Biegli, nawet nie oglądając się za siebie. Chodziło o ich życie, o to by wreszcie udało wyrwać im się na wolność.
Teodor przemierzał korytarze, z szokiem analizując ostatnie wydarzenia. Draco zabił jego ojca. Właściwie to wszyscy trzej mieli w tym udział ale... Notta Seniora już nie było. Sam już nie wiedział czy powinien płakać czy może raczej się cieszyć. Wiedział jedynie, że czas na te przemyślenia przyjdzie później. Teraz musiał zająć się dotarciem do lochów, które nie było wcale takie proste. Ogólne zmęczenie i osłabienie kondycji sprawiło, że kręciło mu się w głowie. Modlił się, żeby nie zemdleć, bo byłoby to najgorszą rzeczą jaka mogłaby przydarzyć im się w takim momencie.
Zamierzał dzielnie biec do samego końca, kiedy na jego drodze pojawiła się ciemnowłosa, bardzo ładna Krukonka.
-Lena-nie zastanawiając się, przystanął naprzeciw niej, patrząc błagalnie na swoich przyjaciół. -Zaraz do was dołączę, obiecuję.
Draco i Blaise kiwnęli głowami, biegnąc w stronę schodów prowadzących na dół, do lochów.
-Teo, co się dzieje?
-Nie powinno cię tu być-zauważył, podchodząc do niej i łapiąc ją za ręce.
-Wiesz coś? Przyjaciele Harry'ego prosili mnie, żebym im pomogła. Podobno ma się dziś wydarzyć coś ważnego-zaczęła, jednak on skutecznie jej przerwał. Zamknął jej usta pocałunkiem, mocno ją do siebie przyciągając. Nie trwał on jednak długo. Odsunął się od niej, po czym ująwszy jej twarz w dłonie, zaczął bardzo szybko tłumaczyć.
-Nie mamy wiele czasu. Będę musiał stąd uciec...
-Co?!
-Nie przerywaj mi. Śmierciożercy zaraz tu będą. Idź do dormitorium i z niego nie wychodź, ukryj się-poradził, przygryzając nerwowo wargę. -Muszę iść-powiedział, jeszcze raz, krótko ją całując. -Pamiętaj, że bardzo cię kocham.
Łzy mimowolnie zalśniły w jej oczach.
-Już się nie zobaczymy, prawda?-szepnęła, dotykając dłonią jego policzka. Chłopak przymknął oczy, kręcąc głową. Nie zamierzał żyć na tyle długo, by zdążyć do niej wrócić. Może to i lepiej? Dziewczyna nie będzie patrzeć na jego śmierć... Lena westchnęła cicho, po czym sięgnęła do kieszeni swojej szaty, wyciągając z niej ruchomą fotografię.
-Zrobił je Colin Creevey-wyjaśniła, wciskając mu papier w ręce. -To trzecia klasa-dodała z delikatnym uśmiechem. Wspięła się na palce, by musnąć jego policzek, po czym odwróciła się i pobiegła w stronę Pokoju Wspólnego Krukonów.
***
-Nareszcie jesteś. Idziemy-Draco zarzucił na ramię plecak, rzucając jeden w stronę Teodora. - Musimy jak najszybciej znaleźć się przy bramie. Za nią będziemy mogli się teleportować. Gotowi?-spytał zwracając się do dwójki pozostałych przyjaciół. Zarówno Teodor jak i Blaise kiwnęli głowami, ruszając w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
To co spotkali w salonie, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. To było świętowanie, każdy zdawał się podekscytowany tym co się stało.
-Śmierciożercy już tu są-stwierdził Blaise, widząc radość kolegów z domu. -Z czego innego tak bardzo by się cieszyli?
Przecisnęli się przez tłum Ślizgonów, docierając do wyjścia z Pokoju Wspólnego. To miały być ich ostatnie chwile w Hogwarcie. Żaden z nich nie planował nigdy więcej tu wracać. Mimo iż nie mieli czasu na to, by po raz ostatni usiąść przy kominku i zorganizować sentymentalny wieczór wspomnień, wszyscy troje żałowali, że to tak kończy się ich przygoda w zamku.
Teodor szybko przestąpił przez próg pomieszczenia, rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę salonu. Delikatny uśmiech wpłynął na jego twarz. Tu wszystko się zaczęło. Poznał przyjaciół... Jego wzrok powędrował w stronę Blaise'a i Dracona, którzy biegli już w stronę schodów. Musiał im pomóc. Teraz tylko to się liczyło. Musiał żyć dla nich. Tak długo jak tylko będzie mógł, będzie im pomagał.
Z tą myślą podążył za przyjaciółmi, mocno ściskając spoczywającą w kieszeni różdżkę.
***
Kiedy znaleźli się przy wejściu do Wielkiej Sali, skręcili w boczny korytarz gdzie znajdowało się wyjście z zamku. Biegli ile sił w nogach, kiedy nagle Draco stanął jak wryty.
Blaise i Teodor zatrzymali się dopiero chwilę po nim, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
-Mój ojciec. Sami powiedzieliście, że to byłby dobry pomysł.
-A więc go odwołuje! Nie jesteśmy przygotowani! Uciekajmy, Draco-Blaise zdawał się mocno zniecierpliwiony. Chciał wybiec poza bramę Hogwartu i wreszcie być bezpiecznym.
-Muszę mieć go na oku! Nie pozwolę, żeby zrobił komuś krzywdę-blondyn zdawał się być zdeterminowany. -Biegnijcie, spotkamy się przy bramie!-powiedział, patrząc na nich błagalnie.
Teodor zacisnął zęby, patrząc na przyjaciela z niezdecydowaniem. Powinni trzymać się razem.
-Niech ci będzie-warknął, po czym pociągnął za sobą Blaise'a i razem z nim wybiegł z zamku.
***
Biegł po schodach, zmierzając na siódme piętro. Miał nadzieję, że spotka tam ojca. W końcu na tym piętrze znajdowało się wejście do Pokoju Życzeń. Przemierzał kolejne korytarze, w których panowała podejrzana cisza. W momencie, w którym zorientował się, że coś nie jest tak jak być powinno, usłyszał świst lecącego w jego stronę zaklęcia. Schylił się, odwracając w stronę napastnika.
-No nie...-szepnął, klnąc pod nosem jedno z najpaskudniejszych przekleństw. -Czy ty naprawdę nie masz co robić, Potter?!- był zdenerwowany faktem, że Wybraniec przeszkadza mu w tak ważnej misji.
-Wiem kim jesteś, Malfoy! Twoi kumple już tu są. Biegniesz im pomóc?!-zakpił, mierząc w jego stronę różdżką.
Blondyn prychnął pod nosem, obdarzając Gryfona morderczym spojrzeniem.
-Nie chcesz ze mną walczyć-powiedział, siląc się na opanowanie.
-Czyżby?-Harry uniósł różdżkę, strzelając w niego jednym z raniących zaklęć.
Ślizgon zachwiał się, zaciskając zęby ze złości. Poczuł jak szata na ramieniu nasiąka krwią.
Wzniósł oczy ku niebu, po czym jednym pewnym ruchem, posłał Pottera parę metrów do tyłu.
-Drętwota-powiedział, oszałamiając chłopaka. Nawet się nie odwrócił, pobiegł przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się na siódmym piętrze.
W końcu tam dotarł. Członkowie Zakonu Feniksa walczyli z postaciami w ciemnych pelerynach, używając najbardziej wyszukanych zaklęć. Rozproszeni na wielkim korytarzu, niszczyli co raz to nowe przedmioty. Z sufitu powoli odpadał tynk, sypiąc się na głowy wojowników.
Draco rozejrzał się, szukając Lucjusza. Ponieważ Śmierciożercy mieli na sobie maski, nie tak łatwo było go odnaleźć. Obok niego przebiegało mnóstwo różnych osób. Co chwila musiał unikać jakiegoś zaklęcia, a wykrzykiwane zaklęcia zagłuszały jego myśli.
-Cholera-zaklął, czując, że czas powoli się kończy. Musiał jak najszybciej uciec z Hogwartu.
W końcu ktoś przykuł jego uwagę. To Hermiona dzielnie stawiająca opór paru Śmierciożercom. Zacisnął zęby, zastanawiając się co powinien robić. Gdyby ktoś zobaczył jak jej pomaga... Wówczas zostałby uznany za zdrajce, a jego śmierci pragnęłyby obydwie strony...
Nagle ich spojrzenia się spotkały. Ciepłe, pełne przerażenia oczy, wpatrywały się w jego przepełnione obojętnością, stalowoszare tęczówki. Nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby stał w miejscu. Podbiegł do dwóch Śmierciożerców i złapał ich za ramiona, odwracając w swoją stronę.
-Ja się niż zajmę. Tamci mają chyba problem-powiedział, wskazując na inny pojedynek, nie korzystny dla dwóch innych Śmierciożerców. Mężczyźni skinęli głowami, po czym pobiegli w tamtą stronę, zostawiając za sobą Dracona trzymającego Hermionę za ramiona.
-Wiedziałeś o tym?!-spytała, próbując przekrzyczeć tłum. W jej oczach kryło się niedowierzanie.
-Widziałaś mojego ojca?!-odparł, stawiając na zmianę tematu.
-Walczy z Luną-odparła, wskazując mu na zakrytego peleryną mężczyznę. Spod jego kaptura wystawały jasne, platynowe włosy.
Draco skinął głową, po czym ruszył w jego stronę, kiedy został zatrzymany przez mocne szarpnięcie. To Hermiona złapała go za ramię i odwróciła w swoją stronę.
Spojrzał na nią z niecierpliwością. Musiał jak najszybciej dostać się do ojca i razem z nim uciec z Hogwartu.
-Co się dzieje, Malfoy?!
-Jestem pewien, że znajdzie się ktoś, kto ci to wytłumaczy. Błagam cię, nie mam czasu...
-To ty do tego doprowadziłeś, prawda?-dziewczyna właśnie poukładała sobie w głowie wszystkie elementy układanki. -Planowałeś to wszystko od samego początku.
Patrzył w jej czekoladowe, przepełnione zawodem oczy. Odwrócił wzrok, ciężko wzdychając.
-Muszę iść-powiedział, strząsając z ramienia jej dłoń. -Trzymaj się, Granger-dodał, po czym uniósł różdżkę i z odległości pozbawił przytomności swojego ojca.
Luna spojrzała ze zdziwieniem na Lucjusza, jednak tylko wzruszyła ramionami. Już po chwili znalazła sobie innego przeciwnika. W tym czasie do starszego Malfoya, podbiegło już paru Śmierciożerców.
-Nie! Poczekajcie ja się nim zajmę-zadeklarował Draco, szybko podbiegając w ich stronę. Przerzucił sobie rękę ojca przez ramię, po czym zmusił go do stojącej pozycji.
Śmierciożercy skinęli głowami, po czym dali mu odejść, po raz kolejny wciągając się w wir walki.
Draco natomiast, wlókł za sobą ciężkie ciało Lucjusza, pragnąc jak najszybciej znaleźć się przy bramie. Użył zaklęcia swobodnego zwisu, po czym razem z nim pobiegł schodami na niższe piętra.
-Tak łatwo mi nie uciekniesz!-głos Pottera, sprawił, że jego irytacja sięgnęła zenitu.
-Odczep się ode mnie-warknął, mierząc w jego stronę różdżką.
-Śmiało, tym razem nie dam się tak łatwo pokonać-zachęcił go Gryfon. Na jego twarzy wymalował się szaleńczy uśmieszek.
Otwierał już usta by zacząć swój monolog, kiedy Draco po raz kolejny użył zaklęcia Drętwoty.
-Zdecydowanie wolę cię kiedy jesteś oszołomiony-stwierdził blondyn, z politowaniem patrząc na Gryfona, który cudem uniknął zaklęcia. -Wiesz nawet trochę mi cie żal, Potter. Ta cała wojna... nie masz życia poza tym wszystkim. Co się stanie z twoimi życiowymi celami kiedy Czarnego Pana zabraknie na tym świecie?
-Jakoś sobie poradzę-wycedził Potter, wykonując kontratak. Draco skutecznie zablokował zaklęcie, co chwila rzucając nerwowe spojrzenie w stronę ojca. Lada chwila mógł się obudzić.
-Nie mam czasu, Potter. Chętnie bym cię pokonał ale bardzo się śpieszę-wyjaśnił, chcąc wyminąć chłopaka.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Na Salazara, Potter! Parę pięter wyżej masz całe stado Śmierciożerców. Możesz MNIE zostawić w spokoju?-spytał, czując jak ogarnia go wściekłość. Jeżeli przez Pottera cały ich plan się nie uda... Nie! Na to pozwolić nie mógł.
Potter pokręcił przecząco głową, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie ma innego wyjścia.
-W takim razie pora zacząć walkę.
Parę wymienionych wcześniej zaklęć było niczym, w porównaniu z tym co dopiero się zaczęło. Obydwoje byli sprytni, zwinni i niebywale zdolni. Mieli ogromne możliwości w tym zakresie. Pojedynek był więc na równym poziomie. Zacięcie blokowali zaklęcia tylko po to, by po chwili posłać w kierunku przeciwnika kolejną klątwę.
-Nienawidzę cię-stwierdził blondyn, widząc przebudzającego się ojca. Lucjusz leżał w rogu korytarza, mrugając powiekami.
-Nawzajem-Wybraniec nie zamierzał odpuścić. Właśnie schylał się by uniknąć kolejnego zaklęcia, kiedy zobaczył podnoszącego się z ziemi Śmierciożercę.
Jego czujność wzrosła, kiedy uświadomił sobie, że walczy teraz przeciw dwójce Malfoyów.
-Nie mam pojęcia co tu robię...-Lucjusz złapał się za głowę, rozmasowując obolały kark. -Ale masz go pokonać, synu-zwrócił się do Dracona z szaleńczym uśmiechem. -Co tak właściwie się dzieje?-spytał, jednak nikt nie zamierzał mu odpowiedzieć. Zarówno młody Malfoy jak i Potter prowadzili zaciętą walkę.
Lucjusz ze znudzeniem przyglądał się kolejnym poczynaniom syna, opierając się o ścianę. Był zafascynowany poziomem magicznym Dracona. Przez chwilę był z niego naprawdę dumny. Uśmiech zszedł z jego twarzy dopiero wtedy, kiedy blondyn opadł na kolana ugodzony kolejnym zaklęciem.
-Co to ma być?-spytał, odchylając głowę do tyłu. -Synu podnoś się!-krzyknął, z oburzeniem patrząc na zadowolonego z siebie Pottera.
-Oszołom go, razem dostarczymy go Czarnemu Panu!-krzyczał, mając w głowie wizję świetlanej przyszłości w rzeszy zwolenników Voldemorta.
-Zamknij się-warknął Draco, zirytowany obecnością ojca. Podniósł się z ziemi, nie przestając mierzyć różdżką w Harry'ego.
-Nie odpuścisz, prawda?-spytał, zażenowany tym, co planował zaraz zrobić.
-Bo moim trupie-odparł Harry z triumfem wypisanym na twarzy.
-Dobrze gada, zabij go, synu!-krzyknął podekscytowany Lucjusz.
-Zamknij się-krzyknęli równocześnie Draco i Harry. Chłopcy spojrzeli na siebie z odrazą, wyraźnie skrępowani tym, że znalazła się rzecz, w której całkowicie się zgadzają.
-Dobra... w takim razie... Jestem tchórzem jeżeli jeszcze raz dam temu dowód nic się raczej nie stanie, prawda?-mruknął z bladym uśmiechem. Harry spojrzał na niego, wyraźnie zbity z tropu.
-Nara, Potter-pomachał mu, po czym podbiegł do Lucjusza i złapał go za kołnierz. -Biegnij za mną.
-Co?-Lucjusz zmarszczył brwi, przyglądając mu się z niezrozumieniem. Widocznie, po utracie przytomności niezbyt dobrze kontaktował. Draco nie miał jednak czasu na tłumaczenie mu tak prostych rzecz. Pociągnął go, co sił w nogach biegnąc w stronę wyjścia ze szkoły. Razem z ojcem okazali się dość szybcy. Już po chwili znaleźli się na błoniach.
Wszystko szło dość łatwo, dopóki Lucjusz nie zaczął się buntować...
-Dokąd ty mnie ciągniesz, Draconie?! Puść mnie!
-Nie mamy czasu! Biegnij!
-Nie chcę nigdzie z tobą biec! Czy ja wyglądam na kogoś kto lubi bawić się w berka?!
Draco z paniką zauważył, że w ich stronę zmierza już Potter. Wysłał w jego stronę parę zaklęć, jednak ten skutecznie je zablokował.
-...jestem poważnym, szanującym się arystokratą! Nie będę...
Monolog Lucjusza nie pozwalał mu się skupić. Czuł, że nie jest wstanie racjonalnie myśleć. Nigdy nie umiał dobrze rozumować pod presją. Że też nie było przy nim Teodora... On zawsze zachowywał zimną krew. Nigdy nie pozwalał się sprowokować. Był opanowany i spokojny. Nawet w tragicznych sytuacjach.
Przypomniał mu się moment, kiedy wszyscy z szokiem stali na szczycie Wieży Astronomicznej. To Teodor zarządził, że powinni szybko uciekać.
Odwrócił się w stronę ojca, po czym przyciągnął go do siebie, mocno łapiąc za materiał jego koszuli.
-Ostatnio zacisnęliśmy nieco nasze więzi. Nie mam pojęcia czy naprawdę chciałeś odnowić naszą relację...-wypowiedział na jednym wdechu. -Ale jeżeli cokolwiek to dla ciebie znaczyło... Jeżeli jest w tobie jeszcze coś z człowieka to... błagam cię, biegnij w stronę bramy-poprosił, patrząc prosto w stalowoszare oczy ojca. -Zrób tą jedną, jedyną rzecz o którą cię proszę-szepnął, z wyczekiwaniem przyglądając się reakcji Lucjusza. Nigdy nie doznał większego szoku, niż tego kiedy ten odwrócił się i dalej biegł w stronę bramy. Odetchnął z ulgą, widząc jak ojciec dołącza do jego przyjaciół. Już po chwili został powalony przez Blaise'a, który szybko go oszołomił.
-Draco!-Teodor wrzasnął na niego, wiedząc, że dzieli ich jeszcze duża odległość. -Za tobą!-ostrzegł go, wskazując na coś za jego plecami. Ślizgon odwrócił się, ledwo co unikając silnego ciosu Pottera. Mimo to, Wybraniec już po chwili powalił go na ziemię, mocno waląc w brzuch. Blondyn próbował zrzucić go z siebie, jednak brunet również był silny. Siedział na nim, okładając go pięściami po twarzy.
-To za Rona-mówił, boleśnie łamiąc mu nos. -To za Hermionę. Skrzywdziłeś ją, draniu! Podoba ci się w rodzince Śmierciożerców, co?!
Jęknął z bólu, jednak nie dał sobą pomiatać. Już po chwili, zrzucił z siebie Wybrańca i czym prędzej zerwał się na nogi by dobiec do bramy gdzie czekali na niego przyjaciele. Nie stał jednak za długo. Potter złapał go za nogę, po raz kolejny powalając na ziemię. Ślizgon zaklął, kopiąc go w twarz. Próbował wyrwać nogę z uścisku chłopaka, jednak nie za bardzo mu to wychodziło.
-Puszczaj-warknął, wściekły, że dał tak się załatwić.
-Nie ma mowy-wycedził przez zaciśnięte zęby Gryfon. -Nie pozwolę ci na to. Nie uciekniesz. Jesteś odpowiedzialny za to, co tu się dzieje!
W końcu udało mu się wyrwać nogę. Był jednak zbyt zły by dalej uciekać. Miał ranę na barku i brzuchu. Krew ściekała mu po brodzie, a złamany nos bolał niemiłosiernie. Był zbyt dumny, by darować Potterowi. Złapał za kołnierz jego szaty i bez skrupułów uderzył go w twarz.
-Rozumiem cię, Potter. Walczysz o to w co wierzysz, ale ja też mam swoje powody do tego co robię. Nie pozwolę, żebyś przeszkodził mi kiedy jestem tak blisko-oznajmił, po raz kolejny go uderzając.
***
-Co on robi?!-Teodor zdawał się być zrozpaczony przez postawę przyjaciela. Resztkami sił powstrzymywał się od przekroczenia granicy między Hogwartem, a drogą prowadzącą do Hogsmade. Miał ochotę podbiec do chłopaka i sam zacząć się z nim bić.
-Zdaje się, że jest w stanie niekontrolowanej furii-stwierdził Blaise, co chwila krzywiąc się na widok tarzających się po trawie chłopaków. -Auć...-mruknął, widząc jak tym razem Harry kopie Dracona po brzuchu. -Teodor musimy to przerwać, oni się tam pozabijają.
-Nie ma mowy, nie przejdziesz przez bramę-zabronił mu, patrząc na niego ostrzegawczo.
-Więc co zamierzasz? Zaraz z zamku wybiegną Śmierciożercy i będą nici z naszej ucieczki!-powiedział ze złością.
-Tu jesteśmy bezpieczni-Teodor zdawał się nieugięty w swojej decyzji. Chciał chronić Blaise'a. Musiał pomóc im z dotarciem do lasu.
-Jak możesz być taki samolubny?!-spytał z oburzeniem Blaise. -Jemu trzeba pomóc-powiedział, wskazując na Dracona, który leżał co chwila obdarowywany nowym uderzeniem.
Teodor szybko myślał nad tym, co powinien zrobić. Pomoc Draconowi równała się z wystawieniem na ryzyko wszystkich trzech. Mógł uratować Blaise'a albo stracić ich obu...
-Zostań tu. Jeżeli coś się stanie teleportuj się sam-rzucił, po czym przekroczył przez granicę. -No i weź ze sobą jego-tu z odrazą wskazał na ojca Dracona. Spojrzał po raz ostatni na przyjaciela, po czym pobiegł w stronę gdzie zażartą walkę prowadził młody Malfoy.
***
-Jesteś dupkiem, Malfoy! Egoistą, cynicznym egocentrykiem!-cedził Harry, ściskając jego krtań.
-To niesamowite jaką przyjemność przynosi ci znęcanie się nad drugim człowiekiem-wychrypiał na wpół przytomny Draco. Resztkami sił odpierał atak Wybrańca.
-Ja tylko wymierzam sprawiedliwość, Malfoy-odparł tamten, patrząc na niego z nienawiścią. Ślizgon czuł jak brakuje mu powietrza, jak z każdą chwilą trudniej jest utrzymać mu powieki. Zmusił się do podniesienia ręki.
-W takim ja wymierzę mocny, prawy sierpowy-zadeklarował się, uderzając chłopaka. Harry puścił jego szyję, łapiąc się za obolały policzek. Spojrzał na niego z oburzeniem, zamierzając się zrewanżować, kiedy ktoś złapał go od tyłu i mocno pociągnął.
-Nie radzę-Teodor patrzył na Wybrańca z prawdziwą złością. -Potter stwierdzam, że przez ciebie nasz Draco nie jest już taki przystojny...-mruknął, oceniając szkody na twarzy blondyna. -Tak czy inaczej...-zaczął, widząc usatysfakcjonowanego Gryfona. -Przesadziłeś-skończył, oszałamiając go jednym ruchem różdżki.
-No stary... to było epickie-mruknął Draco, przyjmując wyciągniętą rękę przyjaciela. Podniósł się z ziemi, ocierając stróżkę krwi spływającą z jego skroni. -Ale wiesz, poradziłbym sobie.
Teodor prychnął pod nosem, patrząc w stronę gdzie czekał na nich Blaise.
-Musimy iść-powiedział, zarzucając sobie rękę przyjaciela na ramię. Po wyczerpującym biegu sam czuł się ledwo żywy, jednak wiedział, że to blondyn potrzebuje pomocy. Powoli ruszyli w stronę bramy. Draco ostrożnie stawiał nogi, które uginały się pod jego ciężarem. Ledwo się na nich trzymał, co chwila nieźle się chwiejąc.
-Cholera-Teodor odwrócił się w stronę zamku, gdzie w bramach stali już Śmierciożercy. -Pośpiesz się-syknął w stronę Dracona, który z całych sił próbował iść dalej. -Dasz radę.
Widział jak ubrani w Czarne Peleryny Śmierciożercy pokazują sobie ich palcami. Jak paru z nich rusza w ich stronę... Mimo wszystko starał się zachować zimną krew. Musiał pomóc przyjacielowi...
Blaise stał zaledwie paręnaście stóp dalej, wiedząc że nie może przekroczyć granicy.
Niezdecydowanie pisało się na jego twarzy. Co miał robić?
Draco i Teodor szli w jego stronę, sami do końca nie wierząc, że zdążą to zrobić zanim złapią ich Śmierciożercy.
-Uciekaj Blaise-krzyknął Draco. Słudzy Czarnego Pana byli już co raz bliżej. Wyminęli leżącego Pottera i zmierzali w ich stronę najwyraźniej wiedząc, że Ślizgoni uciekają. -Teleportuj się-powtórzył, przewracając się razem z Teodorem na ziemię.
Znaleźli się już w zasięgu różdżek nieprzyjaciół. Śmierciożercy próbowali zatrzymać ich zaklęciami.
Przez chwilę stał, zastanawiając się jaką decyzję podjąć.
Dopiero po chwili uświadomił sobie jak bardzo prosta jest jego decyzja. Zawsze chciał być wolny. Żałował tego kim był, a pomoc przyjaciołom była dla niego obowiązkiem. Czuł, że był im to winien, dlatego dzielnie trwał przy ich boku. Mógł teleportować się i osiągnąć dokładnie to, o czym zawsze marzył. Zniknąłby z kraju, byłby z dala od Voldemorta, od strachu, cierpień i bólu... Wreszcie byłby wolny!
Całe szczęście nie był egoistą...
Przekroczył bramę, szybko biegnąc w stronę przyjaciół. Pomógł im wstać, po czym pomógł Teodorowi wspierać Dracona.
Wolność, poczucie bezpieczeństwa, spokój... to wszystko byłoby bez znaczenia, jeżeli miałby żyć ze świadomością tego, że zostawił własnych przyjaciół. Mieli walczyć razem. Razem być wolnymi i szczęśliwymi. Poczuł jak obrywa jakimś zaklęciem. Upadł dokładnie w momencie kiedy razem z dwójką przyjaciół przekroczył bramę Hogwartu. Wyciągnął rękę w stronę Lucjusza i przymknął oczy skupiając się na jednym miejscu.
***
Poczuli jak uderzają o ziemię. W ich twarze uderzył podmuch ciepłego, świeżego powietrza. Znajdowali się w ciemnym, ogarniętym mrokiem lesie.
-Co się stało?-spytał Lucjusz, który leżał na ziemi dopiero co się przebudzając.
-Jesteśmy wolni-oświadczył Blaise, z szerokim uśmiechem na twarzy. -Udało się.
To co spotkali w salonie, przerosło ich najśmielsze oczekiwania. To było świętowanie, każdy zdawał się podekscytowany tym co się stało.
-Śmierciożercy już tu są-stwierdził Blaise, widząc radość kolegów z domu. -Z czego innego tak bardzo by się cieszyli?
Przecisnęli się przez tłum Ślizgonów, docierając do wyjścia z Pokoju Wspólnego. To miały być ich ostatnie chwile w Hogwarcie. Żaden z nich nie planował nigdy więcej tu wracać. Mimo iż nie mieli czasu na to, by po raz ostatni usiąść przy kominku i zorganizować sentymentalny wieczór wspomnień, wszyscy troje żałowali, że to tak kończy się ich przygoda w zamku.
Teodor szybko przestąpił przez próg pomieszczenia, rzucając ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę salonu. Delikatny uśmiech wpłynął na jego twarz. Tu wszystko się zaczęło. Poznał przyjaciół... Jego wzrok powędrował w stronę Blaise'a i Dracona, którzy biegli już w stronę schodów. Musiał im pomóc. Teraz tylko to się liczyło. Musiał żyć dla nich. Tak długo jak tylko będzie mógł, będzie im pomagał.
Z tą myślą podążył za przyjaciółmi, mocno ściskając spoczywającą w kieszeni różdżkę.
***
Kiedy znaleźli się przy wejściu do Wielkiej Sali, skręcili w boczny korytarz gdzie znajdowało się wyjście z zamku. Biegli ile sił w nogach, kiedy nagle Draco stanął jak wryty.
Blaise i Teodor zatrzymali się dopiero chwilę po nim, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
-Mój ojciec. Sami powiedzieliście, że to byłby dobry pomysł.
-A więc go odwołuje! Nie jesteśmy przygotowani! Uciekajmy, Draco-Blaise zdawał się mocno zniecierpliwiony. Chciał wybiec poza bramę Hogwartu i wreszcie być bezpiecznym.
-Muszę mieć go na oku! Nie pozwolę, żeby zrobił komuś krzywdę-blondyn zdawał się być zdeterminowany. -Biegnijcie, spotkamy się przy bramie!-powiedział, patrząc na nich błagalnie.
Teodor zacisnął zęby, patrząc na przyjaciela z niezdecydowaniem. Powinni trzymać się razem.
-Niech ci będzie-warknął, po czym pociągnął za sobą Blaise'a i razem z nim wybiegł z zamku.
***
Biegł po schodach, zmierzając na siódme piętro. Miał nadzieję, że spotka tam ojca. W końcu na tym piętrze znajdowało się wejście do Pokoju Życzeń. Przemierzał kolejne korytarze, w których panowała podejrzana cisza. W momencie, w którym zorientował się, że coś nie jest tak jak być powinno, usłyszał świst lecącego w jego stronę zaklęcia. Schylił się, odwracając w stronę napastnika.
-No nie...-szepnął, klnąc pod nosem jedno z najpaskudniejszych przekleństw. -Czy ty naprawdę nie masz co robić, Potter?!- był zdenerwowany faktem, że Wybraniec przeszkadza mu w tak ważnej misji.
-Wiem kim jesteś, Malfoy! Twoi kumple już tu są. Biegniesz im pomóc?!-zakpił, mierząc w jego stronę różdżką.
Blondyn prychnął pod nosem, obdarzając Gryfona morderczym spojrzeniem.
-Nie chcesz ze mną walczyć-powiedział, siląc się na opanowanie.
-Czyżby?-Harry uniósł różdżkę, strzelając w niego jednym z raniących zaklęć.
Ślizgon zachwiał się, zaciskając zęby ze złości. Poczuł jak szata na ramieniu nasiąka krwią.
Wzniósł oczy ku niebu, po czym jednym pewnym ruchem, posłał Pottera parę metrów do tyłu.
-Drętwota-powiedział, oszałamiając chłopaka. Nawet się nie odwrócił, pobiegł przed siebie, chcąc jak najszybciej znaleźć się na siódmym piętrze.
W końcu tam dotarł. Członkowie Zakonu Feniksa walczyli z postaciami w ciemnych pelerynach, używając najbardziej wyszukanych zaklęć. Rozproszeni na wielkim korytarzu, niszczyli co raz to nowe przedmioty. Z sufitu powoli odpadał tynk, sypiąc się na głowy wojowników.
Draco rozejrzał się, szukając Lucjusza. Ponieważ Śmierciożercy mieli na sobie maski, nie tak łatwo było go odnaleźć. Obok niego przebiegało mnóstwo różnych osób. Co chwila musiał unikać jakiegoś zaklęcia, a wykrzykiwane zaklęcia zagłuszały jego myśli.
-Cholera-zaklął, czując, że czas powoli się kończy. Musiał jak najszybciej uciec z Hogwartu.
W końcu ktoś przykuł jego uwagę. To Hermiona dzielnie stawiająca opór paru Śmierciożercom. Zacisnął zęby, zastanawiając się co powinien robić. Gdyby ktoś zobaczył jak jej pomaga... Wówczas zostałby uznany za zdrajce, a jego śmierci pragnęłyby obydwie strony...
Nagle ich spojrzenia się spotkały. Ciepłe, pełne przerażenia oczy, wpatrywały się w jego przepełnione obojętnością, stalowoszare tęczówki. Nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby stał w miejscu. Podbiegł do dwóch Śmierciożerców i złapał ich za ramiona, odwracając w swoją stronę.
-Ja się niż zajmę. Tamci mają chyba problem-powiedział, wskazując na inny pojedynek, nie korzystny dla dwóch innych Śmierciożerców. Mężczyźni skinęli głowami, po czym pobiegli w tamtą stronę, zostawiając za sobą Dracona trzymającego Hermionę za ramiona.
-Wiedziałeś o tym?!-spytała, próbując przekrzyczeć tłum. W jej oczach kryło się niedowierzanie.
-Widziałaś mojego ojca?!-odparł, stawiając na zmianę tematu.
-Walczy z Luną-odparła, wskazując mu na zakrytego peleryną mężczyznę. Spod jego kaptura wystawały jasne, platynowe włosy.
Draco skinął głową, po czym ruszył w jego stronę, kiedy został zatrzymany przez mocne szarpnięcie. To Hermiona złapała go za ramię i odwróciła w swoją stronę.
Spojrzał na nią z niecierpliwością. Musiał jak najszybciej dostać się do ojca i razem z nim uciec z Hogwartu.
-Co się dzieje, Malfoy?!
-Jestem pewien, że znajdzie się ktoś, kto ci to wytłumaczy. Błagam cię, nie mam czasu...
-To ty do tego doprowadziłeś, prawda?-dziewczyna właśnie poukładała sobie w głowie wszystkie elementy układanki. -Planowałeś to wszystko od samego początku.
Patrzył w jej czekoladowe, przepełnione zawodem oczy. Odwrócił wzrok, ciężko wzdychając.
-Muszę iść-powiedział, strząsając z ramienia jej dłoń. -Trzymaj się, Granger-dodał, po czym uniósł różdżkę i z odległości pozbawił przytomności swojego ojca.
Luna spojrzała ze zdziwieniem na Lucjusza, jednak tylko wzruszyła ramionami. Już po chwili znalazła sobie innego przeciwnika. W tym czasie do starszego Malfoya, podbiegło już paru Śmierciożerców.
-Nie! Poczekajcie ja się nim zajmę-zadeklarował Draco, szybko podbiegając w ich stronę. Przerzucił sobie rękę ojca przez ramię, po czym zmusił go do stojącej pozycji.
Śmierciożercy skinęli głowami, po czym dali mu odejść, po raz kolejny wciągając się w wir walki.
Draco natomiast, wlókł za sobą ciężkie ciało Lucjusza, pragnąc jak najszybciej znaleźć się przy bramie. Użył zaklęcia swobodnego zwisu, po czym razem z nim pobiegł schodami na niższe piętra.
-Tak łatwo mi nie uciekniesz!-głos Pottera, sprawił, że jego irytacja sięgnęła zenitu.
-Odczep się ode mnie-warknął, mierząc w jego stronę różdżką.
-Śmiało, tym razem nie dam się tak łatwo pokonać-zachęcił go Gryfon. Na jego twarzy wymalował się szaleńczy uśmieszek.
Otwierał już usta by zacząć swój monolog, kiedy Draco po raz kolejny użył zaklęcia Drętwoty.
-Zdecydowanie wolę cię kiedy jesteś oszołomiony-stwierdził blondyn, z politowaniem patrząc na Gryfona, który cudem uniknął zaklęcia. -Wiesz nawet trochę mi cie żal, Potter. Ta cała wojna... nie masz życia poza tym wszystkim. Co się stanie z twoimi życiowymi celami kiedy Czarnego Pana zabraknie na tym świecie?
-Jakoś sobie poradzę-wycedził Potter, wykonując kontratak. Draco skutecznie zablokował zaklęcie, co chwila rzucając nerwowe spojrzenie w stronę ojca. Lada chwila mógł się obudzić.
-Nie mam czasu, Potter. Chętnie bym cię pokonał ale bardzo się śpieszę-wyjaśnił, chcąc wyminąć chłopaka.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Na Salazara, Potter! Parę pięter wyżej masz całe stado Śmierciożerców. Możesz MNIE zostawić w spokoju?-spytał, czując jak ogarnia go wściekłość. Jeżeli przez Pottera cały ich plan się nie uda... Nie! Na to pozwolić nie mógł.
Potter pokręcił przecząco głową, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie ma innego wyjścia.
-W takim razie pora zacząć walkę.
Parę wymienionych wcześniej zaklęć było niczym, w porównaniu z tym co dopiero się zaczęło. Obydwoje byli sprytni, zwinni i niebywale zdolni. Mieli ogromne możliwości w tym zakresie. Pojedynek był więc na równym poziomie. Zacięcie blokowali zaklęcia tylko po to, by po chwili posłać w kierunku przeciwnika kolejną klątwę.
-Nienawidzę cię-stwierdził blondyn, widząc przebudzającego się ojca. Lucjusz leżał w rogu korytarza, mrugając powiekami.
-Nawzajem-Wybraniec nie zamierzał odpuścić. Właśnie schylał się by uniknąć kolejnego zaklęcia, kiedy zobaczył podnoszącego się z ziemi Śmierciożercę.
Jego czujność wzrosła, kiedy uświadomił sobie, że walczy teraz przeciw dwójce Malfoyów.
-Nie mam pojęcia co tu robię...-Lucjusz złapał się za głowę, rozmasowując obolały kark. -Ale masz go pokonać, synu-zwrócił się do Dracona z szaleńczym uśmiechem. -Co tak właściwie się dzieje?-spytał, jednak nikt nie zamierzał mu odpowiedzieć. Zarówno młody Malfoy jak i Potter prowadzili zaciętą walkę.
Lucjusz ze znudzeniem przyglądał się kolejnym poczynaniom syna, opierając się o ścianę. Był zafascynowany poziomem magicznym Dracona. Przez chwilę był z niego naprawdę dumny. Uśmiech zszedł z jego twarzy dopiero wtedy, kiedy blondyn opadł na kolana ugodzony kolejnym zaklęciem.
-Co to ma być?-spytał, odchylając głowę do tyłu. -Synu podnoś się!-krzyknął, z oburzeniem patrząc na zadowolonego z siebie Pottera.
-Oszołom go, razem dostarczymy go Czarnemu Panu!-krzyczał, mając w głowie wizję świetlanej przyszłości w rzeszy zwolenników Voldemorta.
-Zamknij się-warknął Draco, zirytowany obecnością ojca. Podniósł się z ziemi, nie przestając mierzyć różdżką w Harry'ego.
-Nie odpuścisz, prawda?-spytał, zażenowany tym, co planował zaraz zrobić.
-Bo moim trupie-odparł Harry z triumfem wypisanym na twarzy.
-Dobrze gada, zabij go, synu!-krzyknął podekscytowany Lucjusz.
-Zamknij się-krzyknęli równocześnie Draco i Harry. Chłopcy spojrzeli na siebie z odrazą, wyraźnie skrępowani tym, że znalazła się rzecz, w której całkowicie się zgadzają.
-Dobra... w takim razie... Jestem tchórzem jeżeli jeszcze raz dam temu dowód nic się raczej nie stanie, prawda?-mruknął z bladym uśmiechem. Harry spojrzał na niego, wyraźnie zbity z tropu.
-Nara, Potter-pomachał mu, po czym podbiegł do Lucjusza i złapał go za kołnierz. -Biegnij za mną.
-Co?-Lucjusz zmarszczył brwi, przyglądając mu się z niezrozumieniem. Widocznie, po utracie przytomności niezbyt dobrze kontaktował. Draco nie miał jednak czasu na tłumaczenie mu tak prostych rzecz. Pociągnął go, co sił w nogach biegnąc w stronę wyjścia ze szkoły. Razem z ojcem okazali się dość szybcy. Już po chwili znaleźli się na błoniach.
Wszystko szło dość łatwo, dopóki Lucjusz nie zaczął się buntować...
-Dokąd ty mnie ciągniesz, Draconie?! Puść mnie!
-Nie mamy czasu! Biegnij!
-Nie chcę nigdzie z tobą biec! Czy ja wyglądam na kogoś kto lubi bawić się w berka?!
Draco z paniką zauważył, że w ich stronę zmierza już Potter. Wysłał w jego stronę parę zaklęć, jednak ten skutecznie je zablokował.
-...jestem poważnym, szanującym się arystokratą! Nie będę...
Monolog Lucjusza nie pozwalał mu się skupić. Czuł, że nie jest wstanie racjonalnie myśleć. Nigdy nie umiał dobrze rozumować pod presją. Że też nie było przy nim Teodora... On zawsze zachowywał zimną krew. Nigdy nie pozwalał się sprowokować. Był opanowany i spokojny. Nawet w tragicznych sytuacjach.
Przypomniał mu się moment, kiedy wszyscy z szokiem stali na szczycie Wieży Astronomicznej. To Teodor zarządził, że powinni szybko uciekać.
Odwrócił się w stronę ojca, po czym przyciągnął go do siebie, mocno łapiąc za materiał jego koszuli.
-Ostatnio zacisnęliśmy nieco nasze więzi. Nie mam pojęcia czy naprawdę chciałeś odnowić naszą relację...-wypowiedział na jednym wdechu. -Ale jeżeli cokolwiek to dla ciebie znaczyło... Jeżeli jest w tobie jeszcze coś z człowieka to... błagam cię, biegnij w stronę bramy-poprosił, patrząc prosto w stalowoszare oczy ojca. -Zrób tą jedną, jedyną rzecz o którą cię proszę-szepnął, z wyczekiwaniem przyglądając się reakcji Lucjusza. Nigdy nie doznał większego szoku, niż tego kiedy ten odwrócił się i dalej biegł w stronę bramy. Odetchnął z ulgą, widząc jak ojciec dołącza do jego przyjaciół. Już po chwili został powalony przez Blaise'a, który szybko go oszołomił.
-Draco!-Teodor wrzasnął na niego, wiedząc, że dzieli ich jeszcze duża odległość. -Za tobą!-ostrzegł go, wskazując na coś za jego plecami. Ślizgon odwrócił się, ledwo co unikając silnego ciosu Pottera. Mimo to, Wybraniec już po chwili powalił go na ziemię, mocno waląc w brzuch. Blondyn próbował zrzucić go z siebie, jednak brunet również był silny. Siedział na nim, okładając go pięściami po twarzy.
-To za Rona-mówił, boleśnie łamiąc mu nos. -To za Hermionę. Skrzywdziłeś ją, draniu! Podoba ci się w rodzince Śmierciożerców, co?!
Jęknął z bólu, jednak nie dał sobą pomiatać. Już po chwili, zrzucił z siebie Wybrańca i czym prędzej zerwał się na nogi by dobiec do bramy gdzie czekali na niego przyjaciele. Nie stał jednak za długo. Potter złapał go za nogę, po raz kolejny powalając na ziemię. Ślizgon zaklął, kopiąc go w twarz. Próbował wyrwać nogę z uścisku chłopaka, jednak nie za bardzo mu to wychodziło.
-Puszczaj-warknął, wściekły, że dał tak się załatwić.
-Nie ma mowy-wycedził przez zaciśnięte zęby Gryfon. -Nie pozwolę ci na to. Nie uciekniesz. Jesteś odpowiedzialny za to, co tu się dzieje!
W końcu udało mu się wyrwać nogę. Był jednak zbyt zły by dalej uciekać. Miał ranę na barku i brzuchu. Krew ściekała mu po brodzie, a złamany nos bolał niemiłosiernie. Był zbyt dumny, by darować Potterowi. Złapał za kołnierz jego szaty i bez skrupułów uderzył go w twarz.
-Rozumiem cię, Potter. Walczysz o to w co wierzysz, ale ja też mam swoje powody do tego co robię. Nie pozwolę, żebyś przeszkodził mi kiedy jestem tak blisko-oznajmił, po raz kolejny go uderzając.
***
-Co on robi?!-Teodor zdawał się być zrozpaczony przez postawę przyjaciela. Resztkami sił powstrzymywał się od przekroczenia granicy między Hogwartem, a drogą prowadzącą do Hogsmade. Miał ochotę podbiec do chłopaka i sam zacząć się z nim bić.
-Zdaje się, że jest w stanie niekontrolowanej furii-stwierdził Blaise, co chwila krzywiąc się na widok tarzających się po trawie chłopaków. -Auć...-mruknął, widząc jak tym razem Harry kopie Dracona po brzuchu. -Teodor musimy to przerwać, oni się tam pozabijają.
-Nie ma mowy, nie przejdziesz przez bramę-zabronił mu, patrząc na niego ostrzegawczo.
-Więc co zamierzasz? Zaraz z zamku wybiegną Śmierciożercy i będą nici z naszej ucieczki!-powiedział ze złością.
-Tu jesteśmy bezpieczni-Teodor zdawał się nieugięty w swojej decyzji. Chciał chronić Blaise'a. Musiał pomóc im z dotarciem do lasu.
-Jak możesz być taki samolubny?!-spytał z oburzeniem Blaise. -Jemu trzeba pomóc-powiedział, wskazując na Dracona, który leżał co chwila obdarowywany nowym uderzeniem.
Teodor szybko myślał nad tym, co powinien zrobić. Pomoc Draconowi równała się z wystawieniem na ryzyko wszystkich trzech. Mógł uratować Blaise'a albo stracić ich obu...
-Zostań tu. Jeżeli coś się stanie teleportuj się sam-rzucił, po czym przekroczył przez granicę. -No i weź ze sobą jego-tu z odrazą wskazał na ojca Dracona. Spojrzał po raz ostatni na przyjaciela, po czym pobiegł w stronę gdzie zażartą walkę prowadził młody Malfoy.
***
-Jesteś dupkiem, Malfoy! Egoistą, cynicznym egocentrykiem!-cedził Harry, ściskając jego krtań.
-To niesamowite jaką przyjemność przynosi ci znęcanie się nad drugim człowiekiem-wychrypiał na wpół przytomny Draco. Resztkami sił odpierał atak Wybrańca.
-Ja tylko wymierzam sprawiedliwość, Malfoy-odparł tamten, patrząc na niego z nienawiścią. Ślizgon czuł jak brakuje mu powietrza, jak z każdą chwilą trudniej jest utrzymać mu powieki. Zmusił się do podniesienia ręki.
-W takim ja wymierzę mocny, prawy sierpowy-zadeklarował się, uderzając chłopaka. Harry puścił jego szyję, łapiąc się za obolały policzek. Spojrzał na niego z oburzeniem, zamierzając się zrewanżować, kiedy ktoś złapał go od tyłu i mocno pociągnął.
-Nie radzę-Teodor patrzył na Wybrańca z prawdziwą złością. -Potter stwierdzam, że przez ciebie nasz Draco nie jest już taki przystojny...-mruknął, oceniając szkody na twarzy blondyna. -Tak czy inaczej...-zaczął, widząc usatysfakcjonowanego Gryfona. -Przesadziłeś-skończył, oszałamiając go jednym ruchem różdżki.
-No stary... to było epickie-mruknął Draco, przyjmując wyciągniętą rękę przyjaciela. Podniósł się z ziemi, ocierając stróżkę krwi spływającą z jego skroni. -Ale wiesz, poradziłbym sobie.
Teodor prychnął pod nosem, patrząc w stronę gdzie czekał na nich Blaise.
-Musimy iść-powiedział, zarzucając sobie rękę przyjaciela na ramię. Po wyczerpującym biegu sam czuł się ledwo żywy, jednak wiedział, że to blondyn potrzebuje pomocy. Powoli ruszyli w stronę bramy. Draco ostrożnie stawiał nogi, które uginały się pod jego ciężarem. Ledwo się na nich trzymał, co chwila nieźle się chwiejąc.
-Cholera-Teodor odwrócił się w stronę zamku, gdzie w bramach stali już Śmierciożercy. -Pośpiesz się-syknął w stronę Dracona, który z całych sił próbował iść dalej. -Dasz radę.
Widział jak ubrani w Czarne Peleryny Śmierciożercy pokazują sobie ich palcami. Jak paru z nich rusza w ich stronę... Mimo wszystko starał się zachować zimną krew. Musiał pomóc przyjacielowi...
Blaise stał zaledwie paręnaście stóp dalej, wiedząc że nie może przekroczyć granicy.
Niezdecydowanie pisało się na jego twarzy. Co miał robić?
Draco i Teodor szli w jego stronę, sami do końca nie wierząc, że zdążą to zrobić zanim złapią ich Śmierciożercy.
-Uciekaj Blaise-krzyknął Draco. Słudzy Czarnego Pana byli już co raz bliżej. Wyminęli leżącego Pottera i zmierzali w ich stronę najwyraźniej wiedząc, że Ślizgoni uciekają. -Teleportuj się-powtórzył, przewracając się razem z Teodorem na ziemię.
Znaleźli się już w zasięgu różdżek nieprzyjaciół. Śmierciożercy próbowali zatrzymać ich zaklęciami.
Przez chwilę stał, zastanawiając się jaką decyzję podjąć.
Dopiero po chwili uświadomił sobie jak bardzo prosta jest jego decyzja. Zawsze chciał być wolny. Żałował tego kim był, a pomoc przyjaciołom była dla niego obowiązkiem. Czuł, że był im to winien, dlatego dzielnie trwał przy ich boku. Mógł teleportować się i osiągnąć dokładnie to, o czym zawsze marzył. Zniknąłby z kraju, byłby z dala od Voldemorta, od strachu, cierpień i bólu... Wreszcie byłby wolny!
Całe szczęście nie był egoistą...
Przekroczył bramę, szybko biegnąc w stronę przyjaciół. Pomógł im wstać, po czym pomógł Teodorowi wspierać Dracona.
Wolność, poczucie bezpieczeństwa, spokój... to wszystko byłoby bez znaczenia, jeżeli miałby żyć ze świadomością tego, że zostawił własnych przyjaciół. Mieli walczyć razem. Razem być wolnymi i szczęśliwymi. Poczuł jak obrywa jakimś zaklęciem. Upadł dokładnie w momencie kiedy razem z dwójką przyjaciół przekroczył bramę Hogwartu. Wyciągnął rękę w stronę Lucjusza i przymknął oczy skupiając się na jednym miejscu.
***
Poczuli jak uderzają o ziemię. W ich twarze uderzył podmuch ciepłego, świeżego powietrza. Znajdowali się w ciemnym, ogarniętym mrokiem lesie.
-Co się stało?-spytał Lucjusz, który leżał na ziemi dopiero co się przebudzając.
-Jesteśmy wolni-oświadczył Blaise, z szerokim uśmiechem na twarzy. -Udało się.
No! Ale co dalej?
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało się im uciec.
Mam nadzieję, że wszyscy główni bohaterowie przeżyją tę wojnę.
Ciekawe co będzie dalej ze związkami Ślizgonów.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Hermione Granger
No jaaaaa. W takim momencie. Potti taki odważny i silny? Coś się stało :D
OdpowiedzUsuńRozdział cuuudowny <3
Pozdrawiam i czekam na następny.
I w sumei zapraszam do siebie na już 14 rozdział http://great-unknown-feeling.blogspot.com/
Alexis Nott :)
Wow...ta ich walka - poprostu cudo!!!
OdpowiedzUsuńBardzo czekąaaaaaaaaaam na daąaaaalej!!! 9
Ha! Nareszcie uciekli! I to w jakim stylu!
OdpowiedzUsuńWoleli pomóc sobie nawzajem niż uciec samemu!
No i ten Lucjusz... tak na serio chce naprawić stosunki z Draco?!
Rozdział bardzo mi się spodobał, ale mam jedną uwagę: to czarodzieje, w takim razie po cholerę się bili? Przegapiłam moment, w którym wypadły im różdżki? Przecież Potter mógł spokojnie zaatakować blondasów jak uciekali...
Najważniejsze jednak, że im się udało.
Ale co będzie dalej? Gdzie wylądują? Co z Dumbledorem?
Z niecierpliwością czekam na nastepny rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny,
Zachwycona
Tak, myślałam o tym. Wydało mi się jednak, że bitwa na pięści jest bardziej dramatyczna ;) Tu chodziło o to, żeby się wyżyć. Obydwoje byli wściekli, dlatego po ludzku zaczęli się okładać xD Bardzo dziękuję za komentarz.
UsuńRozdział niesamowity, tyle się w nim działo i w ogóle. Te wszystkie walki były po prostu epickie. Już sama nie wiem, co napisać, bo podobało mi się absolutnie wszystko ♥ Tylko nasuwa mi się jedno pytanie, co teraz? Już mnie ciekawość zżera, co będzie następnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Co tu duzo pisac... Zaparlo mi dech w piersiach. WOW!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdzial
Kate
Kochana, najukochańsza, cudowna Olu!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był tak epicki, że przeczytałam go z zapartym tchem! Po prostu to napięcie, które zbudowałaś, było takie... genialne! Według mnie (wiem, że inni wolą więcej słodyczy Dramione) rozdział był najlepszy- dynamika i liryczne przemyślenia, to to, co Cyzia lubi najbardziej! Pozdrawiam i życzę więcej takich wspaniałych pomysłów/ panna Cyzia
Ale jaja! Powiem szczerze że nie spodziewalam sie ze naprawde uciekną!... Rozdział bardzo, bardzo fajny, ale jak dla mnie za mało Dramione ;c Jestem wkurzona tym jak Draco traktuje Hermione...okej, wszystko rozumiem. Chce ja chronić i wogole, ale za taką cenę?;c Teodor. Eh strasznie lubie jego związek z Lena, jest taki...nietypowy ;) tak... To dobre określenie <3 jak pomyśle ze on umiera, to mam ochotę lecieć do Hogwartu i wymyślić antidotum! Dosłownie ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nastepny jeszcze lepszy rozdzial. Pozdrawiam i zycze weny ;)
/Charlotte
O Boże! Nie spodziewałam się, że uda im się uciec. Ale jestem prze szczęśliwa. :D Szkoda mi Hermionki. ;c
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że Lucek odwali coś głupiego. Ale to tylko moje głupie wrażenie. ;)
Ah, pisz szybciutko, bo teraz to się akcja zacznie, czuję. :D
Pozdrawiam, Maadź. :*
www.dramione-impossible-love.blogspot.com
Rozdział bardzo fajny, ale zauważyłam całe mnóstwo błedów i nie chodzi tu o interpunkcje :) Podam przykład: "Luna spojrzała ze zdziwieniem na Lucjusza, jednak tylko wzruszyła ramionami. Już po chwili znalazła sobie innego przeciwnika." -Ot, beztroska walka, która nie wzbudza żadnych wrażeń spośród walczących. Nie wydaje ci się to dziwne? :) Mam nadizjeę, że rozumiesz mój tok myslenia. Aczkolwiek zdania nie zmieniam - rozdział mi się bardzo podoba i chyba przeczytam go nawet podobnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Madi :)
Zaraz, zaraz... mówimy tu o Lunie, prawda? Zawsze wyobrażałam ją sobie jako marzycielkę żyjącą w innym świecie. Jakoś nie widzę jej w roli trzeźwo myślącej, przejmującej się walką dziewczyny. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że ci się podoba ;)))
UsuńJejciuuu <3 Czekała no i jest ;3
OdpowiedzUsuńTak się bałam, że im się nie uda uciec ;c Biedny Teodor, szkoda mi go ;c Pottuś jaki butny ;o Rozdział był genialny i czekam na kolejny <3
Pozdrawiam,
Mops xx ^^
Cudowny rozdział, jak każdy z resztą. Cieszę się, że udało im się uciec, ale co dalej?
OdpowiedzUsuńPewnie dowiem się w kolejnym rozdziale, czekam na NN <3
ZAPRASZAM DO MNIE http://youaremyhorcrux.blogspot.com/ :) Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu :D
Kolejne opowiadanie, które mnie bez reszty wsiąkło! Jesteś niesamowita! Uwielbiam to trio i nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!!! Jestem strasznie ciekawa, czy akcja dalej potoczy się podobnie jak w "Insygniach śmierci", czy Teo naprawdę umrze... czy Draco w finale będzie z Hermioną, a Blaise odnajdzie Pansy... Stworzyłaś niesamowity klimat i charaktery bohaterów dzięki czemu czyta się to wszystko z prawdziwą przyjemnością^^ Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, pozdr!!!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, emocjonujący i zajebisty rozdział!
OdpowiedzUsuńBałam się, że jednak im się nie uda, ale na szczęście są wolni. Mam nadzieję, że to nie koniec ten historii, do jest na prawdę fajna, wciągająca, a każdy bohater ma świetną i wyróżniającą się osobowość i byłoby mi strasznie szkoda się z nimi rozstawać.
Pozdrawiam, życzę weny i żebyś pisała jeszcze i jeszcze :*
~Julla
Super. Dopiero teraz przeczytałam i komentuje, wcześniej nie miałam czasu. Przepraszam.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, szkoda tylko, ze Draco nie pocalowal Hermiony na pożegnanie. To by było urocze. Ale nic, ide czytać kolejny rozdział :)
Dlaczego w takim miejscu skończyłaś ?!
OdpowiedzUsuń/ Tsuki
Wow, jedno wielkie wow. Genialny pomysł z tym opowiadaniem. Pokazujesz, że wojna rani obie strony. I bardzo podoba mi sie Twój styl pisania😊
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Anita
Wreszcie! Walka Dracona i Herrego była świetna. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. :D
OdpowiedzUsuń