Droga mamo!
Piszę ten list, bo... bo nie umiem sobie poradzić. Tak, ja Draco Malfoy nie radzę sobie i do tego wszystkiego mam jeszcze odwagę by się do tego przyznać.
Piszę ten list, bo czuję, że wszystko skończyło się nie tak jak powinno. Wiem, że zawiodłem, że to wszystko moja wina, że jak zwykle nie podołałem.
Nie byłaś idealną matką. Nie dałaś mi otwartej miłości ani wsparcia... Nie pokazałaś mi co to prawdziwa rodzina. Może właśnie dlatego tak bardzo chciałem walczyć? Może po prostu ciągnęło mnie do czegoś czego nigdy nie miałem?
Twoja śmierć niczego nie zmienia. Może jedynie dodaje mi siły.
Ojciec cię zabił. W brutalny sposób. Wybacz, że tego nie przewidziałem, że nie zdążyłem Ci pomóc.
Wiedz, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie zamierzam jednak Cię pomścić. Nie będę się mścił ani nie pozwolę by zawładnęła mną nienawiść.
Zło mnie niszczy. Co będzie jeżeli dobrowolnie się w nim pogrążę?
Nie wiem czy tego byś chciała. Wiem jedynie, że nasze zdanie często było różne.
Po raz kolejny pozostaje mi jedynie przeprosić, że nie jestem tym kim byś chciała.
Piszę ten list, bo... bo mam nadzieję, że da mi ukojenie. Że choć trochę pozwoli mi się z tym pogodzić. To taka forma zrozumienia, pożegnania? Sam nie wiem.
Po tym jak ojciec... jak ojciec Cię zabił, uciekłem z domu. Byłem zagubiony, zszokowany, a przede wszystkim zrozpaczony.
Jednak kiedy stanąłem na zatłoczonej ulicy, wokół tysięcy ludzi zajętymi własnymi sprawami... zrozumiałem.
Zrozumiałem, że to o co walczyłem nie było słuszne. Pragnąłem Was zmienić. Chciałem Waszej miłości, akceptacji. Chciałem tego, bo byliście moimi rodzicami.
Jednak dotarła do mnie ważna rzecz. Nie ważne jak bardzo by mi na Was zależało... moja rodzina jest gdzieś zupełnie indziej.
I choć nigdy nie przestałem Cię kochać, to moi przyjaciele teraz się liczą.
Przepraszam. Po prostu przepraszam, że już Cię nie ma.
Twój syn - Draco
Ps: Zrobiłem do dla Ciebie. Wykradłem Twoje ciało i pochowałem w odpowiednim miejscu. I...po prostu nie rozumiem czemu dalej czuję się z tym wszystkim aż tak źle...
Siedział na parapecie w sowiarni, zastanawiając się jak bardzo trzeba być głupim by wysyłać listy do kogoś, kogo już nie ma. Doskonale wiedział, że Narcyza nigdy tego nie przeczyta. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Może po prostu nie widział innej formy pożegnania? Bo do tego, że tak podpowiedziało mu serce nie mógł się przyznać.
Okno było lekko uchylone, dlatego do środka wpadały płatki śniegu, przywiane przez grudniowy, mroźny wiatr. Chłodne powietrze owiewało bladą twarz chłopaka co otrzeźwiało nieco jego umysł.
Jednak... on chyba wcale nie chciał myśleć. Chciał odpocząć. Zapomnieć o zmartwieniach, problemach i wszelkich komplikacjach.
Jednak... życie jest zupełnie inne. Nie można zapominać poszczególnych sytuacji... Trzeba pamiętać. Wyciągać wnioski na przyszłość.
O nagłej śmierci swojej matki, nie powiedział nikomu. Ukrywał to przed przyjaciółmi całe dwa tygodnie.
Dwa tygodnie ukrywania w sobie rozpaczy...
Chciał by wiedzieli, jednak... nie był wstanie o tym wszystkim mówić. Miał jedynie nadzieję, że przez ten cały czas się od niego nie odwrócą. Stał się zimny i obojętny. Całkowicie olał sprawę szafki zniknięć. Nie rozmawiał z nimi, a w dormitorium pojawiał się dopiero na noc.
Potrzebował czasu, paru dni, podczas których mógłby wszystko przemyśleć.
Musiał zająć się sobą. Musiał wierzyć, że przyjaciele dadzą sobie radę bez niego.
Nagle usłyszał, że drzwi sowiarni się otwierają, a czyjeś miękkie kroki niosą echo wśród prawie pustego pomieszczenia. Zapadł już wieczór, więc większość ptaków wyleciała na łowy.
Zmusił się by odwrócić głowę i zaklął cicho pod nosem, kiedy ową osobą okazała się Hermiona Granger-Gryfonka, od której przede wszystkim musiał odpocząć.
Dziewczyna również go zauważyła, jednak nie zamierzała czegokolwiek mówić. Była na niego śmiertelnie obrażona. Jakby mógł przewidzieć, że miód trafi akurat w ręce skretyniałego Weasley'a.
Brązowowłosa dziewczyna odwróciła od niego wzrok, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę sowy, która jeszcze nie wyleciała na polowanie. Wyjmując z kieszeni szkolnej szaty mały papierek, przywiązała go do cienkiej nóżki ptaka.
-Do mamy Rona-poprosiła cicho, jednak Draco doskonale usłyszał ją z drugiego końca sali. W sowiarni była wspaniała akustyka.
Śledził każdy jej ruch swoimi stalowoszarymi oczami, uświadamiając sobie, że za nią tęsknił.
Owszem, on również był na nią wściekły po ostatniej kłótni ale gdyby musiał... pogodziłby się z nią.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że dziewczyna również mu się przygląda. Ich oczy się spotkały, posyłając sobie nieodgadnione spojrzenia.
-Cześć, Malfoy-powiedziała cicho, podchodząc do niego nieco bliżej.
Chłopak jedynie skinął głową. Nie miał ochoty rozmawiać.
-Ron się obudził-powiedziała nieco skrępowana tym, że nie zamierza nic jej powiedzieć.
-Mówiłem, że tak będzie-odparł, a chłód i obojętność jego głosu zaskoczył nawet jego samego. Dziewczyna zdawała się jednak zupełnie niewzruszona jego tonem. Jedynie w jej oczach pojawiła się ledwo zauważalna złość.
-Doniosę na ciebie Dumbeldore'owi-oświadczyła poważnym, wypranym z jakichkolwiek emocji głosem.
-Nie zrobisz tego-powiedział, jednak zdawał się całkowicie niewzruszony jej słowami.
-Nie jestem wstanie wybierać między przyjaciółmi, a tobą. Nie będę cię kryć skoro byłeś wstanie zabić Rona-oświadczyła spokojnie, splatając ręce na piersi.
-Ron nigdy nie był moim celem. I nie mów, że nie jesteś wstanie wybierać między przyjaciółmi, a mną. Ty nie jesteś wstanie wybrać mnie-poprawił ją z cynicznym, ledwo zauważalnym uśmiechem.
-Oszukałeś mnie. Czy ty kiedykolwiek byłeś sobą kiedy ze mną rozmawiałeś?-spytała, jednak teraz dało się z niej odczytać ból. O tak... udało mu się ją zranić.
-Ja już sam nie wiem kiedy jestem sobą, Granger-powiedział ze zrezygnowaniem. -Jeżeli cię poproszę byś nie mówiła o niczym Dumbeldore'owi... zrobisz to?
-Nie-odparła szybko. Ta decyzja została już dawno podjęta.
-A jeżeli powiem, że tym samym ześlesz mnie i moich przyjaciół na karę śmierci?-spytał cicho, patrząc prosto w jej zaskoczone, czekoladowe oczy.
-Ministerstwo nie kara śmiercią, Malfoy-powiedziała dobitnie. -Sam powiedziałeś, że zawsze doskonale wiesz jakie są konsekwencje i jesteś gotów je podjąć.
-Nie mówię tu o karze wymierzonej przez ministerstwo, Granger-powiedział cicho, a jego wzrok przeniósł się na lewe przedramię. -Uwierz dla mnie to wszystko mogłoby się już skończyć. Nie mam po co żyć ale tu na ziemi są jeszcze rzeczy, które muszę zakończyć. Ja po prostu nie mogę jeszcze umierać-wyznał z całkowitą szczerością, a Hermiona zamarła, patrząc na niego z przerażeniem.
-Więc... więc on zabija nawet własnych ludzi?-spytała, zakrywając usta ręką.
-Zabija każdego, kto robi problemy. Nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek wpadki, Granger-powiedział oschle. -Więc wybieraj. Chcesz dać mi nauczkę czy ocalić mi życie?
Doskonale wiedział co wybierze. To była Granger. Mimo swej konsekwencji, uporu i determinacji była tą dobrą niewinną dziewczyną, która pragnęła wolności nawet dla Skrzatów Domowych.
Nie była wstanie podjąć innej decyzji.
-Nie życzę śmierci nawet najgorszemu wrogowi-wyznała, po dłuższej chwili milczenia. -Ale... ale jesteś moim dłużnikiem, Malfoy-dodała z złowrogim błyskiem w oku.
-Granger czy ty mnie naprawdę kochałaś?-pomyślał, patrząc na nią w całkowitym milczeniu.
-Jesteśmy wrogami?-spytał, unosząc w górę prawą brew. Sam nie bardzo łapał się w ich skomplikowanych relacjach.
-Ktoś kto podnosi rękę na moich przyjaciół staje się moim wrogiem.
-Twój honor i lojalność kiedyś cię zgubią, Granger. Możesz czasem spojrzeć na wszystko z innej strony?
-Jeśli nie honorem i lojalnością, to czym mam się kierować? Chcę być dobrym człowiekiem i staram się żyć według ogólnych, moralnych zasad. U mnie nie ma miejsca na litość dla kogoś takiego jak ty. Nie mam pojęcia kto był twoim celem. Kto miał wypić ten miód. Wiem jedynie, że byłeś gotów zabić, a jeżeli chodzi o morderstwo to nie istnieją powody, dla których można to robić.
W jej oczach lśniły iskry złości i chodź bolało ją to, jak bardzo zawiodła się na Ślizgonie, nie mogła pozbyć się wściekłości, która ją opanowała.
-No to teraz mnie posłuchaj-warknął, łapiąc ją za ramiona i przyciskając do ściany. -Masz swoich przyjaciół, ja mam swoich. Obydwoje jesteśmy wstanie oddać za nich życie i zaryzykujemy dla nich wszystko. Więc wiesz? Kiedy mam misje to dążę do tego czego pragnę. A wiesz czego chcę? Chcę spokoju, bezpieczeństwa i wolności. Nie tylko dla siebie. Przede wszystkim dla nich. Więc jeżeli mam zaryzykować tym życie Weasley'a to to zrobię.
Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem, jakby nie mogąc pogodzić się z tym, że ktoś, kto stał się dla niej tak ważny, wygaduje takie rzeczy.
Przecież ona nigdy nikogo by nie zabiła. Nawet jeżeli chodziłoby o życie jej przyjaciół...
Kręcąc z zrezygnowaniem głową, wyrwała się z jego uścisku i ruszyła w stronę wyjścia.
Nie mogła się na niego patrzeć. Nie wiedziała tylko czy z nienawiści czy też faktu, że naprawdę coś do niego poczuła.
***
Dalej tam siedział. Na parapecie. W sowiarni.
Ze znudzeniem wpatrywał się w krajobraz za oknem, który z każdą chwilą pokrywał się coraz to grubszą warstwą śniegu. Myślał o Hermionie. Zastanawiał się jak bardzo musiał się stoczyć. Zawsze miał wrażenie, że jego myślenie jest słuszne. Dlaczego więc tak bardzo oburzały ją jego poglądy?
Rozmyślania na ten temat, przerwała mu sowa, która usiadła mu na ramieniu.
-Spadaj-powiedział znudzony, strącając ją z ręki. Ptak zdawał się jednak nie zniechęcony. Z irytacją, udziobał go w dłoń, po czym przeleciał na jego kolana. Po chwili sowa wyciągnęła nóżkę w stronę chłopaka, przyglądając mu się z wyraźnym zainteresowaniem.
Zaskoczony Malfoy odwiązał list, niepewnie go rozwijając.
Treść zapisana była zdobionym, starannym pismem, którego sam widok przyprawił go o złe samopoczucie. Doskonale wiedział kto jest nadawcą.
Przełknął ślinę, po czym z zaintrygowaniem wczytał się w list od samego Czarnego Pana.
***
Teodor wszedł do dormitorium, leniwie się przeciągając.
-Jestem strasznie zmęczony...-powiedział rzucając się na łóżko. Chciał zasnąć, odpocząć, jednak jego przyjaciel nie mógł na to pozwolić.
-To już dwa tygodnie, Teodorze-powiedział, smętnie spuszczając głowę. -Stało się coś naprawdę złego, a my nie mamy nawet okazji z nim pogadać. Znika na całe dnie i...
-Draco zawsze sobie radzi. Myślę, że powinniśmy dać mu trochę czasu. Może niedługo nam powie...-odparł chłopak, próbując bardziej przekonać siebie niż Blaise'a. -Nie możemy nic zrobić...
-A co jeżeli on potrzebuje naszej pomocy? Albo wpakował się w jakieś wielkie bagno?
-Nie mam pojęcia co robić, jasne? Po prostu... Draco jeszcze nigdy tak się nie zachowywał. Nie wiem jak moglibyśmy mu pomóc. Wydaje mi się, że on potrzebuje trochę przestrzeni. Skoro nie chce nam o czymś mówić to nie wyciągnęlibyśmy tego z niego nawet siłą-powiedział zrezygnowany Teodor.
-Więc mamy tak po prostu odpuścić i czekać? To nasz przyjaciel! Czy on postąpiłby na naszym miejscu tak samo?
-A co mamy zrobić, Blaise? Łazić za nim i błagać żeby nam się wyżalił?! Mamy mu pomóc, być gotowym go wesprzeć kiedy tylko poprosi o pomoc. Nie zamierzam jednak mu się narzucać...-wyjaśnił nieco zirytowany Teodor. -Mam na głowie trochę więcej niż fochy naszego blondynka...
-Wszyscy mamy!-odparł wkurzony chłopak. -Wiem mnie też to męczy ale może trochę więcej wyrozumiałości, co?!
-Daj spokój, Blaise... Musimy na siłę stwarzać sobie problemy? Draco nie umiera. Otrząśnie się i przeboleje to co tak strasznie go męczy. Skoro nie chce nam powiedzieć o co chodzi, to znaczy, że tak dla niego lepiej. My tymczasem zajmijmy się planem "Jak przetrwać ten rok szkolny?".
Blaise przez dłuższą chwilę przypatrywał się przyjacielowi, by po chwili stwierdzić ze złośliwym uśmiechem:
-Chodzi o Lenę...
-Co?! O czym ty mówisz?!-spytał nieco zaskoczony Ślizgon.
-Powiedziałeś przy niej za dużo, narobiły się problemy i dlatego całymi dniami chodzisz wściekły.
-Wybacz, że nie układa mi się tak dobrze jak tobie i Pansy-warknął Teodor, a w jego oczach pojawiła się złość.
-Słucham?!-Blaise wydawał się nieco spanikowany. Skąd jego przyjaciel mógł wiedzieć o jego związku z Parkinson?!
-Naprawdę myślałeś, że umknie to mojej uwadze?-spytał z politowaniem chłopak. Mimo to nie wydawał się już tak zły, co młody Zabini przyjął z odetchnięciem ulgi. -Blaise jestem przebiegłym, wyszkolonym zabójcą. Naprawdę myślałeś, że nie zdam sobie sprawy z czegoś tak banalnego jak romans mojego przyjaciela?
Brunet zdawał się nieco zażenowany całą sytuacją. Jak mógł dać się tak wpakować?
-Dlaczego to ukrywałeś?-spytał Teodor z czystą ciekawością.
-Może dlatego, że zarówno ty jak i Draco rzuciliście wszystko byleby ochronić innych. Zrzekliście się szczęścia i zerwaliście wszystkie kontakty. Jak mógłbym...
-Mógłbyś-przerwał mu przyjaciel z delikatnym uśmiechem. -Wiem, jakie to trudne wszystkich odtrącić. Zasługujesz na trochę szczęścia-dodał już zupełnie spokojnym głosem.
-Narażam ją na jego zemstę...-mruknął ze wstydem, jak mały chłopiec przyznający się do wyjątkowo paskudnej rzeczy.
-Wiesz... po tym jak obudziłem się w Skrzydle Szpitalnym stwierdziłem, że... Że nic nie ma sensu kiedy nie ma wokół ciebie przyjaciół. Mogę ich chronić ale... czy mam pewność, że jeszcze kiedykolwiek będzie mi dane z nimi porozmawiać? To nie ma sensu. Obydwie strony są pokrzywdzone i choć to bardzo egoistyczne to... sensem mojego życia są przyjaciele. Bez nich nie mam o co walczyć. Chcę mieć ich przy sobie.
A Lenę... Lenę kocham. Dlatego...
-Dlatego poszedłeś do niej i jej o wszystkim powiedziałeś-bardziej stwierdził niż spytał Blaise.
Teodor jedynie pokiwał głową co przyjaciel skwitował ponurym uśmiechem.
-Co teraz?
-Nie jesteśmy razem. Ona to rozumie. Po prostu już wie czemu musieliśmy się rozstać. Prawda zawsze jest lepsza. Choć często bywa bardziej bolesna to jednak... jestem pewien, że ona woli to niż życie w kłamstwie.
Zapadło milczenie, którego nikt nie chciał przerywać. Nie było męczące ani ich nie krępowało. Obydwoje opadli na łóżka, wpatrując się w zielonkawą barwę sufitu. Myśleli... tak po prostu myśleli. Bo czy będą kiedyś wstanie choć przez chwilę się nie zadręczać?
Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się z głośnym trzaskiem i stanął w nich nikt inny jak sam Draco we własnej osobie. Kiedy ostatnio zaszczycił swoim towarzystwem przyjaciół? Blaise i Teodor podnieśli się z łóżek, patrząc na niego ze zdziwieniem.
-Przysłał nam zaproszenie-oświadczył z lekkim zdenerwowaniem. -Chłopaki mamy pojawić się na imprezie świątecznej w twierdzy Czarnego Pana!
WOW... Się będzie działo! Chyba nie wyjdą z tego cało. A co Hermiony... nie wiem, ale zaczyna mnie irytować. Nie chodzi o to że mi się nie podoba. Rozdział świetny, a pomysł z tym zaproszeniem i wgl, no po prostu rewelacja, ale panienka Granger wkurza mnie swoim rozumowaniem..ehmmm
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się dalej...Ochcoch....
A ja dalej obstawiam, ze Lucjusz się dowie, że Draco coś z tą Hermioną, no ten tego (love...) ;) Ale pewnie się mylę, choć zawsze jest ten jeden procent na powodzenie.
Om...nie mogę się doczekać dalej...Pisz szybko pleasss! Co minutę odświeżam czy nie ma czegoś nowego, ale w końcu jest!
WEN! WNEY! WENY!
Dla mnie te wszystkie wojny na świecie są (były) bezsensowne. No bo co to ma na celu? Ja tam wolę Peace&Love. I naprawdę nie rozumiem oburzenia nauczycieli i księży jak widzą pacyfkę. Przecież to symbol promujący pokój na świecie i brak chorych podziałów społecznych. Kurde i znowu zbaczam z tematu.
OdpowiedzUsuńJak by Hermionka wydała na Draco to by równało się z zabiciem jego. Więc zrobiłaby to samo co Dracze. Więc niech Hermionka nie będzie taka święta. Żal mi, bardzo mi żal naszej trójki ślizgonów.
Pozdrawiam
Literka
WOW! Dzieje się dzieje :-) ten list Dracona do matki bardzo mnie wzruszył - jak on bardzo musi cierpieć??? Zastanawiam się tylko czy i w jaki sposób Draco powiem przyjaciołom o śmierci matki??? Ma w ogóle zamiar to zrobić???
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Plissss wstaw go jak najszybciej proszę!!!!!
Nie no ja dalej nie mogę otrząsnąć się po tym rozdziale! Bardzo podobała mi się rozmowa Blaisa i Teo - i choć rozumiem że Draco ma taki charakter jaki ma to moim zdaniem powinni byli chociaż spróbować z nim porozmawiać, może wtedy Draco trochę by się wyżył i wyładował swoje emocje.
OdpowiedzUsuńCo do Hermiony to zgadzam się z komentatorką wyżej - trochę mnie irytuje - Ron ucierpiał OK, ale dlaczego nie może zrozumieć że są sytuacje w których człowiek jest w stanie zrobić wszystko żeby ocalić siebie i swoich najbliższych a Draco jest ewidentnie w takiej sytuacji!
No nic chyba troszkę się rozpisałam ale ten rozdział jest po prostu fantastyczny!!! Daj następny jak najszybciej PLISSSSS!!!!!
Edyta
Cóż... nie bardzo rozumiem czemu Hermiona aż tak was irytuje. Przecież Malfoy praktycznie o niczym jej nie mówi. Ona nie zna świata śmierciożerców. Nie wie jakie panują tam układy i co grozi za nieposłuszeństwo. Wie jedynie, że Malfoy prawie zabił jej przyjaciela i nie okazuje za to żadnej skruchy. Nie można zabijać. Nie ma żadnych powodów, które upoważniałyby do odebrania komuś życia. Poza tym... czy którykolwiek z chłopaków cieszy się, że żyje czyimś kosztem??
OdpowiedzUsuńNie no ja na przykład sama nie wiem dlaczego Hermiona mnie trochę irytuje. W końcu ona wie że Malfoy jest śmierciożercą - już kilka razy mówił jej że walczy o spokój i bezpieczeństwo dla przyjaciół. Wiem że może mieć prawo być zła na Malfoya za to że próbował zabić jej przyjaciela i tu oczywiście się zgadzam, że nie ma żadnego wytłumaczenia dla zabójstwa ale może spróbowałaby chociaż odrobinę zrozumieć motywy działania innych osób a nie ślepo trzymać się swoich własnych zasad. Nie wiem. Może piszę tak dlatego mam jakiś dziwny ogromny sentyment do Dracona walczącego i poświęcającego się dla przyjaciół, któremu zależy na ich dobru, nie wiem może to przez to.
UsuńA tak swoją drogą to jestem ciekawa jak Hermiona zareaguje na wieść o śmierci Narcyzy - w końcu wyrzuca Draconowi, że bolało ją to ze prawie straciła przyjaciela - jak zareaguje więc na wieść że człowiek którego uważa za w pewnym sensie bezdusznego mordercę stracił kogoś bliskiego w tej okrutnej wojnie- kogoś kogo chciał za wszelką cenę bronić?
O kurde, jak to jest możliwe, że akcja z rozdziału na rozdział jest coraz ciekawsza, a już na wstępie był genialna :D Notka jest oczywiście wspaniała. Twojego bloga ubóstwiam i mam nadzieję, że będziesz go pisać jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Cóż... z pewnością go pociągnę, bo zamierzam opisać wydarzenia aż do II bitwy o Hogwart jak nie dłużej :D
UsuńOby dłużej... JUPIII I"m happy
UsuńŚwietny rozdział. Impreza świąteczna u Czarnego Pana, cóż zapowiada się ciekawie. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńHermione Granger
Kolejny cudowny rozdział, PER-FECT! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://youaremyhorcrux.blogspot.com/
Nie komentowałam nigdy wcześniej Twojego bloga, ale wiedz, ze masz we mnie wierną fankę ;)
OdpowiedzUsuńChcę Ci szczerze podziękować za to, że przywróciłaś moja wiarę w ludzi piszących blogi na temat Dramione i losów śmierciożerców. Większość blogów, które do tej pory czytałam, były baaardzo słabe. Chciałam już zrezygnować z dalszych poszukiwań blogów o tematyce HP i wtedy trafiłam na twoje. Przeczytałam wszystkie w zawrotnym tempie i jestem pełna podziwu. Niesamowicie oddajesz emocje, jakie towarzyszą bohaterom i potrafisz wzbudzić u mnie śmiech i płacz (a jestem raczej wybredna czytelniczką).
Wielu Twoich pomysłów sama Rowling by się nie powstydziła :))
Jeszcze raz dziękuję Ci, za to, że piszesz :>
Życzę weny i pozdrawiam,
Zachwycona
P.S. Moim zdaniem ten blog jest najlepszy ze wszystkich, czekam na kolejne rozdziały :)
Jej dziękuję :) Bardzo miło jest czytać takie komentarze. Nie macie pojęcia ile to dodaje motywacji. Co do bloga... mi też wydaje się, że ten jest najlepszy z moich wszystkich jakie do tej pory napisałam. Dziękuję bardzo. Rozdział dodam jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńkolejny dobry rozdział !!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że Herm i Smok nie mogą spokojnie sobie wytłumaczyć wszystkiego bo na pewno we dwójkę lepiej by sobie ze wszystkim poradzili...
Nie dość, że wszystko im się wali to jeszcze między sobą się kłócą...
Dobrze, że chociaż Diabeł i Teo nie mają najgorzej :)
Tylko to spotkanie u Czarnego Pana... Mam nadzieję że nic im się nie stanie :)
Czekam na nn z niecierpliwością ! Weny :)
jeszcze chciałam dodać, że mi też najbardziej podoba się ten blog ze wszystkich Twoich ale myślę, że to dlatego że nie jest taki cukierkowy i taki trochę mroczny co mi się bardzo podoba :) i to że pokazuje jak się starają żyć normalnie pomimo tego jakie są ich realia :)
UsuńŚwiąteczny melanż u Czarnego Pana? Tego się nie spodziewałam- ale Ty, jak zawsze mnie czymś zaskakujesz. Twoje blogi nie się trywialne i nie przewidywalne. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału/ panna Cyzia
OdpowiedzUsuńJuż sobie wyobrażam ten wybuch radości...świąteczna domówka u voldemorta.
OdpowiedzUsuńChociaż i tak moim zdaniem najgorszym charakterem z całej sagi jest Peter Pettigrew, takiego zdrajcy nie znoszę.....
Wracając do tematu rozdziału, cudowny, na prawdę.
Cóż na razie wątek dramione jest jakby zastopowany, ale czekam na dalszy rozwój akcji :)
Zaskakujesz mnie co raz bardziej, kochana :D
Weny.
Pozdrawiam, zapracowana Lili :)
Płakać mi się chciało, gdy to czytałam. Naprawdę. To było smutne i niestety prawdziwe.To niesamowite jak działasz na nasze emocje.. ;)
OdpowiedzUsuńMam też nadzieję, że wkrótce relacje Hermiony i Draco nieco się ocieplą.
Super. Bedzie sie dzialo.
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale stwierdzam, ze Hermiona mnie irytuje. Jest zbyt honorowa, rozważna. Denerwujące.
O Matkoo, Draco taki biedny ,a Herm mnie denerwuje trochę swoim zrzędzeniem no ale taka jej rola. Lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Impreza Świąteczna u Czarnego Pana. No, to się nazywa bujna wyobraźnia. :)
OdpowiedzUsuń