To był już kolejny dzień. Kolejny, majowy dzień, który spędzali w Albańskim lesie. Od ucieczki z Hogwartu minęło nieco ponad dwa miesiące. Odniesione rany prawie całkiem się zagoiły. Chyba tylko z Teodorem było coraz gorzej. Ślizgoni rozbili obóz nad morzem, znajdującym się u skraju nieprzemierzonego, emanującego mrokiem lasu. Nikt nigdy nie zapuszczał się w te rejony, dlatego mieli spokój. Mieszkały tam jednak dzikie zwierzęta, dlatego cały czas ktoś musiał stać na straży. Życie w lesie mimo wszystko okazało się dużo lepsze niż to w murach Hogwartu, gdzie ciągle musieli się czymś przejmować. Tutaj mogli odpocząć od okropnych ludzi. No może... od większości okropnych ludzi, bo Lucjusz Malfoy okazał się najgorszym towarzyszem na jakiego kiedykolwiek przyszło im natrafić.
Ojciec Dracona okazał się nieznośny. Owszem zabrali mu różdżkę i rzucili na niego zaklęcie, które uniemożliwiało mu samodzielną teleportacje, ale nie zmieniało to faktu, że musieli mieć się przy nim na baczności. Nie raz próbował uciec, albo zabić ich podczas snu. Był podły i bardzo irytujący. Nie mieli jednak innego wyboru. Musieli dzielnie znosić jego zrzędzenie.
***
-To ma się nazywać jedzenie?!-Lucjusz Malfoy patrzył na upieczonego przez Blaise'a królika z prawdziwym obrzydzeniem.
-Świetnie. W takim razie ty pójdziesz na kolejne polowanie-zarządził Zabini, patrząc na mężczyznę z wściekłością.
-W twoich snach-odparł Lucjusz z gniewnie zmrużonymi oczami. -Nie oddalę się od tego obozu. Nie po tym, jak ostatnio chcieliście zgubić mnie w lesie.
-Sam uciekłeś-wtrącił się Draco, wywracając oczami. -Przestań i zajmij się jedzeniem-dodał, patrząc na ojca z niechęcią.
-Uciekłem, bo źle mnie traktowaliście...-trzej Ślizgoni prychnęli z oburzeniem-...owszem, teraz już wiem, że to nieopłacalne. Tak czy inaczej nie ufam wam i muszę dbać o siebie. Nie ruszę się z tego obozu za nic w świecie-oświadczył z niezadowoleniem. Wziął kawałek królika do ręki po czym wsadził go do ust, mocno się przy tym krzywiąc.
-Powinniśmy zdecydować gdzie ruszymy dalej. Nie możemy bezustannie siedzieć w lesie-mruknął Teodor, zmieniając temat. Był już bardzo wychudzony. Cienie pod oczami świadczyły o wielu nieprzespanych nocach, a blada prawie przezroczysta cera o tym, jak bardzo jest słaby. W ciągu dwóch miesięcy stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. Dostawał ataków nieznośnego bólu, a nocne koszmary nie pozwalały mu nawet zmrużyć oka. Śmierć zbliżała się wielkimi krokami, a on nie miał pojęcia jak powinien powiadomić o tym przyjaciół. Wiedział, że go podejrzewają. Nie mieli jednak świadomości jak bardzo poważny jest stan Teodora. Nie byli głupi. Wiedzieli, że kłamie, kiedy mówił, że czuje się co raz lepiej. Wiedzieli, że dzieje się z nim coś złego. Nie mogli jednak niczego z niego wyciągnąć.
-Mi tam jest tu dobrze-stwierdził Draco delikatnie się uśmiechając. Jego twarz pokryta była licznymi zadrapaniami i siniakami ale powoli zaczynał wyglądać jak dawny, przystojny Malfoy.
-Skoro jesteście tak mało kreatywni i nie umiecie nic wymyślić, pozwólcie, że ja coś zaproponuję. Wrócimy do Londynu, poprosimy Czarnego Pana o wybaczenie i będziemy dalej dumnie służyć w jego szeregach-zaproponował Lucjusz.
Wszyscy trzej Ślizgoni spojrzeli na niego z politowaniem.
-Nie ma już powrotu-powiedział Draco, pragnąc raz na zawsze mu to uświadomić. -Jest wściekły i myśli, że tak jak my go zdradziłeś. Jest pewny, że stchórzyłeś i uciekłeś-wyjaśnił spokojnie. -Jeżeli wrócisz to tylko po to by umrzeć.
-Więc sugerujesz, że lepiej umrzeć tutaj rozszarpanym przez dzikie zwierzęta?! Czy wam już totalnie wyprano mózgi?! Nie umrę jako zdrajca i uciekinier. Synu, nie pozwolę byś hańbił nasz ród w taki sposób...
-Och, daj spokój-przerwał mu znudzony Draco. -Przyzwyczaisz się do życia w lesie. Rozumiem, że po tylu latach w arystokratycznej willi jest ci ciężko, ale nie masz innego wyboru jak żyć na NASZYCH warunkach-oznajmił z sztucznym uśmiechem.
-Ostatnią rzeczą jaką zrobię będzie dostosowanie się do twoich warunków-oświadczył Lucjusz, zrywając się z miejsca. -Czy ty naprawdę myślisz, że zniżyłbym się do tego poziomu?! Ty podły, niewdzięczny...
Nagle Lucjusz zamarł i upadł na ziemię.
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać-wyjaśnił Blaise, trzymając w ręce grubą gałąź, którą uderzył go w głowę.
-Musisz się pohamować, Blaise. To już trzeci raz w tym tygodniu-zaśmiał się Teodor.
Zabini uśmiechnął się, pomijając fakt, że w ostatnim czasie, tak naprawdę pozbawił Lucjusza przytomności już pięć razy.
-Żal mi go. Ten człowiek jest nienormalny-stwierdził , nachylając się nad mężczyzną i wylewając mu na głowę wiadro wody. Lucjusz momentalnie wytrzeszczył oczy, zrywając się do pozycji siedzącej.
-Jak mogłeś?! Ty bezczelny, ignorancie! Ty...-znów upadł na ziemię, tym razem uderzony przez Dracona.
-Zaczynam cię rozumieć. Nieprzytomny jest zdecydowanie bardziej znośny.
***
Teodor siedział na kamieniu, z dala od znajdujących się w obozowisku przyjaciół. Ostatnio dużo czasu spędzał w samotności. Odizolowanie się od reszty było po prostu łatwiejsze niż siedzenie z nimi i uświadamianie sobie, jak mało wspólnych chwil im zostało. Nie miał już żadnej nadziei. Pogodził się ze śmiercią. Jego najgorszym problemem była świadomość, że nie jest gotowy powiedzieć o tym przyjaciołom. Byli razem bardzo zżyci, gotowi do wielu poświęceń w trosce o wspólne dobro. Jak miał im powiedzieć, że zamierza odejść od nich na zawsze?
Tępo wpatrywał się w kawałek magicznej, ruchomej fotografii. Podarunek od Leny był wspaniały. Zdjęcie z trzeciej klasy przedstawiało Dracona, Blaise'a, Lenę, Pansy i jego. Stali wszyscy razem, z szerokimi uśmiechami na twarzy. Zrobiono je zaraz po zwycięstwie meczu Quidditcha. Ubrani w srebrno-szare szaty i szaliki wyglądali na najszczęśliwszych ludzi pod słońcem.
Teraz, Teodor wiedział, że ucieczka była najlepszym co mogło być. Spojrzał w bok na śmiejącego się Dracona. Właśnie wywinął Blaise'owi jakiś kawał. Tutaj, w dzikim lesie na totalnym odludziu wreszcie mogli być sobą.
Westchnął, uświadamiając sobie, że będzie musiał niedługo im powiedzieć. Jego przyjaciele byli silni, poradzą sobie bez niego.
Na wymęczoną twarz chłopaka wpłynął delikatny uśmiech. Poradzą sobie. Nie z takimi rzeczami przyszło im się zmierzyć.
***
Zapadła noc. Draco siedział oparty o jedno z wysokich drzew, pilnując obozowiska. Oczy same mu się zamykały, jednak wiedział, że musi wytrzymać do świtu. Teodor zasługiwał na odpoczynek.
Mimo iż warta chłopaka zaczęła się dobre parę godzin temu, blondyn postanowił go nie budzić.
Od zawsze interesował się medycyną. Wiedział, że z przyjacielem nie jest najlepiej, jednak nie miał pojęcia co też mogło mu dolegać. Nie zostało mu nic oprócz nadziei, że porządna dawka snu, jedzenia i oszczędzania energii, nieco mu pomoże.
Tej nocy Teodora nie męczyły koszmary, dlatego miał nadzieję, że jest z nim już trochę lepiej.
-Powinieneś się przespać.
Odwrócił się, ze zdziwieniem patrząc na opartego o pobliskie drzewo Lucjusza.
-Żebyś nas pozabijał?-spytał, unosząc w górę jedną brew. -Nie sądzę...
Starszy z Malfoyów westchnął, siadając obok syna. Na jego głowie widniały dwa guzy, jednak chyba nie przyszedł po to, by robić mu wyrzuty. Przez dłuższą chwilę milczał, by dopiero po pewnym czasie zabrać głos.
-Wiem, że nie zasługuję na twoje zaufanie i nawet go od ciebie nie oczekuję ale... jesteśmy na siebie zdani, Draco. Jeżeli chcemy jakoś funkcjonować musimy nauczyć się razem współpracować.
-O co ci chodzi?-poirytowany Draco spojrzał na ojca z zażenowaniem.
-Nie mogę spać. Stwierdziłem, że mógłbym stanąć na warcie... Wierz lub nie, nie zamierzam zrobić wam krzywdy. Z bólem przyznaję, że muszę zacząć działać na waszych warunkach.
Blondyn spojrzał na ojca z niedowierzaniem. Mimo wszystko w stalowoszarych oczach Lucjusza nie widział kłamstwa.
-Mogę cię o coś spytać?-jego cichy głos rozdarł dłużące się milczenie. Starszy mężczyzna skinął głową, przenikając go swoim bystrym wzrokiem.
-Wtedy kiedy uciekaliśmy z zamku. Poprosiłem cię żebyś pobiegł w stronę bramy. Dlaczego to zrobiłeś? Wiedziałeś co cię spotka. Miałeś świadomość, że żaden z nas nie ma wobec ciebie dobrych zamiarów.
-Nie spodziewałem się, że wyniesie mnie do takiej dziczy. Wiesz, chyba po prostu zobaczyłem w twoich oczach błaganie. Może to zabrzmi ckliwie ale... jesteś moim jedynym synem, Draco. Oprócz ciebie nie mam nikogo innego.
Blondyn pokiwał głową, cicho wzdychając. Nie miał pojęcia co wpływa na zmianę Lucjusza. Z dnia na dzień mężczyzna zdawał się bardziej rozumieć swoje postępowanie. Owszem, dalej był nieznośny, bezczelny i arogancki ale chociażby rozmowa, którą właśnie z nim przeprowadzał sprawiła, że nie dało się nie zauważyć postępującej w nim metamorfozy.
Draco zacisnął zęby, starając się nie wypowiedzieć słów, których potem mógłby żałować.
-Synu, wtedy w Malfoy Manor mówiłem poważnie. Możemy zacisnąć nasze więzi.
-Dobrze wiesz, że to niemożliwe-mruknął cicho chłopak. -Nie wybaczę ci tego co zrobiłeś, nie potrafię-wyznał, patrząc mu w oczy. -Ale cenię sobie twoje słowa-dodał z rezygnacją.
-Chodzi o twoją matkę-Lucjusz westchnął, pocierając skronie. -To co wtedy zrobiłem...
-Nigdy ci tego nie zapomnę-dokończył za niego lekko podenerwowany chłopak. Mimo wszystko nie podnosił głosu, nie chcąc pobudzić śpiących w pobliżu przyjaciół. -To było najbardziej okrutną rzeczą jaką widziałem w życiu. Nie licz na to, że to pójdzie w niepamięć.
-Chcę żebyś wiedział, że na pewien sposób ją kochałem.
Draco prychnął pod nosem, śmiejąc się ironicznie.
-Kochałeś...-powtórzył z kpiną. -Ty nie potrafisz kochać. Nie masz pojęcia co to znaczy...
-Tak łatwo ci mnie oceniać, co?-Lucjusz uśmiechnął się krzywo, a na jego twarz wpłynęło niezadowolenie.
-Może dlatego, że nieraz udowodniłeś mi kim jesteś?-Draco zdawał się coraz bardziej zły na ojca. Jego wyrazy żalu były żałosne. -Rozumiem, że w większości spraw chodziło o Czarnego Pana. Ale jej... ona nic nie zrobiła, nikt nie kazał ci jej zabijać-szepnął ze smutkiem. Ten temat dalej bardzo bolał.
-Przykro mi-powiedział Lucjusz tonem wypranym z emocji.
-Zniszczyłeś mnie. Sprawiłeś, że stałem się kimś złym, tylko ciebie potrafię tak bardzo nienawidzić i tylko ty umiesz tak bardzo mnie zdenerwować. Przez ciebie całe moje życie wyglądało jak jakiś popaprany, nierealny film i wiesz co? Myślę, że zwykłe "przykro mi" w tym wypadku nie wystarczy.
Lucjusz zamilkł, patrząc na syna ze smutkiem. Przez chwilę w jego oczach naprawdę można było dostrzec żal. Draco wiedział, że to co mówił ojciec było prawdziwe. Tyle, że w tym przypadku potrzebował dużo czasu. Rany nie były wstanie tak szybko się zagoić, w szczególności, że Lucjusz dalej pozostawał złym człowiekiem.
-Zostań na warcie skoro tak ci zależy-mruknął chłopak, po czym wstał i skierował się w stronę obozowiska gdzie spali jego pozostali przyjaciele
Mimo iż był znużony, długo nie mógł zasnąć. Coś mówiło mu, że czający się w lesie mrok, powoli się do nich zbliża. Od wielu dni nie czuł czegoś takiego. Dopiero po godzinie udało mu się zapaść w niespokojny, pełen koszmarów sen.
***
-Blaise-Teodor zdawał się jeszcze bardziej zmęczony po wielogodzinnej drzemce. -Blaise, która jest godzina?-spytał, wpatrując się w wysoko położone na niebie słońce.
-Myślę, że dochodzi południe-stwierdził, zaspanym głosem. -Dlaczego spaliśmy tak długo?-spytał, wychodząc ze swojego śpiwora. Odkąd mieszkali w lesie, spali w zrobionym z drzewa szałasie. Mimo iż Albania należała do cieplejszych terenów, noce były naprawdę chłodne. Chłopak mimowolnie wzdrygnął się, kiedy letni wiatr owiał jego rozgrzane ciało. Ten dzień należał do najzimniejszych odkąd uciekli z Hogwartu.
-Jak się spało?-łagodny głos pewnego mężczyzny sprawił, że opadły im szczęki. Lucjusz Malfoy niósł w rękach dopiero co upieczone mięso. -Przyniosłem śniadanie-wyjaśnił, posyłając im szeroki uśmiech.
Teodor zakrztusił się własną śliną, wytrzeszczając oczy.
-Dobrze się pan czuje?-spytał, kiedy mężczyzna podał mu jego porcję.
-Gdzie jest Draco?-dodał, Blaise, obwąchując swoje jedzenie. -Czy to na pewno nie jest zatrute?-szepnął konspiracyjnie do Teodora.
-Wszystko w jak najlepszym porządku. Mimo iż pogoda nie jest taka jak być powinna, trzeba cieszyć się dniem, prawda? Draco poszedł przejść się po lesie, chyba nie mógł spać. Wyruszył rano, ale powinien już być. Mówił, że wróci przed południem.
Chłopcy spojrzeli na niego całkiem nieprzekonani.
Lucjusz wydawał się zupełnie nie wiedzieć o co chodzi. Cóż... w końcu Draco nie odziedziczył zdolności do kłamania po matce, prawda?
Teodor wzruszył ramionami, po czym stwierdzając, że i tak nic nie jest już wstanie mu zaszkodzić, zaczął jeść swoje śniadanie.
-Całkiem niezłe-stwierdził, zachęcająco patrząc na Blaise'a. -No przecież nie jest trujące-żachnął się, widząc potępiający wzrok przyjaciela.
-Jedzcie dzieci, jedzcie, bo wam wystygnie-mruknął Lucjusz na pozór łagodnie. Mimo wszystko grymas niezadowolenia pojawił się na jego twarzy.
-Staram się być miły, jasne?-warknął, widząc zszokowane spojrzenia Ślizgonów.
***
Draco szedł przez las, rozmyślając nad tym co działo się w jego życiu. No może raczej o tym co dzieje się w życiu pewnej brązowowłosej Gryfonki. Odkąd uciekli z Hogwartu, nie mieli żadnych kontaktów z prawdziwym światem. Nie mieli pojęcia co dzieje się w Londynie, ani jak miewają się uczniowie szkoły po nagłym ataku Śmierciożerców. Choć pragnął odpędzić od siebie te myśli, nie przestawał martwić się o Hermionę. Czy była bezpieczna? Czy podczas bitwy nic jej się nie stało?
Dręczące myśli nie przestawały zaprzątać jego umysłu, przyprawiając go o co raz to silniejsze mdłości. Chwilami czuł się jak największy tchórz na świecie.
-Co ja robię?...-szepnął, osuwając się po grubym pniu drzewa. Powinien być teraz w Anglii. Patrząc na wszystkie swoje decyzje z perspektywy czasu, żałował naprawdę wielu rzeczy. Przyłączenie do Dumbeldore'a i Zakonu Feniksa nie wydawało się teraz takie złe. Mógłby walczyć po tej słusznej stronie...
Tymczasem siedział w lesie i nic nie robił. Jedynie odpoczywał od Voldemorta i zgrai jego sługusów.
Udawanie, że problem znikł wraz z ich ucieczką, był najbardziej żałosną rzeczą jaką mógł robić.
Wszyscy źli ludzie dalej tym byli. Dalej torturowali, znęcali się i zabijali niewinnych ludzi.
Wstał, z zamiarem porozmawiania z przyjaciółmi. Ich zdanie zawsze się dla niego liczyło. Owszem, nie zawsze się z nimi zgadzał, ale miał nadzieję, że pomogą mu rozwiązać problem.
Ruszył w stronę obozowiska, znajdującego się raptem kilkanaście minut drogi stąd.
***
-Teodor? Blaise?-Draco popatrzył na nich nieco zbity z tropu. Siedzieli razem z jego ojcem, miło gawędząc.
Przyjaciele oderwali wzrok od starszego z Malfoy'ów, patrząc na niego z wyczekiwaniem.
-Co wy robicie?-spytał, z szokiem stwierdzając, że razem z Lucjuszem popijali sobie herbatkę. Różdżki pozwoliły im na udoskonalanie wody w nawet najsmaczniejsze napoje, ale nigdy nie sądził, że wykorzystają tę zdolność do spędzania miłego popołudnia razem z jego ojcem.
-Zacieśniamy więzi-wyjaśnił Lucjusz, patrząc na syna z niechęcią.
-Że co proszę?-Draco zdawał się być bardzo zdziwiony.
-No wiesz, ludzie spotykają się, rozmawiają, lepiej poznają...
-Czy ty mi chcesz odbić przyjaciół?-spytał chłodno chłopak.
-Och... Draco-Teodor zaśmiał się, wstając z rozłożonego koca. -Nie przesadzaj. Jak spacer?
-W porządku-mruknął z niezadowoleniem. -Możemy pogadać?-spytał, mrożąc Lucjusza spojrzeniem.
-Jasne-Blaise poklepał miejsce obok, na czerwonym, kraciastym kocu.
-Poważnie, na osobności, z dala od mojego podstępnego ojca i jego zabawy w piknik-sprostował, patrząc na przyjaciół z zniecierpliwieniem.
***
-Dobrze, o co chodzi?-spytał Blaise, kiedy znaleźli się parę metrów od obozowiska.
-Chcę wrócić do Londynu-wypalił, bez owijania w bawełnę.
-Wiem, że nigdy nie byłeś zwolennikiem tego pomysłu, ale nie masz już odwrotu. Powrót do Anglii równa się ze śmiercią. Jeżeli chcesz przeżyć...
-Chcę żyć i przeżyję-przerwał mu oschle Draco. -Rozumiem, że nie można tak nagle zmieniać zdania ale ja nie mogę siedzieć bezczynnie. Kto z nas wie co dzieje się w Anglii?
-Nie mamy pojęcia, dlatego powrót do Londynu będzie dla nas bardzo ryzykowny-powiedział niezadowolony Teodor. Chciał być pewny, że jego przyjaciele będą bezpieczni kiedy umrze.
-A co jeżeli Dumbeldore żyje? Co jeżeli potrzebują naszej pomocy? Nasi znajomi...
-To bardzo głupi pomysł, Draco-powiedział Lucjusz, który niespodziewanie wtrącił się do ich rozmowy.
-Mówiąc na "osobności" miałem na myśli "z dala od ciebie". Jak można było nie zrozumieć takiej iluzji?!-warknął zirytowany blondyn. -Ja nawet nie starałem się tego ukrywać.
-Powrót do Londynu jest niebezpieczny-stwierdził, zupełnie niewzruszony Lucjusz. -Nie powinieneś...
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie! Niedawno sam chciałeś wracać!
-Ale oświeciłeś mi umysł. Staram się poprawić, ale jeżeli zamierzasz robić nam kłopoty, nic nie stoi mi na przeszkodzie by wrócić na złą ścieżkę-mruknął Lucjusz, zaciskając pięści. -Połamię ci nóżki i rączki, tak byś nie mógł się stąd ruszyć-oświadczył, sprawiając wrażenie zupełnie poważnego. Żadnemu ze Ślizgonów nawet przez chwilę nie przemknęła myśl, że może żartować.
Ku zdziwieniu Dracona, zarówno Teodor jak i Blaise nie byli oburzeni wypowiedzią Lucjusza. Wręcz przeciwnie, zdawali się ją popierać.
-No nie, nie wierzę! Jesteście tchórzami! Musimy wrócić do Londynu. Musimy walczyć. Nie pozwolę by Voldemort...-urwał, słysząc w pobliżu podejrzany trzask.
Wszyscy trzej Ślizgoni wyciągnęli różdżki, z niepokojem wpatrując się w odległe o zaledwie parę stóp krzaki.
-Coś mi się wydaje, że nie powinieneś wypowiadać jego imienia, Draco-upomniał go Lucjusz, wyraźnie niezadowolony, że jemu jego jedyna broń została odebrana.
Potem wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Nagły wybuch wyrzucił ich do tyłu, gdzie mocno uderzyli o ziemię. Odłamki mocno ich pokaleczyły, jednak nie mieli czasu na analizowanie tego co się dzieje. Instynktownie zerwali się z ziemi, mierząc różdżkami w wyłaniających się z lasu Śmierciożerców.
-Proszę, proszę-szukaliśmy was od wielu dni...-mruknął Dohołow, obracając w palcach swoją różdżkę.
-No to masz czego chciałeś-poinformował go wściekły Dracon. Z jego skroni i nogi sączyła się świeża krew. Jego przyjaciel i ojciec byli w podobnym stanie. No... może oprócz Teodora, który opierał się o drzewo, ledwo trzymając się na nogach.
-Czarny Pan będzie zachwycony, że was odnaleźliśmy-zarechotał ktoś z tyłu. Uciekinierzy mieli przed sobą około dziesięciu postaci zdeterminowanych by ukarać ich śmiercią w najgorszych męczarniach.
-Najpierw będziecie musieli nas złapać-oświadczył Blaise, ocierając krew z nosa. Na jego twarzy gościł szaleńczy, pełen ironii uśmieszek. Po wszystkim co przeszedł, nie zamierzał oddać się w ręce wroga bez walki.
-Och... dajcie spokój-zaśmiał się jeden z Śmierciożerców. -Nie chcecie wrócić do domu? Po waszym odejściu, Czarny Pan zajął Malfoy Manor. Ma tam swoją twierdzę. Może będzie łaskawy i pozwoli ujść wam z życiem? W końcu mieszka teraz u was...
Milczący dotychczas Lucjusz, zmrużył gniewnie oczy. Voldemort był dla niego ideałem. Był jego oddanym sługą, ale Czarny Pan nie miał prawa tak po prostu przywłaszczać sobie jego domu.
Był zły, a przepełnione poczuciem wyższości spojrzenia Śmierciożerców, tylko podniecały jego wściekłość.
Nie miał różdżki ale w zaszłych okolicznościach był gotów do zniżenia się do poziomu mugoslkich bójek.
-Zapłacisz za ten uśmiech, Dohołow-warknął, idąc w stronę śmiejącego się mężczyzny.
Nim Śmierciożercy zdążyli zareagować, ich generał został powalony na ziemię.
Teodor, Draco i Blaise przyglądali się temu ze zdziwieniem.
-Czy to na pewno twój ojciec?-spytał Teodor, na chwilę przymykając oczy. Mimo iż starał się zachować przytomność, co raz trudniej mu to przychodziło.
Draco spojrzał na niego z powagą. Wystarczyła mu chwila by stwierdzić, że przyjaciel nie nadaje się do walki.
Musiał podjąć decyzję. Widział jak Lucjusz jest oszałamiany przez Śmierciożerców, jak różdżki ubranych w czarne płaszcze mężczyzn, powoli zwracają się w ich stronę.
W ostatnim momencie schylił się, unikając lecącego w jego stronę zaklęcia. Złapał Blaise i Teodora za ręce, teleportując się na sam skraj lasu.
Kiedy znaleźli się na ziemi, Teodor momentalnie upadł na ziemię, ciężko oddychając.
-To się zaczyna-pomyślał, widząc przed sobą mnóstwo nieokreślonych i nierealnych kształtów. -Halucynacje...
Uciążliwy ból w klatce piersiowej co raz bardziej mu dokuczał.
-Teodor, spójrz na mnie-Draco potrząsnął nim, próbując przywołać go do rzeczywistości. -Musisz wytrzymać, oni zaraz tu będą. Musimy wygrać tą walkę, a ty musisz nam pomóc-powiedział, uparcie próbując go wybudzić. Nieobecny wzrok chłopaka mówił jednak sam za siebie.
Chłopak nie nadawał się do bitwy.
-Blaise, mają nad nami przewagę-zauważył blondyn z paniką nasłuchując zbliżających się kroków Śmierciożerców.
-Czemu nie teleportujemy się dalej?!-spytał Blaise, nerwowo wpatrując się w rozciągający się przed nimi las.
-Naprawdę sądzisz, że on przeżyje coś takiego?-wskazał na Teodora, który po pokonaniu małego odcinka zdawał się być w bardzo kiepskim stanie.
Blaise, westchnął, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
-A więc wygramy tą bitwę-stwierdził, przygotowując się na atak. Za ich plecami rozciągało się skalne urwisko, o którego strome zbocze rozbijały się wysokie fale Adriatyku. Morze sąsiadowało z lasem, tworząc bardzo przyjemną scenerię.
-Idealne miejsce na naszą wygraną, czyż nie?-przyznał mu Draco, oglądając się za siebie, gdzie leżał Teodor. Westchnął cicho, zaciskając rękę na swojej różdżce. Musieli zwyciężyć, nie było innego wyjścia.
Śmierciożercy wybiegli z lasu, niosąc ze sobą groźne okrzyki. Czarne płachty, w które byli odziani powiewały na wietrze, sprawiając, że przypominali budzących wśród wszystkich przerażenie, dementorów.
Zmierzali w kierunku chłopaków, mierząc w nich swoimi różdżkami.
Zarówno Draco jak i Blaise stali spokojnie, czekając na atak wroga. Mimo iż ich szanse były znikome, nie byli ludźmi, których można lekceważyć. Nie ważne były rany odniesione w wyniku wybuchu spowodowanego przez Śmierciożerców. Liczyły się te w sercu, które z każdą chwilą bolały co raz bardziej. Ślizgoni nie byli kimś, kto trzymałby swoją urazę ukrytą w sercu. Mieli zamiar odpłacić za to, co spotkało Teodora.
-Teraz-oznajmił z opanowaniem Draco, kiedy pierwsze zaklęcie pomknęło w ich stronę. Ruszyli w stronę Śmierciożerców, dzielnie blokując ich ataki. Obydwoje należeli do ludzi zdolnych i z temperamentem. Ich ruchy były takie, jakby od wielu dni przygotowywali strategię. Wszystko było przemyślane i skuteczne.
We dwójkę pokonali większość część Śmierciożerców. Wykorzystując swoje zdolności poradzili sobie z najlepiej wyszkolonymi ludźmi Voldemorta.
-Expeliarmus-krzyknął Draco, mierząc jednego ze Śmierciożerców, spojrzeniem swoich stalowoszarych oczu. Szaleńczy blask, który zalśnił w jego tęczówkach przyprawiłby o dreszcze najdzielniejszego przeciwnika. Śmierciożerca zdawał się jednak w porę opamiętać. Skutecznie odbił zaklęcie blondyna, wytrącając różdżkę z jego ręki.
-Co teraz, Malfoy?-zaśmiał się, powoli do niego podchodząc. -Jesteś teraz taki słaby, zupełnie bezsilny-zakpił, jednym ruchem powalając go na ziemię.
-Nie jestem słaby-zaprzeczył chłopak, kiedy but Śmierciożercy znalazł się na jego krtani. -Daj spokój, Rockwood. Zamierzasz mnie zdeptać?-zakpił, z ironicznym uśmiechem.
-Jak to jest, że jesteś taki pyskaty nawet w obliczu śmierci?-spytał, mężczyzna, uwalniając jego gardło. Chłopak złapał łapczywie oddech, próbując czym prędzej zerwać się z ziemi. Śmierciożerca uniemożliwił mu to jednak, nachylając się nad nim i mocno łapiąc go za ramiona.
-Poderznę ci gardło-poinformował go, wyciągając spod płaszcza ostry sztylet. Widocznie takie zabijanie sprawiało mu więcej frajdy.
Draco zamarł, kiedy przypomniał sobie śmierć Narcyzy. Miałby pozwolić by kolejny Malfoy został zabity w taki sposób? Jego duma została poważnie urażona. Splunął w twarz Rockwoodowi, po czym niewiele myśląc przywalił mu w głowę, własnym czołem.
-Ugh... to boli-stwierdził, wysuwając się spod ciała zemdlałego Śmierciożercy.
-Ale było epickie!-krzyknął w jego stronę Blaise, który walczył na raz z trzema wrogami. Wyraźnie potrzebował pomocy. Draco podbiegł w ich stronę, rzucając spojrzenie w stronę Teodora, który powoli podnosił się z ziemi. Potrzebował różdżki, a tej którą zabrał mu Śmierciożerca, nie mógł znaleźć. Nie wiele myśląc podbiegł do przyjaciela, zabierając mu jedyną broń.
-Pożyczam-poinformował go, sprintem ruszając w stronę Śmierciożercy, który stał do niego tyłem. Bez namysłu, rzucił się na niego, skutecznie powalając na ziemię.
Znalazł się w środku koła zwolenników Voldemorta, którzy otoczyli Blaise'a i walczyli z nim w niesprawiedliwy sposób. Zerwał się na nogi, po czym stanął ramię w ramię z przyjacielem.
-Razem?-spytał, widząc pozostałych czterech Śmierciożerców. Z każdą chwilą było ich co raz więcej. Brunet skinął głową, unosząc w górę kąciki ust. Unieśli różdżki, i bez ostrzeżenia uderzyli nimi mężczyzn. Wszyscy czterej upadli na ziemię, ze zdziwieniem patrząc na zmierzających w ich stronę chłopaków. Draco związał ich niewidzialnymi linami, przyglądając im się z prawdziwą chęcią mordu.
-No i co my teraz z wami zrobimy?-spytał, nachylając się nad nimi z szerokim uśmiechem.
Śmierciożercy znajdowali się w pułapce. Pozostali towarzysze leżeli na ziemi oszołomieni przez skuteczne zaklęcia Ślizgonów.
-Oni by nas zabili-podsunął Blaise, z odrazą patrząc na czterech, związanych mężczyzn.
Draco westchnął, z zadowoleniem patrząc na stojącego o własnych siłach Teodora. Mimo iż chłopak nie wyglądał zbyt dobrze, teraz prezentował się niebywale groźnie, stojąc u szczytu stromego urwiska.
Triumfalne uśmiechy wpłynęły na twarze każdego z chłopców. Mimo przewagi liczebnej, Śmierciożercom nie udało się ich pokonać. Byli niezwyciężeni...
-I rzeczywiście zabijemy-powiedział ktoś za ich plecami.
Jak na zawołanie odwrócili się w stronę wyłaniającego się z lasu Dohołowa. Mimo pobijanej twarzy, mężczyzna zdawał się być w bardzo dobrym stanie.
Draco i Blaise wyciągnęli różdżki, jednak mężczyzna był szybszy. Do tego zrobił coś zupełnie nieprzewidywalnego, bo nawet nie próbował się przed nimi bronić. Zamiast tego zwrócił się w stronę szczytu urwiska, gdzie stał niczego nie spodziewający się Teodor...
***
-NOTT UCIEKAJ!-wrzasnął Draco, uświadamiając sobie co się dzieje. Zielony promień z zawrotną prędkością mknął w stronę chłopaka. Teodor stał jednak w miejscu, odważnie patrząc w oblicze zbliżającej się śmierci. -NO DALEJ UŻYJ MAGII!-krzyknął po raz kolejny blondyn, z szokiem stwierdzając, że przyjaciel nie robi zupełnie nic żeby się obronić. Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie, że trzyma w rękach różdżkę Teodora.
Choć wszystko trwało zaledwie parę sekund, dla niego dłużyło się jak wieczność. Patrzył jak zaklęcie uderza Teodora, a siła zaklęcia spycha chłopaka z urwiska, gdzie jego ciało porywają wzburzone przez wiatr odmęty wody.
Świat się zatrzymał. Przestał istnieć. Przestał tętnić życiem...
No i ten śmiech... Chyba tylko on uświadamiał go, że życie dla niego jeszcze się nie skończyło. Pełen kpiny i zadowolenia rechot wyrwał go z szoku.
Rzucił spojrzenie w stronę Blaise'a, który biegł w stronę urwiska i już nie miał wątpliwości co należy zrobić. Jednym zaklęciem wywrócił pełnego triumfu Dohołowa, po czym dorwał go, mocno łapiąc za kołnierz czarnego płaszcza.
-Zabiję cię-wycedził drżącym od wściekłości i bólu głosem. -Zabiję-powtórzył, uświadamiając się w tym przekonaniu. Złapał mężczyznę za ramiona, po czym uniósł do góry, tylko po to, by mocno uderzyć nim o ziemię. Wzrok Dohołowa nieco się zamglił. Z pewnością uderzenie było na tyle silne by dostać wstrząsu mózgu. Draco czuł jak ogarnia go rozpacz. Jak chęć pomsty przyjaciela opanowuje jego umysł, uniemożliwiając mu trzeźwe myślenie.
Podniósł rękę, by zapewnić Dohołowi męki, kiedy ten znikł. Teleportował się, uciekł.
Blondyn zamrugał oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Zdusił w sobie pełen wściekłości okrzyk, zaciskając mocno zęby.
Teodora nie ma. Teodor jest martwy...
Bolesne myśli zaprzątały jego umysł, jednak już po chwili przyćmiła je czysta nienawiść. Zwrócił się w stronę reszty Śmierciożerców, którzy bezwiednie leżeli na ziemi.
Uniósł różdżkę, zamierzając wybić każdego z nich.
-Nie chciałby, żebyś przez niego stał się mordercą-zauważył cicho Blaise. Smutek, który pobrzmiewał w jego głosie, przyprawił Dracona o dreszcze. Jeszcze nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. To jeszcze bardziej zachęciło go do mordu.
-Już i tak nim jestem. I tak jestem przesiąknięty złem, a oni...-głos mu się załamał. -A oni niszczą moich przyjaciół, moją rodzinę, całe moje życie-wyjaśnił z rozpaczą. -Nie pozwolę, żeby nie ponieśli za to odpowiedzialności.
-Nie pozwolę ci na to-Blaise uniósł różdżkę, mierząc nią prosto w pierś chłopaka. -Nie pozwolę żeby zabrali mi i ciebie.
---------------
Zanim znajdziecie mnie i zabijecie... Od początku był taki plan. Przepraszam, bo wiem co sądzicie na temat uśmiercania Teodora.
Dlatego... może lepiej wstrzymajcie się od zabijania i dzielnie poczekajcie do kolejnych rozdziałów?
Genialny, idealny, najlepszy. Kocham Cię za ten rozdział. Mam nadzieje, że udobruchasz mnie (jak zawsze) dalszymi rodziałami, bo oprócz łez mam też chęć mordu w oczach. Ale i tak uważam,ze to najlepszy do tej pory <3 Napiszesz, kiedy następna notka? Proszę
OdpowiedzUsuńKolejna notka jest już prawie gotowa, więc za parę dni. Dziękuję ci za komentarz ;)
Usuńoch, już nie mogę się doczekać :d WENY <3
UsuńDlaczego on ? To takie smutne ;( Zostawił wszystko, przyjaciół, dziewczynę, rodzinę. Ja nie wytrzymam! Ale trza się opanować, żyć dalej i czekać na następny rozdział. Świetnie napisany, genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńWeny! I czekam na następny!
Alvin
:( Szkoda ...dlaczego on?! eh czekam na kolejny rozdział !! Super notka :D
OdpowiedzUsuńPOPŁAKAŁAM SIĘ, SERIO ;__;
OdpowiedzUsuńNIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE NIE MA JUŻ TEODORA, PO PROSTU NIE MOGĘ....
ALE I TAK CZEKAM NA NN <3
ZAPRASZAM DO SIEBIE http://youaremyhorcrux.blogspot.com/ http://pain-and-lovers.blogspot.com/
Umarł od zaklęcia, nie cierpiał, sam tego chciał. Najmniej brutalna śmierć jaką mogłby sobie wymarzyć. Teodora nie ma, wię został tylko Draco i Blaise. Muszą sobie poradzić.. Wierze w nich! Czekam na następny rozdział. Dużo, dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńBoski rozdzial, ale końcówka? Eh dlaczego zabilas Teodora? Boże, przecież on był taki dobry... Płacze, poprostu płacze. Mam nadzieje ze NN już niedlugo ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę duzo weny i pozdrawiam ;)
/Charlotte
A ja byłam pewna nadziei, że nic mi dzisiaj nie zepsuje humoru :( Nie nie zabije cię, poczekam aż skończysz opowiadanie a potem zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opisy, po prostu czułam się jakbym tam była. A ta wypowiedź Blaise na końcu najzwyczajniej ścisnęła mi serduszko :) Czekam z niecierpliwością na nn i życzę mnóstwo weny =*
Luar Princesa ♥
Siedzę i płacze. Theo jest martwy. Jezu. Jak przeżyje to Lena. Matko!
OdpowiedzUsuńAle rozdział genialny. Tylko szkoda mi theodora... bardzo szkoda...
Uwielbiam postać Teodora <3 a Ty go usmiercilas. No ale jeżeli tak musieli być . Rozdziale super :-). Czekam na kolejny i więcej Dramione :-) pozdrawiam Angela :-)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale chyba jednak potrzebuję twojego adresu, bo mam normalnie ochotę....Wysłać ci bukiet za tą geeeeeeeeeeeeeeeenialność!
OdpowiedzUsuńMG MG MG MG MG MG MG MG MG MG MG MG MG MG MG
Co nie zmienia faktu, że mam też ochotę zabić za to!!!! Aaaaa ;(
Ja na miejscu Draco bym ich wszystkich ZATŁUKŁA na śmierć!
WEEENY!
O Mój Boże !!!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?! Jak mogłaś zabić Nott'a ?!
Nienawidzę Cię ale i tak życzę weny i oby wszystko im się ułożyło
Buziaki
PS. Rozdział cudny,zresztą jak zwykle :)
O Mój Boże !!!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś?! Jak mogłaś zabić Nott'a ?!
Nienawidzę Cię ale i tak życzę weny i oby wszystko im się ułożyło
Buziaki
PS. Rozdział cudny,zresztą jak zwykle :)
Hm... masz rację. Strzeż się czytelników.
OdpowiedzUsuńZabarykaduj drzwi, w oknach poprzybijaj deski i koniecznie załóż alarm w domu. I ewentualnie monitoring i chyba nic ci nie będzie groziło ;)
Rozdział świetny, a przemiana Lucjusza strasznie mnie zdziwiła, ale Teodor... mogę już płakać czy mam jeszcze poczekać?
Jesteś cholerą i tyle! Pytanie tylko co z Leną..?
Pozdrawiam.
Madi.
Nie bede cie hejtowac za to ze usmiercilas Teo. Tak musialo byc. A sposob w jaki to opisalas jest przecudowny. Masz wielki dar do pisania. Wykorzystaj to w kazdy mozliwy sposob. Twoje opowiadanie jest zupelnie inne od wszytkich ktore czytalam do tej pory. A troche tego bylo. To jak opisujesz zazylosc pomiedzy trojka przyjaciol jest bezbledne i w pelni moge to sobie wyobrazic. Kazde zdanie wydaje sie byc dokladnie przez ciebie przemyslane co daje niessmowity efekt. Napisze ze twoje opowiadanie jest bardzo intrygujace i ciekawe. Oby tak dalej.:-P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kate
Nieee! to nie sprawiedliwe!
OdpowiedzUsuńJuż czytając tytuł rozdziału domyślałam się, że to będzie Nott, ale i tak nie mogę w to uwierzyć...
Cholera, jak to przeczytałam, to na jakiś czas wstrzymałam oddech, zapomniałam jak się oddycha, to takie smutne.
Na prawdę strasznie szkoda, że go nie ma, mam nadzieję, że chłopcy się jednak nie załamią :(
Ciekawa jestem co będzie dalej. Masz rację, to kiepski pomysł, by ktoś cię uśmiercił, bo wtedy nie dowiedzielibyśmy się tego ;) no i ogólnie to chociaż smutny, to rozdział jest w porządku.
Pozdrawiam, życzę weny
~Julla
Siedzę, płaczę i nie mam pojęcia, co napisać... Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, ale nie myślałam, że będzie mi aż tak smutno. Cały rozdział wyszedł ci naprawdę fenomenalny, a szczególnie moment śmierci Teodora. Najlepszym dowodem jest na to, że nadal siedzę i płaczę. Tak czy siak, nie mam zamiaru Cię mordować, bo za bardzo nie mogę się doczekać kolejnej notki :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Jak...ty....grr!
OdpowiedzUsuńKurde, rozdziały mają być GENIALNE żeby jakoś zmniejszyć chęć mordu!!!
:'(((((((((
Nosz kurde no! Będę ci tak nawijać! Kurde! Nooo...
Ale że jak to tak. ....
Rozdział super, no z małym wyjątkiem wiadomo jakim. ...
UKATRUPIĘ!
Pozdrawiam, Kat :*
PS wpadniesz do mnie na zmiana-nam-dobrze-zrobi-dramione-love.blogspot.com ;)
To dodało mocy temu opowiadaniu. Owszem, smutno mi, bo o Nott, a wszyscy kochają Notta, ale w tym brutalnym i złym swiecie, to oczywiste, ze ktos umiera, a dzieki temu Twoja historia jest bardziej wiarygodna.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, ze Teodor nie uciekał, bo wiedział, ze i tak prędzej czy pozniej umrze... Mam cały szereg spostrzeżeń co do powodów zachowania Teodora, ale oszczędzę sobie :) super rozdział, jak dla mnie Draco ma racje z powrotem do Londynu. Co z tego, ze oni sa wolni, jak na swiecie zle sie dzieje.
Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału :)
PS przepraszam za bledy i brak polskich znaków, ale pisze z telefonu
Płaczę ;c Teo! Poświęcił wszystko by ci, których kochał byli bezpieczni... Jak poradzi sobie z tym Lena? Co teraz z Draco i Blaisem?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną notkę!
Pozdrawiam,
Rose.
To opowiadanie nigdy nie zapowiadało się na miłą sielankę i nie zdziwiłam się, kiedy postanowiłaś uśmiercić jednego z głównych bohaterów... Oczywiście, w głowie kotłują mi się różnie scenariusze, w których okazuje się, że Teo nie umarł, czy coś i nutka nadziei pozostaje ;)
OdpowiedzUsuńAkcja bardzo wciągające, przemiana Lucjusza intrygująca, jestem mega ciekawa co będzie dalej...
No cóż... ekhem, ekhem... Uwielbiam jak ktoś ginie w opowiadaniach, nie wiem dlaczego. Podoba mi się, ale Teodora najbardziej z nich wszystkich lubiłam... no i tak so so sad... Naprawdę chciałam już wyruszać z moim pogrzebaczem w świat, aby Cię odnaleźć i okładać nim tak długo aż zmienisz zdanie co do śmierci Teo i z edytujesz rozdział... Ale tak poza ty to rozdział bardzo dobrze napisany i akcja fajnie się toczy...
OdpowiedzUsuńEmm, no dobrze. Osobiście uwielbiam postać Teodora i zrobiło mi się bardzo smutno. Jednakże myślę, że nie pozostawisz tak tego i coś wymyślisz. Co się dzieje z Lucjuszem do jasnej Avady?! Blaise jest wspaniałym przyjacielem a Draco, no cóż, Draco to Draco. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że zabiłaś Teo, ale mam jeszcze nikłą nadzieję, że może jakimś cudem przeżył. Ciekawe co zrobią Draco, Blaise i Lucjusz oraz co dzieję się z Hermioną, Leną i Pansy.
Pozdrawiam
Hermione Granger
a ja jestem ciekawa co u Belli :D haha
OdpowiedzUsuńW końcu nadrobilam wszystko ;)
OdpowiedzUsuńRozdziały mnie zaskoczyły,
Spodziewałam sie ,ze Teo umrze,ale jednak mimo wszystko szkoda mi go. Swietna zmiana akcji.
Czekam na wiecej ;)
Zapraszam do mnie na panstwoweasley.blogspot.com
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
<3 mamusiiui...
OdpowiedzUsuńOch musialam ochłonąć po tym rozdziale, tak mi szkoda Teo ale to twoja wizja...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
trochę mnie nie było ale wiadomo- sesja daje w kość...
OdpowiedzUsuńnajsmutniejszy rozdział jaki napisalaś i tak mi żal Teo... :(:(
szkoda szkoda szkoda... bo myślałam do końca, że jednak przeżyje, że porozmawia z chłopakami, Draco coś wymyśli, pomoże mu a tu koniec ...
no coż... weny :)
Super piszesz <3
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie bardzo pojawieniem się Draco w Norze. Gdzie jak gdzie ale jego tam sie nie spodziewałam ^^
Zastanawia mnie jedno. Czemu Draco z Bleisem czuli że, się nie spodkają ??
Chyba nie chcesz uśmiercić Zabiniego,czo??
Mam nadzieje że wszystko dalej już dobrze sie potoczy i Draco będzie szczęśliwy :D
Jak najwięcej Wenyyyyy ;)
A.E.T
Zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej szczegółów - http://another-dramione.blogspot.com/2014/01/liebster-award-ii.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee !!!!!!!
OdpowiedzUsuń/ Tsuki
Bozee jak ja przez cb rycze, jeszcze nigdy nie plakalamprzu zadnych filmach ksiazkach itp a teraz co? Kurwa ty masznormalnie zawalosty talent ale i takcie zabije:*
OdpowiedzUsuńPopłakałam się kiedy Teodor zginął, nawet Lucjusz, który mnie rozśmiesza nie poprawi mi humoru.
OdpowiedzUsuń-Z ponad rocznym opóźnieniem: Zuzia :)
Na początek na wesoło. Lucjusz mnie po prostu rozbroił, a zwłaszcza nieprzytomny. A co to Teodora to mam nadzieję, że mimo wszystko jakimś cudem zmartwychwstanie, bo inaczej ci tego nie wybaczę.
OdpowiedzUsuńboze teodor:(((((
OdpowiedzUsuńumarlam
janiewierze