-Uważam, że gobliny postąpiły słusznie w 1784 roku. Gdyby nie zdobyły fortu w Kanadzie zapewne nie moglibyśmy już dziś ich spotkać-powiedział Draco Malfoy. Wszyscy byli zaskoczeni tym, że duch, profesor Binns wyznaczył kogoś do odpowiedzi. Zwykle jego lekcje opierały się na nudnych wykładach i mało kto się w nich udzielał. Tym razem było jednak inaczej. Duch mierzył blondyna srogim wzrokiem, podczas gdy tamten próbował przypomnieć sobie choć kawałek wydarzeń z nic nie znaczącej bitwy.
-Nie sądzisz, że była ona ryzykowna?-spytał profesor w ułamku sekundy znajdując się przy biurku młodego Malfoya. Ślizgon czuł się teraz jak na przesłuchaniu.
-Bez ryzyka nie zdobyli by fortu-powiedział upierając się przy swojej odpowiedzi. -W 1784 roku nie było jeszcze zaklęć, którymi czarodzieje mogliby wyleczyć klątwy goblinów. Mieli przewagę nad Kanadyjczykami, a jedynym ryzykiem był fakt, że mogli stracić paru ludzi w decydującym starciu-wyjaśnił już nieco zirytowany. W końcu to on nie raz planował podobne akcje. Profesor Binns natomiast, nie wyglądał na złaknionego przygód ani za życia, ani po śmierci.
-Mimo wszystko uważam, że twoja odpowiedź jest...
W tym momencie Draco się wyłączył. Bynajmniej nie dlatego, że wykład i dyskusje ducha Binns'a były przeraźliwie nudne. Blondyn poczuł jak jego lewe przedramię zaczyna go piec. Syknął z bólu, po czym spojrzał na nauczyciela zaciskając zęby.
-Źle się poczułem, powinienem iść do skrzydła szpitalnego.
-Słucham?!-spytał oburzony nauczyciel. Nie dość, że młody Malfoy mu przerwał to jeszcze chciał opuszczać jego wykład.
-Przepraszam-mruknął, po czym nie czekając na protesty nauczyciela wyszedł z klasy. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, puścił się biegiem w stronę swojego dormitorium.
***
-Chyba mamy problem-powiedział młody Malfoy wchodząc do swojego dormitorium. Tak jak przypuszczał Blaise i Teodor już tam byli. Z niezadowolonymi minami wpatrywali się w swoje piekące, mroczne znaki.
-Myślicie, że nas też to dotyczy?-spytał Zabini z nadzieją.
-Niby czemu nie?-spytał zrozpaczony Nott.
-W końcu jesteśmy w szkole i mamy oddzielne zadanie, nie?-wyjaśnił chłopak z bladym uśmiechem.
-Tak zamierzasz się tłumaczyć, kiedy będzie chciał cię zabić, bo nie stawiłeś się na zebraniu?-spytał Draco wyciągając z szafy swój płaszcz. -Ruszajcie się. Musimy iść.
Przyjaciele niechętnie ubrali się i wskoczyli do swojego kominka by po chwili zniknąć w szmaragdowych płomieniach.
***
Ich głowy uniesione były w górę, wpatrując się w wysoki gmach twierdzy Voldemorta. Wyglądała mrocznie i ponuro-w sam raz na rezydencje kogoś takiego jak Czarny Pan.
-Po wszystkim idziemy na kebaba-powiedział Blaise po czym razem z przyjaciółmi zgodnie przekroczył próg budynku.
-Nott, Malfoy i Zabini... czekaliśmy na was. Niektórzy myśleli, że się nie zjawicie...-zasyczał Voldemort przyglądając im się z intrygą.
-Przepraszamy za spóźnienie-mruknął blondyn nie zbyt przejęty tym, że biedni śmierciożercy musieli na niego czekać.
-Jak się czujesz Draconie? Po ostatnim teście nie wyglądałeś zbyt dobrze-powiedział Czarny Pan z wrednym uśmiechem. Wszyscy śmierciożercy wymienili znaczące spojrzenia doskonale wiedząc o ostatniej porażce Malfoya.
-Dziękuję za troskę. Nic mi nie jest-odparł Draco ze sztucznym uśmiechem. Ile by dał by móc siedzieć teraz na historii magii...
Wywrócił oczami, aż w końcu jego wzrok natrafił na wysoką, szczupłą blondynkę. Patrzyła się na niego. Z troską. Prychnął pod nosem. Gdyby mu na nim zależało, nie dopuściła by do sytuacji, w której wszyscy się znajdowali.
-Obawiam się, że będziemy musieli poćwiczyć-powiedział Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, po czym bez ostrzeżenia wycelował w Dracona różdżką.
Dlaczego był zaskoczony? W końcu mógł się tego spodziewać... Tym razem powalał sobie na wicie się w bólu na zimnej posadzce w twierdzy Voldemorta. W końcu mężczyzna przestał rzucać klątwę, a Draco wreszcie mógł odetchnąć. Czarny Pan jednak już się nim nie przejmował. Pokazał jak bardzo słaby był Malfoy. Upokorzył go na oczach wszystkich. Dał niezłe przedstawienie tylko po to, by niewzruszonym zacząć opowiadać o swoim planie.
Draco spojrzał w oczy Narcyzy. Kobieta próbowała udawać niedotkniętą cierpieniami syna, jednak w jej błękitnych tęczówkach wyraźnie widać było ból. Tak bardzo żałowała tego, co spotkało jej syna...
Nie móc znieść jej spojrzenia, przeniósł wzrok na swoich przyjaciół. Uśmiechali się do niego blado, jakby próbując go pocieszyć. W końcu Teodor podał mu rękę, pomagając wstać.
Chłopak z niezadowoleniem stanął na nogi, mierząc Voldmorta morderczym spojrzeniem. Ten jednak, nie zwracał uwagi na blondyna. Z szaleńczą pasją opowiadał o swojej władzy i potędze, o tym jak będzie wyglądał lepszy świat. Świat bez szlam, mugolaków i tych, którzy ośmielą mu się sprzeciwić.
Teodor patrzył na Czarnego Pana w skupieniu. Różnił się od Dracona tym, że on potrafił zachować spokój. Z opanowaniem znosił widok tortur swojego przyjaciela, pozwolił by jego rodzina była przekonana o jego śmierci. Zostawił za sobą wszystko. Wszystko dla kogoś, który miał nad nim całkowitą władzę. Całkowitą kontrolę, a on nie był wstanie nic na to poradzić.
Zawsze zastanawiał się, jakby wyglądało życie Voldmorta gdyby nie dowiedział się o tym, że jest czarodziejem. Gdyby nigdy nie trafił do Hogwartu i nie nauczył się władać magią.
Kim by był? Jakim człowiekiem by się stał? Kto wie? Może stałby się równie zaborczy ale nie posiadając różdżki nie mógłby krzywdzić na taką skalę. Nie mógłby rzucać czarnomagicznych i zakazanych zaklęć. Nie mógłby mieć nad nim całkowitej kontroli...
-...Dlatego też musimy zdobyć Pottera. Nasi trzej, młodzi czarodzieje-tu Voldemort uśmiechnął się z ironią-umożliwią nam dostęp do Hogwartu. Naszym zadaniem będzie zabicie Dumbeldore'a i porwanie Pottera. Pamiętacie może być pobity, zakrwawiony, nie zdolny do niczego. Może ledwo oddychać, ale ma być żywy!-przestrzegł ich szkarłatnooki mężczyzna. -Właśnie. Zabini jak idzie wasza misja?-spytał z chłodem.
-Wszystko jest pod kontrolą. Nie długo śmierciozęrcy będą mogli wejść do Hogwartu-powiedział chłopak pewnym głosem.
-Niby jak?-zakpił jeden z śmierciożerców.
-Zamilcz, Carrow-przerwał mu Czarny Pan. -To nie jest twoja misja. Najważniejsze by do końca tego roku umożliwili nam przejście. Możecie zniknąć mi z oczu-dodał chłodnym głosem.
***
Siedzieli na ławce w jednym z Londyńskich parków. Każdy z nich trzymał w ręce kebaba jednak żaden nie był wstanie czegokolwiek przełknąć.
-Mam tego dość-powiedział w końcu Draco. Jego wzrok bezustannie wlepiony był w przestrzeń przed nimi, a myśli pędziły jak oszalałe. -Czy on musi traktować nas jak najniższej rangi sługusów?! Pomiata nami jak najgorszymi ścierwami!
-Uspokój się-upomniał go Teodor, posyłając przepraszający uśmiech w stronę wpatrującej się w nich z oburzeniem staruszki. -Może przejdziemy gdzieś indziej?-zaproponował.
Po chwili wszyscy siedzieli w mugolskim barze, pijąc mocno procentowe napoje. Potrzebowali odreagować to co działo się przed paroma minutami.
-A gdyby tak uciec?-spytał Blaise z nutą nadziei. Czasem zastanawiał się co by było gdyby po prostu zniknęli. Gdyby znaleźli miejsce, w którym nikt nigdy by ich nie znalazł.
-Nie ma mowy. Nie zostawię swojej matki, tak samo jak ty nie opuścisz rodziców. On by się zemścił, Blaise, a my straciliśmy wystarczająco dużo osób-powiedział blondyn. -Z Teodorem jest nieco prościej...-mruknął nieco ciszej. Mimo to przyjaciel go dosłyszał. Wywrócił oczami, po czym spojrzał na Dracona ze złością.
-Chyba nikt nie uważa, że to było dobre wyjście-powiedział, splatając ręce na piersi.
-To było najlepsze co mogłeś zrobić, stary-powiedział Blaise.
-Nieprawda. To było najgorsze co mogłem zrobić. Pozwoliłem mojej rodzinie wierzyć, że jestem martwy, rzuciłem dziewczynę, którą kocham... Wszystko po to by ich uchronić i później być wolnym. Wszystko co robimy, robimy z myślą, że za parę lat będziemy wolni i będziemy mogli się tym cieszyć! Pytanie co z nas zostanie za parę lat? Wrak człowieka. Bo odetniemy od siebie wszystkich, na których nam zależy. Musimy nauczyć się myśleć, musimy przetrwać, a taktyka, którą obraliśmy się nie sprawdza!
-W takim razie co proponujesz, Teodorze?! Żebym znowu zamieszkał z moją matką i pokazywał na każdym kroku, że jest dla mnie ważna, że mimo iż zrobiła mi tyle złego, skoczyłbym za nią w ogień?! On to wykorzystuje, Teo! Ciągle, na każdym kroku! A ja nie mam siły powtarzać tego, co działo się na początku wakacji!-zaprotestował Draco, a wszyscy zamilkli na wspomnienie tego co działo się przed paroma miesiącami. Każdego dnia byli torturowani, a na ich oczach rozgrywały się rzezie, do których mieli wracać przez jeszcze wiele nocy.
-Historia nie musi się powtarzać-wtrącił Blaise z poważną miną. -Jedynym sposobem by przechytrzyć drania, jest bycie jeszcze większym draniem. Musimy być jeszcze sprytniejsi, musimy planować!
On chce zabić Dumbeldore'a! Jeżeli na to pozwolimy, wojna długo się nie skończy.
-Blaise ma racje, Draco-poparł przyjaciela Teodor.
-To co planujesz zrobić?-spytał blondyn z kpiną. -Pozwolisz by twoja mała siostra chodziła po Londynie i zaryzykujesz jej życie tylko po to by mieć przy sobie kogoś, kogo kochasz? To trochę samolubne nie sądzisz?
Patrzył prosto w ciemne oczy chłopaka, powalając by doświadczyły chłodu jego stalowoszarych tęczówek.
Nie chodziło tu jednak o zniszczenie Teodora. Nie chodziło o umyślne skrzywdzenie i wyszydzenie. Brunet był jego przyjacielem i niezależnie co by zrobił, miał pozostać nim aż do samego końca. Draco chciał mu pomóc, uświadomić fakt, że są w życiu ważniejsze sprawy, którymi muszą się zająć.
***
Było już późno, dlatego postanowili nie wracać do Hogwartu tylko przenocować w swoim mieszkaniu przy Śmiertelnym Nokturnie. W szkole pewnie i tak dowiedzieli się o ich zniknięciu i to czy pojawiliby się teraz, czy następnego dnia z samego ranka, nie stanowiło różnicy. Doskonale wiedzieli, że za ucieknięcie ze szkoły czeka ich niesamowicie długi szlaban. Większy problem mieli z tym, co wymyślić, kiedy spytają się ich dlaczego opuścili zamek. Postanowili jednak nie zadręczać się tym i dać sobie choć chwilę spokoju. Wracali do swojego mieszkania. Miejsca, gdzie mogli ściągnąć maski i stać się ludźmi, którymi naprawdę byli.
Szli ciemną ulicą, zmierzając w stronę kamienicy, w której mieli swoje mieszkanie. Ramię w ramie przemierzali uliczki kierując się w stronę Śmiertelnego Nokturnu. Mimo iż wszystko spowite było całkowitą ciemnością, a równoległa do Pokątnej była jedną z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla czarodziejów, oni się tym nie przejmowali. W końcu to o nich przestrzegano małe dzieci i to oni stanowili postrach wieczornych spacerowiczów. Może to dla tego coraz rzadziej się ich spotykało? Ludzie nigdy nie chodzili samotnie, a kiedy tylko zachodziło słońce, ulice pustoszały. Pokątna zmieniła się w miejsce wywieszania zdjęć uciekinierów z Azkabanów i najgroźniejszych przestępców. Ministerstwo zdaje się, walczyło do ostatniego tchu jednak i jemu nie pozostało dużo czasu. Chwila, w której Czarny Pan przejmuje władze zbliżała się nieuchronnie i nawet zmiana samego Ministra Magii nie była wstanie temu zaradzić.
Weszli do swojego mieszkania i nie trudząc się nawet o zdjęcie płaszczy, rzucili się na kanapę.
-Musimy przebić się przez tą chorą hierarchię. Musimy zdobyć szacunek wśród śmierciożerców-powiedział w końcu Teodor z szczerą determinacją wypisaną na twarzy.
-Serio? A masz jakiś plan jak to zrobić? Oprócz chorych tortur, brutalnych gwałtów i sadystycznego mordowania?-spytał Draco ze zrezygnowaniem. Nie chciał kłócić się z Teodorem ale tok myślenia tego chłopaka coraz bardziej działał mu na nerwy.
-Słyszeliście, że Dołohow robi imprezę w swoim dworze?-odparł brunet. -Wbijemy tam i będziemy się dobrze bawić.
-Raczej udawać, że się dobrze bawimy-poprawił go Draco. Mimo to wydawał się być przekonany. -Kiedy?
-Jutro o osiemnastej-powiedział Teodor. -Nic się nie stanie jeżeli przez jeden dzień nie będzie nas w szkole.
-Chyba... chyba masz rację-zgodził się Blaise, wyczekująco patrząc w stronę blondyna. -Draco?
-I tak będziemy mieli szlaban-odparł tamten, wzruszając ramionami.
***
Obudzili się dopiero po południu. Mimo to i tak czuli się niewyspani. Nie ma się zresztą co dziwić. Całą noc spędzili na małej, twardej kanapie, z której wychodziły sprężyny. Kiedy zorientowali się, że do przyjęcia u Dołohowa brakuję zaledwie parę godzin, zebrali się do przygotowywania. Nie chodziło tu jednak o czyste garnitury ani dobrze ułożone włosy czy dobrane perfumy. Musieli się uzbroić. Wypić eliksiry zapobiegające klątwą, schować noże do kieszeni swoich spodni czy zabrać ze sobą swoje różdżki. Co jak co, wszyscy trzej byli bardzo przystojni i prezentowali się wspaniale nawet po dziesięciu minutach przygotowań. Woleli po prostu zająć się nieco ważniejszymi sprawami. Po pewnym czasie, przyjaciele teleportowali się pod dwór Antonin'a Dołohowa z szerokimi, ironicznymi uśmiechami. Mieli zachowywać się profesjonalnie, bez emocjonalnie i co najważniejsze niemiło.
***
-Byliśmy paskudni.
-Ale się udało.
-Jakimś cudem...
-Blaise, tamten facet wyszedł z przyjęcia, bo powiedziałeś, że rozpowiesz wszystkim o jego romansie. A ty Teodorze... naprawdę musiałeś kłócić się z rodzeństwem Carrow?
-Daj spokój. Wygrałem.
-Ale czy musiałeś aż tak mocno bić Amycus'a?
-Ludzie zaczęli na mnie stawiać tony galeonów! Jak mogłem go nie pobić?-spytał chłopak z szerokim uśmiechem. -Tak czy inaczej, Draco... sam nie jesteś lepszy. Podrywałeś żonę Rookwood'a, a kiedy się na ciebie wkurzył powiedziałeś, że widziałeś go obściskującego się z inną na balkonie!
-Zmyśliłem to...
-Tyle, że Rookwood naprawdę miał coś na sumieniu.
-Daj spokój. Tam nikt nie jest święty.
-A więc naprawdę do siebie pasujemy.
-I wreszcie jesteśmy ważni.
-Macie pojęcie co to oznacza?-spytał Draco bardzo z siebie zadowolony. Odpowiedziała mu cisza przyjaciół, którzy patrzyli na niego z zaciekawieniem.
-Koniec z upokorzeniami. Niedługo znajdziemy się na szczycie najbardziej przeraźliwych popleczników Czarnego Pana.
Za komentarze :) Dziękuję. Widzę co prawda, że tym opowiadaniem zainteresowało się dużo mniej osób niż poprzednimi blogami ale mimo to jestem zadowolona. Będę pisać. Dla ostatniej osoby, która tu pozostanie xD Zawdzięczam wam naprawdę wiele. Chociażby 5 z polskiego, bo nie ma lepszego ćwiczenia niż pisanie godzinami xD
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru. No i dawajcie te komentarze, bo mi smutno jak ich nie ma :D
Czasem pisze komentarze do jakiegoś bloga bo poprostu uważam, że tak być powinno. Czytasz = komentujesz! nie zależnie czy to co czytasz Ci się podoba czy nie.
OdpowiedzUsuńZ tym blogiem jest inaczej. Komentuje bo sprawia mi to przyjemność ;D
Chcę więcej! Czekam na rozdział 5 ;P
Odiumortis.
JUPIII!
OdpowiedzUsuńJest! Jest i jest wspaniały. Och cudny! Czekam na następny i życzę duuuuuuuużo weny!!!!
Jeju... to opowiadanie będzie świetne, czuję to, pff... już jest świetne.
OdpowiedzUsuńZachowuję się jak idiotka chichocząc na takie normalne ''Granger, hej Granger''. Strasznie podoba mi się twój pomysł na tego bloga. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
Pozdrawiam
Literka
Jejku, jaki swietny rozdzial. Stwierdzilas ze Dramione bedzie tylko niewielkim dodatkiem do glownego wątku, ale ja cie prosze, blagam, albo nawet groże ze jesli Dramione nie bedzie glownym wątkiem, to ja sie poprostu zabije, potne mydłem, powiesze, a potem jeszcze zastrzele ciebie, wiec dobrze ci radze ZASTANÓW SIE NAD TYM!!!
OdpowiedzUsuńHahahah :*** To nie sa ŻARTY ;)
/Czekam na nastepny rozdzial i pozdrawiam Noks :D
Mieszkańcy Śmiertelnego Nokturnu to po prostu perełka, kocham Cię za to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńczytałam Twoje wszystkie poprzednie Dramione, ale to jest równie świetne.
życzę weny i samych takich cudownych rozdziałów xoxo
Tak wiem jestemnokropna, ale.nie mam czasu komentować ciągle się ucze do olimpiady .....
OdpowiedzUsuńWracając to Twojego cudownego bloga.....
Tak jak pislaalm z każdym kolejnym rozdziałem uwielbiam Coe co raz bardziej :)
Twój pomysł jest mega oryginalny i ciekawy. Granger która ma kokieterowac Malfoya i Malfoy, który ma ja poderwać :) wyczwam świetny romans ;) Teodor.... Chłopak, którego szkoda mi najbardziej, jednocześnie zaczynam go bardzo lubić, ale na prawdę bardzo ;)
Blais on mnie rozwala :D
Pansy jest normalna ^^
Ochh to jest genialne :)
Weny :)
Pozdrawiam,Lili:)
To jest super. Szczerze to jest chyba jedne z nielicznych blogów nie typowo o tematyce Dramione, który przykuł moja uwagę i zainteresował mnie, więc gratuluje ♥ Rozdział oczywiście boski i już nie mogę doczekać się kolejnego :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
kurcze, nie ma mnie przez weekend a tu 3 nowe rozdziały :D (dlatego nie skomentowałam poprzednich)
OdpowiedzUsuńNo mnie już wciągło to opowiadanie, więc na mnie możesz liczyć ! :P
Czekam na nn :*
Aaaa, uwielbiam to <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lúthien ;*
Ten rozdział jest świetny! Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Ta historia już mnie wciągnęła :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny! <3
Cudowny blog i cudowny rozdział :) Nie mogę się doczekać NN <3
OdpowiedzUsuńZapraszam też na mojego bloga youaremyhorcrux.blogspot.com
Wspaniały rozdział. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńŁatwo im na tej imprezie poszło ;) czekam na dalsze rozwinięcie wątku - z każdą notką jest coraz ciekawiej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Lessiada
Wow, cała dyskusja Malfoya z prof, binnsem wywarła na mnie nie jakie wrażenie ;) Jak już mówiłam - dialogi masz świetne.
OdpowiedzUsuń-Po wszystkim idziemy na kebaba-powiedział Blaise po czym razem z przyjaciółmi zgodnie przekroczył próg budynku.
Błagam! Padłam i leżę! Już widzę beztroskiego Blaise'a jedzącego tego fast fooda w londynskim miescie czy gdzie tam :D
świetny blog!
"Po wszystkim idziemy na kebaba" najlepsze! Mistrz normalnie.
OdpowiedzUsuńNie mam czasu na dłuższy komentarz, bo jestem ciekawa co dalej, ausjwjdodkwk *w* lecę czytać
Świetne, świetne, świetne! ♥♥ Czytam jak najszybciej, nie mogę doczekać się rozwinięcia fabuły.
OdpowiedzUsuń// Anyi
Wspaniale! Bardzo się wciągnęłam, lecę czytać dalej! <3
OdpowiedzUsuń~Cherie
Wspaniałe. Nie wiem co pisać więc moje komentarze są krótkie, niestety :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Twoje dialogi sa wspaniale. Kocham! Mi wlasnie onne sprawiaja najwieksza trudnosc xC przyjecie dobry pomysl, a Draco znow niestety ofiara Voldzia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Noxella Lux
czemu to jest takie piekne i cudowne :v
OdpowiedzUsuńzakochalam sie w teodorze♡
pozdrawiam,
andromeda
Eh... co by tu powiedzieć, żeby nie przesłodzić? :D Pomysł na opowiadanie powala na kolana; widać, że masz bujną wyobraźnię, umiesz tworzyć napięcie, nutkę tajemniczości i robisz coś w stylu tragi-komedii w formie epiki (: Jedynym minusem (zdaję sobie sprawę, że jestem okropna ;* d-: ) Jest... INTERPUNKCJA. Nie popełniasz tzw. byków heh, ale miejscami brakuje przecinków, a takich fanatyków ortografii, jak ja, często od tego bolą oczy :D
OdpowiedzUsuńTo by chyba było na tyle. Kończę tę pseudo mądre pouczenie i lecę, jak ten ptak czytać dalej.
Z wyrazami szacunku
/ Anabell Malfoy ^^