sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 24 - Dążenie do władzy, czyli jak Ślizgoni stawiają warunki

-Co tu robisz?-spytał cicho Teodor. Patrzył prosto w oczy Leny, zastanawiając się, dlaczego przyszła do jego mieszkania. Nie rozmawiali ze sobą od dłuższego czasu. Starał się o niej zapomnieć, wyrzucić z serca i umysłu. Tymczasem ona niepodziewanie, na nowo pojawiła się w jego życiu.
-Muszę z tobą porozmawiać. Wpuścisz mnie?
Uchylił szerzej drzwi, zapraszając ją tym samym do środka. Dziewczyna przestąpiła przez próg, nie spuszczając z niego wzroku. Coś w wyrazie jej twarzy mówiło, że jest zaniepokojona.
-Dobrze się czujesz?-spytała, marszcząc brwi.
-Przyszłaś tu żaby pytać się mnie o samopoczucie?-spytał z zrezygnowaniem. Oparł się o ścianę, próbując złapać głębszy oddech.
-Naprawdę zamierzasz być dla mnie niemiły?-odparła z irytacją.
-Mów czego chcesz, kobieto-odpowiedział, zabijając ją wzrokiem.

-Twój ojciec u mnie był-wyznała, przygryzając dolną wargę. Chłopak spojrzał na nią z wyraźnym szokiem.
-Co?-spytał ze zdziwieniem.
-Posłuchaj, nie obchodzi mnie jakie są między wami relacje, ale on nie może tak po prostu nachodzić mnie w domu. Mam rodzinę, Teo! Możesz czasem o tym pomyśleć, zanim zaczniesz wciągać mnie w swoje Śmierciożercze sprawy?-spytała z pretensją.
-Ja... ja nie miałem pojęcia-powiedział z przerażeniem. -Czego chciał?
-Przyszedł do mnie parę dni temu i chciał przekazać ci wiadomość.
-Jaką wiadomość?
-Nie dałam mu dojść do słowa. Powiedziałam już, że nie mam z tobą nic wspólnego i nie będę przekazywać żadnych wiadomości. Czy ja wyglądam na sowę?-spytała zirytowana.
-Po tym jak porzucaliśmy na siebie klątwy, ani razu się z nim nie widziałem-powiedział, próbując jakoś się usprawiedliwić. Nie chciał by dziewczyna myślała, że wciągnął ją w mroczne czasy. Chciał by czuła się bezpiecznie.
-No jasne, ty jak zwykle jesteś niewinny-zakpiła, prychając pod nosem. -Nienawidzę tego w tobie-oświadczyła, mrużąc gniewnie oczy. -Nie, tak naprawdę usycham z tęsknoty-poprawiła się bez cienia skrępowania.
Teodor spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak nie zamierzał nic powiedzieć. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w jej rozgniewaną twarz.
-Na początku było mi smutno. Było mi cholernie smutno-oświadczyła, patrząc mu prosto w oczy. -Teraz... jestem wściekła. Wiesz, co? Jesteś podły. Jesteś najpodlejszą osobą jaką znam-stwierdziła, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. -Zrywasz ze mną bez jakichkolwiek wyjaśnień, potem mówisz że ci na mnie zależy  a jeszcze potem zapominasz o mnie i nie dajesz znaku życia. Nie to, że coś, ale gubię się już w tych twoich uczuciach!
-Przykro mi-powiedział, bo nic innego nie przychodziło mu na myśl. Mimo wszystko, nie wyglądał jakby było mu przykro. Jego wyraz pozostawał nieodgadniony, a oczy puste. Emocjonalny gbur...
-Nie, to mi jest przykro-stwierdziła, splatając ręce na piersi. -Mógłbyś zakończyć to w jakiś... bardziej spektakularny sposób? Tak, żebym nie wstawała każdego dnia i nie łudziła się, że kto wie? Pewnego dnia zjawisz się i wszystko mi wyjaśnisz? Teodor, tak naprawdę nic o tobie nie wiem. Kochałam cię i z dnia na dzień nagle straciłam. Gdybym chociaż wiedziała co zrobiłam źle, może... może byłoby łatwiej?
Patrzył na nią w milczeniu, uważnie się jej przyglądając. Pozostawała taka sama. Długie, ciemnobrązowe włosy gładko opadały jej na ramiona. Głębokie, mądre oczy świeciły determinacją i chęcią do dalszego życia. Była szczupła i wysoka. Zwykle nosiła luźne, wygodne ubrania, jednak dziś miała na sobie prostą, granatową sukienkę. Widocznie wyrwała się nudnego, rodzinnego spotkania i przyszła z nim porozmawiać. Czyżby zaprzątał jej myśli równie mocno co ona jemu?
-Jestem Śmierciożercą-przypomniał jej, jakby była to odpowiedź na nurtujące ją pytania. -Nie dlatego, że chciałem. Musiałem, w zastępstwie za ojca-wyjaśnił, podchodząc bliżej dziewczyny. -I choć było ciężko, zdecydowałem się ciebie zostawić i upozorować własną śmierć.
-Co?-spytała zdezorientowana.
-Napisałem list pożegnalny i sprawiłem, by moja rodzina uwierzyła w moje samobójstwo. Miałem skoczyć z klifu i rozbić się o skały, tak żeby nie znaleźli ciała.  Opuściłem Anglię i ukryłem się za granicą. Tymczasem moja mama, bracia i siostra wyjechali z kraju pogrążeni w rozpaczy.
-Mówiłeś, że...
-Kłamałem. Nie mam pojęcia gdzie teraz są, a ojciec wkurza się, bo chce ich odnaleźć. Szuka mnie, bo myśli że powiem mu gdzie może ich spotkać, nie wie że sam chciałbym to wiedzieć.
-Och, Teo...-szepnęła zasmucona Lena. Mimo swojego uporu potrafiła być wrażliwa.
-Zostawiłem cię, bo... bo wszystkich których kocham muszę stracić. Miałaś tylko zniknąć z mojego życia, nie tracąc przy tym swojego. Chciałem, żebyś dalej chodziła do szkoły, bawiła się z przyjaciółmi... Poznała chłopaka-to ostatnie dodał z krzywym uśmiechem. -Miałaś mieć normalną, szczęśliwą młodość, bez tego z czym muszę zmierzać się ja. Chciałem cię przed tym uchronić. Nie zrobiłaś nic źle... Byłaś... jesteś wspaniałą osobą, która po prostu zasługuje na więcej niż życie u mojego boku.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z wyraźnym szokiem. Nie spodziewała się takich słów.
-Żartujesz?-spytała, marszcząc brwi. -Proszę powiedz, że żartujesz-dodała nieco bardziej poirytowanym głosem.
-Nie, nie żartuje-przyznał z krzywym uśmiechem. Doskonale wiedział, że jego tłumaczenie brzmi jak najgorsza wymówka i mimo iż Lena jest wrażliwą osobą, nie będzie miała dla niego litości.
Wywróciła oczami, po czym szybko do niego podeszła. Po chwili wymierzyła mu mocny policzek.
-Nienawidzę cię-stwierdziła, po czym nie czekając rzuciła mu się na szyję i pocałowała.
Zszokowany, z początku odwzajemniał pocałunek, uświadamiając sobie jak bardzo za nią tęsknił. Smak jej ust, bliskość jej ciała... Jeszcze chwila, a poddałby się zapomnieniu.
-Czekaj, nie możemy-stwierdził, odsuwając ją od siebie. -Potem będzie nam jeszcze ciężej się rozstać i... Musimy o sobie zapomnieć, Lena., zerwać wszelkie kontakty.
