niedziela, 22 marca 2015

-Rozdział 3- All You Need Is Hate

Na dworze znacznie się ściemniło. Gwar w barze przybrał nieco na sile, a ona była jakieś pięć, czy sześć szklanek whisky i drinków do przodu, w dodatku w towarzystwie Malfoya co nadawało tej sytuacji nieco ekstremalności i niebezpieczeństwa, zdrowo podsycających myśli w jej otumanionym umyśle.
-Zdrowie!-wrzasnęła, wraz z zapoznanymi w barze kolegami, unosząc kieliszek z jakimś wymyślnym alkoholem do góry. Zaśmiała się i jednym haustem opróżniła jego zawartość, szczerząc się w stronę Malfoya, który w przeciwieństwie do niej, nie taki zadowolony, siedział przy drugim końcu lady, z dala od niej i jej nowych uradowanych znajomych, którzy teraz porwali ją w swoje duże, napakowane ramiona i śpiewali jakąś pijacką pieśń szczerze się przy tym bawiąc.
Nie miała pojęcia kiedy zdążyła wskoczyć na stół i zacząć na nim tańczyć, na zmianę z jakimiś dziwnymi radosnymi podskokami, wywrzaskując przy tym tekst ulubionej piosenki, właśnie lecącej  w radiu, wraz z zapoznanym właśnie mężczyzną.
-Chodź do mnie, Malfoy-krzyknęła w stronę ponurego arystokraty, który w całym tym rozbawionym towarzystwie zdawał się być dziwnie przytłoczony i nieszczęśliwy, a w jej głowie pojawiła się niezrozumiała chęć poprawienia mu nastroju.
-Jestem na to zbyt trzeźwy-odparł, nie zwracając uwagi na pokrzepiający ryk bawiących się wraz z Granger ludzi. Merlinie, jak ona to robiła, że wszyscy do niej lgnęli? Jakim cudem zalana Granger, której wydawało się, że umie tańczyć, potrafiła wzbudzić sympatię tylu facetów?
Westchnął ciężko i upił mały, powolny łyk wody, szczerze żałując, że nie może tak jak ona po prostu oddać się beztrosce, którą gwarantowało ludziom kilka drinków. Coś sobie jednak postanowił, a także miał świadomość, że z niego alkohol nie robił radosnego dzieciaka dziko imprezującego w działających dwadzieścia cztery godziny na dobę barach.
Nagle poczuł się nieprzyjemnie zmęczony. Zapragnął wrócić do domu, położyć się i odpocząć, wraz z myślami i przeżyciami do poukładania, których, na jego nieszczęście było naprawdę sporo. Blaise. Jego ojciec. Caitlyn. Granger.
Granger...
Właśnie spadła ze stołu, leżała na podłodze i śmiała się, wraz z jakimś facetem, który dołączył do niej w niekontrolowanej imprezie, najwyraźniej będąc w podobnie druzgoczącym stanie co ona. Zataczał się i śmiał z byle czego, najprawdopodobniej nie zdając sobie sprawy jaki jest przy tym żałosny.

Zamierzał po prostu wyjść. No bo chyba nie powinien się z nią żegnać, prawda? Nie przyszli tu razem. Jedynie wpadli na siebie i wymienili kilka zdań, próbując wypełnić czymś znajdującą się między nimi pustkę. To nie tak, że teraz byli dobrymi znajomymi od picia. Co to, to nie, szczególnie, że aktualnie był przecież abstynentem. O Merlinie, ta sytuacja była absurdalna.
Bez zastanowienia zsunął się z krzesła i ruszył w stronę dziewczyny, siedzącej teraz na stole i rozcierającej sobie kostkę.
-Malfoy!-krzyknęła widząc jak się zbliża, a na jej twarzy pojawił się pogodny uśmiech. Gdyby tylko pamiętała, że powinna go nienawidzić...
Wywrócił oczami i stanął naprzeciw niej, ignorując to z jaką gwałtownością zerwała się ze stołu i stanęła naprzeciw niego, tak, że uderzyła czołem w jego klatkę piersiową z powodu swojego niskiego wzrostu. Westchnął cicho, położył ręce na jej ramionach i odsunął ją od siebie, przyglądając jej się z uwagą.
-Gdzie mieszkasz Granger? Odprowadzę cię do domu-powiedział z niechęcią i choć Merlin mu świadkiem, że nigdy nie zrobiłby tego z własnej woli, czuł przymus by upewnić się, że nic jej nie będzie. Była bardzo, ale to bardzo pijana i nie mógł pozwolić aby została sama, w środku baru z licznymi facetami, którym nigdy nie wiadomo co przyjdzie do głowy, w dodatku skazana na samotne wracanie do domu w środku nocy, bo to, że udałoby się jej teleportowanie w takim stanie, nie wchodziło nawet w grę. Rozczepiłaby się, albo przeniosła niechcący w inne miejsce.
-Czy to jakaś propozycja?-dziewczyna wsparła się dłońmi na jego piersi i spojrzała na niego z rozbawieniem, sugestywnie unosząc w górę brwi.
-Tak, taka, że odprowadzę cię do domu-przyznał, zarówno rozbawiony jak zirytowany jej dziecinnym zachowaniem. Wywrócił oczami, a następnie złapał ją za ramię i poprowadził w stronę krzesła, na które mimochodem rzuciła swoją kurtkę.
-Nie musisz być taki sztywny, Malfoy. Czemu nie możesz się po prostu zabawić?-zapytała na przemian śmiejąc się i prawiąc mu wyrzuty dziewczyna, podczas gdy on wziął kurtkę i od niechcenia zarzucił ją na jej ramiona, cały czas nie mogąc pojąć w jak nieprawdopodobnej sytuacji się znalazł.
-Gdzie mieszkasz, Granger?-ponowił swoje pytanie, próbując odkleić jej ręce od swojej szyi.
-Takie informacje mają swoją cenę, Malfoy-stwierdziła, zalotnie trzepocąc rzęsami, na co on niemal nie popłakał się z frustracji. Czy ona nie rozumiała, że nie był zainteresowany?!
Hermiona uśmiechnęła się do niego uroczo, niewinnie i dziewczęco, jednak on wiedział, że nie może poddać się temu urokowi, że dziewczyna nie posiada żadnej z tych cech, a na co dzień jest okrutną, złośliwą i upartą panną Granger, która za cel postanowiła sobie uprzykrzać i utrudniać mu życie.
-Po prostu podaj mi adres i odprowadzę cię do domu...-westchnął zbyt zmęczony, by się z nią wykłócać. Czy naprawdę prosił o tak wiele?
-A co ty powiesz na to, żebyśmy poszli do ciebie?-zapytała dziewczyna, a ton jej głosu miał zapewne przypominać zmysłowy, jednak nie bardzo jej to wyszło, bo chyba podobnie do niego była już nadzwyczaj wyczerpana.
-Gdzie.Mieszkasz.Granger-wycedził przez zęby poirytowany jej osobą. Jej bliskością, tym, że się do niego dobierała, a teraz chyba próbowała go nawet pocałować, ale była za niska, więc jej próby zeszły na niczym. Instynktownie pochylił się i spojrzał jej w oczy, ze zmęczeniem i zrezygnowaniem marszcząc brwi. -Nie rób tego, jutro będziesz tego żałować-dodał, wyobrażając sobie, jak ta sfrustrowana i upokorzona biega po swoim mieszkaniu, wściekła za to, jak bardzo zrujnowała sobie życie. Nie był odpowiedni dla nikogo, a już szczególnie dla niej.
-Potrzebuję kogoś, Malfoy-wyszeptała wprost w jego usta, a jej dotychczasowe rozbawienie i dobry humor uleciał z niej w jednej chwili. Nagle stała się zmęczona, smutna, ogarnęło ją poczucie melancholii, a Malfoy zaczął przeklinać w myślach, bo z dwojga złego wolał Granger skaczącą po stołach niż Granger, która zacznie mu się zwierzać, albo co gorsza płakać.
Westchnął ciężko, patrząc jak dziewczyna nieporadnie zbliża swoje usta do jego ust, a jego omiata świeży zapach mięty pomieszanej z alkoholem i choć bardzo chciał, nie mógł zaprzeczyć iż jest to całkiem hipnotyzująca mieszanka. Zamarł więc, nie do końca wiedząc, czy powinien pozwolić jej działać, czy może raczej odepchnąć ją i zabrać do domu, tak jak pierwotnie zamierzał, zmuszony przez swoje porządne, empatyczne sumienie. Żart. Nie posiadał czegoś takiego jak porządne i empatyczne sumienie.
Patrzył więc, jak twarz dziewczyny przybliża się do jego twarzy, jej powieki się przymykają, a wargi delikatnie rozchylają, nie mogąc nadziwić się tej absurdalnej i nieodpowiedniej chwili, która działa się tylko i wyłącznie z powodu alkoholu. I już, w momencie kiedy jej usta miały dotknąć jego warg, coś, a może raczej parę szklanek whisky za dużo nieoczekiwanie sprawiło, że zgięła się w pół i zwymiotowała na jego buty, definitywnie kończąc niezręczne próby przystawiania się do jego niespodziewanie cierpliwej i wyrozumiałej osoby, która skomentowała tą sytuację jedynie cichym i dobitnym przekleństwem.[...]

                                                                                   ***

-A więc... to tutaj mieszkasz?-zapytała Hermiona, kiedy niezbyt uprzejmie rozkazał jej usiąść i na chwilę się zamknąć. Był zmęczony, zmęczony i zdecydowanie zbyt trzeźwy i chociaż próbował udawać, że jest mu z tym dobrze, czuł się okropnie. Chciał zostać sam, chociaż na chwilę posiedzieć w samotności, z dala od Granger, jej irytującego głosu i przenikliwego wzroku, tak jakby bezustannie go szpiegowała, ale nie miał ku temu okazji, bo dziewczyna nie zamilkła nawet na sekundę.
-Tak-odparł krótko, postanawiając ominąć tekst "Czuj się jak u siebie". Za nic nie chciał, żeby czuła się tu jak w domu. Z wycieńczeniem przejechał dłonią po zmęczonej od niewyspania twarzy i westchnął ciężko, zajmując miejsce obok niej, na starej kanapie po środku jedynego pokoju w mieszkaniu. Zamierzał poczekać aż dziewczyna wytrzeźwieje, wyciągnąć od niej adres i pomóc w powrocie do domu, ale Merlin mu świadkiem, że jeszcze żadne zadanie, nie było dla niego równie trudne co to. Dziewczyna zbyt mocno go irytowała, aby był wstanie spokojnie poczekać aż dojdzie do siebie.
-Mogę się tu przespać?-zapytała cholerna Granger, kładąc i zwijając się w kłębek na jego kanapie, tak, że głowę miała tuż przy jego kolanie. Zniechęcony posunął się w bok, robiąc jej więcej miejsca i spojrzał na nią z rezygnacją, tylko po to by zaraz odwrócić go i wznieść ku niebu, błagając Merlina o niezbędne siły i cierpliwość.
-Nie-odparł twardo, oczekując od niej jakiejkolwiek reakcji, jednak dziewczyna mu nie odpowiedziała. Miał wrażenie, że wygodniej rozkłada się na jego kanapie i wzdycha sennie, podkładając złożone ręce pod policzek.
-Granger?-zapytał zdezorientowany, nie dopuszczając do siebie myśli, by dziewczyna mogła być na tyle zmęczona by zasnąć w tak krótkiej chwili. -Granger...-powtórzył zirytowany, delikatnie potrząsając jej ramieniem. Nie doczekał się jednak żadnej reakcji. Spała. Pieprzona Granger zasnęła.

                                                                              ***

Obudził ją blask porannego słońca, którego promienie przenikały przez szpary w żaluzji, nieprzyjemnie drażniąc jej niewyspaną jeszcze twarz. Leniwie przeciągnęła się i naciągnęła na twarz koc, którym była przykryta, mocniej wtulając się w oparcie kanapy, na której spała. Zamierzała odgrodzić się od reszty świata i najzwyczajniej na powrót pogrążyć się w śnie, kiedy dotarły do niej wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Była wtedy zbyt pijana, by teraz pamiętać wszystko ze szczegółami, ale gdzieś tam, w jej umyśle, przewijał się Malfoy, z którym spędziła noc w barze. Malfoy, który proponował jej pomoc, a na koniec pozwolił przespać się na swojej kanapie. Malfoy, który musiał nakryć ją kocem, kiedy spała, aby nie zmarzła podczas nocy w jego chłodnym mieszkaniu...
Mimo woli otworzyła oczy i powoli usiadła na kanapie, pocierając dłońmi nieco zmarznięte ramiona. Koc nie załatwił najwyraźniej sprawy, a niewielkie mieszkanie chłopaka okazało się rzeczywiście nie ogrzewane, przez co zadrżała i przyciągnęła leżący obok koc do piersi.
Nie rozumiała jak Malfoy mógł żyć w miejscu takim jak te. Podczas wojny trafiła do ogromnej willi, w której mieszkał jego ojciec. Była ciekawa, jak poradził sobie z tak nagłą zmianą standardu.
Pokój, który wynajmował tu Malfoy, nie był zaśmiecony, ani brudny, ale ewidentnie należał do tych zniszczonych i starych, wieloletnich lokali w zaniedbanych kamienicach mugolskiego Londynu. Kanapa, na której siedziała znajdowała się pod ścianą, po prawej stronie od drzwi wejściowych. Domyśliła się, że tu chłopak spędzał czas na czytaniu. Na niewielkim stoliczku znajdowało się kilka porozrzucanych, starych książek, ku jej zaskoczeniu mugolskich, opowiadających o jakichś przeciętnych ludziach, wiodących normalne, spokojne życia. Tak zapewne Malfoy próbował się przystosować. Poznawać życie, na które skazało go ministerstwo.
Oprócz kanapy, nie znajdowało się tu wiele rzeczy. Naprzeciw stało łóżko, całkiem duże i solidne, ku jej zaskoczeniu starannie zasłane, tak jakby nikt nie spał na nim od dłuższego czasu.
Aneks kuchenny, oddzielony od reszty pokoju jedną ścianą i łazienka, której drzwi były delikatnie uchylone, jednak nie dobiegały z niej żadne dźwięki, co tylko potwierdzało jej wcześniejsze przypuszczenia, że Malfoya tu nie ma. Zmarszczyła brwi i roztarła zmarznięte ręce, zastanawiając się dokąd poszedł. Czy był zły, że tu została? Czy kiedy w końcu go zobaczy, będzie z niej szydził i rzucał złośliwymi komentarzami?
Z ciężkim westchnięciem odrzuciła głowę do tyłu i przejechała dłonią po niewyspanej twarzy, nieco zirytowana faktem, że tak bardzo poniosło ją ostatniej nocy. Wyżywała się. Za to, że Ginny wolała spędzać czas z Caitlyn, Harry wyjechał, a Ron... Ron opuścił i zawiódł ją na całej linii. Chciała zapomnieć, szukała sposobu na zapomnienie z taką uporczywością i determinacją, że skończyła tutaj, na kanapie, w mieszkaniu Malfoya, z kacem, podeptaną dumą i zmarzniętymi dłońmi.
Nagle klamka do drzwi przekręciła się, a do środka wpadł on, z kurtką przemokniętą, zapewne od deszczu. Bez słowa pokonał dzielącą ich, niewielką odległość i rzucił na stolik z książkami dużą, papierową torbę, po raz pierwszy odkąd zobaczyła go tego ranka, przeszywając ją swoim spojrzeniem. Poprzedniego wieczora, była zbyt smutna, a później zbyt pijana, by w ogóle zwrócić uwagę na jego oczy. Widziała je już mnóstwo razy, dopiero teraz zauważając, że są szare. Nie, nie szare. Niebieskie. Stalowoniebieskie.
-Śniadanie-rzucił krótko i ukucnął naprzeciw niej, obrzucając ją przenikliwym, badawczym spojrzeniem, pod którym ponownie zadrżała i tym razem, nie stało się to z powodu zimna. -Zimno ci?-on, całe szczęście odczytał jej reakcję w inny sposób, ponieważ za nic, zupełnie nic w świecie nie chciała by dowiedział się jak na niego zareagowała. Mocniej opatuliła się kocem i uśmiechnęła wdzięcznie, odbierając od niego papierową torbę z jedzeniem. Czy wyszedł na deszcz o tej porze, tylko po to, aby załatwić jej śniadanie? Z konsternacją odwinęła papier i spojrzała na niewinnie wyglądające croissanty i kawę. -Chcesz do tego mleka?-dodał, zadziwiając ją jeszcze bardziej, podając jej wiszącą na krześle obok bluzę. Bez słowa naciągnęła na siebie ciepły, przyjemnie pachnący materiał, a on chyba nie zdawał sobie sprawy z jej milczenia, bo już zaraz odwrócił się i w dobrym nastroju ruszył do lodówki, z której wyciągnął plastikową butelkę i pomachał nią jej przed oczyma.
