sobota, 28 marca 2015

-Rozdział 4- Stay With Friends

Z ciężkim westchnięciem nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi przed siebie, niepewnie przestępując próg Nory. Nie chciała, żeby ktokolwiek z jej przyjaciół widział ją w takim stanie. Wstydziła się tego, że nie wróciła na noc, a teraz, wracając dopiero późnym rankiem, miała na sobie wczorajsze ubrania, cudzą, męską bluzę, potargane włosy i makijaż, który rozmazał się jej pod oczami. Doskonale wiedziała jak to o niej świadczy, miała również świadomość, że taki widok jedynie zawiódłby panią Weasley, rozczarował i niepotrzebnie zmartwił, dlatego też wchodząc do środka, cicho zamknęła za sobą drzwi, mając nadzieję, że nikt nie usłyszy jej przybycia.
Zdziwiła się, bo kiedy tylko odwróciła się od drzwi, w stronę holu, wylądowała w czyichś ramionach, tonąc w ciepłym, ale kurczowym i desperackim uścisku.
-Merlinie, tak bardzo się martwiłem.
-Harry?-z zaskoczeniem odsunęła się od przyjaciela i spojrzała na niego z niedowierzaniem, z nadzieją, że nie zauważy jej beznadziejnego stanu, szybko przygładzając włosy. -Co ty tu robisz?-zapytała, pewna, że przyjaciel powinien znajdować się obecnie w zupełnie innym miejscu.
-Ginny wysłała mi patronusa. Powiedziała, że przypadkiem cię zgubiła i nie wróciłaś na noc...-wyjaśnił, ze zmartwieniem marszcząc brwi. -Byłem przerażony, szczególnie, że jej koleżanka Cassie powiedziała, że spotkałyście Malfoya-w tym momencie w jego oczach zobaczyła złość, prawdziwą wściekłość, a gniewny wyraz Harry'ego mimowolnie przyprawił ją o dreszcze. Dawno nie widziała go równie rozdartego między tyloma złymi emocjami.
-Caitlyn-poprawiła go mimowolnie, wyrywając jednocześnie z przytłaczającej go złości. Harry zamrugał szybko i spojrzał na nią z zaskoczeniem, nieporadnie przejeżdżając dłonią po roztrzepanych, kruczoczarnych włosach.
-Co?-zapytał zbity z tropu, ku jej uldze zupełnie pozbawiony wściekłości, którą wzbudziła w nim wzmianka o Malfoyu.
-Koleżanka Ginny ma na imię Caitlyn-powiedziała, mimowolnie ciesząc się, że ta idiotka nie obchodzi Harry'ego nawet na tyle by zapamiętać poprawnie jej imię. Chłopak wzruszył ramionami i splótł ręce na piersi, ciężko wzdychając.
-Gdzie byłaś, Hermiono?-zapytał, najwyraźniej nie zamierzając dać jej spokoju. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią z wyczekiwaniem, niczym matka, przyłapująca swoje dziecko na jakiejś paskudnie złej rzeczy.
Zapanowała chwila ciszy, która, równie niezręczna i niekomfortowa nie zapadła między nimi od naprawdę długiego czasu. Hermiona z zamyśleniem spuściła głowę i wlepiła wzrok w szare, podłogowe klepki, zastanawiając się czy może powiedzieć przyjacielowi prawdę. Czy mogła powiedzieć Harry'emu gdzie spędziła noc? Czy ona sama jest to sobie wstanie racjonalnie wytłumaczyć?
-Byłam z Malfoyem-wypaliła w końcu, rzucając mu spojrzenie pełne desperacji i przerażenia, zaniepokojona jego nieobliczalną reakcją.
Z początku chłopak po prostu zaniemówił. Uniósł w górę jedną brew i uśmiechnął się powątpiewająco, najpewniej po prostu jej nie wierząc, jednak wraz z upływem czasu, kiedy jej twarz pozostawała równie poważna co z samego początku, uwierzył. Delikatnie rozchylił usta i pokręcił głową z roztargnieniem, próbując odpędzić od siebie wszystkie niebezpieczne myśli, mogące popsuć mu psychikę.
-Co?-to chyba jedyne co udało mu się wyrzucić z siebie w takim momencie, szczególnie w szoku równie mocnym co tym, który właśnie go opanował. Odwrócił się do niej plecami i przejechał dłońmi po swoich włosach resztkami sił powstrzymując się przed tym aby zacząć je sobie wyrywać. -Czy on... czy on ci coś zrobił?-zapytał, kiedy wreszcie zdobył się na to, by na powrót na nią spojrzeć, a jego oczy, tak zmartwione i wyprute z emocji szczerze ją przeraziły.
Szybko pokręciła głową i doskoczyła do niego tak, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry.
-Nie, Harry. Wszystko ze mną w porządku. Ja po prostu... spotkałam go w barze, byłam pijana i...
-Zabiję sukinsyna-warknął z wściekłością Harry, odrywając jej ręce od swojej piersi. Przeszedł przez niewielki korytarz i bez ostrzeżenia uderzył pięścią w ścianę, dając upust swojej nieposkromionej wściekłości.
-M-My nic nie robiliśmy-wyrzuciła z siebie, wstrząśnięta nagłą reakcją przyjaciela. -Serio, Harry. Przysięgam. Ja po prostu spałam na jego kanapie. Źle poczułam się w barze, a on mi pomógł, zabrał mnie do swojego mieszkania. Nic mi nie zrobił-powiedziała szybko, podchodząc do niego i kładąc mu rękę na ramieniu. -Wszystko jest w porządku, Harry. Obiecuję.
Chłopak odwrócił się i spojrzał na nią nie do końca przekonany, przyglądając się jej z ponurym zmartwieniem, wypuszczając z zaciśniętych do tej pory ust ciche westchnięcie.
-Powiedziałabyś mi, gdyby coś ci zrobił, prawda?-zapytał cicho, a niepokój w jego głosie powoli kruszył jej serce.
-Oczywiście-pokiwała szybko głową i mocno go przytuliła, opierając policzek na jego klatce piersiowej. -Przepraszam, to było strasznie nieodpowiedzialne-dodała, delikatnie się uśmiechając. Tęskniła za Harry'm, a teraz, kiedy wreszcie znajdowała się w jego ramionach, dotarło do niej, jak bardzo jej go brakowało.
-Nie chcę cię stracić, Hermiona-odparł z powagą, mocniej oplatając ją rękami. -Nie chcę się zachowywać jak jakiś nadopiekuńczy psychol, po prostu... nie wróciłaś na noc, nie mieliśmy pojęcia co się dzieje, a kiedy dowiedziałem się, że Malfoy ma z tym coś wspólnego... Strasznie się o ciebie martwię. Nie chcę, żebyś odeszła... tak jak Ron...-wyszeptał cicho, a nią wstrząsnął wyczerpany ton jego głosu. Harry był załamany.
Szybko uniosła głowę i spojrzała na niego ze zdziwieniem, ujmując jego zmartwioną twarz w swoje drobne dłonie.
-Nigdy-powiedziała nieco zbyt ostro niż chciała. -Spójrz na mnie Harry!-podniosła głos widząc, jak ten z zaciśniętymi zębami odwraca wzrok i wbija go gdzieś w bok, ponad jej ramiona. Zwróciła jego twarz w swoją stronę i spojrzała w jego ciemnozielone oczy, ze złością zaciskając zęby. -Nigdy nie zrobiłabym tego co on, jasne?-zapytała czując jak pod jej powiekami wzbierają się łzy. Jak Harry mógł w ogóle tak myśleć? -Zabraniam ci tak mówić. Nigdy.tak.nie.mów.
Nie odpowiedział. Jedynie z ciężkim westchnięciem oparł się o ścianę i pozwalał by trzymała swoje palce na jego chłodnym policzku, czując jak coś mocno ściska go w żołądku. Czuł się paskudnie.
-Okey-szepnął, na co ona odetchnęła z ulgą, na powrót go przytulając. Zarzuciła mu ręce na szyję i oparła czoło o jego tors, mocno zaciskając powieki.
-Musimy pogadać-stwierdziła po kilkunastu minutach zwykłego stania na środku korytarza i wtulania się w jego zesztywniałe ciało.
-Okey-powtórzył cicho, a potem złapał ją za rękę i poprowadził po schodach w górę, do jej pokoju.

                                                                              ***

-Jak się czujesz?-zapytał Harry, kiedy we dwójkę leżeli na niewielkim, jednoosobowym łóżku Hermiony, bez emocjonalnie wpatrując się w błękitny sufit w starym pokoju Charlie'go.
Dziewczyna tylko cicho westchnęła, wzruszyła ramionami i przekręciła się na bok, podparła na łokciu i z delikatnym uśmiechem spojrzała na przyjaciela.
-Źle-stwierdziła bez cienia fałszywego uśmiechu, zmiany tematu, próby obrócenia wszystkiego w żart albo zwykłego kłamstwa. Nie było sensu. Wiedziała, że on czuje się podobnie. -Strasznie mi cię brakuje, Harry-wyznała ponuro tylko po to, aby zaraz na powrót ciężko opaść na plecy i wlepić spojrzenie w sufit.
-Razem z ministerstwem mamy mnóstwo roboty. Nie udało nam się wyłapać wielu śmierciożerców. Nie mam pojęcia gdzie pouciekali, Hermiono, ale mam co do tego złe przeczucia...-wyznał wyraźnie strapiony, tak, jakby temat ten gryzł go już od dłuższego czasu. W końcu on też bardzo za nią tęsknił. Gdyby nie musiał, byłby tu z nią, wspierałby ją i zawsze by się nią opiekował.
-Minęły dopiero dwa miesiące, Harry. Jestem pewna, że sobie poradzicie-pocieszyła go Hermiona, łapiąc i delikatnie ściskając jego dłoń.
-Sam już nie wiem-westchnął, szczerze wdzięczny za ten pokrzepiający gest. Uśmiechnął się smutno i przejechał wolną dłonią po twarzy, nie odrywając wzroku od niebieskiego, lekko popękanego sufitu w malutkim pokoju Hermiony. -W ostatnich czasach znajdujemy coraz więcej ofiar brutalnych ataków. Ktoś działa jak śmierciożercy, a może raczej to są śmierciożercy, tylko żaden z aurorów tego do siebie nie dopuszcza. Masz pojęcie co by się stało, gdyby to się zaczęło dziać na nowo?-zapytał wyraźnie zdenerwowany wizją powrotu mrocznych czasów.
-Voldemort nie żyje, Harry-przypomniała mu trzeźwo dziewczyna, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.
-Ale jego poplecznicy pozostają żywi. Wolni. To nie są zastraszeni, pogodzeni z porażką ludzie. Wciąż pozostają niebezpieczni, Hermiono... Kto wie, co rodzi się w ich głowach? Myślą, że jesteśmy słabi, bo nie potrafimy ich wytropić.
-Myślisz, że coś planują?-zapytała zaskoczona dziewczyna, przyjmując te przypuszczenia jako szczerze nieprawdopodobne.
-Coś na wzór rebelii? Powstania? Tak, tak właśnie myślę, Hermiono. Szczególnie po co raz liczniejszych trupach, których po sobie pozostawiają. Wyobrażasz sobie co się stanie, jeżeli to trafi do opinii publicznej? Ludzie jeszcze nie otrząsnęli się po wojnie, co będzie jeżeli na nowo zaczną bać się o swoich bliskich, a wyzwaniem stanie się wyjście z domu po zmierzchu?-zapytał przerażony taką wizją Harry, najwyraźniej zadręczając się tym odkąd tylko skończyła się bitwa o Hogwart, a jemu przyszła kolejna misja, wyłapania wszystkich śmierciożerców.
-To się nie stanie-zapowiedziała z powaga dziewczyna, mocno ściskając jego rękę. Przekręciła głowę i spojrzała na niego, obrzucając go wzrokiem pełnym przenikliwości i wyczekiwania. -Masz jakiś plan, prawda?-zapytała, pewna, że przyjaciel już coś wymyślił.
-Tak, wpadłem na to, kiedy ta Claire powiedziała mi, że spotkałyście Malfoya-przyznał Harry, ponownie myląc imię idiotycznej znajomej Ginny, powoli wyplątując palce z uścisku Hermiony i siadając na łóżku.
-Co?-zaskoczona dziewczyna uniosła w górę jedną brew, przekręciła się na brzuch, a potem podparła brodę na rękach i spojrzała na niego z niezrozumieniem, nie wiedząc co do tego wszystkiego ma Malfoy.
-Trzeba mieć ich na oku-wyjaśnił z niechęcią Harry, opierając się o ścianę przy której stało łóżko. Podciągnął jedną nogę pod brodę i westchnął delikatnie, smutno patrząc się na przyjaciółkę. -Muszę wiedzieć kim są, Hermiono. Znać każdy szczegół ich życia, chcę wiedzieć kiedy powinie się im noga i kiedy spróbują skontaktować się ze śmierciożercami...
-Kto spróbuje się z nimi skontaktować? Malfoy?-zapytała z powątpiewaniem.
-Nie tylko on. Wszyscy śmierciożercy, którym udało się wywinąć...
-Malfoy nie jest już nawet czarodziejem, Harry-zauważyła sceptycznie dziewczyna. -Jak miałby się kontaktować ze śmierciożercami?
-Nie wiem-przyznał chłopak, doskonale wiedząc, że jego plan ma wiele luk. Był to jednak jedyny pomysł jaki przyszedł mu do głowy, po tym kiedy dotarła do niego druzgocząca prawda. Śmierciożercy powrócą, a wojna nie dobiegła jeszcze końca. -Wiem tylko, że Malfoy może nie mieć tych swoich mocy, wciąż pozostaje Malfoyem. Jest podły, złośliwy, perfidny i cholernie niebezpieczny...
-No nie wiem-dziewczyna zamyśliła się, delikatnie wzruszając ramionami. -Kiedy go dziś widziałam wydawał się zupełnie inny, niż ten, którego znaliśmy ze szkoły. Wydaje się, że naprawdę próbuje zacząć nowe życie, przystosować się do mugoli... Tak, jakby nękanie innych już go nie bawiło, a on stał się lepszy...

                                                                              ***

-Mam dla ciebie zadanie-zapowiedział Blaise, bez zapowiedzi zjawiając się przed drzwiami jego mieszkania. Draco z najprawdziwszą konsternacją patrzył jak wchodzi do środka, a potem, bez zbędnych grzeczności rozwala się na jego kanapie i zakłada nogi na stolik, nie ściągnąwszy nawet butów.
-Nie sądzę, bym był przydatny. Nie mogę czarować, Zabini-przypomniał mu z chłodną obojętnością, opierając się o ścianę i z założonymi rękami przyglądając się byłemu znajomemu.
-Już nie długo...-Blaise uśmiechnął się pod nosem i wyciągnął swoją różdżkę, bez pytania przywołując do siebie jabłko z niewielkiego półmiska leżącego w kuchni.
-Co masz na myśli?-blondyn z zaintrygowaniem zadarł w górę jedną brew i z dość sceptycznym wyrazem twarzy gapił się jak chłopak obraca w dłoni jabłko, a potem delikatnie je nadgryza, szeroko się przy tym uśmiechając.
-Kiedy śmierciożercy wreszcie dojdą do władzy, znajdę sposób byś mógł na powrót stać się czarodziejem. Pragniesz tego, prawda?-zapytał, patrząc na niego z zachętą.
-Tak-potwierdził bez zbędnych zaprzeczeń Draco. Uśmiechnął się ponuro, a następnie usiadł na łóżku, znajdującym się naprzeciw kanapy, delikatnie pochylił się i oparł łokcie na kolanach, uważnie przyglądając się przyjacielowi. -Ale chyba nie sądzisz, że jestem wystarczającą naiwny by złapać się na coś takiego.
-Niby po co miałbym kłamać, Draco?-zapytał niewinnie Blaise, rozkładając na bok ręce. -To uczciwa stawka. Ty jesteś wobec mnie lojalny, pomagasz dojść do władzy właściwym osobom, a następnie zyskujesz to, bez czego nie możesz żyć. Coś, czego zawsze pragnąłeś i co zostało ci niesprawiedliwie odebrane. Ja łaskawie ci to oddam-zanucił melodyjnym głosem, przyglądając mu się badawczo, jakby z najwyższym skupieniem śledząc jego reakcję.
Draco spuścił głowę. Zmarszczył brwi i z zamyśleniem począł rozważać propozycję Blaise'a, wiedząc, że tak naprawdę już dawno się na nią zgodził. Nie dlatego, że uważał bycie śmierciożercą za powinność, za coś słusznego, albo chociaż trochę interesującego. Uważał, że tam pasuje bardziej niż tutaj, wśród mugoli.
Westchnął ciężko i przybrał na twarz ten niewzruszony, zły wyraz, patrząc oschle w ciemne oczy Blaise'a.
-Co to za zadanie?-zapytał, widząc jak tryumf rozsadza jego byłego przyjaciela od środka, ale ten stara się tego nie okazywać, powstrzymując usta przed uśmiechem.
[...]
Blaise wyszedł z  jego mieszkania dopiero późnym popołudniem, zostawiając po sobie chyba wszystkie wskazówki dotyczące ich współpracy. Objaśnił mu nowe zasady panujące w kręgu śmierciożerców, zapoznał go z zakresem zadań jakie powinien wykonywać i wprowadził do jego głowy szereg najróżniejszych wątpliwości, nękających Dracona nawet po tym, kiedy jego były przyjaciel wyszedł już z jego mieszkania i teoretycznie zostawił go w spokoju. Malfoy wciąż mu nie ufał, żywił do niego odrazę, nienawiść, wręcz szaleńczą niechęć i obsesyjne pragnienie skrzywdzenia jego nic nie znaczącej osoby i choć robił wszystko, żeby nie czuć tego w taki sposób, wciąż tkwił w tym bagnie, w pułapce śmierciożerców, tylko dlatego, że sam miał na ręce wypalony znak jednego z nich. Wiedział, że tak naprawdę nikt, nigdy nie postawił przed nim wyboru. Jesteś z nimi, albo jesteś martwy. Miał nieodpartą świadomość, że teraz, kiedy nie posiadał nawet różdżki i nie był czarodziejem, zdecydowanie mógłby być martwy.
Z frustracją przeczesał palcami swoje jasne, rozczochrane od niezliczonej ilości tego maniakalnego gestu włosy i zaklął głośno, wściekły na byłego przyjaciela, bez skrupułów wpychającego się do jego życia, wywracającego i rujnującego wszystko, co do tej pory udało mu się poukładać.
Nagle po mieszkaniu ponownie rozległ się dźwięk pukania, a jego niezadowolenie wzrosło, wraz z towarzyszącym mu poczuciem rozdarcia i niezdecydowania. To na pewno był Blaise. Zapewne zapomniał rzucić jakąś ironiczną, złośliwą uwagą na koniec, tuż przed wyjściem i teraz wracał aby to naprawić, w celu dodania sobie nieco epickości.
Draco wywrócił oczami, doskoczył do drzwi i z irytacją szarpnął za klamkę, otwierając je na oścież. Zamierzał wydrzeć się na Zabiniego ot tak, bo wkurzał go i był najprawdziwszym, definicyjnym dupkiem, ale w momencie kiedy otworzył usta, głos uwiązł mu w gardle. Jego oczy rozszerzyły się podwójnie, do rozmiaru dużych, złotych galeonów, których miał pod dostatkiem jeszcze wtedy, kiedy był czarodziejem, a jego ręka momentalnie powędrowała do framugi, jakby asekuracyjnie przygotowując się na zemdlenie z wrażenia. U jego progu stał wysoki, dobrze zbudowany i choć ciężko było mu to przyznać, całkiem dobrze wyglądający chłopak, spoglądający na niego ciemnozielonymi oczami spod czarnych, okrągłych okularów. Miał na sobie zwyczajne, mugolskie ubrania - parę znoszonych i przetartych na kolanach jeansów oraz ciepłą, nierozpinaną bluzę w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni, idealnie kontrastującej z jego kruczoczarnymi włosami.
Draco uśmiechnął się delikatnie, nieco posępnie i fałszywie, a następnie przesunął się na bok i szerzej otworzył drzwi swojego mieszkania, niechętnie kiwając głową, zapraszając gościa do środka. Powoli do niego docierało, że do jego progu zawitał największy czarodziej świata, ktoś kogo nie spodziewał się nigdy więcej oglądać. Harry Potter właśnie stał w jego salonie.

                                                                       ***

Leżała na łóżku, w swoim pokoju, czytając jedną ze swoich ulubionych książek. W zamyśleniu i całkowitym oddaniu, przerzucała kolejne kartki, zapoznając się z dziejami bohaterów, przenosząc przy tym w zupełnie inny, odległy i nierealny świat, z którego niespodziewanie wyrwało ją pukanie do drzwi.
Westchnęła cicho i przekręciła się na bok, rzucając spojrzenie w stronę miejsca, z którego dobiegały odgłosy, jednocześnie zastanawiając się kto to może być. Harry wyszedł jakiś czas temu pod pretekstem jakiejś ważnej sprawy do załatwienia w Londynie i od tej pory była przekonana, że w zazwyczaj zatłoczonej Norze znajduje się sama. Kiedy wchodziła tu wczesnym rankiem, nie napotkała w końcu nikogo oprócz przyjaciela. Drzwi powoli się uchyliły, a do środka wcisnęła się głowa Ginny, niepewnie lustrująca obraz w pokoju. Napotkawszy na obojętny, no, może trochę zaskoczony wzrok Hermiony rudowłosa dziewczyna westchnęła, a potem wsunęła do środka stopę i resztę ciała, powoli wchodząc do pokoju i zajmując miejsce na łóżku obok Hermiony.
-Przepraszam-mruknęła na wstępie cicho, drżącym głosem, wgapiając się w kolorową pościel przyjaciółki. -Poznałam w barze chłopaka. Tak się zagadałam, że nie zauważyłam ani ciebie, ani Malfoya. Gdybym wiedziała...
-W porządku, Ginny-westchnęła posępnie Hermiona, przerywając jej i siadając na łóżku. -Nic się nie stało-zapewniła ją, a potem delikatnie uśmiechnęła się w jej stronę. Tak, przez moment była na nią wściekła, cholernie zazdrosna o Caitlyn i zmartwiona tym, że Ginny najzwyczajniej w świecie w ostatnim czasie ją olewa, ale przyjaciele mieli to do siebie, że nie potrafili długo trzymać w sobie urazy. Nie potrafiła gniewać się na Ginny mimo tego iż doskonale wiedziała, że powinna. Nie zasługiwała na takie traktowanie, szczególnie, że po odejściu Rona poświęcała przyjaciółce cały swój czas. Teraz, sama nie mogła doprosić się o  pięć minut uwagi ze względu na stałą obecność Caitlyn w jej życiu. Nie rozumiała co takiego Ginny w niej widzi, ani jak z nią wytrzymuje, szczególnie, że od zawsze cechowały się podobnym doborem towarzystwa. Nigdy nie miały tego typu problemu, a wspólni znajomi wzbudzali sympatię w obu dziewczynach. Caitlyn okazała się wyjątkiem. Caitlyn była najgorszą suką i idiotką, jaką kiedykolwiek na nieszczęście przyszło jej spotkać.
-Nienawidzisz Caitlyn-zauważyła smutno Ginny, po raz pierwszy od wizyty w pokoju, zatrzymując  wzrok na dłużej w przyjaciółce. Jej brązowe oczy uważnie śledziły reakcję Hermiony, która szybko, otwierając usta pragnęła zaprzeczyć. -Daj spokój, Hermiona, widzę to. Nie jestem ślepa-zapewniła ją, posępnie przeczesując palcami swoje długie i lśniące, rude włosy. -Myślałam, że jak spędzicie ze sobą więcej czasu to zaczniesz ją lubić... Przykro mi.
-To nie twoja wina, Ginny-odparła Hermiona, bo choć nie lubiła Caitlyn i nie rozumiała czemu Ginny tak bardzo ją uwielbia, wiedziała, że nie może jej za to winić. Żadna z dziewczyn w niczym jej nie skrzywdziła. To była tylko jej zazdrość. Jej niechęć. Żadne z tych uczuć nie było w porządku, dlatego wiedziała, że nie powinna nimi obarczać kogokolwiek innego. Należało stłumić negatywne emocje i po prostu jakoś nauczyć się z nimi żyć, przeczekać.
-Kocham cię Hermiona, jesteś moją najlepszą przyjaciółką, chcę, żebyś pamiętała, że ta cała Caitlyn nawet nie dorasta ci do pięt-pocieszyła ją Ginny delikatnie się do niej uśmiechając. -Ale ją lubię, chcę spędzać z nią czas. Jest... zabawna i... daje mi takie poczucie, że wszystko jest normalne. Potrzebuję w życiu kogoś, kto mi przypomni, że poza naszymi nieszczęściami i tym całym chaosem, są beztroscy ludzie, wiodący normalne życie, przejmujący się tym jaką sukienkę włożą na wieczór, albo w jakiej kawiarni wypiją dziś kawę-wyjaśniła cicho, nieco łamiącym się głosem. Najwyraźniej ona też w ostatnim czasie nie była sobą, zmierzając się z trudnościami przekraczającymi kompetencje zwykłej szesnastolatki. -Proszę nie bądź na mnie zła-pociągnęła nosem, a w jej oczach zalśniły łzy, jakby Ginny nie dusiła w sobie jedynie żalu, bo się od siebie oddalały, ale jakby miała świadomość, że to już się stało, a one, pośród zamieszania związanego z wojną, niezliczoną liczbą kłótni i nieporozumień dopiero teraz zdały sobie z tego sprawę. -Nie zniosę, jeżeli zaczniesz mnie nienawidzić.
-Och, Ginny-Hermiona westchnęła ciężko i mocno przytuliła przyjaciółkę wtulając twarz w jej roztrzepane, rude włosy. -Nie potrafiłabym cię nienawidzić-zapewniła ją, delikatnie gładząc po plecach. -Jesteś dla mnie wszystkim. Nie mam nikogo poza tobą i Harry'm-wyszeptała smutno, doskonale wiedząc, że oprócz Ginny i swojego najlepszego przyjaciela nie miała kontaktu z żadną inną osobą. Owszem, rodzice Rona często bywali w Norze, ale relacje z nimi były niczym w porównaniu z uczuciami jakimi darzyła najlepszych przyjaciół. Nigdy nie zastąpiliby jej żadnego z nich.
-Brakuje mi ciebie-przyznała smutno, nie odrywając się od drobnego ciała przyjaciółki. -I nie lubię Caitlyn-dodała szczerze, uśmiechając się z rozbawieniem. To było wredne. -Ale to niczego nie zmieni. Dalej będę cię potrzebować-zapewniła, mocniej ściskając cicho płaczącą Ginny. -Przestań ryczeć-mruknęła z zażenowaniem, delikatnie ją szturchając.
-Co się z nami stało, Miona?-zapytała, uśmiechając się przez łzy Ginny. Odsunęła się od Hermiony i poprawiła wygniecioną i mokrą od łez koszulkę, pociągając przy tym nosem. Makijaż rozmazał się jej pod oczami, a ona znajdowała się w dosłownie opłakanym stanie. Nagle uniosła spojrzenie swoich brązowych oczu i uśmiechnęła się pod nosem nieco szerzej, jakby była czymś podekscytowana i wyjątkowo zadowolona, mimo iż ani sytuacja ani ich rozmowa nie sprzyjała takiemu właśnie nastrojowi.
-Potrzebuję mugolskiego serialu, Miona. Ja, ty, niezdrowe żarcie i to przeraźliwie bezsensowne gadanie przystojnych aktorów. Błagam.
Złapała przyjaciółkę za dłonie i spojrzała na nią w najbardziej błagalny i uroczy sposób.
-Proszę! Proszę! Proszę!-uśmiechnęła się szeroko i zatrzepotała niepomalowanymi rzęsami, z których cały tusz ściekł już wraz z niepohamowanymi łzami. To zaskakujące, jak bardzo poprawił jej się nastrój.
-Zamierzasz zaprosić Caitlyn?-zapytała powątpiewająco Hermiona, nie potrafiąc powstrzymać cisnącego się jej na twarz uśmiechu. Jej również brakowało czasu z Ginny spędzonego na wykonywaniu mnóstwa bezsensownych czynności. Oglądanie przygłupich filmów, malowanie paznokci, obgadywanie wszystkich chłopaków i opychanie się czekoladą. Brzmiało wspaniale.
-Nie-zaprzeczyła szybko Ginny, przykładając rękę do serca. -Nigdy w życiu-obiecała, a następnie uśmiechnęła się szeroko, wiedząc, że już wygrała, a Hermiona przystała na jej prośbę, ochoczo zrywając się z łóżka i biegnąc do kuchni, po opakowanie z popcornem.
Młoda panna Weasley opadała w tym czasie ciężko na jej łóżku i szczęśliwa oraz rozmarzona przeniosła się do krainy wspomnień, gdzie wraz z pewnym chłopakiem spędziła wyjątkowo przyjemny wieczór.

----------------------------------------
Witajcie!
Za nami, kolejny rozdział. Taki sobie w sumie :D Nic się nie dzieje, jest bardziej przejściowy, ale mam nadzieję, że w ten sposób udało mi się wam nieco bardziej przybliżyć resztę postaci. Wiem, wiem, nie jest zbyt dobrze napisany i tak dalej, ale tak właściwie to całkiem go lubię. Jest taki zwyczajny i spokojny, w porównaniu z całym zamieszaniem, które planuję tu wprowadzić xD  Tymczasem zapraszam was do wyrażania swoich opinii. Naprawdę bardzo mi na tym zależy i mam nadzieję, że zmusicie się do napisania choćby jednego słowa. No dalej, mamy weekend, czas nikogo nie goni, a ja zyskam motywacje na pisanie kolejnych notek. Ostatnio byliście leniami, kochani czytelnicy :* Nie dajcie mi powodu aby uważała was za leniwych... :D Kocham Was mimo wszystko! Miłej soboty. 




8 komentarzy:

  1. Taa, przejściowy... Ty nawet przejściowe piszesz niesamowicie. Ech...
    Mam nadzieję, że z Malfoya zrobisz drugiego Snape'a (czyt. podwójnego agenta).
    Pięknie wyszła Ci przyjaźń Harry'ego i Hermiony. Uwielbiam ich jako przyjaciół. <3
    Czekam!
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa co Harry chce od Malfoya. No i ta sprawa z Zabinim, mam jakieś niejasne przecucia co do tego co może się wydarzyć dalej. Ale znając Twoje historie, na pewno mnie zaskoczysz :)
    Bardzo podobało mi sie to jak przedstawiłaś relacje Harrego i Hermiony
    Czekam na kolejny rozdział, mnóstwa weny Ci życzę :)
    Pozdrawiam
    [miedzy-palcami]
    nothing.

    OdpowiedzUsuń
  3. My leniwi? No może troszke... Rozdział tak jak napisałaś spokojny, ale bardzo sympatyczny. Już nie mogę się doczekać tego zamieszania, które chcesz wprowadzić

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny! awww :3
    nie mogę się doczekać następnego :)
    twoje ff wciąga, jesteś niesamowita :)
    pisz dalej szybciutko! :D
    http://art-of-killing.blogspot.com zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie rozdział również mega się podoba. Boję się tylko, że Draco zacznie się gubić. Blaise miesza mu w głowie, a to się może źle skończyć. Pokładam jeszcze nadzieje w Harry'm. Złoty Chłopka na bank ma jakiś plan i być może to on przywoła Malfoya do porządku :)
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Już jestem z kolejnym komentarzem! :D
    I w końcu Harry. Nareszcie się pojawił i wiemy dlaczego zniknął.
    Jego postawa względem Miony jest typowo braterska co mnie wyjątkowo cieszy. Jak widać aktualne czasy nadal nie są najlepsze, a Rona nie ma i z pewnością ta dwójka jeszcze wielokrotnie będzie dla siebie wsparciem.
    Martwi mnie jednak trochę jego plan. Czy to z nim Złoty Chłopiec przyszedł do Draco?
    No właśnie - nasz Dracze. Jego podejście do śmierciożerców jest okropne, ale zrozumiałe. Biorąc pod uwagę, że został wychowany w takim, a nie innym duchu oraz iż był jednym z nich to całkowicie naturalne. Przynajmniej ja tak to odbieram.
    Dlaczego, zła kobieto usunęłaś najciekawszą wypowiedź Blaise'a?! Wiem, te zadanie mogło być główną siłą napędową całego opowiadania, ale czemu? Ja Wiesz jak my czytelnicy czekamy na takie smakowite kąski :)
    Mam nadzieję, że Ginny choć trochę zobaczyła jak Caitlyn jest zła i fałszywa, bo nie chce mi się wierzyć, że ona tak bez żadnych korzyści się z nimi przyjaźni... Ach, liczę oczywiście, że ten ich wspólny wieczór naprawi troszeczkę ich relację, która już zapewne nieźle ucierpiała.
    Kończę komentarz i czytam dalej - Luar Princesa

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! W końcu wzięłam się za zaległości! Mimo, że zaraz egzaminy siedzę czytając pisząc czyli generalnie robiąc to czego nie powinnam. Podoba mi się to! Wszystko się rozwija tak powoli. Zaintrygowało mnie. Jestem ciekawa co wysyłasz dalej.

    OdpowiedzUsuń
  8. brakuje mi slow, nie wiem nawet jak skomentowac ten rozdzial...
    jakos nie orzekonuje mnie do siebie postac ginny...

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń