piątek, 19 czerwca 2015

-Rozdział 20- Feel So Close

Tak jak i jego humor i pogoda wkrótce się popsuła. Nad Londynem zawisły ciemne chmury, a on zmuszony był wracać do domu podczas deszczu, który mocząc ponure i szare ulice, jedynie jeszcze bardziej go dobijał.
Odrzuciła go. Hermiona Granger go odrzuciła.
Przepełniony goryczą i złością na samego siebie, uśmiechnął się fałszywie. Czy to nie było oczywiste? Czy nie powinien przewidzieć, że ktoś taki jak on nie zasługuje na osobę tak dobrą, normalną i niezepsutą jak ona?
Z frustracją przesunął palcami po już wilgotnych od deszczu włosach, a potem westchnął cicho, szczerze zły i nieszczęśliwy, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej.
Zbliżał się już do domu, kiedy mijał starą i opuszczoną, zamkniętą zapewne przed latami siłownię. Okna w kamienicy były powybijane, dlatego bez trudu dostrzegł w środku blade światło wypalających się żarówek. Gwar rozmów roznosił się echem, a on przypomniał sobie o rozmowie, którą odbył rankiem.
[...]
Był wściekły. Tak bardzo wściekły, że nawet nie myślał, przystając na umowę faceta, który, wręczając mu plik mugolskich banknotów, drugie tyle obiecał mu po skończonej walce. Potrzebował miejsca, w którym mógłby się wyładować, a wyżycie się podczas walki z jakimś zapewne niedoświadczonym chłopcem nie wydawało się trudne, w dodatku wtedy, kiedy ktoś mu za to płacił.
Potem rozwścieczony, gwiżdżący i wiwatujący tłum wepchnął go na ring, a jemu pozostało jedynie ściągnąć koszulkę i stawić czoła wyzwaniu, nie myśląc zbyt wiele o konsekwencjach. Czuł się jak w transie, wyciszył się, zapomniał o otaczających go ludziach, wyłączył emocje i uczucia. Niemal słyszał jak bije jego serce, w jaki sposób przyspiesza jego oddech.
Kostki na jego rękach pobielały kiedy zacisnął pięści. Żyły na rękach i szyi uwydatniły się, czuł jak płynie w nich adrenalina.
Wdech. Wydech. Na moment przymknął powieki, starając się jeszcze bardziej skoncentrować i wyciszyć. To było całkiem proste. Rozwalić jakiegoś kolesia na oczach uradowanego tłumu.
Kiedy jego oczy otworzyły się, źrenice miał rozszerzone, czarne, skupione jedynie na przeciwniku, który właśnie pojawił się na ringu. Cóż, nie wyglądał na słabego i niedoświadczonego chłopca, ale w obecnej sytuacji, w obliczu złości i frustracji, które odczuwał po rozmowie z Hermioną, jego muskuły, wysoki wzrost i fakt, że swoją postawną sylwetką rzucał na niego cień, nie robiły na nim zbytniego wrażenia. Był zły, a w złości był zdolny do robienia wielu, nie tak banalnych jak to, rzeczy.
-Wygrywa ten, który pierwszy powali przeciwnika-wyjaśnił sędzia, gwiżdżąc gwizdkiem. Tłum oszalał, a on jedynie uśmiechnął się pod nosem, bo skoro nie przedstawiono mu żadnych innych zasad, nie musiał się wstrzymywać. Nie miał ograniczeń. Jedynie on, niekończące się pokłady agresji, które do tej pory starał się tłumić i facet naprzeciwko niego, który z wyrazem obrzydzenia i pogardy właśnie się do niego zbliżał. Tłum wrzeszczał, szarpał o liny odgradzające ring, a jacyś ludzie niedaleko właśnie wymieniali się pieniędzmi z zakładów.
-Kurwa.
Poczuł jak jego głowa odskakuje na bok, a on leci do tyłu, lądując na plecach. Gwizdy i buczenie widowni rozległo się w jego uszach, tępy ból przeciął prawą stronę szczęki.
-Cholera-zaklął ponownie, w zaledwie ułamku sekundy ponownie stając na nogach. Choć na początku wydawało mu się to proste, przez tłum nie potrafił się skupić. Do tej pory jego zadania i misje ograniczały się do nieco innych, a ewentualna widownia, kończyła zazwyczaj martwa.
