wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 33 - Wartość samotnego życia

Stukot rozbijanych o ziemię kropel deszczu co jakiś czas przerwały potężne grzmoty ściąganych przez morze błyskawic. Mrok jaki przyniosła ze sobą ta noc, był bardziej przygnębiający niż kiedykolwiek wcześniej.
Gałęzie drzew spadały, odłamywane przez wyjątkowo silny wiatr. 
Oni nie zwracali jednak na to uwagi. Mimo niebezpieczeństwa jaki niósł ze sobą potężny sztorm, stali u szczytu urwiska, w milczeniu obserwując wysokie, rozbijające się o skały fale. 
To było jak pożegnanie. Jak minuta ciszy dla zbyt wcześnie zmarłego przyjaciela. Niebo zdawało się płakać razem z nimi, bo choć na zewnątrz wydawali się obojętni, w środku umierali z rozpaczy. 
To, że Teodor odszedł na zawsze, w nikim nie budziło wątpliwości, bo choć nie mogli otrząsnąć się z szoku, doskonale wiedzieli, że nie miał szans na przeżycie. 
Po tym jak Blaise stanowczo zabronił jakiejkolwiek zemsty na Śmierciożercach, wspólnie z Draconem przepędził ich do Malfoy Manor, gdzie znajdowała się ich obecna twierdza. Dawny dom młodego Malfoy'a zmienił się w przystań dla brutalnych morderców. Czy może być coś bardziej przygnębiającego niż taka świadomość? Podczas ucieczki, zwolennicy Czarnego Pana zabrali ze sobą Lucjusza, który pozbawiony świadomości, nie mógł nawet protestować. 
Dracon czuł, że stracił już wszystko. Każdy, choćby najmniej liczący się element jego życia, był mu brutalnie odbierany, pozostawiając po sobie co raz głębszą ranę. Czy naprawdę o to chodziło? By na końcu tej tragedii stał u szczytu urwiska i z otępieniem wpatrywał się w rozszalały żywioł?
Nie... to tylko kolejna próba, kolejna walka, która kończy się porażką.
-Po każdej burzy wychodzi słońce, tak?-spytał, a w jego oczach mimowolnie zalśniły łzy. Czuł, że jeszcze chwila, a popłacze się jak małe dziecko, upadając przed całym światem na kolana. -Już w to nie wierzę-stwierdził z goryczą. Przymknął oczy i mocno zacisnął zęby. -To koniec, Blaise. Ja się poddaję. 
-Nie, to jeszcze nie koniec-zaprzeczył Blaise. -Damy radę...-zaczął, sam nie wierząc w własne słowa. Dopiero po chwili całkowicie się rozsypał. Usiadł na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach. 
-Dołączyłem do Śmierciożerców, żeby was chronić! Taki był mój cel! Byliśmy żałośni, Draco! Pozwoliliśmy umrzeć naszemu przyjacielowi! Gdyby nie...
-Jeżeli mamy szukać tu czyjejś winy, to tylko ja ponoszę odpowiedzialność za tą śmierć-przyznał cicho blondyn. -Ja zacząłem się kłócić. Ja chciałem wrócić do Londynu, ja wypowiedziałem Jego imię. Ja zabrałem Teodorowi różdżkę-powiedział drążącym głosem. -Tak strasznie mi przykro, Blaise-powiedział, unosząc twarz w chmury, pozwalając by zimne krople deszczu moczyły jego twarz. 
Zamilkł, wpatrując się w ciemne niebo. Czy Teodor już tam był?

                                                                             *** 

Wraz z rankiem, ustała burza. Wyszło jasne i promienne słońce, które  oświetlało wymęczone twarze chłopców. Jednak z rankiem nie zniknęły smutki. W ich sercach pozostał mrok i ból, którego wcześniej nigdy nie czuli. To była porażka i jeżeli wcześniej myśleli tak o jakiejś sprawie, teraz wydawała im się ona śmieszna. Ich przyjaźń nie przetrwała wojny, ONI nie przetrwali wojny.
-Trzeba będzie go pochować-mruknął Blaise, nie odrywając wzroku od uspokajającego się morza. Całą noc siedzieli w jednym miejscu, nie odzywając się do siebie nawet słowem.
-Naprawdę myślisz, że znajdziemy ciało?-spytał wypranym z emocji głosem. -Fale dawno je porwały. Nie mamy szans-dodał, a te słowa wystarczyły Blaise'owi, by utwierdzić się w tych przekonaniach.
-Mimo wszystko musimy jakoś uczcić jego pamięć-powiedział ze smutkiem. -Jesteśmy mu to winni.
Draco pokiwał głową, wiedząc, że żadne słowo nie przejdzie mu przez gardło. Mieli razem przetrwać wojnę, mieli wspólnie cieszyć się ze zwycięstwa. Żadne mowy pożegnalne nawet przez chwilę nie pojawiły się w jego umyśle.

Razem z Blaise'm udali się do lasu, gdzie znaleźli najgrubsze i najdorodniejsze drzewo. Delikatne liście wierzby powiewały na wietrze niosąc ze sobą cichy szum.
Draco przymknął oczy, starając jakoś się wyciszyć. Dopiero po chwili, kiedy uświadomił sobie, że bolesne krzyki w jego głowie nie ustaną, wyciągnął różdżkę Teodora i podszedł z nią do drzewa.
-Nie mam pojęcia jak się do tego zabrać-wyznał, zwracając się w stronę Blaise'a.
Brunet, choć był na wielu pogrzebach ginących w tajemniczych okolicznościach partnerów swojej matki, również nie wiedział co powinni zrobić. Nasłuchał się w swoim życiu naprawdę wielu pięknych mów pożegnalnych, którymi żegnało się dobrych, zasłużonych ludzi.
Teraz żadne słowo nie przychodziło mu do głowy. Teodor był mądrym, inteligentnym i błyskotliwym człowiekiem. Zachowywał trzeźwość umysłu w najbardziej krytycznych sytuacjach. Potrafił kochać i dobrze wybierać i choć znalazłoby się wiele dobrych zasług, które można byłoby wymienić w tym momencie, każde pożegnanie zdawało im się zbyt żałosne.
Draco westchnął, po czym przełamał różdżkę Teodora na pół. Położył ją w dziupli drzewa, wpatrując się w nią w milczeniu. To był koniec. Definitywne pożegnanie.
-Nie pozwolimy by twoja śmierć poszła na marne, Teodorze-szepnął, po czym odszedł, ciągnąc za sobą Blaise'a.

                                                                           ***

-Co teraz?-spytał Blaise, grzebiąc patykiem, w rozżarzonych węglach dopiero co zgaszonego ogniska.
-Jak to co?-Draco zdawał się nie rozumieć.
-Nie będę siedział w tym lesie. Nie po tym, co się stało-mruknął cicho.
Blondyn prychnął pod nosem, patrząc na przyjaciela z politowaniem. Wcześniej nie był taki skory do powrotu.
-Chcesz wrócić do Londynu?-spytał, unosząc w górę jedną brew. -Tak po prostu?
-Nie... Muszę odnaleźć, Pansy. Odkąd wyjechała, nie dała znaku życia. Czas zająć się tą sprawą- wyjaśnił, nie odrywając wzroku od ogniska.
-Więc nasze drogi się rozchodzą-stwierdził beznamiętnie blondyn. Nie czuł potrzeby poinformowania przyjaciela, że właśnie czuje się jakby został zmieszany z błotem.
Blaise skinął głową, mocno zaciskając zęby. W końcu jemu też było ciężko. Chęć odnalezienia ukochanej stanowiła dla niego jednak priorytet.
-A co ty zrobisz?-spytał w końcu, napotykając stalowoszare spojrzenie przyjaciela.
-A ja wrócę do Londynu-stwierdził ponuro Malfoy. -Mieszkanie na Nokturnie dawno nie było odkurzane-zauważył, na co mocno ścisnęło się jego serce. Czyż to nie tam, na mrocznej, londyńskiej ulicy wszystko się zaczęło?
Blaise wstał, spoglądając z góry na przyjaciela.
-W takim razie powodzenia, Draco-powiedział, szczerze życząc mu szczęścia. -Napisz do mnie kiedyś-poprosił poważnie.
Blondyn westchnął, po czym wstał, patrząc na bruneta ze smutkiem.
-Wypatruj mojej sowy-poradził, posyłając mu delikatny uśmiech. Blaise pokiwał głową, po czym uścisnął go na pożegnanie. Nie wiedzieć czemu, obydwoje czuli, że następne spotkanie już nie nastąpi.
Odsunęli się od siebie, po czym w tym samym momencie teleportowali się, pozostawiając po sobie jedynie głuchy trzask.

                                                                               ***


Mrok, który ogarniał ulicę Śmiertelnego Nokturnu dopiero teraz oddawał ten w sercu młodego chłopaka. Jego rówieśnicy uważani byli za dzieci. Rodzice opiekowali się nimi, pilnując by w okresie dorastania nie zbłądziły i nie obrały złej ścieżki. Gdzie był jego opiekun? Gdzie podział się jego anioł stróż?
Szedł powoli, nigdzie się nie śpiesząc. Nie obchodził go fakt, że napotkanie Śmierciożercy oznaczało dla niego śmierć. Nie liczył się z faktem, że po paru miesiącach nieobecności, nie miał pojęcia o żadnych zmianach jakie zaszły  w Londynie.
Po prostu szedł, z niezadowoleniem stwierdzając, że w Anglii jest zdecydowanie zbyt deszczowo.
Ostatnio czuł się tak zaraz po śmierci matki. Teraz było zupełnie tak samo. Po raz kolejny kogoś zawiódł. Znowu kogoś nie uratował, pozwolił na jego śmierć. To już kolejna sytuacja, w której pozostał zdany na siebie.
Kamienica, w której znajdowało się ich wspólne mieszkanie nie zmieniła się ani trochę. Dalej wiała grozą, mrokiem i niebezpieczeństwem. Powoli wdrapał się po schodach, na piętro, gdzie niegdyś znajdował się ich azyl. Teraz, było to jak najgorszy ból, jak dręczące go wspomnienia.
Kiedy tylko stanął w holu, mieszkania, poczuł jak coś boleśnie uciska go w sercu.
Był sam. Nie miał już zupełnie nikogo. Odeszli przyjaciele, odeszła rodzina, stracił Hermionę...
Zamyślił się, stwierdzając, że niczego nie potrzebuje teraz bardziej niż bliskości tej kochanej Gryfonki. Ile by dał, by móc choć przez chwilę z nią porozmawiać.
Wszedł do środka, odnajdując wzrokiem zakurzoną i zniszczoną kanapę. Opadł na nią, wydając z siebie pełne zrezygnowania westchnięcie. Wiedział, że nie może się rozklejać. W ostatnim czasie dał zbyt wielki upust swoim emocjom. Teraz jednak, miał wątpliwości, czy przyjdzie dzień, w którym to wszystko przestanie być takie trudne. Czy zapomni? Czy przestanie boleć? Czy uśmiechnie się, jednocześnie nie czując w piersi przeszywającego bólu?

Przeszedł się po mieszkaniu, badając każdy jego kawałek. Nie miał wątpliwości, że odkąd wyjechali, nikt tam nie wchodził. Usiadł przy starym biurku, po czym położył na nim głowę, ciężko oddychając.
Nie umiał się uspokoić. Uniósł pięść i mocno walnął nią w drewniany blat.
Mebel zachwiał się, a jego szuflada delikatnie się rozsunęła. Pchnięty impulsem chłopak otworzył ją, ze zdziwieniem znajdując zwinięty pergamin. Poznał go od razu.
To było jak kolejny, niesamowicie bolesny cios. List. List Teodora, napisany jeszcze w wakacje przed szóstym rokiem nauki w Hogwarcie...

-Daj im to, kiedy zginę... 
-Hej, stary, sam im to powiesz po wojnie. 

Nie powie. Draco przejechał dłonią po twarzy, uświadamiając sobie, że ma teraz kolejną misję do wykonania. Teodor zlecił mu zdanie, którego nie miał serca nie wykonać.
Wcisnął kartkę do kieszeni, obiecując sobie, że zajmie się tym kiedy tylko będzie mógł.

                                                                            ***

Stał przed domem, a może raczej ruiną, którą jacyś ludzie śmiali nazwać domem. Powykrzywiany we wszystkie strony, z odpadającymi dachówkami,  obdrapaną farbą i ledwo trzymającymi się okiennicami.
Przeszedł przez furtkę, po czym ruszył w stronę drzwi, do których bez chwili zawahania zapukał.
-Kto tam?-ciepły, jednak trochę drżący głos dobiegł go zza drugiej strony. Mimowolnie się uśmiechnął. Czy ci ludzie w ogóle nie dbali o bezpieczeństwo? Gdyby chciał, rozwaliłby całą tą "chatkę" jednym zaklęciem.
-Ktoś raczej mało pożądany-stwierdził, swoim typowym, obojętnym głosem.
Cisza. Przestraszył ją i to nie na żarty. Dopiero po chwili otworzył mu rudowłosy, wysoki mężczyzna, który zapewne wyręczył swoją osłupiałą z przerażenia żonę.
-Trzeba mieć tupet, żeby tu przyjść-stwierdził, mierząc go chłodnym spojrzeniem. -Radzę ci stąd odejść, Zakon Feniksa jest już w drodze-poinformował go spokojnie. Chłopak spojrzał na trzymaną w ręce mężczyzny różdżkę. Jak nisko trzeba upaść, żeby nie zorientować się w momencie kiedy ją wyciągnął?
-I właśnie nadszedł taki moment, w którym nie mam pojęcia co powiedzieć-mruknął, patrząc na parę rudzielców z zrezygnowaniem. -Jeżeli powiem, że chcę się zaciągnąć do waszej drużyny to mam szansę się do niej dostać?
Zarówno mężczyzna jak i kobieta wytrzeszczyli na niego oczy.
-Tamta strona stała się już niekorzystna co?-zakpił rudy mężczyzna.
-Czy pan naprawdę myśli, że szesnastolatek wybrałby taką drogę z własnej woli i miałby z tego radochę?-spytał z zażenowaniem chłopak.
-A więc co się stało, że dopiero teraz stoisz u moich drzwi?-spytał mężczyzna, przyglądając mu się z nieprzekonaniem.
-Sam nie wiem. Może dorosłem, a może po prostu straciłem już wszystko i łudzę się, że tym sposobem choć w części odzyskam dawne życie?-spytał szczerze. -Mogę wejść?
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, jednak w końcu zdecydował się wpuścić go do środka. Razem z żoną poprowadził go w głąb domu, gdzie panował istny chaos. Chaotyczna, pełna bałaganu Nora różniła się od eleganckiego i przerażającego Malfoy Manor.

                                                                         ***

Siedział przy stole, w kuchni Weasleyów, w milczeniu przyglądając się reakcji Zakonu Feniksa. Właśnie zastanawiali się nad przyjęciem go do swojego stowarzyszenia. Nie ufali mu i żywili do niego urazę.
Malfoy zdawał się tym jednak zupełnie nieprzejęty. Spokojnie siedział i czekał, gotów przyjąć każdy werdykt.
-Czy byłbyś wstanie zostać naszym podwójnym agentem?-spytał po dłuższej naradzie Remus Lupin.
-To raczej nie wchodzi w grę-mruknął ponuro chłopak. -Zabiją mnie, kiedy tylko mnie znajdą.
-Co się stało?-spytał pan Weasley, zdziwiony relacjami między Śmierciożercami a młodym Malfoyem. Był pewien, że Draco miał dobre stanowisko wśród zgrai Voldemorta.
-Po tym co stało się w Hogwarcie...-zaczął cicho.
-Masz na myśli chwilę, w której zginął Dumbeldore?-spytała pani Weasley. Chłopak skinął głową, ostrożnie dobierając słowa.
-Razem z przyjaciółmi skonstruowałem szafkę, mającą za zadanie wpuścić Śmierciożerców do Hogwartu. Pracowaliśmy nad tym cały rok i...-urwał, widząc zniechęcone spojrzenia członków Zakonu. Potrzebował chwili by z powrotem wziąć się w garść. -...i udało nam się-dokończył z powagą. -To nie tak, że się do tego pisaliśmy, to była taka misja, w której miał sprawdzić czy warto zostawić nas przy życiu. Musicie wiedzieć, że gdyby chodziło tylko o mnie, nigdy nie doszłoby do tej tragedii. Ale ja miałem przy sobie jeszcze rodzinę i przyjaciół, dla których po prostu musiałem żyć-wytłumaczył szybko. -Nie zamierzaliśmy jednak dalej pozostawać w łaskach Czarnego Pana, szczególnie po zaszłych między nami incydentach. Uciekliśmy z Hogwartu i żyliśmy w lesie przez ostatnie miesiące.
Zapadło milczenie, w którym każdy z siedzących przy stole zastanawiał się nad jego słowami. To co wyznał było bardzo istotne.
-Gdzie są teraz twoi przyjaciele?-spytał Artur Weasley, bacznie mu się przyglądając.
-Nasze drogi się rozeszły-wyjaśnił szybko, a sposób w jaki odwrócił wzrok, mówił sam za siebie.
Pani Weasley, mądra i wrażliwa kobieta, wydała z siebie ciche westchnięcie. Było jej żal chłopaka. W jego podkrążonych oczach panowała pustka. Wyraźnie schudł, a na jego twarzy malowała się prawdziwe zmęczenie. Potrzebował odpoczynku, opieki, chwili wytchnienia. Kogoś, kto choć przez chwilę by się nim zaopiekował.
-Możemy ci ufać?-spytała, patrząc w jego stalowoszare oczy. Chłopak skinął głową, a szczerość, która zastąpiła dotychczasową, zimną obojętność, uświadomiła ją o jego prawdomówności.
Pani Weasley westchnęła, po czym spojrzała z rezygnacją na swojego męża i Remusa Lupina.
-Przedyskutujemy to z resztą członków. Póki co, możesz się tu zatrzymać-stwierdził Artur, patrząc na chłopaka z współczuciem. Owszem, Malfoy nie raz postąpił niebywale paskudnie, ale teraz zdawał się być tylko cieniem dawnego człowieka. To już nie był dawny, nieuprzejmy Ślizgon. Teraz był nieszczęśliwym, zmęczonym i zrezygnowanym chłopcem.
-Dziękuję. Mam swoje mieszkanie na Nokturnie-mruknął, mimo wszystko wdzięczny za propozycję.
-Och, daj spokój. Lada chwila wrócą tu dzieciaki. Wiem, że nie masz dobrych relacji z Harrym, Ronem czy Hermioną, ale chyba powinieneś im nieco wytłumaczyć-nalegał Artur, przenikając go swoim uważnym wzrokiem.
-Wiem, że należą im się przeprosiny i tak dalej, ale to chyba nienajlepszy pomysł-powiedział, wstając z krzesła.

-Jaki pomysł?-głos Pottera za jego plecami przyprawił go o nieprzyjemny dreszcz na plecach. Odwrócił się, napotykając spojrzenie samego Wybrańca. Zielone oczy Harry'ego rozszerzyły się do maksymalnych rozmiarów. -M-Malfoy?-wyjąkał, z szokiem podziwiając zmianę jaka zaszła w chłopaku.
Był dużo chudszy. Teraz z pewnością mógłby policzyć sobie wszystkie żebra. Nie głodowali podczas pobytu w Albanii, ale zdecydowanie jedli dużo mniej, a dodatkowy, ciężki wysiłek fizyczny miał w tym udział. Skutek nieprzespanych nocy widniał na jego jeszcze bledszej niż zwykle twarzy, a puste, stalowoszare oczy bez wyrazu z pewnością przeraziły by niejednego.
Wzrok Malfoya nie był jednak utkwiony w zszokowanym Wybrańcu. Przyglądał się raczej brązowowłosej dziewczynie, która stała tuż za przyjacielem, ściskając rękę rudowłosego Rona.
Ona również była  w szoku. Nie spodziewała się go tu zobaczyć.
-Co on tu robi?-Ron otrząsnął się, wyciągając  w stronę chłopaka różdżkę.
-Ron uspokój się! W tym momencie odłóż ten patyk!-Molly Weasley spojrzała na niego z wściekłością. -Draco przez chwilę u nas zamieszka...
-Mówiłem już, że mam mieszkanie na...-zaczął, jednak ona nie zamierzała brać jego decyzji pod uwagę.
-... Ja i ojciec tak zadecydowaliśmy. Proszę was, nie kłóćcie się i zachowujcie jak dorośli.

Draco w milczeniu obserwował reakcję Hermiony, która zdawała się być bardzo zdziwiona.
-Zjesz coś, kochanie?-spytała pani Weasley, zwracając się do niego z bardzo uprzejmym wyrazem twarzy.
-Nie dziękuję, nie jestem głodny-odparł, a ona nie zamierzała na niego naciskać. -Ron pokaż mu pokój-poprosiła, patrząc na syna ostrzegawczo.

                                                                           ***

Powędrował ledwo trzymającymi się schodami, zmierzając w stronę sypialni, którą wskazał mu niezbyt zadowolony Ronald.
Wszedł do środka, bez chwili namysłu rzucając się na znajdujące się w rogu pomieszczenia łóżko. To, że znajdował się w domu znienawidzonych zdrajców krwi wydawało mu się strasznie śmieszne.
-Merlinie, jestem żałosny-stwierdził, przejeżdżając dłonią po twarzy. Odetchnął głęboko, próbując zregenerować siły. Przymknął oczy, chcąc jakoś się zrelaksować.
-Rozpakowałeś się już?-zimny ton Wybrańca tuż nad jego twarzą, zdecydowanie otrzeźwił mu umysł.
-Potter-otworzył oczy, patrząc na dwóch, stojących w pokoju Gryfonów.
-Co znowu knujesz, Malfoy?-wycedził wściekły Ron. -Jeżeli myślisz, że odpuścimy ci bo moi rodzice...
-Nic sobie nie myślę. Błagam nie doszukujcie się tu jakiś wrednych intryg. Najzwyczajniej w świecie przechodzę na tą dobrą stronę-wyjaśnił z zażenowaniem. -Możemy na chwilę zakopać topór wojenny?
-Czy ty naprawdę myślisz, że ci uwierzymy?! -Wybraniec kipiał ze złości. -Po tym jak mnie pobiłeś?! Jak twój głupi przyjaciel oszołomił mnie i...
-Po pierwsze-Ślizgon zerwał się z łóżka, mocno zaciskając zęby. -Ja byłem po tej walce w dużo gorszym stanie niż ty, a po drugie... nie waż się więcej wspominać o moich przyjaciołach.
Wybraniec prychnął ze złości, mocno szturchając go w ramię.
-Walczę o to w co wierzę i o to co jest dla mnie ważne. Nie skrzywdzisz ani mnie, ani moich przyjaciół, ani państwa Weasley więc dobrze ci radzę...
Nie wytrzymał. Musiał na kimś się wyżyć. Bez chwili namysłu uniósł dłoń i mocno przywalił Wybrańcowi w twarz.
-Z całym szacunkiem, Potter ale nie jesteś dla mnie kimś, kogo rady byłyby dla mnie ważne. Nie jesteś dla mnie autorytetem i sam masz wiele na sumieniu więc błagam nie rób ze mnie takiego potwora. Naprawdę myślisz, że nie mam co robić tylko was dręczyć?-spytał ze złością, obserwując jak Harry rozciera swój obolały policzek. -Przepraszam. Szczerze przepraszam za nasze kłótnie i za to że was obrażałem, bo wiem że nie raz zachowałem się jak kretyn. I wiem, że mogłem to zrobić zanim ci przywaliłem, ale nie mogłem się powstrzymać-wyciągnął rękę w stronę Wybrańca, w pełni gotów na jego odrzucenie. Wszystko było już mu obojętne. Nie sądził, że znajdzie się na tym świecie jeszcze coś, co tak bardzo mogłoby go zaboleć.
Ku jego zdziwieniu, ręki nie uścisnął mu Wybraniec, a Ron, który z powagą wpatrywał się w jego stalowoszare tęczówki.
-Nie popsuj tego, Malfoy-warknął, mimo wszystko się z nim godząc. Po chwili puścił go i wyszedł z pokoju, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.

                                                                            ***

Zapadła noc. Kolejna, ciężka noc, podczas której nie mógł zasnąć. Owszem, był bardzo zmęczony, ale oddanie się w krainę koszmarów wydawało mu się absurdalne w jego sytuacji. Był wystarczająco niezrównoważony bez nocnych lęków.
Leżał na swoim nowym łóżku, z otępieniem wpatrując się w sufit. Myśli o tym, co tak właściwie się dzieje, wydały mu się męczące, ale mimo wszystko nie mógł odpędzić od siebie wizji umierającego Teodora. Czuł, że już nigdy się nie podniesie. Że przegrał swoje życie razem z chwilą, kiedy pozwolił przyjacielowi spaść z urwiska.
-Draco?-głos. Cichy, delikatny i łagodny głos, sprawił, że zaczął zastanawiać się czy nie śni. Kto wie, może tej nocy opuściły go koszmary?
Po chwili ujrzał nachylającą się nad nim dziewczynę, która z zatroskaniem przysiadła na skraju jego łóżka.
Milczała, bo najwyraźniej nie miała pojęcia co powinna powiedzieć.
-Cześć-przywitał się, posyłając w jej stronę delikatny i bardzo ponury uśmiech. Podniósł się do pozycji siedzącej, spoglądając prosto w jej zmartwione, czekoladowe oczy.
Milczała. Myślała o tym, jak wyglądało ich ostatnie spotkanie. O miesiącach rozłąki, podczas których związała się z Ronem... Myślała o tym, ze straciła go bezpowrotnie i żadne słowa tego nie zmienią.
-Dawno cię nie widziałam-zauważyła, mówiąc szeptem.
-Miałem parę spraw do załatwienia-wyjaśnił wymijająco.
-Masz na myśli to jak stchórzyłeś zaraz po tym jak uciekłeś z Hogwartu, przyczyniając się do śmierci Dumbeldore'a? Co robiłeś? Opalałeś się na Bahamach?
-Albanii-poprawił ją, mrużąc gniewnie oczy. -Uwierz mi to nie były wakacje...
-Czyżby?-zaśmiała się z ironią. -A co takiego się stało? Siedzieliście przy ognisku i popijaliście whisky podczas gdy my naprawdę walczymy. Mimo iż, starała patrzeć na to wszystko obiektywnie, nie mogła wybaczyć mu tego jak odszedł.

Przesadziła. Miał dość ludzi, którzy oceniali go, nic o nim nie wiedząc.
-Teodor nie żyje-wypalił, z mściwą satysfakcją obserwując jej reakcję. Dopiero po chwili spuścił wzrok, bo jego też zabolały te słowa.
Dziewczyna zdawała się być kompletnie zszokowana.
-Ale wiesz... Masz rację. Siedziałem przy ognisku i popijałem whisky, bo taki już jestem. To jest mój sposób na życie. Przestań wytykać mi moje błędy, bo mnie nie wychowasz. Nie zmienisz mnie i nie wyciągniesz ze mnie tego bezinteresownego dobra, bo go we mnie nie ma!-zabijał ją wzrokiem, podczas gdy w jej oczach zalśniły łzy.
-Przepraszam-szepnęła drżącym głosem. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć w jego przepełnione złością oczy. -Merlinie, Draco, tak bardzo mi przykro-wyznała, bez wahania rzucając mu się w ramiona.

Poczuł jej bliskość, cudowny zapach, łzy na koszuli. Dlaczego płakała? Czy nie była to przypadkiem dziewczyna, która przez jego osobę wycierpiała już zbyt wiele? Czy nie powinna go nienawidzić?
O to właśnie chodziło. Ten kto kocha, zostaje. Mimo wszystko.
Może to dlatego miłość nazywana jest chorobą? Bo kiedy przychodzi taki moment kiedy cierpisz, nie potrafisz przestać kochać.
-To ja przepraszam-szepnął, przygarniając ją do siebie. -Wiele moich decyzji... Powinienem dołączyć do was już dawno temu-westchnął, unosząc jej podbródek do góry. Otarł łzy z jej policzków, po czym zdobył się na słaby uśmiech.
-Brakowało mi ciebie-wyznała, czując jak w jej sercu coś umiera. Miesiące bycia razem z Ronem stały się zupełnie nieważne. Liczył się tylko Draco. Po tym co zrobił, dokładnie taki, jaki był.
-Tak, ja też tęskniłem-przyznał, wiedząc, że wraz z jej bliskością znikają złe uczucia.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? Możesz w każdej chwili porozmawiać o tym co się wydarzyło...
-Nie trzeba. Radzę sobie-przerwał jej, a jego oczy momentalnie posmutniały. Nie był gotowy mówić o śmierci Teodora.
-Nie rób tego, Draco-poprosiła, łapiąc go za dłoń. -Wiem jak to jest, kiedy kogoś się traci-przyznała, na co on zmarszczył brwi. -To nie jest coś, co z dnia na dzień przemija. Potrzebujesz świadomości, że nie jesteś sam. Każdy potrzebuje. Dlatego nie izoluj się ode mnie. To co działo się po śmierci twojej matki... Nie chcę znowu cię takiego oglądać.
-Kogo straciłaś?-spytał, kiedy tylko skończyła mówić. Zupełnie tak, jakby reszta wypowiedzi zupełnie go nie interesowała.
-Wiesz... ja... ja coś zrobiłam. I ostatnio mam wątpliwości, czy było to właściwe-wyznała, spuszczając wzrok. Przyjrzał jej się z ciekawością.
-Chcesz o tym pogadać?-spytał, gładząc ją po ramieniu.
Przez dłuższy czas siedziała cicho, z uwagą wpatrując się w jego przepełnione ciekawością oczy. Czy po tym wszystkim mogła dalej mu ufać?
-Wyczyściłam pamięć moim rodzicom. Kazałam im wyjechać, a do tego wszystkiego zmodyfikowałam ich wspomnienia tak, by na nowo się kochali-powiedziała cicho. Po jej policzkach stoczyła się nowa fala łez.
-Dlaczego?-spytał, nie rozumiejąc.
-Bo się o nich martwię. Śmierciożercy mają na oku mnie i Harry'ego. Poza tym...-zacięła się, patrząc na niego z prawdziwym bólem. -Nie długo stąd wyjeżdżam.
-Co?-zdziwił się. Dokąd mogła jechać?
-Razem z Ronem i Harry'm. Dumbeldore powierzył nam misję i musimy ją wykonać.
-Co to takiego?-spytał, wyraźnie zaintrygowany.
-Nie mogę powiedzieć-widząc jego spojrzenie nieco się zirytowała. -Ty też nie mówiłeś mi o wszystkim.
-Może dlatego, że taka wiedza była niebezpieczna?-spytał niewzruszony jej atakiem.
-Więc wyobraź sobie, że Sam-Wiesz-Kto zabije cię jeżeli tylko dowie się , że masz o tym jakiekolwiek pojęcie-odparła zupełnie poważnie. Ze zdziwieniem spojrzał w jej oczy. Wystarczyło mu to, by wiedzieć, że nie kłamie.
-A więc nigdzie nie pojedziesz-stwierdził, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. -To niebezpieczne, Hermiona.
-Jestem mu to winna. Dumbeldore'owi. Poza tym, to może zakończyć wojnę. Wiemy jak Go zniszczyć, Draco!-oznajmiła, a jej czekoladowe oczy wypełniły się podekscytowaniem.
-Co? Nie. Nie możesz ruszać na jakąś misję. Jego nie da się zniszczyć! On cie zabije.  I nie jesteś nikomu nic winna-powiedział szybko.
-Ale ja już zdecydowałam. Poza tym, Dumbeldore dał nam wskazówki. Musimy dokończyć jego dzieło i zakończyć zło na tym świecie.
-Zło zawsze będzie. A Dumbeldore? Dał wam taką misję? Wiesz, powoli zaczynam się cieszyć, że jednak jest martwy.
-Jak możesz tak mówić?-oburzyła się, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-Ty i twoi przyjaciele idziecie na pewną śmierć! Jak Dumbeldore mógł od was wymagać czegoś takiego?
-Niektóre zwycięstwa wymagają poświęcenia. Oddanie życia za wolność to bohaterstwo. Poza tym... nikt nie umrze, jasne? To, że twój przyjaciel tak skończył, nie znaczy, że i my musimy podzielić jego los-oznajmiła spokojnie.
-Nie wierzę, że to mówisz-szepnął, patrząc na nią z niedowierzaniem. -Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz? Wojna pochłonęła już wystarczająco ofiar. Nie możesz...
-Twoim zdaniem powinnam siedzieć w tym domu i odpoczywać, podczas gdy inni walczą i zmierzają się z cierpieniem? Nie spocznę dopóki nie wygramy! No chyba, że masz na myśli to żebyśmy skapitulowali. Dlaczego nie pójdziesz i dobrowolnie nie oddasz się w ręce Śmierciożerców, Draco?

Westchnął, pocierając dłońmi skronie. Zawsze mieli odmienne zdania, ale teraz przechodziło to jego pojęcie. Czyżby zmienili się na tyle, by nie móc już normalnie rozmawiać?
-Mam na myśli to, że nie można robić tak bardzo nieprzemyślanych rzeczy-wyjaśnił spokojnie. -I daruj sobie ten zapał...
-To, że jestem zdeterminowana...
-Każdy jest zdeterminowany-przerwał jej ze złością. -Każdy pali się do walki, ma w głowie wizje wspaniałego zwycięstwa. Ale ty nigdy naprawdę nie walczyłaś. Nie masz pojęcia jak to jest. Na twoim miejscu siedziałbym w domu i ratował własne życie, zrobiłaś już wystarczająco dużo dla innych.
-A może ja chcę robić więcej?-podsunęła mu, zrywając się z łóżka. -Może ja nie uciekam? Może chcę być tutaj dla mojej rodziny, przyjaciół, znajomych? Pójdę z Harry'm i Ronem a ty mi tego nie zabronisz.
-Oczywiście, że nie-zaprzeczył smutno. -Obiecaj mi tylko jedno. Jak już będziesz na prawdziwej wojnie, a od śmierci będą dzielić cię sekundy... wspomnij moje słowa.



-------------------
No to mam nadzieję, że się Wam podobało ;) 
Chciałam bardzo podziękować za komentarze, bo ten blog, osiągnął rekordową ilość! Żaden wcześniejszy nie miał tylu komentarzy. Dziękuję Wam bardzo ;) 
Kolejny rozdział, mam nadzieję, dodam szybko. Przepraszam za błędy jeżeli tylko jakieś się pojawiły. Pozdrawiam i życzę miłego wieczorku. 













27 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się. Płakałam. Za dużo emocji jak na jeden dzień.. Piękny rozdział. Draco przeszedł na dobrą stronę, ale Miona 'wyjeżdża'. Mam nadzieję, że sobie poradzą. Tak samo Blaise. Musi znaleźć Pansy.. Czekam na następny rozdział. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział.
    Szkoda mi Teodora, ale chyba tak musiało być.
    Cieszę się, że Draco dołączył do Zakonu.
    Mam nadzieję, że Miona rozstanie się z Ronem...
    No i, że Draco i Hermiona będą razem już wkrótce.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny, nie wiem czy to nie jeden z najlepszych rozdziałów. Chapeau bas!
    Anta

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda wielka szkoda ze rozeszły sie drogi Blaisa i Draco, ale mam wielka nadzieje że znowu sie spotkają i ich przyjaźń przetrwa... Ciesze się ze Draco wybral zakon i mam nadzieje ze dogada się z Hermiona....
    Pozdrawiam i czekam na dalszą część :)

    OdpowiedzUsuń
  5. CUDOWNY ROZDZIAŁ, A KOŃCÓWKA NAJBARDZIEJ MI SIĘ SPODOBAŁA <3
    MAM NADZIEJĘ, ŻE BLAISE ODNAJDZIE PANSY, A ONI PÓŹNIEJ ODNAJDĄ DRACO I OCZYWIŚCIE CZEKAM NA NN :)

    ZAPRASZAM DO SIEBIE NA 1 ROZDZIAŁ http://pain-and-lovers.blogspot.com/ LICZĘ NA TWOJĄ OPINIĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie spodziewałam się myslam że ożywisz teodora a jednak. Szkoda oni są razem. Znaczy nie... tak słodko :3 ale miona nie umrze prawda?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaki piekny rozdzial ;* Płakałam od samego początku i nie mogę się uspokoić aż do teraz ;c Strasznie jestem zawiedziona tym, ze Hermiona tak szybko zapomniała o Draco i związała się z Ronem, ale coz... Dalej mam nadzieję ze będzie z Malfoy'em. Ostatni fragment mistrzowski <3 nie mam słów .... Wszystko jest tak cudownie napisane, ze nie ma się do czego przyczepić ;)
    Czekam na NN i pozdrawiam <33
    /Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja.. nie wiem co powiedzieć. Dawno nie czytałam tak dobrego rozdziału, który wzbudza tyle emocji... dużo się działo u ciebie, oj dużo, a ty te akcje doskonale poprowadziłaś. świetne były dialogi i... po takim rozdziale powinnaś dostać lepszy komentarz, ale obawiam się, że nie dam dzisiaj rady się wypowiedzieć jak powinnam to zrobić.
    Pozdrawiam
    Madi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś genialna. Po prostu. Najzwyczajniej w świecie, jesteś genialna.
    Takiego talentu to ja kobieto dawno nie widziałam. Nie wiem co powiedzieć. Na prawdę nie mam zielonego pojęcia. Ten rozdział takie spojrzenie na życie,czułam sie tak jakbym sie tam juz znalazła.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    Zapraszam na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com na nowy rozdział ;)


    OdpowiedzUsuń
  10. Ty wiesz co? Wiesz co? ... Nie - ja też nie... heh... no bo ja nie wiem co powiedzieć. Akcja jest świetna, a twoje pomysły takie oryginalne... Przepraszam za taki beznadziejny komentarz, ale ja już wszystko powiedziałam pod poprzednimi rozdziałami, a następnymi tylko potwierdzasz słowa już napisane. Jesteś genialna.
    Pozdrawiam - Piszące beznadziejne komentarze - Literka

    OdpowiedzUsuń
  11. Nic dodać nic ująć.

    Alvin

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadal płaczę po śmierci Teodora. Szkoda, że losy ich przyjaźni się tak potoczyły. Hermiona znów namąciła w głowie Draco. Szkoda mi go. Mam nadzieję, że jakimś cudem uda mu się ich przekonać, aby go zabrali ze sobą. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam Mops :)

    OdpowiedzUsuń
  13. W ostatni tydzień przeczytałam wszystkie Twoje wcześniejsze blog. I oficjalnie mówię, że ten jest najlepszy! (oczywiście, według mnie :DD) Na fragmencie łamania różdżki Teodora miałam łzy w oczach. Ciekawi mnie, jak się dalej potoczą sprawy...I co będzie z Draco i Hermioną. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  14. To ewidentnie jeden z najlepszych rozdziałów! Strasznie mi szkoda Draco i Blaisa, że cała ich nadzieja na wolność i szczęście legła w gruzach. Mam prośbę-nie pozwól znowu rozstać się Draco i Hermionie, bo to będzie dla mnie ogromny cios (tak strasznie kocham ich wątek)
    Życzę ci dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  15. szkoda Teo...to wszystko zmusilo mnie to lez ale ta historia juz taka jest.Jeden z lepszych ff jakie czytałam,naprawde.Żadko komentuje bo wole sie skupic na czytaniu,ale tym razem sie pokusiłam by choc troszkę nagrodzić cie za twoja wspaniała prace.czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdział,pozdrawiam i dziekuje!

    OdpowiedzUsuń
  16. no tego to się nie spodziewałam po Draco :P chociaż po takich wydarzeniach to się mu nie dziwię ...
    ogólnie uwielbiam ten blog !! najlepszy z Twoich blogów a wszystkie czytałam (oczywiście poprzednie też świetne były)
    szkoda tylko, że kończysz tematykę Dramione :(
    weny !! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział jest naprawdę niezwykły. Sam nie wiem jakiego epitetu użyć, bo żaden nie jest wystarczająco dobry. Jedno jest pewne, masz talent i to duży. Nie zmarnuj go :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Przefantastyczny rozdział :)
    Wiem,wiem wymyślam słowa ale taka już jestem. Mam nadzieję,że wszystko dobrze się skończy
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  19. Och Olu, ty nasza Olu., I co ja mam napisać? No co? Że czekam na nn, że mam nadzieję na happyend, ale to Dramione jest inne niż wszystkie które czytałam? Brak mi słów... nie wiem co napisać... Tyle emocji i uczuć zawarłaś w tym rozdziale- to piękne :)
    Bardzo, ale bardzo cieszę się, że jednak skusiłam się na ten blog. Napewno nie będę tego żałowała bez względu na zakończenie.
    Liczę na twoją wenę i zapał
    Luar Princesa♡

    OdpowiedzUsuń
  20. Twoj blog jest taki mroczny... Kazdy rozdzial niesie ze soba tyle bolu. Podoba mi sie jak opisujesz emocje Dracona. To jeszcze dzieciak ale przezyl juz tyle cierpienia co niejeden starzec. Ale co z uczuciem Draco i Hermiony? Nie moge pojac z tego rozdzialu czy oni nadal chca byc razem? To ze sie kochaja to jest pewne ale czy beda jeszcze razen?
    Pozdrawiam
    Kate

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale mam zaległości, o matko.
    Tak wiec czas to nadrobić :)
    Strasznie smutny i wzruszajacy rozdział. Nie wiem co jeszcze moge powiedziec.
    Mam nadzieje ze Hermiona i Draco wrócą do siebie, no i ze Blaise z Draco sie jeszcze spotkają... MUSZĄ.
    No ja lecę czytać kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  22. Życie... Jak dla mnie nie warto już żyć... straciłam wszystko i wszystkich. Jestem już ostatni rok w domu dziecka. Boje się. Nie wiem co robić. Tylko twoje opowiadanie mi pomaga. Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Genialne ! nie wiem co więcej mogę napisać .
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  24. No więc... Jestem jeszcze na ciebie zła, ale doszłam do wniosku, że nie mogę się wtrącać do już zakończonego opowiadania. Taa... Co do rozdziału. Nie lubię rozzstań. Mam nadzieję, że Draco i Zabini jeszcze się spotkają. Mam yeż cichutką nadzieję nr 2 na to, że Teo w magiczny sposób ożyje. Zamordowałaś go brutalnie. Za to cię nie lubię. Ale dobra, było i minęło, a ja lecę czytać dalej.
    PS. Ożyw Notta!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Poryczałam się. :( Jak można rozbijać Silver Trio. To nie fer! Mimo to rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  26. a moze draco pojdzie z nimi?..
    plakalam jak bobr gdy czytalam te fragmenty o teo....

    pozdrawiam,
    andromeda

    OdpowiedzUsuń
  27. Gorzkie zakończenie rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń