wtorek, 16 czerwca 2015

-Rozdział 19- Show me that you're human, you won't break


Szedł ulicą, przyciskając do piersi papierową torbę z zakupami. Z zadowoleniem zmierzał właśnie do domu, obładowany słodyczami, niezdrowymi napojami i innymi nieprzydatnymi rzeczami. Wiedział, że zamiast tego powinien skupić się na nieco bardziej praktycznych i niezbędnych produktach, ale stwierdziwszy, że i tak nie nadaje się do prowadzenia domu, tabliczka czekolady była dla niego całkowicie wystarczająca.
Pogoda była ładna, typowa dla angielskiej jesieni, nieco wietrzna i czasem deszczowa, ale zdecydowanie ciepła i słoneczna. Poprawiało to nieco jego humor, w ostatnich dniach nieco dołujący i depresyjny, zwłaszcza z powodu Hermiony, która po ich kłótni zniknęła i więcej się nie pojawiła. Minęły dwa tygodnie. Dwa pieprzone tygodnie były mu potrzebne by ostatecznie się ogarnąć, a teraz czuć niezwłoczną potrzebę zatopienia swych smutków w paczce chipsów i puszce dietetycznej coli. O alkoholu nie było przecież mowy.
Minął już ostatnią ulicę konieczną do pokonania, aby dotrzeć do swojego domu i teraz już na dobre zagłębił się w zakamarki swojej cudownej, zrujnowanej dzielnicy, zaciągając się zapachem brudu i beznadziei.
-Psssst.
Z początku po prostu to zignorował, ponieważ, nie, nie chciał wspomóc biednych, ani kupić marihuany, ale kiedy dźwięk ten powtórzył się, z zrezygnowaniem przeniósł wzrok w stronę skąd dobiegał. Jego spojrzenie zatrzymało się na mężczyźnie ubranym w za dużą, brudną kurtkę, kiwającym palcem w jego stronę.
Skonsternowany uniósł jedną brew w górę, a potem obejrzał się za siebie, pewien, że dziwny, zapuszczony facet nie zwraca się do niego.
-Och Merlinie-westchnął z rezygnacją i wznosząc oczy ku niebu, przeklął pod nosem, powoli podchodząc w stronę mężczyzny.
-Moi ludzie oferują ci pracę.
Uśmiechnął się z politowaniem, pewien, że to jakieś nieporozumienie. To niemożliwe, żeby facet był od śmierciożerców, a poza nimi, nikt inny nie był zainteresowany współpracą z kimś takim jak on.
-Chyba mnie pan z kimś pomylił-stwierdził, a potem odwrócił się i zamierzał odejść, wrócić do domu, rzucić się na kanapę, a potem zjeść coś mega niezdrowego.
-Chodzi o tych z aresztu.
Zatrzymał się i z zaskoczeniem zmarszczył brwi, mocniej przyciskając do piersi papierową torbę z zakupami. No chyba nie...
-Aresztu?-powtórzył z konsternacją, a potem uśmiechnął się gorzko pod nosem, bo to takie typowe, że pracę załatwiają mu tylko ci źli ludzie.
-Słyszeli za co cię posadzili, jak sobie poradziłeś z gangiem zachodniej dzielnicy.
Powoli odwrócił się w stronę mężczyzny i spojrzał mu w oczy, przyglądając mu się z chłodną i nieugiętą powagą.
-Nie jestem płatnym zabójcą, złodziejem samochodów, ani dilerem narkotyków-oznajmił tonem takim, jakby było mu przykro, a potem naprawdę zamierzał odejść, kiedy mężczyzna zatrzymał go po raz drugi.
-To by były walki. Dobrze płatne walki.
Zmrużył oczy i na moment wstrzymał oddech. Potrzebował pieniędzy i był świetny w walkach. Jakiś ustawiany pojedynek nie byłby dla niego żadnym wysiłkiem ani ryzykiem przy jego zdolnościach.
-Dlaczego ja?-zapytał nieco podejrzliwie, wolną ręką z zamyśleniem przeczesując swoje jasne włosy.
-Samotnie rozwaliłeś gang. Wiedzą na co cię stać, sądzą, że to interesujące.
Cóż, praca dla ludzi, którzy jego zabójcze zdolności traktują jako 'interesujące' nie powinna mu odpowiadać, ale całe szczęście nie był kimś, komu by to przeszkadzało. On naprawdę robił gorsze rzeczy.
-Potrzebuję czasu do namysłu-odparł, wiedząc, że w razie porachunków z tego typu ludźmi nie warto być otwartym, ani łatwym do zdobycia. Z chłodnym wyrazem oczu powoli zmierzył stojącego naprzeciwko faceta.
-W porządku. Gdybyś się zdecydował, bądź dziś o 11 w starej siłowni po tamtej stronie ulicy-powiedział facet i wskazał palcem na opustoszały budynek z powybijanymi szybami, przy którym kręciło się kilku podejrzanych typów.
Draco nic nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się i poszedł prosto do domu, gotów zjeść cały zapas swojego żarcia.

                                                                        ***

Rzucił się na kanapę i założył ręce za głowę, ciężko wzdychając. Naprawdę nie mógł się skupić. Szybko wstał, a potem podszedł do okna i rzucił krótkie, dyskretne spojrzenie, odginając żaluzję. Wciąż tam stał. Wciąż go obserwował. Z poirytowaniem przeczesał dłonią włosy, a potem rezygnując ze słodyczy, sięgnął po kurtkę i wybiegł z domu. [...]
Spokojnie i z zamyśleniem, niepozornie przeszedł przez ulicę, a potem, wciskając dłonie w kieszenie spodni, ruszył w zupełnie przeciwną stronę niż zamierzał. Dopiero po wykonaniu kilku kroków, gwałtownie zawrócił i nie dając swojemu obserwatorowi szansy ucieczki, wywrócił go na ziemię. I świadkiem mu Merlin, że nigdy wcześniej nie zrobił czegoś, co wyglądało tak dziwnie. Dla przeciętnego przechodnia wydałoby się to podobne do gestu odganiającego powietrze. On zrobił jednak coś więcej.
-Wiesz, to jest nawet trochę śmieszne-stwierdził z lekkim rozbawieniem. Nic się jednak nie stało. Wciąż stał samotnie na pustym chodniku. -Poważnie, Potter, nie musisz się ukrywać, wiem, że tu jesteś. Obserwujesz mnie od tygodni.
I wtedy też Harry Potter pojawił się przed nim, ściągając z siebie pelerynę niewidkę.
-Mogłem się domyślić, że w twoim przypadku zwyczajne procedury nie wystarczą-jęknął zbolałym i zawiedzionym tonem kruczoczarny chłopak, powoli podnosząc się z ziemi.
-Nie mam pojęcia co powinienem z tobą zrobić.
-Och, daj spokój. To nic osobistego, zwykłe polecenia ministerstwa-warknął z niezadowoleniem Harry, otrzepując się z niewidzialnego pyłu.
-No nie wiem... I nie odsunęli cię od sprawy, za zbyt emocjonalne podejście?-zapytał Malfoy z powątpiewaniem. -To znaczy, Potter, czy ty robisz coś jeszcze oprócz stałego obserwowania mnie?
-Jak się dowiedziałeś?-Harry, przesunął dłonią po swoich rozczochranych włosach, rzucając chłopakowi niechętne spojrzenie.
-Umiem wyczuć czyjąś obecność-blondyn wzruszył ramionami i wsadził ręce w kieszenie swoich spodni, cicho przy tym wzdychając. -Poruszasz się zbyt głośno, podchodzisz zbyt blisko, a do tego pachniesz włoskim żarciem-prychnął i delikatnie, z kpiną, uśmiechnął się pod nosem.
-Taaa... Hermiona miała swoją kolej w gotowaniu-westchnął niechętnie Harry, a Draconowi jakoś mimowolnie przeszła ochota na żarty. Kąciki jego ust gwałtownie opadły w dół, bo do cholery, zapomniał, że ten beznadziejny nieudacznik nie dość, że podkochuje się w Hermionie, to do tego wszystkiego teraz z nią mieszka.
-Tak, czy inaczej, nie chcę cię więcej widzieć w moim pobliżu-warknął z irytacją, której po tym jak ten idiota wspomniał o Granger, nie potrafił poskromić. Świadomość, że ją stracił, a on, ten frajer Potter ma ją na co dzień o każdej porze, była wkurzająca. -Czego w ogóle ode mnie chcesz?
-Naprawdę nie wiesz?-Harry uniósł w górę jedną brew.
-Nie wkurzaj mnie-zagroził, cedząc przez zęby. Jej, naprawdę musiał coś ze sobą zrobić. Jedna wzmianka o dziewczynie, a on już świrował.
-Myślałem po prostu, że skoro dawno wiesz o mojej obecności, powinieneś też znać moje powody. Dlaczego jeszcze mnie nie zlikwidowałeś?
-Bo wbrew powszechnej opinii, najpierw weryfikuję, a później robię. Czy ja naprawdę wyglądam na takiego idiotę?-wyrzucił ręce do góry, szczerze wkurzony bezmyślnością byłego gyrfona. Zdając sobie jednak sprawę z jego dalszego niezrozumienia, głośno odetchnął i uzbroił się w cierpliwość. -Nie zabiłbym cię, Potter.
-To taki projekt ministerstwa. Obserwujemy ludzi, powiązanych ze śmierciożercami.
-Dlaczego?-uniósł brwi w górę. -Czy ja przypadkiem nie zostałem uniewinniony?-spytał, bo do cholery, nie po to skazał się na życie bez magii, żeby teraz Potter robił za jego całodobową niańkę.
Harry przez moment milczał. Chyba rozważał jak bardzo może mu zaufać, a potem uniósł swoje zielone oczy i spojrzał wprost w jego tęczówki, przenikając go swoim intensywnym spojrzeniem.
-Możemy pogadać?
-Czy nie to właśnie robimy?-odparł ze zdezorientowaniem Malfoy, unosząc w górę prawą brew.
-W jakimś lepszym miejscu-westchnął z rezygnacją Harry. -Masz ochotę na włoskie żarcie?

                                                                              ***

Nie zgodził się na tę rozmowę tylko ze względu na Hermionę. Wcale.
Korzystając z chwili kiedy Harry zniknął w kuchni po porcję odgrzewanego makaronu, ukrył twarz w dłoniach i mocno zacisnął szczękę, powstrzymując się od wszystkich przekleństw, które cisnęły mu się na usta. Był nienormalny. Musiał wycofać się z tego wszystkiego, zanim będzie za późno.
-Myślę, że śmierciożercy współpracują ze sobą. Że zorganizują powstanie-powiedział prosto z mostu, za co był mu niezwykle wdzięczny, Harry. Chłopak usiadł naprzeciw niego, głośno odstawiając na stół talerz z pachnącym daniem. -Monitorujemy wszystkich, którzy mogą mieć z tym jakiś związek.
-Powstanie?-z zamyśleniem uniósł w górę jedną brew, przysuwając talerz bliżej siebie. Uśmiechnął się pod nosem i nadział makaron na widelec, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Harry'ego. -To dość mocne słowa.
-Wiesz coś o tym?-zapytał nie dając się zwieść Harry. Splótł ręce na piersi i odchylił do tyłu, opierając plecami o oparcie drewnianego krzesła. Z powagą śledził ruchy Malfoya, który wyglądał dość śmiesznie w zwykłych, mugolskich ubraniach, spożywając przy tym obiad z gracją i kulturą prawdziwego arystokraty. Draco był dziwny. Dziwny i cholernie skomplikowany, a jemu nie mieściło się w głowie jakim cudem on i Hermiona się dogadywali.
-Nie bądź śmieszny, Potter-warknął z cynicznym uśmiechem blondyn. -Żaden szanujący się śmierciożerca nie kontaktowałby się z kimś takim jak ja-prychnął i powrócił do posiłku.
-Byłeś bardzo zdolnym śmierciożercą z tego co pamiętam-zaczął ostrożnie Harry, delikatnie przekrzywiając głowę na bok, jakby to pomagało mu lepiej przyjrzeć się Malfoyowi.
-Byłem też zdrajcą-zauważył z irytacją blondyn, biorąc kęs jedzenia do buzi. -Serio Potter, oni mnie raczej nie lubią.
-W końcu się odezwą, wiesz o tym, prawda?
-Kto się odezwie?-uniósł w górę brew. -Zjednoczeni śmierciożercy?-zakpił, rzucając mu pełne powątpiewania i kpiny spojrzenie. -To absurdalne-machnął ręką, a potem chyba stwierdził, że nie ma ochoty na jedzenie, bo odsunął talerz na bok i wstał od stołu. -Cóż miło się gadało, ale...
-Kłamiesz.
Zamarł, rzucając mu przenikliwe spojrzenie. Kłamał? Oczywiście, że kłamał, cóż, prawie całe życie. Zazwyczaj nikt jednak mu tego nie zarzucał. Nie z takim wyczuciem i pewnością siebie.
-Gdybym kłamał, nie miałbyś o tym pojęcia.
Skłamał. Po raz kolejny.
-Po prostu ci nie wierzę. Nie lubię cię, Malfoy, ale wiem, że jesteś mądry. Mądrzejszy niż się wszystkim wydaje. Nie lekceważyłbyś czegoś takiego. Gdyby śmierciożercy wrócili...
Z poirytowaniem zbliżył się do Pottera, a potem głośno odsunął krzesło i usiadł na nim, rzucając chłopakowi nieprzychylne spojrzenie. Gwałtownie podwinął lewy rękaw swojej koszulki i zadarł prawą brew do góry, uśmiechając się w perfidny sposób.
-Wiesz co to jest?-zapytał retorycznie, kiwając głową w stronę mrocznego znaku. -Wyrok śmierci. Pieprzone piętno, za które chcą mnie dopaść wszyscy, niezależnie od tego po czyjej stoją stronie. Śmierciożercy mnie nienawidzą, Potter, z pewnością zabiliby mnie gdyby tylko mieli okazję, więc jeżeli rzeczywiście by powrócili, a ja bym w to wierzył, dawno uciekłbym z miasta.
Znów skłamał, ale tym razem po części wyznał prawdę, ponieważ w środowisku śmierciożerców nie był zbyt dobrze postrzegany. Od zakończenia wojny miał kontakt z Blaise'm. Wątpił by reszta popleczników Czarnego Pana miała do niego to samo podejście. Tak, był utalentowany, ale w żadnym wypadku nie był dla śmierciożerców kimś wartym trwalszego sojuszu. Blaise powierzył mu tylko jedną misję...
-To niczemu nie dowodzi-stwierdził z opanowaniem, niczym niewzruszony Harry, rzucając krótkie spojrzenie w stronę wypalonego na skórze Malfoya znaku.
-Jestem o coś oskarżony?-zapytał z lekkim poirytowaniem Draco, bo do cholery, Potter nie był takim naiwnym mięczakiem jak spodziewał się, że będzie. Wyrzucił ręce do góry i wstał od stołu. -Wychodzę.
I rzeczywiście wychodził. Otworzył drzwi w dokładnie tym samym momencie, w którym stanęła przed nimi Hermiona. Z przerażeniem obserwował jak jej beztroski i swobodny, spowodowany zapewne powrotem do domu, uśmiech, nagle gaśnie.

                                                                            ***

-Malfoy...?-zaskoczona uniosła w górę brwi, mocniej zaciskając palce na materiale płaszcza, który odpinała już w drodze do drzwi mieszkania. Jej skonsternowane spojrzenie śledziło jego równie niedowierzający wyraz twarzy, z paniką rozważając jak powinna się zachowywać. Minęły dwa tygodnie.
-Co ty tu robisz?-zapytała, niepewnie zaczesując dłonią włosy do tyłu. Och, Merlinie, to było takie niekomfortowe. Pod jego uważnym, śledzącym każdą drobną część jej ciała spojrzeniem, czuła się okropnie niezręcznie.
Już uchylał usta, aby odpowiedzieć, kiedy za jego plecami pojawił się Harry. Cóż, przynajmniej miała pewność, że nie włamał się do mieszkania. Odetchnęła z ulgą, a potem przecisnęła się między nim a framugą drzwi, zrzucając z siebie płaszcz i wieszając go na wieszaku ustawionym tuż przy wejściu.
-Co tu się dzieje?-zapytała nieco podenerwowana, rzucając pytające spojrzenie w stronę przyjaciela.
-Yyy... ja zaprosiłem Malfoya na obiad.
Uniosła w górę brwi nieco zaskoczona tą odpowiedzią. Co do cholery?!
-Och, więc teraz jesteście przyjaciółmi od wspólnych obiadów?-zakpiła, krzyżując ręce na piersi. Słyszała jak Malfoy za jej plecami dławi się własną śliną. Rzeczywiście, trochę przesadziła z tymi 'przyjaciółmi'.
-Miona ja...
-Nie chcę go w tym mieszkaniu-powiedziała ze złością do Harry'ego, wskazując ręką za plecy, gdzie stał oczywiście Malfoy. Była wściekła za to jak ją potraktował.
-Przestań, to nic...
-W porządku już wychodzę-wciął się w słowo Harry'emu Draco, ciężko wzdychając. Zaskoczona dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Nie sądziła, że pójdzie tak łatwo.
-Co?-jej prawa brew powędrowała do góry. Dlaczego do cholery nic z tym nie robił? Dlaczego nie mógł jej przeprosić? Ponieważ, gdyby tylko to powiedział, mimo tej całej wściekłości, którą w niej wzbudził, była gotowa mu wybaczyć. I chociaż nienawidziła się za tą naiwność, to ostatnie dwa tygodnie były dla niej na tyle okropne, że była gotowa pogrzebać swą godność i naprawić ich i tak skomplikowane i trudne relacje.
-Nie powinienem w ogóle przychodzić. Dzięki za obiad, Potter-uśmiechnął się kpiąco, a potem wyszedł z mieszkania i zniknął. Czuła jak jej serce rozdziera się na kawałki.

                                                                              ***

Więc, przez te dwa cholernie długie tygodnie miała mnóstwo czasu na myślenie. Wystarczająco dużo, by znaleźć się na pograniczu szaleństwa jakieś kilkanaście razy, włączając w to ataki złości, smutku i radości. Była nienormalna i to wszystko dzięki pieprzonemu Malfoyowi.
Otóż, podobał jej się. Tak, bez dwóch zdań strasznie na niego leciała i chociaż wszystko jej tego zabraniało; wspomnienia, godność, ego i rozum, to oddała mu całkiem spory kawał serca, popadając w fatalne zauroczenie, będące raczej przypadłością trzech czwartych dziewcząt z liceum, a nie jej - racjonalistki, twardo stąpającej po ziemi panny Granger. Czuła się z tym okropnie i głupio, szczególnie, że jak miała okazję zobaczyć przed paroma minutami, dla niego nic nie znaczyła. Malfoy miał ją gdzieś. Świetnie bawił się przez ostatnie dwa tygodnie, zapewne nie myśląc o niej ani razu, podczas gdy ona, wściekła i rozżalona, zamykała się w swoim pokoju i zmuszała do myśli, stawiających ją teraz w takim stanie. I chociaż tysiące razy powtarzała sobie, że to nic, że zasługuje na coś lepszego i kiedyś przyjdzie pora kiedy spotka tą odpowiednią osobę, a Malfoy nie jest warty jej czasu, wciąż nie do końca w to wierzyła. W tym momencie chciała jego, żeby chociaż na nią spojrzał. Żeby ją przeprosił.
Westchnęła głośno, a potem wtuliła twarz w miękką poduszkę i skuliła się na łóżku, czując uciskający ból w piersi. Chyba było już za późno, żeby o nim zapomnieć.

                                                                                 ***

Zaklął głośno i ciężko opadł na kanapę w swoim mieszkaniu, ukrywając twarz w dłoniach. Zobaczenie jej po tak długim czasie było... okropnie frustrujące. Chciał ją przytulić, przeprosić, a potem, jeżeli tylko naszłaby taka potrzeba paść na kolana i błagać o przebaczenie. Ostatni czas był dla niego trudny i chociaż nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo przywiązany do niej był i jak bardzo za nią tęsknił, teraz, kiedy wreszcie ją zobaczył, wszystko do niego dotarło. To uczucie było przerażające. Sparaliżowało go i chociaż chciał zrobić dla niej tyle rzeczy, nie zrobił żadnej. Po prostu wyszedł z mieszkania, zachowując się jak tchórz, którym zresztą był od zawsze. Nigdy nie potrafił walczyć o ludzi, na których mu zależało. Zawsze się poddawał, zawsze stwierdzał, że nie warto.
I tym razem nie chciał przyznać przed światem, że jest gotów coś z siebie dać, że mu zależy, że coś jest jego słabością. Od kiedy pamiętał, obdarzenie kogoś uczuciem kończyło się klęską, tragedią, śmiercią lub rozczarowaniem. Nie chciał, żeby mu zależało, ponieważ nie chciał cierpieć.
Z frustracją przejechał dłońmi po włosach i odetchnął ciężko, wściekły na siebie, że tak bardzo się boi. Właściwie sam nie wiedział czego. Zobowiązania? W końcu nie chciał, żeby ona teraz była jego dziewczyną. Chyba.
Na moment zamyślił się i uniósł głowę do góry, przez moment rozważając tę absurdalną opcję. Szybko pokręcił głową i skarcił się w myślach za ten idiotyzm. On i Granger. Niby dlaczego?
Zamarł, kiedy uświadomił sobie jak wiele argumentów pojawiło się w jego głowie. Wystarczyła krótka chwila by przypomniał sobie jak cudownie było z nią spać, albo jeść śniadanie. Jak wspaniale się śmiała, kiedy żartowali, albo szli obok siebie na ulicy. Kiedy jej oczy błyszczały, a ona uśmiechała się, widząc coś co się jej podobało.
Głośne przekleństwo ponownie wyrwało się z jego ust, tym razem nieco brzydsze i głośniejsze, bo do cholery, naprawdę nie widział nic złego w byciu razem z Granger i to go przerażało. On się nie wiązał. Z dziewczynami nigdy nie łączyło go nic niż wspólne łóżko, w dodatku nie dłużej niż na kilka nocy. Nie potrafił. Nie chciał. Nie mógł.
Głośno wypuścił z ust powietrze, a potem z roztargnieniem spuścił głowę, czując się jak chory psychicznie, nie potrafiący ujarzmić myśli ani uczuć. Właściwie, czynność ta nigdy nie przychodziła mu łatwo, ale teraz było to jakieś apogeum dziwnych i całkiem nieznanych mu emocji.
Nawet nie zakodował tego, jak zrywa się z kanapy i zostawiając za sobą wszystko, opuszcza mieszkanie, trzaskając drzwiami.

                                                                                 ***

Kiedy usłyszała pukanie, zdziwiła się, bo Harry nigdy nie kończył pracy w ministerstwie tak wcześnie. Mimo to, ucieszyła się. Wstała z łóżka i zarzucając na koszulkę grubą bluzę z kapturem, ruszyła w stronę drzwi, ciężko wzdychając. Liczyła, że to popołudnie spędzi spokojnie, z opasłym tomem ulubionej powieści i kubkiem herbaty w rękach, ale najwyraźniej przyszło jej cieszyć się towarzystwem najlepszego przyjaciela. Złapała za klamkę i pewnie otworzyła drzwi, tylko po to, by zaraz później, z zaskoczeniem głośno wciągnąć powietrze i spuścić ręce wzdłuż ciała, oddając się pochłaniającej jej konsternacji i bezradności.
-W skali 1 do 10 jak bardzo mnie teraz nienawidzisz?-zapytał, przesuwając dłonią po jasnych, w miarę ułożonych włosach. Malfoy. Cholerny Malfoy miał tupet aby ją odwiedzić. Próbowała zamknąć mu drzwi przed nosem, ale on zręcznie zablokował jej ruch, wkurzając ją jeszcze mocniej. Jego stopa wsunęła się do środka, a zaraz potem silną ręką otworzył drzwi na oścież, uśmiechając się pod nosem.
-11-warknęła ze złością, nie mogąc nic poradzić na to, że on bez zaproszenia wchodzi do środka i chyba świetnie się przy tym bawi.
-Nie powinienem tego wtedy robić.
Cóż, to wciąż nie były przeprosiny.
Wzniosła oczy ku niebu i splotła ręce na piersi.
-Wynoś się stąd.
Obserwowała jak się poddaje. Jak jego ramiona opadają, a on cicho wzdycha, a potem odwraca się w jej stronę i rzuca jej spojrzenie przepełnione żalem i frustracją; jego oczy błyszczały tak jak nigdy wcześniej, a on nie wydawał się jej nigdy równie słaby. Zdecydowanie przebijał swój stan, kiedy leżał na łóżku z wysoką gorączką.
-Przepraszam.
Wow, czyli jednak potrafi. Uniosła w górę brwi i podparła rękę o biodro, opierając się o ścianę w holu.
-Nie wybaczę ci-odparła twardo, hardo podnosząc spojrzenie i chociaż patrzenie prosto w jego stalowoszare, przepełnione bólem oczy rozrywało jej serce, nie zamierzała tak łatwo się poddać. Nie miała siły na znoszenie ludzi, którzy celowo ją krzywdzili. Ona naprawdę przeszła zbyt wiele.
-Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć-stwierdził bezradnie, ponieważ od zawsze myślał, że jeżeli już zmusi się do wypowiedzenia słowa 'przepraszam', wszystko będzie mu wybaczone. Cholera, czy ona nie wiedziała jak ciężko jest to powiedzieć?
-To nie jest mój problem-stwierdziła głośno i pewnie, ale było to tylko złudzenie, bo jej głos delikatnie zadrżał, a on doskonale to usłyszał. A więc wcale go nienawidziła. Nie umiała.
Uniosła w górę rękę i wskazała palcem drzwi, ale on nie zamierzał wychodzić, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
-Wiesz, nie chciałem tutaj przychodzić-powiedział niechętnie, postanawiając jednak nieco się otworzyć, bo to przecież oczywiste, że Granger jest zbyt uparta by wybaczyć mu po krótkim i banalnym 'przepraszam'.
-Trzeba było tego nie robić-wzruszyła ramionami.
-Musiałem-zbliżył się, jednak widząc jak jej ciało się spina, zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Zacisnął ręce w pięści i wypuścił z płuc powietrze, napinając przy tym szczękę. -To co zrobiłem było okropne i nie zasłużyłaś na to, ale... byłem wściekły.
Odwróciła spojrzenie. Wciąż nie był wystarczający.
-Tak w ogóle, wciąż jestem-dodał ciszej, bo to naprawdę było irytujące, że ona go ignoruje. Hermiona jednak go usłyszała. Znów zawalił.
-I to niby moja wina?-zapytała niemal krzycząc. Wyrzuciła ręce do góry i pozwoliła by porwała ją kumulująca się od tygodni złość i frustracja. -To ty zacząłeś na mnie krzyczeć i obrażać za nic! Powiesz mi gdzie zawiniłam, bo cholera nie mam pojęcia dlaczego jesteś dla mnie takim dupkiem!-powiedziała, podchodząc do niego i wyciągając oskarżycielsko palec.
-Otworzyłaś pieprzone drzwi!
-Czemu to takie złe?!-zapytała z wściekłością, resztkami silnej woli powstrzymując się od rzucenia na niego z pięściami. Świr.
-Ponieważ...-wykrzyczał, ale zaraz potem zaciął się, bo idiocie zabrakło odpowiednich argumentów. Odetchnął ciężko, a potem odwrócił się do niej plecami i przeczesał dłonią włosy. -Przepraszam, okey? Przyszedłem i przeprosiłem, czego jeszcze chcesz?!
-Chcę, żeby to było szczere.
-Kurwa, jest szczere-warknął z irytacją.
-To czemu jesteś na mnie zły?-uniosła w górę brwi.
-Bo doprowadzasz mnie do szaleństwa! Myślisz, że często to robię? Że się tak zachowuję? Że dla kogoś jeszcze idę przez pół Londynu, nawet nie orientując się kiedy to robię, a potem wchodzę do jego domu i przepraszam? Robię mnóstwo paskudnych rzeczy, Granger, ale zazwyczaj mi to nie przeszkadza!-wyrzucił z siebie, tym razem nie powstrzymując się od tego, by nieco się do niej zbliżyć. Teraz dzieliło ich już znacznie mniej. Wystarczyłoby wyciągnąć rękę i mógłby ją dotknąć. Zasmakować jej bliskości po tych długich, potwornych dwóch tygodniach.
-Myślisz, że tego chcę? Chcę doprowadzać cię do szaleństwa? Cholera, Malfoy jesteś moim największym problemem-odparła równie podniesionym głosem, niebezpiecznie zbliżając się w jego stronę. -Jestem przerażona tym co się z nami dzieje, kosmicznym poziomem tego co ze sobą robimy i jak się do siebie odnosimy. I chociaż tak bardzo jak wiem, że jeżeli będę to kontynuowała, tak właśnie byśmy wyglądali, kłócąc się i raniąc, to nie potrafię myśleć, że kontynuowanie nie byłoby fajne-wyjaśniła dość zawile, z całych tych nerwów i zestresowania plącząc się w własnych słowach. -Po co tu przyszedłeś?-zapytała po krótkiej chwili milczenia, w której mierzyli się poirytowanymi i rozemocjonowanymi spojrzeniami. -Czego ode mnie oczekujesz?
Merlin mu świadkiem, że próbował. Chciał to załatwić jak cywilizowany człowiek, wypowiedzieć się i choć raz zachować porządnie, ale nie wytrzymał. Nieoczekiwanie porwał ją w talii i mocno pocałował, złączając ich usta od, jak mu się wydawało, bardzo długiego czasu. Wiedząc, że w każdej chwili dziewczyna może go odepchnąć, korzystał więc z chwili, wkładając w ten pocałunek jak najwięcej desperackiej tęsknoty, niepewności i strachu przed odrzuceniem. Pasji. Namiętności. Frustracji, która ogarniała go wraz z niezrozumiałym uczuciem, kiedy ona była w pobliżu.
-To nie jest odpowiedź-stwierdziła cicho Hermiona, kiedy na moment oderwała się od niego by zaczerpnąć powietrza. Jej oczy wciąż były jednak przymknięte, ręce powoli zmierzały w stronę jego karku. Nie zamierzała go odpychać.
-Chcę, żebyś była moja.
Zamarła, pewna, że po prostu się przesłyszała. Czy to był jakiś żart, czy on naprawdę był dwubiegunowy? Powoli otworzyła oczy i z zaskoczeniem przyjrzała się napiętej w oczekiwaniu twarzy Malfoya. Och, Merlinie on naprawdę to powiedział.
-Co?-uniosła w górę brwi, delikatnie się od niego odsuwając.
-Ja...-obserwowała jak na moment przygryza dolną wargę i przeczesuje dłonią włosy. Czy on się denerwował? -To mnie przerasta, bo... jesteś dla mnie... cholernie ważna, Granger. I nie mam pojęcia jak powinienem się zachowywać, bo czegoś takiego jeszcze w moim życiu nie było. Działasz na mnie, sprawiasz, że w jednej chwili gubię wszystko co do tej pory jakimś cudem trzymało mnie przy zmysłach. Staję się przy tobie beznadziejnie słaby i bezradny. To mnie ekscytuje ale też...-urwał, szukając odpowiednich słów. -Przeraża. Jestem przerażony tym, że wzbudzasz we mnie uczucia.
Och, a więc, Merlinie, to jest ta chwila kiedy ostatecznie zgubił resztki dawnej godności. Żegnaj Slytherinie, arystokratyczny rodzie Malfoyów i pieprznięta ideo Voldemorta! Teraz ojciec mógłby go wydziedziczyć z czystym sumieniem.
-Ja...-Hermiona ze skrępowaniem objęła się ramionami i spuściła głowę w dół, szukając odpowiednich słów. Delikatna zmarszczka pojawiła się między jej brwiami, a ona sama starała się ogarnąć w myślach to, co dopiero zawisło w powietrzu. Była w szoku. Tak, to chyba odpowiednie określenie tego co działo się teraz w jej wnętrzu. Drżące westchnięcie wyrwało się z jej ust, kiedy próbowała mu odpowiedzieć.
-Nie musisz odpowiadać-powiedział, bo w pewnym momencie po prostu stchórzył. Nie chciał, żeby na to odpowiedziała. Zbyt mocno bał się odrzucenia. Po tym jak wreszcie odważył się, by przed kimś się otworzyć, nie zniósłby, gdyby go odtrąciła.
-Po prostu...-głośno wciągnął powietrze i smętnie spuścił głowę. Merlinie, stał się żałosny, ale to naprawdę bolało, kiedy w żaden sposób na to nie zareagowała. -Jeszcze raz przepraszam-powiedział cicho, a potem szybko opuścił mieszkanie dziewczyny, głośno zamykając za sobą drzwi. Był skończony, oszukany i, może to dziwne i mało prawdopodobne, ale prawdziwie zraniony. Zrozumiał dlaczego tak długo wzbraniał się przed emocjami i ludzką wrażliwością. To bolało, sprawiało, że zaczynało mu zależeć. Hermiona Granger zrobiła z niego człowieka, a potem tym człowiekiem pogardziła.


----------------------------
Siemanko, kochani!
Dzisiaj dodaję rozdział. Kolejny postaram się dodać jak najszybciej, bo choć go jeszcze nie zaczęłam, to jako tako, mam na niego plan i już chyba wiem co się wydarzy :) Zachęcam do komentowania i życzę jak najwspanialszego popołudnia/wieczoru :*





15 komentarzy:

  1. Skręca mnie w żołądku, byle zacząć to już czytać aaaaa
    Ps w sumie nie wiem, czemu to pisze, ale chyba jestem pierwsza B|

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc rozdział był cudowny, zresztą jak zawsze. Co tu więcej mówić ://
      Może zacznę od początku, bo przez te wszystkie emocje pewnie wyjdzie mi strasznie chaotyczny komentarz.
      Mam nadzieję, że Draco nie będzie chciał uczestniczyć w tych walkach, chociaż podejrzewam, że zraniony się pewnie na to zgodzi... -_-
      Dziwne, że Harry zaprosił go do ich mieszkania, skoro wiedział, że w każdej chwili może przyjść Hermiona. Anyway, nie narzekam :3
      Nic dziwnego, że Granger tak, a nie inaczej na niego zareagowała. Swoją drogą, po tym fragmencie byłam jeszcze bardziej wkurzona na Malfoya, ale przeszło mi, jak zdecydował się do niej iść i ją przeprosił (w końcu!!!). Wiedziałam, że skończy się pocałunkiem, hah. Ale nie spodziewałam się tego, że go odrzuci. W sumie dobrze mu tak, niech teraz on trochę pocierpi :||
      Na zakończenie powtórzę, że rozdział był naprawdę świetny i z niecierpliwością czekam na następny.
      P.S. Przepraszam, że się nie rozpiszę, ale spieszę się, ech.

      Usuń
  2. Czytałam Twoje poprzednie opowiadanie i wreszcie znalazłam czas, żeby nadrobić zaległości w tym i muszę przyznać, że jestem oczarowana. Strasznie podoba mi się, jak stworzyłaś postać Draco. Jest naprawdę kanoniczna, co bardzo cenię, bo często autorki na swoje potrzeby zupełnie go zmieniają, pozostawiając jedynie imię. Cieszy mnie, że masz już zaplanowany kolejny rozdział, bo to daje mi nadzieję, że szybko się pojawi ;)
    ~BlackCape

    http://dramione-all-i-wanted-was-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Lepiej żeby Draco uczestniczył w tych walkach, niż pomagał śmierciożercom. Eh, wiedziałam, że ją pocałuje ;D tak musiało się stać ;D Czekam na kolejny rozdział, mimo tego, że dodajesz dość często swoje rozdziały, z końcem każdego nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. o JA ! nie mogę uwierzyć, czyżby Draco z tej frustracji zgodził się na walki?Mam nadzieje ze Granger się opamieta,i wiesz co ci powiem ze najbardziej wyczekuję watek erotyczny z nimi roli głównej(: Nie lubię połaczenia jak Hharry kocha się w Mionie drażni mnie to , oni dla mnie zawsze byli i bedą jako przyjaciele czy rodzeństwem z wyboru .. Harry zasługuje na kogoś szalonego kogoś jak Ginny -M

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowość ?:)-M

    OdpowiedzUsuń
  6. bo wciąż mi mało hihihi, takze cokilka godzin odświeżam z nadzieja ze dzisiaj rzuciłaś nowy rozdział -M

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie umiem się zebrać, by napisać parę słów. Oczywiście rozdział świetny! Ile jeszcze Draco i Hermiona będą tak odpychać? Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam
    PAT.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy raz w życiu komentuję, a przeczytałam już mnóstwo opowiadań. Wielki Szacun! ;) niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio trafiłam na Twojego bloga i wręcz pochłonęłam całe 19 rozdziałów na raz.
    Pomimo, że jest nieco depresyjne i pomimo, że naprawdę nienawidzę, kiedy autorzy tak oddalają i zbliżają bohaterów do siebie, to muszę przyznać, że Twoje opowiadanie przypadło mi do gustu.
    Draco w tym rozdziale przyprawił mnie o gęsią skórkę, co dawno mi się nie zdarzyło, za co dziękuje.
    Czekam, na rozwój wydarzeń. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miałam ciarki czytając o konfrontacji Hermiony i Dracona. Normalnie brak mi słów. Te wszystkie emocji i... nie, nie wiem. Nie będę się kompromitować chwilowym brakiem zdolności do sklecenia poprawnego zdania i przejdę do kolejnego rozdziału.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj! Napiszę jeden zbiorowy komentarz do tych 18 rozdziałów. Wiem, że powinnam inaczej. I za to przepraszam. Ale.. Jesteś dla mnie mistrzem w trafnych i genialnych zdań.
    "Hermiona Granger zrobiła z niego człowieka, a potem tym człowiekiem pogardziła."
    Najpiękniejsze zdanie! Kocham Twoje opowiadania za zdania tak prawdziwe. Tak życiowe i trafiające w moje myślenie. Przyznam, że jak czytam to zapisuje sobie takie perełki!
    Weny! DUŻO WENY!
    Jestem Twoją wielką fanką :)
    AGA

    OdpowiedzUsuń
  12. wspanialy rozdzial...
    to jal draco przepraszal hermione bylo naprawde cudowne
    swietnie ze zebral ie do tego i mam nadzieje, ze hermiona cos z tym zrobi

    OdpowiedzUsuń