Przesunął szczęką na boki, a potem zmrużył delikatnie oczy, próbując wyrwać się z otępiania. To mu się nie zdarzało. Był wściekły i to go rozpraszało. Przez jego czyny jeszcze nigdy wcześniej nie przemawiało tyle emocji.
Zrobił kilka szybkich, mocnych i gwałtownych kroków, a potem wyskoczył do góry i jednym sprawnym ruchem przywalił znacznie wyższemu facetowi od siebie w twarz. Może i nieco wyszedł z wprawy, ale przecież wciąż pozostawał tym, który jeszcze przed paroma dniami rozwalił cały gang.
Po wykonaniu kilku uników, ponownie zaatakował napakowanego mężczyznę, uderzając pięścią o jego twardy brzuch.
-Ty gnoju.
Wtedy też dotarło do niego, że niepotrzebnie się bawi. Że skoro jest zły, powinien atakować. Krzywdzić. Ranić. Niszczyć tak długo i mocno, na ile tylko starczy mu siły.
Nie miał pojęcia, kiedy zdążył powalić faceta na ziemię, ale stało się to najprawdopodobniej po tym, jak stosując kilka banalnych i świetnie wyuczonych chwytów, wykręcił mu rękę i połamał palce. Kochał, kiedy nie musiał się ograniczać. Kiedy to on miał kontrolę.
-Oto zwycięzca-zaraz po tym gdy jakimś cudem oderwali go od faceta, sędzia uniósł jego rękę w górę, a tłum zawył z uciechy, wznosząc w górę ręce. To było niesamowite. Fakt, że wystarczy im dawka brutalnych, przepełnionych przemocą scen, aby ci zachowywali się jak na narkotykowym haju, podczas najlepszej imprezy świata.
Jego stalowoszare, poważne i wciąż przepełnione złością oczy z obrzydzeniem gapiły się na ludzi, którzy tryskającą z nosa jego przeciwnika krew traktują jako widowisko, coś godnego ponadprzeciętnej uciechy i wiwatowania. Cieszyli się z kilku połamanych kości, wyjątkowo bolesnych siniaków, rozcięć i krwi na twarzy.
Jego prawa ręka wciąż była w górze, mocno ściskana przez równie uradowanego co reszta ludzi sędziego, a on poczuł odrazę do tego miejsca, był przerażony tym z jaką radością i przekonaniem ludzie oddają się złej idei. Bo ponieważ sam niejednokrotnie zbaczał na złą ścieżkę, to zdawał sobie z tego sprawę.
Gwałtownie wyszarpnął dłoń z uścisku mężczyzny i z obrzydzeniem ruszył w stronę zejścia z ringu, porywając przy tym swoje ubrania. Nakładając na siebie koszulkę, przeciskał się między ludźmi, którzy pochłonięci przez rozpamiętywanie walki, wymienianie się wrażeniami, a także pieniędzmi z zakładów, nie zwracali na niego uwagi.
Chciał tylko zniknąć. Żałował, że w ogóle przyszedł.
-Twoja zapłata.
Facet, który go zatrudnił wyglądał na typowego gościa, który nie miał co zrobić z obrzydliwie wielkim majątkiem. Jego garnitur był modny, dopasowany i czysty. Kontrastował z biedną i zapuszczoną okolicą.
-Nie chcę twoich pieniędzy-stwierdził z powagą i opanowaniem Draco, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.
-Wydaje się, że bardzo ich potrzebowałeś-zauważył z kpiącym uśmieszkiem mężczyzna. Palant nie miał pojęcia, że w rzeczywistości rozmawia z nie byle jakim arystokratą, co prawda pozbawionym pieniędzy, ale jednak widzącym za swojego życia o wiele więcej bogactw niż jemu kiedykolwiek się przyśniło.
Pokręcił głową, a potem przepchnął go na bok i ruszył w stronę wyjścia.
-Wpadnij jeszcze kiedyś. To było niezłe widowisko.
Rzucił mu krótkie spojrzenie, oglądając się przez ramię. Uśmiechnął się pod nosem. To oczywiste, że kiedyś jeszcze tu przyjdzie. Niewątpliwie niejednokrotnie przyjdzie mu ochota by wyładować tu swoją złość i zawód do całego świata, ale obecnie nieco już ochłonął. Przynajmniej na tyle by wiedzieć, że to nie jest sposób.
-Do zobaczenia-skinął głową, a potem szybko opuścił starą siłownię, zmierzając prosto do domu.

