-Co my tu mamy?-spytał rozbawiony do granic możliwości Blaise. W jego orzechowych oczach zalśniły wesołe ogniki. Razem ze swoim przyjacielem Draco pochylał się nad śpiącym Teodorem. Obydwoje ledwo tłumili swój chichot kiedy ich czarnowłosy kolega leżał rozwalony na kanapie.
-Jaki słodki Teo-zakpił Blaise udając rozczulenie.
-Szkoda by było...-zaczął Draco z paskudnym uśmiechem.
-Gdybyśmy wpadli na okrutny pomysł...-kontynuował Blaise.
-Wywrócenia kanapy-zakończyli razem,popychając oparcie stojącej w ich wspólnym salonie sofy.
Teodor obudził się jak oparzony patrząc na nich nieprzytomnym wzrokiem.
-Czy wy właśnie zastosowaliście na mnie to, co ja sam wymyśliłem?-spytał mrużąc gniewnie oczy.
Niestety nie miał szans na uzyskanie odpowiedzi. Jego dwaj przyjaciele leżeli na ziemi zwijając się ze śmiechu.
-Bez przesady to nie było aż takie śmieszne-mruknął nieco zażenowany. Splótł ręce na piersi i wstał z ziemi.
-Gdybyś widział swoją minę-powiedział Blaise między kolejnymi wybuchami śmiechu. Mimo to, on również przywrócił się do porządku. Odchrząknął znacząco i przybrał najbardziej poważną minę na jaką było go stać. Nie wytrzymał jednak długo. Po chwili, razem z Draco ponownie zanosił się śmiechem.
-Jesteście głupi-skwitował Teodor wywracając oczami. -Co jemy na śniadanie?-spytał zaglądając do lodówki, w której (wielki Merlnie!) nie paliło się światło.
-A co mamy do wyboru?-spytał Draco, przeczesując palcami swoje i tak rozczochrane, blond włosy.
-Yyy... niezidentyfikowany obiekt numer 1, niezidentyfikowany obiekt numer 2, niezidentyfikowany obiekt numer... O jogurt!-powiedział zachwycony swoim odkryciem. Zajrzał do środka jednak po chwili skrzywił się i odstawił kubeczek z powrotem do lodówki. -Nie, jednak nie-powiedział zawiedziony.
-A więc mamy do wyboru głodować albo zjeść jedzenie, które nawet nie przypomina jedzenia?-spytał Draco przybierając ton myśliciela. Zapadła chwila nieprzeniknionej ciszy podczas której każdy z mężczyzn rozważał swoje za i przeciw.
-Wybieram pierwszą opcję-powiedzieli wszyscy na raz zrezygnowanym, niezadowolonym tonem.
***
-Zazdroszczę ci tego Blaise-powiedziała Pansy Parkinson przechadzając się razem z nim po parku.
-Przepraszam bardzo czego?-spytał nico zdezorientowany.
-Tego, że mimo wszystko masz przy sobie jeszcze przyjaciół-powiedziała wsadzając ręce do głębokich kieszeni płaszcza.
-Daj spokój. Pamiętasz? Masz jeszcze mnie i Draco i Teodora... Będzie dobrze, przejdziemy przez to.
-Rodzice zabronili mi wychodzić z domu. Wyszli na chwilę więc udało mi się wymknąć ale boję się myśleć co będzie jak wrócę-westchnęła zrezygnowana. Razem z przyjacielem usiadła na ławce w parku. -Może w mieszkaniu na Śmiertelnym Nokturnie głodujecie, żyjecie w syfie i macie do spania jedną kanapę ale wiesz... wiele bym dała móc też tak mieszkać.
-Pansy nie może być tak źle-próbował pocieszyć ją brunet.
-Jest okropnie, Zabini!-warknęła, zdenerwowana jego optymizmem. -Każdy z nas ma swoje misje, zadania od Czarnego Pana. Musimy udawać kogoś kim nie jesteśmy ale przynajmniej ty wracasz potem do domu i możesz odetchnąć. Choć przez chwilę być sobą. Porozmawiać o tym co cię boli, pośmiać się, milczeć, wkurzyć. Spokojnie spać. Ja nie mam takiego luksusu, Blaise. Wracam do zimnego domu, w którym moi rodzice gadają w kółko tylko o jednym. O tym durnym, samolubnym, kretynie, który...
-Pansy daruj sobie-przerwał jej z grobową miną. -Wiem jak jest, jasne? Obiecuję, że jakoś ci pomogę.
Dziewczyna skinęła głową i nie mogąc powstrzymać łez wtuliła się w ramię chłopaka.
-Tkwimy w tym razem-powiedział, opierając głowę na czubku jej głowy. Na te słowa dziewczyna jeszcze mocniej się rozpłakała. Wiedziała, że musiała być silna. Czasem jednak trzeba okazać swoje słabości. Choćby po to, by nie zapomnieć, że jest się człowiekiem.
***
Teodor siedział nad biurkiem kreśląc coś piórem na szarym pergaminie. Wydawał się być bardzo skupiony. Z największą starannością pisał każdą literkę jakby bojąc się, że błąd może zmienić treść pisanego przez niego listu.
-Cześć-mruknął Draco wchodząc do ich ponurego mieszkania. -Co robisz?-spytał opadając na ich najczęściej używany mebel-kanapę, z której powoli zaczęły wychodzić sprężyny.
-Piszę-odparł zamyślony Teodor. Po chwili westchnął, przeczesując palcami swoje kruczoczarne włosy. -Jak powinien wyglądać taki list?-spytał z frustracją.
Młody Malfoy spojrzał na niego z intrygą. Po chwili wstał i podszedł do niego. Zaglądając mu przez ramię przeczytał napisaną przez niego, dotychczasową treść.
-Wiem, że jest ci ciężko... ale to raczej nie jest dobry pomysł.
-Chcę żeby wiedzieli-odpowiedział cicho Teodor. Był zdeterminowany, wiedział czego chce.
-Jeżeli to dostanie się w niepowołane ręce-zaczął blondyn jednak przyjaciel szybko mu przerwał.
-Co ty byś zrobił na moim miejscu, co? Pozwolił im wierzyć, że nie żyjesz do końca ich życia?!
-O to chyba chodziło, prawda? Mieli być załamani. Mieli wyjechać na drugi koniec świata i o tobie zapomnieć.
-Ja mam do cholery siedemnaście lat!
-To dorośnij!-przerwał mu Draco patrząc na niego ze złością. Brunet spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
-Przepraszam. Po prostu... wiem, że jest ci ciężko. Naprawdę wiem. Ale zrealizowanie tego planu zajęło nam mnóstwo czasu. Póki myślą, że jesteś martwy są bezpieczni.
-Naprawdę tak myślisz?-spytał nieprzekonany chłopak.
-Hej. Masz dwóch dorosłych braci i siostrę. To idealne towary na śmierciożerców. Chcemy uchronić kogo możemy, pamiętasz?
Brunet pokiwał głową, ukrywając twarz w dłoniach.
-W takim razie...- powiedział Teodor składając zapisany pergamin. -Daj im to kiedy zginę. Nie będą mieli do czego wracać. Zależy mi żeby znali prawdę.
-Hej, stary. Sam im o tym powiesz po wojnie-powiedział Draco uśmiechając się pokrzepiająco.
-I tak chcę żebyś to miał-Teodor należał do upartych ludzi. Wcisnął kartkę w dłoń Dracona, a kąciki jego ust uniosły się wysoko do góry.
***
-Mam dla was kolejną misje-powiedział Lord Voldemort. Wezwał ich po raz kolejny tego tygodnia i nie wróżyło im to niczego dobrego. Czarny Pan pragnął się zemścić. Zarówno Draco jak i Teodor wstąpili do jego szeregów za karę. Ich ojcowie siedzieli w Azkabanie, a jedynym sposobem uratowania reszty rodziny i siebie było posłuszeństwo wobec jak to mówią? Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Jedynie Blaise stał się śmierciożercą dobrowolnie. Oczywiście nie cieszył się z tego kim był ale w ramach solidarności z przyjaciółmi postanowił to dla nich zrobić. Skreślić całe swoje życie na rzecz tych, których zaczął nazwać rodziną. Draco, Blaise i Teodor należeli do najmłodszych z rzeszy popleczników Voldemorta. Oprócz nich była jeszcze Pansy ale nią Czarny Pan nie interesował się tak bardzo. To chłopcy zostali jego ofiarami. Zamierzał ich wykorzystać, zmusić do najgorszych czynów, a potem zabić. Bez najmniejszych skrupułów. Zdawali sobie z tego sprawę. Mimo wszystko gdzieś głęboko wierzyli, że mają szansę. Że uda im się przetrwać wojnę, która dopiero się zaczynała.
-Tak panie?-spytał Teodor. To on zawsze zachowywał największy spokój. Swoją odwagą pokazywał ile naprawdę jest wart. Mimo wszystko ludzie i tak będą w nim widzieć brudnego zdrajce, śmierciożercę.
-Wrócicie do szkoły.
-Co? Mieliśmy zostać w Londynie-wtrącił się zaskoczony Draco. Widząc jednak minę Czarnego Pana momentalnie zamilkł. -Jak sobie życzysz-powiedział po dłuższej chwili milczenia.
-Chcę powierzyć wam misję. Muszę jednak poddać was próbie. Muszę być pewny czy dacie sobie radę.
Każdy z nich milczał. Doskonale wiedzieli co ich czeka. Mocne i wyjątkowo bolesne zaklęcie Cruciastus. Ot tak, dla "poprawienia hartu ducha i przekonaniu się o ich oddaniu".
Mimo wszystko nie wyglądali jak mali chłopcy przyłapani na czymś niegrzecznym, którzy ze spuszczonymi głowami wpatrują się w czubki butów i czekają na wymierzoną im karę.
Z dumnie uniesionymi głowami czekali na to co się stanie, odważnie patrząc w szkarłatne ślepia Czarnego Pana.
-Kto pierwszy?-spytał Voldemort uśmiechając się z pogardą do swoich sługów.
Bynajmniej wcale nie odpowiedziała mu cisza przerwana dźwiękiem głośnego przełykania śliny.
-Ja-Draco wystąpił z szeregu, zdobywając się na blady uśmiech. Skoro i tak czekało to każdego z nich... Wolał mieć najgorsze za sobą. Kto wie? Może poszczęści mu się i będzie nieprzytomny podczas kolejki Blaise'a i Teodora. Dzięki temu zaoszczędzi sobie nieprzyjemnych widoków ich tortury...
-Jestem dumny, Draconie...-zasyczał pozbawiony nosa prześladowca ich i tak nieszczęśliwego życia.
-Stajesz się coraz dzielniejszy. Cieszę się, że nie poszedłeś w ślady ojca...
Zacisnął zęby. Jedyny powód, dla którego Draco Malfoy miał takiego, a nie innego ojca był sam Voldemort i prawdy, które mu wpajał. To dlatego nigdy nie miał prawdziwego dzieciństwa, a teraz musiał przechodzić przez to piekło. I wtedy kiedy to w jego umyśle powstawały najgorsze obelgi pod adresem trupio bladego sadysty, całe jego ciało przeszył dreszcz wywołany niesamowitą falą bólu. Kolana same mu się zgięły, a on padając na podłogę, obiecał sobie, że tym razem nie będzie krzyczeć. Dał pokaz swojej zaciętości. Zamknął buzię i przygryzając język do krwi nie wydał z siebie najcichszego dźwięku.
Ból rozsadzał go od środka, a wnętrzności zdawały się płonąć żywym ogniem. Mimo wszystko, nie krzyczał. Miał być to gest samozaparcia, w którym udowadniał, że nie jest skończonym pionkiem w grze Czarnego Pana. Podekscytowany jego zachowaniem Voledmort z każdą chwilą zwiększał siłę zaklęcia, a biedny blondyn uświadomił sobie, że nawet jeżeli by chciał to nie miałby już siły krzyczeć. Jak przewidział odpłynął. Film się urwał.
***
-Draco! Draco... Draco do cholery!
Otworzył oczy, czując jak boli go każdy centymetr ciała. Zdziwiony spojrzał na swoich zmartwionych przyjaciół, którzy przyglądali mu się z zaniepokojeniem. Leżał na kanapie w ich wspólnym mieszkaniu. Jakim cudem się tu znalazł?
-Co się sta...-nie dokończył jednak zdania, bo przypomniał sobie ostatnie wydarzenia. -Co mnie ominęło?-spytał wiedząc, że delikatnie mówiąc "spieprzył sprawę". Wyszedł na mięczaka, tracąc przytomność po Crucio... Przynajmniej w odczuciu Voldemorta.
-Wyjaśnił nam szczegóły zadania, które delikatnie mówiąc jest całkowicie... nie nie powiem tego. Naprzeklinałem się dziś wystarczająco-stwierdził Blaise.
-Tak przy okazji... mógłbyś schudnąć stary. Wnieśliśmy cię do mieszkania z wielkim trudem...-dodał Teodor siadając na nogach Dracona, bo nigdzie indziej nie było już miejsca.
-Z całym szacunkiem nie jadłem nic od czasów tej zimnej pizzy-warknął blondyn zrzucając z siebie chłopaka. -Na czym polega to zadanie?-spytał zamierzając zmienić temat.
Przyjaciele opowiedzieli mu o wszystkim. O tym, że mają znaleźć sposób, dzięki któremu Śmierciożercom uda dotrzeć się do Dumbeldor'a. Że mają na to niecały rok szkolny, a podobna rzecz nigdy wcześniej nikomu się nie udała. O tym, że muszą pracować w największym skupieniu. Że muszą wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować. Że jeżeli im się nie uda... będą jak się zresztą nie raz spodziewali, martwi.
-Tak więc... Wracamy do Hogwartu, epiccy Ślizgoni!
Świetny!!!!
OdpowiedzUsuńCo pięć minut sprawdzam (na serio) czy nie wstawiłaś czegoś nowego. I naprawdę, no jest super!
Życzę weny i pisz szybko, bo umieram z ciekawości!
Naprawdę genialny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńNo po prostu U.W.I.E.L.B.I.A.M.
Czekam na kolejną dawkę emocji ;)
Odiumortis.
Rozdział jest zajebisty! Nie mogę doczekać się następnego :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga youaremyhorcrux.blogspot.com
No to teraz się zacznie :D Muszę przyznać, że to opowiadanie zapowiada się wspaniale. Jest takie inne, ale to jest chyba w nim najlepsze. Już się nie mogę doczekać, co będzie się działo w Hogwarcie :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Draco i Teodor są smiercozercami za kare - podoba mi się takie wyjaśnienie :) już nie mogę się doczekać, co się będzie działo w Hogwarcie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lessiada
Świetnie. Genialny rozdział. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł. Zaciekawił mnie ten blog. Tak mhhhrrrroczny... to coś co lubię najbardziej. No tyle, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Literka
Świetny rozdział! Teraz się dopiero zacznie! :D Lecę czytać kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem uwielbiam Cię bardziej ;)
OdpowiedzUsuńWOW. Uwielbiam twoje opowiadanie . Jest w nim tyle smutku, ale jest też nadzieja.
OdpowiedzUsuńJ.K.
Jestem zdumiona, jak potrafisz poprowadzić rozmowę bohaterów. Super opisujesz życie tych chłopaków, idealnie wykreowałaś też ich postaci. Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńJej zapowiada się niesamowicie. Nie mogę w to uwierzyć, w jaki sposób piszesz dialogi, są świetne!
OdpowiedzUsuń"- Yyy... niezidentyfikowany obiekt numer 1, niezidentyfikowany obiekt numer 2, niezidentyfikowany obiekt numer... O jogurt!" to było zajebiste.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga. Już od samego początku widać, że to będzie niezapomniana opowieść. Podoba mi się, że w odróżnieniu do innych blogów jest całkowicie poświęcony śmierciożercom, a "dramione" to wątek poboczny. No i tytuł "Mieszkańcy Śmiertelnego Nokturnu", o którym też nigdy nie czytałam :)
Pozdrawiam i lecę czytać następny rozdział
~Julla
Strasznie mi sie podoba! W końcu ktos zauważył to, ze ślizgoni nie mieli tak łatwo, a nie zawsze ten złoty i wspaniały Gryffindor. Swietne! :)
OdpowiedzUsuńMoja ciekawość z każdą chwilą jest coraz bardziej podsycana. Genialne ♥ //Anyi
OdpowiedzUsuńŚwietnee.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Numer, ktory Draco i Blaise wywineli Teo najs!
OdpowiedzUsuńA jesli chodzi o zadanie chlopcow w Hogwarcie to swietnie, ze tam bedzie rozwijala sie akcja!
Pansy tez nie ma latwo, ciekawe czy ona tez wroci do szkoly.
Pozdrawiam
Noxella Lux
dramione-pdsl.blogspot.com
" Yyy... niezidentyfikowany obiekt numer 1, niezidentyfikowany obiekt numer 2, niezidentyfikowany obiekt numer... O jogurt!-powiedział zachwycony swoim odkryciem. Zajrzał do środka jednak po chwili skrzywił się i odstawił kubeczek z powrotem do lodówki. -Nie, jednak nie-powiedział zawiedziony " hahah padłam :-D
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam tak dobrego Dramione! Jestem pod coraz większym wrażeniem. Dialogi są wspaniałe! Ale poprawiłaś mi humor tym, że dałaś mi znać, że opowiadanie jest ukończone :) Super!
OdpowiedzUsuń