Jakby ich poprzednia wymiana zdań została uznana za skończoną. Jakby nie docierało do niego, że ona jest kobietą, to znaczy mówiąc 'tak', miała na myśli 'nie'. Czy naprawdę tak trudno pojąć jest to, że była na niego wściekła? Dlaczego tego nie dostrzegał? Czemu był dla niej miły, zamiast dać jej pretekst do rozpoczęcia kłótni jakimś chamskim docinkiem?
-Nie, ja to zrobię-nie zgodziła się, już zmierzając w stronę wyjścia z mieszkania.
-O nie-zerwał się z kanapy, szybko podchodząc do niej i łapiąc ją za łokieć. -Nie powinnaś sama chodzić po ulicy, Teodor może cały czas nas tropić.
-Nie zamkniesz mnie tu jak w więzieniu-odparła ze zirytowaną miną.
-Traktujesz to miejsce jak więzienie?-zapytał nieco zbity z tropu. Po chwili jednak otrząsnął się, powracając do poprzedniego, rzeczowego tonu. Jakby wcale nie dotknęła go wcześniejszym porównaniem. -Ja pójdę.
-Nie, nie ma mowy-pokręciła głową. -Z naszej dwójki to ja mam różdżkę-przypomniała mu, niewinnie uśmiechając się w jego stronę. -Wrócę za piętnaście minut-obiecała, a potem, nim zdołał cokolwiek powiedzieć, wyszła z mieszkania, zgarniając z wieszaka jego kurtkę.
***
Ciemnogranatowa kurtka Dracona była na nią nieco za dużo. Sięgała jej do połowy ud, a rękawy musiała zawinąć, żeby nie ograniczały jej rąk, ale była za to ciepła i dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Pachniała Malfoyem. Jej Malfoyem. Starała się pamiętać, że mimo kłótni wciąż pozostawali sobą - parą. Cały czas go kochała.
Przeszła przez ulicę, a potem skręciła w następną przecznicę i minęła najbrzydsze kamienice tej dzielnicy, oddychając z ulgą, kiedy już znalazła się w sklepie.
Zrobiła to, by odegrać się na Draconie. By pokazać mu, że ona również ma własne zdanie, ale teraz, mijając tych wszystkich, podejrzanie wyglądających ludzi wiedziała, że gdyby nie jej duma, nigdy nie wyszłaby z mieszkania bez swojego chłopaka.
-Zdaje się, że tego potrzebujesz.
Rzeczywiście potrzebowała. Od dobrych paru minut stała na palcach i próbowała sięgnąć koniuszkami palców do butelki wina ustawionej na jednej z najwyższych półek. Z wdzięcznym uśmiechem odwróciła się do mężczyzny, który wyręczył ją w ciężkim zadaniu, z lekkim zaskoczeniem skanując wzrokiem przystojnego i zadbanego biznesmena.
-Dziękuję-powiedziała niepewnie, z niezrozumieniem przyglądając się jego markowemu garniturowi i lśniącej fryzurze.
-Hermiona prawda?
I wtedy wdzięczny uśmiech zszedł jej z twarzy. Rękę wyciągniętą po butelkę wina schowała za plecami i odruchowo cofnęła się, napotykając plecami na półkę z alkoholami.
-Znamy się?-zapytała, nerwowo przygryzając zębami wnętrze policzka. Skąd człowiek, którego widziała pierwszy raz w życiu znał jej imię?
-Zdaje się, że ty i Draco się przyjaźnicie, prawda?-zapytał, posyłając jej jeden z tych pewnych siebie uśmiechów. Wręczył jej do rąk butelkę z alkoholem, a potem przesunął palcami po zadbanych, gładko przystrzyżonych włosach.
-Zna pan Dracona?-zapytała. Nie miała pojęcia, czemu zwróciła się do niego per 'pan'. Wyglądał na kogoś w jej wieku. Garnitur dodawał mu jednak powagi, wzbudzał respekt i uznanie.
Tak wizytowy stój nie pasował jej równie dobrze nawet do Dracona, mimo iż jej chłopak był szlachetnie urodzonym arystokratą. Może to dlatego, że zbyt częściej widziała go w wyciągniętych dresach i zwyczajnych koszulkach niż garniturze. Mężczyzna przed nią po prostu ją onieśmielał. Wiało od niego chłodem i zimnym humorem.
