czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 29 - Zacieśnianie więzi

-Co to znaczy list od twojego ojca? Myślałam, że...
-Że da ci spokój po tym jak zorientował się, że jesteś jedyną osobą, która coś dla mnie znaczy?-dokończył za nią z ironicznym uśmiechem. -To źle myślałaś-stwierdził ze złością.
Zabrał jej list, po czym zaczął go czytać, co chwila głośno przeklinając.
-Co takiego pisze?-spytała po dłuższym czasie dziewczyna. Zirytowanie chłopaka działało jej na nerwy. W końcu nie miała na nic wpływu... Może to dlatego nie mogła powstrzymać się od pełnego politowania uśmiechu?
-W skrócie? Zbliżysz się do mnie, a padniesz trupem-skwitował, wznosząc oczy ku niebu. Zacisnął zęby, po czym zgniótł pergamin i wcisnął go do kieszeni swoich spodni.
-I tyle? Daj to-powiedziała nieprzekonana. Chłopak ewidentnie coś przed nią ukrywał.
-Nie ma potrzeby, choć już stąd.
-Malfoy daj mi ten list!-podniosła głos, patrząc na niego z  determinacją. Nie zamierzała tak łatwo się poddać.
-Nie-odparł, zupełnie nie przejęty tym, że traktuje ją niesprawiedliwie.
-Ten list był do mnie. Mam prawo go przeczytać-stwierdziła uparcie. Wyciągnęła w jego stronę rękę, czekając na to aż w końcu da jej pergamin zapisany przez starszego Malfoya.
Chłopak wywrócił oczami, po czym wyciągnął list z kieszeni i z niezadowoleniem podał go dziewczynie.
-To tylko wyrazy nienawiści i zgorszenia twoim szlamowatym pochodzeniem-powiedział chłodno, dając jej pergamin.
Obrzuciła go wściekłym spojrzeniem, jednak nie dała znać, że jego słowa zabolały. Zamiast tego rozwinęła kartkę i zagłębiła się w jej treść.

Droga Panno Granger!

Piszę ten list, z niezadowoleniem marnując czas na osobę pani pokroju. Dziwię się, jakim prawem chodzi pani spokojnie po ziemi. Szlamy i zdrajcy krwi nie zasługują na życie.
Wracając do tematu... Nie akceptuję i nigdy nie zaakceptuje związku mojego syna z tak nędzną szumowiną. Odczep się od niego, albo Gryfońscy przyjaciele będą wybierali trumnę. Tak to jest groźba. Spróbuj iść z tym listem do mojego syna, a przysięgam ucierpisz nie tylko ty. Potter i cała rodzina Weasleyów jest na mojej liście. 
Pozdrawiam i życzę szybkiej śmierci. Szlamy nie powinny zaśmiecać naszej planety.
                                                 
                                                                                            Lucjusz Malfoy 

-Chciałeś to ukryć? Przez nasz związek moi przyjaciele są w niebezpieczeństwie! Jak możesz być tak samolubny?-spytała ze złością, kiedy w końcu poznała treść listu.
Chłopak wywrócił oczami.
-Sam Czarny Pan nie był wstanie zrobić im krzywdy. Naprawdę sądzisz, że mój ojciec zrobiłby coś takiego? To tylko puste groźby...
-Lekceważenie takich słów to głupstwo, Malfoy-warknęła z irytacją. -Nie pozwolę by moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie...
-Pewnie-zaśmiał się z sarkazmem. -Masz rację. Rzuć wszystko dla kogoś, kto ma gdzieś to co czujesz. Weasley się ucieszy.
-Tu już nie chodzi o Rona, Draco-powiedziała, mrużąc groźnie oczy. -Pozwalasz swojemu ojcu na coś, czego...
-Pozwalam?!-teraz to on był zdenerwowany. -Pozwalam?! Czy ty w ogóle masz pojęcie jak ja się czuje? Nigdy nie chciałem żeby to robił. Ale... To jest mój ojciec, Granger! I wiesz co? Może sobie mordować i wyzywać cię od szlam! Jest moim ojcem i nic nie zmieni tego, że mi zależy. Nie potrafię go nienawidzić tak jak bym chciał, bo prawda jest taka, że moim największym pragnieniem zawsze było bycie zauważonym. Masz pojęcie jak to jest nigdy nie usłyszeć dobrego słowa od kogoś komu chciałbyś za wszelką cenę zaimponować?
-Chcesz powiedzieć, że może wybić mi przyjaciół i na końcu zabić również mnie, a ty dalej będziesz to tolerował?-spytała z niedowierzaniem. W jej oczach pojawił się prawdziwy ból.
Zamilkł, uważnie się jej przyglądając.
-Nie potrafisz mu się postawić, Draco-stwierdziła smutno,  po dłuższym czasie.
-A co twoim zdaniem powinienem zrobić?-spytał z powątpiewaniem. -Mam wrócić do Malfoy Manor i go zabić?
Tym razem to ona nie wiedziała co powiedzieć.
-No właśnie-stwierdził z krzywym uśmiechem, po czym ruszył ku wyjściu z sowiarni.
-To koniec? Zostawisz mnie, bo ojcu się to nie podoba?-spytała z niedowierzaniem, stojąc dalej w tym samym miejscu. Nie potrafiła się ruszyć. Nie teraz, kiedy chłopak którego kochała, zamierzał ją porzucić.
-Godryku! Jesteś beznadziejny,Malfoy! On cię nie pokocha! Pogódź się z tym. To co robisz nie jest go warte.
Chłopak zacisnął zęby, przyglądając jej się ze złością.
 Westchnął ciężko, po czym odwrócił się i podszedł do niej, ujmując jej twarz w dłonie. Nic nie było ważniejsze od niej. Nawet pragnienie uznania u ojca, przyćmiewała miłość do tej dziewczyny, jednak...
-Tak szczerze, Granger. Czy kiedykolwiek, chociaż przez chwilę naprawdę wierzyłaś, że coś z tego będzie? Przecież nie weźmiemy ślubu i nie będziemy żyć długo i szczęśliwie z dala od tego wszystkiego! Więc wiesz? Może lepiej skończyć to, zanim rozstanie okaże się niemożliwe? Wszyscy wyjdziemy na tym lepiej. Nie będziesz mieć na sumieniu przyjaciół, ja nie będę miał kogoś na kim by mi zależało... Lucjusz nie będzie chciał cię zabić, a Ron wreszcie zyska swoją prawdziwą miłość.
-Nie wierzę, że to mówisz-stwierdziła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Ale to prawda, Hermiono-żachnął się, posyłając jej pocieszający uśmiech. -To była wspaniała przygoda, którą po prostu czas zakończyć.

Dziewczyna otworzyła buzię, patrząc na niego z wyraźnym szokiem. Jak mógł mówić o tym tak spokojnie, jakby dawno się z tym pogodził? Jakim cudem był wstanie zdobyć się na ten uśmiech?
Pokiwała przecząco głową, jakby za wszelką cenę starając się wybronić z tej sytuacji.
-Przykro mi-szepnął, po czym pocałował ją w czoło. -Szczęścia na nowej drodze życia beze mnie-dodał, po czym opuścił sowiarnię.

Ona tymczasem nie płakała, ani nie krzyczała. Nie błagała by przy nim został, ani nie zamierzała wyskoczyć przez okno sowiarni zakańczając swój nędzny żywot.
Czuła jedynie jak jej serce rozrywa się na pół. Czuła nieznośny ucisk w piersi i myśl bezustannie przewijającą się przez jej umysł.
To był koniec. Definitywny koniec. Draco Malfoy miał już nie wracać... Wszystko przez głupi list!
A może Lucjusz miał rację? Może szlamy takie jak ona po prostu nie zasługiwały na życie u boku arystokraty pokroju Dracona...

                                                                            ***

Blondyn opuścił sowiarnie, szybkim krokiem zmierzając w stronę lochów. Jedyna pocieszająca myśl była taka, że prędzej czy później i tak musiałby to zrobić. Miał to za sobą, a zerwanie z Gryfonką niosło za sobą wiele korzyści. No może oprócz tego, że będzie mu teraz bardzo ciężko...
Rzucił się na łóżko, ciężko oddychając. Po klątwie rzuconej przez Harry'ego powinien odpocząć. Tymczasem zafundował sobie dzień pełen skrajnych emocji.
-Źle się czujesz, stary?-spytał Teodor, wchodząc do dormitorium. -Ja też padam z nóg-oświadczył, zdobywając się na blady uśmiech. Chłopak miał podkrążone oczy i wyraźnie schudł w ciągu ostatnich dni.
-Jak praca przy szafce zniknięć?-spytał blondyn, przeczesując palcami swoje rozczochrane włosy.
-Ujdzie... To znaczy... mamy problem.
-Musimy to skończyć jak najszybciej. Dokończmy robotę i się zmywajmy-oświadczył głosem wypranym z emocji.
-To znaczy...?
-To znaczy, że powinniśmy uciec. Mieliście rację-stwierdził, po czym naciągnął na siebie kołdrę, uprzednio wydając z siebie westchnięcie zrezygnowania.

                                                                              ***

-Od razu po wtargnięciu Śmierciożerców do zamku, moglibyśmy uciec. Byłoby zamieszanie i nikt nie zauważyłby naszego odejścia...-mówił Blaise, uważnie przyglądając się Draconowi. Coś mówiło mu, że z przyjacielem nie jest do końca w porządku.
-Masz na myśli moment, w którym Dumbeldore będzie zabijany-poprawił go blondyn.
-O co ci chodzi?-spytał z irytacją Teodor. -Nie podoba ci się to, rozumiemy. Ale wiesz... mógłbyś sobie chociaż na chwilę odpuścić i przestać.
-Teodor...-upomniał go Blaise.
-Przepraszam-warknął z irytacją. -Żeby było jasne żaden z nas nie uważa tego za perfekcyjny pomysł. To po prostu lepsze to niż siedzenie w twierdzy Voldemorta...-wyjaśnił nieco spokojniej.
Draco westchnął cicho.
-To ja przepraszam. Macie racje-zgodził się niechętnie. -Musimy odpocząć. Zasłużyliśmy.
Zarówno Teodor jak i Blaise spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
-Co się stało?-spytał drugi, przyglądając się blondynowi z troską.
-Powiedzmy, że to  definitywny koniec z Granger...-wyjaśnił z rezygnacją. -Naprawdę koniec...
-Poszło o coś konkretnego?-spytał Teodor, unosząc w górę jedną brew. Życie miłosne młodego Malfoya naprawdę go interesowało.
-O list do mojego ojca. Tym razem się popisał i wysłał jej wiązankę różnorodnych gróźb i obelg-powiedział, zdobywając się na blady uśmiech.
-Prędzej czy później i tak by do tego doszło...-stwierdził ponuro Blaise. Teodor prychnął pod nosem. -Naprawdę cię to śmieszy? Powinieneś cieszyć się, że ty masz już to dawno za sobą...
-O to chodzi, że do siebie wróciliśmy-powiedział chłopak, krzywo się uśmiechając. -Stwierdziłem, że nie zaszkodzi mi pobyć ostatnie parę miesięcy z moją jedyną miłością-dodał, bez przekonania.
Blaise i Draco spojrzeli na niego z rozbawieniem.
-Wszyscy źle skończymy-stwierdził Zabini, wzruszając ramionami. -Róbmy co chcemy-oświadczył rezygnując z wszelkich dotychczasowych środków bezpieczeństwa.
-Nalejcie mi whisky-zaśmiał się Draco z krzywym uśmiechem, błagalnie wyciągając ręce ku niebu.

                                                                                ***

Musiał się dowiedzieć skąd Lucjusz wiedział o jego związku z Hermioną. Musiał być pewny, że niegdyś szpiegujący go mężczyzna - pijak z baru na rogu Pokątnej, opuścił miasto i zerwał kontakty z jego ojcem. Donosił na niego odkąd starszy z Malfoyów uciekł z więzienia, jednak pod groźbą śmierci musiał uciec z Londynu. Co jeśli Lucjusz poradził sobie i z tym, znajdując nowego szpiega?
Draco i jego przyjaciele byliby zgubieni i choć chłopak nie dawał tego po sobie poznać, bardzo się tym martwił. Nie miał pojęcia kim mógłby być nowy, przekupiony przez jego ojca człowiek. Nie wiedział także co jeszcze może wiedzieć Lucjusz ani jak zamierza wykorzystać tą wiedzę.
Dodatkowym problemem była Hermiona i jej przyjaciele, bo chociaż uważał groźby Lucjusza za zwykłe gadanie, nie mógł tego zignorować. Był zobowiązany chronić Gryfonów, bo gdyby coś im się stało czułby się za to winny. No może... w grę wchodziła także ogromna miłość, którą darzył brązowowłosą dziewczynę i strach, że mogłaby umrzeć z rąk kogoś tak potwornego jak Lucjusz Malfoy.
Nagle w jego głowie zaświtała pewna myśl. Gdyby zabił swojego ojca... Gdyby najzwyczajniej w świecie zakradł się do Malfoy Manor i posłał zielone promienie swojej różdżki w stronę tego potwora... Większość problemów by się skończyło. Nie musiałby martwić się o Hermionę ani o to, że Lucjusz skrzywdzi jej przyjaciół. Pomściłby matkę i może wreszcie sam zacząłby spać spokojnie?
Nie...-szybko odpędził od siebie te myśli. Nie mógł, nie chciał zabijać ojca. Gdyby ktoś inny to zrobił... zapewne odetchnąłby z ulgą ale sam nigdy nie byłby wstanie odebrać my życia.
Hermiona miała rację. Lucjusz nigdy nie spojrzy na niego z dumą ani uznaniem. Nie pokocha go i nie zacznie go szanować. Zrozumiał to w chwili, kiedy zobaczył ból w jej czekoladowych oczach. Kiedy była smutna, bo wybrał ojca zamiast niej. Nigdy tego nie zrobił, dziewczyna źle odebrała jego milczenie. Zawsze była ważniejsza... on po prostu nie był wstanie być z nią jednocześnie definitywnie rezygnując z ojca.
Choć wiedział, że nie może na niego liczyć, w jego sercu bezustannie tliła się nadzieja. Nie potrafił go tak po prostu skreślić. Może był to największy błąd w życiu. Może powinien zacząć żywić do niego prawdziwą nienawiść ale... nigdy nie potrafił.
Szedł ciemną ulicą. Znowu wymknął się ze szkoły. Znowu naraził się na niewygodne pytania, szlabany i zaległości w nauce. Po raz kolejny miał żałować i narażać się na niebezpieczeństwo, ale musiał to zrobić. Musiał pokazać jak bardzo nie podobają mu się czyny Lucjusza.
Malfoy Manor emanowało swoją potęgą pośród ciemnych, gołych drzew. Przypominało teraz bardziej mroczne zamczysko niż luksusową willę bogatych arystokratów. Była noc, dlatego całe podwórko spowite było ciszą, przerywaną jedynie przez świst zimnego wiatru.
-To wcale nie jest przerażające-powiedział cicho, stukając mosiężną kołatką. Mimo to, po jego plecach przebiegł dreszcz. Skrzywił się, kiedy drzwi otworzył mu mały, przepasany poplamioną szmatką skrzat.
-Panicz Malfoy-skłonił się, szerzej uchylając przejście.
Draco wkroczył do spowitego ciemnością domu, nie zwracając najmniejszej uwagi na przerażonego jego obecnością skrzata. W milczeniu przeszedł przez salon, starając się jak najciszej stawiać kroki.
Kiedy zorientował się, że Lucjusza nie ma w pokoju, skierował się do sypialni ojca, gdzie jak miewał mógł go znaleźć.
Otworzył drzwi, a widząc śpiącą w łóżku młodą kobietę mimowolnie się skrzywił. To co wyprawiał jego ojciec było co najmniej obrzydliwe. Wyciągnął różdżkę, po czym podszedł do dziewczyny i zakrywając jej usta dłonią, mocno szturchnął w bok. Obudziła się, wytrzeszczając na niego oczy, a widząc w jego spojrzeniu niebezpieczne szaleństwo, wydobyła z siebie zduszony okrzyk. Całe szczęście, chłopak trzymał na jej ustach rękę.
-Zamknij się, to może cię nie zabije-syknął, starając się być jak najciszej. Kobieta zamilkła, dając mu znać, że może zdjąć rękę z jej ust.
-Gdzie mój ojciec?-spytał, kiedy usiadła na łóżku, zakrywając się kołdrą po samą brodę.
-Bierze kąpiel. Powinien nie długo przyjść-odparła ze strachem.
-W porządku. Zjeżdżaj stąd-oznajmił, wskazując palcem drzwi.
Dziewczynie nie trzeba było długo powtarzać. Zerwała się z łóżka, po czym owijając się w pościel szybko wybiegła z sypialni.

                                                                             ***

Lucjusz wszedł do pokoju, leniwie rozglądając się po pomieszczeniu.
-Betty? Gdzie jesteś słonko?-spytał opadając na puste łóżko. -Mówiłem ci, że masz się stąd nie ruszać... Chcesz żebym się gniewał?-dodał nieco mniej melodyjnym i przyjemnym głosem co poprzednio.
-Jakoś to zniosę-powiedział Draco wyłaniając się z ciemnego kąta. W jego oczach nie było nic oprócz prawdziwej wściekłości.
-Betty... od kiedy zmieniłaś się w tak odrażającą istotę?-warknął Lucjusz, z niezadowoleniem zrywając się z łóżka. Sięgnął po różdżkę, jednak nie miał jej w kieszeni. -Zapewne marzyłeś o tej chwili od wielu dni...-mruknął, uświadamiając sobie, że jest na straconej pozycji.
-Czy ja wyglądam na psychopatę?-spytał chłopak z zażenowaniem. Po chwili złapał ojca za ramiona i rzucił nim o ścianę, z szaleńczym zadowoleniem. Może jednak z jego mózgiem nie było całkiem w porządku...
Lucjusz zaśmiał się cicho, rozmasowując obolałe miejsce. Dzielnie podniósł się z podłogi, zdobywając się na pełen politowania uśmiech.
-Nie chcesz robić mi krzywdy-powiedział uważnie obserwując powstrzymującego się od mordu Dracona.
-Doskonale wiem czego chcę-odparł młodszy z Malfoyów. -Chcę żebyś odpowiedział za to co zrobiłeś-wyjaśnił ze złością. -Żebyś wiedział jak bardzo rujnujesz mi życie.
Odetchnął siląc się na opanowanie. Nie zamierzał wrzeszczeć ani trząść się ze złości. Musiał zachować godny zimnego arystokraty poziom.
-Odpuść, Draco. Doskonale wiem co robię. Nie myśl sobie, że zadany ci ból był nieumyślny. Chcę żebyś wrócił do domu, zaczął żyć jak na członka naszego rodu przystało. Nasze relacje są niezbyt przyjazne, nie sądzisz?  Nie tak powinien zachowywać się ojciec i syn...
Chłopak zaśmiał się z ironią. Szok, który wywołał u niego ojciec był nie do opisania.
-Żartujesz, prawda?-spytał, nie wierząc w słowa Lucjusza. -Chcesz zacieśniać rodzinne więzi?! Po tym co zrobiłeś...?
-Nigdy nie jest za późno, czyż nie? Narcyza nie chciałaby żeby...
-O nie!-przerwał mu stanowczo, mierząc w niego różdżką. -Jeszcze raz o niej wspomnisz, a przysięgam, że nie będę miał skrupułów. Będziesz umierał w męczarniach-poinformował go, bardzo chłodnym tonem.
-Masz rację. Powinienem cię przeprosić za to co się stało. Za bardzo to wszystko przeżywasz... mimo to p-przepraszam-powiedział Lucjusz z niechęcią. -Wypada mi to zrobić zważywszy na ten nieszczęśliwy wypadek, do którego się przyczyniłem. Czy to ma szanse pójść w zapomnienie?
Draco patrzył na niego, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Mimo iż przeprosiny ojca były co najmniej żałosne, chłopak nigdy nie sądził, że Lucjusz się na nie zdobędzie.
-Nie-odparł, nie zastanawiając się długo.
-Synu... pomyśl tylko. Bylibyśmy najbardziej zgraną rodziną. Nie pozwól by ten drobny incydent zniszczył coś tak silnego...
-Ta rodzina rozpadła się długo przed śmiercią mamy-powiedział spokojnie Draco. -Nie wiem co próbujesz...
-Jestem wstanie się zmienić-przerwał mu Lucjusz. -Żałuję tego co się stało. Wiem, że może brakuje mi wielu dobrych cech ale chcę cię odzyskać, synu... Zależy mi na tobie.
Blondyn przyglądał mu się, ze zmrużonymi oczami słuchając marnych kłamstw Lucjusza. Przez chwilę, krótki moment pomyślał, że ojciec może mówić prawdę.
Przez jego umysł przemknęła wizja rodzinnej miłości, spędzonego wspólnie czasu... Zawsze tego pragnął. Chciał uznania, wspaniałej więzi pomiędzy ojcem i synem. Lucjusz oferował mu to, a jedyną zapłatą było wybaczenie czegoś, czego domniemanie żałował...
-Kogo poprosiłeś, żeby mnie szpiegował?-spytał po dłuższej chwili milczenia, bo to po to przyszedł do Malfoy Manor. Lucjusz zamrugał, wyraźnie zbity z tropu. Po chwili doznał olśnienia, przybierając na twarz jeden z najbardziej przesłodzonych uśmiechów jakie posiadał.
-Masz na myśli tego pijaka? Możemy to zaliczyć do tych wszystkich rzeczy, za które cię p-przepraszam?-spytał nieśmiało. -Chłopak już dawno dla mnie nie pracuje...
-A więc skąd wiesz, że spotykam się z Hermioną Granger?-spytał ze złością. Lucjusz ciągle kłamał. Czy chociaż jedno słowo, które wypowiedział było prawdziwe?
-Słucham?-wyjąkał jeszcze bardziej zdezorientowany mężczyzna. Dopiero po chwili powróciła jego pewność siebie. -To szlama, synu. Nie odpowiednia dla ciebie...
-Skąd o tym wiedziałeś?-przerwał mu, mrożącym krew w żyłach tonem.
-Przestań się unosić, dobrze?-odciął się zirytowany Lucjusz. -Mam swoje źródła ale skoro tak bardzo ci to przeszkadza to jestem gotów zaprzestać szpiegowania ciebie i twoich przyjaciół... A co do Granger... Ta szlama miała ci o niczym nie mówić. Zabiję ją! Zabiję jej przyjaciół, zrobię wszystko by poczuła się jak to jest kiedy traci się osoby w swoim życiu. Tak jak ja straciłem twoją matkę, ciebie...
Lucjusz urwał, bo Draco niezbyt delikatnie przyłożył mu pięścią w twarz. Miał różdżkę w ręce, jednak oprócz Avady, do głowy przychodził mu tylko mocny, prawy sierpowy.
-Miałeś o niej nie wspominać-przypomniał na pozór spokojnym głosem. Starszy Malfoy otarł płynącą z nosa strużkę krwi, patrząc na syna ze złością.
-Sam zabiłeś mamę  i sam doprowadziłeś do tego, że mnie straciłeś. Nie waż się obarczać o to winą kogokolwiek innego-dodał wyprowadzony z równowagi. Dopiero po chwili wziął głęboki oddech i wyraźnie się uspokoił. -A co do Granger... Spróbuj jej tknąć, a przysięgam, że cię zabiję. Mimo iż tego nie chce-przyznał cicho. -Nie będziesz moim problemem.
-Nie ruszę Granger-powtórzył Lucjusz. -Czy teraz jesteśmy kwita? Dasz mi czystą kartę?-spytał, a Draco uświadomił sobie, że to na taki moment czekał całe życie.
Skinął głową, ściskając wyciągniętą w jego stronę rękę.

                                                                           ***

-Teodor!-ciemnowłosa dziewczyna wpadła do dormitorium Ślizgonów z paniką wpatrując się w swojego chłopaka, który dotąd leżał spokojnie na łóżku, wczytując się w podręcznik do eliksirów.
-Tak?-spytał, unosząc brwi. W przeciwieństwie do niej, był zupełnie nieprzejęty. Nie miał pojęcia, jak bardzo irytuję ją jego opanowanie. Trzymała w rękach książkę i wyraźnie coś ją martwiło.
-Teodor musisz mnie uważnie wysłuchać...-zaczęła, siadając na jego łóżku. Ścisnęła jego ręce i z przejęciem zamierzała zacząć mówić, kiedy do pokoju wszedł nie wiadomo z czego zadowolony Blaise.
-Teodorze...-zaczął, jednak kiedy zobaczył siedzącą na łóżku przyjaciela Lenę, wyraźnie się ucieszył. -Cześć-przywitał się siadając obok nich. -Nie to, że coś Leno, ale to pokój Ślizgonów. Żaden Krukon nie może sobie tak po prostu tu wchodzić bez zgody wszystkich mieszkańców dormitorium.
-Odwal się, Zabini-warknął zirytowany Teodor. -A tak poza tym ta zasada dotyczy Gryfonów-dodał z zażenowaniem. -Możesz sobie iść?-spytał, widząc twarz wyraźnie zniecierpliwionej Leny.
Brunet przez chwilę siedział w milczeniu, zastanawiając się czy powinien się zgadzać. Po chwili jednak, wzruszył ramionami i opuścił dormitorium, radośnie machając im na pożegnanie.
-Przepraszam. On był ewidentnie pijany. Wiesz, że pijany Zabini to...
-Teodor ja mam ci coś ważnego do powiedzenia!-przerwała mu zirytowana dziewczyna. Była bardzo zdenerwowana. Co chwila przygryzała wargę, patrząc na niego z niepokojem.
-O co chodzi?-spytał zdezorientowany.
-Teodor ty umierasz-wypaliła z prawdziwą paniką.
Chłopak zamarł, przyglądając jej się z wyraźnym szokiem. Po chwili jednak wybuchł histerycznym śmiechem.
-W porządku... Może z dnia na dzień czuję się trochę gorzej i nic mi nie pomaga ale to nie oznacza, że umieram-stwierdził kiedy się uspokoił. Mimo wszystko, sam nie wierzył w swoje słowa.
-Przeczytaj-powiedziała dziewczyna, wciskając mu w ręce grubą książkę.
Chłopak wziął od niej opasły tom, po czym wczytał się w jego treść, co chwila przerywając i rzucając nerwowe spojrzenie w stronę dziewczyny. To nie były miłe wieści.

Klątwa Męczącej Agonii to czarno magiczne, zakazane w 1423 roku zaklęcie. Jego działanie prowadzi do zgonu uprzedzonego wielomiesięcznym, powolnym umieraniem. 
U ugodzonych tym zaklęciem osób, występują różne objawy. Częste omdlenia, zmęczenie, osłabienie układu odpornościowego, ból serca, problemy z oddychaniem, wysoka gorączka i migrena to tylko pierwsze stadium potwornej choroby. Według statystyk ofiara potwornego zaklęcia umiera dopiero od paru do paręnastu miesięcy po rzuceniu klątwy. Po męczących bólach, halucynacjach atakujących obszar mózgu odpowiedzialny za strach, utratach  przytomności i wysokich gorączkach następuje zgon, który jest ulgą dla cierpiącego. 
Nie wynaleziono przeciwzaklęcia ani eliksiru na tę chorobę. 

Zapadła grobowa cisza,  podczas, której chłopak analizował treść zawartego w książce tekstu.
-Nie wiem czy to tę klątwę rzucił na mnie ojciec-powiedział cicho, przenosząc wzrok na Lenę, która ocierała łzy ze swoich policzków.
-A jakie jest prawdopodobieństwo, że to nie to zaklęcie?-spytała z powątpiewaniem. -Przeczytałam każdą książkę na ten temat, każdą kartkę w tym przeklętym tomie! Nie znalazłam tam nic, co byłoby choć w połowie zgodne z twoimi objawami. Jeżeli to zwykła choroba i osłabienie to powinieneś być zdrowy parę tygodni temu-oświadczyła pogodzona ze złym losem. Widać, że była zdruzgotana i usilnie próbowała to ukryć. Po chwili jednak nie wytrzymała i rzuciła mu się na szyję, wybuchając histerycznym szlochem.
-Tak bardzo nie chcę żebyś umierał...-wyrzuciła z siebie, mocno go przytulając.
-Nie zamierzam-zapewnił ją, marszcząc brwi. -Nie wszystko stracone, może jakoś mi się uda...
-Pogadaj z Draconem. Zawsze był w tym dobry, może znajdzie jakieś lekarstwo.
-Nie, nie, nie-zaprzeczył, odsuwając ją od siebie. Ujął jej twarz w dłonie, po czym uważnie spojrzał w jej oczy. -Nikt nie może wiedzieć, słyszysz? Nikt nie może wiedzieć, że umieram, a szczególnie moi przyjaciele.
-Co?! Nie. Teodor oni muszą cię wspierać. Musisz im powiedzieć-zaczęła dziewczyna, jednak on szybko jej przerwał.
-Oni tracą wszystkich po kolei. Każda osoba, na której im zależy nagle odchodzi. Uwierz mi, nasze życie jest trudne bez wiedzy o mojej... niespotykanej chorobie więc błagam nic im nie mów.
-Ale...
-Obiecuję, że się dowiedzą, ale to po prostu nie ten czas. Powiem im, tylko muszę jakoś ich na to przygotować-oznajmił z bladym uśmiechem. -Nie płacz-dodał, ocierając bezustannie spływające po jej policzkach łzy. -Zachowaj je na szczęśliwe zakończenie-mruknął, ponownie ją przytulając.
Nie mogła, płakała dalej.















20 komentarzy:

  1. Łał. To pierwsze co mi przyszło do głowy po przeczytaniu rozdziału. Drugie to : WHAT THE F**K? Draco wybaczył Lucjuszowi? Przecież to Lucek! Okropny śmierciożerca który nie wachał się żeby zabić własną żonę! Po trzecie: Theooooooo! On nie może umrzeć! On przeżyje! Czekam na następny, oby szybko, bo nie wytrzymam!
    Weny,
    Potterhead

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakim cudem draco wybaczyl ojcu? On zabił mu matkę. Zje*bal ż idź k z osoba która kocha. Wtf?
    Ale rozdział magiczny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie... Pragnę zauważyć, że on tylko podał rękę ojcu. To co będzie dalej nie jest takie jednoznaczne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czeeeemu w tym rozdziale są same złe wieści? Draco zrywa z Hermi, podaje rękę ojcu a w dodatku okazuje się że Teo umrze...no nie no!!! Ale rozdział obłędny, zresztą jak każdy :*
    Pozdrawiam, Kat :*
    PS Zapraszam do siebie zmiana-nam-dobrze-zrobi-dramione-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział.
    Aż się popłakałam.
    Szkoda, że wszystko zaczyna się sypać.
    Nadal liczę na happy end.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  6. COO? Teodor ma umrzeć? Jakim cudem? Masakra...wszyscy kogoś tracą. To jest takie niesprawiedliwe;c
    Ale Miona i Draco się rozeszli? Dlaczego?... ;c
    Rozdzial swietny zresztą jak każdy inny <3
    Pozdrawiam i zycze duzo weny ;)
    Czekam na NN xD
    /Charlotte ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O nie,nie, NIE !!!
    Teodor NIE może umrzeć!!! Jak ty nam możesz to robić,co? No jak?
    Dlaczego Dracon dał Lucjuszowi czystą kartę? No dlaczego? J bym go już dawno zabiła ! I jeszcze się z Hermionką rozstał...
    Wszystko im się wali...
    A co do rozdziału to pomijając te smutne wątki,jest świetny :)
    Czekam na następny rozdział,buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. o maaaaaatko ale akcja! Ja... nie wiem co powiedzieć. Najpierw rozmowa Dracona z Lucjuszem, potem wstrząsająca wieść o śmierci... i jeszcze dochodzi fakt, że Draco zerwał z naszą kochaną Hermioną. Może będę dziwna jak to powiem, ale... podobało mi się to. Cholernie mi się podobało.
    Pozdrawiam
    Madi

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez ostatni akapit mam łzy w oczach. Rozdział jest naprawdę rewelacyjny, choć taki smutny i przykry, ale w twoim wykonaniu nawet takie są cudowne ♥ Mam tylko nadzieję, że ostatecznie wszystko skończy się szczęśliwie.
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. O ja cie!!!
    Świetny rozdział!
    Ale nie potrafię sobie wyobrazić Draco i Lucjusza... Draco na powrót staje się jeszcze gorszy, jeszcze bardziej wyprany z uczuć? No nie wiem. Cholernie mnie zaciekawiłaś! A Teo, no co ty? On umierać! WAT?WAT?
    Weny i czekam na ciąg dalszy!
    (No cholernie zaciekawiłaś!)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nikt nie mówił że będzie słodko i kolorowo, a i tak rozdzial jest obłędny :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Droga Olu!
    Rozdział wspaniały! Świetny! Bardzo, bardzo udany. Mam malusieńkie, tyciusieńkie zastrzeżenia dotyczące postaci Lucjusza, ale wytłumaczyłam sobie tę bajkę opowiedzianą przez niego, jako totalne kłamstwo. A młody mu wybaczył? Nie wiem, zobaczymy w następnych rozdziałach. Ciekawi mnie też wątek niby-rozstania. Zastanawia mnie decyzja Dracona... bardzo zastanawia, ale potem się dowiem zakończenia. Choroba Teodora świetnie wpasowała się w ponury tok wydarzeń Twojego Dramione, ta trójka, wszyscy są bohaterami tragicznymi. Każda decyzja prowadzi do zagłady własnego szczęścia. Ciekawe, ciekawe jak zakończysz te wątki...
    Pozdrawiam/ panna Cyzia

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział! ;)
    Draco wybaczył Lucjuszowi? Nie mogę w to uwierzyć. Zostawił Mionę. Załamka życiowa. ;c Ah, i choroba Teodora. Mam nadzieję, że nie jest chory.
    Czekam na następny rozdział. :*
    Pozdrawiam, Maadź. :*
    www.dramione-impossible-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie, nie, nie! Teo nie może umrzeć! Niech oni coś zrobią. Jakby się zastanowić to coś takiego pasuje do klimatu Nokturnu, ale nie zgadzam się. Teodor jest zbyt zajebistym bohaterem, żeby go zabijać :( No i jeszcze ten Malfoy... Co go napadło, żeby zastraszać Hermionę? Jaka szkoda, że rozstali się z Draco :(
    Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach sytuacja Ślizgonów i reszty poprawi się chociaż trochę.

    Pozdrawiam i życzę weny
    ~Julla

    OdpowiedzUsuń
  15. Trafiłam na te opowiadania nie dawno i czytam je nawet przez całą noc po kilka razy, to jest po prostu świetne!

    OdpowiedzUsuń
  16. Same zle wieści... Mam nadzieje ze jakos sie to wszystko wyjaśni :)

    OdpowiedzUsuń
  17. O nieee, biedny Teo !!
    / Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  18. onie, teodor ))):
    tak mi smutno

    OdpowiedzUsuń
  19. Tak coś czułam, że to będzie taka klątwa... Mam nadzieję, że jednak go nie zabijesz :)

    OdpowiedzUsuń