Bellatrix spojrzała na Teodora z uśmiechem, który miał w sobie coś szalonego. Zatrzepotała rzęsami, po czym wyciągnęła rękę, po kieliszek, do którego chłopak nalał trochę wina.
Teodor z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzył jak kobieta bierze łyk napoju, potem więcej, aż w końcu opróżnia całą zawartość napoju.
W tym czasie zarówno Draco jak i Blaise patrzyli na wszystko, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
Teodor wypił zatrute wino...
Czekali aż chłopak zacznie wyginać się w konwulsjach albo chociaż zacznie wyć z bólu, jednak nic takiego się nie działo. Teodor spokojnie przyglądał się Bellatrix, która już po paru sekundach zaczęła się krztusić.
Spojrzała na wszystkich z przerażeniem, jednak miny każdego z Ślizgonów pozostały zupełnie niewzruszone na widok duszącej się kobiety. Można by powiedzieć, że bardzo pasował im taki obrót sprawy. W końcu to planowali. No może... z wyjątkiem tego, że Teodor zmuszony będzie napić się zatrutego wina...
-Okłamaliście mnie...-wyjąkała chrapliwym głosem Bellatrix. Złapała się za obolałą krtań, patrząc na nich z szczerą wściekłością. Próbowała wstać, jednak momentalnie osunęła się na ziemię.
-Bingo!-oświadczył Draco z wrednym uśmieszkiem, po czym podszedł do niej i pomógł wstać. -Zaczęłaś robić problemy.
-Ale Teodor-zaczęła, czując się wyraźnie oszukana.
-Słodki Teo był tylko elementem naszej okropnej gry. Że też dorastaliśmy w otoczeniu takich podłych ludzi-powiedział naśladując nutę żalu. -Tak bardzo mi przykro.
-Będziesz patrzył jak umieram?-spytała Bellatrix, próbując splunąć mu w twarz. Niestety jej gardło zaciskało się coraz mocniej, a usta wyschły na wiór. Ledwie łapała powietrze.
-Nie umrzesz-pocieszył ją Teodor, stając za plecami Dracona. W jego spojrzeniu nie było już żadnego uczucia. Teraz stał się bezwzględny.
Wyraźnie zdziwiona Bellatrix uniosła brwi, jednak z jej ust wydobył się jedynie chrapliwy jęk. Widocznie, nie była już wstanie mówić. Kolory z jej twarzy odpłynęły, a ręce zaczęły niekontrolowanie drżeć.
-To ta sama substancja, którą podałem Weasley'owi w pitnym miodzie-oświadczył Draco, przytrzymując ją za ramiona. -Tyle, że w dużo mniejszej dawce.
-Zapewne zastanawiasz się, co się teraz z tobą stanie...-zaczął Blaise, równie bezlitosnym głosem. -Otóż, zostawimy cię nieprzytomną w naszej... jak ty to ujęłaś? Graciarni. Będziemy pilnować byś pozostała nieszkodliwa, tym samym pozbywając się ciebie z naszej drogi. Pamiętaj, jeden zły ruch i będziesz martwa.
-Zdrajcy-powiedziała bezgłośnie Bellatrix. Patrzyła się na nich z chęcią mordu, jednak w swoim stanie mogła tylko marzyć o ich śmierci.
-Ależ my nikogo nie zdradzamy-zaprzeczył szybko Draco. -My tyko dopilnujemy, by mój ojciec pozostał przy życiu, by zapewnić mu ciężki i obfity w cierpienia żywot. W końcu obiecałem ci, że się tym zajmę-dodał łagodnie.
-Miłych snów-szepnął z uśmiechem Blaise, kiedy oczy Belli w końcu się zamknęła. Ugięły się pod nią kolana i gdyby nie podtrzymujący ją Draco, dawno runęłaby na ziemię.
Po chwili wszyscy trzej umieścili ją w małym, zagraconym pomieszczeniu, upewniając się, że drzwi są zamknięte na klucz.
-Ach... kocham te świąteczne klimaty-westchnął Blaise, zmierzając w stronę zastawionego stołu.