                                                                              ***

Drewniane schody skrzypiały kiedy wchodził po nich na swoje piętro, wyciskając jednocześnie wodę z przemoczonej koszulki. Był zły, wściekły i po prostu sfrustrowany i chociaż wyżycie się na przypadkowym gościu w siłowni było dobre, to mimo wszystko wciąż nie wystarczające, nie gaszące jego palącej potrzeby zadania komuś uczucia podobnego do tego, które aktualnie męczyło i deptało jego serce.
-Malfoy?
Zaskoczony uniósł głowę i odgarniając do tyłu przemoczone włosy, z zaskoczeniem spojrzał na Hermionę, siedzącą na ziemi w korytarzu, z nogami podciągniętymi pod brodę. Opierała się o ścianę tuż przy jego drzwiach, a teraz powoli podciągała się do góry, aby zaraz potem stać już naprzeciw niego, z wyrazem zatroskania i smutku na twarzy.
-Co ci się stało?-zapytała, a on zamarł, kiedy jej delikatna, drobna dłoń, w opiekuńczym geście pomknęła do jego szczęki. Och, czy to się przypadkiem nie powtarzało zbyt często? Uśmiech goryczy pojawił się na jego twarzy, kiedy spuścił głowę i odwrócił ją na bok, ostatecznie odbierając jej możliwość dotyku.
-Malfoy?-patrzył jak unosi w górę jedną brew i chyba domaga się wyjaśnień. Czy był jej je winny?
-Nie wiem czemu miałoby cię to obchodzić-stwierdził oschle, a potem wyminął ją, wyciągnął klucz z kieszeni i nie patrząc na nią, otworzył drzwi.
-Przepraszam.
Zmarszczył brwi i spojrzał na nią z niezrozumieniem, na moment zapominając o palącej potrzebie otwarcia drzwi i zatopienia się w jakiejś czynności, jakiejkolwiek, która tylko pozwoliłaby mu oderwać się od rzeczywistości.
-Przepraszasz za co?-zapytał z zainteresowaniem, jednak jego głos, nie tak jak chciał, zabrzmiał zimno i obco. Tak typowo dla niego. Merlinie, był dupkiem.
-Że nic ci wtedy nie odpowiedziałam.
Uśmiechnął się z politowaniem i teraz już wlepił wzrok w drzwi, pchając je do przodu.
-Zapomnij.
-Zależy mi na tobie.
Wstrzymał zamykające się drzwi, w ostatniej chwili rezygnując z zatrzaśnięcia ich jej przed nosem. O Merlinie. Poczuł jak jego serce się zatrzymuje. Umiera, a potem na nowo się odradza, po to by bić jakby z większą siłą, chęcią i sensem.
-Co?-patrzył jak dziewczyna szybko mruga, a potem z zakłopotaniem przesuwa dłonią po swoich długich, falowanych włosach, cicho wzdychając.
-W ostatnim czasie mnóstwo osób mnie skrzywdziło-powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. -Naprawdę wiele i ja... Ja się boję, Malfoy. Ponieważ jesteś najbardziej skomplikowaną i trudną do zniesienia osobą jaką kiedykolwiek poznałam. Wszystko psujesz, zmieniasz, wywracasz mój świat do góry nogami i...-urwała, spuszczając na moment wzrok. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko. Z zestresowaniem wykręcała sobie palce. -Boję się zaangażować. Bardzo. Ale to nie w porządku oszukiwać cię i...
