Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź, więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci, nawet bowiem najmądrzejszy nie wszystko wie.
J.R.R Tolkien
-S-Stracie kogo?-powtórzyła Pansy, wytrzeszczając oczy. Czy to możliwe by matka Dracona nie żyła?
-Narcyza miała wypadek w ostatnich dniach-wyjaśnił Voldemort udając współczucie.
-Wypadek?
Tym razem to Draco nie mógł uwierzyć w to, co mówił Czarny Pan, a może raczej kit jaki wcisnął mu jego beznadziejny ojciec, Lucjusz.
-Och, czyżby mały Malfoy nie podzielił się z wami tą wstrząsającą wiadomością?-spytał zasmucony Voldemort. Ojciec Dracona, siedział natomiast obok, z zadowoleniem popijając jeden z droższych alkoholi w barze.
Blaise, Teodor i Pansy pokiwali jedynie przecząco głowami, patrząc na swojego przyjaciela z wyraźnym szokiem.
-Cóż...-powiedział nieco zmieszany Draco. -Musiało wypaść mi z głowy-dodał, zaciskając zęby ze złości. Obrzucił Lucjusza morderczym wzrokiem, po czym wsadził ręce do kieszeni swojej czarnej marynarki.
-To dlatego tak się zachowywałeś-wykrztusił w końcu Blaise, patrząc na przyjaciela ze współczuciem.
-Tak...
Wzrok Dracona nie był jednak utkwiony w przyjaciołach. Patrzył w oczy swojego ojca. Stalowoszare... Tak łudząco podobne do tych jego własnych...
-W końcu niecodziennie ojciec podrzyna gardło jedynej, ważnej dla ciebie osoby...-powiedział, nie spuszczając wzroku z Lucjusza. -Masz rację, panie. To był okropny wypadek-dodał, jednak tym razem w jego oczach pojawił się ból.
Voldemort jedynie uśmiechnął się z przekąsem, po czym widząc, że wprawił wszystkich w zły nastrój, odszedł z wielkim zadowoleniem.
***
-Stary tak bardzo mi przykro-powiedział Blaise, kiedy po ciężkim bankiecie wrócili do swojego mieszkania na Nokturnie. Jak mógł kiedykolwiek wątpić w powagę sytuacji? Żałował, że dowiedział się o śmierci Narcyzy w taki sposób. Jaki był z niego przyjaciel?
-Ta... mi też-odparł Draco, rzucając się na niewygodną kanapę. -Nieważne, nie mówmy o tym. Było ciężko, ale właśnie wychodzę na prostą i...
-On zabił twoją matkę, Malfoy-powiedział Teodor, a w jego oczach zalśniły łzy. Nie pozwolił im jednak wypłynąć. Każdy z nich przeżywał tę stratę na swój sposób, jednak dla niego śmierć Narcyzy miała również inne znaczenie.
-No co ty nie powiesz-zironizował Draco, patrząc na przyjaciela z kpiną.
-Tak po prostu to zostawisz?-spytał ze złością. -Każdy z nas o coś walczył. Ja o rodzinę, Blaise o przyjaźń, a ty o swoją matkę... Każdy postawił sobie jakiś cel, sens dla którego stał się Śmierciożercą. On ci to odebrał Draco! A ty tak najzwyczajniej pozwalasz by twój ojciec chlał przy barze jak jeden z tych podłych...
-Teodor-Pansy upomniała przyjaciela, jednak ten nie zamierzał dać za wygraną. Martwa Narcyza równała się z porażką, najgorszym co według niego mogło spotkać Dracona.
-Ty przegrałeś, Malfoy-powiedział nieco ciszej. -Wiem, że zemsta to coś co najgorsze, że niszczy jak cholera ale Draco... To była twoja mama, coś o co tak zagorzale walczyłeś-wyjaśnił ze smutkiem.
-Wiem, Teo-odparł Malfoy zupełnie nie urażony ani słowami przyjaciela, ani nawet jego tonem. Wiedział, że Teodor ma rację. Każdy wypowiedziany przez niego wyraz był prawdziwy. Był dokładnie tym, co sam czuł w obecnej chwili.
-Może masz rację. Może przegrałem...
-Nie, czekaj. Nie to miałem na myśli-przerwał mu brunet, kręcąc przecząco głową. -Chodziło mi o to, że robimy wszystko co w naszej mocy. Próbujemy! Staramy się każdego dnia. Ryzykujemy całe nasze życie, pozwalamy by sumienie powoli nas zabijało, a wszystko to po to by móc być w jego szeregach i wierzyć, gdzieś tam w głębi serca, naprawdę wierzyć! Czyż nie po każdej burzy powinno wychodzić słońce? Bo ja czekam. Cały czas czekam na chociaż mały, cienki promyk nadziei! I zupełnie nic z tego nie mam. Jedynie porażka, przegrana, totalna beznadzieja...-wyjaśnił, a gorycz pobrzmiewająca w jego głosie była dosłyszalna dla każdego kto znajdował się w pokoju. -Ktoś tam zaplanował, że nie dane nam będzie wygrać? Nie, nigdy w to nie uwierzę. Chcę być wytrwały, chcę wierzyć, że to w czym żyjemy to tylko taka próba... Ale to już kolejny cios. Nie wiem jak wy ale mam dość! Cały nasz plan był zły... to trzeba zmienić i...
-Teodor-Draco przerwał mu, stając centralnie naprzeciw niego. -Nie powiedziałem wam, bo... bo nie chciałem przyjmować tego ciosu. A może raczej chciałem Wam tego oszczędzić. Nie chciałem by ktokolwiek z was kiedyś zwątpił. Ja chcę walczyć! Chcę być wytrwały! Ale cholera, Teodor! Robiąc to wszystko, musimy pamiętać kim jesteśmy. A wiesz kim jesteśmy? Zwykłymi chłopcami, którzy gdzieś tam, po drodze się zgubili. Musimy wrócić i nieważne jak kręta i długa byłaby ścieżka, mamy walczyć. Mamy pamiętać czego chcemy i być dumnymi z tego, kim jesteśmy. Bo przecież nie ma sensu starać się dla kogoś kogo nie chcemy, czyż nie? Tu nie chodzi o nasz plan, ani o to że jest zły. Ja myślę, że to zwątpienie... Tak, to zwątpienie jest przyczyną tego, że jesteśmy nieszczęśliwi.
Draco patrzył na przyjaciół z delikatnym uśmiechem.
Był z nich dumny. Wszyscy byli tacy dzielni, tacy wytrwali... Nieważne, że każdy z nich miał wątpliwości, słabości... Nie. One sprawiały jedynie, że stawali się silniejsi, mądrzejsi i bardziej prawdziwi. Z każdym dniem stawali się bardziej ludzcy i choć można myśleć, że służba u Voldemorta odbierała im człowieczeństwo, to było to największe kłamstwo jakie można by było wymyślić.
To dzięki byciu w szeregach Czarnego Pana zrozumieli czym jest życie. Jak bardzo cenić trzeba każdy wolny oddech, każde uderzenie serca.
Zrozumieli, że każdy uśmiech, nawet ten blady, ledwo zauważalny, jest zwycięstwem. Każda myśl przeciw Voldemortowi była walką, samodzielnym ruchem oporu. Zrozumieli, że póki są przeciw niemu, są też na wygranej pozycji.
***
Światło ledwo przenikało przez zaszronione okno mieszkania. Przebijało się przez zasłonę, rozświetlając minimalnie, panujący wszędzie półmrok.
Zaczął się ranek, kolejny dzień, kolejne chwile zmagania się z przepełnionym trudem życiem. Jednak nie o tym myśleli młodzi Ślizgoni. Po męczącym bankiecie i dość poważnej rozmowie wszyscy zasnęli, pragnąc jedynie odpoczynku. Sen był w końcu jedynym miejscem w którym mogli oderwać się od rzeczywistości. Chociaż i tam próbowała ona prześliznąć się w najbardziej brutalne sposoby. Powodowała koszmary, nie dawała spokoju...
-Cholera-Draco zerwał się do pozycji siedzącej, przeczesując palcami swoje jasne, platynowe włosy. Przygryzł nerwowo wargę, po czym wstał z kanapy i wolnym krokiem posnuł się w stronę łazienki. Znowu mu się śniła...
Na marmurowej podłodze, z poderżniętym gardłem... Biedna Hermiona....
Cały czas zastanawiał się czy ojciec uwierzył mu w sprawie Gryfonki. Jeżeli weźmie ją za osobę, dzięki której będzie mógł szantażować swojego syna... Wolał nie myśleć, jak będzie ratował swoją ukochaną.
No bo w końcu była jego ukochaną. Merlinie! On za nią szalał, beznadziejnie się zakochał i do tego nawet nie myślał, żeby przestać!
W jego głowie bez ustanku prześlizgiwała się wizja sprzed zaledwie paru dni.
-Wybacz, że tak dużo czasu mi to zajęło ale... zakochałem się w tobie na zabój. Teraz mówię prawdę-wyznał, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
Chociaż... czy chociaż przez chwilę pomyślał, że dziewczyna może w jakikolwiek sposób odwzajemniać jego uczucia?
Nie, w jego głowie nie było nawet cienia nadziei na to, że Hermiona Granger kiedykolwiek wybaczy mu to, co zrobił jej przyjacielowi. Zresztą... czy on wybaczyłby gdyby chodziło o Balise'a czy Teodora?
Może to dlatego tak bardzo go zszokowała? Może to dlatego przez pierwsze parę sekund stał w miejscu nie mogąc zrozumieć co dokładnie się dzieje?
Rzuciła się na niego... Tak, bo inaczej nie można tego nazwać. Zarzuciła mu ręce na szyje, po czym nie czekając na jego reakcję pocałowała.
Znów mógł ją poczuć, a jej bliskość była jak... jak ukojenie dla jego zbolałej duszy i choć mogłoby się to zdawać ckliwe i przesłodzone to właśnie tak działała na niego ta niepozorna Gryfonka.
Przy niej zapominał kim tak naprawdę był i co robił. Uwielbiał gdy była obok, kiedy mógł z nią rozmawiać, Merlinie!, kochał ją nawet wtedy kiedy skakali sobie do gardeł.
Ona... ona była dla niego idealna. Szkoda tylko... że zakazana.
Musiał to przerwać. Musiał zmusić się do zdjęcia rąk z jej nienagannej talii, musiał sprawić by wyplątała swoje palce z jego jasnych włosów.
Musiał najzwyczajniej w świecie z niej zrezygnować. Musiał po raz kolejny pomyśleć o kimś innym niż o sobie.
-Granger... ja nie mogę-powiedział, delikatnie ją od siebie odsuwając.Owszem, robił to z nią już mnóstwo razy, jednak tym razem to było naprawdę prawdziwe. Czuł to.
-Ach...-mruknęła nieco zmieszana. -Więc najpierw wyznajesz mi miłość i mnie całujesz by zaraz potem dać mi kosza?-spytała zażenowana. Po raz kolejny czuła się przy nim jak skończona idiotka.
-To nie tak, że nie chcę...-zaczął jednak szybko mu przerwała.
-Daj spokój, nie musisz się tłumaczyć. Nie mam pojęcia jaka jest twoja definicja miłości ale pewnie, doceniam to-powiedziała z ironią. Mimo to w jej oczach dało się dojrzeć smutek.
-Zdziwiłabyś się jak bardzo traktuję to poważnie. Właśnie dlatego, to nie może... my nie możemy być razem. Wszyscy na których mi zależy są krzywdzeni. To jest niebezpieczne i... z mojej strony bardzo samolubne.
-Tak... ja też jestem niemałą egoistką, Malfoy. Bycie z tobą jest zarazem najgorszą i najlepszą rzeczą jaką pragnę więc... nie możemy po prostu poddać się chwili?-spytała sama nie do końca przekonana co do swoich racji. -Nie możesz po prostu mnie kochać tak jak... jak ja kocham ciebie?
Merlinie, to było dokładnie to czego potrzebował! Ciepło, które rozlało się po jego ciele, uczucie, radość, która go opanowała! Świadomość... że jest na tym świecie ktoś, kto akceptuje to kim jesteś i mimo wszystko cię kocha.
Uśmiechnął się. Uśmiechnął się tak szczerze i prawdziwie jak nigdy wcześniej. To miała być ta chwila, którą miał zapamiętać do końca życia. To był ten moment, który mimo smutku, zawsze będzie wspominać się z uśmiechem na twarzy. To było wyznanie. Choć wypowiedziane ze skrępowaniem, wydawało się takie piękne, takie ciepłe...
W tym momencie już nic się nie liczyło. W końcu zawsze był "tym złym". Zawsze był egoistą. W końcu... czasem może sobie pozwolić na jakąś przyjemność, na chwilę radości. Nie musi bezustannie karać się za to kim jest.
Dlatego tak szybko ją do siebie przyciągnął. Dlatego po raz kolejny zaczął skradać jej pocałunki. Dlatego, pozwolił sobie na miłość...
***
Stanął przed progiem małego domu, z lekkim uśmiechem pukając do drzwi. Zastanawiał się, co właściwie tu robi, na co dokładnie liczy...
-Draco?-w drzwiach stanęła brązowowłosa dziewczyna, która patrzyła na niego z wyraźnym zdziwieniem.
-Co ty tu robisz?-spytała, po czym wyszła na ganek, otulając się grubym swetrem.
-Chciałem cię zobaczyć-wyznał nieodgadnionym tonem.
-Wszystko w porządku?-spytała, widząc dziwny wyraz jego twarzy.
-Tak... ja po prostu... ostatnio dużo się wydarzyło i chciałem mieć pewność, że wszystko u ciebie w porządku-powiedział zamyślony. Po głowie znowu chodziła mu wizja martwej Hermiony leżącej na marmurowej podłodze w Malfoy Manor.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, po czym bez wahania wtuliła się w jego ciepły tors.
-Tęskniłam za tobą-mruknęła, widocznie oddychając z ulgą.
-A u ciebie wszystko w porządku?-spytał, widząc, że dziewczyna również wydaje się w nie zbyt dobrym humorze.
-Tak... tylko... moi rodzice. Ostatnio trochę się kłócą. Od wczoraj w ogóle się do siebie nie odzywają i... Nieważne. Ty masz zapewne gorsze problemy-przerwała, patrząc na niego ze zrezygnowaniem.
-Każdy je ma. Każdy przeżywa je na odpowiedni sposób-powiedział Draco, siadając na schodkach prowadzący na ganek domu Hermiony.
-Właściwie... to skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?-spytała Gryfonka, siadając obok niego.
-Słyszałem jak mówiłaś swój adres pewnej sowie w Hogwarcie-powiedział z lekkim rozbawieniem. -Co do twoich rodziców...-zaczął, obejmując ją ramieniem. -To raczej obydwoje przeżyją te kłótnie-zaśmiał się, nerwowo przeczesując swoje jasne włosy.
-Po prostu nie chcę by się rozstali. Tak strasznie ich kocham, chcę żebyśmy tworzyli normalną rodzinę i...-przerwała, czując jak w jej oczach pojawiają się łzy. -Przepraszam-szepnęła, szybko je ocierając.
-Nie przepraszaj za łzy. Nie wszystkie są takie złe-zaśmiał się Draco, mocniej ją do siebie przytulając.
-Każdy tego pragnie, Granger. Ale czasem... Czasem po prostu tak jest lepiej.
-Nikomu nie jest lepiej bez rodziców!-powiedziała, czując jak do jej oczu napływa nowa fala łez. Czuła się taka słaba i bezsilna. Chciała by rodzice dalej się kochali, by byli razem, by stanowili przykład tej wielkiej miłości na której od zawsze pragnęła się wzorować. -To miały być takie wspaniałe święta...
-Chodziło mi o to, że oni dalej będą cię kochać. Każdy rodzic w głębi serca kocha swoje dziecko-powiedział, nie wiedząc już czy bardziej próbuje przekonać siebie czy ją.
-Jestem na nich wściekła. Psują to wszystko! Nie widzieliśmy się od wakacji... Teraz gdy On wrócił każdy dzień to niewiadoma, a oni muszą kłócić się o rozbity wazon albo zbyt mocną kawę-powiedziała całkowicie rozbita. Ukryła twarz w dłoniach, przysuwając się bardziej w stronę blondyna.
Po chwili jednak szybko się opanowała. Podniosła głowę, po czym momentalnie się prostując, zwiększyła między nimi odległość. No tak... musiała sobie przypomnieć o ojcu Dracona-Lucjuszu. Przecież doskonale wiedziała, że mężczyźni nigdy nie okazywali sobie uczuć, że blondyn tak naprawdę nie miał kochających rodziców. Jak ona śmiała wyżalać mu się na takie tematy?
-Przepraszam-powiedziała, teraz już pewna, że za każdym razem kiedy go widzi, robi z siebie idiotkę.
-W porządku. Nie ma nic złego w tym co powiedziałaś.
-Po prostu wiem, że ty...
-Ja to... ekstremalny przypadek-zaśmiał się, całując ją w czubek głowy.
Dziewczyna westchnęła, wygładzając brzeg bluzki, którą miała na sobie. Widać pragnęła w ten sposób się uspokoić. Spojrzała na chłopaka, po czym zmusiła się do ledwo zauważalnego, bladego uśmiechu.
-Zaprosiłabym cię do środka ale sam rozumiesz... oni ciągle się kłócą.
-W porządku-odparł, kiwając głową ze zrozumieniem. -Więc może ty pójdziesz ze mną?
-A dokąd niby mielibyśmy iść, Malfoy?-spytała zupełnie nie przekonana.
-Do kawiarni, parku, sklepu, restauracji... To chyba takie normalne miejsca, prawda? W takie miejsca chłopak może zabrać swoją dziewczynę?
-Lepsze to niż sklep Borgina i Burkes'a-zaśmiała się, wstając ze schodków.
-Teraz okoliczności są nieco inne-mruknął również wstając i oplatając ręce wokół jej talii. -Więc jak? Skusisz się na randkę z wrednym Ślizgonem?
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńNareszcie się dowiedziałam jak się zakończyła rozmowa Draco i Hermiony. Tak się cieszę, że oboje przyznali się do swoich uczuć.
Bardzo fajnie przeprowadziłaś rozmowę w mieszkaniu na Nokturnie.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Super rozdział :) Lucjusz jest okrutny! Draco i Hermiona wybierają się na randkę :) Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOMG!! !! Ja wiem że ty nie chcesz zarżnąć Hermionki...ale coś mi się zdaje, że jednak będzie o tym coś...
OdpowiedzUsuńRozdział ekstra. Rozmowa na nokturnie - super, no i oczywiście to zdanie : "Więc jak? Skusisz się na randkę z wrednym Ślizgonem?" - niby proste i tak mi przypadło nawet bardzo do gustu
Jeżu... rozdział był taki... romantyczny i psychologiczny. Tyle tu mądrości. Ach...
OdpowiedzUsuńChyba czytasz mi w myślach, bo według mnie TO jest PRAWDZIWE dramione. takie jak powinno być. W tle wojna, mroczne czasy, wszystko takie smutne i w ogóle, a jedyne pocieszenie mają w sobie nawzajem. Takie nie cukierkowe.
Takie ... idealne (?).
A zdanie: ''Więc jak? Skusisz się na randkę z wrednym ślizgonem?'' po prostu mnie rozwaliło. Właśnie skacze po łóżku, bo mnie roznosi, a to wszystko po przeczytaniu twojego rozdziału.
Pozdrawiam
Droga Olu!
OdpowiedzUsuńA ty jak zawsze perfekcyjna:
Perfekcyjne uczucia
Perfekcyjny Malfoy
Perfekcyjne mroczne tło
Naprawdę świetnie napisałaś ten rozdział. Aż zżera mnie ciekawość jak będzie na randce i -co najważniejsze- jak będą układały się ich stosunki po powrocie do Hogwardu. Mogę zgadywać ale po co? Przecież Ty na pewno znowu mnie czymś zaskoczysz. Z niecierpliwością wypatrująca, przygód szukająca i przy okazji jak zawsze weny i czasu życząca/ panna Cyzia
Dzisiaj chyba nadrobiłam twojego bloga i nie żałuję ;) Jeśli chcesz to powróć do poprzednich rozdziałów - w każdym zostawiłam jakiś ślad ;) Naprawdę, twoja fabuła jest świetna i oryginalna. Dialogi są perfekcyjne. Jedyne, co mi brakuje, to chyba opisy akcji. Ale jest naprawdę świetnie ;) Powiem szczerze- wciągnęłam się i to cholernie. Zasługujesz na komentarze pełne pochwał, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty.
OdpowiedzUsuńja tymczasem zapraszam u mnie na nowy rozdział ;)
http://wspolkochac-przyszlam-dramione.blogspot.no/2013/11/rozdzia-9-harry-w-tarapatach.html#comment-form
KOCHAM <3 Powiem szczerze, ze zaległości w postaci 3 rozdziałów nadrobilam w tempie extremalnym i od razu humor mi sie poprawił. Oni sie kochają, są razem, teraz w tym momencie :D Nie chodzi o to co będzie później,ale oni są teraz razem i są szczęśliwi, a o to w końcu chodzi :D
OdpowiedzUsuńPiękny, genialny rozdział :D
Weny.
Pozdrawiam,Lili:)
panstwoweasley.blogspot.com
Końcówka jest po prostu bajeczna ♥ Draco Hermiona urzekli mnie w twoi opowiadaniu. Są tacy inny i w ogóle, normalnie brak mi słów :D Rozdział oczywiście boski. Rozmowa naszych Ślizgonów na samym początku - mistrzostwo świata :) Już się nie mogę doczekać kolejnej notki :D
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Od piątku przeczytałam chyba wszystkie Twoje opowiadania. I stwierdzam, że się zakochałam.
OdpowiedzUsuńMasz niesamowity styl i co najważniejsze wszystko dzieje się w dobrym tempie, nie jak na większości blogów gdzie w pierwszym rozdziale Draco i Hermiona się nienawidzą, a w kolejnym lądują w łóżku. (uwierz, przerabiałam już mnóstwo Dramione)
Brak błędów, wszystko się zgadza, jest bardzo ciekawa akcja. Opisy... Kocham.
Zazdroszczę talentu. Nawet bardzo.
Co do rozdziału: jest świetny. I nie mogę doczekać się następnego *-*.
Bloga dodaję do obserwowanych. Co by tu jeszcze... Wiem! Weny życzę, baaaaardzo duuuużo weny. Zebys pisała tak, jak do tej pory.
(Ale się rozpisałam :o) Koniec tego monologu, czy jak to inaczej nazwać.
Pozdrawiam :3
사랑해 ♡.♡
Na brodę Merlina, rany Salazara, ile mnie tu nie było!
OdpowiedzUsuńPrzez szkołę nie mam na nic czasu, ugh.
Ale koniec użalania się, ja tu przyszłam skomentować rozdział!
Perełka jak zwykle, uwielbiam ten rozdział! ♥
Jeszcze to wspomnienie na końcu, awwww, no rozpłynęłam się dosłownie. Nie mogę się doczekać tej ich randki, haha!
Pozdrawiam i życzę weny, Charlie.
ooo końcówka taka słodka <3
OdpowiedzUsuńrozdział super - czekam na nn :)
WENY :)
Boże, kobieto! OMFG! Ja serio nie wiem co napisać...
OdpowiedzUsuńTo było niesamowite! Przepraszam, że wcześniej nie kometowałam, ale nauka i te sprawy :(
Genialny rozdział! Jak ja kocham tych Dramionków <3
No i tak mi się strasznie podoba to opowiadanie!
Każde z Twoich opowiadań było świetne, ale to jest najlepsze!
Uwielbiam!
Odiumortis.
"Więc jak? Skusisz się na randkę z wrednym Ślizgonem?" Najlepsze! Takie... podnoszące na duchu. Uh, uwielbiam Twoje opowiadanie (chyba sie powtarzam) :3
OdpowiedzUsuńJeeju jakie świetnee !!! Uwielbiam ich wsszystkich.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Wow, świetnie piszesz. W jednej chwili chce mi się płakać, a po przeczytaniu dwóch linijek zaczynam się śmiać. :)
OdpowiedzUsuń