-Mów mi Connor-poprosił, obdarzając ją przyjemnym spojrzeniem. Nie było jednak ciepłe ani szczere. On po prostu nie wyglądał na kogoś, kto ma w sobie choć trochę radości. -A Dracona znam od kilku tygodni. Widziałem cię jakiś czas temu na walkach. Przychodzisz go dopingować?-zapytał lekko, jakby nie widział, że wzbudza w niej negatywne emocje.
-Nie-zaprzeczyła tępo. -To była jednorazowa wizyta.
-Spotykacie się?
-Nie.
Nie miała pojęcia czemu tak powiedziała. To jej się chyba wydawało bezpieczniejsze.
-Więc nie wiesz gdzie się podziewa?-zapytał z zawodem, na co ona już chciała odpowiedzieć, kiedy ponad ramieniem swojego rozmówcy zobaczyła Dracona.
Świetnie. Przyszedł za nią.
-Myślę, że powinnam...
-Connor?-westchnęła cicho, kiedy Draco, nie odrywając od niej wzroku, złapał mężczyznę za ramię i odwrócił w swoją stronę. Był zły. -Co ty robisz?-spytał na pozór spokojnie, ale ona wiedziała, że niezaprzeczalnie właśnie próbuje hamować swój temperament.
-Draco, przyjacielu. Zostawiłem ci notatkę w mieszkaniu-przypomniał mu z fałszywym entuzjazmem. -Chciałem wpaść, ale nie mogę już sobie przypomnieć jak ostatnio tam trafiłem...-dodał z lekkim zamyśleniem marszcząc brwi.
-Tak, zdarza się-odparł na pozór obojętnie Draco. -Wpadnę niedługo.
-Mam nadzieję-pokiwał głową Connor, mierząc blondyna niezbyt przychylnym spojrzeniem. -Myślałem, że się wycofałeś.
-Po prostu mam dużo na głowie-sprostował ostro Draco, który powoli chyba już tracił cierpliwość. -Niedługo do ciebie wpadnę.
-Co masz na myśli?
-Po prostu próbuję cię spławić-odparł niemiło chłopak, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
-Imponuje mi ta złość-przyznał z powagą Connor, powoli klepiąc go po ramieniu. Chyba wiedział, że to denerwuje go jeszcze mocniej. -Do zobaczenia później, Draco-dodał, a potem po prostu odszedł.
***
-Draco?-niepewnie stanęła przed nim, zerkając mu w oczy. Odkąd Connor opuścił sklep, nawet na nią nie spojrzał. Nic nie powiedział. Po prostu stał, tępo wpatrując się w półkę z alkoholami.
-Masz już wszystko?-zapytał, wreszcie przenosząc na nią zimne spojrzenie.
-Co?-zamrugała gwałtownie.
-Chcesz kupić coś jeszcze?-spytał, rzucając znaczące spojrzenie w stronę wina, którego butelkę mocno ściskała w prawej dłoni.
-Tak, to zajmie chwilę-odparła, wzdrygając się od jego ostrego spojrzenia.
Razem z Draconem u swojego boku zaczęła chodzić między półkami, nie za bardzo potrafiąc skupić się na tym co tak naprawdę się na nich znajduje. Cała chęć na cokolwiek momentalnie z niej wyparowała.
-Naprawdę nie zamierzasz nic powiedzieć?-zapytała, ściągając z półki opakowanie makaronu.
-Liczysz na coś w stylu 'a nie mówiłem'-stwierdził z krzywym uśmiechem, dorzucając do koszyka paczkę pierwszych lepszych ciastek jakie napotkał na swojej drodze.
-Miałeś rację-przyznała, delikatnie wzruszając ramionami. -Często się kłócimy, a ja nie mam gdzie uciec. Dopiero co doszliśmy do kolejnego etapu związku, wyznaliśmy sobie nasze uczucia. Tymczasem my praktycznie ze sobą mieszkamy.
-Na niedługi okres czasu-sprostował niezbyt przejęty jej wypowiedzią Draco. Popchnął wózek do kolejnego regału, cały czas uważnie się jej przyglądając.
-Sam nie masz pojęcia ile to może potrwać-odgryzła się z niezadowoleniem. -Ja po prostu nie jestem na to gotowa.
-Na wspólne mieszkanie?-upewnił się, z niezbyt zadowoloną miną, opierając łokieć o krawędź wózka.
-Tak-pokiwała głową, jakby z ulgą, że wreszcie zrozumiał jedną z niewielu rzeczy jakie próbowała mu przekazać.
-Jak na razie jesteśmy na siebie skazani. Nic na to nie poradzę-odparł, nieco jej odpowiedzią urażony.
-Nie powiedziałam, że tego nie chcę.
-Tak?-zamrugał z roztargnieniem, nie do końca już rozumiejąc o czym ona do niego tak właściwie mówi.
-Draco-westchnęła i podeszła do niego, opierając ręce na jego torsie. -Lubię takie życie-uśmiechnęła się delikatnie. -Naprawdę. Strasznie mi na tobie zależy i lubię mieć cię w pobliżu, ale jak na razie obydwoje jesteśmy beznadziejni w byciu razem-powiedziała ze strapieniem, kładąc swoją drobną dłoń na jego policzku. -Jesteś na mnie zły i ja...
-Więc to moja wina?-uniósł w górę brwi.
-Nie-spuściła ramiona w geście rezygnacji. Po chwili jednak zarzuciła mu ręce na szyję i splotła palce na jego karku, rzucając mu proszące spojrzenie. -Kocham cię-powiedziała, nieco bojąc się, że nie odpowie jej tym samym. Poprzedniego dnia powtarzał jej to mnóstwo razy, ale teraz to wspomnienie wydawało jej się bardzo odległe.
-Chcesz się ode mnie wyprowadzić-zauważył, najwyraźniej wątpiąc w jej słowa. Był obojętny na jej dotyk, na jej spojrzenie, nawet na jej głupie i nieśmiałe 'kocham cię'.
-Chcę trochę przestrzeni-sprostowała, ze strapieniem marszcząc brwi.
-W porządku-wzruszył ramionami, a potem delikatnym gestem ściągnął jej dłonie ze swojej szyi. -Mogę spać na kanapie.
Westchnęła ciężko, a potem zagryzła dolną wargę, patrząc jak jej chłopak odwraca się i odchodzi, pchając wózek w stronę kasy. Cały czas był na nią zły. Rzeczywiście, może nie powinna wychodzić sama do sklepu, ani rozpoczynać tematu mieszkania w takim miejscu, ale w końcu obydwoje desperacko potrzebowali rozmowy.
Draco w milczeniu zapłacił za wszystko, co głupio i bezmyślnie wrzucali do koszyka, a potem wziął torby i rzucił jej krótkie spojrzenie, aby upewnić się, czy na pewno za nim idzie. Cały czas był taki chłodny i obcy. Wiedziała, że uraziła go tym wszystkim co dopiero zrobiła, ale jakby nie patrzeć to była jego wina. Te jego walki i powiązania z mafiami. Robiła co tylko mogła by odciągnąć go od niebezpieczeństw.
***
Drogę do mieszkania pokonywali w milczeniu. Zimnym i obojętnym milczeniu. Zadrżała i mocniej opatuliła się ramionami, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że zabrała Malfoyowi kurtkę, dlatego on wyszedł szukać jej do sklepu w samej bluzie. Znów dobiły ją wyrzuty sumienia.
-Chyba powinnam ci to oddać-stwierdziła, zaczynając ściągać z siebie jego ubranie, ale on dostrzegając o co chodzi, jedynie złapał ją za rękę, zaciskając jej drobne palce w swoim pewnym uścisku.
-Przestań-mruknął, tępo gapiąc się w przestrzeń przed nimi. Był na nią zły, a mimo to wciąż o nią dbał. Jakby w jakimkolwiek stopniu na to zasłużyła. Z krępacją spuściła wzrok i wcisnęła wolną dłoń w kieszeń kurtki, podświadomie przysuwając się do jego boku. Mogli się kłócić, ale on i tak trzymał ją za rękę. To było naprawdę kochane. Budujące i dodające nadziei, że on nie jest wstanie jej znienawidzić.
-Przepraszam, Malfoy-szepnęła z bólem, bo nie była wstanie dłużej milczeć. Naprawdę było jej przykro. Nie potrafiła tak po prostu udawać, że kłótnie z nim tak łatwo jej przychodzą.
Milczał kiedy wtuliła się w jego bok, a potem podświadomie spiął się, kiedy bez słowa zarzuciła ręce na jego kark i oparła czoło o jego chłodną pierś. Zacisnęła mocno powieki. Nie wybaczy sobie, jeżeli przez nią będzie chory.
-Przepraszam-powtórzyła, unosząc głowę by na niego spojrzeć. Jego szczęki były mocno zaciśnięte, kiedy skanowała jego twarz błagalnym spojrzeniem. -Proszę cię, nie bądź na mnie zły-wyszeptała, dotykając opuszkami palców jego wyraźnie zarysowanej kości policzkowej. Nie chciała dostawać od niego tego spojrzenia. Pełnego złości i wyrzutu.
W końcu się poddał. Zagryzł dolną wargę i odwrócił głowę na bok, cicho wzdychając. Dopiero po chwili zebrał w sobie siłę i spojrzał jej w oczy, nieco rozluźniając się pod jej dotykiem.
-Nie mam nic dla ciebie. Totalnie nic do zaoferowania-odezwał się wreszcie, ze strapieniem marszcząc brwi. -Moja sytuacja jest beznadziejna. Mieszkam w najgorszym miejscu jakie tylko można znaleźć w całym pieprzonym Londynie. Pracuję dla jakiegoś gangu i nigdy nie mam wystarczająco czasu-westchnął ciężko. -Jedyna rzecz jaka mogłaby cię przy mnie zatrzymać to ja sam, a wiem, że jestem beznadziejną osobą. Jedną wielką tragedią w twoim życiu...
-Draco...
-Nie, Hermiona-przerwał jej stanowczo, podświadomie przyprawiając ją o nieprzyjemne dreszcze. -Ja się naprawdę staram. Cholernie mi na tobie zależy, ale nie oczekuj ode mnie, że z dnia na dzień diametralnie się zmienię. Będę się z tobą kłócił czy tego chcesz czy nie. Będę rozwalał różne rzeczy i będę się bił, nieważne jak bardzo ci się to nie podoba, bo taki właśnie jestem. Cholernie beznadziejny w byciu sobą.
-To nieprawda-zaprzeczyła, próbując dojść do słowa, ale on po raz kolejny skutecznie ją uciszył.
-Kocham cię-powiedział szczerze, z niezdecydowaniem patrząc jej w oczy. -Ale nie umiem cię przekonać, żebyś czuła do mnie to samo.
-Kocham cie-zapewniła, nieco zdezorientowana jego wyznaniem.
-Wiem-przyznał, rzucając jej pełne powagi spojrzenie. -Ale nie dałem ci do tego żadnego powodu.
***
Czy miał rację? Czy rzeczywiście kochanie go było całkiem bezsensowne? Bezpodstawne? Czy to nie on powiedział jej raptem kilka dni temu na przyjęciu zaręczynowym Caitlyn, że nie darzy się uczuciami za coś? Kochała go. Zupełnie szczerze i bezinteresownie, ale to nie znaczyło, że nie miała ku temu powodów. Uwielbiała w nim niemal wszystko. To jaki bywał beztroski. Sposób w jaki się uśmiechał i irytował. To jak cudownie brzmiał jego śmiech. Fakt, że lubił masło orzechowe, a lepienie bałwanów ze śniegów w jego mniemaniu uwłaczało godności. Kochała to jak o nią dbał. To jak się o nią troszczył. To jak patrzył na nią kiedy zaczynało mu zależeć.
Niewiele myśląc wspięła się na palce i pocałowała go, ujmując jego twarz w zmarznięte dłonie. Czuła zimno jego ciała nawet przez kurtkę, którą bezmyślnie mu zabrała. Czuła się z tego powodu okropnie, dlatego mocno wtuliła się w jego pierś, pragnąc przekazać mu jak najwięcej ciepła.
-Nigdy tak o sobie nie myśl-poprosiła, kiedy na moment oderwała się od jego ust. Jej przyspieszony, rozgrzany oddech omiatał jego wargi. -Zasługujesz na to by być kochany. I nie jesteś beznadziejny. Jesteś wspaniały-zapewniła, po raz kolejny go całując.
-Ej, Malfoy?
Nieco zaskoczony odsunął się od Hermiony, przenosząc wzrok na Blaise'a, który właśnie zmierzał w jego stronę. Jego chód był nieco krzywy i nierówny. Zabini garbił się nieznacznie, jakby utrzymanie prostej postawy sprawiało mu trudności, a do tego ciągle pociągał nosem, mocno zaczerwienionym od zimna. Jego twarz była posiniaczona. Nieco szpecące strupy znaczyły jego łuk brwiowy i szczękę, a do tego miał mocno spuchniętą wargę. Wyglądał słabo i beznadziejnie, dlatego tak mocno zaskoczyła go siła z jaką Blaise mu przyłożył. Nie tak pewnie jak niegdyś. Jego uderzenie było impulsywne, chaotyczne i niesprecyzowane, ale na tyle efektywne by mocno odrzucić jego twarz na bok.
Syknął przez zaciśnięte zęby, przenosząc wzrok na roztargnionego, byłego przyjaciela.
-Przeczucie mówiło mi, że cię tu znajdę-wytłumaczył Zabini, jakby fakt, że dopiero co mu przywalił, zdążył już wyprzeć ze swej świadomości. Podczas gdy on mocno trzymał się za obolały policzek. Blaise, zdążył wcisnąć ręce do kieszenie swoich spodni i nieco się wyluzować, jakby wykluczając opcję, że ten może mu oddać. -Ktoś mi wytłumaczy, dlaczego za cholerę, nie mam pojęcia gdzie mieszkasz?
-Mieszkanie jest zabezpieczone zaklęciami. Mam strażnika tajemnicy-wytłumaczył z obojętnością Draco, rzucając mu nieco pretensjonalne spojrzenie. Miał wrażenie, że jeżeli otworzyłby szeroko buzię, kości w szczęce przeskoczyłyby mu z charakterystycznym chrzęstem.
-O, to świetnie-przyznał Blaise, a potem nieoczekiwanie znów mu przywalił.
-Kurwa, Blaise!-krzyknął ze złością, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
-Jesteś totalnym dupkiem, Malfoy-wyrzucił z siebie Blaise, oskarżycielsko wyciągając palec w jego stronę. Czuł jak Hermiona odsuwa się od niego i staje na uboczu, najwyraźniej w obawie, że zaraz zostanie wciągnięta w ich kłótnię.
-Odwal się, Blaise-syknął, szczerze zirytowany faktem, że dostał od niego w twarz. Dwa razy.
-Odwal się?-powtórzył z niedowierzaniem Zabini, wyrzucając ręce do góry. -Narażam się dla ciebie, Malfoy! Pomyślałeś sobie chociaż przez chwilę, że jeżeli to wszystko się wyda, będę martwy? Poświęcam się dla ciebie i co za to dostaję?! Prosisz mnie o pomoc, każesz przyjść na pieprzony bankiet, a potem mnie bijesz?
-Blaise...
-Trzy złamane żebra!-wytknął mu z urazą Blaise. -To wszystko już ci się nie należy-stwierdził ostro Zabini, z zawodem patrząc mu w oczy. -Zmieniłem się, Draco. Jest mi przykro z powodu Teodora. Z powodu twojej mamy-wyznał, na co blondyn jedynie mocniej zacisnął szczęki. -Ale to tylko cena, którą przyszło zapłacić nam wszystkim. Wszyscy robiliśmy złe rzeczy, Draco. Robiłeś dokładnie to co ja, fakt, że dotarło to do ciebie dopiero wtedy, kiedy dotknęło najbliższych ci osób...
-Ty nas zdradziłeś. A to nie jest to co robiliśmy. Ty uznałeś za nic nie wartą naszą lojalność, naszą przyjaźń, zaufanie i oddanie.
-Och, czyżby?-zakpił z obrzydzeniem Blaise. -Nie byliśmy takimi ludźmi, Draco. Żaden z nas nie był nigdy lojalny. Fakt, że teraz masz pojęcie co to wszystko w ogóle znaczy, świadczy jedynie o tym, że masz szczęście. Wszyscy powinniśmy wtedy umrzeć.
Zacisnął szczękę i pokiwał głową, patrząc na Zabiniego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Wybaczyłeś to sobie, Malfoy, wiem, że tak-powiedział już nieco spokojniej Blaise. -A ja ci mówię, że możesz wybaczyć i mnie. Jestem już innym człowiekiem.
Wciągnął powietrze przez nos, czując jak boleśnie zaciskają się w nim wszystkie wnętrzności. Wybaczyć Blaise'owi? Zapomnieć o tym co zrobił? Tak po prostu zacząć traktować go jak przyjaciela? W słowach Zabiniego było wiele prawdy. Sama prawda tak właściwie. Ale czy był gotowy by przyznać to na głos?
-Przepraszam za trzy złamane żebra-mruknął pod nosem, a potem odwrócił się z zamiarem odejścia, napotykając na wzrok Hermiony. Czy o to mu chodziło, kiedy mówił jej, że nie może jej nic zaoferować? Że był złym człowiekiem?
To prawda, w strefie materialnej był aktualnie na naprawdę przegranej pozycji. Jedyne co mógł jej dać to siebie.
Czy to takiego kogoś chciałaby mieć przy sobie? Czy był wobec niej w porządku, świadomie rezygnując z bycia lepszym?
-Blaise-zatrzymał się, nieoczekiwanie odwracając się w stronę byłego przyjaciela. Widział jak zagubiony i pobity kuli się na środku zapadniętej ulicy i widział w nim siebie. Siebie sprzed kilku miesięcy. Tego rozdartego Dracona, który biegał w szaleńczym zapomnieniu, żeby zapomnieć o nałogu alkoholowym. O bezradnym chłopaku, który budził się każdej nocy z wrzaskiem. Który wyciągnąłby rękę po pomoc, ale gdyby została mu odmówiona, z pewnością by się poddał. Hermiona mu pomogła. Czy ty możliwe, że dostał szansę na pozbieranie się, aby pozbierać Blaise'a?
Czy to możliwe, że Blaise wciąż był jego przyjacielem, a on był przyjacielem Blaise'a?
Mocno zacisnął powieki i odetchnął ciężko, czując jak cała, kumulująca się w nim od miesięcy złość nagle znika. Jak cały ciężar, cały ból i cierpienie, poczucie nienawiści i zdrady odpływa tak, jakby nigdy nie istniało.
-Wybaczam ci.
-----------------------------------
Cześć!
Kochane dziękuję Wam mocno za to, że skomentowałyście ostatni rozdział. Naprawdę to doceniam. Wiedzcie, że czytam każdy komentarz i każdy z nich wiele dla mnie znaczy :*
No i dziękuję za nominowanie mnie do bloga miesiąca w Katalogu Granger. Wowowowow zaszczyt ^^ Pozdrawiam i życzę miłego wieczorku!
Ooooo ♥
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite. To jak ukazałaś Blaise'a... Przez Ciebie go polubiłam! :D
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojęcia co dalej. To wszystko wydaje się być tak realne i rzeczywiste (zwłaszcza, że praktycznie nie ma tutaj wzmianek o magii).
Życzę weny! :)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Wooow!
OdpowiedzUsuńCudowbe zwroty akcji!
Hermioba tak mi prxypomina mnie w tym rozdziale, że to aż straszne!
Szkoda, że nie znalazłam jeszcze kogos jak Draco tylko ciagle jakis popaprancow...
Kocham Twoje zwroty akcji i ten Blaise zaczyna byc intrygujacy.
Weny.
Pozdrawiam,Lili
uuu Blaise się zmienił co za nowość :D no i jeszcze ta mafia eh wszystko się złoży w całość jak zawsze :D między Hermioną a Draco aż za słodko :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Mam nadzieję, że to nie zdrada tylko Blaise na prawdę się zmienił. Całkiem fajniutki rozdział :)) Uwielbiam jak sytuacja tak szybko się zmienia... raz się kłócą raz całują <3 ojej ^^ Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuń~Madzik
Właśnie skończyłam czytać i jestem oczarowana całą tą historią! Nie tylko przez to, że jest niesamowicie ciekawa, ale także dzięki temu jak piszesz :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie wpadałbym na pomysł, żeby pozbawić Draco magii :D Myślę, że fantastycznie prowadzisz tę postać :)
Teraz z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam :)
www.our-own-sense.blogspot.com
Teraz tylko tego nie schrzń, Zabin, bo marny będzie Twój los. Mam nadzieję, że on sie naprawdę ogarnie, jeszcze może wyjśc na ludzi.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/