Tak jak miał w zwyczaju, po prostu jej przerwał. Nieoczekiwanym i gwałtownym ruchem ujął jej twarz w obie dłonie, a potem przywarł do jej warg ustami, zbyt zaskoczony i szczęśliwy, żeby jakoś jej odpowiedzieć. Wciąż chciał, żeby była jego. Z każdym dniem była dla niego ważniejsza, z każdą chwilą pragnął jej mocniej. Teraz, z tego co mu się wydawało, w jakiś pogmatwany i mało otwarty sposób, powiedziała mu, że czuje to co on. I chociaż nie zamierzała się angażować, on gotów był w pełni zadowolić się tym, co ma do zaoferowania.
Nie przerywając pocałunku wciągnął ją za sobą do mieszkania, a potem, po omacku zamykając drzwi, przycisnął jej ciało do drewnianej powierzchni, przywarł do niej biodrami i złapał ją za nadgarstki. Korzystał z jej bliskości tak jak tylko mógł, wiedząc, że w każdej chwili może coś popsuć.
Całował ją zachłannie, z całą górą emocji, których nie potrafił ogarnąć; uczuć i zachowań, których wcześniej nigdy nie doświadczył. Miał wrażenie, że to się staje coraz poważniejsze, że uzależnia się coraz mocniej. Pragnie i potrzebuje, nawet tego nie kontrolując.
W końcu przestał przytrzymywać jej nadgarstki, zbyt mocno stęskniony za jej dotykiem, ręce postanawiając umieścić pod jej koszulką, powoli zadzierając ją do góry.
Dziewczyna nie czekała. Jej drżące z emocji palce zaczęły szybko podciągać materiał jego ubrania, co okazało się wyjątkowo trudne, kiedy wciąż nie przestawała się z nim całować. Mimo to, wciąż to kontynuowała. W przypływie odwagi pogłębiła nawet pocałunek, powodując na jego ustach delikatny, lekko rozbawiony uśmiech.
Nie trwało to jednak długo. Poczuła jak Draco na moment odsuwa ją od siebie, a potem jej koszulka ląduje na podłodze, tuż przy wejściu do mieszkania, a on wciąga ją głębiej, w stronę największego pokoju, gdzie znajdowało się łóżko. Ponownie ją pocałował, a ona poddała się temu, wracając do prób ściągnięcia z niego chociaż mokrej koszulki. Przez moment znów w jej głowie pojawiła się panika. Będzie musiała się rozebrać, a on zobaczy jej blizny.
Malfoy popchnął ją na łóżko, a potem powoli pochylił się nad nią, opierając łokcie po jej bokach. Nagle nieco zwolnił. Nie był już taki zaborczy ani zachłanny. Miał ją już blisko. Prawie tak blisko jak pragnął w skrywanych od wielu tygodni myślach.
-Malfoy...
Oderwał się od niej i uniósł głowę, spoglądając jej prosto w oczy. Zmarszczył brwi, widząc na jej twarzy niepewność.
-Ja nigdy...
Nieco go tym zaskoczyła. Nie spodziewał się tego. Nie po tym jak niejednokrotnie rzucała się na niego z pocałunkami, albo niemal kończyła z nim w łóżku.
-W porządku-pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem znowu chciał ją pocałować, jednak ona nie dała mu dostępu do swoich ust, delikatnie uśmiechając się pod nosem.
-Ja nigdy nie robiłam tego w łóżku-wyjaśniła, a on prawie zakrztusił się własną śliną, nie wierząc własnym uszom. Nie? W takim razie gdzie to robiła? Z kim? Mnóstwo nieprzyzwoitych myśli przemknęło mu przez głowę, kiedy zobaczył jak dziewczyna cicho się śmieje, najwidoczniej po prostu żartując.
-Proszę, bądź delikatny-poprosiła cicho, a potem umieściła dłonie na jego karku i pocałowała go, przyciągając do siebie.
Och, a więc był jej pierwszym. Jeszcze nigdy nie był niczyim pierwszym. Nagle ogarnęła go niepewność, ponieważ naprawdę, bardzo nie chciał jej skrzywdzić, a wiedział, że ma do tego tendencje. Wiedział, że ona może żałować.
Szybko zapomniał jednak o wątpliwościach, bo Hermiona zaczęła całować jego szyję, powoli ściągając przemoczoną koszulkę z jego ramion. Niecierpliwiąc się, pomógł jej, a potem rzucił wilgotny od deszczu materiał na ziemię, odnajdując jej usta tak szybko jak tylko było to możliwe. Chciał jej to dać, chciał się dla niej postarać. Dać jej tak wiele przyjemnych doznań ile tylko było możliwe.
-Jestem wstanie to zrobić. Zrobić to i się nie angażować-wyszeptał wprost do jej ucha, kiedy uprzednio błądząc ustami po jej szyi, dotarł do jego płatka. -Po prostu się zgódź.
Pokiwała głową, a potem zbyt zestresowana, by jakoś mu odpowiedzieć, ponownie złączyła ich usta w pocałunku, drżącymi rękami docierając do krawędzi jego spodni. Chciała to zrobić. Naprawdę bardzo tego pragnęła. Zapewnić go, że ona również coś czuje. Przekonać samą siebie, że wciąż jest wstanie coś poczuć.
Malfoy nie czekał. Zdecydowanym ale i delikatnym, nie chcącym jej przestraszyć ruchem, zaczął zsuwać jej spodnie, czując jak jej ciało pod nim się napina. Wiedział, że się bała, ale w tym momencie, nie pragnął niczego innego jak tego, by przekonać ją, że dopóki on jest tutaj, żaden strach nie powinien jej obchodzić. Całował ją powoli i subtelnie, zsuwając jednocześnie parę obcisłych jeansów, które do tej pory miała na sobie. Dyskretnym wzrokiem podziwiał jej ciało w skromnej, acz całkiem pociągającej czarnej bieliźnie.
Widział jak ręce lokuje na wierzchu swoich ud, próbując zakryć blizny po krzywdzie, którą sobie wyrządziła. Jak się tego wstydzi. Jak wiele dyskomfortu i żalu sprawia jej jego palący wzrok.
Znowu ją pocałował, tym razem zjeżdżając ustami nieco niżej. Obojczyki. Piersi. Brzuch. W końcu i nogi. Jego wargi sunęły po chropowatej fakturze blizn, każdą z nich zaznaczając subtelną i powolną czułością. To nie było w porządku. Tak bardzo się nienawidzić. Krzywdzić się bez powodu. Robić coś takiego, kiedy było się tak idealnym i pięknym.
Uniósł głowę i spojrzał na jej twarz, już spokojną i opanowaną. Zrelaksowaną. Jej oczy były zamknięte, ręce zaciśnięte na materiale prześcieradła, ciało okryte jedynie bielizną, której zamierzał niezwłocznie się pozbyć. To było odurzające. Kosmiczne. Zadziwiająco piękne i ekscytujące. Nadające sensu, siły i wiary. Tak cudowne, że kiedy uświadomił sobie coś całkiem istotnego, uderzyło to w niego z ogromną mocą, bólem i ciężarem. Kłamał. Perfidnie okłamał nie tylko ją, ale i samego siebie. Nie był wstanie się nie angażować.

                                                                              ***


Nie wiedziała czemu postanowiła oddać mu całą siebie. Podarować to, co najcenniejsze, najbardziej intymne. Uwierzyć, że tę wyjątkową chwilę uczyni... wyjątkową. Dlaczego pokazała mu wszystko co ma do zaoferowania, z taką łatwością obdarzając ufnością i wiarą. Z jakiego powodu stwierdziła, że jest tego warty.
Teraz wbijała paznokcie w jego plecy i przymykała oczy, myśląc jedynie o tym, czy postępuje słusznie. Czy wybierając drogę wytyczoną przez spragnione bliskości i oddania serce, nie zdradza i perfidnie okłamuje umysłu. Czy po tym co zrobi będzie wstanie wciąż okłamywać samą siebie? Czy ulegając słabości w dalszym ciągu z taką łatwością przyjdzie jej stwierdzenie iż nie jest jeszcze za późno? Że wcale nie czuje w sercu bólu za każdym razem, kiedy w jej umyśle pojawia się przekonanie, że Draco Malfoy nie jest wstanie dać jej uczucia najcenniejszego na ziemi. Że pod żadnym pozorem nie może się w nim zakochać, mimo świadomości, że powoli właśnie to robi.
Całował ją. Próbował skupić jej myśli, być jedynym w jej umyśle. Udawało mu się to. Nikt inny nie zaprzątał teraz jej głowy. Nikt inny nie uczynił wcześniej tak przyjemnej żadnej z chwil w jej życiu. Mimo to była zmartwiona. Tym jak bardzo komplikuje sobie życie. I chociaż pożądanie i namiętność trawiły jej wnętrze, to była sobą. Racjonalną. Trwale skupioną. Mądrą i przezorną.
Wkrótce potem opadli obok siebie. Zmęczeni, spoceni i dyszący, szczerze zadowoleni i szczęśliwi, ale jednak puści. Przekonanie, że to nie ta kolejność, nie ten klimat i nie te słowa, powoli zatruwało ich serca.
W milczeniu obserwowała jak Malfoy wstaje z łóżka, a potem pochyla się nad ziemią i zaczyna zbierać swoje rzeczy. A więc to ten typ relacji. Obydwoje byli napaleni i rozdarci, więc przespali się, a potem zamierzali udawać, że nic się nie stało.
Gula podeszła jej do gardła, a oczy niebezpiecznie zaszkliły się, jednak powstrzymała to, nie zamierzając ryczeć z powodu noża rozczarowania i zdrady wbitego w jej serce. Miała być silna. Miała mu ufać. Podciągnęła kołdrę pod szyję, zasłaniając swoje nagie ciało, a potem odetchnęła ciężko, wbijając zamyślony wzrok w sufit, zakładając ręce pod głowę.
-Jak bardzo to spieprzyłem?
Kiedy uniosła wzrok, Malfoy stał przed nią już ubrany. To znaczy, może nie do końca, bo miał na sobie bokserki, ale w porównaniu z tym, jak prezentował się zaledwie chwilę temu...
-Co?-zdezorientowana uniosła w górę brwi i podparła się na łokciach, aby lepiej mu się przyjrzeć.
-Żałujesz tego?-zapytał, niezdarnie pocierając dłonią kark. Jego oczy były niepewne, warga przygryziona. Był zdenerwowany, sfrustrowany i pewnie zły, bo zrobiła coś źle. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Nie chciała się kłócić.
-Dlaczego tak myślisz?-zapytała drżącym głosem, ponieważ, cholera, nie tak sobie wyobrażała swój pierwszy raz. Czy nie powinni leżeć w łóżku? Przytulać się i gadać o czymkolwiek o czym się w  takich sytuacjach rozmawia?
-T-to nie powinno być tak-stwierdził, zawieszając wzrok gdzieś, w nieokreślonym punkcie po prawej stronie. Och, a więc teraz nie mógł nawet na nią patrzeć. Czuła się... upokorzona. Tak, upokorzona to odpowiednie słowo. Czy nie mógł jej powiedzieć, że mu się nie podoba zanim to zrobili? Przeczesała ręką włosy, a potem zacisnęła je tuż przy cebulkach, ostatkami silnej woli wstrzymując łzy.
-Przepraszam, że nie jestem wystarczająca-wyrzuciła w końcu z siebie, a potem wstała z łóżka i owinęła się kołdrą, zmierzając w stronę wyjścia z pokoju, szukając ubrań, które w ferworze pożądania i namiętnych uniesień zrywali z siebie jeszcze chwilę temu.
-Co? O czym ty gadasz?-szybko do niej podszedł, a potem odwrócił w swoją stronę i przyjrzał z zaskoczeniem, marszcząc przy tym brwi. -Jak możesz tak mówić?-zapytał, dotykając dłonią jej policzka. Z bolącym sercem patrzył jak jej podbródek drży. Och, Merlinie jak mógł tak spieprzyć?
-Nie żałuję tego-powiedziała, patrząc mu w oczy. -Nie, jeżeli ty też nie.
Powoli skinął głową, nie odrywając od niej zatroskanego spojrzenia.
-Chcę, żebyś była szczęśliwa-wyjaśnił, nie odrywając spojrzenia od nieodgadnionego wyrazu jej czekoladowych tęczówek. -Nie potrafię myśleć, że właśnie cię zraniłem. Albo zawiodłem. Albo...
Westchnęła, a potem wspięła się na palcach i pocałowała go, wplątując palce w jego jasne włosy. Marzyła o tym, by pewnego dnia móc robić to bez powodu. Bez lęku, że ją odtrąci. Z pewnością i spokojem, że on należy do niej.
-Nie zraniłeś mnie-powiedziała cicho, szepcząc w jego usta, kiedy powolnym ruchem odgarnął niesfornego loka za jej ucho. -Ani nie zawiodłeś-zapewniła, pocierając kciukiem włosy na jego karku. -Więc jeżeli tylko wciąż ci się podobam-głośno przełknęła ślinę, wzrok utkwiwszy w jego ustach. -Jeżeli wciąż chcesz mnie po tym co zrobiliśmy...-próbował coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa, kontynuując-wróćmy tam i zachowujmy się tak, jakbyśmy obydwoje byli szczęśliwi.
-Jestem szczęśliwy-przyznał, unosząc ją delikatnie do góry i niosąc w stronę łóżka. W duchu nie potrafił pojąć, jak mogła pomyśleć, że po tym jak się ze sobą przespali, mógłby z niej zrezygnować. Było za późno. Wpadł. Wkopał się. Topił w bagnie. Nie miał odwrotu.
Położył ją na materacu, a potem przysunął się tak blisko jak tylko dało, przerzucając rękę przez jej nagą talię. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zbliżając twarz do jej włosów, mógł zaciągnąć się ich kwiatowym zapachem.
[...]
Powoli odprężała się w jego ramionach, dopuszczając do siebie radość i szczęście, jakie sprawiała jej jego bliskość. Leżąc w jego łóżku, pod wspólną kołdrą, opierając plecy o jego tors, po raz pierwszy od wielu tygodni poczuła się kochana. I choć wiedziała, że Malfoy nigdy tak naprawdę, prawdziwie jej nie pokocha, to była wstanie się co do tego oszukiwać. Powoli odwrócić się w jego stronę, a potem oprzeć ręce o jego klatkę piersiową i spojrzeć do góry, na jego spokojną, pogrążoną we śnie twarz.
-Malfoy?-wyszeptała, pragnąc upewnić się, czy oby na pewno już śpi.

Zmarszczył brwi, kiedy usłyszał jak się do niego odzywa. Był pewny, że dziewczyna już śpi. Poczuł jak odgarnia włosy z jego czoła, a potem, ku jego uciesze, przysuwa się jeszcze bliżej.
Sam mocniej zacisnął dłoń na jej talii, tak, aby przypadkiem gdzieś mu nie uciekła, a potem przesunął się na plecy, czując jak głowa dziewczyny ląduje na jego piersi.
-Tak, Hermiono?-zapytał zaspanym głosem, powoli unosząc w górę jedną brew. Hermiono? To brzmiało cudownie. Móc tak po prostu mówić do niej po imieniu. Nie sądził by ciągłe nazywanie jej po nazwisku w obliczu uczuć, które do niej żywił było odpowiednie.
Odetchnęła cicho, mocniej wtulając policzek w jego twardy, nagi tors. Teraz nie miała już wątpliwości. Powoli się zakochiwała.
-Ja też jestem szczęśliwa-wyszeptała w ciemną przestrzeń, a potem już zasnęła, wciąż czując na swoim ciele jego silne ramię.


---------------------------------------------

I jak? :P
Chcę tylko napisać, że wszystko co tu napisałam jest zamierzone i o to tu chodziło, żeby ta chwila nie była magiczna, słodka, ani perfekcyjna :D Zapraszam do komentowania, zależy mi na waszym zdaniu. Tymczasem - miłego weekendu kochani :*


12 komentarzy:

  1. Jest tak, jak powinno być. To jest moje zdanie. Jak pisałam wcześniej - opisy emocji, przekazywanie uczuć za pomocą słów, to Twoja wielka siła i atut tego opowiadania. Jest w nim tyle dramione, że aż można popłakać się ze szczęścia;) i wcale nie ubolewam nad tym, że nie ma Ginny, Blaise'a czy tej denerwującej dziewczyny, której imienia nie pamiętam;) Jest Draco, jest Hermiona, są uczucia, sprzeczności, napięcie, zranione dusze.. Rozpływam się!
    Bardzo podoba mi się to, że pierwszy raz naszej cudownej pary nie był idealny, bo to nie byłoby wiarygodne. I to, że Draco jednak skorzystał z propozycji walki - świetne! Lubię Twojego Draco, bo ma w sobie pazur, taką drapieżność, a ja lubię niegrzecznych chłopców :)
    Wracam do czytania i dalszych zachwytów.
    Pozdrawiam, ściskam, życzę weny,
    Claire :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.youtube.com/watch?v=rqj1hf-KQ2c
      ta piosenka kojarzy mi się z tym opowiadaniem
      to tak na koniec :)

      Jeszcze raz pozdrawiam !

      C.J.C

      Usuń
  2. Uwielbiam Cię, po prostu uwielbiam. Nawet jeśli emocje jeszcze nie opadły postaram się napisać sensowny komentarz.
    Tworzysz historię, która porusza ludzkie serca. Jej realizm, klimat, ból mieszający się ze szczęściem. To jest niesamowite. Człowiek nie potrafi się oderwać. Relacja głównych bohaterów to majstersztyk. Oboje skrzywdzeni przez życie, pełni tajemnic i sprzeczności, a jednak są dla siebie odskocznią od rzeczywistości.
    Twoja historia jest epicka. Już teraz mogę powiedzieć, że jedna z lepszych, jakie czytałam.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie rozdziały to ja mogę czytać już zawsze. Z jednej strony słodkie, a z drugiej brutalność, co sprawia, że całość jest idealnie wyważona. Strasznie mi się to podoba i cieszę się, że rozdziały pojawiają się tak często. ;)

    http://dramione-all-i-wanted-was-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. To było taaakie piękne <3
    Generalnie chciałabym Ci powiedziec, że lubię Twoje blogi i je czytam. Tak tylko żebyś wiedziała. Postaram się komentować, ale... Elaboratow tu nie znajdziesz.. :x mimo wszystko dam o sobie znać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oddałas to tak realistycznie, że aż nadziwić się nie mogę!
    Boskie!
    Komplikacje, uczucia, to jest piękne!
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili

    opowiadaniahp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale nie zaprzeczysz, że końcówka jednak była magiczna. :)
    Dramione True Love <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie na tę scenę czekałam! Nie zrozum mnie, źle. Nie chodzi mi o scenę łóżkową, bynajmniej. Nieprzyzwoicie wprost lubię sceny, kiedy w jakiś sposób wyznaje się swoje uczucia, jednocześnie będąc w stanie silnego wzburzenia. Dlatego tak bardzo podobała mi się ta scena. Miałam wrażenie, ze Draco aż kipi z nadmiaru emocji.
    Czekam na kolejną część. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno się nie odzywalam wciąż jednak jestem i czyt. Wspaniałe city idzie cieszy mnie że akcja dzieje się powoli aczkolwiek fakt że już są po wspólnej nocy cieszy mnie
    W końcu do czegos doszło.
    Lecę czytać dalej! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękny rozdział♥
    -M

    OdpowiedzUsuń