-Dziękuję-odparła krótko, na co on bez słowa schował mleko z powrotem do lodówki i zajął miejsce naprzeciw niej, nie spuszczając z niej swojego przenikliwego wzroku. Nie wytrzymała. Odłożyła torbę z powrotem na niewielki stoliczek i wstała z kanapy, łapiąc się za głowę z powodu dręczącego jej ciało kaca. -Powinnam iść, i tak zostałam tu zbyt długo-stwierdziła, na co on pokiwał głową ze zrozumieniem.
-To prawda-przyznał bez skrępowania i fałszywej uprzejmości, uśmiechając się pod nosem. -Ale skoro już naraziłaś mnie na swoje towarzystwo, możesz zostać i zjeść śniadanie. Na dworze leje-zauważył spokojnie, zajmując miejsce obok niej, na kanapie. -Gdzie mieszkasz?-zapytał, mając nadzieję, że teraz, kiedy nie jest już pijana, w końcu mu odpowie.
-W Norze. Po bitwie, przeprowadziłam się do przyjaciółki-odparła niechętnie, nie lubiąc mówić o swoich prywatnych sprawach. Podciągnęła nogi pod brodę i przejechała dłonią po swoich nierozczesanych, pokręconych i nieułożonych włosach, ciężko wzdychając. -Merlinie, to takie dziwne-stwierdziła, powolnymi ruchami rozmasowując obolałe skronie.
-Żeby było jasne, to niczego nie zmienia. Dalej cię nie lubię-powiedział z powagą Malfoy, zapewne wiedząc, że to doda tej sytuacji nieco normalności. -Po prostu dawno, nie miałem z kim pogadać. Więc, zostań Granger. Zjedz śniadanie-poprosił, a następnie, nie zważając na jej zdanie, wepchnął jej do rąk papierową torbę i uśmiechnął się z ironią, kładąc nogi na mały stoliczek z książkami.
Niepewnie i bez przekonania wyciągnęła niewielkiego rogalika i zaciągnęła się jego przyjemnym, maślanym zapachem, dopiero teraz uświadamiając sobie jak bardzo była głodna. Ostatnim razem, jadła coś wczoraj, zanim wyszła z domu razem z Ginny i Caitlyn.
-Byłam wczoraj beznadziejna, prawda?-zapytała z zażenowaniem, biorąc pierwszy kęs czekoladowego croissanta. Głośno przełknęła kawałek ciasta, ale zaraz potem tego pożałowała, bo widząc ponure rozbawienie na twarzy Malfoya, jedzenie z powrotem podeszło jej do gardła.
-Wiem, że jesteś okropna, Granger-odparł wzruszywszy ramionami Malfoy. -Nie musisz martwić się, że popsujesz sobie u mnie opinię...
-Nie dbam o to, co o mnie myślisz-stwierdziła szybko, żałując, że w ogóle zaczęła ten temat. Mentalnie zdzieliła się w twarz kijem baseballowym i wywróciła oczami zirytowana tym na jaką idiotkę właśnie wychodziła.
-Nie?-Malfoy zadarł w górę jedną brew i uśmiechnął się z przekąsem, wyraźnie rozbawiony. -Upiłaś się. Pokłóciłaś z koleżanką, spędziłaś pół nocy w barze, imprezowałaś z obcymi facetami, skakałaś po stołach, a na sam koniec dałaś zaciągnąć się tutaj...
-Zamknij się-warknęła wyraźnie poirytowana, agresywnym ruchem gryząc kawałek rogalika, którego Malfoy przeniósł jej na śniadanie. -Nie wzbudzisz we mnie poczucia winy.
-Och, ale przecież ty już się tym zadręczasz-zauważył zgodnie z prawdą, posyłając jej najbardziej złośliwy i ironiczny uśmiech jaki kiedykolwiek widziała na jego twarzy.
-Musisz mnie nieźle nienawidzić-zauważyła z niezadowoleniem, nie zamierzając ciągnąć dłużej tego tematu. Mocniej podkurczyła nogi pod brodę i prychnęła pod nosem, z miną obrażonego dzieciaka splatając ręce na piersi.
-W rzeczy samej-przyznał chłopak i wyrwał jej z ręki kubek z kawą, który właśnie zamierzała zacząć pić. Ku jej zaskoczeniu nie wziął go jednak dla siebie, a odstawił na stolik przed nimi i przyjrzał jej się w skupieniu, wyraźnie nad czymś zastanawiając.
-Oddaj-poprosiła z rezygnacją, nie zamierzając nawet zapytać dlaczego to zrobił.
-Nie-przeczesał dłonią po potarganych włosach i z roztargnieniem przygryzł dolną wargę, nie przestając badać jej wzrokiem.
-Skoro nie zamierzasz tego wypić...
-Kawa jest obrzydliwa.
-Nie dla mnie-wzruszyła ramionami, na co on pokiwał głową, jednak w dalszym ciągu nie oddał jej kubka. Wygodniej usadowił się na kanapie i uśmiechnął się, zbijając ją z tropu.
-Co?-uniosła w górę jedną brew, nawet nie kryjąc frustracji jakie przynosiło jej jego przenikliwe spojrzenie.
-Tylko się zastanawiam...-przyznał, przejeżdżając dłonią po niewidzialnym zaroście, wzdłuż wyraźnie zarysowanej linii szczęki.
-Nad czym?-zniecierpliwiona i zrezygnowana myślała tylko o kawie.
-Za kilkanaście minut wyjdziesz z tego mieszkania i już nigdy więcej cię nie zobaczę.

Delikatnie rozchyliła usta, wyraźnie zaskoczona tym nagłym i zdecydowanie niespodziewanym wyznaniem. W jej głowie pędziło mnóstwo różnych myśli, niespokojnych spekulacji, wizji niedalekiej przyszłości i obawy o to, jak potoczy się ich dalsza rozmowa. Skrępowana i w dalszym ciągu zszokowana, wyprostowała się i spuściła nogi wzdłuż kanapy, opierając je na stabilnej i twardej podłodze. Mieszane uczucia krążyły w jej wnętrzu, umyśle i sercu; Malfoy natomiast pozostawał obojętny, tak, jakby z jego ust nie wydobyło się to dziwacznie absurdalne i sentymentalne zdanie.
-To jakaś aluzja? Powinnam być smutna, bo to ostatni raz kiedy mamy sposobność to jakiejkolwiek rozmowy?-zapytała niepewnie, skrępowana znacznie bardziej niż pięć minut temu, kiedy już wtedy było wystarczająco dziwnie, bo po prostu siedzieli na tej samej kanapie.
-To tylko stwierdzenie-odparł, nieświadomie przyprawiając ją o westchnienie pełne ulgi i opuszczającej umysł frustracji. -Nie chcę, żebyś spędziła ostatnie chwile w moim towarzystwie na piciu obrzydliwej kawy.
-Od kiedy przejmujesz się tym, jak czuję się w twoim towarzystwie?-zapytała z niezrozumieniem, nieco zbita z tropu. Zmarszczyła brwi i z dezorientacją przygryzła wewnętrzną stronę policzka, czując jak w jej wnętrzu narasta dręcząca jej umysł niepewność.
-Nie przejmuję-zaprzeczył szybko, jednak nie tak ostro i niemiło, jak robił to w czasach, kiedy chodzili do szkoły. Teraz po prostu nie udawał. Nie był fałszywie uprzejmy ani pogodny. Był po prostu sobą, Malfoyem, który od zawsze jej nienawidził, a ona czuła się z tym zaskakująco dobrze, podzielając jego skomplikowane uczucia. -Chyba po prostu czuję, że powinienem ci coś powiedzieć-dodał, po nieco przydługiej chwili milczenia, w której nie potrafiła zdobyć się na nic innego, jak jedynie wgapianie się w jego stalowoszare oczy, bezustannie śledzące jej skrępowaną sylwetkę.
-Co takiego?-zapytała, mimowolnie go pośpieszając, zbyt zdenerwowana i niecierpliwa, tą niekomfortową sytuacją. Jeszcze nigdy wcześniej nie miała tego problemu. Nigdy nie musiała zastanawiać się, jak powinna zachować się w jego towarzystwie. Wcześniej po prostu się nienawidzili. Nienawiść jest całkiem prosta. Teraz ich relacja przeszła na coś bardziej skomplikowanego, a ona za nic nie była wstanie się w tym połapać.
-Jestem twoim dłużnikiem-oznajmił w końcu Malfoy, z mieszaniną sprzecznych emocji patrząc jej prosto w oczy, co stresowało ją chyba bardziej niż to w jakim kierunku szła ich rozmowa. Czy on zamierzał jej dziękować? W jakiś pokręcony, typowy dla siebie sposób właśnie oświadczał, że jest jej za coś wdzięczny? -Uratowałaś mnie wtedy, podczas bitwy, w Pokoju Życzeń. Ty i twoi znajomi-zauważył, delikatnie wzruszając ramionami.
Wydawało się, jej, że gdyby kiedykolwiek usłyszała takie wyznanie z jego ust, wyglądałoby to nieco inaczej. Byłoby dziwnie, nietypowo. On, byłby skrępowany i zawstydzony, ponieważ nigdy, przenigdy nikomu nie dziękował, pewien, że wszystko po prostu mu się należy. Ona wręcz przeciwnie, pewna siebie, emanująca tryumfem, zyskując coś, czego desperacko potrzebowała w czasach, kiedy była małą dziewczynką, nękaną przez niezrównoważonego, podłego Ślizgona.
Było jednak inaczej. Malfoy pozostawał obojętny. Tak, jak zawsze i choć wydawało jej się, że to co powiedział było szczere, nie widziała w tym wszystkim żadnych emocji.
-Nie ma sprawy-szepnęła cicho, nieco nieobecna i zbyt zszokowana aby zdobyć się na coś bardziej złożonego albo chociaż inteligentnego. -Jesteśmy kwita. Ty też mnie uratowałeś, wczoraj wieczorem. Miałabym niezłe problemy, gdybym wróciła w takim stanie do domu-dodała po chwili, zgodnie z prawdą, wyobrażając sobie zawiedzioną minę pani Weasley widzącą jak pijana wtacza się do jej domu.
Malfoy tylko się uśmiechnął, w zastanowieniu pokiwał głową i westchnął ciężko, najpewniej z ulgą, bo domyślała się, że tak jak ona nie chce mieć już nic wspólnego z tą sprawą. Nie wyobrażała sobie, co by było gdyby była mu cokolwiek winna. Nienawidziła go.
Wstała z kanapy i niezręcznie opatuliła ramionami, rzucając Malfoyowi niepewne spojrzenie.
-Powinnam iść, chyba przestało padać-zauważyła, postanawiając ulżyć nie tylko sobie, ale również jemu, bo nie miała wątpliwości, że wzajemne towarzystwo działa im na niekorzyść, co tylko potwierdziło ponure skinięcie chłopaka.
Draco wstał z kanapy i uśmiechnął się delikatnie, podążając za nią w stronę wyjścia.
-Dzięki za nocleg-mruknęła niechętnie, niewątpliwie mając problem z dziękowaniem mu za cokolwiek. Dziwił się, że w ogóle to zrobiła. -I śniadanie-dodała, unosząc w górę kąciki ust. -Nie wierzę, że to zrobiłam-dodała po chwili cicho się śmiejąc. -Jak do tego doszło, Malfoy?-zapytała go z wyraźnym załamaniem i rozbawieniem jednocześnie.
-To niczego nie zmienia, Granger-pocieszył ją, przybierając złośliwy ton. -Zawsze będę cię nienawidził-zarzekł się, delikatnie się nad nią pochylając. Przygryzł dolną wargę, czując, że jeżeli tego nie zrobi, szczerze się do niej uśmiechnie, a potem westchnął cicho, oczarowanym tym, jak widok znienawidzonej osoby poprawił mu humor. -Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała czegoś stałego w swoim życiu, jakiejś normalności...-zaczął powoli, widząc jak z zainteresowaniem marszczy brwi i opiera się o drzwi do jego mieszkania. -Zawsze tu będę-zapewnił ją, beztrosko przejeżdżając dłonią po swoich jasnych włosach. -Zawsze będę cię nienawidził.

-------------------------
Siemanko!
Rozdział zwyczajny, raczej nic specjalnego się nie zadziało, ale to dopiero wstęp do wydarzeń, które, mam nadzieję, zaciekawią was w  przyszłych notkach xD Tymczasem zachęcam do trzymania się zasady przeczytałeś-komentujesz, co na starcie dla każdego autora jest niesamowicie ważne :) 







15 komentarzy:

  1. AAAAA.... Nowy rozdział <3
    Uwielbiam takie rozdziały pełne Draco i Hermiony.
    Uwielbiam Twojego Draco, bo on zawsze jest taki prawdziwy. Taki jaki Draco zawsze był. Taki jakiego uwielbiałam w książka. Szczególnie końcówka (znowu) mnie rozwaliła. Twoje końcówki zawsze są najlepsze. Najbardziej spodobały mi się ostatnie kwestie Malfoya.
    Bardzo mi się podobał ten rozdział.
    Weny życzę i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    nothing.

    OdpowiedzUsuń
  2. kurcze, jestem pierwsza! To mój pierwszy raz w takiej sytuacji. Czuję się podjarana :d

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam słabość do twoich opowiadań, ponieważ od nich zaczęła się moja przygoda z dramione. Myślałam już, że nie napiszesz niczego nowego, ale coś mnie tknęło i postanowiłam sprawdzić blog. I buum! Wpis dodano dwa dni temu. Czułam się przeszczęśliwa i oczywiście nie zawiodłam się. Ogromnie ciekawa jestem dalszej części. Poza tym chciałam ci powiedzieć a raczej napisać, że język którym piszesz jest taki... czysty. Nie wiem jak to opisać, po prostu lubię twój styl pisania ;) I weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega *_*
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nominowałam cię to Libster Award! :)
    http://sarah-hogwart.blogspot.com/2015/03/libster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam sposób, w jaki opisujesz Draco. Jednocześnie jest bardzo kanoniczny, ale dodałaś mu wiele cech, które sprawiają, że sprawia wrażenie prawdziwego człowieka, a nie wymyślonej postaci.
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam za spam!
    Zapraszamy do Katalogu Granger, zbierającego opowiadania, w których jednym z głównych bohaterów jest Hermiona Granger, u boku innych osób. Poza opowiadaniami z Granger w roli głównej, znajdziecie tu również wiele ciekawych konkursów, dyskusji i pomysłów, które mamy nadzieję wdrożyć najszybciej jak to tylko możliwe. Stwórzmy razem prawdziwe stowarzyszenie, rozwijajmy swoje pasje i poznawajmy nowych ludzi!

    katalog-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś niedawno trafiłam na twojego bloga i zakochałam się w twoim opowiadaniu.
    Mimo że to dopiero trzeci rozdział, bardzo mi się podoba. Draco jest dokładnie taki, jaki powinien być. Niby miły, ale doda swoje trzy grosze, które tworzą cały ten jego wredny charakterek.
    Swoją drogą, Malfoy jako mugol... Według mnie świetny pomysł i bardzo oryginalny, bo po raz pierwszy się z czymś takim spotykam.
    +jestem bardzo ciekawa tej sprawy z Caitlyn. Spotyka się z Lucjuszem, ale postawiła Draco drinka, hm...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ktoś tu widzę nieźle zabalował. Naprawdę fajnie Ci to wszystko wyszło, Nie mniej jednak chciałbym tu napisać o czymś innym. Z całego serca gratuluję Ci tego, jak przedstawiasz głównych bohaterów. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Zarówno Draco jak i Hermiona mnie oczarowali, mimo, że to dopiero początek. Nawet nie wiem jak to określić, ale ogromny ukłon w twoją stronę :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejo! Znów spóźniona nadrabiam :3
    Piękny rozdział. Krótko mówiąc pięknym, bo mogłabym się nad nim jeszcze długo rozprawiać, ale dwa kolejne przede mną ;P
    Bardzo mnie cieszy ich podejście do siebie nawzajem. Są nadal ironiczni, wredni i zdystansowani, ale widać, że dorośli.
    Dziwi mnie jednak zachowanie Draco. Dlaczego po prostu nie zostawił pijanej Hermiony na pastwę jej "kolegów" z baru? Czemu wziął ja do swojego domu i pozwolił zanocować mimo, że zwymiotowała na jego buty, a wcześniej próbowała go pocałować?
    Ach, sprawa pocałunku. Jaka to ciekawa sprawa co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem. Tu widzimy proces całkowitego wyłączenia umysłu na rzecz prymitywnych potrzeb każdego człowieka. Ciekawi mnie czy Hermiona będzie miała po tym moralnego kaca.
    Ostatnia scena - boska :D Te ich zapewnienia są świetne, bo to dramione, a więc prędzej czy później Smok będzie musiał zmienić swoje nastawienie do naszej głównej bohaterki. To cudowne wiedzieć coś o czym oni jeszcze nie zdają sobie sprawy ^^
    Lecę dalej - Luar Princesa

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow. To tylko tyle. Nie stać mnie na nic konstruktywnego w tej chwili.
    Twórz dalej to dzieło!

    OdpowiedzUsuń
  12. smieszyl mnie ten rozdzial bardzo
    szkoda mi draco bardzo

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń
  13. Te ostatnie słowa...takie dwuznaczne w swojej prostocie <3

    OdpowiedzUsuń