wtorek, 31 marca 2015

-Rozdział 5- I Hate People Syndrome

Chłopiec, który jakimś dziwnym nieporozumieniem niestety przeżył, wkroczył do jego mieszkania z niezwykłą gracją i pewnością siebie, tak, jakby przekraczał ten próg mnóstwo razy, a teraz najzwyczajniej wykonywał rutynową czynność, rozsiadając się na kanapie w jego niewielkim pokoju. Harry Potter patrzył na niego wyczekująco z głębi jego mieszkania, czekając aż ten w końcu do niego dołączy i zwróci na niego należytą uwagę. Jeżeli oczekiwał od niego zaskoczenia, podziwu, skruchy albo jakiejkolwiek innej, bezsensownej emocji to niestety zanosiło się na to, że młody Malfoy przyprawi go o rozczarowanie, ponieważ przez dłuższą chwilę po prostu stał w korytarzu przy wejściu do swojego mieszkania i przyglądał mu się z kpiącym uśmieszkiem, najpewniej rozważając wszystkie możliwości przybycia tego przygłupiego zbawcy świata. Mógł tu być w końcu z powodu Blaise'a, który zaledwie kilka minut temu siedział na dokładnie tym samym miejscu, opierając się o twarde obicie beżowo-oliwkowej kanapy, a to oznaczałoby dla niego niemałe kłopoty. Była jednak również Granger, która całe szczęście mogła być innym i jednocześnie bardziej pożądanym powodem niespodziewanej wizyty Harry'ego Pottera. Zdecydowanie wolał odpowiadać za to, że gościł tu Hermionę niż za to, że rozmawiał z Blaise'm, który był podejrzanym, byłym śmierciożercą ściganym przez ministerstwo od dobrych paru miesięcy.
-Czego chcesz?-zapytał w końcu, żałując wszystkiego. Tego, że otworzył pieprzone drzwi, że wdał się w relacje ze znienawidzonym Zabinim, a także za to, że w nocy, przytaszczył tu pijaną Granger. Gdyby nie wychodził z domu, nic by mu teraz nie groziło.
-Widziałeś się z Hermioną-odparł chłodnym, wypranym z jakichkolwiek pozytywnych emocji tonem Potter. Draco mimowolnie odetchnął z ulgą. A więc chodziło o Granger.
Przybrał pewny wyraz twarzy i uśmiechnął się kpiną, stając naprzeciw Harry'ego Pottera, wielkiego wojownika, zdobywcy wolności, przyjaciela zgnębionych i uciśnionych, a także wybawiciela obu społeczności.
-To teraz przestępstwo?-zapytał z ironią, niedbale poprawiając luźny t-shirt, który jeszcze przed paroma miesiącami opinał się na jego idealnie wyrzeźbionych mięśniach. Naprawdę musiał wziąć się za siebie.
-To przypadek, że na siebie wpadliście?-zapytał ostro Harry, wstając z kanapy i zajmując miejsce naprzeciw niego, z oczami ciskającymi błyskawice i brwiami zmarszczonymi w groźnym i niezadowolonym grymasie.
-Sugerujesz, że to przeznaczenie pchnęło nas ku sobie?-zapytał przesłodzonym głosem Draco, który w rzeczywistości, równie jadowity i pogardliwy ostatnim razem był w szkole, kiedy rzucali w siebie obraźliwymi uwagami. Uśmiechnął się cynicznie i z zadowoleniem oglądał jak wyprowadza Pottera z równowagi, który swoją drogą musiał być naprawdę bardzo zaniepokojony, aby zdobyć się na przyjście i skonfrontowanie się tutaj; w jego mieszkaniu, na jego terenie.
-To nie jest śmieszne, Malfoy-uciął mu z niezadowoleniem i irytacją Harry, nieco się uspakajając. Wiedział, że jeżeli chce wygrać, nie może dać kontrolować się przez nienawiść, którą żywił do blondwłosego Ślizgona. -Czego od niej chcesz?
-Czego od niej chcę?-powtórzył z niedowierzaniem chłopak, z roztargnieniem kręcąc głową. -Ja ją tylko znalazłem, samotną i pijaną w barze. Pomogłem jej i dałem przespać się na swojej kanapie. Powstrzymałem się od wszystkich złych rzeczy, które miałem ochotę jej zrobić i uczciwie wywiązałem się z obywatelskiego obowiązku nie robienia jej krzywdy, podczas gdy ty byłeś gdzieś zupełnie indziej-powiedział spokojnie, pokrótce streszczając Potterowi historię wczorajszego wieczoru. -Nie zajmujesz się swoimi przyjaciółmi, Potter, a teraz masz pretensje, że zajął się nimi ktoś inny?-zakpił i choć normalnie nigdy nie przyznał by się do tego, że pomógł w czymkolwiek Hermionie Granger, teraz wyraźnie to podkreślił, chcąc zirytować swojego wroga. Patrzył jak Harry głośno nabiera powietrza i krzywi się, doskonale wiedząc, że ma rację.
-Obaj doskonale wiemy, że nigdy nie robisz niczego bezinteresownie, Malfoy-zaznaczył z powagą Potter, rzucając mu wrogie spojrzenie. -Spróbuj jeszcze raz kiedykolwiek się z nią zobaczyć...
-To co?-przerwał mu z uśmiechem Draco. Nie zamierzał ponownie widywać się z Hermioną, co to, to nie. Absolutnie nie zniósłby jej towarzystwa po raz kolejny. Po prostu chciał wysłuchać tego z jaką pasją dobry Harry Potter mu grozi.
-Zabiję cię-powiedział bez zastanowienia ciemnowłosy chłopak, zdecydowanie go tym zaskakując. Spodziewał się raczej czegoś w stylu: Pożałujesz tego, albo Nie chciałbym być na twoim miejscu. To odważne i groźne wyznanie szczerze go zaskoczyło, ale również, zaimponowało.
Uśmiechnął się z uznaniem i pokiwał głową ze zrozumieniem, powoli przyswajając do siebie tą informację. Harry Potter. Wielki, szczycący się swoją dobrocią Harry Potter właśnie zagroził mu, że go zabije. Cóż, nie dziwił mu się. Naprawdę rozumiał, jak bardzo chłopak musi go nienawidzić. On sam obmyślał jego śmierć jakieś kilkanaście razy, ale nie sądził, że Potter wypowie swoje pragnienia na głos. Musiał przecież liczyć się z konsekwencjami.
-Chyba czegoś nie rozumiesz-odparł w końcu, szczerze rozbawiony, tą dziecinną groźbą. -Przychodzisz do mojego domu, naruszasz moją prywatność, rujnujesz moje postanowienia poprawy, ponieważ musisz wiedzieć, patrząc na ciebie, każdemu normalnemu człowiekowi odchodzi chęć bycia dobrym, i w dodatku grozisz mi, że mnie zabijesz?-powątpiewająco uniósł w górę jedną brew i splótł ręce na piersi ani trochę nie przejmując się wrogą postawą swojego gościa. -Ty naprawdę jesteś głupi.
-Nie zbliżaj się do Hermiony-poprosił z powagą Harry, najwyraźniej rozumiejąc Dracona i nie zamierzając sprzeczać się z nim o to co dopiero powiedział. Wbrew pozorom wcale nie był głupi.
-Nigdy więcej nie gróź, że mnie zabijesz-odparł Draco obrzucając go morderczym spojrzeniem.
-Sądzisz, że bym tego nie zrobił?-zapytał podpuszczając go Harry. Zamierzał nieco go postraszyć. Sięgnął ręką za swoje plecy, gdzie przez szlufkę od starych jeansów założoną miał różdżkę, jednak zanim zdołał ją wyciągnąć, został brutalnie rzucony i przyciśnięty do ściany, przez działającego impulsywnie Dracona.
-Jakie są szanse na to, że wyciągniesz różdżkę zanim ja skręcę ci kark?-wysyczał przez zaciśnięte ze złości zęby chłopak. -Mogę nie być już czarodziejem, Potter, ale nie prowokuj mnie, w tym momencie jestem wstanie zabić cię na przynajmniej dziesięć sposobów...
-Tylko dziesięć?-zakpił ponuro Harry, czując, że stacza się na przegraną pozycję. Nigdy nie wątpił w plotki o Malfou jako ponadprzeciętnie wyszkolonym, niebezpiecznym zabójcy.
Draco zaśmiał się, jednak śmiech ten w żadnym stopniu nie przypominał wesołego dźwięku, który zazwyczaj wydobywa się z rozbawionego człowieka. Był wkurzony. Zdecydowanie wkurzony.
Puścił go i delikatnie się od niego odsunął, pozostając w bezpiecznej odległości, przygotowany na każdy ruch ze strony Pottera. Szczerze mówiąc, zaskoczył go. Nie spodziewał się, że naprawdę jest gotów wyciągnąć różdżkę.
-Powinieneś iść-stwierdził, siląc się na opanowanie. Wiedział, że ministerstwo ma nad nim stałą kontrolę i za nic nie chciał dać Potterowi powodów do tego, żeby go zamknęli. Uśmiechnął się jadowicie i przesunął się na bok, umożliwiając chłopakowi przejście w stronę drzwi. -Nie przychodź tu więcej.
-Nie tkniesz, Hermiony-bardziej stwierdził niż zapytał Harry, najpewniej będąc tu tylko z powodu przyjaciółki. Naprawdę go rozumiał. Wiedział jak to jest dostawać szału na punkcie bezpieczeństwa osób, na których ci zależy ale to naprawdę nie był powód, żeby nachodzić go i grozić mu różdżką.
-Nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Z nią, ani z tobą-zapewnił niechętnie, musząc przystać na jego warunki. Gdyby mógł, robiłby mu na złość, ale tym razem musiał przyznać mu rację. Nie zamierzał spotykać się z Granger. Nigdy więcej.
-Ministerstwo podarowało ci wolność, pamiętaj o tym-przypomniał mu ostro Harry, na co on mimowolnie wywrócił oczami.
-Ministerstwo nie daje mi zapomnieć-odparł przesadnie spokojnym głosem, fałszywie się przy tym uśmiechając.
Zaczynał rozumieć Blaise'a. Jego też poniektórzy czarodzieje doprowadzali do szału.

                                                                                     ***

Wydawało jej się, że wyjaśniła sobie wszystko z Ginny. Że po tym, jak przyjemnie spędziły czas na oglądaniu śmiesznych komedii i romansideł, zbliżą się do siebie, a przyjaciółka zwróci uwagę na to, jak traktuje ją w obecności Caitlyn.
Naprawdę nie mogła pojąć jakim cudem, wylądowała tutaj, zwiedzając jakieś mugolskie sklepy, krocząc zatłoczonymi ulicami Londynu. Miała tego dosyć i choć ufała przyjaciółce, wierząc jej, że wciąż pozostaje dla niej najważniejsza, towarzystwo Caitlyn nie przychodziło jej łatwo.
-Macie ochotę na coś do jedzenia?-zapytała wysoka, szczupła i nieziemsko piękna dziewczyna, którą z niesprawiedliwych przyczyn była Caitlyn, z zamyśleniem wskazując palcem w stronę jakiegoś lokalu. -Macie ochotę na sushi, czy coś bardziej wykwintnego?-zapytała, na co ona tylko wywróciła oczami. Wiele by dała za sałatkę i kawałek kurczaka.
-Cokolwiek-wzruszyła ramionami, pamiętając o tym, że obiecała sobie radzić z zazdrością. Musiała postarać się polubić Caitlyn dla Ginny. Brunetka pokiwała głową, najpewniej nie biorąc jej zdania za coś wartego uwagi, a następnie zwróciła się do ostatniej dziewczyny, sceptycznie skanując wzrokiem jej rozczochrane, rude włosy.
-Ginny?-mruknęła ponaglająco, wyrywając ją z roztargnienia. Dziewczyna od dłuższej chwili wgapiała się w jeden punkt, bezustannie nawijając na palec kosmyk swoich płomiennorudych włosów.
-C-Co?-zapytała, wyrywając się z otępienia. Zamrugała szybko i przeniosła na nie swoje zdezorientowane spojrzenie, unosząc w górę jedną brew. Wyglądała tego dnia na zupełnie nieobecną. Nigdy nie ubierała się równie obojętnie co dzisiaj, szczególnie, że wygląd był dla Ginny czymś bardzo ważnym, zwłaszcza kiedy wychodziła na miasto i narażona była na liczne spojrzenia krytycznych londyńczyków. Spod jej długiego, beżowego płaszcza, wystawała wygnieciona, ciemnozielona koszula, a przetarte, czarne rurki podwinęła niedbale ponad swoimi wybrudzonymi, nieco podartymi trampkami. Włosy były na tyle potargane, że zamiast zostawić je luźno, opadającymi pasmami tak, jak robiła to niemal zawsze, zmuszona była związać je w chaotycznego koka na czubku głowy.
-Gdzie chcesz dzisiaj zjeść, Ginny?-zapytała znudzona Caitlyn, przybierając najmniej wyrozumiały wyraz na jaki tylko było ją stać. Hermiona wywróciła oczami, ale powstrzymała się od zbędnych uwag mających za zadanie obronę Ginny, szczególnie, że sama zainteresowana nie zwróciła na to nawet uwagi.
-Och, nie jestem głodna...-przyznała nieobecna Ginny, mimochodem poprawiając ciemną chustkę owiniętą wokół swojej szyi. -Ale wy powinnyście coś zjeść, nie jadłyśmy śniadania-stwierdziła, lekko się przy tym uśmiechając. Coś mówiło, Hermionie, że nie był to szczery uśmiech.
-Wszystko w porządku, Ginny?-zapytała nieco zaniepokojona, po raz pierwszy widząc przyjaciółkę w tak nieobecnym stanie.
-Tak, oczywiście-rudowłosa pokiwała głową, szybko potakując. -Dlaczego nie?-zapytała delikatnie się śmiejąc. -Miałybyście coś przeciwko gdybym, wstąpiła do tego sklepu naprzeciwko?-zapytała pośpiesznie, na co Caitlyn wywróciła oczami, a dotychczasowo zaniepokojona Hermiona odetchnęła z ulgą, uświadamiając sobie, że Ginny chodziło jedynie o nową parę butów.
-Dopiero co tam byłyśmy...-zauważyła ze znudzeniem Caitlyn, najwyraźniej nie chcąc pozostawać jedynie w towarzystwie Hermiony. Zresztą z wzajemnością.
-Wiem, ale chyba jednak zdecyduję się na tamte szpilki-stwierdziła zakłopotana Ginny, wciskając ręce w kieszenie sięgającego jej do kolan płaszcza. -Proszę? To zajmie chwilę, dołączę do was. Zamówcie coś do żarcia.
Nie czekała na ich pozwolenie. Odwróciła się i przebiegła przez ulicę, kierując się do ulubionego butiku, w którym dopiero co spędziły półtorej godziny. To było dziwne i niepokojące, ale dla Ginny całkiem typowe, dlatego Hermiona tym się nie przejmowała. Bardziej przerażał ją raczej fakt, że stoi u boku Caitlyn zupełnie nie wiedząc co powinna mówić, robić ani jak się zachowywać. Może powinny się rozdzielić i zjeść lunch w oddzielnych restauracjach?
-Masz ochotę na homara?-zapytała Caitlyn, zaczynając rozglądać się po przypadkowych restauracjach i barach znajdujących się na ulicy.
-Nie, raczej nie-odparła cicho dziewczyna, zaczesując do tyłu kasztanowe loki, które pod wpływem wiatru co chwila rozwiewały się i nachodziły jej do oczu.
-Sushi?-zaproponowała poirytowana Caitlyn. Widząc jak Hermiona przecząco kiwa głową, wywróciła oczami i westchnęła ciężko, najpewniej nie mogąc dłużej jej znieść.
-W takim razie może coś zaproponujesz, Herm?-rzuciła zezłoszczona na co Hermiona zaklęła paskudnie w myślach i spojrzała na nią z najbardziej wymuszonym i fałszywym uśmiechem oświadczając, że jednak nie jest głodna. Nie kłamała. Słysząc idiotyczne zdrobnienie swojego imienia, w dodatku w ustach tej kretynki, zachciało jej się rzygać.
-Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś kto uchodzi za tak mądrego i zorganizowanego w rzeczywistości jest równie...-zaczęła Caitlyn, jednak na jej szczęście nie udało jej się dokończyć. Hermiona już zaciskała pięści, aby jej przywalić. Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej, kiedy Caitlyn, zarzuciła swoje ciemne włosy do tyłu i krzyknęła z ekscytacją, wskazując palcem na kogoś pośród tłumu śpieszących się wszędzie mieszkańców mugolskiego Londynu. -Czy to nie Draco Malfoy?-zapytała z narastającym zadowoleniem, niemal piszcząc z radości. W ramach niezrozumiałego dla Hermiony podniecenia złapała ją za rękę i pociągnęła ją wzdłuż chodnika, ciągnąc za sobą jej ciało niczym szmacianą lalkę. Hermiona biegła za nią, próbując dorównać jej tępa, czując jak coś przewraca jej się w żołądku. To było okropne i niezręczne. Nie chciała widzieć Malfoya po raz kolejny, szczególnie z dziwnym przeczuciem, że nie spotykają się przypadkowo. Nie widziała go od dwóch miesięcy, a teraz przyszło jej spotykać go codziennie?
Poczuła jak Caitlyn zatrzymuje się gwałtownie i łapie za ramię wysokiego, jasnowłosego chłopaka, odwracając go w swoją stronę.
-Cześć Draco-zapiszczała z uciechą, podczas gdy Hermiona z zażenowaniem skanowała zaskoczony wyraz twarzy Dracona Malfoya. To było jakieś chore, pieprzone nieporozumienie. Jakim cudem, Caitlyn napatoczyła się na niego po raz kolejny? A może ona po prostu posiadała tendencje do spotykania członków rodziny Malfoyów? Mogła jej nienawidzić, ale tej przypadłości szczerze jej współczuła.
-Cześć Granger-przywitał się cicho Malfoy, na Caitlyn nawet nie zwracając uwagi. Coś w jego głosie, mimo iż nie był wzburzony, ani nawet podniesiony, mówiło jej, że był zły. W dodatku, zły na nią. Zamrugała z niezrozumieniem, próbując wybudzić się z tego dziwacznego, nieprawdopodobnego snu, wciąż nie mogąc zrozumieć, jakim cudem go spotkała. W Londynie mieszkały miliony ludzi...
-To niesamowite, że cię spotkałam! Tak, bardzo się cieszę, będziemy mieli okazję lepiej się poznać. Lucjusz co prawda opowiadał mi o tobie, ale nigdy nie sądziłam, że zobaczę cię na żywo, w dodatku kolejny dzień pod rząd-zaśmiała się wyraźnie rozbawiona i zadowolona z tego faktu Caitlyn, nie zwracając uwagi na niezręczną, chłodną atmosferą wytworzoną między Hermioną a młodym Malfoyem. Nawijała o czymś bez przerwy, śmiała się i żartowała, podczas gdy Malfoy całe swe zainteresowanie poświęcał Hermionie, skulonej i skrępowanej pod jego nieprzyjemnym spojrzeniem.
-Wstąpisz do swojego ojca na kolację, Draco?-zapytała nagle Caitlyn, zbijając Malfoya z tropu. Zaskoczony oderwał spojrzenie od Hermiony i spojrzał z niezrozumieniem na brunetkę, szczerzącą się do niego w jakimś nadzwyczajnie szerokim i przesłodzonym uśmiechu.
-Niby dlaczego miałbym to robić?-zapytał, unosząc w górę jedną brew. Irytował go fakt, że ta dziewczyna była związana z jego ojcem, że coś o nim wiedziała, a w dodatku brakowało jej dystansu, przez co czuła się przy nim nieskrępowana, jakby już należała do rodziny.
-Zaprosił mnie dzisiaj na kolację-oznajmiła dumna Caitlyn, jakby zjedzenie posiłku z Lucjuszem było zaszczytem. Hermiona prychnęła pod nosem, najpewniej obrzydzona tym, z jakim oddaniem i zafascynowaniem Caitlyn wielbi zhańbiony ród Malfoyów. Czy do niej nie docierało, że to byli źli ludzie?
-W takim razie życzę smacznego, Caitlyn-mruknął fałszywie uprzejmie i zamierzał odejść, nie rozmawiając dłużej ani z nią, ani z Hermioną, kiedy brunetka, ponownie złapała go za ramię i zaśmiała się przesadnie uroczo, rozpaczliwie pragnąc jego uwagi.
-Miałam nadzieję, że zjemy rodzinnie obiad, no wiesz, ja, ty, Lucjusz. Byłoby wspaniale, nie sądzisz?
Draco zatrzymał się gwałtownie, a Hermiona wstrzymała oddech, czując jak napięcie między nim a dziewczyną rośnie. Pamiętała w jaki sposób Malfoy wyrażał się o Caitlyn w barze. Wiedziała, że jej nie lubił, ale oprócz tego, sprawa ta dotykała w jego czuły punkt. Jego matka była martwa, a jej koleżanka zastępowała jej miejsce, umawiając się z Lucjuszem Malfoyem. Nie myśląc zbyt wiele podeszła i złapała koleżankę za nadgarstek, próbując ją odciągnąć i poważnie porozmawiać, kiedy Caitlyn zwróciła się do niej z wyjątkowo przyjaznym wyrazem twarzy.
-Ciebie Lucjusz też, chętnie by poznał. Wspominał coś o tym ostatnio...-mruknęła, z zamyśleniem, najpewniej odtwarzając w myślach sytuację, w której ojciec Dracona zapraszał do siebie Hermionę.
Dziewczyna spojrzała na Caitlyn z niedowierzaniem, unosząc wysoko brwi.
-O czym ty mówisz?-zapytała zaskoczona, nie do końca pewna, czy koleżanka po prostu nie kłamie, próbując wciągnąć ją w jakąś gierkę, aby zrobić wrażenie na Draconie. Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna, a ona coraz rozpaczliwiej pragnęła stąd uciec, skryć się przed przenikliwym, złowrogim wzrokiem chłopaka, a następnie odnaleźć Ginny i odciągnąć ją od tej stukniętej i pustej wariatki, którą była Caitlyn.
-Wspominał coś o tym, jak spotkał twoich rodziców w Australii. Nie uważałam tego wtedy za ważne, ale teraz przypomniało mi się, jak mówił, że chętnie by o tym z tobą pogadał. Powinnaś przyjść na kolację. Razem z Draconem.
[...]
Stała po środku ulicy, co chwila szturchana przez tłoczących się, śpieszących wszędzie mieszkańców Londynu, czując się tak, jakby dla niej czas na moment się zatrzymał. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie, a jedyne co echem powtarzało się w jej głowie była krótka wypowiedź Caitlyn. Rodzice. Czy to możliwie, że ktoś wreszcie odnalazł ich w Australii, a jej jedyną okazją dowiedzenia się prawdy była kolacja u Lucjusza Malfoya?
Patrzyła z przerażeniem na swoją koleżankę, oddychając ciężko, z zestresowaniem i rozdarciem rozważając słowa Caitlyn. Czy to był podstęp? Czy może głupie gadanie tej do reszty skretyniałej idiotki?
-Spotkał moich rodziców w Australii?-powtórzyła z niedowierzaniem, czując jak na samą myśl o tym jej głos drży, a w oczach szklą się łzy. Szybko powstrzymała płacz, ale kłębiące się w jej wnętrzu emocje pozostawały równie rozszalałe co przedtem. Czy to oznaczało, że Lucjusz Malfoy wie gdzie znajduje się jej szczęście? Szansa na normalne życie i powrót do domu, gdzie czekać będą na nią rodzice?
-No przecież dopiero co ci powiedziałam, że tak-potwierdziła ze znudzeniem Caitlyn, nie zdając sobie sprawy z tego, jak ważne dla Hermiony były jej słowa. -Zamierzasz wpaść dziś wieczorem?-spytała ponaglająco.
-Nie.
Hermiona dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że obok nich wciąż stoi Malfoy przysłuchując się ich rozmowie, a teraz w dodatku odpowiadając za nią na pytanie Caitlyn. Spojrzała na niego z niezrozumieniem, jednak widząc jego złowrogie spojrzenie postanowiła nie pytać. Zamiast tego poczuła jak chłopak wbija palce w jej ramię, a następnie szarpie nią i odchodzi na odległość kilku kroków od Caitlyn tak, aby ta nie była wstanie ich podsłuchać.
-Nie pójdziesz tam, Granger-zapowiedział ostro, nachylając się, aby móc spojrzeć jej w oczy, z całą swoją siłą perswazji, to znaczy złością i nienawiścią.
-Co?-zapytała zdezorientowana, nie do końca rozumiejąc dlaczego tak bardzo się przed tym wzbrania. -Jeżeli twój ojciec wie coś o moich rodzicach to...
-On kłamie-powiedział oburzony jej naiwnością, najwyraźniej wyprowadzony z równowagi. -Jak możesz być taka łatwowierna?! Mam ci przypomnieć w jakim stanie ostatnio znajdowałaś się w tamtym domu?-zapytał, ale wcale nie musiał jej przypominać. Obraz torturującej Bellatrix powrócił do niej z ogromną, niemal powalającą siłą. Kiedy ostatnio znajdowała się w MalfoyManor, leżała na wpół przytomna w ogromnej kałuży własnej krwi, wrzeszcząc i wijąc się z bólu.
-Nie chcę tam wracać-przyznała, czując jak po jej plecach przechodzą dreszcze, nie do końca wiedząc, czy to z powodu wspomnień, czy może raczej chłodnego spojrzenia Malfoya, które przeszywało ją gorzej niż promienie rentgena. -Ale to mój jedyny sposób, żeby dowiedzieć się czegoś na temat rodziców. Nie ma mowy, że odpuszczę...-powiedziała, nieco zaskoczona tym, że Dracona to obchodzi. Owszem, rozumiała- szlama w jego rodzinnym domu, hańba, wstyd i tak dalej, ale żeby aż tak denerwować się z tego powodu?
-Dlaczego cię to w ogóle obchodzi?-zapytała nieco zbita z tropu, widząc jego sfrustrowaną postawę. Dlaczego po prostu nie odpuścił i nie udał się w swoim kierunku?
-Postanowiłem sobie, że nigdy więcej nie wrócę do tego domu-wyznał cicho, mierząc ją niezadowolonym spojrzeniem.
-Chcę tylko, pogadać z twoim ojcem o moich rodzicach. Nie musisz tam wracać-odparła z obojętnością wzruszając ramionami. Wciąż nie wiedziała jak odnaleźć się w tej sytuacji. Nigdy nie rozmawiała w taki sposób z Malfoyem.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i pokiwał przecząco głową, jakby miało to odgonić wszystkie dręczące go myśli. Uciekała z niego wściekłość, dając upust goryczy, bezradności i frustracji.
-Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci tam iść samej?-zapytał, a ona poczuła jak coś mocno skręca jej wnętrzności. Wizja kolacji w Malfoy Manor, w dodatku w towarzystwie samych znienawidzonych przez siebie ludzi była przerażająca.

--------------------------------------
Hej kochani! :)
Czy wy też nienawidzicie czasem ludzi? xD 
Za nami już kolejny rozdział. Jej! Tak bardzo się cieszę. Wena wróciła i tak jakoś strasznie miło mi się piszę. Koniecznie napiszcie w komentarzach na dole co o tym sądzicie, wyraźcie opinię i powiedzcie w jakim tempie waszym zdaniem powinny być dodawane rozdziały. Zastanawiam się, bo czasami mam już gotowy kolejny, ale nie dodaję go, bo mam wrażenie, że ten poprzedni nie doszedł jeszcze do wystarczającej grupy osób. Jak myślicie? 
Pozdrawiam :*** 






15 komentarzy:

  1. Prosimy o wstawienie naszego buttonu lub linku do Katalogu Granger, ponieważ nigdzie nie widzę żadnego odnośnika. :)

    K.G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najmocniej przepraszam :) Zupełnie wypadło mi z głowy. Link już dodany ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się robić ciekawie.
    Wszystko jest bardzo pogmatwane, a ja lubię zagadki :D
    Dopiero przeczytałam dzisiaj blog od początku wiec dopiero komentuje.
    Czkeam na kolejny.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    opowiadaniahp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Weszłam tutaj, żeby skomentować 4 rozdział, patrzę a ty dodałaś już 5. Poprawiłaś mi humor, naprawdę. Na dworze zimno, wilgotno, straszny wiatr przez co zawsze moje samopoczucie się pogarsza, także dzięki!!! :) Z tego wszystkiego aż zapomniałam o herbacie, która teraz jest już letnia...
    Przechodząc do rozdziału, treściwy, bo dowiadujemy się, że Lucjusz widział rodziców Hermiony w Australii, konfrontacja między Draco i Harry'm, no i chyba najważniejsze: kolacja w Malfoy Mannor.
    Swoją drogą (pewnie będę to pisać pod każdym rozdziałem, ale to rzecz, która wychodzi Ci perfekcyjnie, więc :|) uwielbiam twojego Dracona. Jest cyniczny, wredny i złośliwy, czyli taki jaki być powinien. Mimo tych cech, "troszczy" się o Hermionę. Domyślam się, że nie jest spowodowane to sympatią (na razie??), tylko robi to, bo... właśnie, czemu jej pomaga, skoro mógłby ją po prostu olać?! W każdym razie cieszę się, że tego nie robi :] Nie wiem, co mogłabym jeszcze o nim napisać, ale wiedz, że kocham 'twojego' Malfoya bezgraniczną miłością. Jest strasznie intrygujący, inteligentny... Ach.
    To kończę już i pozdrawiam :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny ciesze się ,że mogę zacząć czytać Twoje kolejne opowiadanie w końcu od początku .
    Dodawaj rozdziały co np. 4 dni :) bo 2 dni to moim zdaniem za krótko żeby trafić do większej liczby czytelników :)

    Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award.
    Mam nadzieję, że bierzesz udział i odpowiesz na pytania, a jeśli nie, to proszę, napisz mi o tym tutaj:
    http://polecalnia-dhl.blogspot.com
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. "Chłopiec, który jakimś dziwnym nieporozumieniem niestety przeżył"po tym zdaniu wiedziałam, że to będzie mój ulubiony jak do tej pory rozdział i nie myliłam sie. :)
    Nie dajesz się nam nudzić. Wizyta Harrego u Malfoya, jak najbardziej "in plus", wydaje mi się, że prawdziwy Harry też by poszedł z obawy o Hermionę.
    Do tego irytująca Caitlyn, sprawiasz, że coraz bardziej jej nie lubię. :D
    Do tego Lucjusz, który "chce" pomóc Hermionie odnaleźć rodziców? Coś tu baaardzo śmierdzi, tylko jeszcze nie do końca wiem co.
    Podoba mi się, że Draco wyczuwa pismo nosem i zgodził się iść tam z Hermioną.
    Znalazłam jeden błąd, który rzucił się na mnie i nie mogłam przestać o nim myśleć ( :D )
    "Obydwoje doskonale wiemy, że nigdy nie robisz niczego bezinteresownie, Malfoy" z racji że była to rozmowa Harrego z Draconem, powinno być "Obaj", chyba że Harry i Gender i te sprawy :D
    Jak dla mnie rozdziały mogłyby byc codziennie, ale to nie byłoby dobre rozwiązanie, myślę, że częstotliwość jaka jest teraz, jest okej. Nie są za rzadko, nie są za często, tak że mogą trafić do jak największej ilości odbiorców (If You know what I mean)
    Tymczasem czekam na kolejny rozdział, na kolację u Lucka i na to czy Harry zabije Malfoya (serio?)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :) Błąd już poprawiam! :D

      Usuń
  7. Wczoraj skończyłam czytać "mieszkańcy śmiertelnego nokturnu" i zaczęłam to opowiadanie. Tamto bardzo mi się podobał aten zapowiada się jeszcze lepiej :D Jeśli chodzi o rozdziały, to według mnie powinien być minimum jeden w tygodniu a im częściej tym lepiej ;) Ja będę pewnie sprawdzać co wieczór. Życzę powodzenia w prowadzeniu bloga i jak najwięcej weny. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wróciłaś! Nawet nie wiesz jak się cieszę ;)
    Myślę, że 4-5 dni :)
    Co do rozpoczęcia tego opowiadania, jest intrygujące, wciągające i już wiem, że będzie mi się podobało tak jak poprzednie. (prorokuję xD).
    Czekam na więcej i jestem ciekawa szablonu :)
    Pozdrawiam,
    L. ;)
    http://dramione-invisible-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mniam pyszny rozdział :3 (Tak zjadłam właśnie trzy cząstki czekolady :D)
    Harry taki poważny. Harry taki groźny. :P
    Na serio groził Malfoy'owi? Jeśli byłby w stanie to zrobić to oznacza, że jemu naprawdę bardzo zależy na Hermionie.
    Draco jak zwykle idealny. Naprawdę twoje postacie pomimo różnych sytuacji zawsze pozostają takie jaki powinny być :)
    [Wiem, wiem słodzę, ale to przez tą czekoladę obok :P]
    Jego zachowanie w ostatniej scenie jest wyjątkowo zastanawiające. Dlaczego nie pozwoli jej pójść tam samej? Jednak plusuje sobie u mnie stosunkiem do Caitlyn - tak dalej Draco! ^^
    Właśnie. Caitlyn. Wkurza mnie coraz bardziej, a nadal nie znika. Jak to możliwe? Nie cierpię jej z każdym rozdziałem coraz mocniej i jeśli to było twoje zamierzenie - daję ukłon. Naprawdę zastanawiam się nad wpisaniem jej na listę swoich najbardziej znielubionych postaci...
    Miałam nadzieję, że wspólny wieczór Hermiony i Ginny coś zmieni, ale jak widać nic się nie stało z ich relacją. Szkoda...
    Zastanawiające jest również dlaczego Malfoy senior wspomniał o rodzicach panny Granger właśnie przy Caitlyn i po co. Nie chce mi się wierzyć, że bez konkretnego powodu zaprosiłby Hermionę na kolację. Coś w tym musi być, a ja liczę na to, że Herm zda sobie z tego sprawę i choć raz posłucha się Dracona.
    Kończę komentowanie na dzisiaj i przepraszam za tak nieskładny komentarz,ale idę zjeść obiadek :)
    Pozdrawiam i życzę weny - Luar Princesa

    OdpowiedzUsuń
  10. Będzie ciekawie, nie ma co: Malfoy-charłak, Hermiona, Caitlyn i Malfoy-arystokrata - doborowe towarzystwo.
    Wesołych świąt życzę! ;)
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. witom przybyłam ze strony polecalni dhl dzisiaj
    twoje opowiadanie bardzo mi sie spodobał<
    i wait for next
    nowa wierna czytelniczka
    ~Kachna: *

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem dlaczego ostatnio mi umknął ten rozdział, ale no nic. Muszę przyznać, że jest naprawdę świetny. Najbardziej chyba przypadła mi do gustu konfrontacja Harry'ego i Dracona. Wyszło to tak naturalnie i realistyczne. Naprawdę ogromny ukłon w twoją stronę. Najbardziej jednak ciekawi mnie zbliżająca się kolacja. Za nic nie mogę sobie tego wyobrazić, ale mam nadzieję, że mi w tym pomożesz :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaczęłam czytać i jak zawsze zapomniałam o komentowaniu.
    Strasznie mi się podoba,wszystkie rozdziały pochłaniam jeden za drugim.
    Jak na blogowe dramione naprawdę świetne,idę czytać dalej,bo historia się rozkręca :D

    OdpowiedzUsuń
  14. jeszcze wyjda problemy z tej kolacji jesli pojda...
    nienawidze tej glupiej caitlyn

    OdpowiedzUsuń