-Tak, ja też uważam, że to najgorsza wigilia jaką dano było mi przeżyć-odparł słabym głosem Teodor. Opadł na kanapę, przykładając dłoń do skroni.
-Teodor... właściwie to... jakim cudem jeszcze żyjesz?-spytał Draco, stając naprzeciw przyjaciela. Przyglądał mu się z wyraźnym niepokojem. Z twarzy chłopaka odpłynęły wszelkie kolory i chociaż w ostatnim czasie cały czas tak wyglądał, teraz sprawiał wrażenie naprawdę ledwo żywego.
-Wziąłem odtrutkę.
-Niby kiedy?-spytał Blaise, biorąc ze stołu kawałek ciasta z orzechami.
-Jest w tym co jedliśmy-odparł, z uśmiechem patrząc na to, co trzymał w dłoni jego przyjaciel.
-Że niby w tym cieście?-spytał Draco, patrząc na to z powątpiewaniem. -Skąd wiedziałeś, że Bellatrix go nie zje?
-Bo ma uczulenie na orzechy-oświadczył Teodor, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. Po chwili jednak, skrzywił się z bólu, czując w głowie ostre ukłucie.
-Więc wasz związek zabrnął tak daleko, że wiesz nawet o jej alergiach?-zakpił Draco, zawracając do kuchni by podać mu worek z lodem. Po chwili wrócił, wręczając mu w rękę chłodny okład.
-Po prostu usłyszałem jak mówiła o tym na świątecznym bankiecie-odparł zażenowany Teodor. -Wierz, lub nie, całowanie jej było równie obrzydliwe co dzień, w którym musiałem na eliksirach rozkrajać żabę.
-Przesadzasz-zaśmiał się Blaise, mimowolnie się krzywiąc.
-Naprawdę chcesz stawać w jej obronie?-spytał z zrezygnowaniem chłopak.
-Kim bym był, gdybym nie próbował bronić kobiety, której pocałunki porównujesz do żabich flaków?
-Dajcie spokój. Lepiej powiedziecie co mamy z nią zrobić.
-Czemu jej nie zabijemy?-spytał Blaise, wzruszając ramionami. -Jest cholernie podła. Sama zamordowała mnóstwo ludzi, jest przesiąknięta złem do szpiku kości. Ma radochę z torturowania... Pieprzona sadystka...
-Nie nam decydować kto zasługuje na śmierć-przypomniał mu Draco, spuszczając wzrok na ścianę. -Nie jesteśmy Nim.
Blaise zamilkł na chwilę, poważnie się nad tym zastanawiając. Bella wyrządziła wiele złego, nie okazywała skruchy. Wręcz przeciwnie, miała ochotę na więcej. Niszczyła życie innym, czemu nie mieli prawa zniszczyć jej życia?
-Zabiła tylu ludzi...
-My też zabijaliśmy-wtrącił się Teodor. -Nie ma znaczenie ilu. Zabijaliśmy i zamierzamy zabijać dalej jeśli będzie to konieczne. W czym jesteśmy od niej lepsi?
-Nie zamierzam robić z siebie męczennika. Nie będę katował się wyrzutami sumienia! Ona robiła to dla przyjemności, ja, dlatego że musiałem.
-Myślisz, że dla twojej ofiary miało to jakieś znaczenie? Jest martwa. Tak samo jak ten, kto został zabity przez Bellatrix. Odebranie życia, to odebranie życia. Nie zaliczajmy siebie do jakiejś lepszej kategorii, bo ona po prostu nie istnieje.
-Jasne-odparł nieprzekonany Blaise, z zaciśniętymi ze złości zębami. Pokiwał głową, po czym ruszył w stronę drzwi do mieszkania. Wziął do ręki swoją kurtkę, nawet nie patrząc na przyjaciół.
Po chwilę doszedł do nich głośny trzask zamykanych drzwi.
-Wesołych świąt-powiedział Draco, ciężko wzdychając.
***
-Nie powinienem tego mówić-powiedział w końcu Teodor. Ze zrezygnowaniem przejechał dłonią po twarzy, a z jego ust wyrwał się cichy jęk. Czuł się naprawdę podle przez to co powiedział. Może i miał rację, ale Blaise stał się Śmierciożercą tylko i wyłącznie dla nich. Dla niego i Dracona. Nie mógł pozwolić by pożałował tego, że chciał być z nimi.
-Miałeś rację... a on. On po prostu miał dziś naprawdę kiepski dzień. Da sobie radę.
-Mimo wszystko byłem okropny-stwierdził z zrezygnowaniem. -Powinienem zachować te myśli dla siebie.
Odpowiedziało mu milczenie. Draco wydawał się równie przygnębiony odejściem Blaise'a. Wiedział, że słowa Teodora były w stu procentach słuszne. Wiedział też, że odejście Pansy, wizyta Bellatrix i najgorsze święta w całym życiu Blaise'a sprawiały, że doskonale rozumiał również drugiego przyjaciela. Był... rozdarty.
-Może chodźmy go poszukać-powiedział cicho.
-Pewnie. Dobry pomysł-odparł Teodor, jednak kiedy tylko wstał, z powrotem opadł na kanapę.
-Co się ze mną dzieje?-spytał, z przerażeniem, łapiąc się za głowę.
-Musisz odpoczywać-stwierdził Draco, starając się zachować spokój. Bał się przyznać, że skutki rzuconej klątwy stają się coraz gorsze. -Jesteś po prostu zmęczony i osłabiony. Znajdę Blaise'a, a ty połóż się spać, to był ciężki dzień.
-Daj spokój-odparł Teodor, po raz kolejny próbując wstać z miejsca.
-To ty daj spokój-powiedział zażenowany uporem przyjaciela, Draco. -Poza tym... ktoś musi pilnować Bellatrix-przypomniał mu z delikatnym uśmiechem.
-Żartujesz? Leży nieprzytomna pod kluczem.
-Ale jest sprytna, wredna i przebiegła. Nie można jej lekceważyć nawet kiedy jest pozbawiona sił.
Teodor wywrócił oczami, jednak pozwolił przyjacielowi wyjść samemu. Nie mógł nic zrobić.
Siedział na kanapie, próbując usnąć, kiedy rozległo się pukanie. Czyżby Draco znalazł Blaise'a? Nie, w końcu miał swoje klucze... Kto w takim razie dobijał się do ich mieszkania?
Wstał z kanapy, po czym podpierając się o ścianę, powoli podszedł do drzwi. Osoba, która stała u progu, ewidentnie go zaskoczyła.
-Wesołych świąt, Teo-powiedziała Lena, posyłając mu delikatny uśmiech.
***
Draco szedł ulicą, rozglądając się za swoim przyjacielem. Gdzie też mógł podziać się Blaise? Nie mógł odejść daleko. Wątpił w to, by się teleportował. To było raczej mało prawdopodobne. W końcu... dokąd mógłby się przenieść? Nagle jego myśli zostały brutalnie przerwane przez drobną osóbkę, która wpadła na niego i jak długa, runęła na ziemię.
-Merlinie, przepraszam-powiedziała, szybko ocierając swoją twarz. Zapewne pomógłby jej wstać, gdyby nie szok, którego tak nagle doznał.
-Co ty tu robisz?-spytał, patrząc jak dziewczyna próbuje podnieść się z ziemi. Dopiero po chwili nachylił się nad nią, by podać jej rękę.
-Malfoy?-spytała równie zdziwiona. Dopiero kiedy stanęła naprzeciw niego, zobaczył na jej twarzy ślady świeżych łez.
-Nie powinnaś być w domu?-spytał cicho. Nie zamierzał pytać jej co się stało. Gdyby chciała, sama powiedziałaby czemu płakała.
-To... Mogłabym zapytać ciebie o to samo-stwierdziła zanim zdążyła wyznać co ją trapi.
-Siedzę z chłopakami na Nokturnie, ale coś jak zwykle musiało się popsuć. Szukam Blaise'a.
-Wszystko w porządku?-spytała z troską.
-Mógłbym zapytać ciebie o to samo-stwierdził z ponurym uśmiechem. Widział smutek w jej oczach i choć dopiero co postanowił dać jej spokój, teraz chciał wiedzieć czemu płakała w tak cudowny dzień jak wigilia.
-Moi rodzice... pokłócili się tak jak nigdy wcześniej i...-wyznała łamiącym się głosem. -Nie byłam wstanie tego znieść. Uciekłam z domu-po tych słowach łzy znowu spłynęły po jej policzkach. Mimo to szybko je otarła.
-Przykro mi-powiedział, jednym ruchem przygarniając ją do siebie. -Kto wie? Może wszystko między nimi jeszcze się ułoży. W końcu się kochają.
-Kiedyś się kochali-poprawiła go z goryczą. -Teraz tylko na siebie wrzeszczą i się obrażają.
Nagle jednak przypomniała sobie wydarzenie sprzed kilku dni, kiedy to spotkała ojca Dracona w kawiarni. Słyszała wtedy jak młody Malfoy mówi coś o poderżnięciu gardła. Czy to możliwe by Lucjusz zabił Narcyzę? W końcu... czytała ostatnio coś na temat śmierci matki Dracona w gazecie.
-Draco... Czy twój ojciec...
-Widziałaś się z nim? Coś od ciebie chciał?-spytał momentalnie się spinając. Tak bardzo bał się o to, że Lucjusz mógłby skrzywdzić Hermionę.
-Nie, wszystko w porządku. Chciałam się spytać... bo... ja... Ostatnio czytałam, że twoja mam nie żyje-powiedziała cicho. Spuściła oczy, żałując, że nie zdążyła ugryźć się w język. To było nie na miejscu. Była wigilia, a ona wygrzebywała na wierzch takie smutne sprawy.
Malfoy zmarszczył brwi, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Dziewczyna chyba jednak nie zamierzała nic powiedzieć. Stali na środku ulicy, a ludzie mijali ich, zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Oni też zdawali się obojętni na ulicznych przechodniów. Liczyli się tylko oni i słowa, które wypowiadali
-To prawda-powiedział w końcu, uważnie się jej przyglądając.
-Twój ojciec ją zabił?-spytała prawie niedosłyszalnie. Nie patrzyła mu w oczy, zbyt bardzo bała się, że zobaczy w nich gniew. Mimo to, zdawała się zbyt ciekawa. Przeklinała się w duchu za swoją zarozumiałość.
-Tak-przyznał równie cicho Draco. Dopiero teraz odważyła się na niego spojrzeć. Jednak ani na jego twarzy, ani w jego oczach nie zobaczyła zupełnie nic. Żadnej emocji, uczucia, żadnego dowodu na to, że dla niego miało to jakieś znaczenie.
Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu, nie mając pojęcia co takiego powinna powiedzieć. Zwykłe "przykro mi" zdawało się zbyt banalne i żałosne jak na tą sytuację. Zamiast tego mocno go przytuliła.
-Nie udawaj, że nie boli. Wiem, że cierpisz i jest ci smutno-powiedziała w końcu. Jej słowa wyraźnie go zdziwiły. Odsunął jej delikatnie, z wyraźnym zainteresowaniem patrząc w jej czekoladowe oczy.
-Bolało, Granger. Cholernie bolało-przyznał, delikatnie kiwając głową. -Ale musiałem to od siebie odsunąć, zapomnieć, przestać żałować. Bo takie uczucia niszczą.
-Uczucia to uczucia. Owszem, każde z nich potrafi okazać się niszczycielskie, ale to dzięki nim jesteś człowiekiem. Twój żal i smutek... może dzięki nim jesteś wstanie okazać współczucie, być bardziej wrażliwym albo...-urwała widząc jego minę. Zdawał się zażenowany jej słowami. Wcale nie stał się wrażliwy ani współczujący. Chyba tylko bardziej oschły, chłodny i bezwzględny... no i zraniony.
-Przepraszam-szepnęła, czując jak w jej oczach na nowo szklą się łzy. Malfoy patrzył na nią z taką... pogardą. Nie wiedziała, że chłopak nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Po prostu tak to odbierała.
-Malfoy, dalej mnie kochasz?-spytała, patrząc na niego z wyczekiwaniem. Musiała wiedzieć, czy coś jeszcze w nim pozostało.
-Tak-odparł bez chwili wahania. Dlaczego więc, jego spojrzenie pozostawało takie chłodne i niedostępne?
-Przytulisz mnie?-spytała, bo sposób w jaki ją od siebie wcześniej odsunął, zabolał. Możliwe, że to ona sama doprowadziła do tej rozmowy. Niestety, to ja źle czuła się w tym momencie, sprawiało, że musiała mu to uświadomić. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zaczynała tej bezsensownej rozmowy o rodzicach. Była taka głupia, a Malfoy najwyraźniej był na nią o to zły. Potrzebowała go. Potrzebowała jego wsparcia. Wiedziała co spotka ją w domu. Skłóceni rodzice, którzy jak zwykle będą próbowali wciągnąć ją w rodzinną awanturę. Miała już dość. Wierzyła, że spotkała go na ulicy nie bez powodu.
Po chwili wszelkie złe myśli zostały momentalnie odgonione, bo znalazła się w silnych ramionach blondyna, który delikatnie gładził jej włosy.
Przez dłuższą chwilę, trwali w swoich objęciach, starając się poukładać własne myśli. Zamyślony Draco, nie miał pojęcia jak bardzo źle go odebrała. Stał się przy niej chłodny i obojętny... nieznajomy. Chociaż czy ona kiedykolwiek go znała? Nie, oczywiście, że nie. Nigdy jej na to nie pozwolił.
-Odprowadzić cię do domu?-spytał cicho, po dłuższej chwili milczenia.
-Nie chcę tam wracać. Przynajmniej nie teraz-odpowiedziała, opierając czoło o jego pierś. -Nie jestem jeszcze gotowa.
-Cóż.. zaproponowałbym ci kawę w jakiejś kawiarni i szczerą rozmowę, ale chyba nie bardzo mam na to czas-wyznał z krzywym uśmiechem. -Muszę znaleźć Blaise'a.
-Mogę pomóc ci go szukać-zaoferowała się.
-W porządku-zgodził się Draco, kiwając powoli głową. Złapał ją za rękę, po czym zaczął iść prowadząc ją zatłoczoną ulicą.
-Pokłóciliście się?-spytała w końcu, rozbawiając go swoją ciekawością. Była wstanie zrobić wszystko by czego się dowiedzieć. Czasem miał wrażenie, że ta dziewczyna jest całkowicie pozbawiona skrupułów.
-Raczej Teodor się z nim pokłócił. Wiesz... nasze relacje są dość skomplikowane.
-Czemu więc to nie Teodor go szuka?
-Bo ledwo trzyma się na nogach.
-Pobili się?
-Nie... on jest po prostu naprawdę chory...-wyjaśnił ponuro Ślizgon. Miał wrażenie, że z Teodora powoli uchodzi życie.
-Czemu nie pójdziesz z nim do Munga?-spytała, jakby była to najprostsza rzecz na świecie.
Odpowiedź była bardzo prosta. Wystarczyło, by któryś z magomedyków podniósł lewy rękaw Teodora by dowiedzieć się prawdy. Wszyscy byliby zgubieni. Cóż... Hermiona nie miała pojęcia o tym, że jego przyjaciele również są Śmierciożercami. Nie mógł wciągać ich w swoje sprawy.
-On... On boi się lekarzy-odparł po dłuższej chwili milczenia.
Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem, jednak nie zamierzała ciągnąć tego tematu. Szli więc w ciszy, zupełnie się do siebie nie odzywając. Obydwoje pochłaniani byli przez nurtujące myśli, które chyba nigdy nie zamierzały dać im spokoju.
-Czy... czy to nie on?-spytała po dłuższej chwili Hermiona. Wskazała palcem na chłopaka siedzącego na schodkach przed jednym z zamkniętych kramów.
Owszem, tego dnia Pokątna w końcu tętniła życiem, jednak nie wszyscy odważyli się na nowo otworzyć swoje sklepy. Z każdą chwilą, na ulicy pozostawało coraz to mniej osób. Blaise siedział sobie, z dala od ulicznego zgiełku i hałasu. To było idealne miejsce na tępe obserwowanie nocnego, londyńskiego życia.
Draco stanął centralnie naprzeciwko niego, unosząc w górę jedną brew.
-To była tylko kłótnia. Nie musisz staczać się do takiego poziomu-stwierdził z politowaniem.
-Cześć Draco-przywitał się Blaise, wyginając usta w bladym uśmiechu. -Cześć, Hermiono-dodał widząc stojącą za plecami blondyna dziewczynę.
Gryfonka jedynie skinęła głową, przyglądając mu się ze współczuciem. Było w nim tyle smutku i bezradności, że poczuła się głupio na wspomnienie swojej rozpaczy po kłótni rodziców.
-Blaise, powinieneś wracać do domu.
-Jakiego domu?-spytał z zrezygnowaniem, unosząc głowę i wlepiając swój smętny wzrok w gwiazdy.
-Przestań-skarcił go poirytowany Draco. To nie była pora na wywody o swojej niedoli.
-Zauważyłeś kiedyś lukę w naszym planie, Draco? To wszystko jest takie beznadziejnie bezsensowne...
-Jesteś pijany-stwierdził blondyn, kucając nad nim i próbując jakoś go podnieść.
-Jakie to ma znaczenie?-spytał chłopak, nawet nie próbując ułatwić zadania przyjacielowi. Siedział na schodkach i nie zamierzał z nich wstawać.
-Takie, że wypowiadasz na głos swoje myśli. Zaufaj mi, ja tylko pilnuję żebyś nie pogrążył się w czarnej otchłani rozpaczy-zironizował Draco, patrząc na niego wyczekująco. -Możesz się ruszyć?
-Daj spokój. Ja tu sobie posiedzę, a ty pospaceruj sobie jeszcze ze swoją nową dziewczyną.
-Może pójdę do jakiegoś sklepu, kupiłabym dla niego wody. Nie wygląda najlepiej-zaoferowała Hermiona.
-Nie, zasłużył sobie na to. Niech jutro umiera na kaca-stwierdził mściwie. -Przepraszam za niego-dodał ze zrezygnowaniem.
-Może jednak mogę jakoś pomóc?-spytała wyraźnie zmieszana sytuacją. -A może powinnam już iść...-powiedziała po dłuższej chwili.
-Tak, chyba najlepiej będzie jeżeli wrócisz do domu. Ale poczekaj, odprowadzę cię.
-Niby jak? Musisz zająć się przyjacielem-przypomniała mu z bladym uśmiechem. -Spotkamy się jeszcze przed rozpoczęciem szkoły?-spytała, zupełnie nie zwracając uwagi na Blaise'a, który z urzeczeniem przypatrywał się tej scenie.
-Pewnie-zapewnił ją, z szerokim uśmiechem. -Głupio, że tak wyszło...-dodał, z irytacją rzucając spojrzenie w stronę Blaise'a.
-Przyjaciele to przyjaciele. Czego się dla nich nie robi?-zaśmiała się, jednak po chwili spochmurniała. Musiała wrócić do domu.
-Poradzisz sobie-powiedział Draco, doskonale wiedząc co ją trapi. -Jesteś Hermiona Granger, dasz radę.
Dziewczyna uśmiechnąwszy się delikatnie, złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
-To niesamowite, że cię dziś spotkałam-stwierdziła, po czym nie czekając na jego reakcję, odeszła w swoją stronę.
***
Przez dłuższą chwilę, patrzył jak odchodzi by po chwili wypuścić ze swoich ust ciche westchnięcie.
-To skarb mieć taką dziewczynę...-powiedział Blaise, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
-Zamknij się, jesteś okropny-warknął w jego stronę Draco.
-Dlaczego? Bo schlałem się jak świnia na ulicy? Daj spokój. Ja tylko pozwoliłem sobie na chwilę, nie myśleć racjonalnie o moich problemach. Ale wiesz? Alkohol nie jest wstanie uciszyć sumienia. Ono ciągle daje o sobie znać. Na co czeka? Aż skoczę z mostu?-spytał z rezygnacją. -Przepraszam, że popsułem ci randkę-dodał udając skruchę.
-To nie była randka-odparł Draco, wzruszając ramionami. Podszedłszy do przyjaciela, ciężko opadł na schodki obok niego. -Słuchaj, Blaise... domyślam się jak się czujesz. Ale... jeżeli chcemy to przetrwać, to musimy trzymać się razem, musimy pamiętać kim tak naprawdę jesteśmy-przypomniał mu, odnajdując wzrokiem stojącą obok przyjaciela do połowy pustą butelkę wyjątkowo mocnej whisky. Wziął ją do ręki i pociągnął z gwinta duży łyk napoju. Mimo dużej ilości procentów nawet się nie skrzywił. Zamiast tego uważnie przyjrzał się etykiecie na butelce.
-To świństwo-stwierdził beznamiętnym głosem.
-Ale jest mocne-odparł podobnym tonem Blaise. -Draco ucieknijmy. Ja, ty, Teodor i dobra whisky. To dobry pomysł.
-Ucieczka nigdy nie jest dobrym pomysłem, Blaise-przypomniał mu blondyn. -Zawsze źle się kończy.
-Wyjechalibyśmy na drugi koniec świata i zaszyli gdzieś w lesie aż do końca wojny. Teraz kiedy Pansy jest bezpieczna, nie mamy nic do stracenia-przypomniał mu cicho.
-Nie chcę-stwierdził Draco, myśląc o Hermionie. -Przynajmniej jeszcze nie teraz.
-Więc kiedy? Jak już zabijemy kolejne tuziny ludzi? A może ilość nie ma dla ciebie znaczenia?
-Oczywiście, że ma-zapewnił go ponuro Draco. -Po prostu... nie możemy tego tak skończyć.
-Niby dlaczego? Poradzilibyśmy sobie. Czas schować swoją dumę do kieszeni i przyznać, że nie mamy szans z tym z czym żyjemy.
-My uciekniemy, a co z ludźmi? Będą skazani na łaskę Voldemorta? To samolubne, nawet jak na nas.
-Ale my nie jesteśmy po stronie ludzi, Draconie! Jesteśmy po stronie potworów i nie mamy problemu by im służyć. Przyczyniamy się do sukcesu Czarnego Pana. Nasze zniknięcie przyniosłoby jedynie korzyść.
Draco zamilkł, poważnie myśląc nad słowami przyjaciela. Blaise miał rację. Męczyli się, byli nieszczęśliwi. Byli wstanie zacząć nowe życie z dala od tego koszmaru ale...
-Jeżeli chcesz, możesz odejść. Ja zostanę w Londynie-oświadczył, jakby była to najprostsza decyzja w jego życiu.
-Bo kochasz Hermionę?-spytał z niedowierzaniem Blaise. Domyślał się, dlaczego jego przyjaciel to robi.
-Tak, to znaczy nie, to znaczy... nie tylko-odpowiedział gubiąc się we własnej wypowiedzi. -Czuję, że powinienem być tutaj, że to tu jest moje miejsce. Chcę walczyć.
-Ale jesteś po złej stronie, Draco!-przypomniał mu Blaise, sięgając po butelkę whisky. -I nie możesz jej zmienić, nie tracąc przy tym życia-zauważył ponuro. -Jesteśmy przeklęci i tylko ucieczka może nas uratować.
Wspaniały rozdział :) Biedny Zabini :( Mam nadzieję, że on Malfoy i Teo sobie poradzą :)
OdpowiedzUsuńCudowneee... ;*
OdpowiedzUsuńUciekną? Zostaną? Ja już nie wiem :/ Może niech powiedzą Dumbledore'owi ? Tak czy siak rozdział świtny *-* Czekam na więcej !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alvin
*świetny :D
UsuńAlvin
Hermiona i Draco sa taxy slodcy i nieslodcy Zarazem. A to co powiedzial Teodor bylo bolesna i brutalna, ale najszeczersza prawda. Chyba wspominalam, ale powiem jesze raz - pieknie piszesz.
OdpowiedzUsuńPS; sorki za brak znakow polskich.
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńUrocze święta nie ma co.
Biedny Blaise, biedny Teo, biedny Draco.
Życzę weny.
pozdrawiam
Hermione Granger
Jak sie ciesze ze chłopcy poradzili sobie z Bella :P świetnie wymyślone
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
no nie powiem wigilia udana i to bardzo :D
OdpowiedzUsuńbiedny Blaise , tak go szkoda...
mam nadzieję, że Teo jakoś wyjdzie z tego i go nie uśmiercisz bo ja się nie zgadzam !! :P
Weny :)
Przeurocze święta, no jakżeby inaczej.
OdpowiedzUsuńTak bardzo mi szkoda Teo, niech on z tego wyjdzie, no jejku! :(
A moment Dramione taki awww, haha. ♥
Zabini alkoholik, pf!
Pozdrawiam i życzę weny, Charlie.
Dziewczyno, masz niesamowity talent. Nie mogę oderwać oczu od tej notki. Jest taka... Prawdziwa...
OdpowiedzUsuńDziękuję, że mogę czytać co tak cudownego :*
Rielle Unnie~
Rozdział jest boski <3 Niepokoi mnie tylko pomysł Blaisa z ucieczką. Sądze jednad, źe tak wszystko zozegrasz, źeby było dobrze :) Juź się nie mogę doczekać kolejnej notki :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com
Ojej, wszystko zaczyna się komplikować. Bardzo mnie to smuci, że chłopcy tracą swoich najbliższych - ale w końcu dbają o ich bezpieczeństwo, prawda?
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo ładnie. Podoba mi się ;)
Pozdrawiam.
Kochana Olu!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo dobry, pełen napięcia i bardzo mnie ciekawi co będzie z naszą diabelską trójcą. Mam taką cichą nadzieję, że nie stchórzą i nie wyjadą. Dzięki za świetny rozdziała i weny życzę/ panna Cyzia
Jestem dumna z Draco. Podjął wspaniałą decyzje. Ojej, Lena przyszła do Teo. To takie słodkiee *.* Szkoda, że nie dowiedziałam się od razu jaka będzie jego reakcja. Najchętniej cały twój pomysł, już opisany pochłonęłabym na raz. Wspaniały pomysł, w ogóle wspaniale piszesz.
OdpowiedzUsuńD.
Wspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego <3
Wspaniały rozdział. Co lepsze poruszył mnie. Uczucia hmmm...kto ich nie ma, a jednak są osoby, które potrafią je ukryć, udawać, możliwe ze to potwory,ale ja tak nie twierdze, sama nie pokazuje swoich uczuć i mimo ze czasem jest ciężko to jednak jest dobrze. Ale to nie o tym ;)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Biedni,chłopcy, Pansy,Hermiona....
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Trochę smutna wigilia... Ciekawa jestem czy Blaise odejdzie, czy jednak postąpi tak jak Draco.
OdpowiedzUsuńMiło, że Lena przyszła do Teodora. Mam nadzieję, że się nie pokłócą i że będzie z nim lepiej. Szkoda, że tak źle się czuje.
Ale i tak rozdział jest świetny, czekam na następny ;)
Pozdrawiam i życzę weny
~Julla
Cud miód i orzeszki. Troszkę obrzydziło mnie Bella & Theo Ale cóż wszystko jest mozliwe. Czekam na NN.
OdpowiedzUsuńPs. Zostałaś nominowana d Liebster Award
Więcej inormacji u mnie
http://great-unknown-feeling.blogspot.com/2013/12/liebster-award_14.html
Pozdrawiam serdecznie Alexis Nott
Świetny rozdział. Biedny Blaise. Uwielbiam chłopaka.
OdpowiedzUsuńBiedny Blaise :(( Oby wszystko się wyjaśniło , biedni są :(
OdpowiedzUsuń/ Tsuki
Super rozdział. Tylko trochę mnie dziwi, że Hermiona biega sobie sama po ulicach i jeszcze żadne śmierciożerca jej nie dopadł.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi żal chłopaków. Nie ułatwiasz im życia :) Mam nadzieję, że przy końcu będzie już tylko wesoło :)
OdpowiedzUsuń