czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 18 - Świąteczny melanż u Czarnego Pana

-No nareszcie! Gdzie byłeś tyle czasu?-spytała Pansy, witając stojącego u progu blondyna.
-Musiałem coś jeszcze załatwić-mruknął, jakby nieprzytomnie, wciskając jej siatkę obrzydliwych składników na eliksir dla Teodora.
-Ale wszystko w porządku?-upewniła się dziewczyna, patrząc na niego z lekką troską. Świetnie, zaczął z nimi rozmawiać ale to nadal nie był ten Draco...
-W jak najlepszym-odparł zdobywając się na delikatny uśmiech. Mimo to, zdawał się on być wymuszony. W oczach Ślizgona dawno nie pojawiło się nic na kształt szczęścia czy jakiejkolwiek radości. -Jak on się czuje?-spytał, pragnąc zmienić temat.
-Zasnął. Martwię się o niego. Jest w złym stanie...
-Tak, to musiała być naprawdę porządna klątwa...
-Jak bardzo trzeba wkurzyć ojca by zrobił coś takiego?-spytała Pansy, zaczesując palcami swoje ciemne włosy.
-Zdziwiłabyś się jak niewiele trzeba...-mruknął, wspominając swoją matkę leżącą na zimnej posadzce w salonie Malfoy Manor. -Zabierzmy się za eliksir. Pomożesz mi?-dodał szybko, widząc jak dziewczyna przygląda mu się z ciekawością.
-Draco... wtedy... tamtej nocy kiedy wróciłeś cały we krwi... Powiedziałeś, że spotkałeś ojca...
-Tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. Było, minęło...
-Od tamtej pory dziwnie się zachowujesz, nie chciałeś wrócić do domu na święta i tak sobie myślałam... Czy ty kogoś zabiłeś?-spytała, jednak po chwili zrozumiała co powiedziała. Spuściła wzrok, wlepiając go w brudną podłogę mieszkania.
-Przepraszam, nawet nie powinnam... Merlinie jestem głupia-powiedziała zmieszana.
-W porządku-odparł zupełnie niewzruszony jej przypuszczeniem. -Dlaczego tak myślałaś?
-No bo... wróciłeś wściekły, koszulę miałeś w cudzej krwi a potem zupełnie się od nas odciąłeś... Może wyrzuty sumienia...

Chłopak przez dłuższą chwilę patrzył na nią z rozbawieniem, jednak po chwili postanowił zająć się ważniejszymi rzeczami.
-Zróbmy wreszcie ten eliksir-powiedział, po czym nie czekając na jej reakcję ruszył w stronę ich małej kuchni mijając śpiących na kanapie Teodora i Blaise'a. Nawet nie zorientował się, kiedy na jego twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.


                                                                      ***

-No d-dobrze... więc nie sądzicie, że ta sukienka nie jest zbyt... no nie wiem... czy ona w ogóle dobrze na mnie leży?-pytała Pansy, stojąc na środku mieszkania. Wydawała się bardzo skrępowana tym, że stoi przed trzema Ślizgonami w tak eleganckiej sukni.
-Nie... jest spoko-stwierdził Blaise, nie mogąc oderwać od niej oczu.
W długiej, jasnoniebieskiej sukience prezentowała się niczym piękna księżniczka. Mimo to ciągle miała wątpliwości co do swojego wyglądu. Co chwila nerwowo przygładzała brzeg sukni, albo poprawiała włosy spięte w wysokiego, artystycznego koka.
-Nieprawda, jest beznadziejnie! Po cholerę rodzice kazali mi iść na ten bal. Są wściekli, że z wami uciekłam co jeżeli zrobią mi coś na oczach wszystkich?! Nie zniosę takiego upokorzenia!
-Daj spokój wyglądasz świetnie-pocieszył ją Teodor, oparty o ścianę. Tak jak pozostali dwaj przyjaciele ubrany był w elegancki, czarny garnitur. -A co do twoich rodziców to zadbamy by nie spotkała cię żadna krzywda.
-Właśnie. Po imprezie u Dohołowa wzbudzamy respekt. Jesteśmy jak...
-Jak najlepsze partie na nudnej imprezie-wtrącił Blaise niezbyt przekonany co do bankietu u Voldemorta.
-Wydaje mi się, że wcale nie będzie taka nudna-powiedział Teodor poprawiając krawat. -Mówię wam, że to będzie totalna rozróba. Pokażemy się, wypijemy szampana, pogadamy z tym z kim trzeba i zwijamy się z powrotem na Nokturn.
-Jestem za!-powiedziała Pansy czując jak co raz ciężej oddycha. Strasznie się stresowała. Co jeżeli stanie się coś złego?

                                                                                ***

Znienawidzona twierdza Voldemorta nie wyglądała zbyt zachęcająco. Owszem była wysprzątana, a gdzieniegdzie wisiały jakieś ozdoby ale mimo wszystko pozostawała sobą - obleśną budowlą, która kojarzyła się z wrzaskami torturowanych ludzi lub plamami krwi na zimnej, wykładanej marmurem podłodze.
Z okazji świąt w całej twierdzy rozbrzmiewała muzyka. Nie były to jednak świąteczne, pełne ciepła piosenki. Przypomniało to raczej grę organów, które napawały wnętrza jeszcze większym mrokiem niż dotychczas.

-Cóż... szykuje się niezły melanż-mruknął Blaise, lustrując wzrokiem wnętrze wielkiej sali balowej.
-Masakra...-dodał Draco, przyglądając się znajdującym w środku ludziom.
-A jakie miłe towarzystwo-dodał Teodor posyłając sztuczny uśmiech stojącym w pobliżu baru paniom.
-Zaraz zemdleję-westchnęła Pansy z obrzydzeniem patrząc na bawiących się śmierciożerców.

Sala balowa okazała się wielkim pokojem z marmurową podłogą, złotymi ścianami i kryształowymi żyrandolami. Kipiała od przepychu i bogactwa, a znajdujący się w niej ludzie ubrani byli w najbardziej dostojne i eleganckie stroje.
W twierdzy Voldemorta zebrali się wszyscy śmierciożercy ze swoimi rodzicami i przyjaciółmi, a także niewolnikami czy sługami.
Teraz, przyjęcie przypomniało pełny elegancji bankiet jednak wraz z upływem czasu miała wzrosnąć ilość wypitego alkoholu. Mało który śmierciożerca pozbawiony był agresji nie mówiąc już o swoim zachowaniu będąc w stanie nietrzeźwości.
Wystarczyło poczekać, by zobaczyć prawdziwe oblicze rzeszy popleczników Czarnego Pana.
 
                                                                             ***

Pansy przeciskała się między bawiącymi gośćmi, wypatrując któregoś ze swoich przyjaciół. Zamieszanie podczas bankietu sprawiło, że byli zmuszeni się rozdzielić.
Szła szybkim krokiem, stukając obcasami o marmurową posadzkę. Tak bardzo się bała...
Nagle poczuła jak ktoś łapię ją za nadgarstek. Poczuła jak jej serce staje, jednak nie dała tego po sobie poznać. Szybko się odwróciła tym samym wpadając na jakąś wysoką osobę...
-Blaise...-powiedziała z ulgą, czując jak perfumy chłopaka uderzają jej do głowy.
-Co się stało?-spytał, marszcząc brwi.
-Nic. Po prostu tak strasznie się stresuję...

-No i słusznie.

Obydwoje momentalnie się odwrócili, słysząc za swoimi plecami przepełniony chłodem głos.
-Pan Parkinson-Blaise skinął głową z niezadowoleniem patrząc na stojącego przed nim bruneta. No i jak on ma zwymyślać tego Śmierciożercę kiedy wokół mają tylu świadków?!
-Witam panie Zabini-odparł ojciec Pansy, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem. Jego wzrok utkwiony był w córce, która patrzyła na niego z szczerą paniką.
-Pansy, pozwolisz, że porozmawiamy?-spytał, obdarzając ją ironicznym uśmiechem.
-Tato, ja wszystko wytłumaczę...-zaczęła dziewczyna, wiedząc, że szykuje się na najgorsze.
-A co zamierzasz mi wytłumaczyć?! To, że uciekłaś mi sprzed nosa, o tym jaka to jesteś niewdzięczna swojemu ciężko pracującemu ojcu czy może o tym, że szlajasz się razem z... z nimi-dokończył, patrząc na Blaise z niemałą pogardą.
-Zapłacisz za to. Kiedy przyjęcie się skończy, wracasz do domu i nie chcę słyszeć żadnych protestów.
Dziewczyna spuściła głowę, starając się nie pozwolić wypłynąć cisnącym się do oczu łzom. Od zawsze bała się ojca.
Blaise momentalnie wyczuł sytuację. Złapał Ślizgonkę za rękę, patrząc na jej ojca z delikatnym, choć wymuszonym uśmiechem.
-Niech pan da spokój. Pansy pomaga nam wykonywać misję dla Czarnego Pana. To kluczowy moment. Pana córka ma okazję doznać zaszczytu i mieć zasługi w tak ważnym zadaniu. A co do tej ucieczki sprzed pańskiego nosa... Proszę wybaczyć, to moja wina. Nie miałem pojęcia, że aż tak to pana urazi-powiedział łagodnym tonem. -Po prostu... czego to się nie robi dla naszego Pana?-spytał, wiedząc, że wygrał. Parkinson nie mógł nic powiedzieć. Jego sprzeciw równał się  przeciwstawieniu Voldemortowi.
-Sama tego chciałaś-warknął, wyciągając w stronę Pansy palec. -Zobaczysz jakie pociągniesz za sobą konsekwencję, niewdzięcznico-dodał, odwracając się i nie mówiąc nic więcej odszedł, znikając między tłumem tańczących w eleganckich strojach Śmierciożerców.

                                                                          ***

-Kogo to moje oczy widzą! Teodor...-ciemnowłosa kobieta podbiegła do chłopaka, posyłając mu pełen szaleństwa uśmiech.
-Bellatrix...-Ślizgon zawołał z udawanym entuzjazmem, patrząc na Śmierciożerczynię z przerażeniem.
-Jak się czujesz?-spytała cicho chichocząc. -Słyszałam, że ojciec dał ci w kość. W sumie to nieźle sobie z nim poradziłeś. Haha... żebyś widział jak śmiesznie teraz chodzi... Odkąd się z nim spotkałeś, podły humor nigdy go nie opuszcza. Każdą wolną chwilę poświęca na szukanie waszej rodziny. Nieźle ją ukryłeś-zaśmiała się rozbawiona.
-Tak... udało mi się-przyznał, rozglądając się za którymś z przyjaciół. -Co u ciebie, Bello?-spytał wsadzając ręce w kieszenie swojej czarnej marynarki.
-To naprawdę wspaniały wyczyn. Jak to zrobiłeś?-spytała, nachylając się nad nim tak, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry.
-Sekretne techniki-odparł wymijająco. -A co u Rudolfa?-spytał, odsuwając się od niej. Miał nadzieję, że wzmianka o jej mężu sprawi, że Bellatrix nieco się opanuje.
-Wyjechał na misje świąteczną. Nie będzie go aż do nowego roku...-powiedziała wyjątkowo zadowolona. -Więc tak sobie myślałam... może mógłbyś wpaść od czasu do czasu...-mruknęła z uwodzicielskim uśmiechem.
-O tak... z wielką chęcią-przyznał, przeklinając w duchu tą kobietę. Do cholery! To była siostra matki jego przyjaciela! Do tego starsza o prawie trzydzieści lat! Jak bardzo stuknięta musiała być Bellatrix by składać mu jakiekolwiek propozycje? -Ale co na to powie twój mąż?-spytał, jakby tylko to stało na przeszkodzie do ich pięknego romansu.
-Przecież mówiłam ci, że wyjechał!-powiedziała, jakby tłumaczyła coś małego dziecku.
-W takim razie jeszcze to obgadamy-odparł z ironicznym uśmiechem, po czym szybko odszedł w stronę bawiących się gości.

                                                                          ***

-Proszę, proszę... że też ośmieliłeś się tu przyjść-warknął Lucjusz Malfoy, siadając obok swojego syna w barze. Chłopak spojrzał na niego z rezygnacją, po czym odstawiając swoją szklankę odwrócił się w jego stronę.
-Że też nie boisz się o swoje życie, pokazując mi się na oczy-odparł blondyn, wypranym z emocji głosem.
-Nie zabiłbyś mnie. Już to kiedyś przerabialiśmy, pamiętasz? Malfoy Manor, marmur poplamiony krwią, twoja matka z poderżniętym gardłem... Zawsze brakowało ci odwagi, Draco. Staczasz się...
Lucjusz mówił, jednak jego syn postanowił go ignorować. Nie zamierzał reagować na jego odzywki. Nie ważne jak bardzo byłyby chamskie,  nie ważne jak bardzo ojciec nim gardził. Postanowił o niego walczyć, dlatego nie mógł go zabić.
-...no i do tego wszystkiego zadajesz się z szlamami... Jak możesz zadawać się z tą dziwką Pottera?
-Co?-spytał, wyrywając się transu. Poczuł jak jego wnętrze opanowuje panika. Skąd Lucjusz mógł wiedzieć o Hermionie?
-Nie udawaj, że nie wiesz-zaśmiał się mężczyzna, przeczesując palcami swoje długie, platynowe włosy. -Mam swoich informatorów. Wiem, że byłeś z nią w karczmie na rogu Nokturnu. Wiem, że całowałeś się z nią przed lokalem...
-Daj spokój. To tylko niezła dziewczyna, przygoda na jedną noc. Wiem, że jest szlamą, ale w przeciwieństwie do ciebie bardziej cenię sobie wygląd niż wnętrze... Jak mogłeś nasłać na mnie szpiega?

Doskonale wiedział, kto doniósł Lucjuszowi. To na pewno był tamten mężczyzna, który podszedł do Hermiony w karczmie. Zapewne gdyby nie zbył go niemiłymi słowami, nigdy nie zemściłby się w taki sposób.  Znalazł Lucjusza i powiedział, że jego syn zadaje się z Hermioną Granger, przyjaciółką wspaniałego Wybrańca.

-Jesteś doskonałym kłamcą, Draco ale pamiętaj po kim to odziedziczyłeś,synu...-powiedział mężczyzna, jednak nie dane było mu rozwinąć swojej wypowiedzi, bo na sali pojawił się organizator bankietu - Najpotężniejszy czarnoksiężnik, postrach całego czarodziejskiego świata, Ten-Którego-Nie-Wolno-Wymawiać - Lord Voldemort.

-Witam wszystkich zebranych na moim jakże uroczym przyjęciu-wysyczał trupio blady mężczyzna. -Czyż to nie cudowne, że możemy spędzić ten czas w swoim wspaniałym towarzystwie?-spytał, a w jego szkarłatnych oczach pojawiły się szaleńcze błyski.
-O tak panie!-zaszczebiotała Bellatrix, kłaniając się tak nisko, że do dotknięcia posadzki nosem, brakowało jej zaledwie paru centymetrów.
-Zamilcz, Bello! To moje przemówienie-upomniał ją chłodno Voldemort, jednak kobieta zdawała się zupełnie nieprzejęta jego tonem. Skłoniła się jeszcze niżej, jednak tym razem nie wydobyła z siebie nawet najcichszego dźwięku.
-Chciałbym wam życzyć, moi drodzy słudzy, wszystkiego co najlepsze. Niech wasze pragnienie władzy i potęgi nigdy nie zostanie przyćmione przez inne rzeczy! Niechaj mrok...


-A ten jak zwykle pieprzy głupoty-stwierdził Blaise, mocniej ściskając rękę zestresowanej Pansy.
Dziewczyna wtuliła się w jego bok ciężko wzdychając. Czy jej chłopak nie mógł pohamować się przed wypowiadaniem swojej opinii o Voldemorcie chociaż w takim towarzystwie?!

-Patrz! To Draco. Siedzi przy barze z ojcem-szepnęła mu na ucho ujrzawszy jasną czuprynę przyjaciela.
Trzymając się za ręce zaczęli iść, przeciskając się między zastygłymi w milczeniu Śmierciożercami. Zwolennicy Voldemorta, wsłuchani w słowa swojego pana, przerwali zabawy i teraz patrzyli na niego z uznaniem i ślepym podziwem.
-Cześć. Wszystko u was w porządku?-spytał ich Teodor który w końcu ich odnalazł. Dorwawszy ich odetchnął z ulgą, jednak co chwila oglądał się na boki, nerwowo sprawdzając, czy Bellatrix go nie śledzi.
-Tak, a u ciebie?-odparł Blaise, dalej zmierzając w kierunku Dracona.
-Oprócz tego, że podrywają mnie dużo starsze kobiety raczej tak...-stwierdził cicho się śmiejąc. -Dokąd idziemy?-spytał zupełnie nie zwracając uwagi na oburzone miny reszty gości, którzy starali się słuchać Voldemorta.
-Draco tam siedzi. Do tego razem z tatusiem...-odparł od niechcenia Blaise. -A właśnie. Spotkałeś swojego?
-Nie sądzę by pokazał się tu po tym jak ostatnio go załatwiłem-powiedział nie odrywając wzroku od siedzącego przy barze Dracona. Nie mógł więc zobaczyć zaskoczonych min swoich przyjaciół.
-A jak go załatwiłeś?-spytała niepewnie Pansy.
-No tak... wy nie wiecie-zaśmiał się beztrosko. -Zachowałem się jak świnia i rzuciłem klątwę na jego nogę. Sądzę, że musieli mu ją amputować. To było wyjątkowo paskudne zaklęcie...
-Co?! Żartujesz sobie?!-spytał Blaise z przerażeniem.
-Daj spokój. On chce mi wyrżnąć rodzinę. Jak go pozbawię jednej nogi to nic mu się nie stanie...

Młody Zabini otwierał już usta by skomentować jakoś wypowiedź przyjaciela, jednak nie pozwolił mu Voldemort, który tak jak oni zaczął zmierzać w stronę baru.
Zapewne skończył już przemowę i chciał dołączyć do Lucjusza, albo po prostu pragnął się napić.
Tak czy inaczej, podszedł do Dracona i jego ojca w tym samym momencie, kiedy stanęli obok nich Teodor, Blaise i Pansy.
-Draco, Lucjuszu-Czarny Pan skinął sztywno głową, gestem ręki przywołując rudowłosą barmankę.
-Panie-blondyni wstali, witając się z wymuszonymi uśmiechami.
-Chciałem jedynie złożyć kondolencje-wyznał Voldemort, na co przyjaciele Dracona spojrzeli na niego z zaskoczeniem. -To była naprawdę wielka strata. Jak sobie radzicie po stracie Narcyzy?











21 komentarzy:

  1. Codziennie sprawdzałam, czy jest nowy rozdział i doczekałam się :) Podoba mi się dialog Dracona z Lucjuszem.
    Nie ukrywam, że jestem ciekawa reakcji Hermiony na wyznanie prawdy przez Draco,
    jak zwykle z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy,
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :) Nie mogę doczekać się następnego żeby wiedzieć co się stanie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział.
    Dlaczego nie powiedziałaś jak Hermiona zareagowała na wyznanie Draco! Ciekawe co powiedzą przyjaciele, gdy dowiedzą się, że Narcyza nie żyje...
    Czekam na dalszy ciąg
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  4. no nareszcie :)
    myślałam w sumie, że pokażesz nam tu rozmowę Draco z Mioną ale trzeba będzie poczekać :)
    fajny rozdział, ciekawa jestem co bd dalej :)
    mam nadzieję, że nn rozdział będzie szybciej :) weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Ocho i tajemnica sie wydala, i dobrze bo ile mozna sie zadręczać.... Czekam na nowy rozdział i życzę weny ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówiłam że.Lujusz siędowie o Hermionie
    super.rozdzIał.! Pisz szybko!
    Neliner
    z telefonu więc anonim

    OdpowiedzUsuń
  7. O jejkuu ;o nooo melanż jak się ppaczy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Olu!
    Rozdział dobry, ciekawe jak nasza "diabelska trójca" zareaguje na dowiedzenie się o śmierci Narcyzy. Na każdy Twój rozdział czekam z nieukrywanym podnieceniem. Świetnie piszesz, uwielbiam Twój styl! Tak na marginesie- świąteczny melanż u Czarnego Pana? Hmmm... skąd ten pomysł znam? ale oczywiście nie wypominam ci tego, że użyłaś tego mojego nowego wyrażenia potterowskiego :) Życzę czasu i weny/ panna Cyzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej o.O rzeczywiście. Kurczę, nazwa na rozdział chodziła mi po głowie od jakiegoś czasu. Skąd się pojawiła nie miałam pojęcia xD Dopiero teraz kiedy napisałaś ten komentarz zaczęłam zastanawiać się o co ci chodzi. No tak... w końcu użyłaś tego określenia w jednym z innych komentarzy :D Haha... zupełnie zapomniałam. Przepraszam, to nie miało być ściągnięcie czy coś w tym stylu :D

      Usuń
    2. Spoko :) nie ma problemu/ panna Cyzia

      Usuń
  9. Jejuniu... jeju! Oł maj dżizas!... ach...
    Rozdział jest świety i ... kurcze ile razy już to było pisane ... zmęczenie materiału, ale...
    Wczoraj godzina około pólnocy odrabiam z tatą matme (której nie umiem) i jestm bliska płaczu. Wchodze pokryjomu na bloggera, a tu co? ... Rozdział. Ogromny banan na twarzy i polepszyłaś mi humor na następny dzień.
    Nie wiem dlacze i nie wiem czy to normalne, ale kocham Ciebie i twoje opowiadanie...

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne *.* takie..troche dziwne,ale fajne ,
    Podoba się mi C:
    Fajnie piszesz,więc rób do dalej .. ; p
    Czekam na następny rozdział
    ~Hekate

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny jak każdy :D
    Naprawdę fajnie piszesz i nie mogę się doczekać NN <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojej, ale się porobiło. Ciekawe jaka będzie reakcja reszty ^^
    Rozdział jak zwykle świetny!
    Weny życzę! I pozdrawiam <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały rozdział. Melanż u Czarnego Pana jak najbardziej zapowiada się ciekawie, bo domyślam się, że to jeszcze nie koniec. Ciekawa jestem jak Teodor, Blaise i Pansy zareagują na śmierć Narcyzy. Już się nie mogę doczekać kolejnej notki :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Wczoraj wieczorem nadrobiłam zaległości, ale nie miałam siły już napisać jakiego sensownego komentarza więc robię to teraz.
    Pisałam to już, ale ubóstwiam Twój pomysł na to opowiadanie. Wiadomo, że są w nim jakieś niedociągnięcia, ale to normalne :)
    Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Pożoga

    PS Bardzo się cieszę, że dodajesz rozdziały w tak krótkich odstępach. To świadczy o tym, że Twoja wena można by powiedzieć jest niewyczerpalna :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super kreujesz postacie. A na początku... po prostu się śmiałam z tej ich rozmowy ;) Widać, że w te rozdziały wkładasz niesamowicie dużo serca ... gratuluję ci wspaniałego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam to jak przedstawilas tu slizgonow! W końcu mozna byc dumnym z należnia do tego domu. Uwielbiam nasze nie-złote slizgonskie trio :)

    OdpowiedzUsuń
  17. OO niee, dlaczego w ten sposób się dowiedzieli ?!?!\
    /Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapomniałam do tej pory wspomnieć, że strasznie mi się podobają tytuły rozdziałów, ale ten tytuł mnie po prostu powalił. No i oczywiście słabo, że przyjaciele dowiedzieli się o śmierci Narcyzy w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  19. nienawidze lucjusza.
    zawsze go nie lubilam, ale w twoim opowiadaniu przeszedł on samego siebie. ..

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń