poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 10 - Rodzina jako największy kłopot popleczników Voldemorta

-I co?-spytała Hermiona, kiedy wyszedł z gabinetu dyrektora. Patrzyła na niego z troską. Widać czekała na niego bardzo się niepokojąc.
-Tylko list do matki i minus 100 punktów dla Slytherinu-mruknął z ponurą miną. -Gdzie Lena?
-W Skrzydle Szpitalnym z Chris'em... Musiałeś go aż tak mocno uderzyć?
-Przecież to nie od złamanej kości policzkowej jest cały obolały. To mój przyjaciel go tak załatwił-wyjaśnił z dumą. -Kto by pomyślał, że nasz mały Teodor jest wstanie pokonać mistrza zapasów?
-Właśnie. Świetnie sobie radził więc po cholerę się w to wtrącałeś?
-Bo tak robią dobrzy przyjaciele.
-Widać mamy inny pogląd na przyjaźń-stwierdziła dziewczyna z pogardą. -Czy wy macie jakieś uczucia? Czy tylko korzystacie z pretekstu, że możecie obić komuś gębę i nazywacie to "przyjacielską solidarnością"?-spytała wstrząśnięta.
Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem. Gdyby ona tylko wiedziała co oni rozumieją przez przyjaźń...
-Ty jednak bardzo mało o mnie wiesz, Granger-powiedział, a w jego oczach pojawił się smutek. Zniknął jednak równie szybko jak się pojawił. Malfoy'owi nie wypadało okazywać emocji. Nie przy obcych.
-Chris obraził mnie i mojego przyjaciela. Przeszedł przez pewne granice. Nigdy nie pozwolę się tak traktować...
-Mimo wszystko nie masz skrupułów by tak traktować innych-odparła, splatając ręce na piersi. Wiedziała, że powinna być w nim ślepo zakochana, że nie powinna wytykać mu wad. Ale do cholery była Hermioną Granger i jak ważna nie byłaby ta gra nie będzie tłumić swojego niezadowolenia!
Draco jedynie pokiwał głową. Doskonale ją rozumiał. Miała prawo być zła.
-Po prostu... nie mogę ci powiedzieć o pewnych sprawach-wyznał podchodząc do niej bliżej. -Ale gdybyś tylko wiedziała, nie miałabyś mnie za tak złego człowieka...
-Wcale nie uważam, że jesteś zły. Ja tylko...
-Kocham cię-przerwał jej, po czym ująwszy jej twarz w dłonie, spojrzał głęboko w jej czekoladowe, pełne emocji oczy. -Nie chcę żebyś była ze mną skoro masz mnie za kogoś... kogoś nie wartego twojego uczucia...
Tak, manipulacja emocjami jako najlepszy sposób podbicia serca Granger!
Dziewczyna westchnęła cicho, po czym bez słowa wtuliła się w jego umięśniony tors.
-Jest późno. Pójdę już spać-powiedziała odsuwając się od niego i patrząc ze zrezygnowaniem w jego stalowoszare oczy.  Odwróciła się i zamierzała odejść w swoją stronę kiedy chłopak złapał ją za rękę. Mimowolnie znieruchomiała, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Odprowadzę cię.
-Naprawdę nie musisz-tego dnia miała go dość. Nie ważne jak zdolną byłaby aktorką, Malfoy ją irytował.
Chłopak momentalnie spochmurniał. Nie lubił kiedy ktoś, a w szczególności jakaś dziewczyna go odtrącała. To najzwyczajniej w świecie uwłaczało jego godności. Poza tym... chciał być w towarzystwie Granger. Lubił być obok tej Gryfonki...
-Słuchaj... zdaje sobie sprawę, że może nie spełniłem twoich oczekiwań. Bywam impulsywny i nie zawsze myślę nad czymś co robię ale... Ale strasznie mi na tobie zależy. Chcę z tobą porozmawiać.
Przez chwilę z zaskoczeniem patrzyła w jego stalowoszare, zazwyczaj obojętne oczy. Nie spodziewała się takich słów. Nie po Malfoy'u.
-Niech będzie-zgodziła się w końcu, kierując w stronę wieży Gryffindoru. Niech straci.

                                                                          ***

Dormitorium Hermiony okazało się małym, przytulnym pokojem prawie u szczytu wieży. Mieszkała z nim razem ze swoją rudowłosą przyjaciółką-Ginny. Tego wieczoru nie było w nim jednak siostry Rona. Zapewne spędzała czas ze swoim chłopakiem Harry'm albo zagadała się z innymi koleżankami w Pokoju Wspólnym. Tak czy inaczej, Hermiona i Draco, w dormitorium znajdowali się tylko we dwójkę.
-Jest mi strasznie ciężko z tym kim jestem. Opowiadanie o tym jest trudne ale... odpowiem ci na wszystko. Jest tylko jeden warunek-zaczął Ślizgon. Dziewczyna spojrzała na niego z wyczekiwaniem, a on z cichym westchnięciem dokończył zdanie.
-Granger, jeżeli twoi przyjaciele się o tym dowiedzą będę skończony. ON mnie zabije-powiedział szczerze. Mimo to, na jego twarzy nie widniała panika, przerażenie... Nie wyrażała niemej prośby o pomoc czy litości. Jeżeli chciał być wiarygodny, musiał pozostać niedostępny. Nie mógł okazać jej swoich emocji, uczuć. Nie tych prawdziwych. -Wiem, że to nie w porządku. Wiem jak się z tym czujesz. Obciążanie cię taką wiedzą...-kolejny krok manipulacji-wczuj się w czyjąś sytuację, przekonaj, że doskonale wiesz, jak się czuje.

Szatynka jedynie pokiwała głową, ciężko opadając na łóżko. Po chwili usiadł obok niej, przyglądając jej się z wyczekiwaniem.
-Przystaję na twoje warunki-powiedziała, kiwając twierdząco głową. -Ty musisz za to obiecać, że odpowiesz szczerze na wszystkie pytania-dodała, z determinacją patrząc w jego zdumione, stalowoszare oczy.
Wyciągnęła w jego stronę rękę.
-Jeżeli masz kłamać, to jej nie podawaj-uprzedziła, kiedy chciał uścisnąć jej dłoń.
Przez chwilę, która trwała zaledwie parę sekund, zastanawiał się czy rzeczywiście może sobie na to pozwolić. Z jej oczu dało się wyczytać szczerość. Był pewien, że nikomu nie powie o jego zamiarach.
Jednak... nie mógł wiedzieć, że Gryfonka tylko udaje. Że kiedy tylko skończą tą rozmowę, ona wybiegnie i wszystko wygada swoim przyjaciołom.
Mimo wszystko uścisnął jej dłoń. Zdobywając się na delikatny uśmiech, patrzył w jej zaskoczone, zawsze pełne ciepła, czekoladowe oczy.
-Jak to się stało, że jesteś śmierciożercą?-spytała, po dłuższej chwili ciszy.
Chłopak zamarł. Wiedział, że padną takie pytania. Był pewny. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że tak trudno będzie o tym wszystkim mówić. Do tej pory rozmawiał o tym tylko z Blaise'm czy Teodorem. Jednak... oni o wszystkim wiedzieli, przechodzili to samo. Im nie było trudno zrozumieć.
Poczuł jak dziewczyna podwija lewy rękaw jego koszuli, błądząc delikatnie palcami dookoła mrocznego znaku. Była przerażona. Widział to w jej oczach, w tym jak bardzo się spięła. Jak jej oddech stał się płytki, a dłonie lekko drżące.
-Wiem, że to cie ciekawi ale... może czasem lepiej nie wiedzieć?-zasugerował, mając nadzieję, że jednak ominą go przykre wspomnienia.
-Ja nie tchórzę, Malfoy-przypomniała mu, momentalnie biorąc się w garść. Spojrzał na nią z uznaniem. Zawsze była taka dzielna, niezależna...
-To się stało w te wakacje. A może raczej przed wakacjami. Złapali mojego ojca w ministerstwie. Czarny Pan się wściekł i pragnąc jakoś go ukarać wziął mnie w swoje szeregi. Nie miałem wyboru, Granger. Moja służba albo życie mojej matki. Wybrałem i choć wiem, że może gdzieś tam było inne wyjście... Ja postąpiłem słusznie. Nikt nie wmówi mi, że powinienem pozwolić jej umrzeć. Nigdy nie będę żałować tej decyzji-wyznał, pełen determinacji.
-Czyli... czyli gdyby... Cała ta akcja w ministerstwie, w departamencie tajemnic... Gdyby Harry nie pozwolił Voldemortowi wejść do swojej głowy... To nie tylko Syriusz by żył. Ty nie musiałbyś przez to przechodzić i...
-Stało się-przerwał jej z bladym uśmiechem. -Może... może gdyby Potter myślał bardziej trzeźwo zapobiegłoby to wielu wydarzeniom. Ale Potter też się zasłużył, Hermiono. A ja nie jestem idiotą żeby tego nie dostrzegać. Fakt, że przez jego decyzje mam spieprzone życie to nic... On już za to zapłacił. Został sam. Nie ma już rodziny. Jest jeszcze bardziej podobny do mnie i choćby nie wiem jak bardzo się tego wypierał... przyjaciele nie zastąpią ci rodziny. Wiem coś o tym.
-Rodzina to tylko więzy krwi...-wtrąciła się, nie bardzo mogąc się z nim zgodzić. -Ludzie, którym na tobie zależy, którzy są wobec ciebie lojalni i zawsze służą pomocą, którzy nie wyprą się ciebie choćbyś nie wiem co zrobił... To jest rodzina, Malfoy. Ktoś kto spełnia te wymagania nią jest. Nie liczy się, że nie jesteś z nią spokrewniony.
-Granger ja mam takich przyjaciół-powiedział cicho. -Są dla mnie wszystkim. Mogę na nich liczyć, mogę im zaufać...
-Crabb i Goyle nie...
-Nie mówię o nich! Granger chcę powiedzieć, że choć ktoś starał się być nią ze wszystkich sił to nie będzie moją rodziną. Wiesz czemu? Bo nawet jeżeli mam ich przy sobie to żal nie znika. To nigdy nie przestanie boleć. Fakt, że ojciec pozwolił byś żył w czymś takim, a matka nigdy nie próbowała cię ostrzec... Granger przecież ja ich kocham. Bardzo kocham, jednocześnie nienawidząc... Gdybyś miała wybrać... rodzice czy przyjaciele?-spytał, przeszywając ją swoim stalowym spojrzeniem.
-Nie wybiorę...-szepnęła, kręcąc głową. -Malfoy, to w czym żyjesz... Twoje poglądy...-zaczęła się plątać w własnej wypowiedzi. Chciała mu pomóc. Jednocześnie wiedząc, że to wróg. Że ma tylko wyciągnąć z niego informacje ale... ale nie mogła. Nie mogła być taką egoistką. On ją kochał. Powiedział o tym, a teraz ma problem. Ona jest dla niego ważna więc czemu miałaby się od niego odwrócić?
-Harry i Ron są dla mnie jak bracia. Kocham ich ale to miłość zupełnie innej kategorii niż ta skierowana do rodziców. Mimo wszystko są dla mnie równie ważni. Nie potrafiłabym wybrać między najważniejszymi osobami w moim życiu...
-Nieważne-postanowił skończyć ten temat. -Co chcesz jeszcze wiedzieć?
-Kto jest dla ciebie takim przyjacielem?
-Nott i Zabini.
-Są Śmierciożercami?
-Nie-skłamał szybko. Ich nie mógł w to wciągnąć. -Oni o tym nie wiedzą.
Zapadła cisza, podczas której dziewczyna zastanawiała się o co jeszcze mogłaby się spytać.
-Zabijasz ludzi?-spytała drżącym głosem. Bała się odpowiedzi. Bała się tego, przez co przyjdzie jej przejść, jeżeli odpowiedź będzie pozytywna.
-Nie-powiedział łagodnie. -Moje życie straciło by wtedy sens. Odbierać komuś życie i bezpodstawnie sądzić, że samemu się na nie zasługuje?-spytał, jednak ona nie dosłyszała brzmiącej w jego głosie ironii i goryczy. Patrzyła na niego z ufnością, z radością. Nie zastanawiając się, wtuliła się w niego, pozwalając sobie na chwilę bycia sobą. Teraz nie udawała.
On tymczasem, przeklinał się w myślach za to co robił, za to jak bezczelnie kłamał i pozwalał by go kochała...
A ona... Ona już wiedziała, że nie powie o niczym swoim przyjaciołom. Draco nie wiedzieć kiedy stał się dla niej kimś naprawdę ważnym...

                                                                          ***

-Ta szafka jest popsuta-stwierdził Blaise, kiedy razem z Pansy stał w Pokoju Życzeń. Z zrezygnowaniem wpatrywał się w mebel jakby czekając aż sam się naprawi. -Trzeba spotkać się Borgin'em, wysłać mu list czy coś...
-Spokojnie, Blaise. Na pewno coś wymyślisz-pocieszyła go dziewczyna. Widziała jak zadręcza się całą tą misją. Jak bardzo chciałby żeby to się skończyło. -Co robisz dziś wieczorem?-spytała mając nadzieję, że chłopak będzie mógł się z nią spotkać.
-Mam szlaban razem z Teodorem-powiedział z goryczą. -Będę czyścił jakieś spleśniałe, zgniłe, śmierdzące...
-Dobra, dobra zrozumiałam-przerwała mu Pansy z niepewnym uśmiechem. -Miałam tylko nadzieję, że uda nam się spotkać-wyjaśniła nieco zawiedziona.
-Niestety-powiedział z wyraźnym żalem.
-Blaise... proszę cię odpuść trochę. To co ON  z wami robi... Błagam nie zadręczaj się całą tą szafką, przyjaciółmi, śmierciożercami... Czasem trzeba zrobić coś dla siebie-wyjaśniła łagodnym tonem. Posłała mu delikatny, pełen czułości uśmiech, po czym nie czekając na jego reakcję przytuliła go.
-Ile bym dała by móc ponownie zobaczyć twój szeroki uśmiech albo usłyszeć głupi, odmóżdżający żart...-szepnęła, wspominając dawne czasy.
Chłopak mimowolnie się uśmiechnął. On też tęsknił za beztroską... Nastały mroczne czasy ale dlaczego nie widzieć mimo wszystko pozytywów?
-Pansy, kocham cię-wyznał na jednym wdechu. Patrzył na nią z wyczekiwaniem, jednak na jego twarzy błąkał się rozbawiony uśmiech. Dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem.
-C-Co?-spytała, pewna, że się przesłyszała. -Co powiedziałeś?
-Że cię kocham. I że moim sposobem na dobre poczucie humoru zawsze byłaś ty. I choć może właśnie palnąłem najgłupszą rzecz na świecie to nigdy tego nie pożałuję, bo mówię prawdę tak prawdziwą, że chyba bardziej się nie da.
Oczy Ślizgonki zabłysły radością, a z jej ust wydobył się cichy śmiech.
-Blaise ja...-przez dłuższą chwilą zastanawiała się co powinna powiedzieć. -Ja ciebie też-wyznała w końcu, po czym rzuciła mu się na szyję, łącząc ich usta w namiętnym, pełnym uczucia pocałunku. -Od zawsze.

                                                                           ***

Tego dnia Teodor był w paskudnym humorze. Przyczyniły się do tego głównie wydarzenie z poprzedniego wieczoru kiedy to pobił Chris'a i definitywnie stracił Lenę. Bo przecież która dziewczyna nie wkurzyłaby się za pobicie swojego chłopaka? Powinna go znienawidzić, skończyć tą chorą, pełną niedomówień relację...
Jakże się zdziwił kiedy przechodząc korytarzem zobaczył biegnącą w jego stronę Krukonkę. Wydawała się czymś bardzo przerażona. Zatrzymał się, przyglądając jej się z zaskoczeniem. Lena zatrzymała się przed nim, omal na niego nie wpadając.
-Teo, on tu jest-powiedziała, a w jej oczach zalśniły łzy.
-Kto to jest?-spytał z niezrozumieniem.
-Twój ojciec. Widziałam go w Hogsmade. Ukrywał się ale ja i tak jestem pewna, że go widziałam. Co jeżeli będzie chciał cię teraz zabrać? Jeżeli każe ci wstąpić to szeregów Sam-Wiesz-Kogo?
-Gdzie dokładnie go widziałaś?-spytał wypranym z emocji głosem.
-Niedaleko Wrzeszczącej Chaty znajduje się taki mały las i... i jestem pewna, że widziałam go w długiej, czarnej pelerynie z kapturem...-zaczęła drżącym głosem.
-Dzięki, że powiedziałaś-mruknął, po czym odwrócił się zamierzając odejść.
-Teo-zatrzymała go, łapiąc za ramię. Odwrócił się, a widząc na jej policzkach świeże łzy nie bardzo rozumiał. -Ja nie chcę cię stracić. Nie w taki sposób-powiedziała, po czym na dobre się rozpłakała.
Spojrzał na nią, zaciskając zęby. Czuł się naprawdę bezsilny. Musiał zakończyć ich znajomość. Ale jak to zrobić kiedy kocha się kogoś tak mocno? Poza tym... on też nie był jej obojętny. Był pewien.
Postanawiając, że będzie żałował potem, przytulił ją do siebie, delikatnie gładząc po włosach.
-Nie stracisz-zapewnił ją, szepcząc kojące słowa tuż przy uchu. -Nigdy nie straciłaś.

                                                                             ***

Szedł ciemną ulicą Hogsmade, czując jak wszystko się wali. Opuścił szlaban, zapłaci za to. Kto wie? Może to będą ujemne punkty? A może kolejne wieczory spędzane w towarzystwie Snape'a albo woźnego Filch'a?
Tak czy inaczej kiedy wróci do zamku będzie miał kłopoty.
Stanął u skraju lasu w pobliżu Wrzeszczącej Chaty, odważnie patrząc w ciemną gęstwinę.
-Wiem, że tam jesteś-powiedział chłodnym, opanowanym tonem. Czekał parę chwil, jednak się nie mylił. Z mroku wyłoniła się wysoka postać ubrana w czarną pelerynę z kapturem. To on. Jego ojciec, ktoś kogo powinien nienawidzić.
-Witaj, Teodorze-mruknął mężczyzna, podchodząc tak blisko, że brunet mógł zobaczyć jego twarz.
-Ojcze-Ślizgon zdobył się jedynie na skinięcie głową podczas którego nie spuszczał z wzroku wysokiego mężczyzny. -Co tu robisz?
-Czekałem na ciebie. Byłem pewny, że prędzej czy później dowiesz się gdzie jestem-oznajmił ojciec Teodora łagodnym tonem.
-Czego chcesz?-spytał chłopak, obdarzając go morderczym wzrokiem.
-Gdzie moja rodzina, Teo? Wracam do domu, a tu okazuje się, że jest pusty. Nie ma nikogo. Mojej żony, synów, nie ma córki... Co się stało Teodorze?-spytał mężczyzna, głosem przepełnionym jadem.
-Niech cię to nie interesuje-warknął brunet siląc się na opanowany ton.
-To jest moja rodzina-wycedził ojciec Teodora zaciskając zęby.
-Najwyraźniej właśnie ją straciłeś-stwierdził chłopak z wrednym, Ślizgońskim uśmieszkiem.

                                                                            ***

Drogi Draco!

Musisz wiedzieć, że się na Tobie zawiodłam. Nie tak Cię wychowałam. Choć jesteś moim synem, muszę przyznać - jest mi za Ciebie wstyd. 
Dostałam list ze szkoły. Nie obchodzi mnie kim był ten chłopak, nie obchodzi mnie to, co się z nim stało albo mogło stać. Nauczyciele są z Ciebie niezadowoleni, zachowujesz się nagannie i kompletnie o mnie nie myślisz. Rozumiem, wyprowadziłeś się ale dalej pozostajesz Malfoy'em. Człowiekiem honorowym, szlachetnym, pełnym godności i zasługującym na szacunek. 
Nie pozwolę byś zachowywał się w ten sposób. Plamisz nasz ród, Draco. Proszę, popraw się.  Nie życzę sobie więcej listów ze szkoły, nie w takich sprawach. 
Miałam nadzieję, że wrócisz na Święta do domu. Dałbyś sobie wreszcie spokój z tym niechlujnym mieszkaniu na Śmiertelnym Nokturnie. Zasługujesz na życie w lepszych warunkach. Kto wie? Może pomyślę nad przeznaczeniem drobnej kwoty i kupieniu ci dworku w okolicach Londynu? Proszę, odpisz. 
                   
                                                                             Twoja matka
                                                                                                     Narcyza M.
PS: ON wrócił do domu. 

Przez dłuższą chwilę zastanawiał się co powinien odpisać. Mama była dla niego ważna ale to co napisała w liście było niedorzeczne. 
-Co jej na to odpowiesz?-spytał Blaise zaglądając mu przez ramię. 
-To co uważam za stosowne-powiedział blondyn, wzruszając ramionami. -Kochana mamo nie ważne jak bardzo cię kocham, mam was gdzieś!-krzyknął z desperacją. -ON wrócił do domu! Wiesz co to znaczy? Że mój ojciec ją nęka, torturuje i prześladuje a ja nie mogę im pomóc samemu się nie narażając. 
-To co zrobisz?-brunet zdawał się, współczuł przyjacielowi i bardzo chciał mu pomóc.
-Wbiję do "domu"-oświadczył Draco Malfoy, a na jego twarzy wykwitł kpiący, pewny siebie uśmieszek.














17 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że jak nie ma dłużej
    rozdziału na tym blogu, to zaczynam tęsknić. To dziwne... Prawda?
    Jeju tak ładnie pisałaś o tych przyjaźniach, kochaniu i w ogóle, że aż
    się popłakałam. Jestem cholerną, nieuleczalną romantyczką i
    nadwrażliwcem.
    Ile razy ja już to powtarzałam, że pięknie piszesz...??? Naprawdę to
    jest najlepiej napisany potterowski blog jaki czytałam...
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    please-do-not-leave-quite-yet.blogspot.com
    Literka

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj mała, kochana Hermiona. Po prostu widzę przed oczami jak Malfoy manipuluje i jednocześnie kocha, Hermiona to dla mnie większa zagadka
    Świetny rozdział! Myślałam już że nie dodasz kolejnego rozdziału, a tu taka niespodzianka
    Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. genialnie! myślę, że podobnie do Hermiony, Draco powoli zaczyna coś do niej czuć mimo prowadzonej przez nich gry ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział mnie tak bardzo wciągnął, ze kiedy zobaczyłam koniec to chwile wpatrywalam się w ekran.
    Oni się w sobie zakochują, jak nic :)
    Dzieje się dużo, strasznie szkoda mi Teo, tak bardzo go lubię :D
    Weny:)
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Mam nadzieję, że wkrótce Draco i Hermiona przestaną się wzajemnie oszukiwać, a Teo wyjaśni jakoś sprawę z Leną. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest wspaniały ♥ Ja nie wiem jak to jest, ale każde twoje opowiadanie kocham jeszcze bardziej niż poprzednie :) Oby tak dalej :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Słodko-gorzko... Z każdym kolejnym rozdziałem coraz się wkręcam w tą historię ;) piszesz genialnie :)
    Oby tak dalej ;)
    Pozdrawiam Lessiada

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, szczególnie że oprócz Dramione rozwijasz tutaj akcje Blaise - Pansy i Teodor - Lena ;))
    Życzę dalszej weny i mam nadzieję że następny rozdział pojawi się szybko, pozdrawiam,
    Ana.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zostałaś przyjęta z powodzeniem do Stowarzyszenia ;)
    Zapraszam do dodania swojej daty urodzin do ramki 'Urodzinki nasze' i do udziału w konkursach (oraz glosowaniu). Zachęcam również, by polubić fanpage Stowarzyszenia :D
    [ https://www.facebook.com/StowarzyszenieDHL ]
    Pozdrawiam, Only ;>

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam to opowiadanie te mroczne klimaty... Draco i Miona oni chyba jeszcze nie zdaja sobie sprawy ile wzajemnie dla siebie znaczą ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale oni świetnie udają. Obydwoje myślą, że są w sobie zakochani, a tu psikus. Jestem ciekawa., kiedy tak naprawdę sobie uświadomią, że naprawdę się kochają.
    Draco złozy wizytę ojcu? Czuję, że zdarzy się coś niefajnego. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię Teo. Ślizgon i Smierciożerca, ale jednak jest opiekuńczy i taki .. no nie wiem nawet jak to napisać.:D Jest po prostu fajny. :D
    Pozdrawiam, Maadź.
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta cała z sytuacja z Hermioną i Draco jest tak zagmatwana, że sama czasem się zakręcę. Jestem bardzo ciekawa jak to się rozwiąże :)
    Już boję się tego wpadnięcia do domu Malfoyów. Nie mogę się doczekać spotkania Malfoya Seniora z Juniorem. Może być na prawdę ciekawie.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Pożoga

    OdpowiedzUsuń
  14. Skomplikowana ta cała sytuacja z Draco i Hermioną. Przez to staje się coraz bardziej ciekawsza! Kocham wątek Teo i Leny. Strasznie mi ich żal. Nie mogę się doczekać na wypad Draco do "domu" ^^ Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  15. aaaaale się dzieje! Cóż za emocje ... ;) Chłopcy jak to chłopcy, jak się pokłócą, to lubią sobie przywalić. To jest ludzkie ;)
    Odczuwam coraz większy strach, że całą ta trójka będzie musiała się przyłączyć do tego ... tego ... głupiego ... białego pana, który ośmielił się nazwaćCZARNYM!
    A pansy z Blaisem? Dobry wybór ...:3
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Cieszę sie ze przynajmniej Blaise'owi sie udało. Mam nadzieje tez, ze Draco i Hermiona przestaną sie w końcu oszukiwać, a Teo bedzie mógł byc z Leną... Ale to pewnie za jakiś czas... No nic, lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeeeju ile się dzieje !!!
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń