Tak przynajmniej sądził, bo odkąd znaleźli się w Muszelce, dziewczyna nie odezwała się ani razu. Czasem zastanawiał się nawet, czy wie, że on już przy niej jest. Chciał, żeby czuła się bezpieczna i w końcu doszła do siebie. To co zostało z dawnej Pansy Parkinson to chyba tylko oczy, jednak i one zdawały się dziwnie puste. Dawna, roześmiana, pełna życia dziewczyna już nie istniała. Dawne, wyginające się w ironicznym uśmiechu usta były teraz wyschnięte i nienaturalnie blade. Wyglądała jak wrak człowieka, ledwo trzymający się życia. Jednak to nie o wygląd martwił się Draco. Pansy zdawała się zupełnie nie kontaktować. Siedziała skulona i zamknięta w własnym świecie, nie mając pojęcia co się z nią dzieje. Była przerażona, wygłodniała i niemal doszczętnie zniszczona.
-Co z nią?-Bill Weasley wszedł do pokoju, niosąc w rękach dużą tacę z jedzeniem. Zamierzał pomóc wychudzonej dziewczynie. Naciągnięta na kościach skóra dla nikogo nie była miłym widokiem.
-Wyjdzie z tego-odpowiedział Draco, nie puszczając jej ręki. -Musi-dodał, zaciskając zęby.
-A z tobą?-Bill spojrzał na bandaż wystający spod koszuli chłopaka. -Może potrzebujesz jakiś leków albo...
-Nic mi nie jest-przerwał mu ze złością, której sam nie potrafił wyjaśnić.
-W takim razie daj znać kiedy będziecie czegoś potrzebować-odparł równie oschle Bill. Położył tacę z jedzeniem na stoliku przy łóżku Pansy, po czym opuścił pokój prychając pod nosem z oburzeniem.
***
-Draco?-Hermiona weszła do pokoju Pansy, z troską przyglądając się śpiącemu na krześle chłopakowi. Obudził się jednak od razu, kiedy tylko wydała z siebie dźwięk. Od wielu dni nie spał spokojnie, a po tym co przeszedł, stał się niezwykle wyczulony na wszelkie otaczające go bodźce.
-Tak?-spytał cicho, nie chcąc obudzić śpiącej przyjaciółki. Od wielu dni siedział w jej pokoju, nie opuszczając jej nawet na chwilę. Teraz jednak wstał, wychodząc wraz z Hermioną na korytarz.
-Wszyscy się o ciebie martwią...-zaczęła, jednak on nawet nie chciał o tym słyszeć.
-Zupełnie niepotrzebnie-uśmiechnął się, patrząc na nią z troską. -Lepiej powiedz jak ty się czujesz.
Jego spojrzenie zatrzymało się na jej posiniaczonej twarzy, rękach owiniętych w bandaże i paru szerokich rozcięciach na szyi.
-Zdecydowanie lepiej-przyznała z wdzięcznością. -Uratowałeś mi życie-zauważyła, posyłając mu jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów.
-Pewnie-mruknął z zadowoleniem, splatając ręce na piersi.
-Z początku byłam pewna, że przyszedłeś do Malfoy Manor żeby nas pogrążyć. Nienawidziłam cię za to, co powiedziałeś do Bellatrix o moim wyglądzie ale kiedy uratowałeś Harry'ego i Rona, a potem przyszedłeś także po mnie...
-Nie jestem bohaterem-przerwał jej cicho. W jego głowie pojawiła się wizja kilkunastu martwych Śmierciożerców ciętych długimi mieczami. Gdyby nie popadł wtedy w taką furię... Czuł, że to co zrobił bardzo go odmieniło. Podobnie jak Pansy, na swój sposób zamknął się w sobie, odtrącając od siebie każdego. Nie chciał współczucia, podziękowań czy uznania. Był mordercą i nienawidził się za to z całego serca. Każdy uśmiech, zapewnienia o dobrym samopoczuciu - były kłamstwem.
-Harry opowiedział mi, co działo się kiedy byłam nieprzytomna-powiedziała spokojnie.
Zacisnął zęby, kiwając głową.
-Proszę daruj sobie potępiające mowy i kazania, bo...
-Przyszłam cie przeprosić, Draco-przerwała mu, bardzo go zaskakując. -Wpakowaliśmy się w kłopoty, a ty przyszedłeś nas ocalić i... ich zabiłeś. Wiem ile to dla ciebie znaczy i jest mi przykro, że znalazłeś się w sytuacji, w której musiałeś wybierać między naszym, a życiem tamtych ludzi-mówiła bardzo cicho i powoli.
Chłopak westchnął, kładąc dłonie na jej ramionach.
-Oni chcieli was skrzywdzić. Zabiliby twoich przyjaciół, ciebie-powiedział szczerze. -Nie musiałem wybierać.
***
Siedział przy stole, jedząc wspólny posiłek z trójcą Gryffindoru, Billem i Fleur. Reszta domowników była jeszcze w zbyt kiepskim stanie, by usiąść w jadalni i machać widelcem o własnych siłach.
Choć Muszelka należała do ciepłych, radosnych domów, teraz panowało w niej milczenie. Harry, pogrążony w myślach Wybraniec, spoglądał za okno, gdzie pod usypaną z ziemi górką spoczywał Zgredek - Wolny Skrzat. Hermiona jadła swój posiłek, a Ron... Ron wpatrywał się w nią swoim zachłannym wzrokiem, nie mogąc znieść myśli, że znów przybliżyła się do Malfoya.
-Co zamierzacie robić dalej?-spytał w końcu Bill, spoglądając na pogrążonych w ciszy Gryfonów.
-Poczekamy aż dojdziemy do siebie i ruszymy dalej.
-Że co?-Draco oderwał wzrok od swojego talerza, wyraźnie zszokowany tym, co powiedziała Hermiona.
-Misja dla Dumbeldore'a jeszcze nie została wykonana, Malfoy-odpowiedział spokojnie Harry. -Zaczekamy aż Hermiona wyzdrowieje i...
-No nie, nie wierzę...-przerwał mu z zażenowaniem Ślizgon. -Ona była martwa. Jej serce się zatrzymało. Jak Dumbeldore może wymagać od was dalszej wędrówki?!-spytał z niedowierzaniem. Coś takiego było raczej w stylu Voldemorta niż tego dobrotliwego staruszka. Nie mógł uwierzyć, że po wszystkim co się stało, trójka przyjaciół zamierzała iść dalej.
-Draco-Hermiona zwróciła się do niego, gromiąc do wzrokiem. -Możemy porozmawiać?-spytała, wstając od stołu. On jedynie wywrócił oczami, po czym wyszedł z jadalni, kierując się z nią do jej pokoju.
***
-Wiem, że jesteś zły-urwała mu, zanim zdążył w ogóle otworzyć usta. -Wiem-powtórzyła, widząc jego nieprzekonanie. -Ale jestem pewna, że nikt nie rozumie tego lepiej niż ty. To są moi przyjaciele. Nie zostawię ich, nie teraz kiedy jesteśmy tak blisko-wyjaśniła, siadając razem z nim na łóżku.
-To niebezpieczne.
-Jestem tego świadoma-przyznała ze smutkiem. -Ale za nimi skoczę nawet w ogień. Zrozum, Draco, bez nich byłabym niczym. Są dla mnie bardzo ważni i...
-Rozumiem-przerwał jej ze spokojem. Złapał ją za ręce, powoli gładząc kciukiem wierzch jej chłodnych dłoni. -Ale... Ja się boję, Hermiona-wyznał, patrząc prosto w jej czekoladowe oczy.
-Boisz się czego?-spytała nieco zbita z tropu.
-Wiem, że nie jesteśmy już razem i że między nami nie jest najlepiej ale... Myśl, że coś może ci się stać... Ja się chyba po prostu boję, że cię stracę.
Patrzyła na niego w milczeniu, lekko zdziwiona z powodu tego wyznania. Mimo iż Draco jak zwykle wyglądał chłodno i obojętnie, z pewnością musiał wsadzić w te słowa wiele uczucia.
-Nie stracisz...-zaczęła pewnie, jednak on szybko jej przerwał. Ujął jej twarz w dłonie i kierowany dziwnym impulsem, pocałował ją, wkładając w to jak najwięcej emocji. Był stęskniony, rozchwiany emocjonalnie i spragniony bliskości kogoś dobrego. Dziewczyna nie potrzebowała wiele czasu by zorientować się o co chodzi. Już po chwili rzuciła się na Mafloya, z namiętnością oddając jego pocałunki. Nie miała pojęcia co kierowało chłopakiem, ani dlaczego to robi, ale postanowiła korzystać z tej rozkosznej chwili, dostając się do guzików jego koszuli. Ściągnęła z niego luźny materiał, odkrywając szeroką ranę po nożu, zakrytą jedynie cienkim bandażem. Nie zamierzała jednak przyglądać się barkowi chłopaka, ponieważ po chwili Malfoy zaserwował jej dużo ciekawsze zajęcia.
-Ja cię po prostu dalej kocham-wyjaśnił między pocałunkami, kładąc się razem z nią na łóżku.
***
Obudziły go jasne promienie porannego słońca. Wpadały przez szparki żaluzji, nieprzyjemnie drażniąc jego twarz. Dopiero po chwili przypomniał sobie to, co działo się w nocy. Uśmiechnął się szeroko, przejeżdżając ręką po drugiej połówce materaca.
-Dzień dobry-wymruczał, przyciągając do siebie dopiero co obudzoną Hermionę. Gryfonka uśmiechnęła się, obdarowując go czułym pocałunkiem w usta.
-Mógłbym codziennie się tak budzić-stwierdził, odgarniając z jej twarzy kasztanowe kosmyki.
-Myślę... że... mogę... to... rozważyć-zaśmiała się, między pocałunkami. Draco nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze spał. Od dawna nie czuł czegoś takiego. Teraz był pewny, że wreszcie jest na swoim miejscu.
Leżał obok niej, miłości swojego życia, w piękny, sobotni poranek, przykryty jedynie prześcieradłem.
-Ale muszę załatwić parę rzeczy z Harry'm i Ronem. Poza tym obiecałam Fleur, że pomogę jej z...
-No nie...-jęknął, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągając. -W takim razie, będę musiał trzymać cię tu siłą-powiedział z niezadowoleniem.
-Mówię poważnie-zaśmiała się, kiedy pocałował ją w czoło. -Mam mnóstwo rzeczy do roboty i chociaż bardzo chciałabym tu zostać...-jej usta zostały zatkane kolejnym, słodkim całusem. -...to powinnam zejść na dół, zanim ktoś zorientuje się, że ze sobą spaliśmy-dokończyła z cichym westchnięciem.
-Więc to oto chodzi-uśmiechnął się krzywo, patrząc na nią z rozczarowaniem. -To dla ciebie nic nie znaczyło-dodał, dopiero po chwili rozumiejąc co tak naprawdę wydarzyło się w nocy. -Dalej będziesz z Ronem i nie zrezygnujesz z wycieczki po coś, co zniszczy samego Sama-Wiesz-Kogo.
Choć Hermiona posiadała ogromny zasób wiedzy, chyba zbyt często zapominała o inteligencji Ślizgona.
-To nie tak-powiedziała z rezygnacją. Odsunęła się od niego, opadając na drugą połowę łóżka. -Nie mogę ich zostawić. Zrozum, Draco, to dla mnie naprawdę bardzo ważne-poprosiła go cicho. -A co do Rona... będę musiała z nim porozmawiać-westchnęła, dopiero po chwili patrząc w stalowoszare tęczówki przyglądającego się jej chłopaka.
Ten jednak, odwrócił wzrok, wlepiając go w sufit. Był najzwyczajniej w świecie obrażony.
-Draco mi też nie jest łatwo ale wiem co chcę zrobić i ... gdybym mogła mieć w tobie wsparcie... Potrzebuję cię-wyznała, podciągając się na łokciach. -Proszę, nie bądź na mnie zły.
Przez dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się nad jej słowami. Jak odpowiedzieć na prośbę, której po prostu nie chce się wykonać?
Zwlókł się z łóżka, zaczynając zbierać z podłogi swoje ubrania.
-Miałaś rację, powinnaś iść do Fleur. Czeka na twoją pomoc, a Harry i Ron-imię rudzielca wymówił z niepohamowaną złością. -Z pewnością na ciebie czekają-dodał zdobywając się na delikatny uśmiech. -Powinienem iść-dodał szybko. Udawał, że dopiero co odbyta między nimi rozmowa nigdy nie istniała.
-Draco...-zaczęła dziewczyna, jednak on nie mógł jej słuchać. Szybko zapinał guziki swojej koszuli, nerwowo przygryzając dolną wargę. Starał się udawać, że nie widzi łez w jej oczach.
Wiedział, że po raz kolejny ją zawodzi, ale po prostu nie potrafił pogodzić się z myślą, że zamierza ruszyć na dalszą, śmiertelnie niebezpieczną wyprawę. Już po chwili dopadł do drzwi, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy jego ręka dotknęła klamki. To sumienie. Przecież nie mógł jej tak potraktować. Odwrócił się, gotów zmierzyć się z jej zapłakaną twarzą.
-Kocham cię-powiedział całkiem poważnie. -Dlatego nie potrafię, nie być na ciebie zły-wyjaśnił chłodno. -Ciągle mam wrażenie, że tylko mi na tobie zależy.
Dziewczyna pokiwała głową i wstała z łóżka, owinąwszy się jedynie białym prześcieradłem. Podeszła do niego i dotknęła dłonią jego policzka, jednak on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wpatrywał się w nią swoimi chłodnymi, obojętnymi oczami, nieświadomie zadając jej jeszcze większy ból.
-Będąc z Harry'm i Ronem... Draco ja jestem szczęśliwa, to są moi przyjaciele. Błagam nie każ mi wybierać...
-A pomyślałaś kiedyś o tym, że ja też chcę być szczęśliwy?-spytał, nie mogąc pozbyć się wyrzutu. -Nie każę ci wybierać. Nie musisz tu zostawać i być ze mną-wyjaśnił z powagą. -Ja tylko chcę, żebyś była bezpieczna.
To mówiąc, odwrócił się i już nie spoglądając za siebie, wyszedł z pokoju zostawiając w nim dziewczynę.
***
-Cześć Pansy-wszedł do sypialni swojej przyjaciółki, z rezygnacją opadając na fotel obok jej łóżka. Ślizgonka siedziała na nim z podciągniętymi pod brodę nogami, tępo wpatrując się w znajdującą naprzeciw ścianę. -Jak się czujesz?-spytał nawet nie oczekując odpowiedzi. Kiedy zapadło milczenie, wydał z siebie jedynie ciche westchnięcie.
Przez dłuższy czas wpatrywał się w nią, zastanawiając nad okropnościami, które musiały jej się przytrafić. Co takiego wstrząsnęło ją do tego stopnia by całkiem zamknęła się w sobie, nie reagując na żadne bodźce?
Gdzie podziała się jej błyskotliwość, pewność siebie, pogoda ducha? Gdzie była teraz prawdziwa Pansy?
-Gdyby przytrafiłoby ci się to parę miesięcy temu, z pewnością pozwoliłbym ci na coś takiego. Patrzyłbym na ciebie, usiłując wierzyć, że potrzebujesz czasu. Ale teraz... potrzebuję cię i nie mogę pozwolić ci odejść-powiedział cicho. -Ostatnie wydarzenie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem strasznym egoistą więc... nieważne ile będzie cię kosztować powrót do dawnej siebie, zrobię wszytko abyś wróciła-oznajmił z determinacją. Usiadł obok niej na łóżku, ujmując jej wychudzoną twarz w dłonie.
Widział przerażenie w jej oczach, spowodowane jego bliskością, to jak mimowolnie drgnęła kiedy jej dotknął. Sprawiała wrażenie zwierzyny przypartej do muru, szykującej się na szybką i bezbolesną śmierć.
-Merlinie-westchnął, patrząc na nią z szczerą troską. -Nic ci nie zrobię, jesteś bezpieczna-zapewnił, mocno ją przytulając. Gładził jej wyniszczone, ciemne włosy, przysięgając sobie w duchu, że znajdzie tego, który tak bardzo ją skrzywdził. Po chwili poczuł na swojej koszuli coś mokrego. Odsunął ją od siebie, patrząc na parę łez spływających po jej zapadłych policzkach.
-Pansy...-szepnął cicho, uświadamiając sobie, że wreszcie okazała jakieś emocje. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami, dając mu do zrozumienia, że go słucha.
-Musisz mi opowiedzieć-oznajmił, widząc narastającą w niej panikę. -Chcę ci pomóc i zrobię to, obiecuję ale...
-Gdzie Blaise?-spytała cicho, niemal niedosłyszalnie.
Blondyn zamilkł, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech.
-Wiem, że to mój problem ale jak mam mu napisać, że znalazłem cię całkiem wyniszczoną przez JEGO decyzję?-spytał bez skrupułów. Dziewczyna spuściła wzrok, a kolejne łzy spłynęły po jej bladej twarzy.
-Zgadłem, prawda?-spytał, sam podziwiając się za swoją inteligencję. -Blaise radził ci żebyś wyjechała z kraju, a ty się zgodziłaś. Chciałaś jednak wziąć parę rzeczy z domu, a ojciec, z którym nie żyłaś w zbyt dobrych relacjach wściekł się kiedy cię zobaczył. Stamtąd, nie wiem jak, trafiłaś do Malfoy Manor, gdzie w lochach siedziałaś od samych świąt, czyż nie? Trwające przez miesiące tortury, pozbywanie nadziei...
Milczała, jedynie delikatnie kiwając głową.
Chłopak zacisnął zęby, mimowolnie przeklinając w myślach przyjaciela.
-On cie szuka. I lepiej niech tak zostanie przynajmniej do czasu aż będziesz w lepszym stanie-zwrócił się do niej, patrząc na nią błagalnie. Ostatnio miał nieco zbyt dużo nieprzyjemnych doświadczeń, by znosić jeszcze obwiniającego się przyjaciela.
Pansy ponownie skinęła głową, ciężko opadając na poduszki. Przymknęła oczy, pozwalając by nowe łzy wypłynęły spod jej zaciśniętych powiek.
Czuł nieco wyrzuty sumienia, że odbiera jej Blaise'a w tak ważnej chwili, ale był już nieco innym człowiekiem. Czuł jak mu odbija, jak czasem sam zapomina kim jest, a przede wszystkim, kim być powinien.
-Nic mi nie jest-przerwał mu ze złością, której sam nie potrafił wyjaśnić.
-W takim razie daj znać kiedy będziecie czegoś potrzebować-odparł równie oschle Bill. Położył tacę z jedzeniem na stoliku przy łóżku Pansy, po czym opuścił pokój prychając pod nosem z oburzeniem.
***
-Draco?-Hermiona weszła do pokoju Pansy, z troską przyglądając się śpiącemu na krześle chłopakowi. Obudził się jednak od razu, kiedy tylko wydała z siebie dźwięk. Od wielu dni nie spał spokojnie, a po tym co przeszedł, stał się niezwykle wyczulony na wszelkie otaczające go bodźce.
-Tak?-spytał cicho, nie chcąc obudzić śpiącej przyjaciółki. Od wielu dni siedział w jej pokoju, nie opuszczając jej nawet na chwilę. Teraz jednak wstał, wychodząc wraz z Hermioną na korytarz.
-Wszyscy się o ciebie martwią...-zaczęła, jednak on nawet nie chciał o tym słyszeć.
-Zupełnie niepotrzebnie-uśmiechnął się, patrząc na nią z troską. -Lepiej powiedz jak ty się czujesz.
Jego spojrzenie zatrzymało się na jej posiniaczonej twarzy, rękach owiniętych w bandaże i paru szerokich rozcięciach na szyi.
-Zdecydowanie lepiej-przyznała z wdzięcznością. -Uratowałeś mi życie-zauważyła, posyłając mu jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów.
-Pewnie-mruknął z zadowoleniem, splatając ręce na piersi.
-Z początku byłam pewna, że przyszedłeś do Malfoy Manor żeby nas pogrążyć. Nienawidziłam cię za to, co powiedziałeś do Bellatrix o moim wyglądzie ale kiedy uratowałeś Harry'ego i Rona, a potem przyszedłeś także po mnie...
-Nie jestem bohaterem-przerwał jej cicho. W jego głowie pojawiła się wizja kilkunastu martwych Śmierciożerców ciętych długimi mieczami. Gdyby nie popadł wtedy w taką furię... Czuł, że to co zrobił bardzo go odmieniło. Podobnie jak Pansy, na swój sposób zamknął się w sobie, odtrącając od siebie każdego. Nie chciał współczucia, podziękowań czy uznania. Był mordercą i nienawidził się za to z całego serca. Każdy uśmiech, zapewnienia o dobrym samopoczuciu - były kłamstwem.
-Harry opowiedział mi, co działo się kiedy byłam nieprzytomna-powiedziała spokojnie.
Zacisnął zęby, kiwając głową.
-Proszę daruj sobie potępiające mowy i kazania, bo...
-Przyszłam cie przeprosić, Draco-przerwała mu, bardzo go zaskakując. -Wpakowaliśmy się w kłopoty, a ty przyszedłeś nas ocalić i... ich zabiłeś. Wiem ile to dla ciebie znaczy i jest mi przykro, że znalazłeś się w sytuacji, w której musiałeś wybierać między naszym, a życiem tamtych ludzi-mówiła bardzo cicho i powoli.
Chłopak westchnął, kładąc dłonie na jej ramionach.
-Oni chcieli was skrzywdzić. Zabiliby twoich przyjaciół, ciebie-powiedział szczerze. -Nie musiałem wybierać.
***
Siedział przy stole, jedząc wspólny posiłek z trójcą Gryffindoru, Billem i Fleur. Reszta domowników była jeszcze w zbyt kiepskim stanie, by usiąść w jadalni i machać widelcem o własnych siłach.
Choć Muszelka należała do ciepłych, radosnych domów, teraz panowało w niej milczenie. Harry, pogrążony w myślach Wybraniec, spoglądał za okno, gdzie pod usypaną z ziemi górką spoczywał Zgredek - Wolny Skrzat. Hermiona jadła swój posiłek, a Ron... Ron wpatrywał się w nią swoim zachłannym wzrokiem, nie mogąc znieść myśli, że znów przybliżyła się do Malfoya.
-Co zamierzacie robić dalej?-spytał w końcu Bill, spoglądając na pogrążonych w ciszy Gryfonów.
-Poczekamy aż dojdziemy do siebie i ruszymy dalej.
-Że co?-Draco oderwał wzrok od swojego talerza, wyraźnie zszokowany tym, co powiedziała Hermiona.
-Misja dla Dumbeldore'a jeszcze nie została wykonana, Malfoy-odpowiedział spokojnie Harry. -Zaczekamy aż Hermiona wyzdrowieje i...
-No nie, nie wierzę...-przerwał mu z zażenowaniem Ślizgon. -Ona była martwa. Jej serce się zatrzymało. Jak Dumbeldore może wymagać od was dalszej wędrówki?!-spytał z niedowierzaniem. Coś takiego było raczej w stylu Voldemorta niż tego dobrotliwego staruszka. Nie mógł uwierzyć, że po wszystkim co się stało, trójka przyjaciół zamierzała iść dalej.
-Draco-Hermiona zwróciła się do niego, gromiąc do wzrokiem. -Możemy porozmawiać?-spytała, wstając od stołu. On jedynie wywrócił oczami, po czym wyszedł z jadalni, kierując się z nią do jej pokoju.
***
-Wiem, że jesteś zły-urwała mu, zanim zdążył w ogóle otworzyć usta. -Wiem-powtórzyła, widząc jego nieprzekonanie. -Ale jestem pewna, że nikt nie rozumie tego lepiej niż ty. To są moi przyjaciele. Nie zostawię ich, nie teraz kiedy jesteśmy tak blisko-wyjaśniła, siadając razem z nim na łóżku.
-To niebezpieczne.
-Jestem tego świadoma-przyznała ze smutkiem. -Ale za nimi skoczę nawet w ogień. Zrozum, Draco, bez nich byłabym niczym. Są dla mnie bardzo ważni i...
-Rozumiem-przerwał jej ze spokojem. Złapał ją za ręce, powoli gładząc kciukiem wierzch jej chłodnych dłoni. -Ale... Ja się boję, Hermiona-wyznał, patrząc prosto w jej czekoladowe oczy.
-Boisz się czego?-spytała nieco zbita z tropu.
-Wiem, że nie jesteśmy już razem i że między nami nie jest najlepiej ale... Myśl, że coś może ci się stać... Ja się chyba po prostu boję, że cię stracę.
Patrzyła na niego w milczeniu, lekko zdziwiona z powodu tego wyznania. Mimo iż Draco jak zwykle wyglądał chłodno i obojętnie, z pewnością musiał wsadzić w te słowa wiele uczucia.
-Nie stracisz...-zaczęła pewnie, jednak on szybko jej przerwał. Ujął jej twarz w dłonie i kierowany dziwnym impulsem, pocałował ją, wkładając w to jak najwięcej emocji. Był stęskniony, rozchwiany emocjonalnie i spragniony bliskości kogoś dobrego. Dziewczyna nie potrzebowała wiele czasu by zorientować się o co chodzi. Już po chwili rzuciła się na Mafloya, z namiętnością oddając jego pocałunki. Nie miała pojęcia co kierowało chłopakiem, ani dlaczego to robi, ale postanowiła korzystać z tej rozkosznej chwili, dostając się do guzików jego koszuli. Ściągnęła z niego luźny materiał, odkrywając szeroką ranę po nożu, zakrytą jedynie cienkim bandażem. Nie zamierzała jednak przyglądać się barkowi chłopaka, ponieważ po chwili Malfoy zaserwował jej dużo ciekawsze zajęcia.
-Ja cię po prostu dalej kocham-wyjaśnił między pocałunkami, kładąc się razem z nią na łóżku.
***
Obudziły go jasne promienie porannego słońca. Wpadały przez szparki żaluzji, nieprzyjemnie drażniąc jego twarz. Dopiero po chwili przypomniał sobie to, co działo się w nocy. Uśmiechnął się szeroko, przejeżdżając ręką po drugiej połówce materaca.
-Dzień dobry-wymruczał, przyciągając do siebie dopiero co obudzoną Hermionę. Gryfonka uśmiechnęła się, obdarowując go czułym pocałunkiem w usta.
-Mógłbym codziennie się tak budzić-stwierdził, odgarniając z jej twarzy kasztanowe kosmyki.
-Myślę... że... mogę... to... rozważyć-zaśmiała się, między pocałunkami. Draco nie pamiętał kiedy ostatnio tak dobrze spał. Od dawna nie czuł czegoś takiego. Teraz był pewny, że wreszcie jest na swoim miejscu.
Leżał obok niej, miłości swojego życia, w piękny, sobotni poranek, przykryty jedynie prześcieradłem.
-Ale muszę załatwić parę rzeczy z Harry'm i Ronem. Poza tym obiecałam Fleur, że pomogę jej z...
-No nie...-jęknął, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągając. -W takim razie, będę musiał trzymać cię tu siłą-powiedział z niezadowoleniem.
-Mówię poważnie-zaśmiała się, kiedy pocałował ją w czoło. -Mam mnóstwo rzeczy do roboty i chociaż bardzo chciałabym tu zostać...-jej usta zostały zatkane kolejnym, słodkim całusem. -...to powinnam zejść na dół, zanim ktoś zorientuje się, że ze sobą spaliśmy-dokończyła z cichym westchnięciem.
-Więc to oto chodzi-uśmiechnął się krzywo, patrząc na nią z rozczarowaniem. -To dla ciebie nic nie znaczyło-dodał, dopiero po chwili rozumiejąc co tak naprawdę wydarzyło się w nocy. -Dalej będziesz z Ronem i nie zrezygnujesz z wycieczki po coś, co zniszczy samego Sama-Wiesz-Kogo.
Choć Hermiona posiadała ogromny zasób wiedzy, chyba zbyt często zapominała o inteligencji Ślizgona.
-To nie tak-powiedziała z rezygnacją. Odsunęła się od niego, opadając na drugą połowę łóżka. -Nie mogę ich zostawić. Zrozum, Draco, to dla mnie naprawdę bardzo ważne-poprosiła go cicho. -A co do Rona... będę musiała z nim porozmawiać-westchnęła, dopiero po chwili patrząc w stalowoszare tęczówki przyglądającego się jej chłopaka.
Ten jednak, odwrócił wzrok, wlepiając go w sufit. Był najzwyczajniej w świecie obrażony.
-Draco mi też nie jest łatwo ale wiem co chcę zrobić i ... gdybym mogła mieć w tobie wsparcie... Potrzebuję cię-wyznała, podciągając się na łokciach. -Proszę, nie bądź na mnie zły.
Przez dłuższą chwilę milczał, zastanawiając się nad jej słowami. Jak odpowiedzieć na prośbę, której po prostu nie chce się wykonać?
Zwlókł się z łóżka, zaczynając zbierać z podłogi swoje ubrania.
-Miałaś rację, powinnaś iść do Fleur. Czeka na twoją pomoc, a Harry i Ron-imię rudzielca wymówił z niepohamowaną złością. -Z pewnością na ciebie czekają-dodał zdobywając się na delikatny uśmiech. -Powinienem iść-dodał szybko. Udawał, że dopiero co odbyta między nimi rozmowa nigdy nie istniała.
-Draco...-zaczęła dziewczyna, jednak on nie mógł jej słuchać. Szybko zapinał guziki swojej koszuli, nerwowo przygryzając dolną wargę. Starał się udawać, że nie widzi łez w jej oczach.
Wiedział, że po raz kolejny ją zawodzi, ale po prostu nie potrafił pogodzić się z myślą, że zamierza ruszyć na dalszą, śmiertelnie niebezpieczną wyprawę. Już po chwili dopadł do drzwi, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy jego ręka dotknęła klamki. To sumienie. Przecież nie mógł jej tak potraktować. Odwrócił się, gotów zmierzyć się z jej zapłakaną twarzą.
-Kocham cię-powiedział całkiem poważnie. -Dlatego nie potrafię, nie być na ciebie zły-wyjaśnił chłodno. -Ciągle mam wrażenie, że tylko mi na tobie zależy.
Dziewczyna pokiwała głową i wstała z łóżka, owinąwszy się jedynie białym prześcieradłem. Podeszła do niego i dotknęła dłonią jego policzka, jednak on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Wpatrywał się w nią swoimi chłodnymi, obojętnymi oczami, nieświadomie zadając jej jeszcze większy ból.
-Będąc z Harry'm i Ronem... Draco ja jestem szczęśliwa, to są moi przyjaciele. Błagam nie każ mi wybierać...
-A pomyślałaś kiedyś o tym, że ja też chcę być szczęśliwy?-spytał, nie mogąc pozbyć się wyrzutu. -Nie każę ci wybierać. Nie musisz tu zostawać i być ze mną-wyjaśnił z powagą. -Ja tylko chcę, żebyś była bezpieczna.
To mówiąc, odwrócił się i już nie spoglądając za siebie, wyszedł z pokoju zostawiając w nim dziewczynę.
***
-Cześć Pansy-wszedł do sypialni swojej przyjaciółki, z rezygnacją opadając na fotel obok jej łóżka. Ślizgonka siedziała na nim z podciągniętymi pod brodę nogami, tępo wpatrując się w znajdującą naprzeciw ścianę. -Jak się czujesz?-spytał nawet nie oczekując odpowiedzi. Kiedy zapadło milczenie, wydał z siebie jedynie ciche westchnięcie.
Przez dłuższy czas wpatrywał się w nią, zastanawiając nad okropnościami, które musiały jej się przytrafić. Co takiego wstrząsnęło ją do tego stopnia by całkiem zamknęła się w sobie, nie reagując na żadne bodźce?
Gdzie podziała się jej błyskotliwość, pewność siebie, pogoda ducha? Gdzie była teraz prawdziwa Pansy?
-Gdyby przytrafiłoby ci się to parę miesięcy temu, z pewnością pozwoliłbym ci na coś takiego. Patrzyłbym na ciebie, usiłując wierzyć, że potrzebujesz czasu. Ale teraz... potrzebuję cię i nie mogę pozwolić ci odejść-powiedział cicho. -Ostatnie wydarzenie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jestem strasznym egoistą więc... nieważne ile będzie cię kosztować powrót do dawnej siebie, zrobię wszytko abyś wróciła-oznajmił z determinacją. Usiadł obok niej na łóżku, ujmując jej wychudzoną twarz w dłonie.
Widział przerażenie w jej oczach, spowodowane jego bliskością, to jak mimowolnie drgnęła kiedy jej dotknął. Sprawiała wrażenie zwierzyny przypartej do muru, szykującej się na szybką i bezbolesną śmierć.
-Merlinie-westchnął, patrząc na nią z szczerą troską. -Nic ci nie zrobię, jesteś bezpieczna-zapewnił, mocno ją przytulając. Gładził jej wyniszczone, ciemne włosy, przysięgając sobie w duchu, że znajdzie tego, który tak bardzo ją skrzywdził. Po chwili poczuł na swojej koszuli coś mokrego. Odsunął ją od siebie, patrząc na parę łez spływających po jej zapadłych policzkach.
-Pansy...-szepnął cicho, uświadamiając sobie, że wreszcie okazała jakieś emocje. Dziewczyna spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczami, dając mu do zrozumienia, że go słucha.
-Musisz mi opowiedzieć-oznajmił, widząc narastającą w niej panikę. -Chcę ci pomóc i zrobię to, obiecuję ale...
-Gdzie Blaise?-spytała cicho, niemal niedosłyszalnie.
Blondyn zamilkł, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech.
-Wiem, że to mój problem ale jak mam mu napisać, że znalazłem cię całkiem wyniszczoną przez JEGO decyzję?-spytał bez skrupułów. Dziewczyna spuściła wzrok, a kolejne łzy spłynęły po jej bladej twarzy.
-Zgadłem, prawda?-spytał, sam podziwiając się za swoją inteligencję. -Blaise radził ci żebyś wyjechała z kraju, a ty się zgodziłaś. Chciałaś jednak wziąć parę rzeczy z domu, a ojciec, z którym nie żyłaś w zbyt dobrych relacjach wściekł się kiedy cię zobaczył. Stamtąd, nie wiem jak, trafiłaś do Malfoy Manor, gdzie w lochach siedziałaś od samych świąt, czyż nie? Trwające przez miesiące tortury, pozbywanie nadziei...
Milczała, jedynie delikatnie kiwając głową.
Chłopak zacisnął zęby, mimowolnie przeklinając w myślach przyjaciela.
-On cie szuka. I lepiej niech tak zostanie przynajmniej do czasu aż będziesz w lepszym stanie-zwrócił się do niej, patrząc na nią błagalnie. Ostatnio miał nieco zbyt dużo nieprzyjemnych doświadczeń, by znosić jeszcze obwiniającego się przyjaciela.
Pansy ponownie skinęła głową, ciężko opadając na poduszki. Przymknęła oczy, pozwalając by nowe łzy wypłynęły spod jej zaciśniętych powiek.
Czuł nieco wyrzuty sumienia, że odbiera jej Blaise'a w tak ważnej chwili, ale był już nieco innym człowiekiem. Czuł jak mu odbija, jak czasem sam zapomina kim jest, a przede wszystkim, kim być powinien.