-Są święta, Teo. Daj mi chwilę z tobą, a obiecuję, że potem zapomnę i zniknę z twojego życia-poprosiła, patrząc na niego z prawdziwą tęsknotą.
Nie chciał tego. Miał świadomość, że każdy pocałunek znaczy dużo boleśniejsze, definitywne rozstanie. Wiedział, że potem będzie dużo ciężej... Ale nie mógł, nie potrafił tak po prostu jej zostawić. Musiał to skończyć, a może raczej się pożegnać?
Ujął jej twarz w dłonie, po czym z namiętnością zaczął skradać z jej ust przepełnione uczuciem pocałunki. Po dawnym zmęczeniu nie było już śladu. Przyciągnął ją najbliżej siebie, pozwalając jej wplątać swoje palce w jego ciemne włosy.
-Kocham cię-szepnęła cicho między pocałunkami. -Kocham.
Uśmiechnął się, nie przerywając tego, czym aktualnie byli zajęci, zmierzając powoli w stronę kanapy.
-Ja ciebie też-odparł z zadowoleniem, delikatnie popychając ją w stronę salonu. Wszystko zmierzało do jednej sprawy. Mieli spędzić ze sobą całą noc, wykorzystać jak najlepiej każdą chwilę, przeżyć najcudowniejszy moment w całym życiu, jednak...
Czar prysł, kiedy przechodzili obok, zamkniętych na klucz drzwi, z których wydobył się długi, przeciągły jęk.
-Ktoś tu jest?-spytała Lena, momentalnie odrywając się od chłopaka.
-Nie...-odparł, próbując po raz kolejny ją pocałować.
-Słyszałam. Teodor kto tam jest?-spytała, czując jak jej serce przeszywa bolesne ukłucie.
Chłopak przymknął oczy, pozwalając by z jego ust wyrwało się ciche westchnięcie.
-Merlinie, jaka jestem głupia...-stwierdziła z zażenowaniem Krukonka. -Możesz otworzyć te drzwi?-spytała chłodnym głosem.
-Lena to nie tak...-zaczął, jednak ta szybko mu przerwała.
-Tylko nie mów, że to nie tak jak myślę, bo... ja sama nie wiem co powinnam myśleć! Czy możesz je otworzyć?
Teodor patrzył na nią zbolałym wzrokiem, jednak po chwili zdecydował się odezwać.
-Nie.
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-Serio?-spytała ze złością, jednak w jej oczach pojawiły się łzy.
Odpowiedziało jej milczenie, podczas którego Teodor skinął delikatnie głową. W końcu nie mógł pokazać jej na wpół przytomnej Bellatrix.
Lena cicho się zaśmiała. Nie był to jednak radosny, szczery śmiech. Był raczej pełen goryczy i rozczarowania.
-Nawet po tym co się stało... Byłeś ostatnią osobą na świecie którą mogłabym kiedykolwiek podejrzewać o takie świństwo. Nie rozumiem! Skoro masz już kogoś to dlaczego pozwoliłeś mi na... na to?! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś, mogłeś mi powiedzieć.
-Lena, to naprawdę nie tak!-zaczął, jednak spojrzenie jakim obdarowała go dziewczyna, zmusiło go do milczenia.
-Chcesz mi powiedzieć, że za tymi drzwiami nie leży żadna kobieta?-spytała, a jakby na potwierdzenie jej słów, zza drzwi wydobył się kolejny, stłumiony jęk. -Masz na myśli to, że... między wami nigdy do niczego nie doszło i to tylko przyjaciółka?-spytała, będąc w głębokim szoku. Nie mogła uwierzyć, że Teodor to zrobił. Zrozumiałaby gdyby powiedział jej, że jest już zajęty. Chociaż... po tym jak wyznał jej, że wszystko co robił, zrobił dla jej dobra, zapewne byłaby rozczarowana.

Zamilkł. Lena miała rację. Za drzwiami leżała kobieta. Nie mógł powiedzieć, że między nimi nigdy do niczego nie doszło, bo... doszło. A co ich domniemanej przyjaźni... również nie powinien kłamać.
-Przepraszam cię-szepnął, uświadamiając sobie, że zachował się, a może raczej sytuacja w której się znalazł, zrobiła z niego kretyna. Bezustannie ją krzywdził, również wtedy, kiedy nawet przez chwilę nie miał tego na celu.

                                                                           ***

Draco siedział razem z Blaise'm na schodkach przed sklepem. W milczeniu obserwowali życie na ulicy Pokątnej. Wraz z czasem, znikało z niej coraz więcej osób. Niegdyś tętniąca życiem magiczna część Londynu... po prostu umierała.
-Powinniśmy wracać do domu-stwierdził po dłuższej chwili Draco. Butelka whisky była już pusta, a Blaise całkiem pijany.
-Nie chcę. Zostanę tu sobie jeszcze-odparł, starannie dobierając każde słowo.
-Całe szczęście nie pytałem cię o zdanie-powiedział Draco, po czym wstał, patrząc na przyjaciela z wyczekiwaniem. -Idziesz, czy rzucić na ciebie Imperiusa?-warknął.
-Zaklęcie niewybaczalne na przyjacielu? To co najmniej niewybaczalne!-krzyknął oburzony do granic możliwości Blaise.
-Zamknij się-powiedział chłodno Draco. Mimo to nerwowo rozejrzał się po okolicy. Nie chciał by rzucali się w oczy. Zawsze lepiej pozostać niepozornym.
Blaise, wywrócił oczami, po czym ociągając się, wstał z naburmuszoną miną.
-Mam gdzieś twoje uczucia-uprzedził go Draco, widząc jak ten otwiera już usta. Nie miał ochoty słuchać wywodów pijanego przyjaciela.
Po chwili, ruszył w stronę mieszkania, nawet nie oglądając się na Blaise'a. Naprawdę nie obchodziło go to, jak chłopak sobie poradzi. Ślizgon zataczał się, co chwila podpierając się o ściany budynków.
Draco zatrzymał się dopiero wtedy kiedy poczuł na przedramieniu ostry, palący ból.
-O cholera-szepnął do siebie, z przerażeniem odwracając się w stronę przyjaciela. Podbiegł do niego, po czym łapiąc go za rękę, szybko teleportował się na Śmiertelny Nokturn.

                                                                         ***

-Teodor!-wrzasnął, kiedy tylko znaleźli się w mieszkaniu.
-Tu jestem-krzyknął brunet, pojawiając się przy drzwiach. Wydawał się bardzo zestresowany. -Co mu się stało?-spytał widząc ledwo trzymającego się na nogach Blaise'a.
-Schlał się. Mamy naprawdę mało czasu, a on musi być trzeźwy! Chociaż trochę!-powiedział zaciskając zęby Draco. Jeżeli chcieli przeżyć, musieli być świadomi. To była gra na śmierć i życie.
Teodor skinął głową, po czym szybko podbiegł do kuchni. W tym czasie Draco wepchnął Blaise'a pod prysznic i nie zważając na jego oburzenie, odkręcił lodowatą wodę.
-Ktoś tu był?-spytał Teodora, podczas gdy Blaise próbował wydostać się spod prysznica, wrzeszcząc jednocześnie że się topi.
-Dlaczego pytasz?-spytał chłopak, przynosząc do łazienki parę buteleczek jakiegoś eliksiru.
-Bo na podłodze są mokre ślady. Nie są moje, ani Blaise, więc ktoś inny musiał tu wejść w zaśnieżonych butach.
-Lena-odparł krótko Teodor, wiedząc, że Draco jest zbyt mądry aby go oszukać. Mimo to, nie miał ochoty rozmawiać o swojej porażce, po której dziewczyna wybiegła z płaczem z mieszkania.
Na jego szczęście, blondyn był zbyt zajęty by zajmować się tą sprawą. Zamiast tego wpakował zawartości buteleczek do gardła niczego nie spodziewającego się, Blaise'a.
-A ty? Jak ty się czujesz?-spytał, nie przerywając zajmowania się drugim przyjacielem. Przywołał różdżką suche ubrania z pokoju obok.
-Bywało lepiej-stwierdził ponuro Teodor. -Jak myślicie po co On znowu nas wzywa?
-Mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z tajemniczym zniknięciem Bellatrix-ku zaskoczeniu chłopców, do rozmowy wtrącił się w miarę otrzeźwiały Blaise.
-Kontaktujesz? Świetnie-stwierdził Teodor, wściekły na samą wzmiance o tej kobiecie. Czyżby pani Lestrange rujnowała im życie nawet będąc całkiem pozbawioną zmysłów?

                                                                              ***

-Witam was, moi drodzy słudzy-przywitał się Voldemort. -Jakże miło widzieć was w taki szczególny dzień...
Mimo iż Czarny Pan wyginał swe wężowe usta w szyderczym, bo innego nie posiadał, uśmiechu, wcale nie zdawał się zadowolony. Wręcz przeciwnie. Kipiała z niego wściekłość.
-Wezwałem was na polecenie Rudolfa-oświadczył, widząc niezrozumienie wypisane na twarzach Śmierciożerców. Skinął głową, na jednego z stojących za jego plecami mężczyzn. Ubrany w długą, czarną pelerynę Lestrange wystąpił z szeregu, skłaniając się delikatnie w stronę Voldemorta.
-Jestem ci dozgonnie wdzięczny, panie-oznajmił, lekko drżącym głosem.
-Nie wątpię-stwierdził z kpiną Czarny Pan. -Do rzeczy, Rudolfie. Wyjaśnij naszym towarzyszom jaki jest powód naszego spotkania.

Draco, Teodor i Blaise poczuli jak nagle cisza staje się niezmiernie męcząca. Coś boleśnie przewracało im się w żołądkach, a powietrze z chwili na chwilę staławało się niezdatne do oddychania. Zamarli, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Czy to możliwe, że Rudolf dowiedział się o pobycie Bellatrix w ich mieszkaniu?

-Jak zapewne zauważyliście, od dłuższego czasu nie ma z nami mojej żony, Belli-powiedział Rudolf chłodnym tonem. Patrzył na wszystkich z wyższością, przechadzając się po marmurowej posadzce.
W całym pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana jedynie przez donośny stukot ciężkich butów Śmierciożercy. -Chciałem zjawić się w domu wcześniej i zrobić jej niespodziankę... tymczasem ona rozpłynęła się jak...
-Dalej nie rozumiem co nas mają obchodzić twoje rodzinne sprawy, Lestrange-zauważył jeden z Śmierciożerców. Rudolf spojrzał na niego ze złością. Otwierał już usta, by jakoś mu odpowiedzieć, kiedy uprzedził go sam Czarny Pan.
-Bellatrix to nasza towarzyszka, Yaxley-zasyczał, obdarowując go nieprzychylnym spojrzeniem.
-Ach... więc teraz udajemy, że nam na kimkolwiek zależy?-zakpił, nie mogąc się powstrzymać Draco.

O ile wcześniej w sali rozbrzmiewały ciche szepty, to teraz zupełnie ucichły. Każdy z szokiem przyglądał się stojącemu z założonymi rękami blondynowi.
Draco natomiast, doskonale wiedział, że przekroczył pewną granicę. Mimo to arogancki wyraz nie znikał z jego twarzy.
-Chciałbyś coś powiedzieć, Draconie?-spytał Voldemort, mrużąc groźnie oczy.
-Raczej podkreślić fakt, że kiedy jej siostra była brutalnie mordowana, nikt się nie przejął-stwierdził bez cienia skrępowania. Był wściekły i nie miał zamiaru słuchać zdrowego rozsądku.
Zupełnie inaczej było z Teodorem, który zachowywał trzeźwość umysłu nawet w najgroźniejszych sytuacjach.
-Draco, strasznie dużo dziś wypiłeś-zaśmiał się, nerwowo ściskając jego ramię. -Co ty wyprawiasz?-szepnął z wyraźną irytacją. Przez niewyparzony język blondyna, wszyscy znaleźli się w niebezpieczeństwie.
-Wymierzam sprawiedliwość-wyjaśnił, patrząc mu prosto w oczy. Miał dość, szerzącego się wokół rządu Voldemorta.
W ułamku sekundy wyciągnął różdżkę z kieszeni, kierując nią prosto w stojącego w tłumie naprzeciwko ojca.
Wszyscy wytrzeszczyli oczy ze zdumienia, jednak nikt nie pozostał dłużny. Jak na zawołanie wszyscy wyciągnęli swoje różdżki, mierząc nią to w Dracona, to w jego ojca. Teodor i Blaise, jak na przyjaciół przystało, wybrali starszego z Malfoyów.
-Czekajcie-krzyknął wyraźnie spanikowany Voldemort. Nie mógł pozwolić na stratę żadnego z mężczyzn.

-Ależ nie, skądże-zakpił Draco, z wściekłością przyglądając się Lucjuszowi. -Zabijcie mnie. Wtedy nie dowiecie się jak dotrzeć do Hogwartu, bo wątpię by Nott albo Zabini zgodziliby się powiedzieć o tym po mojej śmierci. Nikomu wcześniej się to nie udało.
-Na co czekamy?! To zdrada, panie! Zabij go!-wrzasnął oburzony Rudolf.
-Zamknij się, Lestrange-warknął blondyn, nie odrywając wzroku od ojca, który również celował w niego różdżką. -Chyba chcesz odzyskać Bellatrix?
-Co ma z tym wspólnego Bella?-spytał zaintrygowany Voldemort. Przechylił głowę na bok, patrząc na chłopaka z wężowym uśmiechem. -Może opowiesz co zrobiłeś, Draconie? Ty i twoi przyjaciele...-dodał, nie mogąc w pełni ukryć złości.
-Naprawdę sądzisz, że wciągnąłbym w to przyjaciół?-spytał z ironią. -O niczym nie mają pojęcia.
-Co ma z tym wspólnego Bella?!-powtórzył słowa Voldemorta Rudolf. W przeciwieństwie do Czarnego Pana, on głośno krzyczał.
-Leży w moim mieszkaniu pozbawiona zmysłów.
-Wysyłam ekipę ratunkową-zarządził Rudolf, patrząc na swoich ludzi.
-Połączyłem ze sobą nasze życia. Zginę ja, zginie ona. Spróbuj kogokolwiek tam wysłać, a się zabije-zagroził Draco.  Jego plan działania był całkowicie spontaniczny dlatego w duchu dziękował za swoją umiejętność kłamania prosto w oczy. Co do tego, nigdy nie miał skrupułów.
-Wtedy musiałbyś przestać mierzyć do mnie-zauważył z kpiną Lucjusz. -On blefuje, panie!
-Założymy się?-spytał blondyn z szaleńczym uśmiechem. -Nie ma nic do stracenia-zauważył lekko rozbawiony paniką, którą spowodował. Śmierciożercy przemieszczali się, próbując znaleźć się jak najdalej od pola pojedynku.
-Panie, błagam cię! Bellatrix musi tu wrócić-zwrócił się Rudolf do Voldemorta. -Oszczędź go, proszę.
-Odłóż różdżkę, Draconie-poprosił zdecydowanym głosem Czarny Pan. -Wszyscy je odłóżcie-krzyknął tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Śmierciożercy zgodnie spełnili jego prośbę. Jedynie Malfoyowie, Teodor i Blaise trzymali w rękach swoją jedyną broń.
-Jestem gotów wysłuchać twoich żądań, Draconie. Po prostu schowaj różdżkę-powtórzył z irytacją w głosie.
Blondyn uczynił to, a wraz z nim Teodor i Blaise. Na samym końcu i Lucjusz przystał na warunki Czarnego Pana, z niezadowoleniem chowając swoją różdżkę.
-Czego chcesz?-spytał Czarny Pan, patrząc na Dracona i jego przyjaciół z wyraźną niechęcią.
-Od dziś gramy na moich warunkach-oświadczył chłodno, a na jego twarzy pojawił się prawdziwy, Ślizgoński uśmieszek.

                                                                      ***

-Co to miało być?!-krzyknął w końcu Teodor, kiedy wszyscy troje znaleźli się z powrotem w mieszkaniu na Nokturnie. Złapał Dracona za kołnierz, po czym ze złością popchnął go na ścianę.
-Daj spokój-odparł blondyn, wywracając oczami.
-Czy nie uzgodniliśmy, że wszystko co robisz, każdy plan musimy ze sobą uzgodnić?-wtrącił się równie poirytowany Blaise.
-Nie planowałem tego. To było spontaniczne.
-Więc nasze życie wisiało na włosku przez twoje niekontrolowane emocje?! Rozumiem, że jest ci ciężko, Malfoy! Ale nie masz prawa poddawać się takim impulsom-krzyknął Teodor, łapiąc go za ramiona i przyciskając go do ściany.
-Wiedziałem co robię, jasne?! Wszystko było pod kontrolą.
-Pod kontrolą?! Ty zaryzykowałeś, WSZYSTKO!
-Ale dobrze się skończyło, prawda?-spytał spokojnie Draco. Wiedział, że przyjaciele będą na niego wściekli po tym co zrobił, ale szczerze mówiąc, wcale go to nie obchodziło. -Nawet jeżeli zaryzykowałem, to to było tego warte.

Teodor spojrzał na niego z niechęcią, jednak w końcu go puścił. Dotknął palcami do skroni, mocno oddychając.
-Skupmy się-poprosił, zdobywając się na opanowanie. -Musimy oddać im Bellatrix.
-Serio?-spytał zrezygnowany Blaise. -Przypomnijcie mi kto ustalał tą beznadziejną umowę?
-Dajcie spokój. Jesteśmy Ślizgonami. Poradzimy sobie ze wszystkim.
















17 komentarzy:

  1. Jeny *_*
    Szkoda że tak się potoczyła z Theo i Leną :C
    Z drugiej strony mam ochotę zabić Lucjusza. Jak on mógł zabić Narcyze na oczach Dracona? I w dodatku teraz kiedy Bella zaginęłą to się wszyscy nią interesują a kiedy Cyzia została zamordowana w brutalny sposób nikt nie reagował.
    A co do rozdziału wspaniały :3
    Pozdrawiam serdecznie :
    Alexis Nott

    OdpowiedzUsuń
  2. No i to mi się podoba! Draco zaczyna walczyć o swoje :D Ciekawa jestem na czym dokładanie polega to umowa. Mam nadzieje, źe niebawem się tego dowiemy :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW - to jedyne co moge wykrztusic. Nie no nie moge. Juz tesknie wypatruje nastepnego rozdzialu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział.
    Szkoda, że tak się to wszystko potoczyło między Lęną, a Teo.
    Ciekawe co wymyślił Draco.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  5. wow :"D
    Nieźle :)
    Tylko ten Voldi mało Voldowaty xD
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecuuuudowny rozdział *0*
    I w dodatku ten obraz Malfoya mówiącego ze Ślizgońskim uśmieszkiem : Od dziś gramy na moich warunkach
    Ekstremalnie Zajebisty rozdział
    Ekstremalnie dużooo weny życzę i natchnienia i serio rozdział
    CUUUUUDNY!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Olu!
    Rozdział prawie idealny, bardzo dobrze oddający naturę Ślizgonów. Niestety zawiodłaś mnie na polu charakteru Czarnego Pana. Bardzo dobra akcja, wspaniały pomysł, jednak postać Voldemorta Ci nie wyszła. Przepraszam za krytykę i czekam na następny rozdział/ Cyzia

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnyyyy !! A zwłaszcza ta intryga Smoka :P Oby tak dalej !!
    Życzę Ci weny, chęci, czasu, prądu, internetu i wszystkiego czego potrzebujesz w tej chwili :D

    Pozdrawia,
    Alvin :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię takiego przebiegłego Draco. Cwaniak. :D A już myślałam, że pomiędzy Teo, a Leną się coś ułoży a tu nic. ;c Nie było Miony. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie jej więcej. ;)
    Tak ogółem cud, miód, malinka. :D
    Pozdrawiam, Maadź. :*
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział!! Ja naprawdę nie wiem skąd masz takie pomysły :) Dużo weny życzę!!! :)

    http://mojeminiopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. " Teodor i Blaise, jak na przyjaciół przystało, wybrali starszego z Malfoyów." - nie mam pojęcia dlaczego, ale jak to przeczytałam to wybuchnęłam śmiechem.
    Cała rozmowa Teodora i Leny było mistrzostwem. Tyle emocji, tyle wyjaśnień i tyle zwrotów akcji w przeciągu jednego rozdziału!
    Chciałabym jeszcze wspomnień o pijanym Blaisie i jego przyjacielach... czyli już wiem co zrobić z przyjaciółką, jak będzie pijana :P
    Buziaki i zapraszam na nowy rozdział!
    http://wspolkochac-przyszlam-dramione.blogspot.no/2013/12/rozdzia-12-gorzkie-wyznania.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
  12. kocham twoje dramione!
    Ile planujesz jeszcze rozdziałów tutaj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze na pewno dużo... Jak dla mnie, to akcja dopiero się zaczyna :P Miło mi, że kochasz moje dramione :D Hehe to naprawdę miłe :)

      Usuń
  13. Wiedziałam, ze Bella zamknięta w pokoju nie przysłuży sie w związku Leny i Teo :c ale mam nadzieje, ze jakos to bedzie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Waaa, jeejuu, Dracze tak bardzo reaguje emocjonalnie !!
    / Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  15. Ha ha ha, Draco terroryzujący Czarnego Pana, to coś nowego. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. noze bellatrix to ma niezle w tej głowie poprzestawiane...
    szkoda mi teo i leny eh

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń